- Opowiadanie: kcpr95 - Kolekcjoner

Kolekcjoner

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Kolekcjoner

PROLOG

 

 

 

Wchodząc do mieszkania słyszał ciche dźwięki „Requiem" Mozarta. Fetor rozkładającego się ludzkiego ciała mieszał się z ostrym zapachem siarki. Cicho zamknął za sobą drzwi i wszedł do środka. Przytulny charakter małego pokoiku zakłócała półka z ułożonymi w rzędzie ludzkimi głowami. Mężczyzna w czarnym płaszczu uśmiechnął się lekko. Nie ma to jak w domu, pomyślał, po czym wyjął spod płaszcza kolejną głowę i ułożył ją na końcu rzędu. Popatrzył na nią z nieskrywaną satysfakcją, i w zamyśleniu podrapał się po nosie. Przypominając sobie obrazy z dzisiejszej nocy wszedł do sypialni i położył się na brudnym łóżku. Zasnął szybko kamiennym snem śniąc o dekapitowanych ofiarach i własnej ekstazie wyzwalanej przez widok masakry.

 

 

 

1

 

 

 

Komisarz Brown obudził się zlany potem. Zazwyczaj nie pamiętał swoich snów jednak wspomnienia dzisiejszego koszmaru boleśnie wrzynały się w jego skołatany umysł. Z bardzo złym przeczuciem spojrzał na wibrujący telefon. Nieprzytomnym wzrokiem próbował odczytać imię dupka budzącego go w środku nocy. Brak soczewek znacznie to utrudniał, więc po kilku próbach po prostu wcisnął zieloną słuchawkę i przyłożył telefon do ucha.

– Przyjeżdżaj natychmiast – usłyszał głos przełożonego – Mamy kolejną.

Przez chwilę Brown siedział nieruchomo na łóżku. Wpatrywał się w ścianę z taką natarczywością, jakby widniał na niej wizerunek mordercy. Ciężko podniósł się na nogi i poszedł do łazienki.

Po piętnastu minutach był gotowy do pracy. Wsiadłszy do samochodu z bardzo złym przeczuciem włączył radio.

– Dziś w godzinach rannych w Central Parku znaleziono kolejną pozbawioną głowy kobietę. Na razie nie znamy okoli….

– Kurwa! – zaklął komisarz wyłączając radio – dziennikarskie szumowiny wszędzie wejdą. Tak się nie da pracować.

W beznadziejnym humorze dojechał na posterunek gdzie czekała go kolejna niespodzianka.

– John odsuwam cię od sprawy – powiedział inspektor Rodriguez na dzień dobry – właśnie pojawiły się pewne fakty, przez które jestem zmuszony wysłać cię do Chicago.

– Jakie fakty?

– Dowiesz się wszystkiego na miejscu. Teraz mogę Ci tylko powiedzieć, że kolekcjonowanie głów nie tylko u nas jest ciekawym hobby. Będziesz tam asystował przy podobnej sprawie. Masz godzinę żeby się spakować o dziesiątej przyjedzie po ciebie taksówka na lotnisko.

Zajebiście, myślał Brown jadąc do domu, darmowa wycieczka do Chicago w pogoni za psychopatą. A ja liczyłem na wakacje…

Kiedy wjeżdżał do garażu jakiś wewnętrzny głos cicho odezwał się w jego głowie. Kątem oka zauważył ciemną postać idącą w jego kierunku. Jak gdyby nigdy nic przeniknęła przez bramę i zmierzała w stronę garażu. Lekko zmieszany John wysiadł z samochodu w samą porę by zasłonić się ramieniem przed istotą, gdy ta rzuciła się na niego. Usłyszał tylko wystrzał pistoletu, a spod czarnego kaptura wyrwała się burza blond włosów i kobieca twarz. Gdyby Brown miał czas jej się przyjrzeć zauważyłby lekkie światło bijące z kobiety oraz krwawą ranę w jej brzuchu po pocisku, przed którym go zasłoniła, jednak czasu miał niewiele..

– Uciekaj John – wyszeptała kobieta, po czym rozpłynęła się w powietrzu. Kolejny wystrzał tuż obok ogłuszył go, a pocisk wyrwał z jego samochodu kawałek karoserii, który wbił mu się w twarz. Potężny mężczyzna doskoczył do niego i wykręcił mu ręce do tyłu. Brown próbował się wyrwać jednak nieznajomy tylko bardziej dociskał jego ręce do pleców.

W bramie pojawiła się kolejna postać. Wysoki czarnowłosy mężczyzna z zadowoleniem spojrzał na Johna. Następnie przeniósł wzrok na trzymającego go osiłka.

– Jak poszło panie Smith? – zapytał go

– Doskonale – odpowiedział osiłek, a w jego głosie dało się słyszeć niechętny szacunek – suka uciekła, ale mamy jej pupilka.

– Dobrze. Teraz sama do nas przyjdzie.

Mężczyzna znów spojrzał na komisarza.

– Witaj John. Bardzo cieszę się, że zechciałeś nam pomóc – powiedział z jadowitym uśmiechem – Osobiście zadbam żeby tak ważnemu gościowi jak ty niczego u nas nie zabrakło.

Smith uśmiechnął się obleśnie, po czym jednym celnym uderzeniem pozbawił Browna przytomności.

 

 

 

2

 

 

 

Unosił się w dziwnej wodnistej substancji. Nie mógł tu oddychać, ale wcale nie czuł takiej potrzeby. W oddali zauważył postać w białej szacie. Zapragnął znaleźć się obok niej i w jednej chwili z bliska oglądał twarz kobiety, która przed paroma minutami uratowała go przed śmiercią. Teraz mógł uważnie przyjrzeć się jej twarzy. Łagodne rysy twarzy harmonizowały z dużymi niebieskimi oczami. To właśnie te oczy najbardziej przyciągały jego uwagę. John zauważył, że ich odcień zmieniał się w zależności od kąta patrzenia. Głębia ich koloru zachwycała go ale jednocześnie było w tym coś przerażającego – ogromna moc której nie był w stanie nawet sobie wyobrazić.

– Kim jesteś? – zapytał w zachwycie

W odpowiedzi kobieta zrzuciła szatę. Browna oszołomiła uroda nieznajomej – długa szyja opadająca na idealnie zarysowane ramiona. Jędrne piersi zwieńczone różowymi sutkami i perfekcyjnie wcięta talia. Jednak najwięcej uwagi przyciągała para skrzydeł, która rozwinęła się za plecami kobiety. Przy najlżejszym ich poruszeniu postać unosiła się lekko.

– Jestem z tobą od zawsze John – powiedziała najdelikatniejszym głosem, jaki Brown kiedykolwiek słyszał – od twojego urodzenia jestem przy tobie. Ochraniam cię, pilnuję, prowadzę przez życie.

– Jesteś aniołem – bardziej stwierdził niż zapytał John.

– Tak.

– Kim byli tamci ludzie?

– Nie mogę Ci tego powiedzieć. I tak byś nie zrozumiał. Jedyne, co musisz wiedzieć to to, że oni zrobią wszystko żeby mnie zabić. Twoje porwanie jest przynętą na mnie. Wiedzą, że zrobię wszystko, żeby Cię uratować.

– Ale dlaczego… -zaczął Brown

– Nie mamy więcej czasu John – odpowiedział anioł, po czym tak jak poprzednio rozpłynął się w powietrzu. Brown poczuł nieprzyjemne zimno i odruchowo zacisnął powieki. Kiedy otworzył oczy zauważył Smitha ostawiającego puste już wiadro i poczuł mokrą koszulę przylegającą do jego ciała. Przed nim siedział czarnowłosy mężczyzna. Zaczesane do tyłu włosy dodatkowo wydłużały jego pociągłą twarz. Czoło przecinała podłużna zmarszczka dodająca powagi jego obliczu. Opalona skóra zlewała się z czarnymi oczami bez białek. Tęczówki zajmowały niemal całą powierzchnie oczu nadając twarzy zwierzęcy i drapieżny wygląd. Czarny garnitur, w który był ubrany doskonale uzupełniał mroczny wizerunek postaci.

– Witaj ponownie John – odezwał się pięknym mocnym głosem – niestety przy pierwszej naszej rozmowie czas nas gonił i nie miałem okazji przedstawić się.

– Idź do diabła! – wychrypiał Brown

– No i właśnie tutaj przyjacielu trafiłeś w sedno! – zaśmiał się mężczyzna – Jestem Asmodeusz, Trzeci Generał Piekieł, Dowódca Dwunastego Legionu, Demon Rozpusty, jeden z pierwszych Upadłych!

Brown w milczeniu myślał a tym, co właśnie usłyszał. Jego racjonalny umysł stał właśnie nad przepaścią szaleństwa. Z rozmyśleń wyrwał go głos rozmówcy.

– Smith, zamknij go tam gdzie resztę. Kiedy Mal'ach przybędzie masz mnie powiadomić. Jest dla ciebie zbyt silna, wolę sam się nią zająć.

Gdy czarnowłosy demon wyszedł osiłek spojrzał na Johna z niechęcią.

– Najchętniej zabiłbym cię tu i teraz – powiedział. Po chwili milczenia złapał Browna za związane nadgarstki i stanowczo popchnął go w kierunku drzwi. Na rozwidleniu wybrał korytarz w prawo i sprowadził Johna po schodach. W końcu stanęli przed ciężkimi metalowymi drzwiami. Smith jedną ręką wyciągnął klucz z kieszeni i otworzył je. Wprowadził więźnia do środka, po czym bez słowa wycofał się i zatrzasnął drzwi. John rozejrzał się po celi. Nie było tu żadnego okna jednak pod sufitem pulsowało dziwne światło, które odkrywało makabryczny widok. Podłoga usłana była ludzkimi ciałami. Z niektórych pozostały jedynie kości jednak inne były wyraźnie świeże i wydzielały nieznośny zapach. John zdjął koszulę i zasłonił nią twarz. Ułożył się w rogu pokoju jak najdalej od zwłok. Ciężka zasłona snu spadła na niego niemal natychmiast.

 

 

 

3

 

 

 

Brown otworzył oczy i ze zdumieniem odkrył, że znajduje się w objęciach anioła.

– John – wyszeptała z czułością Mal'ach – nic ci nie jest?

– Chyba nie – odpowiedział a po chwili dodał:

– Myślę, że powinnaś mi co nieco wyjaśnić…

– Wiem John… Ale my mamy pewne zasady. Są rzeczy, o których nie mogę ci powiedzieć.

– A o czym możesz? – spytał odsuwając się nieco.

– Dobrze… – odpowiedziała kobieta – Trwa wojna. Odkąd dwa tysiące lat temu Chrystus zszedł na ziemię by otworzyć bramy niebios dla ludzi walczymy z Upadłymi o wasze dusze. Do niedawna było to proste: dobrzy do nieba, źli do piekła, jednak kilka lat temu Asmodeusz zamordował jednego z naszych oraz jego podopiecznego. Dusza tego nieszczęśnika bez opieki anioła stróża natychmiast trafiła do piekła. Wtedy to opętany szaloną ideą, wbrew woli Lucyfera – Pierwszego Generała Piekieł– Asmodeusz rozpoczął swoją kampanię przeciwko aniołom. Kilku pomniejszych Upadłych oraz demonów poszło za nim. Lucyfer w obawie przed dalszą rebelią wygnał buntowników z Piekła i zakazał powrotu pod groźbą śmierci. Od tego czasu wiodą oni na potępienie niewinne dusze unicestwiając ich aniołów stróżów.

– Przecież ktoś musi coś z tym zrobić! Gdzie jest Bóg czy kto tam stworzył to wszystko?! Do cholery, dlaczego nikt się tym nie interesuje?

– Dostaliśmy wolną wolę… Bóg nie będzie interweniował. Jesteśmy zdani na siebie – głos Mal'ach wyrażał bezdenną rozpacz. W jednej chwili z potężnej istoty stała się bezbronną kobietą. Brown podszedł do niej i przytulił ją delikatnie.

– Boję się John… – wyszeptała jego opiekunka i nie wiedzieć, kiedy ich usta znalazły się naprzeciw siebie.

– Tak nie można – zdążyła jeszcze powiedzieć zanim złączyli się w rozpaczliwym pocałunku. Niezdarnie pozbyli się ubrań wciąż połączeni ustami. Kochali się szybko i namiętnie. Wiedzieli, że w każdej chwili ich wspólny sen może zostać przerwany przez czarnowłosego diabła. Po wszystkim anioł nie zniknął jak zwykle, ale leżeli zawieszeni w wodnistej przestrzeni wspólnego marzenia sennego przytuleni do siebie tak jakby świat jawy nie istniał. Liczyła się tylko ich bliskość. Mal'ach szeroko otwartymi oczami wpatrywała się w Johna.

– Nie pozwolę ci umrzeć – wyszeptała i wyswobodziła się z jego uścisku – wyciągnę cię stąd.

Brown poczuł pieczenie w okolicy policzka. Zauważył jeszcze jak anioł rozwija skrzydła, po czym otworzył oczy. Zobaczył Smitha stojącego nad nim i przymierzającego się do kolejnego ciosu. Pięść spadła z głuchym trzaskiem złamanej kości na jego klatkę piersiową. Nagły, silny ból na chwilę przesłonił cały świat. John czuł kolejne uderzenia, tym razem opadające na jego głowę. Nagle drzwi do celi otworzyły się i wszedł Asmodeusz.

– Dość! – powiedział do Smitha – Miałeś go tu trzymać, a nie torturować.

Sięgnął za plecy i wyciągnął z ukrytej pochwy miecz. Brown w całym swoim życiu nie widział takiej broni. Budową przypominał nieco japońską katanę, jednak był znacznie dłuższy. Jego uwagę szczególnie przyciągnęło ostrze. Było zrobione z dziwnego czarnego metalu, który emitował lekkie światło.

Demon złapał miecz w jedną rękę i jak gdyby nic nie ważył zakręcił nim w powietrzu. Smith z przerażeniem w oczach rzucił się do drzwi, ale Asmodeusz w jednej chwili zastąpił mu drogę. Złapał go za włosy i lekko przeciągnął ostrzem po twarzy swego niedawnego sługi. Smith zaczął wyć żałośnie, a z rany przecinającej jego twarz na pół buchnęła krew. Napastnik nieco poluzował uchwyt i pozwolił upaść osiłkowi na kolana. Potem uśmiechnął się złośliwie, przyłożył miecz to czoła Smitha i bardzo powoli, przy akompaniamencie wrzasków i błagań zdjął skalp.

– Na pamiątkę – stwierdził z satysfakcją oglądając krwawą zdobycz, po czym niemal niezauważalnym ruchem wbił Smithowi ostrze w brzuch.

– Nie myśl, że zrobiłem to dla ciebie chłopcze – zwrócił się do Browna po chwili – Lubię mieć posłusznych ludzi i brzydzę się zbędną przemocą.

– Widzę właśnie… – odpowiedział John patrząc na drgające jeszcze zwłoki Smitha

– Chyba musimy porozmawiać mój drogi.

– O czym konkretnie?

– O tym, co tu robię i po co cię sprowadziłem.

– A więc mów.

– Jestem tutaj żeby wytępić plagę zwaną aniołami. Są to podstępne istoty, które za wszelką cenę próbują zniszczyć rodzaj ludzki. Wiem, że twój stróż już ci się objawił. Czy wiesz, że każdy, kto zobaczył z bliska anioła musi umrzeć? Takie mają zasady. Uważają, że służą miłosiernemu Bogu, który tak naprawdę wcale nie jest taki dobry. Cały ten świat jest Jego placem zabaw. Pewnie Mal'ach powiedziała ci że Bóg nie chce interweniować. To nieprawda. Bóg interweniuje w wasz świat kiedy tylko chce. Jest jak dziecko z kolonią mrówek. Ciągle coś przekłada i dotyka, ale zupełnie w inny sposób niż potrzeba. My od wieków walczymy z tą hipokryzją. Nasze metody mogą ci się nie podobać, ale jesteśmy skuteczni.

– Czego chcesz ode mnie? – zapytał Brown

– Pomocy – odpowiedział, a w jego dziwnych oczach dało się wyczytać bezradną szczerość – Mal'ach jest zbyt sprytna, żeby stanąć przeciw mnie sam na sam. Zapewne próbuje teraz przekonać swoich pobratymców do wspólnej walki ze mną. Anioły są niechętne do gwałtownych działań, więc pewnie mamy jeszcze trochę czasu. Ty musisz pomóc mi ją dorwać zanim zdąży kogoś sprowadzić.

– Niby czemu mam to zrobić?

– Ponieważ tylko ja mogę obronić cię przed śmiercią z ich rąk.

– Jaką mogę mieć gwarancję, że ty nie zabijesz mnie po wszystkim?

– Żadnej chłopcze. Ale jaki masz wybór?

John spuścił głowę i wbił wzrok w ziemię.

– Nie – wyszeptał

– Twój wybór – odpowiedział Asmodeusz ze złością, po czym wyszedł zostawiają Johna sam na sam z gnijącymi zwłokami.

Na podłodze przed drzwiami pojawiła się miska z zupą. Brown dopiero teraz zdał sobie sprawę, że nie jadł od dwóch dni. Jego wycieńczone ciało rzuciło się w kierunku jedzenia. Po posiłku podczołgał się do swojego legowiska pomiędzy trupami i zaczął szacować straty. Miał poobijaną twarz, wybitego zęba i złamane przynajmniej trzy żebra. Ból w klatce piersiowej był nie do zniesienia niezależnie od pozycji, jaką przyjął.

Próbując zignorować wbijające się w ciało fragmenty jego własnych kości zaczął rozmyślać o słowach Asmodeusza. Kiedy tak myślał rozglądając się po pomieszczeniu w nikłym świetle zauważył szczelinę w suficie, z której dochodziły niezrozumiałe słowa. Na kolanach podszedł do szpary i z trudem podniósł się na nogi. Słowa stały się wyraźniejsze a przez dziurę John dostrzegł Mal'ach rozmawiającą z Asmodeuszem.

– Co więc proponujesz? – zapytał demon przebiegle

– Przekażę aniołom, że nie żyjesz. Kiedy opuszczą Niebo by przekonać się na własne oczy będziesz miał doskonałą okazję, żeby uderzyć. Jeśli uda ci się zebrać odpowiednio dużą armię w ciągu jednej nocy pozbawisz opieki ponad sześć miliardów dusz.

– Czego chcesz w zamian?

– Uwolnij mnie. Zabij Browna, a będę mogła wreszcie żyć bez ograniczeń.

– Załatwione – powiedział demon.

John przerażony opadł na kolana. Mimo bólu zwinął się w kłębek i zaczął łkać jak dziecko. W jego umyśle powoli kształtował się szalony plan ucieczki. Kiedy wreszcie wstał dokładnie wiedział, co musi zrobić.

Tymczasem w pomieszczeniu powyżej Asmodeusz przeciągnął się w fotelu. Na chwilę zamknął oczy a kiedy je otworzył iluzja anioła zniknęła. Ludzie to naprawdę niesamowicie naiwne stworzenia, pomyślał.

 

 

 

4

 

 

 

John bardzo starannie przygotował się do snu. Zaczął od dokładnego przejrzenia wszystkich zwłok w celi. W końcu znalazł wśród nich to, czego szukał. Lekko zardzewiały długi nóż myśliwski. Następnie przypomniał sobie po kolei wszystkie punkty planu i wygłuszył wyrzuty sumienia. Na to przyjdzie czas potem. Kiedy układał się na podłodze czuł, że powinien się wycofać jednak rozum podpowiadał mu, że to jedyne wyjście.

Powoli zamknął oczy, a kiedy je otworzył tak jak ostatnio unosił się w dziwnej cieczy. W oddali zobaczył swojego anioła stróża. Schował nóż za pas i zapragnął znaleźć się przy niej.

– Witaj ukochany – powiedziała z nieskrywaną radością Mal'ach – chyba już wiem jak cię stąd wydostać!

– O z pewnością – odpowiedział ponuro Brown.

W jednej chwili znalazł się za plecami swojej opiekunki i przyłożył jej nóż do gardła.

– John, dlaczego?! – zdążyła jeszcze wykrztusić zanim wbił ostrze w jej anielską szyję i szarpnął. Delikatne ciało rozerwało się pod naporem metalu. Jasna, niemal różowa krew wytrysnęła na twarz mężczyzny. Po chwili ciało znieruchomiało, a John został sam zawieszony w nicości zaciskając dłonie na złocistych włosach swej niedawnej kochanki. Z zadowoleniem i poczuciem dobrze spełnionego obowiązku zacisnął powieki. Kiedy je rozwarł znów znajdował się w swojej celi. Obok niego leżało bezgłowe ciało Mal'ach. Wstał i postanowił poszukać głowy. W międzyczasie odkrył, że ból w klatce piersiowej zniknął a on sam czuje się rześki i odświeżony. Głowę znalazł kawałek dalej. Chwycił ją za włosy i ruszył przez otwarte drzwi w stronę schodów.

Asmodeusza odnalazł w tym samym pokoju, w którym widział go z aniołem. Demon stał przy oknie wpatrując się w Johna. Ten bez słowa rzucił głowę anioła pod nogi czarnowłosego mężczyzny. Asmodeusz uśmiechnął się z satysfakcją, podniósł głowę i oddał ją Brownowi.

– Na pamiątkę – powiedział złośliwie – A teraz pora ruszać na polowanie panie Brown.

Mężczyzna w drzwiach spojrzał na niego pustym wzrokiem i uśmiechnął się lubieżnie.

 

 

 

EPILOG

 

 

 

Brown powoli wspinał się po schodach do swojego mieszkania. Zapach siarki był mocno wyczuwalny już na korytarzu. Kiedy wszedł do mieszkania fetor buchnął mu prosto w twarz jednak ten jak gdyby nigdy nic wkroczył do środka. W sypialni wisiała półka z pucharami z młodzieżowych zawodów sportowych. Brown ze złością zrzucił je na podłogę. Następnie wyciągnął spod płaszcza głowę pokrytą pięknymi blond włosami i starannie ułożył ją na półce. Na pamiątkę, pomyślał i położył się na kanapie. Zasnął niemal natychmiast, wciąż mając przed oczami obrazy krwawej nocy.

 

Koniec

Komentarze

Parę drobnych uwag:
"wyjął spod płaszcza kolejną głowę" - mała ta głowa musiała być, w przeciwnym razie ktoś chyba by się kapnął, że facetowi coś okrągłego wystaje nie tam, gdzie coś okrągłego wystwać powinno.
"z bardzo złym przeczuciem" - powtarza się trochę niepotrzebnie, na początku.

Fajne, miałabym tylko jedną uwagę - demon trochę za szybko się odsłania, zamiast potrzymać trochę bohatera i czytelnika w niepewności, on od razu się przedstawia wszystkimi tytułami: Jestem Asmodeusz, Trzeci Generał Piekieł, Dowódca Dwunastego Legionu, Demon Rozpusty, jeden z pierwszych Upadłych! Może lepiej jeszcze trochę zagrać niedopowiedzeniami, zwłaszcza że zdanie "idź do diabła" już samo w sobie naprowadza nas na to, kim jest przeciwnik.

Pozdrawiam :)

Ode mnie 4. Fajne opowiadanie, choć po drodze pare literówek i powtórzeń się zaplątało. Po  za tym ok. I podzielam uwagę Dreammy, faktycznie za szybko się pochwalił kim jest. Taki element napięcia prysł, a jakby go jeszcze potrzymał w niepewności, to byłoby bardziej tajemniczo.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Dzięki za uwagi. Szczerze mówiąc sam myślałem nad tym demonem ale już po prostu nie miałem ochoty nic zmieniać. Poza tym jakby nie patrzeć mam dopiero 15 lat i cała kariera jeszcze przede mną ;)

Jeśli masz 15 lat to jesteś świetny. Ale żeby być świetnym także w wieku 20, 25 i więcej lat - musisz trochę wysiłku włożyć. W każdym razie: warto. Ode mnie - na dobry początek - 4.
Pozdrawiam.

Nie bardzo wiem w jakim celu Smith rzekomo znęcał się nad Johnem i dlaczego reakcja Asmodeusza była tak radykalna?

Smith znęcał się ponieważ był psychopatą i to lubił, a Asmodeusz zareagował dosyć okrutnie żeby zrobić na Johnie wrażenie i łatwiej przekonać go do współpracy. Poza tym był demonem więc dla zasady musiał zrobić coś złego.

Aha, czyli prosta sprawa. Doszukiwałem się jakiś większych znaczeń dla fabuły.

To moje pierwsze opowiadanie więc raczej nie starałem się za bardzo komplikować fabuły dodatkowymi wątkami. Na przyszłość obiecuję się poprawić :)

Nie zachwyciło, ale przeczytałam bez większej przykrości, mimo że wykonanie pozostawia nieco do życzenia.

Niezły debiut i szkoda, że to jedyne opowiadanie.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka