- Opowiadanie: awkward - Telekineza [I]

Telekineza [I]

Zaprezentowanie telekinezy po stronie użytkownika.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Telekineza [I]

Centrala BHC zsynchronizowała wszystkie elementy systemu monitoringu personalnego. Aktywowano syntetyczne obwody zasobu 0012T. Rozpocząć monitoring w czasie rzeczywistym. Aktywować 0012T.

 

Ocknął się nagle, bardzo gwałtownie. Uderzył w metalową ścianę, upadł na foliowe worki. Próbował wstać, lecz znów uderzył w metalową powierzchnię. Leżał przez moment w ciemności i próbował zebrać myśli. Nagle poczuł ruch po lewej stronie, za ścianą. Nie rozumiał tego, co odczuwa. Był tutaj i jego świadomość była razem z nim. Była jednak też tam, za blaszaną ścianą i obejmowała mały, poruszający się obiekt, przemieszczając się razem z nim. Po chwili skupienia na tym, co czuje, silno uderzył pięścią w boczną ścianę. Obiekt zaczął poruszać się gwałtownie, szybko oddalając od ściany, aż w pewnym momencie zniknął. Poczuł silny, napierający ból w głowie i łapiąc ją oburącz, zaczął jęczeć, po chwili krzyczeć. Wszystko dookoła zaczęło drgać, jednak równolegle narastający ból głowy, połączony z krzykiem, nie pozwoliły wyłapać jego zmysłom drgania. Po chwili ból był nie do zniesienia i uwięziony w blaszanych ścianach, zaczął wyć jak dzikie zwierzę. Ściany trzęsły się coraz bardziej. Czuł to, lecz ból głowy zdominował wszystko i pochłaniał go bez reszty. Sekundy później górna powierzchnia wystrzeliła wysoko w powietrze, odkrywając mężczyznę leżącego w kontenerze na śmieci, w jednolitym, szarym uniformie, z zabandażowaną głową. Po wyrwaniu wierzchniej klapy kontenera, ból bardzo szybko złagodniał i pozostało tylko zanikające poczucie ucisku.

Chwycił za brzeg kontenera i przyciągnął się do jego skraju; podciągnął się wyżej, złapał drugą ręką, oparł tułów na brzegu i próbował przerzucić nad nim nogę. Nie udało mu się tego dokonać i powoli ześlizgnął się na drugą stronę, cały czas trzymając rękami brzeg blaszanego śmietnika. Lekko osiadł na ziemi. Przez moment siedział, oparty plecami o kontener, próbując zebrać myśli. Usiłował przypomnieć sobie co się stało; dlaczego jest tutaj i co ma na sobie. Sięgnął ręką do głowy i wyczuł opatrunek. Cofnął rękę zaskoczony, by po chwili obiema rękami badać go dokładnie. Wyczuł lekki wzgórek, opuchliznę z tyłu głowy i poczuł ból dotykając swej potylicy. Oparł ręce na kolanach lekko zgiętych nóg i zaczął się zastanawiać. „Co mi się stało?” – myślał roztrzęsiony. „Jak ja się tu znalazłem?” – kontynuował coraz bardziej skołowany.

Nagle powróciło poczucie ucisku i jednoczesnego rozpierania, lecz nie odczuwał tego już jako bólu. Wstał powoli łapiąc się rękami kontenera. Gdy się wyprostował, poczuł lekkie zawroty głowy i oparł się plecami o śmietnik, całym ciężarem ciała. Stał tak oparty przez kilka minut, w trakcie których doznał wielu, nieznanych odczuć i zdarzeń wewnętrznych.

Pierwsze, niezwykłe wrażenia pojawiły się, gdy zaczął głęboko oddychać, by pozbyć się zawrotów głowy. Każde wciągnięcie powietrza, zaczął odczuwać jak ściąganie do siebie całego otoczenia – z każdego kierunku. Wypuszczenie powietrza przeżywał jak odpychanie wszystkiego dookoła. Oszołomienie mężczyzny pogłębiło się, gdy zaczął odczuwać najbliższe otoczenie jako część siebie. Czuł twardy obrys kontenera; dwie puszki znajdujące się pod nim, wraz z trzema, zmiętymi gazetami leżącymi jedna obok drugiej; po lewej stronie czuł cztery deski, w tym jedną ze zgiętym gwoździem; obok nich stare, porzucone koce; z prawej stertę papierów i szmat, z których każdą czuł z osobna. Miał wrażenie, że jego jestestwo rozciąga się coraz bardziej, penetrując wszystko, co go otacza. Każdy obiekt w swoim otoczeniu czuł tak, jak zwykł czuć swoją stopę lub dłoń. W pewnym momencie poczuł z prawej strony poruszający się, mały obiekt, który wyczuł wcześniej, gdy był jeszcze zamknięty w kontenerze. Popatrzył w kierunku wyczuwanego ruchu i zobaczył małego kotka, który w kilka sekund przemknął przed nim i wybiegł z zaułka, w którym się znajdowali.

Dopiero teraz mężczyzna popatrzył uważnie w lewą stronę i zdał sobie sprawę, że jest w jakiejś ogromnej metropolii a nie w swoim mieście, niewielkim Blackrow.

Wrócił do pozycji wyprostowanej i stał przez moment próbując się odnaleźć. To stwierdzenie było bardzo trafne w jego przypadku, ponieważ zaczął mieć problemy z odróżnieniem siebie od otoczenia. Widział wszystko normalnie, jak zawsze, rozumiał też co go otacza. Nie pojmował jednak tego, co czuje. Jego poczucie siebie go zawodziło. Miał wrażenie, że nieustannie rośnie, obejmuje coraz więcej. Doznawał rozpierającego uczucia, pod wpływem którego stawał się coraz bardziej ociężały, niemal sparaliżowany. Nieustannie pozyskiwał informacje o otoczeniu, z kompletnym pominięciem swoich pięciu zmysłów. Czasami obracał się w jedną, to drugą stronę, by zobaczyć obiekty, które poczuł. Wszystkie były realne, leżały obok niego. Był przekonany, że zaczyna wariować, tracić zmysły, że umiera i doświadcza niewytłumaczalnego, transcendentalnego przeżycia. Gdy uświadomił sobie to ostatnie, przeszył go ogromny lęk – „Nie chcę umierać!” – wykrzyczał w myślach. „Muszę się stąd wydostać, wrócić do domu” – podjął decyzję, już nieco spokojniej.

Obrócił się w frontem do ulicy prostopadłej względem zaułka, na której panował umiarkowany ruch samochodowy i pieszy. On znajdował się głęboko, na końcu ślepej uliczki i nikt nie zauważył go do tej pory. Zaczął powoli iść przed siebie. Czuł, jakby był poruszającą się kulą o średnicy wielu metrów. Granice sfery, ciężkie dla mężczyzny do określenia w tamtym momencie, poruszały się razem z nim, dostosowując się do otoczenia, jego kształtu, nierówności. Gdy doszedł do chodnika głównej ulicy i stanął na jego skraju, nie czuł już sterty papierów i szmat za kontenerem, na końcu zaułka. Sam śmietnik znajdował się teraz na peryferiach obszaru jego odczuwania. Wyczuwał natomiast wszelki ruch na chodniku i ulicy. Poczuł również wystający i lekko kołyszący się szyld po drugiej stronie ulicy. Przechodnie zaczęli go zauważać i omijać lekkim łukiem. Nie wyglądał jak zwykły, normalny człowiek. Przypominał rannego żołnierza, który jest zagubiony a tym samym nieprzewidywalny, niebezpieczny. Ludzie woleli zachować ostrożność. Prawdopodobnie, gdyby upadł na kolana, ktoś zaoferowałby mu pomoc. On jednak stał wyprostowany, wysoki, z surową miną, w szarym uniformie i bandażem owiniętym wokół głowy. Sprawiał wrażenie człowieka zagubionego a jednocześnie silnego, groźnego. Nikt nie chciał ryzykować kontaktu z nim. Starano się go ignorować.

Mężczyzna stał przez kilka minut w jednym miejscu i skupiał się na wydarzeniach w swoim wnętrzu. Były kompletnie zaskakujące. Każdy przejeżdżający samochód, każdy przechodzący pieszy – wszyscy oni – przejeżdżali i przechodzili przez niego. Jego „Ja” obejmowało teraz obszar o kilkunastometrowej średnicy, w obrębie którego czuł absolutnie wszystko. Dokładnie tak samo, jak człowiek czuje wszystko, co dzieje się na jego skórze, w jego dłoni. Jednak ta analogia nie oddaje w pełni tego uczucia. Miał wrażenie, że każdy obiekt w zasięgu swojego odczuwania, obejmuje sobą; każdą powierzchnię, każde zagięcie, każdy kąt. Czuł ludzkie ciała, ich kształty i nałożoną na nie odzież. Ludzi przeżywał najsilniej; byli nie tylko kształtem ale też ciepłem, wibracją. Wywoływali w nim różne, mieszane odczucia, trudne do rozdzielenia, zlewające się ze sobą. Oddychał głęboko, a całe jego „Ja”, rozciągnięte w każdą ze stron, poruszało się tak samo, jak porusza się klatka piersiowa oddychającej osoby. Wszystko było ruchem. Nawet materia nieożywiona zaczęła delikatnie drgać, nieporównywalnie delikatniej, niż ludzkie ciała. Jednak teraz mężczyzna odnalazł się w świecie, który delikatnie faluje, wibruje, szumi. Ilość i rodzaj uczuć była przytłaczająca. Jego umysł przyzwyczajony do posługiwania się pięcioma zmysłami, nie radził sobie z filtrowaniem nadchodzących informacji. Wiele elementów otoczenia zlewało się ze sobą co chwila i rozdzielało ponownie. Czasami musiał spojrzeć w stronę, z której nadchodziły informacje wywołujące sprzeczności, chaos, by mógł uporządkować odbierane wrażenia. Był oszołomiony.

Zaczął iść przed siebie, ignorując fakt, że wchodzi na ulicę. Niektórzy przechodnie zatrzymali się i zaczęli go obserwować. Ulica była szeroka, w sumie czteropasmowa, po dwa pasy w każdą ze stron. Mężczyzna szedł, przemierzając powoli pasy ruchu, pełen przytłaczających, przerastających go wrażeń. Nagle poczuł z prawej strony zbliżający się, duży obiekt, który kierował się wprost na niego. Odwrócił się i zobaczył nadjeżdżającą ciężarówkę, która zaczęła trąbić i tylko nieznacznie zwalniać. Gdy znalazła się na kilka metrów od niego, gdy było jasne, że zostanie potrącony, mężczyzna wyciągnął przed siebie oba ramiona, wyprostowane, z dłońmi skierowanymi wewnętrzną stroną ku nadjeżdżającej ciężarówce. Zupełnie, jak gdyby chciał ją zatrzymać. Po wykonaniu tego gestu, któremu towarzyszył głęboki sprzeciw wobec zaistniałej sytuacji, cała otaczająca go strefa czucia, zaczęła się zaginać, składać w warstwy, które kumulowały się przed nim, na wysokości wyciągniętych dłoni. Trwało to ułamki sekund, jednak on czuł wyraźnie, jak poczucie tego, co za nim kurczy się; pole odczuwania przed nim natomiast zagęszczało się, obejmując odcinek pomiędzy jego dłońmi a zbliżającym się pojazdem. Nagle w jego głowie pojawiła się bardzo wyraźna myśl o treści „nie”. Wyraźniejsza i intensywniejsza, niż jakakolwiek, która gościła w jego umyśle wcześniej, w całym jego życiu. Była to egzekucja jego woli, która w momencie wystąpienia zatrzymała pojazd w miejscu. Nie uszkodziła go, nie szarpnęła nim, tylko w jednej chwili pozbawiła go zdolności przemieszczania się w przestrzeni, możliwości jakiegokolwiek ruchu.

W momencie, gdy mężczyzna zawładnął kinetyką pojazdu, zakrzywione, otaczające go pole czucia, zaczęło silnie falować i drgać, powracając do swego dawnego, sferycznego kształtu. Jego wnętrze przechodziło takie same drgania i falowanie, idealnie zsynchronizowane z takim samym zachowaniem sferycznego pola. Zdał sobie wówczas sprawę, że to, co określa mianem swojego wnętrza, wykracza dalece poza jego fizyczne ciało.

Opuścił ramiona, obrócił się z powrotem w lewo i kontynuował przechodzenie przez ulicę. Ludzie, którzy go obserwowali zaczęli żywiołowo ze sobą rozmawiać, pokazując go palcami. Kilka osób wyciągnęło telefony komórkowe i zaczęli przez nie rozmawiać. Kierowca ciężarówki wyszedł z niej przestraszony i zdezorientowany. Obszedł pojazd dookoła i nie znalazł żadnego uszkodzenia. Gdy spostrzegł, że mężczyzna w szarym uniformie i bandażem na głowie przeszedł na druga stronę ulicy, wsiadł ponownie do samochodu, bez problemu go odpalił i powoli ruszył. Odjeżdżał nie rozumiejąc, co wydarzyło się przed chwilą i był zbyt wystraszony, by tego dochodzić.

Po drugiej stronie ulicy ranny mężczyzna przystanął i poczuł ogromne zmęczenie, fatygę, która pojawia się po całym dniu fizycznej pracy. Upadł na kolana i oparł dłonie na chodniku, głęboko oddychając, dysząc. Czuł, jak wszystko dookoła porusza się wraz z jego oddechem pomimo, iż oczami widział bezruch otoczenia. Miał wrażenie, że zwariował, oszalał i znajduje się równolegle w dwóch światach: realnym i tym z jego psychozy. Zmęczenie systematycznie zanikało, w tempie iście nienaturalnym. Pięć minut później nie czuł już fatygi prawie zupełnie. Powoli zaczął się podnosić.

W oddali dało się słyszeć narastający dźwięk syren. Niedługo po tym, można było zobaczyć zbliżający się radiowóz, będący jego źródłem. Samochód policyjny zatrzymał się przy chodniku, obok powoli idącego mężczyzny w szarym uniformie i opatrunkiem na głowie. Wysiadło z niego dwóch rosłych funkcjonariuszy i skierowali się w stronę mężczyzny.

– Halo, proszę pana! – zawołał jeden z policjantów.

Adresat tego zawołania przystanął i odwrócił się w stronę podchodzących mężczyzn. Postrzegał ich bardzo wyraźnie, intensywnie. Wyczuwał wibracje ich ciał, ich mundury, pałki, kajdanki, pistolety i jeszcze kilka innych przedmiotów, których nie rozpoznał.

– Czy wszystko z panem w porządku? – zapytał jeden z policjantów, gdy oboje stanęli w odległości niespełna metra od niego. Przyglądali mu się uważnie, trzymając ręce na kaburach pistoletów.

– C.. co się dzieje? – zapytał ranny mężczyzna, wyraźnie zdezorientowany.

– Otrzymaliśmy zgłoszenie o incydencie z udziałem mężczyzny w szarym uniformie i bandażem na głowie – odparł funkcjonariusz, nie odrywając od niego wzroku.

– Incydencie? – powtórzył zdumiony. Patrzył na policjantów niewidzącymi oczami.

Jeden z funkcjonariuszy wyciągnął w jego kierunku rękę, mówiąc:

– Proszę pozwolić z nami do radiowozu.

Mężczyzna poczuł, że nie chce tego zrobić. W tym momencie ręka policjanta znieruchomiała. Drugi z funkcjonariuszy popatrzył zaskoczony na swojego kolegę i zapytał co się dzieje. Ten pierwszy odparł, że nie może ruszyć ręką – w żadną ze stron. Nagle drugi policjant wyciągnął broń, skierował ją w stronę mężczyzny w szarym uniformie i zaczął krzyczeć:

– Co zrobiłeś mojemu partnerowi !?!? – Krzyk dało się słyszeć na całej ulicy. – Przestań, albo cię postrzelę! – kontynuował krzykiem.

Adresat agresji sam zaczął być agresywny.

– Za kogo ty się uważasz glino? – rzucił podniesionym głosem. Pistolet w dłoni policjanta zaczął się trząść. Nie mógł powstrzymać jego drgań.

– Chcecie mnie uwięzić?!? Uniemożliwić mi powrót do domu?!? – teraz już krzyczał.

Policjant nie mógł utrzymać broni i ją upuścił. Obaj mundurowi zostali odepchnięci lekko do tyłu. Ranny mężczyzna pod wpływem wszystkich wydarzeń jakie miały miejsce od momentu gdy się ocknął, a które kumulowały się w nim i narastały, wpadł w furię. Został porwany, okaleczony, wyrzucony na śmietnik w obcym mieście. Przestał kontrolować to, co robi. Wydał z siebie głośny, donośny krzyk, który mroził krew w żyłach. Wszystko co czuł dookoła, zaczęło najpierw drgać, by po chwili trząść się, przewracać. Policjanci stracili równowagę i przewrócili się. Walczyli jednak z trzęsieniem otoczenia i z odpychającą siłą mężczyzny w szarym uniformie. Jednemu z nich udało się przykucnąć i z pałką trzymaną w dłoni, rzucić się w kierunku mężczyzny. Ten ostatni w jednej chwili spojrzał na zbliżającego się funkcjonariusza i podobnie jak wcześniej, unieruchomił go aktem woli, wyrażonym jednym słowem:

– NIE !!!

Narastał w nim gniew, podsycany poczuciem krzywdy, poczuł nienawiść do tych policjantów, którzy podobnie jak jego oprawcy, chcieli wyrządzić mu krzywdę, zabrać go i uniemożliwić mu powrót do domu. To uczucie zmieniło sposób, w jaki oddziaływał na funkcjonariuszy. Już nie tylko ich odpychał, ale zaczął destrukcyjnie oddziaływać na ich ciała. Policjanci zaczęli krzyczeć, co tylko rozjuszyło mężczyznę. Nienawiść osiągnęła w nim ogromną intensywność i … ciała funkcjonariuszy zostały rozbite na miliardy, maleńkich cząstek. Rozsypali się jak gdyby byli usypani z piasku.

Ludzie znajdujący się nieopodal, którzy do tej pory przyglądali się całej tej sytuacji, zaczęli uciekać, krzycząc. Po zabiciu policjantów, nienawiść w mężczyźnie nie ustąpiła, lecz straciła jedynie swe ukierunkowanie. Teraz wszystko, co obejmowało rozszerzone jestestwo mężczyzny, zaczęło rozsypywać się, rozpadać. Destrukcja była totalna, nic nie mogło stawić oporu oddziaływaniu mężczyzny.

 

Alarm! Złamano porozumienie korporacyjno-rządowe CAM.02034.12. Nieuprawnione naruszenie zasobów policyjnych państwa. Dokonać natychmiastowej eliminacji zasobu 0012T. Zalecenie użycia działa orbitalnego RedStream04. Pilne.

 

Duże połacie ulicy, chodnika oraz budynku znajdującego się obok mężczyzny, przestała istnieć. Nie kontrolował już ani siebie, ani tego co czuł. Był rozrywany przez siłę, którą jeszcze przed momentem kierował. Zaczął powoli wznosić się w powietrze, dezintegrując ścianę budynku, która traciła wiązania swych cząstek, rozbijanych na atomy.

Nagle powietrze dookoła mężczyzny zaczęło falować w promieniu przeszło dwóch metrów. Wyglądało to jak transparentny, ledwo widoczny komin falującego powietrza, który rozciągał się od ziemi, aż po niebo, na którym wzrok ludzki nie był już w stanie go śledzić. Po upływie kilku sekund ranny mężczyzna został spalony na popiół, który opadł rozwiewany przez wiatr. Nie pozostał po nim żaden ślad, za wyjątkiem zniszczeń, jakich dokonał.

 

Zasób 0012T został zutylizowany. Rozpocząć przygotowanie zasobu 0013T do modyfikacji kory mózgowej, oraz wyznaczyć kolejne miejsce testów terenowych. Raport z wynikami testu zasobu 0012T został przekazany stronie rządowej.

Koniec

Komentarze

Tym razem przeczytałam całość. Język wciąż ciężki w odbiorze. Z ewenementów:

Po chwili ból był nie do zniesienia i uwięziony w blaszanych ścianach, zaczął wyć jak dzikie zwierzę.

Z tego zdania wynika, że ból został uwięziony (może to i dobrze) i wył.

Straszliwe zagęszczenie 'czucia'. Dużo 'ciągnięcia', zwłaszcza na początku. Często piszesz bardzo sztywnym językiem, jak z raportu policyjnego, np.: "Wrócił do pozycji wyprostowanej". A mógł się zwyczajnie wyprostować.

Jeśli chodzi o fabułę, to dużo tego nie ma. Trochę nieracjonalnie – przeprowadzić (skomplikowaną zapewne i drogą) operację, a potem rzucić nieprzytomny obiekt na śmietnik i patrzeć, jak sobie poradzi.

Babska logika rządzi!

Przede wszystkim dziękuję za komentarz i poświęcony mi czas.

Przyznam, że "Telekineza [I]" była jednym z moich pierwszych opowiadań, jakie napisałem. Wówczas jeszcze nie przywiązywałem takiej wagi do fabuły. Najważniejsze było dla mnie opisanie samego zjawiska telekinezy, które niemal wszędzie jest przedstawione jako "wyciągnięcie ręki – akcja". Zależało mi, by jak najdokładniej opisać jej użycie po stronie człowieka, który ją stosuje. To jest taka "moja wizja" tego wszystkiego.

Co do "porzucenia obiektu" – to były nielegalne eksperymenty; zrealizowanie ich celów (stworzenie żołnierza posiadającego rozbudowane zdolności telekinezy), jak najbardziej warte było poświęcenia kilku istnień ludzkich, które dla kompleksu wojskowego są niczym więcej, jak jedynie "żywym inwentarzem". Najważniejsze w tym opowiadaniu było, by przekonać się, czy stosowana procedura "obdarzania" tą zdolnością działa oraz czy jest bezpieczna do rozpoczęcia eksperymentów na żołnierzach (tak to sobie wymyśliłem ;).

 

Wiem, że język mam ciężki – przez lata pisałem prace naukowe na zlecenie i wciąż "leczę się" z formalnego języka, tak charakterystycznego dla tych ostatnich :)

Moje "Światy równoległe" z kolei były opowiadaniem napisaną "lekką ręką"; z wszystkich jakie do tej pory stworzyłem, tylko te dwa dawały się sklasyfikować jako Sci-fi, dlatego dodałem je tutaj.

Każde następne będzie już lepszej jakości (przynajmniej dołożę wszelkich starań, by tak było).

Jeszcze raz dziękuję za czas poświęcony moim słowom. Wiele to dla mnie znaczy.

 

Serdecznie Pozdrawiam

Szymek

Szymon Dąbrowski

Trudno się to czyta. Ponieważ w odpowiedzi Finkli napisałeś, jakie tego mogą być powody, powstrzymam się od podawania jakichkolwiek przykładów "sztywnych" zdań.

Fabuła – to już wyłącznie Twoja wina. Zgoda, kiedyś tam w przeszłości mogłeś nie przywiązywać większej wagi, ale trochę czasu minęło… Można było nieco przepracować tekst? Można było…

No dobrze, pierwsze koty za płoty. Poczekamy na drugie i trzecie :-) .

Mimo że tekst niezbyt długi, to "wysiadłem" gdzieś w połowie. 

Bardzo osobliwe opowiadanie, trudne w odbiorze i nie jest to bynajmniej zaleta. 

Nie dla mnie.

Nowa Fantastyka