Była ósma rano, więc do odjazdu pociągu miał jeszcze trzy godziny. Nie wiedząc za bardzo, co ze sobą zrobić, krążył wokół budynku dworca w poszukiwaniu miłej kawiarenki, w której mógłby posadzić swoją starą, zmęczoną życiem rzyć. Niestety o tej porze większość lokali była jeszcze pozamykana.
W pewnym momencie minął go staromodnie ubrany jegomość w charakterystycznej czapce z dwoma daszkami. Horacy przystanął. Sherlock Holmes? Ale jak? To przecież postać fikcyjna, w dodatku z przełomu dziewiętnastego i dwudziestego wieku. Zafrapowany ruszył za dziwnym osobnikiem, który minął właśnie oparte o budynek dworca rusztowania i zniknął za niepozornymi drzwiami. Starszy mężczyzna przystanął przed wejściem i powiódł wzrokiem po wyblakłym, niemal pozbawionym kolorów, szyldzie. „Biblioteka podróżna”. Najwyraźniej założyciel tego przybytku wpadł na pomysł, aby korzystającym z usług kolei ludziom umilić czas dobrą lekturą. Stan drzwi i reklamowej tablicy sugerowały, że interes nie idzie najlepiej. Horacy wyobraził sobie, jak postaci z rozmaitych powieści, znużone czekaniem na czytelnika, opuszczają przykurzone tomiszcza i udają się na spacer po mieście. W młodości pewnie uwierzyłby w taką wizję, ale teraz, tym bardziej jako wykładowca z wieloletnim stażem, mógł jedynie uśmiechnąć się do sympatycznej myśli, co zresztą uczynił. Ten cały „Holmes” był pewnie jakimś fanatycznym miłośnikiem książek o detektywie. Świat miał przed łysiejącym już profesorem coraz mniej tajemnic, mężczyzna postanowił więc rozwikłać i tę zagadkę, tym bardziej, że nie miał chwilowo nic lepszego do roboty. A wystarczyło przecież wejść do biblioteki i zagadnąć nieznajomego.
Wielkością łysiny bibliotekarz bił Horacego na głowę, a jego wypolerowaną glacę otaczał wianuszek siwych, długich i opadających swobodnie włosów. W zasadzie pół wianuszka, przerwanego pomarszczonym jak miech akordeonu czołem.
– Czym mogę panu służyć? – zaskrzeczał staruszek, po czym w miłym, w jego mniemaniu, uśmiechu wyszczerzył na Horacego dwa gnijące zęby. Z jego ust czuć było odór kilku substancji, zapewne zabronionych konwencjami genewskimi.
– Szukam pana, który wszedł tutaj przed chwilą.
– Jest w czytelni. – Bibliotekarz zgrzytał jak klucz w zamku od piekielnej bramy, wskazując jednocześnie wysuszonym szponem odpowiednie pomieszczenie. – Ale u nas nie wolno przeszkadzać w czytaniu. Może też pan weźmie książkę? Służę powieścią, którą wziął tamten klient.
Horacy popatrzył na tytuł książki, wydobytej nie wiadomo skąd przez rozmówcę. „Dolina trwogi” Arthura Conana Doyle'a. No jasne, cóż by innego.
– Nie, dziękuję – odpowiedział i spojrzał w stronę czytelni. Wyglądała dość osobliwie. Bardziej przypominała dawny urząd pocztowy, z rzędem telefonicznych kabin ustawionych wzdłuż ściany, tyle że tutaj małe budki nie były przeszklone.
– No to jak? Bierze pan coś? – zaskrzypiała piekielna brama w ustach bibliotekarza. – Klienci czekają!
Nauczyciel spostrzegł, że za jego plecami stanęła młoda dziewczyna ze sterczącymi na boki warkoczami. Wyjął z kieszeni złoty zegarek, przypięty na dewizce. Miał jeszcze dużo czasu do odjazdu pociągu.
– W sumie, czemu nie – odpowiedział. – Niech mi pan poleci jakąś fantastykę. Tylko bez magii poproszę. O, może jakąś apokalipsę.
– Uuu! – suchy starzec zawył jak potępiona dusza. – Szacuneczek. Dobrze, ale reklamacji nie przyjmujemy. Więc może to? – Bibliotekarz zaczął mocować się z wciśniętym między inne, opasłym tomiszczem.
– Nie, nie! Poproszę coś mniej okazałego. O jedenastej mam pociąg.
– Rozumiem. Jakaś szybka zagłada. Proszę bardzo – zazgrzytał, podając cieńszą książkę, zatytułowaną „Inwazja mutantów z Cypriona” – Nasz klient, nasz pan.
Horacy przystał na proponowaną pozycję. Nie chciał dłużej blokować kolejki, w której za rudą dziewczyną stał już wysoki przystojniak w garniturze, z nieco odstającą pod ramieniem marynarką i sympatyczny, choć niezdarny grubasek w przyniszczonym uniformie i z pieskiem pod pachą. Najwyraźniej biblioteka była bardziej uczęszczaną, niż na to pierwotnie wyglądało.
– Ma pan bilet? – Głos bibliotekarza zabrzmiał jak hamujący pociąg. Pytanie zaskoczyło nauczyciela, ale po chwili wyjął z kieszeni kamizelki zadrukowany blankiet.
– Nie, no co pan! Nie na pociąg. Widzi pan tu gdzieś perony? – za plecami mężczyzny zachichotało kilka osób. – Do kabiny w czytelni, czy ma?
– Nie. A gdzie mogę kupić?
– U zawiadowcy stacji. – Znów śmiech za plecami. – No u mnie przecież!
Belfer szybko uiścił opłatę, zabrał książkę i ukrył się w małej, czytelnianej kabinie.
***
Powieść, delikatnie mówiąc, nie była najwyższych lotów. Aż dziw, że ta historyjka została wydana drukiem i nikt pieprzonego grafomana nie pogonił kijem od szczotki albo ścierą od podłogi. Fabułę można było streścić w jednym zdaniu – kosmici najechali Ziemię i sukcesywnie pokrywali jej powierzchnię bezkształtną, półpłynną masą, pochłaniającą kolejno przygłupich bohaterów tej, pożal się Boże, „powieści”. Dno i sześć metrów mułu, czyli zwyczajnie stracony czas. Zdegustowany mężczyzna szybko opuścił kabinę, zostawił książkę na kontuarze i wyszedł z biblioteki.
Starego dworca nie było. Londynu chyba też, bo okolica wyglądała zupełnie inaczej. Stał na platformie magnetycznej kolei i wlepiał wybałuszone gały w ogromne wieżowce i lawirujące wśród nich samoloty i śmigłowce. Uszy więdły od przeraźliwie wyjących syren i huku wystrzałów. Nad miastem wisiały ogromne pojazdy kosmiczne, przypominające suszone grzyby. Z ich powyginanych „ogonków” skapywały obrzydliwe, zielone gluty, rozpełzając się następnie po ulicach. Horacego ogarnął histeryczny śmiech, który był w stanie powstrzymać dopiero, gdy sto metrów od niego, z głośnym plaśnięciem wylądował paskudny zwał zgniłozielonej brei. Powstrzymując się od wymiotów, profesor wbiegł do biblioteki.
– Co to znaczy! Co to ma być? – krzyczał bibliotekarzowi w twarz.
– Reklamacji nie uwzględniamy – wybełkotał starzec, susząc bezwstydnie trzy poczerniałe trzonowce.
Horacy z niedowierzaniem przyglądał się mężczyźnie za kontuarem. Mógłby przysiąc, że to ten sam drań, który przed godziną wręczył mu tego parszywego gniota, ale liczba zębów i ich rozmieszczenie świadczyły o czymś innym.
– Chcę się stąd wydostać.
– Nic prostszego. Tam są drzwi. – Starzec zdawał się być niewzruszonym pokrzykiwaniem klienta, jak i zamieszaniem na zewnątrz.
– Jaja pan sobie robi? Tam… tu… to jest chore! Jak stąd wyjdę, to zginę!
– To po cholerę wybrał pan apokalipsę? – wyskrzeczał starzec. – To co, bierzesz pan inną książkę? Tylko niech się pan szybko namyśla, bo – tu wskazał na przesączającą się pod drzwiami, zieloną maź – za chwilę zamykamy.
– Tak, poproszę. – Profesor położył kilka funtów na blacie. – Tylko już żadnej apokalipsy.
– Co to ma być? Tym chcesz pan płacić? To nie jest miejscowa waluta.
– To brytyjskie funty. – Nauczyciel nerwowo zerkał na wybrzuszające się drzwi wejściowe. – Można je wszędzie wymienić.
– To nie kantor, tylko biblioteka! Nie masz pan miejscowej, to idź se pan wymień.
– Co?! Niby gdzie ja mam… Po co ci, człowieku, miejscowa waluta, jak tego miejsca już zaraz nie będzie?
– Może i racja. – Bibliotekarz podrapał się po łysinie, po czym wskazał suchym paluchem na guzik belfrowskiej kamizelki. – Złoty?
Drzwi z hukiem wypadły z framugi.
– Tak.
Horacy, niewiele myśląc, oberwał jeden z guzików, wręczył staruchowi, po czym chwycił pierwszą z brzegu księgę i pobiegł w kierunku czytelni. Tymczasem bibliotekarz, paskudnie wykrzywiając twarz, starał się umieścić otrzymany drobiazg między dwoma z trzech zębów. Po chwili dało się słyszeć jego zgrzytliwy, jak popsuta skrzynia biegów, głos – No w mordę jeża… Został mi jeden.
***
Po wyjściu z kabiny Horacy minął kolejnego przedstawiciela bibliotecznej braci i choć wiedział czego, się spodziewać, podszedł do drzwi i uchylił je lekko. Silny wiatr sypnął mu w twarz drobinkami kwarcu. Profesor zawrócił. W bibliotece tym razem było więcej osób, które najwyraźniej czekały, aż na zewnątrz skończy się burza piaskowa. Podszedł do lady i spojrzał w nienaturalnie błękitne oczy bibliotekarza.
– Może mi pan łaskawie powiedzieć, jak mam się stąd wydostać? – zapytał. – Tylko niech mi pan nie mówi, że przez te drzwi.
– A co ja mam panu powiedzieć? – Starzec wyglądał na zaskoczonego. – Są jeszcze okna, ale nie polecam. Może pan też przenieść się do innej książki przez czytelnię.
– Ja nie chcę się przenosić do żadnej innej książki. – Nauczyciel starał się zachować spokój. – Nie chcę też pozostać tutaj. Rozumie pan?
– Rozumiem. Co mam nie rozumieć. Zmęczony pan życiem, ludzka rzecz. Jeśli nie wie pan, jak z nim skończyć, mogę polecić panu jakąś katastroficzną, albo apokalipsę.
– Nie! Żadnej apokalipsy! Pan nie rozumie. Chcę wrócić do mojego świata.
– Ależ to żaden problem. Niech pan poda tytuł pana powieści, a ja ją zaraz znajdę.
– Pan nadal nie rozumie. – Cierpliwość profesora była na wyczerpaniu. – Ja nie jestem postacią z powieści. Ja jestem z realnego świata.
Staruszek przez chwilę drapał się po łysinie, po czym jego twarz oszpecił uśmiech, odsłaniający bezzębne dziąsła.
– Ludzie, patrzcie! On myśli, że nie jest postacią z książki! – osoby zgromadzone w bibliotece odpowiedziały gromkim śmiechem. – Człowieku, gdzieś ty się uchował? Wszyscy jesteśmy bohaterami powieści i opowiadań.
– Nie, nie wszyscy! Ja jestem prawdziwy, rozumiesz, PRAW-DZI-WY!
Śmiechy wezbrały na sile.
– Koń by się uśmiał. – Bibliotekarz miał ochotę turlać się ze śmiechu po podłodze, ale wiedział, że potem miałby problem ze wstaniem, więc starał się trzymać pion.
– Ihaha – wydarł się mały, garbaty kucyk, do którego dopiero teraz dotarło, o co chodzi.
– Ja panu wierzę – powiedział drewniany chłopiec z wydłużającym się nosem.
– Nie, no nie śmiejcie się z człowieka. – Za zagubionym profesorem wstawił się niski mężczyzna z wąsikiem, brzęcząc przypiętą u boku szablą. – Trzeba mu jakoś pomóc.
– Ale jak, jak on jest prawdziwy – chichotał jakiś młodzieniec, lewitując między cyborgiem z siekierą a dziewczynką sprzedającą zapałki.
Horacy nie miał już siły się złościć. Zresztą co by to dało? Usiadł na drewnianej ławeczce, ukrył twarz w dłoniach i czekał, aż fale śmiechu osłabną. Zignorował dosiadającego się pluszaka oferującego miód. To wszystko było popieprzone! Wokół same dziwolągi. Banda kretynów! Dlaczego nikt mu nie wierzy? Gdy chichoty ucichły, jeszcze raz podszedł do bibliotekarza.
– Naprawdę nie ma żadnego przejścia do rzeczywistości? – zapytał z nadzieją.
– Nie.
– Można opuścić to miejsce jedynie przez te drzwi, lub poprzez którąś z książek?
– Tak.
– A jak znaleźć właściwą, jeśli się nie zna tytułu.
– Trudna sprawa. – Zadumał się starzec. – Gdybyś był pierwszoplanową postacią z jakiejś powieści, pewnie bym cię rozpoznał. Może przybyłeś z jakiegoś charakterystycznego, niepowtarzalnego miejsca?
– Z Londynu.
– No to klops. Jest wiele książek z Londynem. Mógłbyś spróbować odwiedzić je wszystkie, ale pewnie szybko skończyłyby Ci się fundusze. Wybacz, ale na milionera nie wyglądasz, a podróżne biblioteki muszą pobierać opłatę za każdą wizytę w czytelni. Musiałbyś mieć niesamowite szczęście, aby szybko trafić na właściwą książkę.
Tak, to było to! W Horacego wstąpiły nowe siły. No jasne! Szczęście! Że też wcześniej o tym nie pomyślał. Zaraz wróci do realnego świata i uwolni się od tych wszystkich dziwadeł. Szybko wydobył z kieszeni kamizelki małą fiolkę i łapczywie wypił jej zawartość. Oberwał kolejny guzik kamizelki i podał bibliotekarzowi.
– To za bilet – oznajmił. – Złoty.
– Na pewno?
– Łatwo sprawdzić. Wystarczy ścisnąć zębami.
Starzec łypnął spod oka, a na sali pojawiły się złośliwe uśmiechy.
Horacy Slughorn, z dumnie uniesioną głową, przespacerował się wzdłuż napęczniałych literaturą regałów. Chwycił jeden z siedmiu tomów jakiejś powieści i choć zdał się na ślepy przypadek, wierzył, że dzięki eliksirowi na pewno wybrał właściwie. Na pociąg do Hogwartu już nie zdąży, ale to nic. Byleby wreszcie wyrwać się do realnego świata z tego książkowego matrixa.
Unfallu, chylę czoła nad pomysłem i wykonaniem. Ten tekst jest ŚWIETNY!!!!!
A dlaczego nie mam tu opcji, żeby dodać tekst do Biblioteki, a tylko zaznaczyć ocenę? Już mam.
"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.
[…] posadzić swoją starą, zmęczoną życiem żyć. ---> Unfallu, bój się Quetzalcoatla…
Z jego ust czuć było kilka substancji […]. ---> Hmm. Substancji? Ja bym coś o zapaszkach, odorkach wspomniał…
Wrócę później, albo jutro.
życiem żyć.
RZRZRZRZRZRZRZRZRZR! RZYĆ!
I już czytam dalej…
Ni to Szatan, ni to Tęcza.
I znowu wtopa… A mogłem po prostu napisać “dupa”.
Ale dzięki za poprawki.
Bemik – wielkie dzięki za opinię i nominację.
Cudne, jak dla mnie najlepsze opowiadanie wśród konkursowych. Warte publikacji… Gratuluję!
PS Konik Garbusek!…
Bardzo, bardzo fajne, Unfallu. Urokliwe, no! :)
Świetny pomysł i zaskakujące zakończenie. Opis wymyślonej książki również przypadł mi do gustu.
„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota
Punkcik mówi za siebie ;)
Świetne!
Ni to Szatan, ni to Tęcza.
Ależ mi miło czytać Wasze komentarze – bardzo za nie dziękuję.
Kłaniam się o prawie poranku. Wczoraj nie wyszło, jak to się mówi, ale co się odwlecze…
<>
W zasadzie pół wianuszka, przerwanego pomarszczonym jak akordeon czołem. –> Drobna uwaga: akordeonowi jako całości pomarszczenia przypisać raczej nie można. Miechowi tego instrumentu – jak najbardziej tak.
Lektura, delikatnie mówiąc, nie była najwyższych lotów. –> Lektura to także proces czytania. Zmieniłbym na utwór, literaturę, cokolwiek takiego, by podwójne znaczenie użytego słowa nie wprowadzało lekkiego zamieszania.
[…] kijem od szczotki [,-] albo ścierą […].
Drzwi z hukiem odpadły od framugi. –> Hmm. Odpadły czy wypadły z, wyciśnięte naporem zielonej mazi?
Po wyjściu z kabiny [,-] Horacy […].
[…] wiedział [,+] czego […]
– Nie, nie wszyscy! Ja jestem prawdziwy, rozumiesz, PRAW-DZI-WY! – Śmiechy wezbrały na sile. –> Rozbiłbym to na dwa wiersze.
[…] potem miałby problem wstać […] –> Auć… Problemem bywa coś, nawet ktoś czyimś, problem bywa z czymś… A, co tu się rozpisywać, już przecież wiesz, jak to poprawić.
[…] cyborgiem z siekierą [,-] a dziewczynką […]
<>
Krótko: baaardzo mi się. Nawet tytuł na zakończenie zrozumiałem ;-) , chociaż miałem zamiar zaproponować jego zmianę.
Bardzo fajny pomysł, nieźle przelany na papier, choć myślę, że jak za miesiąc przeczytasz to sobie jeszcze raz, będziesz mógł na chłodno nadać szlif opowiadaniu. Czy to pisane na konkurs z ograniczeniami ilości znaków? Odpuść to sobie, bo szkoda ograniczać tak dobry tekst! Rozbuduj sceny, żeby nie przemykały tak szybko. Może wyjść z tego prawdziwe cacko. Bo, jak dla mnie, jeszcze mu odrobinę do cacka brakuje.
Horacy wszedł do biblioteki, bo zaintrygowała go postać przypominająca Holmesa. I natychmiast stracił nią zainteresowanie. Dlaczego? Wolał zużyć czas na czytanie bzdetu, zamiast rozwikłać zagadkę?
Adamie – wielkie dzięki za poprawki i komentarz. Ze wskazówek oczywiście korzystam.
Tfurco – bardzo dziękuję za opinię. Tekst powstał spontanicznie pod wpływem konkursu właśnie. Mam kilka ulubionych opowiadań, do których będę musiał powrócić i rozbudować, przemeblować, bądź napisać od nowa. Ten tekst też trafi na listę.
Horacy rzeczywiście dość szybko stracił zainteresowanie detektywem, ale skoro ten zniknął w kabinie, nie bardzo było jak zagadkę rozwiązać. Przyjąłem, że skoro Horacy dowiedział się, jaki tytuł tajemnicza postać wypożyczyła i była to powieść o Holmesie, uznał, że teoria o ekscentrycznym fanie serii jest odpowiedzią. Faktem jest, że posłużyłem się Holmesem jako wabikiem na Horacego, dając pierwszy ślad czytelnikowi co do fabuły. W końcu bibliotekarz nie bez powodu proponuje Horacemu tę samą książkę.
Dzięki i pozdrawiam.
Zakładasz, moim zdaniem mylnie, że każdy wie, co to “Dolina trwogi”. Moja sugestia jest taka, że warto dodać jakieś zdanie, które objaśni czytelnikowi, czemu Horacy uznał sprawę za rozwiązaną.
Nooo, bardzo ciekawy pomysł :)
"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066
Tfurco – zapewne masz rację. Dodałem do tytułu nazwisko autora, bardziej jednoznacznie kojarzone z Holmesem.
DJu – dziękuję za odwiedziny i miły komentarz.
Fajne opowiadanie, bardzo przyjemnie się czyta.
Bardzo ciekawy pomysł ; ) Ale i ja przyznam, że szkoda, że przytrzymał Cię limit znaków, bo trochę bardziej rozbudowane i z bardziej narastającym klimatem byłoby toto dużo, dużo lepsze.
Tak się tylko zastanawiam… z książek wiadomego cyklu wyraźnie wnika, że społeczność, do której przynależy bohater, w nosie ma dokonania/kulturę tej drugiej społeczności. Czy bohater tak naprawdę miał więc szansę czytywać sir Artura Conan Doyle’a w dzieciństwie? Nie wydaje mi się…
"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr
Limit? Toż to połowa limitu wykorzystana, dało się śmiało pociągnąć. ;-)
Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki
Tak? ; P A to tym bardziej szkoda ; )
"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr
Za krótko piszę – zawsze tak miałem. Może dlatego, że zaczynając pisać mam już koncepcję zakończenia i brak mi cierpliwości, aby do niej powoli dążyć. Muszę nad tym pracować.
Dzięki za komentarze.
A próbowałeś pisać od końca? U mnie zakończenie powstaje często przed początkiem tekstu. Dzięki temu nigdzie się nie spieszę i wiem, gdzie chcę dojść. Choć często bywa tak, że w trakcie pisania potem to zakończenie muszę wyrzucić, bo znalazłem ciekawsze rozwiązanie.
Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki
Przy długich tekstach najpierw rozpisuję plan i zapisuję konkretne sceny, w tym często końcówkę. Przy krótkich piszę ciągiem od początku do końca, a ten miał być w założeniu właśnie takim króciakiem. Jednak czasem przy takich spontanicznie pisanych opowiadaniach mam gonitwę myśli, i wszystkie jednocześnie chcą być zapisane, więc za bardzo pędzę do przodu. Jakoś będę to musiał opanować. Może, po zapisaniu całości, jeszcze raz, ale już na spokojnie, pisać całość w oparciu o to, co powstało za pierwszym razem.
A to akurat zawsze jest dobry pomysł. Tym bardziej, że wiesz już dokładnie co następuje później, więc możesz w tekst wpleść wiele dodatkowych smaczków, pozwalających odbierać późniejsze wydarzenia w szerszym kontekście.
Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki
Warunki konkursu spełnione. Co najmniej dwukrotnie.
Duch – brak.
Język – nie mam zastrzeżeń. Chociaż, sądząc po komentarzach, było gorzej.
Pomysł bardzo ciekawy. Niby już czytałam mnóstwo tekstów o książkach przenoszących do swojego świata, ale w ten sposób – jeszcze nigdy. A za zaskoczenie na końcu dodatkowy plus.
Kliknęłabym na Bibliotekę, gdybym jeszcze mogła.
Babska logika rządzi!
Finklo – dzięki.
Z duchem miałem problem. Każda postać (poza bibliotekarzami) występująca w opowiadaniu, miała być bohaterem książki, w miarę łatwym do zidentyfikowania. Trochę kombinowałem z duchami z “Opowieści wigilijnej”, ale wychodziło sztucznie i dałem spokój.
Hmmm. Może ojciec Hamleta? Widmo krążące po Europie? Jeśli to drugie można nazwać literaturą…
Babska logika rządzi!
Widzę, że moja uwaga, że bohater raczej nie czytał Conan Doyle’a, została zignorowana ; P A szkoda, bo dla mnie nadal stanowi lukę fabularną i to poważną.
Wprost napiszę: społeczność czarodziejów miała własnych celebrytów, piosenkarzy, pisarzy, a wszystko, co mugolskie, traktowane było jak gorsze i żadna szanująca się czarodziejska rodzina nie tykała tego nawet końcem miotły. A bohater był czarodziejem czystej krwi i nawet jeśli później kumplował się z Dumbledorem, który łaskawym okiem patrzył na mugoli, w dzieciństwie styczności z taką książką jak Przygody Sherlocka Holmesa raczej nie miał.
Czepiam się? Być może. Ale uważam opowiadanie za dobre i żal mi, że mi się rozjeżdża logicznie. Dlatego ciekawa jestem, jak autor mi odpowie – o ile w ogóle.
"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr
Joseheim – Artur Conan Doyle był wolnomularzem, spirytystą, przyjaźnił się z Harrym Houdinim, jednym z najsłynniejszych iluzjonistów – jesteś pewna, że był mugolem? ;)
Wybacz, że nie odpowiedziałem od razu, a zająłem się kwestią długości opowiadania. Trudne i zasadne pytanie. Na wypadek, gdyby jednak w świecie Horacego Doyle okazał się mugolem, wyciąłem informację o czytanych w dzieciństwie książkach, która niewiele wnosi, a jak słusznie zauważyłaś, stoi w kontrze z naturą potterowskiego świata.
Dzięki.
Super opowiadanie.
"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "
Dzięki, Koiku.
Och, świetne po prostu. Bardzo mi się podobało:)
”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)
Dzięki, Alex.
Ja Cię kręcę …. Powiedzieć, że dobre, to jakby kliknąć “lubię to” na fb :P Co za pomysł.
Jedna rzecz mi się nie podobała. Bohater zjawia się w kolejnej Bibliotece i czytam opis:
W bibliotece tym razem było więcej osób, które najwyraźniej czekały, aż na zewnątrz skończy się burza piaskowa.
Wyobraziłam sobie po prostu jakichś ludzi, a tu się później okazało, że cała menażeria tam siedzi, łącznie z Pinokiem, konikiem garbuskiem i Kubusiem Puchatkiem. Czemu Autorze nie powiedziałeś mi o tym wcześniej? Czy bohater nie zauważył wcześniej w jakim towarzystwie się znalazł? Wiem, że uciekł przez chwilą przed zagładą, ale jednak…
Poza tym bardzo fajny tekst.
Smutna kobieta z ogórkiem.
Prokris – wielkie dzięki.
Virginio – Masz rację. Założyłem, że Horacemu bardzo się spieszyło do wyjścia i nie zwracał szczególnej uwagi, ale to niczego nie tłumaczy, tym bardziej że pośpiech trzecioosobowemu narratorowi wcale nie musiał się udzielić. Muszę pomyśleć, jak to rozwiązać. Dzięki.
Zastanawiałam się z jakiej powieści pochodzi Horacy, myślałam że okaże się po prostu bohaterem opowiadania jakiegoś Unfalla, a tu niespodzianka ;-) Fajny, inteligentny pomysł.
W końcu dotarłam. Po wielu perypetiach i niemal doszczętnie spłukana, bo w międzyczasie przeczytałam to i owo, za każdym razem kupując bilet. Ale było warto!
Znakomity pomysł i świetne opowiadanie. Tylko szkoda, że takie krótkie.
„Wyjął z kieszeni złoty zegarek, upięty na dewizce”. – W jaki sposób zegarek upięto na dewizce – czy był udrapowany w swobodne fałdy, czy raczej misternie spleciony, jak kok na głowie elegantki? ;-)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
I ja nadrabiam zaległości. :-)
Nie jestem tu długo, ale jak widzę, że autorem opowiadania jest Unfall, to wiem, że to nie będzie czas stracony. I tu też się nie rozczarowałem – baaaaardzo mi się podoba.
Lubię Cię Unfallu! ;-)
Niech co Krwawy Hegemon?!!
Dreammy, Regulatorzy, Stefo – bardzo Wam dziękuję.
Unfallu, cóż ja mogę dodać :)
Opowiadanie bardzo, bardzo fajne, nauczyłam się czegoś nowego (tak, tak, nie czytałam HP), aż by się chciało więcej :)
Pomysł rewelacja, tym bardziej, że po pospiesznym sprawdzeniu dossier imć Horacego okazuje się być mile zakręconym w końcówce.
I tytuł dobry i po poprawkach błędów trafiłem, więc powiem tylko – szałowy, lekki i świetnie napisany szorcik. Za drugim razem też ;-)
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
Iluzjo, Rybko – dzięki. Ja też jestem nieco na bakier z HP, ale byłem pewien, że o pociągu do Hogwartu każdy słyszał, więc końcówka będzie zrozumiała dla wszystkich, a ci, którzy znają Horacego, albo sprawdzą jegomościa, załapią też szybko, o co chodziło z eliksirem.
Na początek będę wybrzydzał. Coś mi nie podeszło na początku drugiego akapitu. To zapewne de gustibus, w dodatku mam problem ze zdefiniowaniem o co mi się rozeszło. Chyba o takie zupełne bezrefleksyjne stwierdzenie bohatera: o Sherlock. Niby niemożliwe, ale pierwsza myśl jest właśnie taka. Nie, że podobny, czy coś. No, ale mówię, że się czepiam.
Dalej było świetnie! Przeczytałem jednym tchem i z uśmiechem. A, teraz lecę nominować!
EDIT: literówka.
"A jeden z synów - zresztą Cham - rzekł: Taką tacie radę dam: Róbmy swoje! Póki jeszcze ciut się chce! Róbmy swoje!" - by Wojciech Młynarski
Dobre opowiadanie. Mam podobne odczucia jak kolega powyżej, jeśli chodzi o część o Sherlocku Holmesie. Poza tym akcja “Harrego” chyba dzieje się w podobnym czasie do przygód londyńczyka, a Twój bohater myśli o nim jak o postaci z dalekiej przeszłości. W każdym razie cały ten akapit jest – w moim odczuciu – trochę niewyraźny. No, ale potem jest lepiej.
Jeszcze kilka rzeczy mi zgrzytnęło, ale skoro wszyscy pieją, że jest super, to pewnie jest.
Pozdrawiam
Mastiff
Nie no, Bohdanie, akcja HP rozgrywa się w czasach obecnych – mugole mają samochody, samoloty i telewizory, a Hagrid jeździ stuningowanym motocyklem.
Babska logika rządzi!
Tak? No to sory.
Mastiff
KPiachu – wielkie dzięki za komentarz i nominację. Z drugim akapitem pewnie masz rację. Użyłem Holmesa jako wabika i nie poświęciłem temu zbyt wielkiej uwagi.
Bohdanie – także dziękuję. Tekst może zgrzytać, bo był pisany spontanicznie, z przyjemnością i dla przyjemności, z pewnością dałoby się go jeszcze dopracować. O piórkach w trakcie pisania nie myślałem, a i o konkursie z pewną rezerwą.
Ogólnie rzecz biorąc, podoba mi się idea tekstu – bohater poznaje swój rzeczywisty status, czyli że jest wytworem czyjejś wyobraźni i bohaterem literackim. Raczej z kolei nie trafia do mnie sposób realizacji tego pomysłu – tj. zboczenie humorystyczne i lekki finał. To z kolei może być jednak związane z moim zboczeniem literackim – to znaczy ja bym widział ten pomysł, wykonany na bohaterach pokroju smutnych inkwizytorów, gestapowców, stalinowskich oprawców, czy ubeków – którzy nagle orientują się, że są tylko czyimś wymysłem, że inne wymysły oceniają ich jako złych, że… – rozumiesz, wiele ciekawych pytań się rodzi, na które warto by poszukać jakichś odpowiedzi ; )
I po co to było?
Pomysł na plus, wykonanie bardzo fajne oraz postać bibliotekarza i jego dialogi z Horacym – bardzo dobre. Opko lekkie i przyjemne.
Miło było zajrzeć do Twojej Biblioteki ;-)
Bardzo się cieszę z nominacji, bo dzięki niej mój tekst wzbogaca się o kolejne, cenne komentarze. Wielkie dzięki.
Syf.ie – bardzo ciekawa koncepcja. Mogłoby wyjść coś bardzo interesującego.
Z moim pisaniem jest tego typu problem (pewnie wiele osób tak ma), że to co piszę, zależy od nastroju. Gdy mam dobry humor, powstać mogą jedynie lekkie teksty i za pomysły na cięższe rzeczy nawet się nie biorę. Stąd biblioteka wyszła taka, a nie inna. Mam jedynie nadzieję, że Twoje preferencje (smutni inkwizytorzy, gestapowcy i oprawcy) nie wynikają z jakiegoś przygnębienia, czy czegoś w ten deseń.
Domku – miło było Cię w mojej bibliotece gościć.
Dziękuję za komentarze i pozdrawiam.
Twoje preferencje (smutni inkwizytorzy, gestapowcy i oprawcy) nie wynikają z jakiegoś przygnębienia
Nie, nie – tak po prostu jest. Owszem, humor jest ważny, ale ja nie jestem szczególnie zabawnym człowiekiem, a zatem i moje preferencje nie zmierzają w tym kierunku. Brud, smutek i zaraza wydają się po prostu ciekawsze ; )
I po co to było?
Pomysł ciekawy, napisany całkiem fajnie i żartobliwie. A i tożsamość głównego bohatera okazuje się sporym zaskoczeniem.
Uuu… aż pozazdrościłem takiego fajnego pomysłu. Świetne opowiadanie, gratulacje.
Vyzarcie, Zygfrydzie – bardzo Wam dziękuję.
Przed użyciem zapoznaj się z treścią ulotki dołączonej do opakowania, bądź skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż każda uwaga niewłaściwie stosowana zagraża Twojemu życiu lub zdrowiu.
Sherlock Holmes? Ale jak? To przecież postać fikcyjna, w dodatku z przełomu dziewiętnastego i dwudziestego wieku.
Wolałbym to subtelnie ujęte, bo w tej chwili wyszła łopatologia. Zresztą cały początek to łopatologia.
Nauczyciel spostrzegł, że za jego plecami stanęła młoda dziewczyna ze sterczącymi na boki warkoczami.
O! Tak powinno być od początku.
susząc bezwstydnie trzy poczerniałe trzonowce
?
Zignorował dosiadającego się pluszaka, oferującego miód
Zbędny przecinek. A w ogóle to zdanie okropnie brzmi.
– Ludzie, patrzcie! On myśli, że nie jest postacią z książki! – osoby zgromadzone w bibliotece odpowiedziały gromkim śmiechem. – Człowieku, gdzieś ty się uchował? Wszyscy jesteśmy bohaterami powieści i opowiadań.
Gromki śmiech w bibliotece? Czy w bibliotekach zazwyczaj nie jest cicho?
Mam problem z tym tekstem, bo pomysł mi się podoba, choć nie jest nowy. Konkretnie podoba mi się, że autor pokombinował. Duży plus za intertekstualność. Lubię takie zabawy z czytelnikiem :)
Fajne są nawiązania i w dalszej części dużo lepiej wychodzą niż na początku.
A teraz pomarudzę.
Wrócę do tego: "Sherlock Holmes? Ale jak? To przecież postać fikcyjna, w dodatku z przełomu dziewiętnastego i dwudziestego wieku."
Tak myśli bohater czy narrator?
Bo jeśli narrator, to mam wrażenie, że traktuje czytelnika jak idiotę, któremu trzeba wszystko łopatą do łba wbić i przyklepać.
Jeśli natomiast są to myśli bohatera, to zastanawiam się, kto normalny zadaje sobie takie pytanie? Jakbym zobaczył kogoś takiego, to pierwsze skojarzenie – przebieraniec; może na jakiś bal, cosplay czy szalony aktor, który zapomniał się przebrać. Mało prawdopodbne, żeby ktoś pomyślał, że właśnie zobaczył fikcyjną postać.
Dodatkowo skoro Horacy jest tym, kim jest, to chyba powinien być przyzwyczajony do różnycyh dziwnych strojów.
Właściwie ten początek popsuł mi dalszą część lektury, bo sprawił, że tekst stał się przewidywalny. Jest mowa o fikcyjnym Sherlocku w "prawdziwym" świecie, więc już coś nie gra. Do tego bohater ma na imię Horacy, więc istnieje duże prawdopodobieństwo, że sam jest postacią książkową. Choć akurat dokładnie jego tożsamości się nie domyśliłem.
A gdy na horyzoncie pojawiła się biblioteka, wszystko stało się jasne i wiadomo, jaki będzie koniec.
Kolejny zgrzyt to bohater – zachowuje się naiwnie i nieporadnie. A przecież jest czarodziejem! Korzysta z tego dopiero na samym końcu, a dlaczego nie wcześniej?
Lepiej sprawdziłby się tutaj bohater pozbawiony zdolności magicznych.
W końcu rodzi się pytanie, dlaczego bohaterowie innych powieści wiedzą, a on nie? Czarodzieje powinni raczej wiedzieć w pierwszej kolejności. W końcu nie takie rzeczy już widzieli.
W ogólnym rozrachunku pomysł fajny, wykonanie gorsze, warsztat sprawny. Wychodzi, że opko jest średnie.
Pozdro!
B.A.
I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!
B.A. – Bardzo Ci dziękuję za obszerny i rzeczowy komentarz. Z uwagami nie będę dyskutował, bo są zasadne. Przetrawię je sobie, wezmę do serca i jestem przekonany, że wraz z innymi komentarzami pomogą mi pisać lepiej. Mam nadzieję że w moich tekstach widać jakiś progres. Ucieszy mnie każda Twoja wizyta pod moimi tekstami, bo tego typu komentarze bardzo sobie cenię.
Pozdrawiam.
Cieszę się, że mogłem pomóc :)
Ucieszy mnie każda Twoja wizyta pod moimi tekstami
Be careful what you wish for…
I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!
B.A. – nie krępuj się. Fazę genialnego (we własnym mniemaniu) debiutanta mam już dawno za sobą, a moje pierwsze, cudowne opowiadania przeniosłem do kopii roboczych. Nie wstydzę się ich, ale teraz uważam, że ich czytanie to strata czasu, choć dla mnie są wartościowe, szczególnie z umieszczonymi pod nimi komentarzami.
Z pisaniem jest trochę tak, jak z nauką obcych języków – jeśli ktoś nie zwróci nam uwagi na popełniane błędy, to popełniamy je nadal. Tak więc krytyka, nawet ostra, jeśli zasadna (choćby subiektywnie), bardzo mile widziana.
Cieszy mnie takie nastawienie. Postaram się zaglądać :)
Pozdro!
B.A.
I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!
Chyba każdy ma za sobą opowiadanie z kompilacją znanych i lubianych postaci w tle. Szkoda, że tu to tło jest najważniejsze, a poza nim całe opowiadanie to jeden wielki bzdet. Zacytuję klasyka:
“Aż dziw, że ta historyjka została wydana drukiem i nikt pieprzonego grafomana nie pogonił kijem od szczotki albo ścierą od podłogi. Fabułę można było…” streścić jednym zdaniem – wesoła historyjka z galerią postaci wyjętych ze wszystkich znanych książek.
I hate my life and I hate you
…wesoła historyjka…
No widzisz – takie było założenie, więc coś się udało. A że w druku tego opka nie było i nie będzie, to się kija i ścierki też nie muszę obawiać. W każdym razie wielkie dzięki za tendencyjny komentarz, pisany pod wpływem negatywnych emocji ;)
Wiem,że niektórym ciężko przyjąć krytykę i wszystko zrzucają na karb negatywnych emocji, bo “jakoś trzeba się usprawiedliwić”, ale po prostu przyłóż się do historii, którą chcesz przekazać. Ja rozumiem,że miało być śmiesznie, ale jak chcę coś śmiesznego przeczytać to wyszkuję sobie jakiś krótki kawał, najlepiej zagadkę – rezultat ten sam, a przynajmniej czas zaoszczędzę.
I hate my life and I hate you
Ok, przyjmuję krytykę – fabuła Cię rozczarowała. Zapamiętam, aby następnym razem Ciebie rozśmieszać krótkimi dowcipami, aby nie marnować Ci czasu. Dodam tylko, że czytanie moich opowiadań nie jest obowiązkowe, więc za zmarnowany czas odpowiedzialności nie biorę.
Wiem, ale reklamowanie ich na stronie mówi samo za siebie. Wrzucasz je tu, bo masz pewność,że są dobre. A na dobrą sprawę wisisz mi kilkanaście minut z życia.
I hate my life and I hate you
A na dobrą sprawę wisisz mi kilkanaście minut z życia.
No to jesteśmy kwita, bo ja przy Twoich tekstach też nieco czasu straciłem.
Moje są krótkie i treściwe, twój jest długi i tej treści pozbawiony:)
I hate my life and I hate you
Różnie definiujemy pojęcie “treść”, więc tego dylematu we dwóch nie rozstrzygniemy, a skoro Ty masz o innych portalowiczach zdanie takie, jakie masz, to utknęliśmy w martwym punkcie ;)
Nie o wszystkich:)
I hate my life and I hate you
Katedro – wyzwanie dla Ciebie – znajdź dobry tekst wśród tych, które zamieścili krytykujący Cię użytkownicy :D
"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066
Może być przeciętny albo “ujdzie w tłumie podobnych”?:)
I hate my life and I hate you
Znajdź taki, po którym powiesz “wow”.
"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066
Wszystkie moje? :P
Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)
Nie, berylu :)
"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066
Nie moja wina, że się nie znasz :|
Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)
Szukam od kilku godzin i nie mogę znaleźć
I hate my life and I hate you
Biorąc pod uwagę, że zaglądasz głównie do swoich, to jakoś mnie to nie dziwi :)
Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)
Biorąc pod uwagę,że łazisz za mną po opowiadaniach, to raczej się od ciebie nie uwolnię:)
I hate my life and I hate you
Bo to przypadek że kilkunastu autorów z tego portalu zadebiutowalo w oficjalnym obiegu. Przypadkiem kilka wydawnictwa wydrukowaly i ich ksiazki. I przypadkiem wygrywają branżowe konkursy.
Dostarczasz mi dodatkowej rozrywki, no to co mam nie łazić? :) Może nie umiesz pisać i lubisz trollować, ale przynajmniej masz tę zaletę, że można się ubawić czytając Twoje komentarze. Takie trollowanie przynajmniej jest jakimś stopniu produktywne :)
Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)
belhaj Robienie konkursów między userami i wzajemna publikacja tekstów to żaden wyczyn
A więc teraz będziesz mnie tak długo prowokował aż zniszczę twoją marną osóbkę i dostanę bana? Nasz klient, nasz pan!
I hate my life and I hate you
Pisałem o konkursach branżowych, a nie portalowych. Myślałem, że taki erudyta jak ty rozróżnia te pojęcia.
Jeżeli wydaje Ci się, że możesz kogokolwiek “zniszczyć” to gratuluję wielkiej wiary w siebie :) Żyj dalej z tym przekonaniem, dobre samopoczucie to podstawa.
Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)
Branżowe? Masz na myśli konkurs Biedronki, Lidla i jakiejś lokalnej piekarni? :)
beryl
Racja, niektórzy dość się już w życiu nacierpieli:D
I hate my life and I hate you
I teraz muszą sobie odbijać w internecie, przekonując samych siebie, że są w stanie kogoś “zniszczyć”? Masz rację :)
Ale – edytuj swoje komentarze i nie dodawaj jednego pod drugim, bo będę takie posty usuwał. Ostatnie połączyłem.
EDIT: A tak poza tym, to dosyć tego – to opowiadanie Unfalla i nie będziemy tutaj więcej offtopować. Jak chcesz porozmawiać o samym opowiadaniu, to proszę bardzo. A ja tymczasem uciekam zająć się ważniejszymi rzeczami. Bądź grzeczny.
Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)
To że na portalu jest informacja o konkursie organizowanym przez biedronke to żaden powód do hanby. Zważywszy że wymaganym utworem jest powieść dla dzieci w która łatwojest wplesc watki fantastyczne. A o fantastyce przecież ten portal traktuje. Dodatkowym plusem jest wysoka nagroda.
O biedronkowym konkursie możecie porozmawiać w przeznaczonym do tego temacie:
http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/13438
Ucinamy offtop.
Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)
belhaj Hehe to mówisz będziesz dumny jak dostaniesz dyplom za zajęcie N miejsca w konkursie literackim organizowanym przez Wizir?:D Niektórzy to mierzą wysoko, cholera:D
I hate my life and I hate you
Będę dumny jak ty docenisz moje opowiadanie. Powinieneś poszukać pracy jako krytyk literacki.
Obecnie z powodzeniem krytykuję filmy, więc czemu nie!
I hate my life and I hate you
Jak powiedział beryl – koniec offtopa.
"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066
Bardzo fajne opowiadanie. Przeczytałam z przyjemnością i w głowę zachodziłam z jakiej to książki jest nasz bohater. Odpowiedź była zadziwiająco prosta. :)
"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll
Bardzo dziękuję, Morgiano :)
Fajne :)
Przynoszę radość :)
Dobre, pomysł i wykonanie. Oby ktoś (redakcja, loża czy też właściciel portalu) nie wykorzystał pomysłu z opowiadania do biletowania tutejszych opowiadań, bo Autor będzie miał przechlapane.
Dzięki