- publicystyka: Pustka i pełnia jak awers i rewers obłędu. Nad Wydrążonym człowiekiem; Muzą ognia ...

publicystyka:

Pustka i pełnia jak awers i rewers obłędu. Nad Wydrążonym człowiekiem; Muzą ognia ...

Nad Wydrążonym człowiekiem; Muzą ognia. Dana Simmonsa – rozmyślania przy herbacie.

 

Czasami do kupna książki skusi nas ciekawa okładka, czasami przeczytane recenzje, innym razem nazwisko autora. Do kupna „Wydrążonego człowieka" Dana Simmonsa nie skłonił mnie wygląd okładki ani recenzje, kupiłem ją jedynie i wyłącznie ze względu na nazwisko autora, którego odkryłem dość niedawno, w cyklu Hyperiona.

 

Już nie pamiętam dokładnie, czego się po „Wydrążonym człowieku" spodziewałem. Pamiętam jedynie zawód, jaki zacząłem odczuwać czytając. Ale po kolei. Powieść rozpoczyna się elementem niepokojącym i podejrzanym – podziękowaniami. W pierwszej chwili (jak się później okazało, nie do końca słusznie) uznałem je za kokieterię autora i tekst promocyjny. Sama powieść sprawia początkowo wrażenie, jak gdyby była sklejana i fastrygowana z wielu kawałków. Znajdziemy tu, zgodnie z obowiązującą receptą na szlagier, trochę przemocy, perwersji, seksu (dobrego i złego), biedy, bogactwa, problemów społecznych oraz... Matematyki. Sprawny warsztat autora zapewnia większości potencjalnych czytelników przynajmniej po kilka stron, które będą mogli uznać za warte przeczytania. Zaskoczeniem, przy zbliżaniu się do zakończenia, było dla mnie jednak to, że wszystkie te wątki okazują się mało istotne dla powieści jako takiej. Są raczej wypełniaczem, niezbędnym aby można było ją w ogóle przeczytać, ale jedynie, i na szczęście tylko wypełniaczem. Książka nie jest zlepkiem kryminału, powieści erotycznej czy socjologicznej, jak można by się zasugerować czytając losowo wybrane fragmenty. Ostatecznie zaakceptowałem w tekście nawet matematyczne wstawki wielbiące równanie falowe Schrödingera i teorię chaosu, odnajdując sens i piękno powieści gdzie indziej, pomiędzy epizodami i zdaniami. Nad całym tekstem unoszą się pytania o to jak myślimy, czym myślimy (odpowiedź „mózgiem", to obecnie jednak pewne uproszczenie), czy możemy podsłuchać myśli innych i co taka umiejętność z nami by zrobiła? Jest to powieść oparta o kanoniczne pytanie fantastyki naukowej: „Co by było gdyby?". A może nawet, (jak to sugeruje autor w tak nieufnie przeze mnie przyjętym wstępie-podziękowaniach) „Jak to jest, gdy"?

 

Jest to głównie powieść o telepatii. Próba odpowiedzi na pytania czym jest? Czym grozi? Na co pozwala? Ile bólu i brudu bliźnich można wytrzymać, mając pewność, a nie jedynie przypuszczenie. Obraz ameryki jaki przy okazji się pojawia jest może ciekawy, nawet ekstrawagancki, jak w epizodzie z krwiożerczą właścicielką rancza, lecz niespecjalnie odkrywczy. Co innego jest tutaj ważne i unikalne. Opis związku dwojga telepatów, widzących świat całkowicie odmiennie, mogących jednak stopić się w jeden umysł, a później wrócić w pełni do swojej odmienności. Osób mających wgląd w niemal każdą myśl, uczucie, dźwięk, zapach i obraz dostrzegany przez partnera, potrafiących jednak ukryć przed nim swoje koszmary. Przy czym, za co chwała autorowi, często najważniejsze odpowiedzi nie padają w tekście, lecz są zawieszone jakby ponad nim.

Autor porusza problemy spoza granicy poznania, spoza granic percepcji przeciętnego człowieka. Nie analizuje zjawiska telepatii z zewnątrz. Epizody, w których bohater dzieli się swoimi teoriami matematycznymi dotyczącymi myślenia i inteligencji, mimo wszystko brzmią bardziej jak pseudonaukowy bełkot (cóż, matematykiem niestety nie jestem). Umiejętność telepatii przedstawiana i analizowana jest w powieści od środka, przez pryzmat dotkniętego nią człowieka, zagubionego, poszukującego, samotnego, obarczonego talentem. Nikt bohaterów nie wykorzystuje do mrocznych eksperymentów, nie uczestniczą w zmaganiach wywiadów ani kontaktach z kosmitami. Po prostu próbują żyć tak zwyczajnie, jak tylko się da. Epizody często nie wyjaśniają do końca rozwiązań, jedynie sugerują, nie oceniają zdarzeń i ludzi, szkicują rzeczywistość. Nakreślony został obraz rzeczywistości, fantastyczny i potencjalnie realny zarazem.

We wspomnianych rozdziałach „matematycznych" ważne wydaje się zestawienie różnych sposobów percepcji i opisu świata, rozważanie możliwości bezpośredniego przekazu myśli, bez pomocy zmysłów, między mózgami operującymi tak różnymi obrazami rzeczywistości, jak wzory i teorie matematyczne, słowa i rymy czy też barwy i kształty. Czy w ogóle możliwe jest takie zestrojenie i przekaz. Co by było gdyby... Lub jak to jest gdy?

 

Napisałem na wstępie, że powieść zawiodła moje oczekiwania. Może powinienem na koniec dodać, że zawiodła nie dlatego, że jest „słaba" i nieciekawa. Zawiodła, ponieważ oczekiwania okazały się chybione i mizerne. Ominęła je i zostawiła daleko w dole. Czy jest to powieść, którą warto przeczytać? Moim zdaniem, tak. Czy jest to powieść, którą każdy powinien przeczytać? Raczej nie. Jeżeli czytając dotknie nas nuda lub zniechęcenie, lepiej ją odstawić na półkę, i dać szansę za jakiś czas. Jej, lub sobie, gdy nawiedzi nas pytanie co by było gdyby? Lub jak to jest...

 

Jakby dla zrównoważenia psychologiczno-matematycznego, metafizycznego i dość ponurego w klimacie, „Wydrążonego człowieka" tom zawiera opowiadanie znacznie lżejsze i przyjaźniejsze w odbiorze – „Muzę ognia".

Utwór jest znacznie krótszy i łatwiejszy od poprzednika. Jednak i tutaj miałem duże problemy z jego zaklasyfikowaniem, czy chociażby odpowiedzą na proste pytanie, o czym to jest? Pojawiają się elementy fantastyczne. Ludzkość zniewolona przez obce cywilizacje, panujące rasy owadzie, płazie i ślimacze, miasta wznoszące się na tysiące kilometrów ponad planetę, i sfery otaczające ogrzewające je od wewnątrz gwiazdy. Można powiedzieć piękna, plastyczna fantastyka, której oczekiwałem u Simmonsa. Jednak równocześnie towarzyszy jej drażniące przekonanie, że jest ona w rzeczywistości mało istotna, jak sklecona naprędce dekoracja. Nagle, przy dochodzeniu niemal do rozwiązania fabuły, gdy zaczynała się zbliżać do absurdu, doznałem wewnętrznego olśnienia. To sen! Nagi, nieocenzurowany, wspaniały sen o sławie i chwale młodego, niespełnionego aktora. Spojrzałem na tekst z innej strony odwracając akcenty. Części układanki znalazły swoje miejsce, rejestry słów ułożyły się w ordynku a męczące tyrady o misji aktorskiej i ponadczasowej chwale Szekspira nabrały nowego sensu.

 

Pewnie każdy z nas śnił kiedyś o niesamowitej karierze, powodzeniu, boskości niemal. Śnił może każdy, lecz niewielu się do tego publicznie przyzna. W naszej kulturze sny takie uznane są za niestosowne, podejrzane, chorobliwe. W „Muzie ognia" mamy wstęp do wnętrza czysto egotycznego samouwielbienia aktorskiego. Fantastyczna ramka jest, może niezbędnym, ale tylko dodatkiem. Głównym bohaterem jest teatr, niuanse, rozgrywki, miłości rozgrywające się w mikroświecie kulis teatru.

Młody aktor teatru szekspirowskiego, opowiada rozwijającą się w zawrotnym tempie historię o tym, jak uratował świat i został bogiem. Proste i piękne, nieprawdaż. Pojawiające się rasy i światy są tylko pretekstem do stopniowego uwielbienia teatru, Szekspira i Aktora. Okazuje się, że wyrok zagłady wydany przed 1900 laty na ludzkość został odroczony jedynie dlatego, gdyż żaden rozum we wszechświecie nie był w stanie ogarnąć piękna i tajemnicy sztuk Szekspira. Wszechświat dał sobie czas na przemyślenie tego fenomenu i teraz, po upływie wyznaczonego czasu, właśnie przedstawienia wystawiane przez naszego bohatera wraz z jego teatrem mają zdecydować o istnieniu ludzkości.

 

Nasz młody aktor zdobywa w międzyczasie względy pięknej i mądrej wróżki (pełniącej rolę tytułowej „Muzy" sterującej ich statkiem kosmicznym) a zbliżając się do finału dostaje szansę na miłosny związek z, dotychczas będącą poza jego zasięgiem, gwiazdą zespołu. Tuż przed spektaklem odgrywanym przed najwyższym Bogiem światów, wszyscy członkowie trupy, którzy wyprzedzali naszego młodego bohatera w kolejce do ról, zostają w cudowny sposób wyeliminowani (choć tylko czasowo) i to na nim, i jego wybrance, spocznie ostatecznie misja ratowania wszechświata. Wystawiają sztukę dla dwojga, za scenę mając czasoprzestrzeń i burtę statku kosmicznego. I w tym, wydawałoby się kulminacyjnym momencie, okazuje się, że nic nie jest takim na jakie wyglądało. Poddawani próbie okazują się probierzami. Bogowie, marionetkami. Stworzyciele, nicością. Nasz młody bohater, niosąc sławę, miłość, władzę i boskość, powraca do ludzkiego wymiaru, opromieniony geniuszem Szekspira. A wszystko to za przyczyną i pod czujnym okiem najbardziej niepozornej postaci noweli.

 

Czy taki był pomysł Dana Simmonsa na opowiadanie, nie wiem, lecz taka interpretacja najbardziej przemówiła do mojej wyobraźni, wsparta zakończeniem, kiedy autor mruga figlarnie do bohatera i czytelnika: „Hej, Boski Aktorze Szekspirowski, poczytaj ty może i innych poetów". Mam jednak wrażenie, że pewna część przekazu zawartego w oryginale omija moją zdolność percepcji. Autor flirtuje i bawi się z czytelnikiem na płaszczyźnie znajomości języka i literatury angielskiej, a może nawet głębszej, gdy przesiąknięcie nimi powoduje, że pojedyncze słowa, konstrukcje zdań, scenerie budzą skojarzenia i uczucia. Podobny zabieg zastosował być może Simmons przy nadawaniu tytułów rozdziałom „Wydrążonego człowieka".

Oba utwory zamieszczone w tomie „Wydrążony człowiek. Muza ognia" mogą zaskoczyć czytelnika. Okazują się nieco inne, niż można by się spodziewać po szybkim przekartkowaniu powieści. Sprawny warsztat literacki wspiera próbę przekazania, niejako ponad tekstem, pytań i przemyśleń matafizycznych. Na ile zostaną one uznane za interesujące, głębokie i ciekawe, to już zależy od oczekiwań i nastawienia czytelnika. Jest to jednak pozycja na tyle odmienna od powszechnego nurtu fantastyczno-przygodowego, że choćby z tego powodu warta zainteresowania.

Komentarze

Pomyślałem że potrenuję pisanie recenzji. Trochę czas za szybko biegł, przeczytałem, napisałem, wróciłem z urlopu a tu widzę, że już profesjonalnie zrecenzowana w miesięczniku, a do tego w lipcu był na nią konkurs. Ale może teraz na spokojnie ktoś konstruktywnie skomentuje. Jest li to, tym razem, recenzja?

Jak na recenzję zbyt rozwlekła... choć wiadomo, co o temacie sądzisz. Potrafisz dostrzec, co w ksiązce jest albo nie jest istotne i za to słowo uznania i piatka z minusem:) pozdrawiam 

Poczytałem następne dwie recenzje, fakt rozpisałem się, następnym razem może potrenuję lapidarność stylu i pozytywne myślenie. :)

Nowa Fantastyka