Książka

| KOPIUJ

Recenzja:

Sirin

Postapokaliptyczna wyprawa

{
2033...

Świat nowy i nieznany, skryty za zakrętem tunelu, za powykręcanymi zwłokami poprzedniej cywilizacji przeraża tajemniczością i niezwykłością, a co najważniejsze: swoim nieoswojeniem. Zamysł Glukhovsky`ego nadaje, a przynajmniej nadawać powinien, niezwykłego klimatu całemu uniwersum, z którym to różni autorzy przeróżnie sobie radzą. Czas wyjść na powierzchnię, czas spojrzeć dalej niż za zakręt tunelu, pobombowego leju, czas spojrzeć za horyzont – stara się powiedzieć swoją serią książek Andriej Diakow. Niebywałe, jak odważnie decyduje się oderwać od początkowej koncepcji tak blisko zamkniętego świata.

Odwaga wyobraźni nie jest jeszcze gwarantem sukcesu, jednakże stwierdzenie to zdaje się rozmywać w świetle dwóch pierwszych powieści Diakowa: „Do światła” oraz „W mrok”. Powieści, w których autor zachwycił lekkością pióra, dynamiką akcji, urozmaiconą i wyważoną fabułą. Jakżeby mógł stracić te cechy w wielkim finale swojej trylogii?

Owszem, cech tych nie stracił, bowiem za horyzontem znajdziemy zarówno dynamikę akcji i urozmaicenie przygód bohaterów, którzy jednakże coraz mocniej zdają się przypominać nierealnego Rambo, który nie musi zmieniać magazynków. Rozumiem naginanie szczęścia dla ciągłości i atrakcyjności fabuły, lecz naginanie tego w takiej dawce, jaka pojawia się w finale trylogii Diakowa, sprawiało niejednokrotnie podczas czytania, że czułem się, jak napromieniowany zażenowaniem.

Nie potrafię również spoglądać na „Za horyzont”, jak na osobną książeczkę. Oczekiwałem na nią poprzez pryzmat dwóch niezwykle wciągających poprzedniczek, stąd też muszę oceniać tę pozycję w konfrontacji z niezwykle wygórowanymi życzeniami. I cóż... jeżeli „Do światła” było przygodowym wyjaśnianiem tajemnicy przez cały tekst, jeżeli „W mrok” było rozwiązywaniem zagadki wysadzenia w powietrze nadziei nowego świata, to „Za horyzont”... no właśnie co? Bo tu nie ma ani tajemnicy, ani zagadki, a mapka i opis z okładki mówią nam dosadnie, po co i w jaki sposób bohaterowie wybierają się do Władywostoku. „Za horyzont” jest więc odarte z błysku poprzednich części, pozostaje jedynie uzupełnieniem wcześniejszych dwóch książek. Nie uznałbym nowej powieści Diakowa za słabszą, ale z pewnością za rozczarowującą. Również nie bez znaczenia pozostaje fakt niezwykle rozrywanej fabuły – co rozdział, harmonijnie wymierzone dwadzieścia stron – dostajemy nowe opowiadanie, nowych wrogów, nowe przeciwności, zupełnie nową historyjkę ocalałych z Katastrofy. Przez to książka zdaje się być ogromnie wybrakowana, choć ma to swoje plusy: Diakow nie gubi wątku głównego wśród ogromnych połaci zniszczonego wojną i zaniedbaniem kontynentu; a także swoje minusy: fabuła jest strasznie jednoczynnikowa i spłaszczona. Powiadają – co kto lubi…

W „Za horyzont” kolejny raz mamy styczność ze świetną, nierozwleczoną prozą z nieprzesyconymi dialogami. Wielkie ukłony przed autorem za ukształtowany już chyba warsztat pisarski, to z jednej strony, natomiast z drugiej, ogromny kopniak za kompletny brak rozwoju w stosunku do poprzedniej książki.

I stwierdzenie chyba najważniejsze dla czytelnika: wrażenie, jakie wrażenie odniosłem? Odpowiem w ten sposób: „Za horyzont” to książka niesamowicie naiwna, rozczarowująca, ale przy swoich przywarach wspaniale wciągająca i przyjemna w pochłanianiu. I stwierdzam też, że z chęcią przeczytam kolejną książkę Diakowa, jeśli kiedykolwiek zdecyduje się jeszcze coś popełnić, bo jeżeli chodzi o powieść przygodową Diakow sprawdza się w tym gatunku znakomicie, a jego dzieła czyta się z największą przyjemnością. Lecz to moja opinia, moje wrażenia i moje przemyślenia. Pewien szanowany przeze mnie człowiek zwykł mawiać: „co przeczytałem to moje”. A ja, podążając za tą myślą, stwierdzam, że chyba warto mieć coś swojego. Warto czytać. I warto wyrobić sobie własną opinię na temat tej książki, której złą, odstraszającą i bezwartościową nazwać się nie da.

Komentarze

obserwuj

“początkowej koncepcji tak blisko zamkniętego świata.” – co to znaczy: blisko zamknięty?

 

“...dynamiką akcji, urozmaiconą i wyważoną fabułą. Jakżeby mógł stracić te cechy w wielkim finale swojej trylogii?

Owszem, cech tych nie stracił, bowiem za horyzontem znajdziemy zarówno dynamikę akcji i urozmaicenie przygód bohaterów, którzy jednakże coraz mocniej zdają się przypominać nierealnego Rambo, który nie musi...” – zgrzyta

 

“że czułem się, jak napromieniowany zażenowaniem.” – zbędny przecinek

 

“Nie potrafię również spoglądać na „Za horyzont”, jak na osobną książeczkę.” – Książeczkę? Zgrzyta takie określenie. Zwłaszcza, że aż zerknęłam w opis i zobaczyłam, że to ma ponad czterysta stron...

 

“Również nie bez znaczenia pozostaje fakt niezwykle rozrywanej fabuły – co rozdział, harmonijnie wymierzone dwadzieścia stron – dostajemy nowe opowiadanie, nowych wrogów, nowe przeciwności, zupełnie nową historyjkę ocalałych z Katastrofy.” – czy ten drugi myślnik na pewno ma sens? Bo moim zdaniem tylko komplikuje zdanie

 

“natomiast z drugiej, ogromny kopniak za kompletny brak rozwoju w stosunku do poprzedniej książki.“ – zbędny przecinek

 

“I stwierdzenie chyba najważniejsze dla czytelnika: wrażenie, jakie wrażenie odniosłem? Odpowiem w ten sposób: „Za horyzont” to książka niesamowicie naiwna“ – dwukropek po dwukropku też mi zgrzytnął

 

przyjemna w pochłanianiu. I stwierdzam też, że z chęcią przeczytam kolejną książkę Diakowa, jeśli kiedykolwiek zdecyduje się jeszcze coś popełnić, bo jeżeli chodzi o powieść przygodową[, to] Diakow sprawdza się w tym gatunku znakomicie, a jego dzieła czyta się z największą przyjemnością.“

 

Mam chyba dzisiaj gorszy dzień, ale trochę nadmiernie skomplikowany wydał mi się ten Twój tekst. Tak jakbyś niektóre zdania konstruował zbyt długie, z wtrąceniami, na okrętkę.

 

Świat Metra jest mi na razie obcy, ale oryginalna trylogia czeka na przeczytanie. Lubię posta po, więc mam nadzieję, że Glukhovsky przypadnie mi do gustu, przynajmniej w wersji 2033 i 2034. A po poboczne serie może sięgnę później.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Jose ma rację, w niektórych fragmentach recenzja jest lekko przekombinowana.

Trylogii Diakowa nie czytałem, choć słyszałem o niej wiele dobrego. Twoja recenzja nie zaostrzyła apetytu, widać, że powieść cię trochę zawiodła i nie spełniła oczekiwań.

Dwa lata temu to pisałem i były to moje pierwsze recenzje w życiu :) Teraz idzie mi trochę lepiej :)

 

Przeczytaj sobie koniecznie Do światła i W mrok. To są bardzo fajne przygodówki.

W mrok zdecydowanie mroczniejsza.

Nowa Fantastyka