- Opowiadanie: michal3 - Transplantacja umysłu

Transplantacja umysłu

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Transplantacja umysłu

Skąpany w letnim słońcu Waszyngton jawił mi się jako coś niesamowitego i irracjonalnego. Jeszcze kilka godzin temu piłem piwo w londyńskim pubie, a teraz podchodzący do lądowania samolot wysuwał podwozie. Żałowałem, że zostawiłem Julię samą w szpitalu, ale musiałem tutaj przylecieć. Jej drobne dolegliwości absolutnie nie mogły przesłonić tego wiekopomnego wydarzenia, które miało rozegrać się na moich oczach już za kilka godzin.

Gdy wszedłem do Howard University Hospital, przywitało mnie kilku lekarzy. Wymiana uprzejmości się przeciągała. Chciałem już wejść na salę.

– Nareszcie – usłyszałem z daleka szorstki niczym papier ścierny głos Martina Grandsona. Stanął naprzeciw, wytarł czyste ręce o fartuch, po czym uściskał mnie serdecznie. Uśmiech nie schodził z jego twarzy. – Chodź.

Poszedłem za nim.

Grandson skończył już siedemdziesiąt sześć lat, a jednak nadal prezentował się niczym lekkoatleta. Smukły, gibki, uparty. I nawet liczne plamy naskórne przypominające tyfus nie zrażały. W głębi duszy od zawsze wiedziałem, że ten wnikliwy człowiek, pełen hartu ducha i rzadko występującej w tych czasach skromności jako pierwszy dokona medycznego przełomu na miarę XXII wieku.

Pierwszy raz spotkaliśmy się na konferencji w Warszawie, było to chyba trzydzieści lat temu. Wygłosił wtedy płomienny wykład o mózgu, umyśle i jaźni.

 

…Jeszcze kilka wieków temu ludzie umierali na zapalenie ślepej kiszki. Tak prozaiczna i nieistotna choroba zbierała śmiertelne żniwa nie tylko w Europie, ale i w Ameryce. Te dwa najbardziej rozwinięte obecnie regiony na świecie nie potrafiły sobie poradzić ze ślepą kiszką! Słyszycie mnie!? Ślepą kiszką! Wątłość naszego ciała jest karygodna!…

…Pamiętam jak pierwszy raz zetknąłem się z pracami George’a Herberta Meada. Jakbym dostał kastetem w twarz! Czułem jak kruszą mi się zęby, jak pęka gałka oczna. On doskonale rozumiał, że umysł jest pewną niemierzalną jakością… Procesem… W toku naszego miernego życia na tym padole łez kształtujemy go od pierwszego dnia, aż po grób. Stykamy się z tym paskudnym otoczeniem licząc na to, że pewnego dnia dojdziemy do czegoś w życiu, że coś osiągniemy. Uczymy się mówić. Komunikujemy się z drugim człowiekiem. Po co?…

…Mead nie rozumiał tylko jednego. Umysł jest rzeczą duchową!!! Jest!!! Można go wyabstrahować, tylko że nie dysponujemy jeszcze odpowiednimi narzędziami. Nie wiem, może trzeba by skonstruować machinę podobną do tej z „Pogromców Duchów”…

…Postęp jest nieunikniony. Ciało jest tylko pojemnikiem. Skoro jesteśmy w stanie przelać ciecz z jednej szklanki do drugiej, to dlaczego nie możemy tego zrobić z umysłem? Pamiętajcie: nie dlatego, że to niemożliwe, a dlatego, że nie znaleźliśmy jeszcze naczynia. Tak więc bawmy i uczmy się. Ćwiczmy nasze umysły, aby były gotowe, gdyż przełom może nastąpić w każdej chwili…

 

Prace trwały dokładnie dwadzieścia dziewięć lat.

W czasie naszego krótkiego spaceru na salę operacyjną przyjaciel opowiadał mi przeróżne opowieści o zaplanowanym na 21:15 zabiegu.

Nie słuchałem.

Nie mogłem się doczekać tego, co miałem zaraz zobaczyć.

Grandson przyprowadził mnie do małej przybudówki przypominającej prezbiterium, tuż przy sali, która znajdowała się za przeszkloną ścianą. Nie minęło pięć minut, jak zobaczyłem go w śnieżnobiałym fartuchu. Historia działa się tuż obok mnie. Pierwszy oficjalny zabieg transplantacji umysłu.

Przeżegnałem się. Grandson zobaczył to, po czym się uśmiechnął. Najwyraźniej zaplanowana operacja nie miała nic wspólnego z Bogiem. Tylko pacjent i medycyna.

Z kolei pacjentem był osiemdziesięcioletni mieszkaniec Chicago – Phil Young. Wyglądał zaiste przedziwnie: jego długie blond włosy kontrastowały z czarnym kolorem skóry, przez co wyglądał jak przeterminowany fan rocka. Ponoć ten chorowity starzec od małego odznaczał się żelazną wolą. Dorobił się niemałego majątku, jednak nie doczekał spadkobierców. Dlatego leży tu dziś na stole. Chciał trwać dalej.

Obok leży drugi mężczyzna. A tak właściwie jest to ciało należące niegdyś do niejakiego Johna Costa, który dziś rano popełnił samobójstwo łykając jakiś narkotyk. Nie pomnę nazwy środka. Istotne jest tylko to, że narkotyk został wypłukany z organizmu, a młodzieniec to okaz zdrowia.

Najpierw Grandson włożył do ust Phila jakieś tabletki, które po chwili zaczęły się dziwnie pienić. Nie wiem, czy miało to spowodować złagodzenie jakiegoś bólu czy wprowadzenie w konkretny stan, ale…

Nagle ciało zaczęło się napinać, stawać jaśniejsze.

Grandson ujął skalpel.

Poczułem jak strużki potu zaczęły spływać mi po plecach. Denerwowałem się chyba bardziej niż leżący na zimnym stole pacjent. Widziałem jak chirurg dokonuje nacięć na szyi Younga, po czym szybko, zanim pojawiły się pierwsze kropelki krwi, chwycił cylindryczny pojemnik i założył go na głowę leżącego mężczyzny. Identycznie postąpił w stosunku do zwłok Johna Costy.

Ale tylko jeden pojemnik zamknął się ze zgrzytem oddzielając głowę od reszty ciała. EKG zrobiło się płaskie, a jednak Young zamrugał oczami.

Byłem w szoku! On wciąż żył?

Grandson strzelił kłykciami. Uśmiechnął się nieznacznie. Postawił głowę przy laptopie, po czym podłączył kablem do komputera. Drugi przewód, mający swój początek w pojemniku Costy, również prowadził do wejścia USB.

Włączył jakiś program, jeden klik i… zgasło światło w całym szpitalu. Sekundę później uruchomiły się generatory awaryjne. Lekko czerwonawe światło nie przeszkodziło mi w tym, aby dojrzeć, iż operacja zakończyła się sukcesem. Głowa Younga wyglądała makabrycznie, była jakby oklapnięta, a ciało należące jeszcze dziś rano do Costy zaczęło się ruszać.

W tym momencie zemdlałem.

 

Spisałem tą historię ku pamięci. Dlaczego? Otóż korzystam już z siódmego ciała. Chociaż nie pamiętam swojego oryginalnego wyglądu, to jednak świadomość życia wiecznego jest… niesamowitą pokusą.

Czy ludzkość osiągnęła boski pierwiastek?

Myślę, że tak.

Koniec

Komentarze

No, przedstawiony pomysł całkiem, całkiem, teraz poproszę opowiadanie z tym intrygującym wątkiem, bo powyższy tekst, to taka wprawka raczej ;)

Może kiedyś :)

Work smart, not hard

przyjaciel opowiadał mi przeróżne opowieści o zaplanowanym na zaraz zabiegu. – a co to za termin “na zaraz”?

Poczułem jak stróżki potu zaczęły spływać mi po plecach. – a myślałam, że “stróżki” zostały skutecznie wyeliminowane z opowiadań na portalu (struga)

Mam podobne odczucia do tekstu jak Prokris. 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Poprawione. Dzięki za wyłapanie.

Work smart, not hard

Umysłu czy mózgu? To zasadnicza różnica.

Jak w tytule.

Work smart, not hard

Zgadzam się z przedpiśczyniami. To się nadaje na prolog. A gdzie reszta?

plamy naskórne przypominające tyfus

Zazgrzytało mi to porównanie. Jak wygląda tyfus?

Jakoś nie mogę sobie wyobrazić, że ktoś na konferencji pozwala naukowcowi wygłosić referat o fantastyce. Gdyby już miał pomysł na rozwiązanie problemu, a jeszcze lepiej pierwsze wyniki badań, to co innego… Chyba że sam sobie tę konferencję zorganizował.

Babska logika rządzi!

Tekst wymaga rozwinięcia, bo kończy się, kiedy w zasadzie się zaczął. Brakuje kilku przecinków.

 

Pozdrawiam

Mastiff

zwłoki należące niegdyś do nijakiego Johna Costa – powinno być “niejakiego”.

 

Również bym się skłaniał ku temu, by opowiadanie rozwinąć. Póki co ten fragmencik do przeczytania i zapomnienia. 

Właściwie to chyba nawet nie zwłoki, a ciało.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Kolejne poprawki naniesione. Dzięki za uwagi. No a fragmencik miał być fragmencikiem, nie planowałem niczego dłuższego. Póki co piszę coś innego (i nie mówię tutaj o magisterce), a to szczerze mówiąc był taki pomysł “przy okazji“ jakich mam jeszcze kilka.

Work smart, not hard

Michal3 odpisał: Jak w tytule.

Jak w tytule, czyli nadal nie wiadomo…

Jak powszechnie przyjmuje się intuicyjnie, a w zgodzie z rzeczywistością, “siedzibą” naszych umysłów (umysłowości, dusz, osobowości, świadomości i całej reszty tego rodzaju) jest mózg. Co to ma do sprawy tytułu? Otóż transplantuje się organy, jeżeli więc transplantacja, to mózgu. Jeżeli nie dokonuje się przeszczepu mózgu, transferuje się umysł do innego mózgu. Sprzeczność.

Co do samego opowiadania: przykro mi, nie trafiło do przekonania, nie zainteresowało aż tak, by długo je pamiętać. Taka sobie opowiastka o lekko szalonym naukowcu i jego dokonaniu…

Tylko, że współcześnie, tak mi się wydaje, nie ma terminu odpowiadającemu przeszczepieniu czegoś duchowego. Zapewne z racji tego, że jest to niemożliwe. Słówko odnoszące się do narządów wydało mi się najbardziej adekwatne do treści. Poza tym, jest kilka terminów niepasujących do przeprowadzanych czynności. Nie wiem dlaczego jest to czymś złym.

 

Ponadto, to miała być lekka opowiastka.

Work smart, not hard

Hmm, wydawało mi się, że takiego terminu użyłem… :-)

Temat za poważny, myślę, dla lekkiej opowiastki. A raczej przepraszam, realizacja tematu za poważna jak na lekką opowiastkę.

Ale i tak cieszę się, że próbujesz sił w SF.

Hmm, transfer kojarzy mi się raczej z piłką nożną, albo przekazem pieniężnym. Ewentualnie mógłbym wymyślić jakieś własne słowo, ale patrząc na łacińskie pochodzenie słówka transplantacja, to myślę, że mogłem użyć terminu dużo bardziej nieadekwatnego. :) Tak czy siak, użyłem tego słówka tylko dlatego, żeby podkreślić medyczny aspekt zjawiska. Wskazanie, że jest to kolejny krok, który nie odcina się od przeszłości.

Work smart, not hard

Zbyt skondensowana relacja o sprawie, która została ledwie zasygnalizowana.

 

przyjaciel opowiadał mi przeróżne opowieści… – Powtórzenie.

 

Spisałem historię ku pamięci.Spisałem historię ku pamięci.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka