Utnapisztim był w nastroju wyjątkowo nieprzysiadalnym, ale ponieważ na całym świecie pozostał już tylko jeden stół – przysunęła sobie krzesło i delikatnie postawiła swoją miskę obok mężowej.
– Ukochany – powiedziała cichym, przepełnionym troską głosem. – Ten statek uratował nam życie, ale boję-boję się, że on nas w końcu zniszczy. Nie jesteś sobą odkąd zaczęły umierać z-zwierzęta…
Wyrzuciła to z siebie obawiając się gwałtownej i gniewnej reakcji, jednak napięte mięśnie barków wielkiego mężczyzny nie drgnęły, a pochylona nad zupą w glinianym naczyniu twarz nie zmieniła chmurnego wyrazu. W końcu jednak, jak zwykle powoli, odpowiedział nie unosząc wzroku.
– Statek? To zwykłe pudło z desek… nie statek. Gdybym miał więcej czasu… i ludzi, może byłbym zbudował coś lepszego… niż ten ledwie unoszący się na wodzie drewniany kurhan.
Z widocznym wysiłkiem skupił spojrzenie na żonie, odruchowo pocierając dłoń ugryzioną dzień wcześniej przez jednego z fruwających po barce nietoperzy.
– Dziś księżyc już drugi raz jest dokładnie taki, jak kiedy zaczął się potop, a nam została… mniej niż połowa zwierząt. Niektóre zostały stratowane, inne zagryzione, ale odkąd zaczęły chorować nie ma dla nas nadziei. Już bardzo niewiele z nich choćby próbuje pić. Te, które nie szarpią własnego ciała ani nie gryzą drugiego z pary, leżą całkowicie… bez ruchu. Większość zarażonych ślini się i wymiotuje. Żono, my znamy tę chorobę, jeszcze sprzed powodzi. To koniec.
– Jest aż tak źle? Ale przecież d-dobry Enki zesłał ci sen proroczy, kazał zbudować Arkę, sprowadził do niej zwierzęta. Dlaczego nie chce o nie i o nas teraz z-zadbać?
– Nie wiem – odparł. – Może, skoro wystąpił przeciwko planom Enlila, ten ukarał go, a na nas zesłał powolną śmierć? Nie smuć się jednak, żono. Na pewno pozwolił przetrwać innym, mieszkańcom jakichś… dalekich krain. Enki powiedział mi, iż ludzi zrobiło się tak wielu, że nasze ciągłe kłótnie, wojny, złorzeczenia, krzykliwe modły burzą spokój i utrudniają bogom sen. Enlilowi nie chodzi o zabicie nas wszystkich, tylko o trochę ciszy. Jest okrutny, ale nie pragnie zagłady całej ludzkości. Jeszcze wszystko… będzie dobrze.
Utnapisztim zamilkł. Jego równie potężną, choć także już siwiejącą małżonką, która w ciszy popijała zupę, pochłonęły ponure myśli. Rozumiała, że są tylko małą częścią historii świata, ale nie potrafiła przestać martwić się o najbliższych: synów, synowe i wnuki. Oczywiście, żony synów działały jej na nerwy, nie raz i nie dwa dała też w twarz któremuś z nich samych. Za mało miejsca, za mało powietrza. Jednak dotąd trzymała ją w dobrym nastroju nadzieja, że to już nie potrwa długo. A teraz? Nawet „nie długo” może okazać się niewystarczające.
Z kolei patriarcha miał inne powody do zmartwienia. Jego barki, rozluźnione nieco podczas rozmowy, znów boleśnie się napięły, a sylwetka pochyliła nad stołem, jakby przygnieciona ciężarem całej ogromnej drewnianej konstrukcji o sześciu pokładach. Przypomniał sobie sen sprzed kilku nocy. Widział w nim bogów, wśród nich samego Enlila, łkających z przerażenia nad tym, co uczynili światu. Skala potopu, który wymknął się spod kontroli, przeraziła ich: katastrofa zmiotła z powierzchni planety lasy, unicestwiła wszystkie istoty lądowe, zmieniła rzeźbę terenu. Wyglądało na to, że gdyby nie akt nieposłuszeństwa Enkiego, potopu nie przeżyłby żaden człowiek. Chciał opowiedzieć o tym żonie, jednak ostatecznie zdecydował się nie obarczać jej dodatkowymi troskami.
Myśli zmęczonego herosa powędrowały w innym kierunku. Ujrzał szeroką ścieżkę niedaleko swojej rodzinnej jaskini – suchej, przestronnej groty zamieszkanej od wielu pokoleń przez ten sam klan – na której w czasie spaceru pierwszy raz w życiu wyznał miłość pewnej dziewczynie. Poczuł jej dłoń w swojej, zobaczył smutny, zakłopotany uśmiech… W ciągu następnych, szybko płynących lat czekało go jeszcze wiele porażek, jednak tę pamiętał najlepiej.
Niedługo choroba zabierze resztę zwierząt, nawet jeśli wody opadną. Jednak, jeśli wkrótce rozwieją się ciemności i ustaną burze, ród Utnapisztima ma jeszcze nikłą szansę na odbudowanie świata. Będą polować na ryby i żółwie, aż odrosną lasy i pojawią się w nich jagody, a na znów zielonych łąkach zakwitną dzikie zboża. Będzie jeszcze wiele innych ścieżek i zakochanych par spacerujących w słońcu.
Westchnął ciężko. Potarł dłoń.
Starsi państwo bez słowa wstali i rozeszli się do swoich obowiązków. Żyło jeszcze nieco ponad dziewięć setek wymagających opieki zwierząt, wiele już bez swoich partnerów. Równie dobrze można by je zabić, skoro nie mogą się rozmnażać.
Utnapisztim nie wiedział, że jego niedawny sen był nie tylko próbą przeprosin ze strony Enkiego, ale przede wszystkim podarunkiem na pożegnanie: widząc całkowitą porażkę swoich planów Enlil odwrócił się na pięcie i powędrował Drogą Mleczną, zabierając ze sobą wszystkie podległe mu bóstwa.
Enki, w niełasce, zamykający pochód, ostatni raz rzucił okiem na błękitną Ziemię, na wciąż jeszcze unoszącą się na jej wodach Arkę. Zatonęła wiele miesięcy później, otoczona przez stado delfinów.