- Opowiadanie: Dzieliush - Ogrodnik

Ogrodnik

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Ogrodnik

Wychylił kolejną setkę czystej i od razu skinął na mężczyznę za ladą. To był jeden z tych wieczorów, kiedy po służbie po prostu musiał wypić. Barman nalewał następną, gdy do ciemnego wnętrza wszedł niepozorny, zlewający się z tłem mężczyzna w czapce z daszkiem. Policjant wiedział, kim jest świeżo przybyły. To dziennikarz, który w piątkowe wieczory odwiedzał różne knajpy i wypatrywał celu. Najczęściej jakiegoś gliniarza, który przyszedł do baru, żeby z dala od wścibskich oczu utopić własne demony. Kiedy dorwał swoją ofiarę, stawiał jej kilka kolejek, aby uśpić czujność, jak wytrawny łowca. Gdy oponent był już odpowiednio zamroczony, przeprowadzał serię pytań. W ten sposób powstało wiele szokujących artykułów. To właśnie on był „nieoficjalnym źródłem” telewizji i gazet.

Artur machnął do niego niedbale, chociaż wcale nie musiał tego robić. Paweł przysiadł się do funkcjonariusza, po czym pokazał barmanowi znak wiktorii, który postawił na drewnianym blacie drugi kieliszek i napełnił oba dobrze zmrożoną wódką.

– Może pominiemy grzeczności. Obaj wiemy, że leży ci coś na sercu. – Paweł uniósł kieliszek. Artur odpowiedział ruchem głowy. Wypili i przenieśli się do bardziej dyskretnego miejsca, jakim był ciemny róg sali.

Dziennikarz wyciągnął notatnik oprawiony w czarną skórę.

– Chciałbym ci opowiedzieć historię pewnej sprawy, która miała miejsce kilka miesięcy temu. Nie sądzę, żebyś chciał ją umieścić w jakiejś gazecie albo przekazać do telewizji, ale to twoja sprawa. W każdym razie masz moje błogosławieństwo.

Paweł nie odpowiedział. Pochylił się zaciekawiony. Nieczęsto któryś z „niebieskich” na wstępie zgadza się na publikacje przekazanych informacji.

– Cała sprawa dotyczy pewnego ogrodnika. W zasadzie był urzędnikiem, ale cały wolny czas spędzał na pielęgnacji roślin. Hodował różne zielska i dużo egzotycznych, pstrokatych kwiatków. Jego historię zdążyłem już dobrze sobie poukładać w głowie, więc opowiem ci ją chronologicznie, żeby nie uprzedzać faktów, zgoda?

Dziennikarz tylko kiwnął głową.

– Więc, bazując na notatkach rzeczonego ogrodnika, wszystko zaczęło się w momencie, kiedy na stronie botanicznej kupił sobie kilkanaście nasion tych roślin, które łapią muchy, gdy na nie usiądą.

– Muchołówek – dodał dziennikarz.

– Tak. No i posadził to sobie w mieszkaniu. Nie pierwszy raz uprawiał tego typu rośliny. Według dziennika przez pierwsze miesiące wszystko wyglądało normalnie. Rośliny urosły do sporych rozmiarów jak na tak krótki czas, z czego mężczyzna był bardzo zadowolony, więc zaczął notować wszelkie drobiazgi. Zapisywał wilgotność powietrza, temperaturę oraz ilość i rodzaj nawozu. Ogólnie nic ciekawego dla laika. W pewnym momencie zaczęły dziać się rzeczy dziwne. Kiedy rozmiar pułapek na górze tej rośliny osiągnął rozmiar dłoni dorosłego mężczyzny, ogrodnik był wniebowzięty. Spodziewał się, że może osiągnąć jakiś rekord. Z czasem przestał pisać codziennie, a jeśli już to robił, to notatki były bardzo krótkie i często dotyczyły problemu ze snem. Chaotycznie opisywał swoje koszmary, ale po jakichś dwóch tygodniach pojawił się kolejny wyraz entuzjazmu ze strony autora dziennika. Znalazł wewnątrz muchołówki mysz. Cholera, gdybym znalazł mysz w mieszkaniu na czwartym piętrze, to bym się wcale nie ucieszył. Od tego momentu przestał mieć złe sny i dokarmiał swoją roślinkę gryzoniami. Zupełnie jak węża. Doszło do tego, że kupował je na kilogramy, a roślina z nieposkromionym apetytem rosła coraz szybciej. Kiedy paszcza miała rozpiętość czterdziestu centymetrów, zaczął w nocy słyszeć szepty i powróciły koszmary. Doszło nawet do tego, że pokłócił się z sąsiadami. Oskarżył ich o to, że całymi nocami hałasują i głośno rozmawiają.

– Nikt wam nie zgłaszał jego dziwnego zachowania?

– Dojdziemy do tego, co zgłaszali sąsiedzi, akurat na to nikt nie zwrócił szczególnej uwagi.

Dziennikarz cały czas notował.

– Zaczął jeść leki nasenne jak cukierki, ale nic to nie dało – kontynuował. – Sny były coraz wyraźniejsze, tak jak głosy. Dalej karmił roślinę myszami i mięsem. W końcu stało się dla niego jasne, co musi zrobić. Po spożyciu garści tabletek wstał w środku nocy i jak zahipnotyzowany wyszedł z mieszkania. Szwendał się między blokami z kawałkiem wędzonej kiełbasy kilka godzin, aż znalazł cel swojej wycieczki. Zwabił jakiegoś bezdomnego kota i zabrał go ze sobą do domu. Według notatek zwierzę dostało szału, gdy tylko znalazło się w jednym pomieszczeniu z rośliną. Wiedział, że nie ma wyjścia. Wrzucił kota w paszczę muchołówki, która zamknęła się jak wieko skrzyni zatrzaśnięte z kopniaka. Szepty momentalnie ucichły. Ogrodnik zasnął spokojnie. Według dat dziennika spał dwa dni. Kiedy się obudził, paszcza znowu była szeroko otwarta. W środku zostały tylko białe kości. Przy pomocy miotły oczyścił pułapkę. Nie odważył się wsadzić tam ręki. Wtedy zrozumiał, że roślina ma na niego dziwny wpływ. Kiedy tylko pomyślał o wyrzuceniu jej, szepty wracały. Pojawiły się też wizje własnej śmierci tak realne, jak gdyby był to zwiastun przyszłości, a nie halucynacja. Przez następne tygodnie regularnie odwiedzał schroniska i łapał bezdomne psy i koty. W pracy wziął chorobowe, bo i tak nie mógł się skupić na obowiązkach. Jego notatki były coraz bardziej chaotyczne. Pierwsze strony pisał z precyzją kaligrafa. W czasie, gdy polował na koty, pisał jak dziecko z podstawówki z szeroko rozwiniętą dysgrafią. Przez kilka tygodni futrzanej diety rozmiar rośliny się podwoił, a waga jej opiekuna zmniejszyła się o kilkanaście kilogramów. Sam pisał, że jest taki wychudzony i słaby, że ledwo ma siłę pisać. Spał tylko wtedy, kiedy jego podopieczna trawiła. Mężczyzna przyzwyczaił się do swojego nowego trybu życia, dopóki nie dostał kolejnego polecenia przekazanego mu w wizji. Zanim przejdę dalej, wróćmy do tego, o co wcześniej pytałeś. Sąsiedzi zgłosili okropny zapach dobywający się z mieszkania na czwartym piętrze. Wytłumaczył się zepsutą lodówką.

– Za mało oglądacie seriali o mordercach, żeby skojarzyć, że zepsuta lodówka oznacza trupa?

– Nie możemy ot, tak wchodzić do czyjegoś mieszkania, bo czuć smród. Łatwo jest oceniać po fakcie, ale są przepisy i nikt nie będzie się narażał na pozew, gdy okaże się, że jest po prostu bałaganiarzem.

Dziennikarz milczał.

– Po wizycie funkcjonariuszy poradził sobie ze smrodem. Jak to zrobił, dowiesz się nieco później. Gdy na klatce przestało walić trupem, z sąsiadami miał spokój, chociaż – jak pisał – czuł się przez nich obserwowany. Szczególnie sąsiadka z naprzeciwka, po wizycie policji, miała na niego oko. To jedna z tych starszych pań, które wiedzą „wszystko o wszystkich”. Ogrodnik odnosił ciągłe wrażenie, że kobieta kręci się pod jego drzwiami i węszy jak pies myśliwski. To utrudniało zdobywanie pokarmu. Gdy tylko wychodził na nocne łowy, zdawało mu się, że słyszy za drzwiami kobiety jakiś ruch. Zupełnie, jakby nie spała tylko czekała i obserwowała. Po kilku bezowocnych, nocnych wypadach doszedł do wniosku, że wyłapał wszystkie koty w mieście. Powróciły sny i głosy. Pisał, że tęskni za szeptami, które w porównaniu z ciągłym wyciem, jakie teraz słyszy, były niemalże kojące. Wizję śmierci nachodziły go kilkukrotnie w ciągu dnia. Odchodził od zmysłów do tego stopnia, że zaczął wrzeszczeć na roślinę. Zapytał, czego od niego chce i ku jego zaskoczeniu dostał odpowiedź. Dotychczas odrzucał myśl, że to rzeczywiście ona wywołuje szepty i bóle głowy, jednak wszystkie objawy minęły, kiedy zadał pytanie. Wizję jego śmierci zamieniły się w wizję śmierci jego sąsiadki.

– Cholera, nie chcesz mi powiedzieć, że on…

– W środku nocy wyszedł z mieszkania i zapukał do drzwi naprzeciwko. Nie otworzyła od razu. Powiedział jej, że zapomniał o urodzinach swojej matki i potrzebuje jajka, żeby upiec tort. Starsza, naiwna pani niestety się na to nabrała. Gdy otworzyła drzwi, uderzył ją młotkiem w głowę i zaciągnął do swojego mieszkania. Znowu nastała przerwa w pisaniu dziennika. W następnym wpisie opisywał euforię, którą czuł, gdy jego sąsiadka topniała w zielonej paszczy. Wszechogarniająca miłość odebrała mu świadomość na prawie tydzień. Nic nie jadł i nie pił, tylko leżał i patrzył, jak ciało znika i z każdą sekundą odkrywa kolejne warstwy. Dokładnie opisał, jak spod rozpuszczanej sokami trawiennymi skóry, wyłaniały się mięśnie i ścięgna. Kiedy ocknął się z transu, doszedł do wniosku, że roślina „nagrodziła” go poprzez wydzielenie jakiejś upajającej substancji. W paszczy znalazł pełny szkielet kobiety. Niestety ogrodnik domyślał się, że na tym jego podopieczna nie poprzestanie. „Więcej” usłyszał w głowie. Z początku opierał się tej myśli, ale po kilku dniach postanowił, że znowu to zrobi.

– Roślina dalej nie pozwalała mu spać?

– Nie tym razem. Problemem nie były szepty, krzyki lub brak snu. Ogrodnik chciał po prostu znowu wejść w stan ekstazy, jaki zapewniła mu roślina w trakcie konsumpcji człowieka. Według notatek udało mu się zaciągnąć do domu sześć osób. W pierwszym tygodniu dwie, tydzień później kolejne trzy. Wszystkie ofiary to bezdomni albo włóczędzy jadący na stopa. Zapraszał ich do siebie, wciskając łzawą historię o tym, że mieszka sam, a ma duże mieszkanie i chętnie udzieli pomocy. Ostatnie ofiary zapewniały ledwie kilkugodzinne odurzenie. Krzak zajmował niemalże połowę pokoju, więc potrzeby żywieniowe wzrastały. Nie interesowało go nic poza zdobywaniem kolejnych ofiar, jednak nie udało mu się nikogo zwabić. Opisywane przez niego objawy są bliźniacze z objawami odstawienia heroiny. W końcu udało mu się wypatrzeć kolejnego nieszczęśnika. Jakiś spotkany na mieście bezdomny. Zaprosił go do siebie na obiad. Od razu po przekroczeniu progu ogłuszył, rozebrał i wrzucił w roślinę. Liczył, że gdy to zrobi, zostanie „nagrodzony”. Tym razem było inaczej. Oczekiwał na odlot jak wcześniej, jednak pysk się nie zamknął. „Młodsze” usłyszał, „złap młodsze”. Stracił przytomność. We śnie widział wizję martwych dzieci.

– Czy on…

– Nie zrobił tego. Dwa dni nic nie pisał. W ostatniej notatce bardzo niewyraźnym pismem zapewne wywołanym głębokim delirium mężczyzna pisze, że nie wytrzyma już tego dłużej. Wygląda na to, że dopiero wtedy dotarło do niego, co zrobił i czego wymaga roślina. Reszta notatek jest nieczytelna. Po kilku miesiącach od ostatniego, nieczytelnego wpisu, sąsiedzi ponownie zgłosili smród i zaginięcie dwóch sąsiadów. Wcześniej nie poinformowali policji o zniknięciu starszej pani, pierwszej z ofiar, bo podobno często wyjeżdżała zajmować się wnukami. Na miejsce przyjechał patrol, wyczuli okropny smród i weszli do mieszkania. Niedługo później zjawiłem się tam ja. Pamiętasz, jak ci mówiłem, że udało mu się zatrzymać smród? Drzwi do mieszkania były uszczelnione od środa, a w przedpokoju wisiało chyba tysiąc odświeżaczy samochodowych, takich papierowych drzewek. Zwietrzały przez ten czas i faktycznie smród był okropny. Mieszkanie miało dwa pokoje. W jednym mieszkał mężczyzna, a drugi w całości przeznaczony był dla mięsożernej rośliny. Na środku stała ogromna doniczka, rozmiarami bardziej przypominająca wannę. Zastałem leżący w niej, na stercie rozkładającej się rośliny, pełen szkielet zupełnie pozbawiony miękkich tkanek. Patolog stwierdził, że należał do mężczyzny. Sprawdzali roślinę, jednak nie doszli do żadnych wniosków. Jej DNA nie pasowało zupełnie do niczego. Kiedy odnalazłem dziennik i zacząłem go czytać, postanowiłem go ukryć. I tak nikt by nie uwierzył.

– A szczątki ofiar?

– Wszystkie były popakowane w worki na śmieci i schowane w piwnicy. Każdy szkielet osobno. Ustalenie ich tożsamości było banalne.

– Czyli ogrodnik w akcie desperacji popełnił samobójstwo poprzez oddanie się roślinie?

– Na to wygląda.

– A co z tą stroną internetową, na której kupił nasiona?

– Kazałem to sprawdzić trzem różnym informatykom. Patrzyli na mnie jak na idiotę. Według nich taka strona nie istnieje i nigdy nie istniała ani w powszechnie dostępnym Internecie, ani w deep webie.

– Co dalej z tym zrobisz?

– Nic. Kończę służbę. Od kiedy przeczytałem ten dziennik, nie mogę spać. Ty zrób z tym, co chcesz.

– I tak nikt w to nie uwierzy.

– Nie interesuje mnie to, czy ktoś w to uwierzy ani czy ty mi wierzysz. Po prostu musiałem o tym opowiedzieć.

W żadnej gazecie nie ukazał się artykuł na temat morderczej rośliny. Policjant kilka miesięcy po udzielonym wywiadzie odebrał sobie życie poprzez strzał w skroń ze służbowego pistoletu, którego nie oddał po przejściu na emeryturę. W notatce pożegnalnej napisał „liście na drzewach szepczą, żebym robił złe rzeczy”.

Oficjalnie uznano, że nie poradził sobie z depresją po utracie obowiązków służbowych.

Paweł przeprowadził się z domku na przedmieściach do stolicy. Mieszka w apartamencie na dziesiątym piętrze.

Nie ma w nim żadnej rośliny.

 

Koniec

Komentarze

Sam pomysł wydaje się dość ciekawy do rozwinięcia, napięcie narasta, jednak długie wywody policjanta mnie nie przekonują, bo przekazuje historię wręcz z chirurgiczną precyzją. Wiem, że na akta sprawy składał się dziennik, który mógłby być źródłem wielu informacji, natomiast chyba nie wyobrażam sobie funkcjonariusza, który po iluś latach służby zapamiętałby sprawę w takich szczegółach. Pojawia mi się też inne pytanie: dlaczego dziennikarz miałby mu wierzyć? Historia jest dziwna i bardzo abstrakcyjna z punktu widzenia kogoś z zewnątrz, a on przyjmuje to dość bezkrytycznie.

Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.

Cześć Sagitt. Dzięki za poświęcony czas. Niestety muszę stanąć w obronie pamięci policjanta:

– Chciałbym ci opowiedzieć historię pewnej sprawy, która miała miejsce kilka miesięcy temu.

I nie mogę znaleźć fragmentu w którym dziennikarz mówi o tym, że uwierzył w historię. Raczej zadawał tylko pytania.

Nie zostało to napisane, że uwierzył, natomiast podczas takiej rozmowy naturalnie pojawiłyby się jakieś reakcje słuchacza. Kiedy dziennikarz tylko zapisuje i nie ma nawet ironicznego grymasu to sprawia wrażenie jakby wierzył.

Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.

Cenna uwaga. Dzięki.

Ciekawa historia, tylko mam wrażenie, że prezentowałaby się znacznie lepiej, gdyby nie była suchą relacją policjanta. A jeśli musi to być fabuła w formie relacji, w mojej opinii lepiej sprawdziłaby się jako dziennik samego ogrodnika.

Ale ogółem nie czytało się źle :)

Dzięki Storm za opinię. Faktycznie opowiadanie mogło by być ciekawsze, gdyby było po prostu przytoczeniem dziennika.

Hej,

 

nie jest to złe, historia weszła gładko, może też z uwagi na swoją krótkość.

 

Jak poprzednikom – trochę przeszkadzała mi ta relacja wtłoczona w usta policjanta. Może lepiej zagrałoby znalezienie samego dziennika, a może relacja policjanta powinna być relacją ze śledztwa, a nie wszechwiedzącą narracją? Wg mnie dobrze byłoby wpleść do historii jakąś tajemnicę, żeby nie wszystko bylo podane jak na tacy – bo tak to wygląda na ten moment, wiemy dobrze, że roślina jest zła i będzie się domagała kolejnych ofiar (ziew).

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Pomysł dość wtórny, albowiem powstało już kilka dzieł o krwiożerczych roślinach.

Po wzmiance o nieopanowanym wzroście rośliny wiadomo było, że na myszach się nie skończy. Jednak czytałam z pewnym zainteresowaniem, spodziewając się czegoś zadziwiającego. Niestety, opowiadanie okazało się dość przewidywalne i niczym nie zaskoczyło.

Wykonanie pozostawia nieco do życzenia.

 

Bar­man na­le­wał na­stęp­ne­go… → Przed chwilą wychylił setkę wódki, a mniemam, że barman nalewał taką samą porcję, więc: Bar­man na­le­wał następną

 

po czym po­ka­zał znak Vic­to­rii bar­ma­no­wi… → …po czym po­ka­zał barmanowi znak wiktorii

 

– Może po­mi­nie­my grzecz­no­ści. Obaj wiemy, że leży ci coś na sercu – Paweł uniósł kie­li­szek. → Brak kropki po wypowiedzi.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.

 

więc po­trze­by ży­wie­nio­we wzra­sta­ły dia­me­tral­nie. → Na czym polega diametralny wzrost potrzeb?

Za SJP PWN: diametralny 1. «krańcowo różny» 2. «biegnący wzdłuż średnicy lub przechodzący przez średnicę»

 

Za­pro­sił go do sie­bie na obiad. Od razu po prze­kro­cze­niu progu ogłu­szył go, ro­ze­brał i wrzu­cił w ro­śli­nę. Li­czył, że gdy wrzu­ci go w… → Czy wszystkie zaimki są konieczne? Powtórzenie.

 

Na miej­sce przy­je­chał pa­trol, wy­czu­li okrop­ny swąd… → Czy na pewno poczuli swąd? Czy roślina spalała ofiary?

Za SJP PWN: swąd «zapach spalenizny»

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dzięki BasementKeyRegulatorzy za przeczytanie i opinię. Naniosę poprawki.

Bardzo proszę, Dzieliushu. Miło mi, że mogłam się przydać. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć Dzieliush

Czytając Twoje opowiadanie przypomniał mi się pewien film, w którym rośliny wydzielały coś, co z wiatrem roznosiło się powodując masowe samobójstwa. Świetnie to napisałeś. Czytało się wybornie. Nie ma się czym chwalić… ale paliłem papierosa i tak mnie pochłonęła Twoja opowieść, że zaniedbałem papierosa trzymanego w palcach. Jeśli tak będziesz pisał, to myślę, że czytając, rzucę palenie. Jeszcze raz: super. Ode mnie leci klik! 

Pozdrawiam

Nowa Fantastyka