Książka

| KOPIUJ

Recenzja:

Staruch

[DKNF] Jak przeżyć koniec świata, czyli pies, Cessna i ryby

{
Kiedy wrócę do domu? Nie wiem. W górach, w deszczową noc, Jesienne jezioro występuje z brzegów, Kiedyś znowu będziemy razem. Usiądziemy w świetle świec przy zachodnim oknie. A ja ci opowiem jak cię wspominałem Tej nocy na burzowej górze.

Czy można przeżyć koniec świata?

Ale… jak? Co? To jakaś kpina jest?

Czy można przeżyć koniec świata? Pytanie wydaje się  bez sensu, ale… przecież o tym jest „Gwiazdozbiór Psa”. No to – po kolei. Zacznijmy od definicji.

Świat. Nasz świat. Świat początku XXI wieku. Ponad siedem miliardów ludzi. Pracują, odpoczywają, zajmują się swoimi sprawami. Czytają poezję, słuchają muzyki, chodzą do japońskich restauracji, łowią ryby, tracą dzieci…

Koniec świata. W sieci wodociągowej New Delhi mutuje wirus ptasiej grypy. Albo samolot wojskowy z eksperymentalnym zabójczym wirusem rozbija się w Brampton? Nieważne. Ważny jest skutek. Kaszel, potem krwotoczne zapalenie płuc… I dziewięćdziesiąt dziewięć procent populacji homo sapiens znika z powierzchni Ziemi.

Przeżycie końca świata. Czy to możliwe? Możliwe – jeśli znajdziesz się wśród tych szczęśliwców (albo pechowców?), którzy zaliczają się do tego jednego procenta oszczędzonych przez pandemię.

I co dalej? Co po końcu świata? O tym traktuje książka Petera Hellera.

Poznajcie Higa. Hig przed końcem świata mieszkał w Denver, miał żonę Melissę (którą stracił wskutek epidemii), zdobył licencję pilota, jego hobby stanowiło wędkarstwo.

A po końcu świata? Hig przeżył. Chorował na zapalenie mózgu. Efekty są widoczne – jego narracja jest czasami niezborna, rwana, Hig skacze z tematu na temat. Trudno czasem wychwycić o czym bohater aktualnie myśli, czy ktoś rzeczywiście coś powiedział, czy dodał to Hig.

Na marginesie – wydaje się, że wszyscy ocaleńcy borykają się z jakimiś skutkami ubocznymi przebytej grypy.

A czym się obecnie zajmuje Hig? Ogólnie rzecz biorąc – przeżyciem. A konkretyzując – polowaniem na dziką zwierzynę (w czym pomaga mu pies Jasper), pielęgnowaniem przydomowego ogródka kukurydzy, fasoli i warzyw, łowieniem ryb, patrolowaniem okolicy z pokładu samolotu typu Cessna, zabijaniem niechcianych przybyszów… Zaraz, zaraz – a byli jacyś „chciani” przybysze”? Ok, sprostuję – zabijaniem wszystkich pojawiających się obcych.

Ale – jak to? Przeżył jeden na stu ludzi i zamiast się przywitać, wymienić wiadomości… zabijać?? Tak bez słowa, bez możliwości usprawiedliwienia, wytłumaczenia, czegokolwiek?

 Dodatkowo – ku obrzydzeniu i zaskoczeniu czytelnika – trupy zabitych są bardzo przydatne. Hig marynuje mięso zabitych jako karmę dla swego psa. Nieludzkie? Okrutne? Pewnie tak. Według naszych norm. Ale już jest po końcu świata, pamiętacie? Nasze normy moralne już nie obowiązują. W świecie po epidemii – człowiek człowiekowi wilkiem, walczącym ze wszystkich sił o kurczące się zasoby po zniszczonej cywilizacji. Tu można zabić za puszkę coca-coli, tu można nosić naszyjnik z suszonych… a nie, to już przeczytajcie sami.

I paradoksalnie – Hig stara się zabić nieproszonych (czyli wszystkich) gości, a najbardziej doskwiera mu… samotność.  Prowadzi niekończące się monologi, rozpaczliwie szuka kontaktu z nowymi znajomymi (jego sąsiada Bangleya tu pomijam), za najlepszego przyjaciela ma psa. Tak rozpaczliwie, że wyrusza na desperacką wyprawę na oddalone lotnisko Grand Junction, bo przed trzema laty usłyszał stamtąd sygnał radiowy. Desperacką, bo paliwa nie wystarczy na lot w obie strony.

Czy spotkamy innych ocalałych? O tak. Ale na każdym z nich koniec świata wywarł silne piętno. Nikt nie zachowuje się jak współcześni nam ludzie. To świat wszechogarniającej nieufności i przemocy.

Autor, jak prawdziwy Amerykanin, kończy książkę w stylu Hollywood. Co jednak będzie dalej z Higiem? Z dziećmi urodzonymi w tym świecie? Czy rzeczywiście ostały się  jeszcze gdzieś, hen, skrawki cywilizacji? Na te pytania, czytelniku, musisz odpowiedzieć sam. A czy dalszy ciąg historii Higa namalujesz pastelami czy węglem – zależy już tylko od Ciebie!

Komentarze

obserwuj

Fajny pomysł na recenzję, zachęciłeś mnie do książki, lubię takie nietypowe postapo :)

 

“Czy można przeżyć koniec świata?

Ale… jak? Co? To jakaś kpina jest??

Czy można przeżyć koniec świata?“

Nie wiem, co zamierzałeś, ale ten początek z powtórzeniem całego zdania wygląda dziwnie.

 

“Jego najlepszym przyjacielem jest pies, prowadzi niekończące się monologi“ – To brzmi, jakby pies prowadził monologi ; )

 

Recenzja interesująca i całkiem zachęcająca, jednak ja nie zdecydowałam się na “Gwiazdozbiór psa”. Za szybko po “Jestem legendą” JeRzy go rzucił, przecież dopiero co czytaliśmy o człowieku próbującym sobie samotnie radzić z końcem świata. I wędkarstwo i loty Cessną też mnie nie pociągają. Ale może kiedyś ; )

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Początek zostawiłem, psa poprawiłem. “Jestem legendą” akurat odpuściłem, bo czytałem to wcześniej.  A technikalia wędkarskie i samolotowe to rzeczywiście najsłabsze strony “Gwiazdozbioru...”, ale ogólnie czyta się dobrze (po przywyknięciu do stylu narracji Higa).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Aha. Czyli Tobie się bardzo spodobało. OK, kwestia gustu.

Ładnie tak dawać w recenzji informację, że będzie happy end?

Powiadasz, że niezborność gadki Higa można tłumaczyć chorobami? Nie przekonuje mnie to. Mózg ucierpiał tak strasznie, że facetowi słabo idzie mówienie, ale z pilotowaniem samolotu jakoś sobie radzi? Nieee...

Babska logika rządzi!

Podobało się smiley.

Finklo, “Rain Mana” widziałaś? Facet który nie radzi sobie w życiu, ale w liczeniu jest lepszy niż kalkulator? A tutaj – mózg Higa też częściowo wysiadł, ale w części “komunikacyjnej” akurat. Tak to odbieram.

Na zarzut spoilerowania odpowiem cytatem z okładki: “(...)opowieść o tym, czym gotów jest zaryzykować, by wbrew wszystkiemu odzyskać więź z innymi, miłość i pełnię człowieczeństwa.” 

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Nie, nie widziałam.

Nauczyłam się nie zaglądać na okładki. Takie rzeczy czasem wydawcy zamieszczają, aż boli.

Babska logika rządzi!

Finklo, nie jest niczym niezwykłym dysfunkcja w jednym obszarze i dobre w innym po urazach mózgu. 

 

Ciekawa recenzja. Finkla na nie, Staruch na tak. Przy czym Staruch skupia się na treści, co go ujęło, a Finkla bezlitośnie mieli formę i to, co uważa za niespójne – rozumiem, że przez to nisko ocenia pozycję?

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Psycho, oczywiście, że nie jest niczym niezwykłym. Przy urazach – lokalny uraz, niewielki obszar ucierpiał. A przy zapaleniach? Nie mam pojęcia.

Dlaczego nisko oceniłam? Forma – uznałam ją za wyraz braku szacunku do mnie i marnowanie mojego czasu, więc mściwie odjęłam punkty. Dwa – świat mi się wydaje nieprzemyślany. Dużo kolejnych minusów. Trzy – ale o co chodzi? Czy jest tu coś oprócz sentymentalnej historyjki?

Babska logika rządzi!

Posłużę się cytatem: “owo widząc go tak pięknym, będącym w kwiecie swoiego wieku, dosiadaiącym zacnego rumaka y w zbroiey barzo wspaniałey, y że dokonał tylu grzecznych uczynków woyennych, y nie więcey się oszczędzał iako namnieyszy z iego żołnirzów, rozgorzała ku niemu niestrzymawałą miłością”.

Bardzo trudno mi było niegdyś “wejść” w język tej powieści. A okazała się wspaniała.

Finkla “odbiła się” od języka “Gwiazdozbioru psa”. Mnie, po początkowych trudnościach, potem już nie przeszkadzał.

Nieprzemyślane w w powieści są dla mnie tylko: wspomniany “happy end” i na siłę wtrącony wątek globalnego ocieplenia.

Dla Finkli to sentymentalna historyjka, dla mnie – opowieść o samotności i rozpaczy. Sentymentalizmu trochę jest (wątek Cimy), ale mnie nie raził.

 

EDIT: Wyedytowałem zdanie o zakończeniu, gdyby ktoś szukał wspomnianego “happy endu” w recenzji.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Marcowe wyzwanie czytelnicze niestety ominąłem, jednak książkę mam (kiedyś na nią już wpadłem).

Recenzja napisana z perspektywy “my” i oceniającej w każdym niemal zdaniu. Ciekawe, ale nie jestem pewien, czy ten zabieg podziałał na mnie, bo do książki nie poczułem się ani zachęcony bardziej niż do tej pory, ani zniechęcony. Może z czasem powstanie jakieś wrażenie?

Z technicznych (nie wspominam o brakującym tu czy tam przecinku): trochę dokuczają jednolinijkowe akapity. Ale ogólnie porządna recka, bo wiem, o czym jest książka, zakończenia i prowadzących do niego przygód nie zdradziłeś, a przy tym czuć irytację infantylnością czy naiwniactwem postapokaliptycznej wizji.

Autor, jak prawdziwy Amerykanin, kończy książkę „chwilowym” (że się tak wyrażę) happy endem.

:/

Czemu mi to zrobiłeś?

 

W każdym razie – to interesujące, móc zapoznać się z dwoma skrajnie odmiennymi punktami widzenia na tę samą książkę. Utwierdza mnie to w przekonaniu, że DKNF to był bardzo dobry pomysł. Chciałbym czytać tutaj więcej recenzji tych samych pozycji. Pluralizm przede wszystkim :)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Nowa Fantastyka