Książka

| KOPIUJ

Recenzja:

M_A_T

Pchły, smoki i inne fantastyczne stwory

{
Krocząc w ciemności nie zawsze trafia się w mrok, gdzie czają się olbrzymie stwory nocy. Czasami można spotkać te drobne i skoczne, choć nadal łaknące krwi (lub mleka)

Leoni Swann rozpoczęła karierę literacką od nietypowego kryminału pt. „Sprawiedliwość owiec: filozoficzna powieść kryminalna” („Glennkill. Ein Schafskrimi”), w którym śledztwo dotyczące śmierci pasterza prowadziły jego owce. Po kilku latach pisarka powróciła do rezolutnego stada w powieści z dreszczykiem pt. „Triumf owiec: thriller a zarazem komedia filozoficzna” („Garou. Ein Schaf-Thriller”). Na trzecią książkę autorki, pt. „Krocząc w ciemności: absurdalna powieść nie całkiem filozoficzna” („Dunkelsprung. Vielleicht kein Märchen”), czytelnicy musieli ponownie poczekać, lecz warto było uzbroić się w cierpliwość.

Głównymi bohaterami najnowszej historii Leoni Swann nie są jednak owce, lecz (w większości) ludzie – Julius Birdwell, złotnik i właściciel pchlego cyrku oraz Frank Green, prywatny detektyw z pewnymi osobowościowymi problemami. Wszystko rozpoczyna się, kiedy Birdwell przypadkowo doprowadza do nagłej śmierci mikroskopijnych podopiecznych, a potem nieomal topi się w londyńskiej Tamizie. Uratowany w dość dziwnych okolicznościach, w rewanżu podejmuje się odnalezienia zaginionej rusałki. W tym czasie Green otrzymuje zadanie wytropienia starszej damy, domatorki zajmującej się osobliwymi pupilami, która z bliżej nieznanych przyczyn ukradła kurierowi ciężarówkę. Kiedy drogi dwóch protagonistów nieprzypadkowo przecinają się, następuje jeszcze większe zamieszanie.

„Krocząc w ciemności” to surrealistyczna powieść przygodowa. Leoni Swann w pozornie obyczajowy klimat wplątuje coraz fantastyczniejsze wątki i pomysły, co z elementami detektywistycznymi, a nawet grozy, tworzy niepowtarzalną, lecz niesamowicie pozytywną mieszankę. Na poły baśniowa fabuła stanowi efekt imaginacji pisarki, natomiast koncepcja pchlich trup oraz antagonista Isaac Fawkes są historycznie udokumentowane. Wyważone połączenie tak wielu odmiennych porządków jest nie lada sztuką, a Leoni Swann czyni to w sposób właściwie perfekcyjny.

Postacie, zarówno pierwszo-, jak i drugoplanowe są wyjątkowo interesujące. Mają swoją niepowtarzalną przeszłość, rzutującą na ich obecną sytuację i zachowania. Nie są także wyłącznie dobre czy złe. Każdy bohater ukrywa mniej lub bardziej mroczny (a niekiedy absurdalny) sekret. Te drobne skazy i niewielkie rysy na charakterach występujących osób, czynią je bardziej rzeczywistymi i wiarygodnymi. Przynajmniej na tyle, na ile jest to w ogóle możliwe w nieco onirycznej historii przygotowanej przez Leoni Swann.

Niewątpliwą zaletą „Krocząc w ciemności” jest również ostateczne rozwiązanie intrygi i zamknięcie powieści. Nie jest to jednoznacznie szczęśliwy finał. Bowiem nie wszystkie postacie otrzymują to czego oczekiwały albo chciały – a tym samym, czego mogli spodziewać się odbiorcy – lecz jednocześnie każda dostała to czego rzeczywiście potrzebowała. To zaskakujące (nie)zakończenie powieści jest paradoksalnie bardzo satysfakcjonującym efektem lektury.

„Krocząc w ciemności” to książka zupełnie inna niż wcześniejsze dwa tomy „owczej” mini-serii; co nie znaczy, że gorsza, a wręcz przeciwnie. Wydaje się, że Leoni Swann, nie tracąc na swojej oryginalności, czerpie wzorce z brytyjskiego stylu pisania powieści. Pod pewnymi względami humorem i przewrotnymi rozwiązaniami fabularnymi przypomina poetykę Neila Gaimana, co dla miłośników literatury fantasy jest chyba najlepszą możliwą rekomendacją.

Nowa Fantastyka