Nad skrajem pustyni zachodziło czerwone słońce. Lew Grzywacz odpoczywał w cieniu akacji, żyrafa ułożyła się na kępce trawy, a słoń kończył wieczorny posiłek. Antylopa i zebra zbliżyły się do drzewa, przybyła nawet hiena Chichotka. Zwierzęta czekały na opowieść węża, którego uznały za najmądrzejszego spośród siebie. Wąż Boedon dawno, dawno temu wędrował przez Piaski. Nawet odważny Grzywacz był pełen podziwu.
– Opowiadaj, opowiadaj! – ponagliła antylopa Zwinka i zastukała kopytkiem o kamień.
Boedon z sykiem owinął się wokół leżącej gałęzi.
– Sssspokojnie… Jak wiecie, Piassski rozciągają się tak daleko, że nawet żyrafa Gibka nie sssięgnie wzrokiem ich końca, ale nie powiedziałem wam o jednym – syknął. Słuchacze skupili na nim spojrzenia. Wszyscy czekali w napięciu. – Ponoć jessst na Piassskach zwierzę, które przemierza je kiedy zechce, długo wędruje bez jedzenia, ani nie jest mu ssstraszne pragnienie.
– Niemożliwe! – warknął Grzywacz, a słoń Uszko dodał ze zdziwieniem:
– Bez wody? Jak znieść pragnienie i brak kąpieli?
– I dokąd ono tak idzie? – zapytała roztropnie Gibka.
– Tego mi nie wiadomo… – Boedon z żalem ułożył głowę na kępce trawy. – Sępy mówiły, że Ono jest bardzo dziwne. Nie ma pięknych raciczek Zwinki, ani sssmukłej szyi Gibkiej. Nawet nie wydaje się być sssilne jak Uszko, ani groźne jak Grzywacz.
– Hi, hi! Chodźmy je zobaczyć! – Chichotka wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
– Tak! Ruszajmy! – Bez namysłu, razem zakrzyknęły zwierzęta, które chciały przekonać się na własne oczy, jak wygląda tajemnicze ono i dokąd tak naprawdę sięgają Piaski.
Wczesnym rankiem, każde zwierzę zjadło ile mogło, wypiło ile zdołało, a Grzywacz opisał plan wędrówki i przykazał dużym zwierzętom nieść mniejsze w razie zmęczenia. Uszko niósł wiązki suchych gałązek i trochę liści, a Gibka, Zwinka i zebra Paska miały po kilka owoców, zamiast wody. Ruszyły w drogę, na czele pochodu kroczył Grzywacz, w razie jakby ono chciało ich znienacka zaatakować.
Nastało południe. Słońce coraz mocniej grzało, słoń machał szybciej uszami, aby ochłodzić pozostałe zwierzęta. Posiliły się tym, co miały, ale nie zatrzymywały się wcale, gdyż upał na to nie pozwalał. Zwinka smutno zwiesiła łepek, była zmęczona. Nad głowami zwierząt rozległ się dziwny gwizd.
– Dokąd zmierzacie? – zapytały kołujące sępy.
– Szukamy Ono, które mieszka na Piaskach – odkrzyknęła Chichotka.
– Na Piaskach jest niebezpiecznie. Zawracajcie – ostrzegły i poleciały dalej.
Nastała cisza. Wędrowcy nie widzieli już za sobą drzew, dookoła nich rozciągały się tylko złote Piaski, zataczające kręgi niczym fale na morzu. Po niebie płynęła wielka chmura, wiatr wzmógł się i popędzał ją coraz bardziej. Niebo pociemniało, a w jednym momencie piasek zaczął wirować, unosząc się do góry. Zwierzęta wpadły w panikę, wiatr zamienił się w wichurę. Grzmotnęło, błysnęło! Zwinka i Paska próbowały biec, ale piasek wpadał im do pyszczka i oczu, tak że nic nie widziały. „Ojej! – myślała Gibka. – Po co nam była ta wyprawa”. Wkrótce i mocarny Uszko ugiął się pod siłą piaskowej burzy, zatrąbił jak tylko najgłośniej potrafił i upadł. Wiało i wiało. Grzywacz ostatkiem sił ryknął gromko.
I nagle zwierzę dostrzegły Ono. Wiedziały, że to było ONO, z wygiętą szyją, dwoma górami na grzbiecie, z postrzępionym ogonkiem. Ono, kiwając się trochę na boki, podeszło do zwierząt. Przez chwilę wszystkie się bały, Zwinka pisnęła cicho.
– Piaski nie lubią obcych – odezwało się. – Chodźcie, niedaleko jest skała, za nią się skryjemy. Pospieszcie się! – ponagliło stworzenie.
Zwierzęta były szczęśliwe, że ktoś przybył im na ratunek. Z wysiłkiem ruszyły za Ono. Wkrótce dostrzegły wielką skałę, ułożyły się z jednej strony i bezpieczne, szybko posnęły.
Kiedy piasek zmęczony gorącym tańcem, opadł i znów pojawiło się słońce, Ono wstało, otrzepało gęste futro i uniosło pagórkowy grzbiet. Nie było ładne, ale Grzywacz i reszta zwierząt obdarzyły go wielkim szacunkiem, bo jako jedyne, wiedziało, jak uchronić się przed dziwną burzą, której żadne z nich wcześniej nie widziało.
– Kim jesteś, przyjacielu? Czy wiesz może, dokąd sssięgają Piaski? – zapytał Boedon.
– Tego nikt nie wie. – Ono pokiwało zrezygnowane głową. – Badawi zwą mnie Gamal, znaczy Piękny.
– Nie jesteś piękny – odrzekła Gibka. – Nie masz tak długiej szyi jak moja.
– Ani smukłych nóżek – dodała Zwinka.
– Grzywę też masz nijaką – Lew pokręcił głową.
– I paseczków ci brak! – Zebra otrząsnęła się z piasku.
– Nie jesteś też tak silny jak ja! – zatrąbiło Uszko.
Ono trochę posmutniało na te słowa.
– Głuptasssy! – przerwał Boedon. Na pyszczkach wędrowców malowało się zdumienie. – Wy nosssicie swoje piękno na głowach i grzbietach, Ono nosi je w sobie. Dziękuję, przyjacielu – zasyczał Boedon i skłonił główkę do samej ziemi. Gamal odwzajemnił ukłon.
Wędrowcy odpoczęli, po czym szczęśliwie wrócili na własny skrawek piachu, pod akacje. Jeszcze niejeden raz Boedon opowiadał historię o ono i burzy. Wciąż jednak nie wiedział, dokąd sięgają Piaski, i nikt tego nie wie, aż po dziś dzień.