Książka

| KOPIUJ

Recenzja:

kozajunior

Sto dni skromności

{
Delektowałem się lekturą, wychwytując wiele nowych smaków. Gdzieś tam jednak pozostała niewielka chrząstka, która stawała mi w gardle, przez co cały humor pryskał.

Finnegany – irlandzki archipelag, skryty gdzieś za horyzontem. Na każdej z jego wysp: wioska rybacka. Na dodatek na jednej założono kilkaset lat temu uniwersytet.

Tam właśnie, w skutek biurokratycznej pomyłki, zostaje wysłany w roli wykładowcy Lesław Srebroń, filolog, miłośnik prozy – jakże niedocenianego! – polskiego pisarza fantasty, Filipa Włócznika, o którym pragnie opowiedzieć swym studentom; jednocześnie pisze też na jego temat monografię, tak aby cały świat poznał wielkość geniuszu literata. Wszystkie swoje uwagi oraz przeżycia z pobytu na wyspie zapisuje bohater w „dzienniczku pokładowym”, zatytułowanym Sto dni bez słońca, z którego my, czytelnicy, czerpiemy garść informacji o Newport, życiu akademickim i członkach uniwersytetu oraz o samym Lesławie Srebroniu.

Jest to człowiek, którego opisać można wyłącznie w samych superlatywach – on sam, przez swą skromność, ale i świadomość własnego talentu, ani nie zaprzeczy, ani nie potwierdzi. Wyobraźmy sobie marzyciela, który ze smutkiem spostrzega upadek moralności tego świata. A przecież on tak bardzo chce się oddać tradycji i hołdować jej! Pragnie przywrócić światu jego świetność. Wyobraźmy sobie, że ten marzyciel posiada niebywały zmysł obserwacji; żadna, nawet najlepiej skrywana prawda nie uchowa się przed nim zbyt długo. Z twarzy i zachowań potrafi czytać jak z otwartej księgi. Dzięki dedukcji, inteligencji i prozie Filipa Włócznika dojdzie do każdego wniosku, który dla innych pozostaje albo nieodkryty, albo dochodzić muszą doń niekiedy całe życie. Lesław Srebroń czyni to w zaledwie chwilę.

Jednakże nie wykorzystuje swoich umiejętności w złych zamiarach. Całkiem odwrotnie. Dzięki obserwacji dostrzega zapędy młodej studentki i szybko wyjaśnia z nią sytuację, tak żeby dziewczyna nie męczyła się, pozostając w ciągłej nadziei zaiskrzenia między nimi. Zauważa u swojej gospodyni, pani Magee, wstydliwy sekret i pomaga jej rozwiązać problem. Ba, poświęca się nawet badaniom naukowym Sadhbh O’Sullivan, autorce kontrowersyjnego na całym świecie kursu pt. Pochód penisa przez dzieje w świetle Heglowskiej fenomenologii ducha (powyższe tłumaczenie tytułu: Lesław Srebroń). Zabawia swych kolegów uczonych, wraz z nimi urządzając inteligenckie dysputy o kulturze i filozofii.

Właśnie tak opisałby siebie Lesław Srebroń, gdyby nie hamowała go jego skromność.

Można powiedzieć: ideał, prawda?

W żadnym wypadku. Wszystko to jest jedynie iluzją, fałszem stworzonym przez naiwność i skrywane samouwielbienie bohatera. Tak naprawdę Lesław Srebroń opacznie rozumie sygnały dawane prze otoczenie, obracając je na swą korzyść. On sam nie popełnia żadnego błędu, żadnego faux pax względem innych – wszystko da się racjonalnie wyjaśnić. Co z tego, że każde wyjaśnienie było stwarzane przez umysł Srebronia, tak bardzo pozbawiony samokrytyki? To inni kłamią, jeśli już. Małe, słabe duszyczki. Zazdrosne i zawistne. Kuszące i łaknące jego umysłu. Ludzie upadli.

Czytając każdy rozdział Stu dni bez słońca nie mogłem nadziwić się głupocie bohatera, która doprowadzała mnie do głośnego śmiechu, przez co moja rodzina nie mogła spokojnie nacieszyć się niedzielnym popołudniem. Jednocześnie nie wychodziłem z podziwu nad autorem, który stworzył tę postać. To wyglądało tak, jakby Szostak ustawił przed sobą nagi manekin bohatera i perfidnie śmiał się mu w twarz, ubierając go w coraz to nowsze kreacje skromności i łatwowierności, które zedrzeć może jeden podmuch wiatru.

Śmiałem się ze Srebronia – tak. W trakcie czytania jego obraz był po prostu zabawny i groteskowy. Szkoda tylko, że moje myślenie o nim zmieniało się błyskawicznie, kiedy odkładałem książkę, choćby na moment. Nie wiem dlaczego, ale zrobiło mi się żal naszego fikcyjnego rodaka, co Zachód chce ratować. Być może dlatego, że spomiędzy stron wychodziła ta właśnie jego dziecinna, marzycielska wiara w piękne wartości – co samo w sobie złe nie jest – lecz niestety uwięziona została w bąblu wywyższenia się ponad wszystkich. Filolog lituje się miłosiernie nad ludźmi, pomagając im, ponieważ myśli, że właśnie on, autorytet, wykładowca, człowiek prawdziwe myślący, ma do tego prawo – i że tak właśnie trzeba. Być może ogarniał mnie smutek dlatego, że zacząłem szukać w sobie cech należących do Lesława Srebronia. Zastanawiałem się, ile z tego, co mówię i co widzę, jest prawdą najprawdziwszą, nie zakłamaną przez mój umysł podsuwający mi ciągle to nowe insynuacje na temat rzeczywistości. Czy to, co robię, jest właściwe? Czy na pewno widzę smutek lub zazdrość w tych oczach? Te ruchy, to zachowanie… A może to tylko złudzenie? Chyba niekiedy za bardzo ufam rozumowi, za mało sercu.

Wit Szostak stworzył powieść, która nie jest fantastyką – a liczyłem, że będzie. Co prawda znajdują się w książce wątki niepewne, tajemnicze, niewyjaśnione; przecież sama postać Filipa Włócznika jest wymyślona. Mimo tego bawiłem się przednio. Nie zmieniło to faktu, że delektowałem się lekturą, wychwytując wiele nowych smaków, po czym jednak okazywało się, że gdzieś tam pozostała niewielka chrząstka, która stawała mi w gardle, przez co cały humor pryskał.

Komentarze

obserwuj

Patrzcie no, ostatnio co recenzja, to polskiego autora. No, prawie. I same porządne oceny!

Kózkę ruszyła postać głównego bohatera, ale to prawda, nie da się obok niej przejść obojętnie. Był wkurzający, było mi za niego wstyd, czy było mi go żal? No nie wiem. Jest niby taką nową wersją Don Kichota, żałosną w tym swoim samozachwycie. Ale kto wie, może niejeden z nas, momentami może się w tym polskim Don Kichocie przejrzeć jak w lustrze? 

I szybko się czyta, króciutkie rozdziały i przede wszystkim precyzyjnie budowane, proste, bezbłędne zdania – to one budzą zachwyt.

Cóż, miałem zrównać z ziemią Srebronia, a wyszło tak, że częściowo go usprawiedliwiłem... :)

Mee!

Faux pax, Kózko, faux pax : )

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

No oczywiście, że pax, oczywiście, że pax wink

Mee!

No i nie wiem, czy przeczytać :) Recka fajna.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Czytnij, się opłaca. :)

Mee!

\z tej powieści dobrze się czyta właśnie streszczenie. Mnie ona, a raczej jej bohater tylko irytował. Problem z tą powieścią jest taki, że autor uważa czytelnika za osobnika niezbyt inteligentnego i o zdecydowanie przyciężkim poczuciu humoru.  No i ten zmanierowany język.,,

Tak że miałem lepszą opinię o Szostaku przed przeczytaniem tej książki niż po.

To nie autor uważał za takiego czytelnika – to bohater. :P

Mee!

Hmmm...

Brzmi jak kpina na akademika polskiego chowu. Do kolejeczki do przeczytania, może będzie się z czego pośmiać przez łzy ;-)

 

 

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Nowa Fantastyka