- Opowiadanie: Liliana - Dobry biznesplan

Dobry biznesplan

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Dobry biznesplan

Księżyc właśnie wszedł w nów. Najbliższe godziny miały być decydujące. Czekał na to kilka lat, planując wszystkie szczegóły. Odwlekał, bardzo długo odwlekał, by mieć pewność, że wszystko się uda. I w końcu nadeszła ta chwila.

Wszedł do pogrążonej w mroku jaskini. Był tu już wielokrotnie, gdy czarownica wyruszała na te swoje wyprawy. Znał ten kamienny labirynt na pamięć. To też był element planu! W końcu najmniejszy promień światła mógł ją obudzić! Czarownice były bardzo czułe na światło, nie spały przez cały miesiąc i dopiero w czasie nowiu spływał na nie błogi sen. Pod warunkiem, że siedziały pod ziemią, z dala od ognisk i gwiazd. Nie rozumiał tej dziwnej księżycowej magii, ale i ją sprawdził wiele razy, na kilku młodych czarownicach. Gdyby nie nów księżyca, zamęczyłyby go na śmierć! A tak miał te kilka godzin na ulotnienie się…

Odegnał jednak te przyjemne myśli. Teraz musiał się skupić. Nie po to podporządkował minione lata zbieraniu informacji, magicznych przedmiotów i uczeniu się zaklęć, by teraz to wszystko zaprzepaścić przez jakieś rozkojarzenie!

Gdy znalazł się w zagraconej pieczarze, wzrok już przyzwyczaił się do ciemności. Na samym środku znajdowało się maleńkie termalne źródełko, roztaczając drażniący zapach siarki. To był jego cel. To było jego marzenie. A na drodze do jego ziszczenia stała tylko ta jedna czarownica. No, w zasadzie leżała na starej pryczy tuż za kociołkiem pełnym zupy pomidorowej.

– Zupa… – prychnął pod nosem. Czarownice powinny przecież warzyć w kotłach coś innego. Jakieś mikstury. Trucizny. Wywary. Ale nie zupy! Nawet, jeśli tak wspaniale pachniały.

Na paluszkach, po cichutku rozłożył w pięciu miejscach kryształy, by zabezpieczyć się przed wszelką cudzą magią. Zabicie czarownicy nigdy nie było łatwe. A już na pewno nie takiej potężnej, która miała na swych usługach demony. Spodziewał się, że nawet jeśli teraz zostały odesłane do swojego wymiaru, by nie przeszkadzać jej w regeneracji sił, to mogą się tutaj pojawić, by ochronić swoją panią. Ale wiedział też, że ułożone w pięciokąt kryształy oraz kilka zaklęć obronnych i pieczętujących – których nauczenie się zajęło mu kilka dobrych lat, bo nie miał wielkiego talentu do czarów… – pozwolą mu nie tylko powstrzymać piekielne sługi. One, w połączeniu z krwią czarownicy, którą rytualnie przeleje do źródełka, sprawią, że demony zaczną służyć jemu. A przecież od początku chodziło tylko o to.

Gdy skończył te nużące przygotowania, przerwane tylko jednym cichym chrapnięciem, podszedł do czarownicy, ostrożnie omijając kociołek. Spróbuje tej zupy, gdy będzie już panem demonów.

Zdziwiło go, że kobieta jest taka młoda. Jej włosy były gęste i ciemnymi falami okrywały nagie ciało. Delikatnie rozchylone przez sen usta wyglądały jak dojrzałe wiśnie, a nos nie był nawet odrobinę za długi i w żadnym wypadku nie gościł najmniejszej kurzajki! Nawet młode czarownice, z którymi… się spotykał nie były tak piękne, jak ta tutaj. A przecież wiedział, że ma ona tyle lat, ile zwykłemu śmiertelnikowi nigdy się nie śniło.

– Oto jak potężne demony ma na usługach! – powiedział z przekonaniem i powiódł wzrokiem po jej przyjemnie zaokrąglonym ciele, akurat wtedy, gdy wygięta w delikatnym łuku brew zadrżała groźnie. Ale chociaż instynkt czarownicy, a przede wszystkim próżność są najwyższej klasy, to nie obudziła się po tej kąśliwej uwadze.

Przystąpił do dzieła. Ujął magiczny sztylet, wyszeptał kilka słów i tylko z odrobiną żalu podciął śpiącej gardło. Z drobnych usteczek czarownicy wydostało się głębokie westchnienie. Teraz trzeba było się spieszyć. Jeżeli licząc do siedmiu nie zrobi wszystkich nacięć, czarownica obudzi się za sprawą swej magii opiekuńczej (gdzieś o tym czytał) i będzie po herbacie.

Sięgnął do sakwy po srebrny sierp grawerowany tajemniczymi runami i szybkimi ruchami jął kreślić skomplikowany wzór na obydwu nadgarstkach. W skupieniu obserwował twarz czarownicy, czekając, co się stanie. Jeśli wszystko poszło dobrze, powinna wydać ostatnie, bardzo cichutkie tchnienie, jeśli nie…

– Nawet nie chcę zgadywać, jaki kolor mają jej oczy – pisnął zupełnie nie po męsku, widząc oczami wyobraźni, jak świeżo zabita czarownica otwiera te swoje przerażające ślepia.

Sekundy mijały niechętnie, jakby i one chciały zobaczyć, co będzie dalej. Ale w końcu stało się. Drżące dłonie wypuściły z objęć blade, rozorane sierpem nadgarstki, spomiędzy warg niechętnie wyskoczyło cichutkie „siedem”, a oczy czarownicy się nie otworzyły i nie spojrzały wrogo.

– Zagłuszyłem ostatnie tchnienie! – powiedział na wpół oszołomiony, na wpół rozczarowany. Kto wie, kiedy znowu uda mu się zabić rytualnie czarownicę?

I stałby tak, roztrząsając tę sprawę jeszcze długo, gdyby nie to, że krew czarownicy spływała coraz wolniej, jakby zamieniała się w porzeczkową galaretkę. Skarcił się za to barbarzyńskie porównanie i sięgnął do sakwy po kolejną rzecz. Tym razem był to niezwykłej urody kielich, który został wyżarzony w samym sercu najstarszego wulkanu, przez legendarnego… No jakąś legendę, której długiego imienia nikt nie był w stanie zapamiętać. Zebrał czarną, gęstniejącą krew do naczynia i wypowiedział odpowiednie zaklęcia, wrzucając do środka różne nasiona i liście, i patrząc, jak stają w płomieniach. Dziwne rzeczy – przemknęło mu przez głowę. Ale z drugiej strony, to była magia. Na coś te wygibasy, niezrozumiałe słowa i zbierane w dziwnych warunkach atmosferycznych chwasty miały się przydać.

Cały spięty z przejęcia, na ugiętych nogach ujmujących jego posturze godności, podreptał do cicho bulgoczącego źródła. O tak, teraz już wszystko pójdzie gładko! Teraz zdobędzie moc! Teraz świat padnie mu do stóp! Obrzucił jeszcze ostatnim spojrzeniem martwe ciało czarownicy. Miała taką potęgę, a nie potrafiła z niej skorzystać – pomyślał z pogardą.

– O dzieci mroku, demony z obcych światów, oto daję wam w ofierze krew waszego ciemiężcy – zaczął głosem z założenia spiżowym i pełnym godności, a w rzeczywistości niewiele głośniejszym od pisku myszy. Odchrząknął, instynktownie czując, że coś psuje efekt, i podjął inkantację: – Oto uwalniam was z jej rąk i proszę o łaski dla mej osoby… – „Dziwny eufemizm” przemknęło mu przez głowę. – Usłuchajcie mnie! Przybądźcie na me wezwanie.

Plum – zabrzmiał puchar utopiony w gorącym źródełku – to tyle, jeśli chodzi o legendarne wyroby metalurgiczne.

Przez chwilę nic się nie działo. Ale jego nadzieja nie malała. Wiedział swoje. To był risercz pierwsza klasa. Musiało się udać. Magia czasami była ospała. Tak! To na pewno to!

I nagle kryształy zamigotały słabym światełkiem, najwyraźniej odpierając jakieś potężne zaklęcie. Szum, szelest, tarcie metalu o kamień… Potężny bulgot w źródełku i fala gorąca zwaliły go z nóg. Czym prędzej usiadł na piętach, by lepiej widzieć. Oczy miał jak dukaty – wielkie i świecące. A było na co patrzeć. Z pieniącej się wody wychynęła czarna czaszka i spojrzała na niego groźnie, chociaż z uśmiechem… chyba inaczej się nie dało. Czym prędzej odgonił myśli o kiczu i nakazał sobie patrzeć z większym zachwytem. Gdy gęsty dym przyoblekł czaszkę, nadając jej wygląd dużo straszniejszy i żądający znacznie większego respektu, nawet w nieużywanych rejonach mózgu ta myśl o kiczu nie znalazłaby schronienia.

– Czego żądasz? – spytał demon, zezując gdzieś w kierunku jego prawego ucha, jasno udowadniając, jak bardzo czarownica nie dbała o pakiet medyczny swoich sług.

– Ja… Ja… – zająknął się, czując na sobie groźne spojrzenie i obawiając się, że demon może mieć dostęp do jego myśli, które chyba nie były najodpowiedniejsze. Przypomniał sobie jednak w porę, że teraz ten demon ma służyć jemu! Niby za sprawą magii odzyskał odwagę, wstał, prostując się dumnie, i powiedział to, co ćwiczył setki razy przed zwierciadłem: – Chcę potęgi, mocy i władzy! – Tym razem z pewnością zabrzmiało spiżowo!

– Tylko tyle? – upewnił się demon. – Nic więcej?

– Nic! – przytaknął, czując, że jego marzenie właśnie się ziszcza. – W zamian dam ci wolność…

– Nam! – zagrzmiał demon tak dostojnie, że spiż odszedł smętnie w zapomnienie. O! Takim głosem musi nauczyć się mówić, jako władca świata!

– Wam! – powiedział radośnie, odnotowując w myśli, że nie zabrzmiało to władczo. Trzeba będzie popracować nad tym elementem…

Demon uśmiechnął się złowrogo, ciemność w głębokich oczodołach jeszcze się pogłębiła i nagle świat zadrżał. Ziemia zaczęła się rozstępować, a kamienie waliły się zewsząd. Wciąż wierząc, że wszystko dzieje się tak, jak powinno, uśmiechał się radośnie, nie zwracając uwagi na ból od uderzeń. W takich chwilach fajerwerki były na miejscu.

Jednak gdy gorąca lawa skwapliwie sięgnęła jego stóp, zaczął podejrzewać, że coś jest nie tak. Nie miał jednak pojęcia jak bardzo. A tymczasem, za sprawą potężnych demonów, cały świat, jaki był znany ludziom, elfom, centaurom, wszystkiemu, co żyje, pękał w szwach, których istnienia nikt nigdy nie podejrzewał. Wszystko, co tylko kiedyś było złączone, teraz się dzieliło, waliło i rozpadało. Lasy stawały w płomieniach, wioski ginęły pod ziemią, statki były wciągane pod wodę, a życie gasło jedno za drugim. Nie było czego ratować! Ale on o tym nie wiedział, bo siedział w jaskini, przekonując się na własnej skórze, jak łatwo marzenia obracają się w nicość.

– Dlaczego? Przecież miałem być potężny…

– A to chodziło o „potęgę, moc i władzę” dla ciebie? – przerwał mu zdziwionym tonem demon. – Nic nie mówiłeś! – dodał i zaśmiał się szyderczo. A czując, że to jego lepszy dzień, jeśli chodzi o miażdżące riposty i komiczne sytuacje, splunął na spoglądającego tępym wzrokiem człowieka, obracając go w grudkę popiołu. Czego jak czego, ale głupoty demony nigdy nie lubiły.

– No i to by było na tyle – powiedziała czarownica, przeciągając się niczym kot po udanej drzemce. – Zadowolone? – spytała szczebiotliwym głosikiem, wydymając usteczka do siedmiu demonów, kryjących się w czaszce starej wiedźmy, którą niegdyś uśmierciła. Może to i kiczowate, ale demonom się podobało. – Och, jak ja nie lubię tych rytualnych zabójstw…

– Nadal nie wiemy, jak tego dokonałaś.

– A co? Coś się nie udało? – spytała zdziwiona.

– Wszystko się udało. Jesteśmy zadowoleni. Dostaliśmy obiecaną apokalipsę.

– To w czym rzecz? – spytała czarownica, nawijając na palec pukiel ciemnych włosów.

– Skąd wiedziałaś, że ten śmiertelnik cię zabije a potem…

– Ach, bo wy nigdy nie docenialiście wagi plotek! – zawołała i ukucnęła przy źródełku. – Wystarczy rozrzucić po świecie kilka dobrze dobranych informacji i zawsze znajdzie się jakiś głupiec, który zechce z nich skorzystać!

– A gdybyś trafiła na kogoś mądrego? – dopytywały demony.

– Oj przestańcie! – machnęła na nie ręką. – Plan był tak skrupulatny, musiał szukać tylu różnych magicznych noży, sierpów… – Spojrzała z niechęcią na wciąż gojące się rany na nadgarstkach. – Musiał uczyć się tych zaklęć ochronnych. Uważacie, że miał czas na myślenie „co potem”? Sądził, że bezpieczeństwo ma zapewnione – powiedziała ze złośliwym śmiechem. Nie dodała tylko, że i na mądrych miała swoje sposoby. Kilku śmiałków przez te lata przecież usunęła ze sceny, gdy zaczynali zbyt sensownie kombinować.

– Ty miałaś czas o tym myśleć – podsunęły demony, przypominając jej dzień, gdy zabiła wiedźmę i zawarła z nimi pakt, obiecując swoje życie i zniszczenie świata w zamian za wieczną służbę.

– Pochlebcy! – zaśmiała się i odgarnęła długie włosy, odsłaniając kształtne piersi, czym nie zrobiła absolutnie żadnego wrażenia na siedmiu bezcielesnych demonach. – Czy wszystko jest tak, jak ustalaliśmy? – spytała, a jej błyszczące złotem oczy spojrzały poważanie.

– Obwarowałaś umowę tak, że nie znaleźliśmy żadnej luki. Wszystko jest tak, jak chciałaś. Najlepszym dowodem to, że znowu żyjesz – powiedziały demony z lekką urazą.

– Cudownie! To teraz urządzimy świat po swojemu!

Koniec

Komentarze

Hm, urządzą świat po swojemu… Po totalnym rozpirzeniu istniejącego chyba nie tyle urządzą, co stworzą od nowa, wydaje mi się. Chociaż, na dobrą sprawę, stwarzanie od nowa wedle swoich założeń można zrównać z urządzaniem po swojemu.

Rozumiem, że Autorka użyła armagedonu w przenośnym znaczeniu, ale jednak mi to nie pasuje. Silniejsze jest skojarzenie z bitwą, ostateczną bitwą, i dlatego.

Zauważyłem kilka błędów interpunkcyjnych i jeden ortograficzny.

Faktycznie! Armagedon niesie ze sobą znaczeniowo wojnę… Poprawię, jak tylko znajdę komputer. Dziękuję. Co do tworzenia/urządzania świata, to chyba jest jak trzeba. Wszystko w gruzach, ale tworzyć od nowa (od zera) nie trzeba. Dlatego uznałam, że chociaż niewiele jest do dyspozycji, to prędzej będzie to aranżowanie niż stwarzanie. Jeszcze literówki?! Bosze, tyle razy to już czytałam! ^^'

Och, nie jest ich aż tyle, żeby od razu wzywać imienia nadaremno… :-) Przejrzyj na spokojnie, popraw i fertig.

Niby napisane dość lekko, chwilami nawet zabawnie, ale jakoś mnie nie porwało i w pamięci pewnie się nie wyryje.

 

Nie po to podporządkował wszystkie te lata zbieraniu informacji, magicznych przedmiotów i uczeniu się magii, by teraz to wszystko zaprzepaścić przez jakieś rozkojarzenie! – Powtórzenia.

 

Jego wzrok już zdołał przyzwyczaić się do ciemności, gdy znalazł się w zagraconej pieczarze. – Czy wzrok wszedł do pieczary sam, bez czarodzieja? ;-)

 

Jej włosy były gęste i ciemnymi falami okrywały jej nagie ciało. – Zbędne zaimki.

 

A tym czasem, za sprawą potężnych demonów…A tymczasem, za sprawą potężnych demonów

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Heh, to zdanie z widzeniem w ciemnościach poprawiałąm juz kilkakrotnie. Wyraźnie mnie ono przerasta ^^’

Ale co fakt, to fakt. Forma 10k znaków jeszcze mnie przerasta. Lubię rozbudowane fabuły, a taki limit wymaga dość konkretnej historii. A ja ciągle myślę o szczegółach typu: czemu czarownica sama nie sprowadziła apokalipsy? – i tak dalej.

“Risercz” zgrzyta.

 

Przeczytałam.

 

EDIT: Zapomniałam o jednym…

 

„Był tu już wielokrotnie, gdy czarownica wyruszała na te swoje wyprawy. Znał ten kamienny labirynt na pamięć. To też był element planu! (…) Odegnał jednak te przyjemne myśli. Teraz musiał się skupić. Nie po to podporządkował wszystkie te lata zbieraniu informacji, magicznych przedmiotów i uczeniu się magii, by teraz to wszystko zaprzepaścić przez jakieś rozkojarzenie!”

Zgrzytu zgrzytu.

 

 

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

“Risercz” jest specjalnie. Trochę taka konwencja pratchettowska, gdzie porównania czy nawet wypowiedzi postaci wychodzą poza świat, a odwołują się do wiedzy Czytelnika. Chociaż i mi zgrzyta, ale tak fonetycznie.

Nie rozumiem, czemu nikomu nie podoba się natłok zaimków… Owszem, mogę co najmniej połowę wyrzucić, ale z jakiegoś tajemniczego powodu mi się podobają.

Nadmiar zaimków wygląda paskudnie i paskudnie się czyta. :-(

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hmmm… Niesamowite, jak bardzo odbiegam od norm. Mi się je czyta dobrze, akcja szybciej się toczy. Jasne, nie wszystkie są na miejscu, czasami można się przez nie pogubić, bo już nie wiadomo, o co chodzi, no ale przecież nie zawsze. Never the less, będę się starała zwracać na nie większą uwagę :)

Hmm. Ale po co tym demonom była zagłada świata tak bardzo, że zgodziły się uczynić z czarownicy wiecznie żyjącą?

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Jest jakiś pomysł. Ale dlaczego właściwie czarownica i demony potrzebowali głupka? Nie mogła babka wypowiedzieć tych słów?

Babska logika rządzi!

Oj nie najlepiej – pretensjonalny tekst fantasy z wrzutkami w stylu risercz i biznesplan (choć Plum zacne).

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Uff, chwilę mnie nie było.

Z paktami jest tak, że jeśli się o coś prosi, trzeba dać coś w zamian. Czarownica chciała mieć demony na usługach. Z kolei demony uznały, że w zamian za swoją służbę chcą zniszczyć świat. Czarownica umożliwiła im to i dopiero wtedy one stały się jej sługami – stąd przywrócone jej życie. Po co zaś głupek? Tak długo, jak demony są jakkolwiek związane z kimś (w tym przypadku z czarownicą), kolejny pakt można zawrzeć pozbawiajać tę osobę życia i skłądajać ją w ofierze demonom. Głupek przyszedł (zwabiony przez czarownicę), zawarł idiotycnzy pakt, demony dostały to, co chciały i, nie znajdujać luki w pakcie z czarownicą, musiały jako jej sługi zwrócić jej życie. Inaczej by było, gdyby kolejność była odwrócona: czarownica najpierw dostaje to, o co prosi, a demony swą zapłatę później (chociaż pozwolenie demonom na samodzielne niszczenie świata byłoby daniem im wolności – marny układ). Tak to wygląda z mojej perspektywy.

Co do pretensjonalności – no cóż, może… Kwestia gustu :)

yep, dlategoż nie przejmuj się nadto gustem dja, bo jest wydziwniony :)

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

W zasadzie zdaję sobie sprawę z tego, że czytacie tutaj tyle tekstów, że bez kierowania się gustem nie dałoby się tego przetrawić. Z drugiej strony eksperymentuję z konwencjami, jednocześnie walcząc z krótką formą tekstu, więc wiem, że łatwo nie będzie :)

Nie porwało mnie, ale czytało się nieźle ;)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka