- Opowiadanie: Koper13 - Komisarz Kondor i tajemnica Zamaskowanego Bohatera

Komisarz Kondor i tajemnica Zamaskowanego Bohatera

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Biblioteka:

Cień Burzy, Finkla

Oceny

Komisarz Kondor i tajemnica Zamaskowanego Bohatera

Zamaskowany Bohater w Płaszczu z Mgły stał u wylotu zaułka i obserwował swoje Miasto. Było puste i mroczne. Najwyżej co piąta latarnia dawała nikłe światło. Po dziurawych ulicach nie jeździł żaden samochód. Spękanych chodników nie przemierzał żaden przechodzień. Okna przysadzistych i powykręcanych jak palce reumatyka kamienic były ciemne.

Zamaskowany Bohater rozejrzał się uważnie i, upewniwszy się, że jest sam, cicho pierdnął. Płaszcz z Mgły zafalował.

– Cha, cha. Już wszystko wiem. Rozumiem. Znam twoją tajemnicę! – doleciało spod stojącego pośrodku zaułka śmietnika.

Przerażony Zamaskowany Bohater odwrócił się, a krople potu pojawiły się na jego czole, kiedy zorientował się, że to, co wcześniej wziął za kupę śmieci, było człowiekiem.

– Niech no się tylko ludzie dowiedzą. Ty pierdzisz! Wiem wszystko!

Zamaskowanego Bohatera przeszył zimny dreszcz. Jego ręce zaczęły drżeć, a zwieracze przepuszczać. Płaszcz z Mgły falował jak szalony. Sterta śmieci zanosiła się histerycznym śmiechem.

– Dość – przecisnęło się przez zaciśnięte ze strachu i wściekłości zęby skryte za Maską.

Zamaskowany Bohater wolnym krokiem zbliżył się do krztuszącego się ze śmiechu człowieka. Prawą ręką, choć wciąż się trzęsła, sięgnął za pasek i wydobył obitą gwoździami pałkę. Śmiech ucichł, kiedy wzniósł nad siebie uzbrojone ramię.

Przebiegający nieopodal jednooki kot zatrzymał się, by popatrzeć na spektakl. Otworzył pysk. Pozwolił, by truchło białego królika upadło na chodnik i wyszczerzył się w paskudnym kocim uśmiechu. Zielone oko błyszczało przy każdym uderzeniu pałki Zamaskowanego Bohatera.

**

Dwóch policjantów obrzucało się nawzajem niepewnymi spojrzeniami. Coś nawalało w pralce na komendzie, więc koszula jednego z nich miała kolor łososiowy, a spodnie drugiego – jakby ktoś łososia na nie zwrócił. Najchętniej rozpoczęliby oględziny miejsca zbrodni, ale nie mogli nawet wejść do zaułka.

Komisarz Kondor był wielkości małej ciężarówki i przysłaniał cały świat każdemu, kto znalazł się w jego towarzystwie. Teraz pykał fajkę, która w jego potężnych dłoniach wyglądała jak zapałka, i analizował.

Analizował odkąd pamiętał. W piwnicy, w której spędził pierwsze piętnaście lat życia. W domu o miękkich ścianach, do którego trafił, kiedy udało mu się wyanalizować, jak wydostać się z piwnicy (sposób okazał się banalnie prosty; wystarczył młotek i głowa jego dziadka-ojca). We własnym domu, kiedy jego żona była podejrzanie szczęśliwa, mimo ich kłopotów finansowych. Jej radosny nastrój prysł, by nigdy już nie powrócić, wraz z tajemniczym zniknięciem czyściciela basenów.

Teraz jednak miał naprawdę trudny orzech do zgryzienia. Zwłoki sporych rozmiarów mężczyzny leżały oparte o śmietnik. Na jego nierozpoznawalnej z powodu obrażeń twarzy leżał martwy królik. Stopy denata były obgryzione do kości – robota szczurów lub kotów. Krew była wszędzie, a w powietrzu unosił się smród zgniłych jajek.

Normalnie komisarz Kondor rozważyłby wezwanie na pomoc samozwańczego obrońcy Miasta – Zamaskowanego Bohatera, lecz w zeszłym miesiącu ich jedyny środek komunikacji został zniszczony.

Otóż połowę dachu komendy zajmował ogromny reflektor z metalową formą (w kształcie ni to zebry, ni żyrafy) w środku. Kiedy Miasto było w potrzebie, zapalano światło, a symbol, który pojawiał się na nocnym smogu, przyzywał Zamaskowanego. Jakiś facet, w profesjonalnym, damskim makijażu, uzbrojony w bazookę i pistolet na wodę, usiłował wylądować na dachu na spadochronie. Nikt nigdy nie dowiedział się, o co mu chodziło, gdyż nagły podmuch wiatru zniósł go prosto na reflektor. Mężczyzna rozbił szkło lampy i został pocięty na kawałki. Uwolniony mimochodem pocisk z rakietnicy pomknął w stronę pobliskiego ratusza. Przybyli na miejsce strażacy stwierdzili, że został zniszczony dział księgowości. Przy biurku znaleziono zwłoki skarbnika Miasta, a pod biurkiem, w pozycji klęczącej, jego młodego asystenta. Biedak, świeżo po studiach, musiał usłyszeć nadlatujący pocisk i na próżno szukał schronienia. Przez ten niefortunny zbieg okoliczności ewentualne fundusze na nowy reflektor zostały chwilowo zablokowane.

W skomplikowanym umyśle komisarza Kondora analiza dobiegła końca. Jeżeli chciał rozwikłać zagadkę tej strasznej zbrodni, było tylko jedno miejsce, w które mógł się udać.

**

Dwie malutkie, najwyżej pięciocentymetrowe, niebieskie istotki wyszły z krzaków na drogę. Ta w czerwonym kapelutku wyjęła z mikroskopijnej torby jeszcze mniejszą książkę i zapiszczała do tej w żółtym kapelutku. Skuter komisarza Kondora wyłonił się zza zakrętu i rozgniótł je na miazgę.

Pojazd zatrzymał się przed olbrzymim, przypominającym stodołę budynkiem przy ulicy Wiejskiej. Znajdował się tu największy w województwie zakład psychiatryczny.

Komisarz Kondor musiał przejść przez dziesięć posterunków kontrolnych. Każdy z nich zabezpieczony lepiej niż bunkry Normandii. Ciężkie karabiny maszynowe i strażnicy w zbrojach do tłumienia zamieszek. Na głowach mieli hełmy przypominające te z „Gwiezdnych Wojen.” Komisarz błyskawicznie wyanalizował, że ochrona nie mogła obracać głowami, a przez malutkie wizjery gówno widziała. To mogło mieć związek z licznymi i regularnymi ucieczkami z zakładu.

Cela pacjenta, z którym musiał porozmawiać, znajdowała się na najniższym poziomie. Prowadził do niej jeden, kiepsko oświetlony korytarz, zbudowany z obluzowanych cegieł. Zza jednej ściany komisarz słyszał podziemną rzekę – zza drugiej metro. W towarzystwie jednego strażnika dotarł na miejsce.

Więźniem był owiany złą sławą profesor Lato. Genialny naukowiec, który przez bałagan w rosyjskim Ministerstwie Wojny, zamiast do tajnej placówki badawczej, trafił na odbycie dwuletniej służby wojskowej do zapomnianej przez Boga jednostki w samym środku Syberii. Stare jak wojsko zjawisko fali zaowocowało odmrożeniem rąk i nóg. Po amputacji kończyn wyjechał i zajął się badaniem wpływu zimna na DNA. Został aresztowany, gdy trzeci miesiąc z rzędu nie zapłacił rachunku za prąd. W jego zlodowaciałej piwnicy znaleziono listonoszy, akwizytorów, harcerki i jedną małpkę kapucynkę.

Komisarz Kondor przyjrzał się „kadłubkowi.” Wyglądało na to, że profesor zamroził sobie mosznę i usiłował odwrócić proces energicznie pracując protezami rąk przy stymulacji prącia. Obłęd w oczach wskazywał, że dostał już swoją porcję leków, więc szans na uzyskanie informacji nie było.

Strażnik zgiął się w gwałtownym skurczu. Analiza podpowiedziała komisarzowi, że mężczyzna właśnie zwymiotował do hełmu. Jednak jego uwagę przykuło coś jeszcze. W celi, przy ścianie, pod plakatami z Leninem, Stalinem, Putinem i koleją transsyberyjską, stały, w równym rzędzie, małe flaszki wypełnione fioletową substancją. Serum Wiedzy. Specyfik stworzony przez profesora mógł zapewnić objawienie lub szaleństwo. Komisarz Kondor uznał, że całe życie czekał na tę próbę.

Naparł na przerdzewiałe kraty i wyłamał trzy pręty. Porwał jedną z buteleczek i, nie oglądając się za siebie, uciekł przez znajdujące się obok celi wyjście ewakuacyjne.

Krótki, ciemny korytarz wyprowadził go poza teren placówki. Wyszedł na dnie płytkiego wąwozu i ruszył szybko w stronę centrum Miasta. Po drodze minął dwóch brodatych mężczyzn w kowbojkach i kapeluszach, ze strzelbami przewieszonymi przez plecy. Nie zwrócili na niego najmniejszej uwagi, zajęci patroszeniem truchła wielkiego krokodyla.

Komisarz Kondor nie wiedział, co się z nim dzieje. Szedł i szedł, aż nagle zorientował się, że stoi w zaułku, w którym popełniono zbrodnię. Przeznaczenie. Jednym haustem wypił zawartość flaszeczki. Zmrożony jak lodowiec Antarktydy denaturat palił jak lawa. Wżerał się w gardło niczym krew Obcego. Żołądek zawarczał wściekle, zwieracze puściły. W umyśle śledczego otworzyło się Trzecie Oko.

**

Najpierw uderzyła go feeria barw i wszystkie dźwięki Wszechświata. Po chwili, która zdawała się wiecznością, obraz się ściemnił, a uszy atakowały jedynie gwizdy i buczenie. Wyanalizował, że znajduje się na sali ekskluzywnego kina, w czasie premiery „Bitwy Warszawskiej.” Zauważył małego Chłopca, który płakał, patrząc, jak piękna aktorka marnuje swój talent w filmie reżysera, który już dawno się skończył.

Jeden z niezadowolonych widzów chwycił stojący w przejściu wazon z kwiatami i cisnął nim w stronę ekranu. W tym samym momencie Chłopiec pierdnął cicho. Smród zgniłych jajek rozszedł się wokół. Siedzący po jego lewej ręce Dziadek wstał, usiłując powstrzymać wymioty.

Dostał w głowę wazonem. Krew zalała mu twarz, osunął się na fotel. Babcia, siedząca po prawicy Chłopca, nie zdążyła nawet krzyknąć – była uczulona na pyłek kwiatowy. Jej drogi oddechowe zatkały się momentalnie, ciemnozielony śluz wypłynął z nosa. Chłopiec siedział przerażony, puszczając bąki jak z automatu. Nikt nie zauważył tragedii.

Tak stracił ukochanych Dziadków, którzy opiekowali się nim i jego majątkiem po tragicznej śmierci Rodziców, zjedzonych przez Aborygenów podczas rowerowej wyprawy przez Australię.

Obraz zamigotał, rozmazał się i przeskoczył.

Mały Chłopiec gnał jak szalony przez błonia otaczające rodową posiadłość. Był przerażony i samotny, po policzkach płynęły łzy.

Nagle drogę przeciął mu biały królik, uciekający przed paskudnym kocurem. Chłopiec gwałtownie zmienił kierunek i wpadł do starej studni. Lot w dół zdawał się trwać wiecznie. Komisarz Kondor leciał razem z nim.

Chłopiec uderzył o wilgotne dno rozległej jaskini i złamał obie nogi, których kości z trzaskiem rozerwały skórę. Zawył z bólu, lecz gwałtownie zamilkł.

Kilka metrów dalej, pod setkami zwisających do góry nogami nietoperzy, zbiegłe z zoo zebra i żyrafa usilnie pracowały nad skrzyżowaniem swoich gatunków. Nie przeszkadzało im, że są samcami, co Chłopiec akurat widział wyraźnie.

Komisarz Kondor spostrzegł rodzącą się w Chłopcu determinację. Siłę i odwagę, by przeciwstawić się całemu światu.

Dalej obrazy przeleciały przez umysł policjanta jak przewijana taśma. Kilka dni głodówki i oglądania perwersyjnego, zwierzęcego seksu. Zainteresowanie pałkami, które znalazło swój wyraz w zapisaniu się do amatorskiej ligi baseballa. Liga międzyuczelniana. Molestowanie przez trenera. Wyrzucenie z obozu dla kandydatów na profesjonalnych graczy z powodu wykrycia dopingu. I moment kulminacyjny. Wizyta w muzeum. Szklana gablota. A w niej rytualna Maska Aborygenów.

**

Komisarz Kondor otworzył spuchnięte oczy. Miał podarte ubranie, śmierdział alkoholem i odchodami. Leżał pod jakimś śmietnikiem.

Nagle poczuł smród zgniłych jajek.

U wylotu zaułka stał Zamaskowany Bohater w Płaszczu z Mgły.

Komisarz Kondor zaniósł się śmiechem.

– Cha, cha. Już wszystko wiem. Rozumiem. Znam twoją tajemnicę!

 

Koniec

Komentarze

Językowo na pewno jest kapkę do poprawienia, no ale… absurdalne poczucie humoru to Ty masz :) Mnie się podobało.

 

Anyway, zapraszam do mojej “Sokowirówki”, bo oprócz jednej, dobrej Tenszy (pokłony!), coś ludzie komentować nie chcą ;)

And one day, the dream shall lead the way

Hehe, pośmiałem się, nie powiem. Całkiem fajny tekścik.

 

Pozdrawiam

Mastiff

Zabawniuchne  :) inaczej ująć tego nie mogę. I ten finał! Podobało mnie się.

Rex (pokłony i tobie!) bizarro chyba odstrasza ludzi – na początku moje opko też nie cieszyło się wielkim zainteresowanie i mimo że zebrało jakieś punkty, ludzie juz i tak czytać nie kcą :P A ty to w ogóle bidak jesteś ze swoim.  Sio czytać opko Rexa! Przeca dobre jest :)

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Tensza, tam zaraz odstrasza, Fasolletti jakoś nigdy nie narzekał na brak czytających ;) Opko rzeczywiście fajne, no i dobra puenta, która zapętla :)

Prokris – to ja nie wiem jak wytłumaczyć przytłaczającą absencję komentarzy pod opkiem Rexa, które wisi już prawie tydzieć i moim zdaniem, jest naprawdę przyzwoicie napisane :)

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

No cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak proste i szczere: Dziękuję :)

Si cecidit, de genu pugnat

Pośmiałem się, bizzaro-satyra ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Tekst zbudowany na totalnym absurdzie. Lubię takie, ale ten akurat nie przypadł mi do gustu.

Bizarro jednak nie jest dla mnie, nie trafiają do mnie te wszystkie fizjologiczne dowcipy, ale końcówką nadrobiłeś.

przecisnęło się przez zaciśnięte

Źle to wygląda.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka