- Opowiadanie: Seril - Smakosz

Smakosz

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Smakosz

Dosyć nieciekawie ubrany, a już na pewno nieciekawie pachnący młody mężczyzna krążył pośród licznych bajor i sadzawek, starając się ich unikać, brodząc tylko po nieznacznie zalanej ziemi. Mimo ostrożności mocno znoszone onuce do szczętu nasiąknęły mętną wodą, a do namiastki łapci wpłynęło niemało błota, niemożliwie chlupocząc i mlaskając przy każdym kroku. Młodzieniec zdawał się nie zważać ani na to, ani na roje nieznośnie krążącego robactwa, robiącego sobie z niego co najmniej przystawkę, jeśli nie danie główne. Uporczywie rozglądał się wokoło, od czasu do czasu zrywając pojedyncze liście roślin.

Nagle z pobliskiej sadzawki, zdającej się być nieco większą od pozostałych, dał się słyszeć nieokreślony dźwięk. Po wsłuchaniu okazał się być czymś pomiędzy najwspanialszym śpiewem, jaki jest w stanie zarejestrować ludzie ucho, a najokropniejszym dźwiękiem, który kiedykolwiek mogłoby ono usłyszeć – płaczem kobiety. Lament ten wydawał się być najniezwyklejszą i zarazem najsmutniejszą pieśnią, jaką mogła wydobyć z siebie dowolna żywa istota, niby to podczas śpiewu łzy opływające wolnym potokiem nierówności policzka i spadające z delikatnej, pełnej wargi, rozpływały się w locie między obiema wargami w niebiańskich melodiach, jeszcze bardziej je uszlachetniając.

Mężczyzna podszedł z wolna i nachylił się nad lustrem zadziwiająco czystej sadzawki. Ujrzał oszałamiająco piękną istotę – granicy jej piękna nie potrafiło uchwycić oko, a pojąć umysł. Zdawała się dryfować zaledwie pod powierzchnią, więc młodzieniec bez zastanowienia wyciągnął rękę, chcąc uratować tę muzę. Ona niestety, z każdym odcinkiem o który przysunęła się jego ręka, oddalała się o tyleż samo, powoli zanurzając się w zarazem krystalicznie czystą, ale i mroczną toń. Mężczyzna więc coraz mocniej pochylał się w stronę tafli wody, aż wreszcie stracił równowagę i jej odmęty pochłonęły go całkowicie – zanurzał się wciąż głębiej i głębiej.

– Twoja inicjacja przebiega doskonale – usłyszała telepatycznie młoda, płomienno ruda syrena i ucieszyła się na tak znaczącą pochwałę od Starszej. Jako że nieomal osiągnęła wiek uznawany za próg dojrzałości, musiała nauczyć się dbać o siebie samą, a pierwszy połów był właśnie częścią tej inicjacji.

Uszczęśliwiona, zmieniła nieco tor opadania chcąc jak najszybciej znaleźć się na najwyżej wznoszącej się części dna i, spętawszy swą ofiarę pocałunkiem, rozpocząć ucztę. Pozwoliła chłopakowi dosięgnąć swojej ręki, ale ten nie próbował jej wyciągnąć z ciemnych odmętów tylko pozwolił sobie swobodnie opadać wraz z nią. Naraz przybliżyła się do niego i poczęła zmieniać się w odrażającą istotę, marną namiastkę swojej pierwotnej postaci, podobną teraz bardziej do topielca niż do bogini, którą była.

W tej samej chwili mężczyzna uśmiechnął się szeroko, szczerząc krzywe zębiska, które wraz z całym ciałem zaczęły rosnąć i zmieniać kolor. Wyolbrzymiał, ubrania dawno się rozdarły, a skóra przybrała kolor wyglądający w wodzie niczym gnijące wodorosty. Obrzydliwe monstrum zacisnęło żylastą łapę na dłoni syreny, miażdżąc ją w potężnym uścisku i przystawiło do jej szyi brudny pazur, hamując tym samym wszelkie zamysły o ucieczce. Syrena wydała z siebie stłumiony bulgot, ale zanim jej opiekunki zdążyły przyjść jej z pomocą ze znacznie oddalonej rafy, obrzydliwa istota odepchnęła się imponująco umięśnionymi nogami od wystającej skały, do której tak naprędce dążyła niedoszła łowczyni. W mgnieniu oka znaleźli się na powierzchni i obślizgły potwór wyrzucił na brzeg swą ofiarę, wygramoliwszy się zaraz za nią. Z sadzawki dobiegał gniewny bulgot, jak gdyby ktoś rzucał w niego potężnymi przekleństwami i klątwami, a te traciły swą moc wydostawszy się poza taflę wody. Niezrażona, ociekająca wodą i okręcona liczną roślinnością wodną bestia, z syreną na ramieniu, powędrowała poza granice bagien głupkowato się do siebie uśmiechając.

 

Kilka godzin wcześniej.

Kłopoty.

Co jak co, ale Aleas potrafił wyczuć je z daleka – specjalizując się w unikaniu znerwicowanych tatusiów wyjątkowo towarzyskich młodych dam, ale to już kwestia praktyki. Nigdy nie udało mu się do końca zrozumieć na czym to polegało, czy to rodzaj wrodzonego instynktu, czy zwykłe przeczucie? Jakkolwiek długo nie trzeba było czekać, gdyż zza ogromnej skarpy którą omijała ścieżka ukazała się postać wyrośniętego ponad miarę trolla. Ukazała? Lepiej opisuje to słowo ,, wygramoliła’’ lub ,,wypełzła’’. Kiedy już widać było w całej okazałości tę sporą i dosyć intrygująco pachnącą górę mięsa, pierwszym odruchem mężczyzna chciał użyć najprostszego zaklęcia iluzorycznego ognia, aby przegonić bojącą się płomieni poczwarę, lecz ponownie dziwny głosik w jego głowie kazał mu dać toczyć się wypadkom swoją drogą. Zamiast podpalenia wyrecytował formułę zwykłej tarczy magicznej chroniącej go przed fizycznym obrażeniami oraz sięgnął po węźlastą, drewnianą różdżkę.

Długo nie trzeba było czekać, gdyż troll, gdy tylko spostrzegł go wyłupiastymi, mętnymi  gałami, niezdarnie rzucił się na kolana i skulił na ziemi, rękoma zasłaniając głowę i niewyraźnie coś krzycząc.

– Panie carodzieju nie palicz! Nie palicz Wumbłg!

Aleas ostrożnie podszedł bliżej, trzymając różdżkę na podorędziu.

– Czemu to zawdzięczam to nieoczekiwane spotkanie? – Zagadnął przyjacielsko mag, uśmiechnąwszy się jeszcze bardziej przyjacielsko.

– Nie palicz! Nie palicz, ja miecz… – Tu, zapomniawszy o osłanianiu głowy rękoma, wyprostował się i zaczął intensywne myśleć, drapiąc się jeszcze intensywniej po łbie. – … inetres!

Chwilę to zajęło, ale z ogromnym trudem czarodziej domyślił się o co chodziło potworowi, nie mogąc wpaść na tak oczywiste rozwiązanie jak troll używający skomplikowanego wspólnego.

,,Czyżby pożarł w przeszłości jakiegoś kupca?’’

– A więc masz – tu zaakcentował nieznacznie kolejne słowo – interes! Słucham cię z uwagą mój zielonkawy przyjacielu. I nie klęcz tak proszę, irytuje mnie to.

Troll powoli podniósł się z kolan, ukazując w całej okazałości swą górę mięsa. Liczył sobie ponad dziewięć stóp i był wyjątkową mieszaniną twardych jak skała kości, czego ukoronowaniem była ogromna czaszka, węźlastych mięśni, grających pod opiętą skórą niczym u galopującego konia i niesamowicie wyrafinowanego bukietu smrodu, który zabijał wszystkie dokuczliwe owady w okolicy. Całej okolicy.

Aleas tymczasem usiadł na odpowiednio oddalonym kamieniu. Troll chciał podejść bliżej, ale machnięciem różdżki mag wyjaśnił mu, że odległość ta będzie optymalna, na co ten speszył się na chwilę, po czym niezrażony zaczął swą opowieść.

– W wodzie za wielkim dolem widzialem rybo-ludzia. Psepiekny, to pewno szmaczny ze woooo! – Tu wydał z siebie nieokreślony dźwięk, coś między ekscytacją podnieconego przygłupa i bulgotem topiącego się człowieka.

– Więc mówisz, że są tam syreny? – Troll zrobił minę kogoś kto dostał pałką przez łeb, a gdy skojarzył, że faktycznie może i rybo-ludzie mają w ludzkim jakąś tam swoją nazwę, zaczął energicznie machać czerepem. Mężczyzna zmieszał się nieco i począł gmerać przy krótko przystrzyżonej brodzie.

,,Syreny mieszkające w bajorach na dnie Mokrego Parowu” – próbował złożyć ze sobą części układanki. ,,Mało prawdopodobne, rzadko ukazują się w tak mało szlachetnych wodach, choć jakby głębiej się zastanowić, podobno mogą podróżować między wszystkimi wodami za pomocą swego rodzaju portali, które jednostronnie teleportują przechodzące przez nie istoty do innych wód. Nie koniecznie muszą przenosić siebie same, przecież mogą przenosić innych, wystarczy jedna wizyta w tym szlamie żeby założyć portal powrotny i mogą czekać na ofiary na własnym terytorium. Z kolei mnogość ziół wabiąca na bagna wielu chcących łatwo zarobić wieśniaków jeszcze bardziej urzeczywistnia tę historię”.

 Po zastanowieniu mruknął przeciągle, zachęcając tym samym trolla do kontynuowania. Chwilę to potrwało, ale załapał.

-I ja widzialem kiedysz carodzieja co jak blysl to zamienil ludzia w trolla! Ale on kszyczal! Pewnie bardzo się cieszyl bo kazdy chce byc jak troll. I ja dlugo myszlalem…

Tu mag przypomniał sobie, że w lesie niedaleko miasta widziano zastygłego w ruchu trolla. Co prawda nie ruszał się, ale i tak nikt nie śmiał do niego podejść. Przynajmniej wiadomo teraz jak powstała legenda o trollach zamieniających się w kamień w blasku słońca. One po prostu… Myślały!

– … I wymyszlalem zeby dalo sie tak odwrotnie, trolla w ludzia. Co, panie carodzieju?

Aleas uśmiechnął się kącikiem ust.

,,Ach, łuski syreny, tak rzadki składnik. A gdyby tak… upiec dwie pieczenie na jednym ogniu?” – kombinował.

– Chyba możemy się dogadać, mój zmyślny przyjacielu. Posłuchaj uważnie, zrobimy tak….

Koniec

Komentarze

Jest jakiś pomysł. Zostało Ci jeszcze trochę pracy nad warsztatem. Często zwroty zgrzytają. Jak na przykład te:

skręciła nieco tor opadania

Jego postura wyolbrzymiała

ukazując w całej okazałości swą górę mięsa

Aha, i dlaczego akurat taki tytuł?

Babska logika rządzi!

Inwersja czasowa w pierwszej chwili lekko dezorientuje, ale to drobiazg. Plus za taki chwyt kompozycyjny.

Człowieko – ryby – błąd ortograficzny, niefortunnie obrana kolejność i odstępstwo od “słownika” trolla. Jeśłi zignorować drugie i trzecie, spacje są zbędne. Tyle samo człowieka, co ryby, więc człowieko-ryba. Ale ryba żyje we wodzie, więc rybo-człowiek, cecha wyróżniająca środowiskowo pierwsza. Troll mówi o zamianie “ludzia” w trolla i odwrotnie, konsekwentniej byłoby pozostać przy tym i napisać “rybo-ludź”.

Chwyt z portalami mam za udany. Syreny mogą pojawiać się praktycznie wszędzie, gdzie znajduje się woda, nie tylko w morzach.

---> Finkla. Dlaczego taki tytuł? Ha! Ja wiem… :-)

“…dał się słyszeć jakiś nieokreślony dźwięk. Po wsłuchaniu się okazał się być…” – się porobiło.

“…śpiewem, jaki jest w stanie zarejestrować ludzie ucho, a najokropniejszym dźwiękiem, jaki kiedykolwiek mogłoby ono usłyszeć – płaczem kobiety. Lament ten wydawał się być najniezwyklejszą i zarazem najsmutniejszą pieśnią, jaką mogła wydobyć z siebie jakakolwiek istota, jak gdyby…” – inwazja jaków ;)

Dalej nie doczytałem.

Pozdrawiam.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Adamie – aha! No przecież! Jakoś w nocy słabo jarzyłam. :-)

Babska logika rządzi!

Błędy poprawione, dziękuję.

koik80 – a widzisz, to opowiadanie nie tylko o trollach, ale i o jakach! W tym akapicie znalazłem łącznie 6 jaków, zostawiłem 2.

AdamKB – Ty to jak znajdziesz błąd, to musi być on co najmniej wielowarstwowy. :)

:)

Powtórzenia zwykle wybijają czytelnika z rytmu, ale szybko sobie z nimi poradzisz; łatwo się tego oduczyć, a jak (trzeci “jak” do Twojej parki – stado!) fabuła ciekawa, to ino pisać! ;)

Powodzenia.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Czy to początek większego dzieła? Zakończenie bowiem sugeruje, że coś jeszcze powinno się wydarzyć. Tym bardziej, że pomysł jest rozwojowy i może zaowocować ciekawym dalszym ciągiem. Mam nadzieję, że znacznie lepiej napisanym.  

 

„Nagle z pobliskiej sadzawki, zdającej się być nieco większą od pozostałych, dał się słyszeć nieokreślony dźwięk. Po wsłuchaniu okazał się być czymś pomiędzy (…) Lament ten wydawał się być…” – Powtórzenia.

Proponuję: Nagle, z pobliskiej sadzawki, nieco większej od pozostałych, dał się słyszeć nieokreślony dźwięk. Po wsłuchaniu, okazał się być czymś pomiędzy (…) Lament ten przypominał…

 

„Lament ten wydawał się być najniezwyklejszą i zarazem najsmutniejszą pieśnią, jaką mogła wydobyć z siebie dowolna żywa istota, niby to podczas śpiewu łzy opływające wolnym potokiem nierówności policzka i spadające z delikatnej, pełnej wargi, rozpływały się w locie między obiema wargami w niebiańskich melodiach, jeszcze bardziej je uszlachetniając”. – Czy Autor chciał powiedzieć, że coś, co żyje, niby to śpiewa łzą, która, mimo że jedna, potokiem opływa policzek i spada z wargi, by rozpłynąć się w locie między obiema wargami, będącymi w niebiańskich melodiach, co je uszlachetnia jeszcze bardziej?

Aż boję się zapytać, które wargi miał na myśli Autor. ;-)

 

„…usłyszała telepatycznie młoda, płomienno ruda syrena…” – …usłyszała telepatycznie młoda, płomiennoruda syrena… Lub: …usłyszała telepatycznie młoda, płomienie ruda syrena

 

Pozwoliła chłopakowi dosięgnąć swojej ręki, ale ten nie próbował jej wyciągnąć z ciemnych odmętów tylko pozwolił sobie swobodnie opadać wraz z nią”. – Kto z kim/ czym opada? Czy chłopak opada z syreną, czy tylko z jej ręką? ;-)

 

„Z sadzawki dobiegał gniewny bulgot, jak gdyby ktoś rzucał w niego potężnymi przekleństwami i klątwami…” – Dlaczego ktoś rzucał w bulgot przekleństwa i klątwy? ;-)

 

„…pierwszym odruchem mężczyzna chciał użyć najprostszego zaklęcia…” – Wolałabym:  …w pierwszym odruchu mężczyzna chciał użyć najprostszego zaklęcia… Lub: …pierwszym odruchem mężczyzny było użycie najprostszego zaklęcia

 

„…dziwny głosik w jego głowie kazał mu dać toczyć się wypadkom swoją drogą”. – Wolałabym: …dziwny głosik w jego głowie kazał mu pozwolić, by wypadki toczyły się swoją drogą.

 

„…chroniącej go przed fizycznym obrażeniami…” – Literówka.

 

„Chwilę to zajęło, ale z ogromnym trudem czarodziej domyślił się o co chodziło potworowi, nie mogąc wpaść na tak oczywiste rozwiązanie jak troll używający skomplikowanego wspólnego”. – Czarodziej był lepszy od mnie! Ja do tej pory nie wpadłam na żadne rozwiązanie i nadal nie mam pojęcia, czego skomplikowanego wspólnego używał troll. ;-)

 

„Troll powoli podniósł się z kolan, ukazując w całej okazałości swą górę mięsa”. – Wcześniej Autor nie wspomniał, że troll miał przy sobie górę mięsa. ;-)

 

Nie koniecznie muszą przenosić siebie same…”Niekoniecznie muszą przenosić siebie same

 

„…w lesie niedaleko miasta widziano zastygłego w ruchu trolla”. – Skoro zastygł, to raczej: …w lesie, niedaleko miasta, widziano zastygłego w bezruchu trolla.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Błędy jak zwykle wypunktowała regulatorzy, więc nie będę się powtarzał :)

Opowiadanko mi się spodobało, ciekawy pomysł. Mam ochotę na więcej – ale pod warunkiem, że błędów będzie mniej :)

Nowa Fantastyka