- Opowiadanie: Zatrakus - Gl, hf!

Gl, hf!

Powinienem był napisać ten wstęp lata temu. Wstyd mi, że dopiero koszmar końca 2020 zmusił mnie, by go w reszcie dodać.

Poniższe opowiadanie nie odzwierciedla obecnych opinii autora na temat aborcji. Przestało już rok po jego publikacji, gdy wreszcie dotarło do mnie okrucieństwo kompromisu, który w nim poparłem. Każdy ma prawo do kontroli nad własnym ciałem, a osobiste decyzje ludzi nie są porównywalne z systemowymi.

Nie wierzę w chowanie swoich błędów, nie tych, które maja znaczenie. Słabe opowiadanie mogę zamieść pod dywan, okrutnego nie. To byłaby próba wybielania mojego charakteru. Dlatego właśnie “Glh, hf!” pozostanie na moim profilu, niezmienione.

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Gl, hf!

Od: isaacrip@mail.com

Do: ubermedic@mail.com

Temat: Może partyjkę co-opa?

Sporo czasu minęło, odkąd ostatni raz się kontaktowaliśmy. Nic dziwnego, ja poszedłem na programowanie, a ty… gdzie właściwie?

Mimo to nadal pamiętam, jak mordowaliśmy się nawzajem w Quake’u III. Wspaniałe czasy, jednak odwołując się do nich nie proponuję Ci rywalizacji, a raczej kooperację.

Wziąłbyś udział w beta testach mojego najnowszego dzieła. Gra, że tak to określę, z wolna obrasta mięśniami mechanik, zaś twoim zadaniem byłoby pilnować, by w czasie wzrostu mojego dzieła nie zabił go jakiś złośliwy nowotwór.

 Przemyśl to. Produkcja jest bardzo specyficznym i poważnym symulatorem, prezentującym dość nieciekawy element ludzkiej egzystencji. Pragnę w nim zawrzeć pewien głębszy przekaz, który jako człowiek inteligentny, mam nadzieję, pojmiesz.

Pozdrawiam…

 

Wpis 1:

Na początek może wyjaśnię, dlaczego zaczynam pisać ten pamiętnik.

Będąc entuzjastą gier video i studentem medycyny za razem, zaangażowałem się niedawno w bardzo interesujące przedsięwzięcie. Są nim beta­­ testy symulatora, czy może powinienem był napisać „symulatora”, pracy lekarza na porodówce. Nie pytajcie mnie nawet, skąd autor wziął tak szalony pomysł, bo choć znałem go kilka lat, dawno przestałem próbować go zrozumieć.

A cudzysłów? Za moment wyjaśnię, tymczasem ­­– cel. Chcę spisać swoje wrażenia, nie tyle z samego obcowania z programem, co z doświadczenia beta testów. Jest ono dla mnie całkowicie nowe, a i sam symulator wydaje się bardzo niecodzienny. Myślę, że najlepiej zobrazuje to opowieść o moim pierwszym jego uruchomieniu.

Wersja, którą najprędzej określiłbym mianem późnej alfy, miała już graficznie opracowane menu główne. Utrzymane w odcieniach różu, prezentowało się standardowo: NOWA GRA, KONTYNUUJ, OPCJE oraz WYJDŹ. Spróbowałem rozpocząć nową rozgrywkę i tu nastąpiło pierwsze zaskoczenie, gdyż gra nie reagowała na komendy głosowe. Gestem przeciągnąłem kursor nad OPCJE. Kolejny szok, kiedy w zakładce STEROWANIE napotkałem odnośniki nie do ruchów dłoni, lecz klawiszy!

­­­­– Oszalał? – pomyślałem, mimo to przebiłem się przez instrukcje, by wreszcie zacząć zabawę.

Dopiero patrząc oczami mojego awatara, na wirtualnej porodówce, pojąłem absurdalność swego zadania. Przyszło mi bowiem poruszać z osobna każdym palcem obydwu dłoni, przełączając się między nimi. Dodatkowo klawiatura numeryczna, służąca dodawaniu otuchy rodzącej kobiecie, dopełniała obrazu rozpaczy.

Cudem przetrzymawszy fatalnie nagrane krzyki, dostrzegłem wreszcie wyłaniającego się potomka. Wtem jednak zbugowała się fizyka gry, bo dzieciak wystrzelił spomiędzy ud ciężarnej jak z procy! W panice wcisnąłem wszystkie klawisze na raz, a mój awatar ledwo pochwycił „rakietowego chłopca”.

Dyszałem ciężko i cieszyłem się, że to już koniec moich męczarni. Bachor został klepnięty, zapłakał, happy end. Kamera opuściła czaszkę mojej postaci, ukazując paskudny model oraz chmurkę dialogową obok niego. Umieszczony w niej napis stwierdzał, iż mogłem wpisać kwestię „wypowiadaną” przez bohatera gry po udanej operacji. W przypływie entuzjazmu wklepałem: Good luck, have fun babe!

 

Wpis 2:

 Muszę przyznać, iż pomimo początkowych problemów symulator wychodzi na prostą.

Fakt, sterowanie nie stało się lepsze ani o jotę, lecz autor poszedł przy projektowaniu raczej w stronę radosnego absurdu, aniżeli wymagających precyzji zadań. Do tego najwyraźniej zrezygnował z wkładania w ramy tej osobliwości jakiegoś głębszego przekazu, jak to swego czasu ujął.

Najlepszym przykładem jest dodany właśnie tryb rozgrywki, nazwany DZIECI FANTASY. Polega on na dokładnie tym samym, co zwykła gra, czyli pokracznym asystowaniu przy porodzie, jednak zdecydowanie je urozmaica. Jak?

Wyobraźcie sobie, że odbierane potomstwo stanowi hybrydę człowieka i ryby.

Albo że płonie.

Albo że zaraz po opuszczeniu matczynego łona teleportuje się pod sufit, więc trzeba je łapać z góry.

Albo… rozumiecie?

Nie mam pojęcia, ile w sumie dziwacznych form noworodków oferują DZIECI FANTASY, ale i tak jestem pod wrażeniem. Przypomniały mi się dawne eksperymenty z modyfikowaniem DNA zygot przed wszczepieniem ich do łona matki. W szale eliminowania niepożądanych cech i uaktywniania tych zamówionych naukowcy potrafili doprowadzić do zaniku małżowin usznych czy pełnego wzrostu ogona. Sprawnego!

Szczęśliwie, obecnie można swobodnie decydować o wyglądzie dzieci bez ryzyka. Za niewielką sumkę każdy stworzy wymarzoną maskotkę, względnie klona, jako żywy pomnik na własne obraz i podobieństwo.

I dobrze. Chcą, mogą, robią.

 

Wpis 3:

Ha! To dopiero!

Długo nie czułem, iż warto wysilić się przy kolejnym wpisie, aż nie wyszła aktualizacja z czymś zupełnie niewyobrażalnym – trybem multiplayer!

Czytając patchnotes złapałem się za głowę.

– Jak?! W jaki sposób?! – myślałem. – Dziesięciu graczy, każdy steruje innym palcem? Czarno to widzę.

Cóż, myliłem się zupełnie.

Dołączający do rozgrywki zastępują asystentów, którzy, tak jak w singlu, stoją niczym słupy soli. Mogą, póki co, jedynie rozmawiać ze sobą i służyć radą „doktorowi–łapaczowi”. Gdyby nie potencjalny rozwój tego trybu w przyszłości, jego zasadność podważałby dowolny komunikator internetowy.

Swoją pierwszą sesję multi rozegrałem wraz z twórcą symulatora. Na potrzeby testów wyciszyliśmy dźwięk, za wyjątkiem komunikacji między grającymi. Okres oczekiwania przed „wyrzutem” stał się o wiele przyjemniejszy bez wrzasków w tle, toteż rozpoczęliśmy przyjacielską rozmowę:

– I co, zamierzasz wydać grę? – zagaiłem.

– A no. Myślę, że możemy liczyć na spory sukces.

– My? – zapytałem zdziwiony.

– Tak, bo widzisz, pozostali testerzy szybko zrezygnowali. To zapewne kwestia posiadania dosyć wysublimowanego poczucia humoru. Egzystencjalnego, można powiedzieć. Wystarczy bowiem pojąć, że ludzkie życie nie jest wiele warte, by śmiać się z każdego upuszczonego główką w dół niemowlaka.

– Żartujesz? – zapytałem lekko osłupiały.

– Skądże. Wszak cała mechanika gry jest, mało subtelną przyznam, kpiną z żyworództwa. Obecny poziom technologii pozwala na stworzenie dzieci na wymiar, w dowolnych ilościach, całkowicie pozaustrojowo. Sam o tym doskonale wiesz, studiujesz pewne aspekty Technologii Rozmnażania.

Nim zdołałem jakoś odpowiedzieć, spomiędzy ud poszła mała torpeda.

Zareagowałem błyskawicznie, wciskając łamiącą palce kombinację klawiszy wykręciłem dłonie postaci w koszyczek. Malec wylądował miękko i stabilnie… a za nim wyleciało jeszcze czterech.

Zatkało mnie, gdy brzdące przemykały obok awatara, by rozbić się o posadzkę jak czerwone jajka. Przez otępiały umysł prześlizgnęło się wspomnienie patchnotes, w których jak byk wśród nowych elementów stało CIĄŻE WIELORAKIE!

– Widzisz! Na tym polega zabawa! Nikomu takich dzieci nie byłoby żal, ba, nawet pieniędzy na zabieg. Spójrz – powiedział, po czym chyba wbił jakąś komendę w konsoli gry, bo na moim ekranie nastąpiło zbliżenie na twarz jednego z martwych dzieci – ten uroczy bobas byłby dysfunkcyjny przez resztę życia, podobnie jak pozostałe. Weź, musiałeś do tej pory zauważyć, że w symulatorze nie rodzą się żadne zdrowe dzieci! Dzieci fantasy miały to tylko dobitniej pokazać. Swoją drogą, gratuluję refleksu, będę musiał nieco zmniejszyć „szybkostrzelność” przy wieloraczkach. Do usłyszenia!

I rozłączył się.

Ja też wyszedłem z gry, zdjąłem headseta.

Przez resztę dnia siedziałem na kanapie, czując się jakoś nieswojo. Sam nie byłem pewien czemu.

 

Wpis 4:

 Pojawił się system punktacji, nabijanie mnożnika przy żonglowaniu dziećmi, cesarskie cięcia…

Te ostatnie są w miarę zabawne, bo zgodnie z groteskową konwencją gry, brzuch ciężarnej rozcina się piłą spalinową. Żeby chociaż tarczową, nawet taką do metalu, ale nie! Szaleństwo…

 

Wpis 5:

Po kilku tygodniach ćwiczeń nauczyłem się chwytać i bezpiecznie odstawiać wieloraczki. Radzę sobie z nimi nawet przy dziewiątce „pociech”.

W jednym muszę przyznać rację autorowi – choć w czasie moich ćwiczeń wiele wirtualnych bytów przepadło, to jednak satysfakcja z sukcesu, z wyczekiwanego Good luck, have fun babe! była niesamowita!

On zostanie kiedyś wielkim, znanym twórcą. Może jeszcze nie teraz, szczerze wątpię, by wielu doceniło „estetykę” oraz otoczkę jego symulatora.

Ale kiedyś. W końcu dying is fun.

 

Wpis 6 :

Drań chyba zaczął wymyślać nowe utrudnienia konkretnie na bazie moich rozgrywek.

Gdy tylko zacząłem sobie radzić z bliźniętami jednojajowymi, które po poprzednim patchu zaczęły wystrzeliwać oba naraz, to co pojawia się z najnowszą aktualizacją? Bliźnięta związane pępowinami!

Małe dranie nie dość, że lecą z dwóch stron jednocześnie, to przy chybieniu któregokolwiek albo pępowina owija się wokół awatara i zabija go (!) albo ciągnie w dół drugie dziecko! Arrgh! I jak tu utrzymać dobrą punktację?!

 

Wpis 7:

Czuję, że wkrótce przejdziemy do końcowej fazy testów.

Symulator powoli rośnie, ja sam bawię się przy nim coraz lepiej. Wcześniejsze poczucie niesmaku opuściło mnie zupełnie. To tylko gra, w różnych strzelankach zabijało się o wiele więcej ludzi, z pełną premedytacją. A tutaj? Czy kiedykolwiek żal mi było bohatera platformówki, który setny raz wpadł na piłę tarczową? Skąd!

 Gra nosić będzie tytuł Birth Simulator 2030, czego osobiście spodziewałem się od początku, ale niech będzie, że obmyślał tę nazwę miesiącami.

 

Wpis 8:

Kolejny spokojny tydzień testów, sporo poprawek audiowizualnych, a zatem także dziwnych glitchy, których pewnie nie dało się uniknąć podczas mieszania w plikach z grafiką i dźwiękami na taką skalę. Przyznam, że jeden błąd szczególnie zapadł mi w pamięć.

To była zwykła rozgrywka, szczęśliwie pojedynczy bobas. Bez trudu złapałem go, został klepnięty… i nic. Trząsł się, płakał, ale nic nie było słychać.

Cisza. Wszyscy klaskali jak zawsze, tylko słowa awatara nie wyświetliły się. Potem program wyrzucił mnie do pulpitu.

Sam nie wiem… a może mi się zwyczajnie przyśniło? Ostatnio rzadko sypiam, mogłem zapaść w drzemkę przed komputerem i nawet się nie zorientować, że kilka godzin minęło.

 

Wpis 9:

To już ostatni wpis.

Wkrótce Birth Simulator 2030 wejdzie na rynek, tymczasem jego autor na zakończenie testów podrzucił mi seed z nowym elementem do sprawdzenia.

Wpisując długą sekwencję liczb nie bardzo wiedziałem, czego oczekiwać. Rozumiałem jedynie, że rzecz nie może być wyjątkowo spektakularna, bo zabrakłoby czasu na zaprojektowanie elementów graficznych na poziomie reszty gotowej gry. Dlatego też spodziewałem się przetworzenia już zaimplementowanych elementów w świeży sposób. Nie pomyliłem się.

Gdy załadowała się sala, jak to w wersji 1.9.2 pojawiła się plansza informująca o moim zadaniu, przywołująca wyniki testów, USG itd. Przewinąłem teorię, której dosyć miałem na wykładach, by zobaczyć skrót warunków „misji”. Było tam napisane:

Pacjentka pragnie pozbyć się niechcianej ciąży. Pomóż jej.

Przeczytałem te dwa zdania jeszcze raz.

I jeszcze raz.

Wciąż to samo. Wcisnąłem klawisz enter, wszedłem do rozgrywki, nadal niepewny, co robić.

Fakt, już wcześniej były aborcje, ale tylko jako rozwiązanie komplikacji, sytuacji bez wyjścia, w których trzeba było decydować między życiem matki a dziecka.

Wróciły do mnie słowa autora, o dzieciach w symulatorze, oraz kawałek informacji, coś o trisomii chromosomu 21. Ponaglany przez wirtualnego asystenta rozpocząłem zabieg.

Wyuczone ruchy jakby wykonywały się same, mój umysł wciąż był jakby sparaliżowany. Wreszcie kanały rodne opuściło ciche, nieruchome dziecko. Przeklęty kawałek kodu „zawołał”: Good luck, have fun babe!

Koniec

Komentarze

Hmmm. Aż nie wiem, co napisać. Pomysł na pewno oryginalny, ale… Powiedzmy, że to totalnie nie mój klimat.

Babska logika rządzi!

dieing is fun

dying is fun?

 

Dziwaczne i gdyby nie ostatnie zdanie – byłoby nachalne. Pomysł odjechany, ale dość ciężki ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Hm, nie wiem jak za bardzo skomentować Twój tekst… Wiesz, był dość dziwny. Ale, cholera, naprawdę dobry.  

 

Gdybyś nieco “uokropnił” opisy, to sądzę, że miałbyś niezłe szanse zawojować niedawny konkurs Fasolettiego. ;)

"Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie."

Przykro mi, nie odniosę się do tekstu, bo nie wiem o czym pisałeś. Dotarło do mnie tylko, że o czymś, na czym kompletnie się nie znam.

 

Będąc entuzjastą gier video i studentem medycyny za razemBędąc entuzjastą gier video i studentem medycyny zarazem

 

Fakt, sterowanie nie stało się lepsze ani o jotę… Fakt, sterowanie nie stało się lepsze ani na jotę

 

…jako żywy pomnik na własne obraz i podobieństwo. – …jako żywy pomnik, na własny obraz i podobieństwo.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jakoś mnie poruszyło, mimo wspólnych z protagonistą zainteresowań. Choć może to kwestia uodpornienia po graniu w “Kijek prawdy”.

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Dobrze, czas odpowiedzieć na komentarze.

Dziękuję za wszystkie pozytywne reakcje, rozumiem, jeśli dla niektórych opowiadanie jest zbyt dziwaczne.

@regulatorzy, przykro mi czytać, że treść opowiadania zupełnie do ciebie nie trafia. Gdybyś mogła precyzyjniej wyjaśnić, czego nie zrozumiałaś, może dałoby się nieco objaśnić.

@AlexFagus po prawdzie, do głowy by mi nie przyszło, że growa adaptacja “South Park” może stanowić dobre przygotowanie przed lekturą tego opowiadania ;)

Wszak cała mechanika gry jest, mało subtelną przyznam, kpiną z żyworództwa. Obecny poziom technologii pozwala na stworzenie dzieci na wymiar, w dowolnych ilościach, całkowicie pozaustrojowo.

Kto w takim świecie zainteresuje się tak osobliwym “symulatorem” i kupi go?

Reszty, powiedzmy dla uproszczenia, nie zrozumiałem i nie akceptowałem.

Cóż Adamie, wskazana przez ciebie niespójność mogłaby zostać przeniesiona na sferę militariów: “Skoro mamy broń palną i masowego rażenia, to kto zainteresuje się >>symulatorem<< walki na miecze i kupi go?”. 

Co do reszty – jest mi przykro, że nie zrozumiałeś, to czego nie zaakceptowałeś jest twoją prywatną sprawą, zapewne związaną z poglądami. Nie mieszam się w to, bardzo dziękuję za komentarz.

Dostrzegam “drobną” różnicę między symulatorami “przestarzałych technik militarnych”, bo zabawa nimi może być zwyczajną rozrywką, próbą zaspokojenia ciekawości, jak to panie kiedyś walczono, i żadna z tych oraz nie wymienionych możliwości nie odnosi się czynnie do realiów świata otaczającego gracza – tu natomiast odnosi się w jakiś, jak dla mnie, dziwaczny sposób, bo tak naprawdę niczego ta gra nie symuluje, za to zniesmacza przebiegiem i rodzajem “trików”.

Tej oceny nie narzuca, nawet nie sugeruje mi własny światopogląd – umiem go “wyłączać” – zwyczajnie nie trafia do mnie podejście do tematu. Nic więcej poza tym. Może, gdybym żył w opisywanym przez Ciebie czasie…

Bardzo specyficzny i ciężki tekst, ale, nie powiem, intrygujący. Przeczytałam z ciekawością ;)

 

EDIT: Zmyślny tytuł :)

@lenah Ogromnie się cieszę, że opowiadanie cię zaintrygowało, i dziękuję za komentarz :)

Nowa Fantastyka