- Opowiadanie: Kamahl - Twoja żałoba (nie-konkurs)

Twoja żałoba (nie-konkurs)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Twoja żałoba (nie-konkurs)

Ludzie już chyba zapomnieli o ni-konkursie, więc go trochę odświeżę. Odkopana, jeszcze z czasów liceum, poprawione, dostosowane, zobaczymy co z tego wyniknie. Uprzedzam, że jest to żałoba w bardzo "moim" wydaniu, więc proszę się spodziewać czegoś hmmm dziwnego, Wiem, że niektórym może się nie podobać taki narrator, cóż mi tu jakoś ładnie pasował. Z przyczyn technicznych wersja męska, można jednak przerobić sobie na żeńską.

 

 

"Kto powiedział, że po stracie ukochanej osoby trzeba pzosotać przy zdrowych zmysłach"

 

Czujesz się, jakby zrzucono cię z wysokiego klifu a w locie ptak nasrał ci na głowę. Każda komórka twojego ciała płonie żywym ogniem, rozrywając cię od środka. Czujesz duszę skrzywdzoną, zmieszaną z błotem, jak ulatuje gdzieś pod niebiosa, raz na zawsze opuszczając ten ziemski padół. Nawet ona nie chce patrzeć na żałosny los śmiertelnika, ten sam, który stał się twoim udziałem. Serce ciąży ci w piersi. Jego powolne, majestatyczne wręcz bicie przywodzi ci na myśl tylko jeden pomysł.

Śmierć.

Jesteś jednak zbyt tchórzliwy, żeby targnąć się na własne życie. Masz ochotę opuścić ten dół z łajnem, uciec najdalej jak zdołasz od znanego ci świata i już nigdy nie wrócić. Wszystko tutaj przypomina ci o niej a niczego nie pragniesz mocniej niż zapomnieć. Wbrew temu przypominasz sobie spędzone z nią chwile, te rzucane ukradkiem uśmiechy, zalotne łopotanie rzęsami i słodkie słówka. Dzięki temu dałeś się omamić, uzależnić. Po tak krótkim, spędzonym razem czasie nie wyobrażałeś już sobie życia bez niej, nie pamiętałeś nawet jak to było, kiedy jej nie znałeś. Świat uśmiechnął się do ciebie na krótką chwilę, po czym trzasnął szczękami i zabrał ci ją, czerpiąc dziką satysfakcję, gdy patrzyłeś jak umierała. Na jej twarzy nie było śladu smutku, za to ty zalałeś się łzami i wrzeszczałeś jak opętany, kiedy ona opuszczała ten szary świat.

Zmarła z uśmiechem na ustach.

Nagle zapałałeś żądzą zemsty. Znienawidziłeś ją w jednej chwili, za to, że miała czelność nie dzielić z tobą twojego największego smutku. W głowie przesuwają ci się obrazy i modlisz się, żeby żaden nie przedstawiał jej.

Widzisz zwłoki, zmasakrowane truchło ludzkiej istoty i siebie taplającego się we krwi. Wyjesz z rozkoszą, rozsmarowując po swoim ciele kolejne litry posoki.

Jesteś w lesie a z otaczających cię drzew dochodzą odgłosy biegnącej wilczej sfory. Czczą księżyc, który w pełni króluje nad nocnym niebem, choć jego światło jest tylko odbite to i tak on teraz sprawuje całą władze, groźne wyglądając, zza nielicznych chmur.

– Dzielni bracia – usiłujesz przekrzyczeć wiatr – drogie siostry, zabierzcie mnie stąd, chcę iść z wami na wędrówkę, ku krańcowi świata!

– Nie możemy zabrać cię ze sobą – z mroku przygląda ci się para czerwonych ślepi – nie należysz do naszego świata, jesteś tu obcy. Bycie z nami to nagroda, lub kara i to nie ty decydujesz czym będzie dla ciebie, ale istoty, o których istnieniu nawet nie marzyłeś. Teraz odejdź!

Znów masz przed sobą tylko czarną ścianę nocnego lasu.

Widzisz swoją ukochaną. Jedno spojrzenie w jej soczyście zielone oczy wystarczy by cię uspokoić. Bierzesz głęboki wdech i powracasz do swojego świata, w którym musisz iść sam. Wiesz, że nikt już nigdy nie będzie mógł ci pomóc. I to wszystko przez zwykłą dziewczynę, która kiedyś spytała cię o godzinę i zamiast odejść jak wiele innych przed nią została, spojrzała ci w oczy i uśmiechnęła się.

Nie. To nie była zwykła dziewczyna. Ona była wyjątkowa. Raz jeszcze zagłębiasz się w swój umysł i wyławiasz z niego jej obraz. Spoglądasz w śliczną twarz. Jeśli Kleopatra na prawdę była tak piękna jak mówią legendy, to mogłaby, co najwyżej zostać służącą twojej ukochanej. Patrzysz w zielone oczy i odpływasz. Wszystko inne przestaje istnieć. Nie ma już wszechświata, są tylko dwa małe punkciki, w kolorze świeżo skoszonej trawy. Skupiły w sobie całą energię kosmosu i emanują nią, zdając się jeszcze piękniejsze. Z każdym, mijającym jak sekunda eonem, ból w twojej piersi narasta. Gdy jesteś już na skraju wytrzymałości oczy znikają. Zostaje tylko czarna, zimna pustka a w niej ty.

Znów jesteś w realnym świecie.

Tak ci się przynajmniej wydaje. Stoicie naprzeciw siebie, oboje niepewni następnego ruchu. Patrzysz jak przebiera nerwowo dłońmi, ułożonymi na brzuchu. Chcesz podnieść wzrok, wiesz jednak, że gdy zobaczysz jej oczy znów poczujesz ból. Pokusa jest silniejsza. Mrugasz oczami, jednak już jej nie widzisz. Stoi za tobą. Słyszysz jej szept. Przytula się do twoich pleców, czujesz jak oplata cię rękoma w pasie. Zwalnia uścisk i lekkim krokiem, obchodzi cię i staje patrząc ci w twarz. Z przerażeniem zamykasz oczy. Twoja miłość kładzie ci ręce na klatce piersiowej, wspina się na palce i całuje cię w policzek. Przypominasz sobie, że nie znasz smaku jej ust. Odsuwa się trochę a ty otwierasz oczy. Patrzysz w zabójczą zieleń, twoje skołatane serce, nie wytrzymując napięcia i pęka na pół. W ostatnich konwulsjach widzisz jak dziewczyna, wciąż się śmiejąc, wkłada ręce do wnętrza twojego ciała i wyciąga z niego dwa, krwawiące ochłapy.

Podnosi je do ust i spija płynąca posokę.

Znów jesteś sam na sam ze swoim bólem. Nie chcesz pamiętać, boisz się myśleć, twój umysł jednak, z uporem maniaka wraca do jej obrazu. Nie chcesz tego, masz już dość. Chcesz zapomnieć, znienawidzić, odrzucić i z podniesioną przyłbicą iść dalej. Po chwili stoisz wciąż w miejscu i nastawiasz złamany przez opadającą przyłbicę nos.

Kochasz ją i nic tego nie zmieni. Nieważne gdzie i w jakim jest teraz stanie. Gdyby stanęła teraz przed tobą, padłbyś przed nią na kolana i całował schodzące z niej robaki. Byłbyś na każde jej skinienie, co noc wymieniając ziemię w jej trumnie na świeżą. Liczyłoby się tylko to, że znów możesz na nią patrzeć, trzymać w palcach zimną dłoń i obserwować tęczówkę, powoli tracącą kolor, aż do rozsypania się w pył całej gałki ocznej. Wybaczyłbyś jej wszystko, to, że odeszła, zostawiła cię na zagubienie, byle tylko móc patrzeć w ten niekończący się uśmiech, nieograniczony już wargami, które niedawno obróciły się w popiół. Dopóki wciąż będzie biło w tobie serce, wystarczy ono za was dwoje. Wszystko zniknie, cały ból, troska i ta nienaturalna tęsknota, kiedy tylko ona znów usiądzie obok ciebie i położy na twym ramieniu swą kościstą dłoń.

Myślisz już trzeźwo. Świat znów uśmiecha się do ciebie, zza małej chmurki posyłając ci szansę, musisz tylko umieć ją wykorzystać. Potrzebujesz jej, wiesz to, aż nazbyt dobrze. Musisz ją odzyskać, za wszelką cenę i nic cię nie obchodzi, że od kilku dni jest martwa. Musicie być razem. Razem żyć i razem umrzeć.

Musicie. Coś jednak w tym prostym planie poszło nie tak. Da się to jednak naprawić.

Cmentarz jest niedaleko a w komórce powinieneś mieć łopatę.

– Czekaj ukochana – mruczysz ściskając w ręku szpadel, gdy zadajesz świeżej jeszcze ziemi nowe rany – za chwilę się spotkamy.

Koniec

Komentarze

Poruszyło mnie to opowiadanie, choć na pozór wydaje się nudne, lecz trzeba się w nie wczuć. Opis utraconej miłości, może nawet nieszczęśliwej. Banalny? Raczej nie. Chaos, gorączka myśli tylko potęguje wartość utworu.
Pozdrawiam.

Edycja i zrobiony porządek z akapitami, pierwszą wersję edytor zlał i w ciągłość,
dzieki domek, o to właśnie mi chodziło przy pisaniu tegu

trochę przerażające:) początek świetny. Potem napięcie trochę spada. Końcówka niezła:)

Przymina mi poetykę, w której poruszałem się z rok temu. Choć momentami za dużo słów zabarwionych emocjonalnie, przez co tracą one wyraz; niemniej ładne, klimatyczne.

Nowa Fantastyka