- Opowiadanie: Twononepos - Jaskinia w Morei

Jaskinia w Morei

Grecja z czasów bizantyjskich też potrafi inspirować tak jak mity o herosach i bogach.

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Jaskinia w Morei

Pewnego grudniowego wieczora Konstantyn Dragasz Paleolog, ulubiony syn Heleny i brat cesarza Jana VIII Paleologa nie mógł usiedzieć w swoim zamku w Mistrze, więc postanowił przejechać się po okolicy. Morea, kraina leżąca na Peloponezie, nadal należała do Cesarstwa Rzymskiego obecnie nazywanego Bizantyjskim. Dwutysiącletnie państwo z długą historią i całą chwałą zaczęło chylić się ku upadkowi. Nie dość, że efekt zdradzieckiego podboju Konstantynopola przez krzyżowców IV krucjaty nigdy nie został zniwelowany, chociaż jego przodek, pierwszy z Paleologów na tronie, odzyskał stolicę Bizancjum. Na dodatek ciągle zagrażali im jeszcze Osmanowie z ich groźnymi janczarami. Konstantyn razem z bratem Demetriuszem rządzili jako książęta Mistry i Morei z rozkazu cesarza. Rozbudował fortyfikacje Mistry i wzbogacił tą część Grecji, pokazując, że umie panować i bronić się. Mógłby nawet odzyskać dawne bizantyjskie ziemie rządzone przez potomków zdradzieckich łacinników: desporat Epiru i księstwo Aten. Niestety polityka Osmanów nie pozwoliła zrealizować żadnych planów, a niemal służalcza postawa Konstantynopola pokazała jak Cesarstwo Bizantyjskie jest zależne od sułtana Murada II. Tragizm polega na tym, że nieważne jak zachowają się Bizantyjczycy, nigdy nie uwolnią się od Osmanów, ponieważ przez Turków zostali skazani na zagładę. A od nich dzieliły tylko mury zbudowane przez Teodozjusza, a najwyższy poziom inżynierii budowlanej ze sztuką obronną uczynił z niego najpotężniejszą fortecą w Europie. Tak wiele wrogich armii próbowały ją zdobyć, ale polegli.

Niemniej patosowa sytuacja między Osmanami a Bizantyjczykami sprawiła, że cesarstwo nie mogło się rozwinąć, zaś Turcy chociaż ciągle podbijali nowe ziemie, to zawsze byli niepewni swego losu dopóki Konstantynopol był w rękach Greko-Rzymian.

Konstantyn wiecznie zatroskany sytuacją geopolityczną wyjechał z Mitry na koniu. Nie chciał być zaczepiony przez poddanych, więc nosił ubrania zwykłego podróżnika i tylko sygnety schowane w sakwie świadczyły o jego pochodzeniu.

Przejechał przez wzgórza gdzieniegdzie pokryte drzewami i krzewami tworzącymi zwartą makię. Poczuł się spragniony. Wyciągnął bukłak z wodą, a koniowi pozwolił napić się z krystalicznie czystego źródła spływającego z pobliskich stoków niskich gór. Był grudzień, śnieg pokrył najwyższe szczyty. Za kilka tygodni będą święcić Boże Narodzenie, więc obecne dni słoneczne są najkrótsze, a noce są bardzo długie. „Tak ciemne jaka jest przyszłość Konstantynopola” – Myślał ponuro Konstantyn. Owinął się płaszczem chroniąc się przed mroźnymi podmuchami zimy. Nagle usłyszał czyjeś głośne rozmowy. Chciał zignorować rozmówców, ale kiedy padły słowa „Nasze Miasto”, „przyszłość” i „przeznaczenie”, postanowił do nich dołączyć. Byli tam pasterze i para młodzieniaszków z pobliskich wiosek. Właśnie układali stosy drewna, żeby rozpalić ogień i ugotować obiad. Owce chodziły wokół nich i posłusznie nie uciekały. W innym razie zostałyby popędzone laskami pasterskimi. Najstarszy z grupy, sędziwy brodacz z wielką fałdą brody z pomarszczoną twarzą sprawiał wrażenie, że był na tyle stary iż jego ojciec mógł doświadczyć  przeżycia Czarnej Śmierci. Poza tym od czasu do czasu śpiewał. Raz Konstantyn usłyszał śpiewane opowieści o Dijenisie Akritasie, raz o miłostkach między pasterzem i pastereczką z Krety i na końcu o rozbójnikach z gór.

– Przepraszam państwa. Czy mogę dołączyć do was? – Konstantyn nienawykły do okazywania pokory wobec zwykłych ludzi starał się okazać to w sposób naturalny.

– Oprócz wody mam też dobre wino z Morei. Nie mógłbym ogrzać się przy ognisku? Zimno tu!

Starzec był milczący, ale wskazał mu miejsce. Po chwili znowu mruknął i powiedział.

-Hm! Jesteś z Morei czy z innego miejsca?

-Z Konstantynopola. Skąd wiedziałeś?

-Twój akcent jest dziwny. Znasz dialekt peloponeski, ale wymawiasz jak jakiś dostojnik z Naszego Miasta. Mówią tam językiem starożytnych.

Konstantyn zrozumiał, że ten stary pasterz nie tylko wędrował z owcami, ale też musiał spotykać się z ludźmi z Mistry. Tam też przebywali różni ludzie z Konstantynopola. W końcu to był ośrodek intelektualny, teologiczny i artystyczny. Wielu młodych arystokratów przynajmniej raz w życiu tam bywało. Używali języka greckiego odmiany attyckiej, dlatego niektórzy nazywają go językiem starożytnych ze względu na archaizmy.

– Nie dziwisz się, że tu jestem? – Zapytał podgrzewając jeden z dwóch bukłaków zawierających wino.

– A co tam? Teraz w obliczu śmierci wszyscy jesteśmy równi! – Wzruszył ramionami starzec wykazując swoją obojętność. Wino stało się bardzo ciepłe i nalał go do kubków towarzyszy.

-Co chcesz powiedzieć, że w obliczu śmierci wszyscy jesteśmy równi?

– Bo Konstantynopol upadnie!

Słysząc te słowa Konstantyn wzburzył się. Chciał głośno sprzeciwić się tym słowom i powiedzieć, że to bzdura i że Miasto przetrwa. Zachował jednak zimną krew. Napił się ciepłego wina. Gorący płyn rozgrzał wnętrze zmarzniętego ciała w zimowe dni.

-Czemu tak gadasz? Cesarstwo Rzymskie nadal istnieje od tysięcy lat!

-Które słabnie i samo niemal jest wasalem Osmanów.

-Tyle muzułmańskich krajów przeżyło.

– Ten jest najsilniejszy z ich janczarami, którzy kiedyś byli chrześcijanami.

– Ma niezwyciężone mury.

-Pft! Też chciałbym w to wierzyć, ale każda twierdza, nawet ta uznawana za niezwyciężoną pewnego dnia upadnie. Ach! Czyż przypadkiem nie została zdobyta przez krzyżowców?

– To była zdrada! Podła zdrada! Nawet byli największym rozczarowaniem świata chrześcijańskiego.

– To prawda, ale tych łacinników i Franków nie obchodzi prawda. Słyszałem opowieści o tym jak Jego Cesarska Mość Jan VIII Paleolog objechał liczne księstwa i królestwa prosząc o pomoc. Nawet dotarł do Anglii, skąd przybył dawno temu pierwszy tego imienia Konstantyn ze swoim wojskiem by zjednoczyć imperium podczas wojny domowej i założyć Konstantynopol. Po nim żaden prawowity imperator nie odwiedził Brytanii. Co za dziwne czasy? Wracają stare wspomnienia sprzed wieków, jednak nikt z władców nie chciał mu pomóc. Wszyscy byli zapatrzeni we własne granice i nie wierzyli w tureckie zagrożenie. –

Wszyscy wzdychali. Znali te plotki. Cesarz Jan był filolatinem i wierzył w Zachód, ale jakie było gorzkie rozczarowanie postawą zachodnich władców. Bizancjum tak długo broniło chrześcijańską Europę przed muzułmańskimi najeźdźcami i armiami liczącymi nawet po sto tysięcy fanatycznych wojowników, a oni traktują jakby ich to nie dotyczyło.

-Był jeden, który chciał odeprzeć agresję Osmanów… – Chłopiec powiedział i zamilkł. Wszyscy wspominali o tragicznej śmierci Władysława zwanego Warneńczykiem, króla Polski i Węgier. To było zaledwie kilka lat temu, kiedy doszło do bitwy pod Warną. Jedyny niebałkański król, który naprawdę widział zagrożenie tureckie, jednak jego wiara w ludzi którzy go oszukali doprowadziła do jego przedwczesnej śmierci. Kiedy Murad II, zabójca Władysława umarł, sułtanem został Mehmed II, który miał obsesję na punkcie podboju Konstantynopola. To tylko kwestia czasu, zanim zbierze armię i wyruszy do Konstantynopola.

-Jeśli Turcy zapanują nad Kostantynopolem, co z nami będzie? Może mogą być łaskawi i każą nam zapłacić haracz za chrześcijańską wiarę, ale czy też nie zabiorą nam synów by zrobić z nich janczarów?

Pasterz złapał za syna i krzyknął:

-Boże bądź miłosierny, tylko nie mój syn!

Obawy w oczach ojca były wielkie, bo naprawdę kochał swojego syna.

-Nie po to zmarła moja żona, szczęść jej Boże, rodząc mi syna, którego żeśmy tak długo oczekiwali by zapłacić za to najwyższą ceną. Obiecałem sobie, że będę go chronić. Jeśli będę musiał dołączę do rozbójników, gdzie prawo nas nie dosięgnie.-

Towarzysze zaczęli go uspokajać. Nalali mu więcej wina do kubka.

Chwilę zajęło, zanim ojciec się uspokoił. Przestał dygotać i wypuścił syna ze swojego uścisku. Dopiero gdy usłyszał, że już normalnie oddycha mając ślady po zbyt mocnym uścisku, poczuł się winny i rumieńce wstydu pokryły jego policzki. Konstantyn położył rękę na ramieniu w geście pocieszenia.

-Nie przejmuj się, syn wie jak bardzo boisz się go stracić. Nie ucieknie.-

Jednak ojciec zignorował te słowa i odpowiedział.

-Jak niewiele trzeba, żeby twoja siła mogła stać się zgubą dla tych których kochasz i chronisz! – Po tym zamilknął i nie chciał na nikomu patrzeć w oczy. Tylko w ziemię i na płonący ogień. Zrezygnowany Konstantyn usiadł obok starca. Podał mu ponownie grzane wino. Spytał go:

-Więc jeśli przeznaczeniem Miasta jest upadek, to jak go opiszesz? Czyż nie mówią, że to nastąpi przez czyjeś grzechy, lub czy po prostu na to zasłużył? Inne królestwa istnieją i kwitną.

Starzec popatrzył w góry. Popatrzył na orły latające w poszukiwaniu węży i odpowiedział:

-Nie wiem, za co Miasto jest karane, ani czy jest mu tak przeznaczone, ale w moich wspomnieniach zawsze wydawało się być czymś odległym, bo leżącym za wieloma wzgórzami od nas, ale bliskim, bo też rządzą bezpośrednio nami. Starym, bo istniejącym dłużej niż inne znane mi państwa. Dumnym, bo przetrwało burze dziejowe w dawnych wiekach. Czyż nie jest samym w sobie cudem? Zwiemy się Rzymianami, choć Zachód o tym zapomniał. Wolą inaczej nas nazywać, żeby odróżnić nas od nieistniejącego zachodniego cesarstwa zachodniorzymskiego. Szkoda tylko, że niegdyś jasno płonąca wielka świeca, dogasa na zbutwiałym lichtarzu i nikt nie będzie na nią patrzył, kiedy zgaśnie. – Po tym poczuł się zmęczony i poszedł spać. W chwili wypowiedzenia ostatnich słów zobaczył Konstantyn w jego oczach nie dziadka, a dziecko, które usłyszało podobne zdania od nieżyjącego ojca. Pomyślał ile podobnych było ludzi, którzy są rozczarowani obrotem spraw. Ciężko było mu w sercu i wstał żeby na koniu odejść od nich. Zbliżył się do konia, który odpoczął i napił się czystej wody. Odwiązał uprząż, by pojechać z powrotem do Morei.

Spośród skał i wysokich traw wypełzł wąż. Ogromny i mroczny zasyczał cicho tak, że Konstantyn go nie usłyszał. Zielone oczy ujrzały ich obu i zbliżył się do konia. Potajemnie docierając do celu skoczył w kierunku kopyt, aż zwierzę się wypłoszyło. Podniosło przednie nogi do góry ze strachu. Koń wyrwał lejce z rąk Konstantyna i pobiegł w przeciwnym kierunku. Mężczyzna na krótką chwilę ujrzał węża i zrozumiał, co go wypłoszyło. Z obawy przed jadowitymi kłami węża i z gniewu wyciągnął miecz.

– Ty diable! Przez ciebie koń mi uciekł! A masz! – Machnął bronią w kierunku węża, ale było już tak ciemno, że nie mógł dokładnie trafić uciekającego wroga i musiał się poddać.

Nie tracąc czasu, wyruszył w stronę, gdzie pobiegł koń. Ślady kopyt były widoczne przy świetle księżyca, więc łatwo odnajdywał tropy. Biegł aż trafił do wysokich gór. Widział same skały wypalone przez słońce już zawilgocone przez niedawną ochłodę wieczoru. Szukając konia został otoczony przez mgłę, która pokryła całą okolicę. Była to dziwna mgła. Biała jak mleko, ale żywa i nie pozwoliła mu wyjść z niej. Konstantyn błądził po omacku szukając wyjścia. Chwilę mu to zajęło, a w międzyczasie mgła z jednej strony rozrzedziła się ukazując podróżującemu otwór w skale. Był wystarczająco duży żeby mogło tam wejść po kilka osób. Konstantyn wahał się, bo nie wierzył dziwnym czarom, które go tam zaprowadziły. Może Bóg go tam posłał? Nie zrobiłby w ten sposób!

Wąż, który spłoszył konia, wypełzł z zarośla i czołgając się, wszedł do jaskini. Konstantyn zauważywszy węża, wzdrygnął się i chciał nadal ubić go z gniewu, jednak po wyciągnięciu miecza zamyślił się. Popatrzył na okolicę nadal zamgloną. Zastanowił się przez chwilę. Miał dziwne wrażenie, że odkąd odłączył się od grupy Greków wąż i dziwna pogoda zaprowadziły go do tej jaskini.

Zaczął się trochę bać. Czy to nie jest działanie diabła? Może jakieś boskie próby? Miał się wycofać, ale zrozumiał, że będzie tylko błądził po omacku jeśli zejdzie z wyznaczonej drogi. Modląc się do Maryi Dziewicy z podniesionym mieczem wszedł do jaskini.

Wnętrze było naturalnie ciemne i wilgotne. Rękami opierał się po ścianie. Nie miał nic do rozpalania, bo takie rzeczy akurat były w bagażach konia. Człowiek czuje się bardziej nerwowy nie widząc żadnego światła, tylko ciemność, ale słyszał krople wody spadające z góry. Były odległe i przytłumione. Korytarz był długi i nierówny, ale można było przejść. Poczucie odległości nie było wyraźne, chyba przeszedł kilkadziesiąt metrów. Może więcej. Próbował liczyć kroki, ale stracił rachubę i musiał stawiać półkroki przez blokujące kamienie i odłamy skał, które mijał. Zastanawiał się, co na niego czeka? Czy ciemność, która nadejdzie, będzie częścią jego życia? Myślał o swoich żonach. Pierwsza zmarła zanim dotarła do Konstantynopola. Taka młoda i nie zaznała w pełni życia. Druga odeszła rodząc wspólne pierwsze dziecko, które też nie przeżyło. Był jeszcze młody i chciał znaleźć kolejną żonę, jednak sułtan ograniczył moje możliwości. Ma harem. Młodych chłopców i kobiety do wykorzystania, a mnie skazuje na samotność i bezdzietność. Nie mam dziedzica. Braci i bratanków nie mógłbym wybrać, ponieważ nie mają odwagi rządzić Imperium Rzymskim. Jedni sprzedaliby tytuł za bogactwa, drudzy oddaliby swe usługi sułtanowi, a inni to miernoty niewarte uwagi. Są jeszcze Paleolodzy z Montferratu, ale mają swoją ziemię i własne zmartwienia. Nie mogę kazać im porzucić bezpiecznej przystani i zamieszkać w rozpadającym się pałacu.

Kiedy myślałem o przyszłości ciemnej jak ta mroczna jaskinia, zza rogu światłość rozjaśniła moje oczy. Te promienie nie były rozległe ani oślepiające. Moje oczy w rzeczywistości tak przyzwyczaiły się do ciemności, że stały się bardziej wrażliwe na odbicia słońca. Przede mną stał na ogromnej hali, stworzonej przez naturę, posąg wyrzeźbiony ludzką ręką. Widać, że ktoś z czasów starożytnych był tutaj. Wyrzeźbił posąg świątynny z wapienia w stylu przypominającym antycznych mistrzów jakie widział w Grecji i w Konstantynopolu. Szkoły rzeźbiarskiej nie mógł rozróżnić, ponieważ krople wody kapiące z stalaktytów zniekształciły szczegóły rysów jego ciała. Czas też zerwał przedmiot i część jego prawej ręki. Mógł domyślić się, że ta stara pogańska rzeźba przedstawiała mężczyznę zmierzającego się do rzutu obecnie zastygłego w tej pozie. Niewiele lepiej wygląda ta bryła wapienia połączona z podłogą, która niegdyś była ołtarzem. To wszystko oświetlały promienie światła z niewielkich otworów w sklepieniu jaskini. Kiedy zastanawiałem się, jakiemu bogu została poświęcona jaskinia, z ciemności wylazł wąż. Konstantyn wzdrygnął się i podniósł miecz. Patrzył jak pełzający wąż zbliżał się w stronę ołtarza. Wtedy zjawiła się z cienia kobieta w białej szacie z kapturem nałożonym na głowę. Uklęknęła i wyciągnęła rękę. Wąż zbliżył się do jej dłoni i bez strachu owinął się wokół ramienia, by zamienić się w brąz.

Konstantyn nie mógł uwierzyć własnym oczom. Zobaczył, że rzeczywiście ramię należące do kobiety ma bransoletę w kształcie splecionego węża. Jeśli to była jej sprawka, to czemu ona go tutaj sprowadziła? Ucieczka konia i mogła nie mgła być przypadkowa. Pozostała tylko jedna odpowiedź przypominająca dawne opowieści.

-Czy służysz dawnym pogańskim bogom z Hellady? – Spytał.

Kobieta uśmiechnęła się i odwróciła się w stronę głowy posągu.

-Twoi przodkowie z czasów antycznych tak bez szacunku nie nazwaliby bogów.-

-Porzuciliśmy demony na rzecz jedynego prawdziwego Boga!-

-Czy nie myślałeś, że Bóg was opuszcza…?– Wtedy Konstantyn zamilkł. Nie miał na to odpowiedzi.

-Modliłeś się o ocalenie Miasta przed muzułmanami. Boisz się, że wypełnią przepowiednię Mahometa o zdobyciu jabłka, jak to metaforycznie określa Konstantynopol, żeby uczynić islam religią światową. A to oznaczałoby porażkę prawosławia i ostateczny upadek Imperium Rzymskiego. Doprawdy jaka szkoda! Jedyne państwo, które istniało od starożytności, ma zostać tylko wspomnieniem, inkaustem w kronikach.-

-Sądzisz, że przez zmianę religii doprowadziliśmy siebie do upadku? – Spytał Konstantyn wahając się. Tajemnicza kobieta zamilkła na chwilę by zaśmiać się. Przestała zobaczywszy, że nie jest mu do śmiechu.

-Myślisz, że polegając na bogach i Jedynym Bogu ot tak wypełnią się wszystkie twoje życzenia? Wtedy ludzie staliby się zbyt leniwi i pozbawieni siły woli. Nie sądzisz, że o obronie Imperium przed wrogami decydowali też ludzie?-

-Przyznaję, że mieliśmy takich co potrafili ratować Miasto przed wrogami, a nawet podbijając ich.-

-Wymień ich licząc od podziału przez Teodozjusza Wielkiego.-

-Konstantyn VII, Fokas, Jan Tzimikes, Bazyli II Bułgarobójca i Aleksy Komnen. Mógłbym innych podać, ale oni najwięcej uczynili. Wiele razy pokonywali nie tylko mieczem, ale też dyplomacją. Teraz żadne umowy nie pomogą. Mogę tylko użycz miecza. Mehmed II jest zbyt ambitny. Jak w końcu obejmie pełnię władzy, nie zawaha się przed podbojem Konstantynopola. Zrobiliśmy wszystko aby poprosić państwa zachodnie, ale oni nic z tym nie robią. Nie rozumieją zagrożeń ze strony Osmanów. Niedawno jeden król zrozumiał powagę sytuacji. Niestety jego porywczość, chęć bycia rycerskim królem chrześcijan i zdrada domniemanych sojuszników zabiła go pod Warną. Poza wątpliwymi Wenecjanami nie mamy nikogo, kto nam by pomógł.-

– Rozumiem twój brak zaufania z Wenecjanami. Macie skomplikowaną przeszłość. Nawet przez nich straciliście bogactwo, które nieraz pomagało w trudnych sytuacjach. Powiedz mi, czego jeszcze nie straciłeś? – Zapytała kobieta. W tym momencie Konstantyn poczuł, że żąda ważnych, osobistych i prawdziwych odpowiedzi. Popatrzył na rękojeść swojego miecza i odpowiedział.

-Poza bogactwem i potęgą, które przeminęły, mam tylko honor i odwagę Paleologa. Nie stanę się bratobójcą jak Mehmed II. Podążę za wolą mojego brata cesarza Jana VIII. Będę bronił Imperium aż do ostatniej kropli krwi. Zażądałaś mojej odpowiedzi i teraz mi powiedz: kim jesteś? Nie jesteś zwykłą kapłanką helleńskich bogów?-

-To prawda. Helleńscy kapłani żyli i umarli. Przed bogami olimpijskimi byli też starsi bogowie, ale i o nich zapomniano.-

-Dlaczego zostałaś i nadal żyjesz?-

-Bowiem jestem związana z ziemią grecką. Nie jestem wykonawcą woli bogów. Miałam związki z wyroczniami. Musiałeś o nich słyszeć. Losów nie mogę zmienić, ale mogę ci doradzić w największej potrzebie.-

-Jak uratować Konstantynopol?-

-Miasto upadnie.-

-To w takim razie po co ta cała szarada?! Nie musiałaś mnie tu ściągnąć skoro nic się nie zmieni! – Konstantyn odwrócił się i chciał odejść.

-Czy śmierć Hektora uważasz za porażkę?-Konstantyna zaintrygowało to pytanie, bowiem jak każdy Rzymianin znał „Iliadę”.

-Nie nazwałbym to porażką. Iliada upadła, a jego rodzina została wymordowana, ale stał się wzorem do naśladowania dla tych, którzy chcą chronić to co im bliskie.-

-W takim razie stań się Hektorem!-

-Co? To było tysiące lat temu.-

-Wiesz, czego zabrakło w ostatnich wiekach?-

-Wiary? Odwagi?-

-Nie. Herosów.-

-Nie ma półbogów. To mity.-

-Skąd pochodzą opowieści o nich? Byli inspiracją dla ludzi. Nawet Homera ubóstwiali literaci. Tą samą praktykę też uczyniono wobec rzymskich cesarzy. Nie wszyscy byli lubiani, to prawda, ale stawali się wzorem do naśladowania, nadzieją, zachętą dla przyszłych pokoleń. W istnienie Hektora wątpisz, ale Troja istniała, więc mógł żyć historyczny pierwowzór. O bohaterskich opowieściach można też przeczytać w „Aleksjadzie” spisanej przez Annę Komnenę.-

-Była córką cesarza Aleksego. W dzieciństwie opowiedział jej o swoich czynach, stąd tak wiele szczegółów z jego życia zostało spisanych.-

-Czy uważasz je za zmyślone?-

-Nie, mimo jej przywiązania do ojca.-

-Nie przypomina ci on herosa? Ocalił Imperium od upadku i sam trafiał na ryzykowne sytuacje, gdzie niemal mógł trafić do niewoli, albo zginąć na darmo. Poza tym potrafił rozbudzić serca swoich poddanych.

-Chciałbym też taki być.-

-Pierwszego Paleologa na tronie cesarskim, Michała VIII, też można nazwać śmiałym odnowicielem Imperium Rzymskiego, mimo jego łajdackiego charakteru.-

-Przejął cesarskie insygnia od młodego Jana IV Laskarysa. To prawda.-

-Czemu w takim razie nie zostaniesz herosem?-

-Herosem?-

-Tak. Herosem. Takim jak Hektor. Upadniesz, ale z popiołów Imperium odrodzi się na nowo Hellada. Będziesz źródłem nadziei.-

– Cena jest wysoka. Obecnie chrześcijańskie Imperium Rzymskie z Konstantynopolem są nierozłączne z Grecją. Mówimy po grecku, bo cesarz Herakliusz porzucił łacinę, a pozostałe nam terytoria są zamieszkałe przez greckojęzyczne ludy o różnych narodowościach. Już kiedyś upadło, gdy zdradzieccy krzyżowcy zdobyli Miasto tworząc przy tym cesarstwo łacińskie, a my istnieliśmy jako cesarstwo Nicejskie. Powiedz mi, co powstanie?-

-Nie do mnie należy to pytanie. O tym zadecydują przyszli Rzymianie i Grecy.-

-A więc przyszłość nadal pozostanie nieznana…-

Konstantyn zasmucił się. Kobieta zaczęła iść w stronę ciemności. Przed zniknięciem, rzekła po raz ostatni:

-Historie się powtarzają. Pamiętaj, że kiedyś Ateny obróciły się w popiół. I co z niego powstało?-

Konstantyn zrozumiał, że jakakolwiek zaplanowane było to spotkanie, już się skończyło. Obrócił się, żeby wyjść z jaskini. Obawiał się, że zabłądzi, ale było tylko jedno przejście, więc droga powrotna była taka sama. Niedługo potem zobaczył światło wyjścia i wyszedł z pieczary. Ujrzał własnego konia skubiącego trawę, jakby nic mu się nie stało. Pobiegł do niego i poklepał go po szyi.

-Ty głupku. Uciekłeś jak tchórz przed wężem. A teraz sobie żresz i nic nie robisz? Nie mogłeś dobiec do jaskini? Gdyby nie ty, nie musiałbym tam wejść.– Koń podniósł głowę, ale kiwał tak jakby nie rozumiał pana.

-Co robisz? Tam jest skalna ściana i jaskinia!-

Tym razem rumak uznawał pana za osobę niespełna rozumu. Współczuł mu. Konstantyn obrócił głowę i zrozumiał całą sytuację. Tam gdzie była jaskinia w skalnej ścianie, teraz leżały tylko skały średniej wielkości, a po otworze nie było żadnego śladu. Rozglądając się zauważył, że mgła zniknęła. Wyraźnie widział dalekie góry, niziny, doliny, lasy i drogi. Zdziwił się, bo wiedział, że spotkanie z kobietą było prawdziwe. Pamiętał jak mówiła, że jest związana z ziemią grecką i ich starymi i nowymi bogami. Jej słowa… Były ciężkie, prawdziwe, ale też dające nadzieję. Wiedział co musi zrobić.

Wrócił do Morei, by kilka miesięcy później otrzymać wiadomość o śmierci swego brata, który przedtem wyznaczył go na dziedzica tytułu cesarskiego.

Popłynął do Konstantynopola i został tam w Hagi Sophii ostatnim cesarzem rzymskim. W końcu Mehmed II w 1453 roku zaatakował Miasto, a Konstantyn IX do samego końca walczył. W chwili gdy zobaczył, że brama padła, a Konstantynopol został zdobyty, zgodnie z obiecaną przysięgą rzucił cesarskie insygnia, zaatakował janczarów i zginął. Niektórzy nazwaliby go Hektorem Bizantyjskim. Do dzisiaj nie wiadomo, gdzie jest grób Konstantyna IX, chociaż Mehmed II bajał, że należycie go pochował.

Gdy klefci i mieszkańcy Hellady usłyszeli o bohaterskiej śmierci cesarza i mrocznym upadku Konstantynopola zaczęli śpiewać o Marmurowym Cesarzu. Według legend ma pewnego dnia powrócić do życia w razie potrzeby. Z tych opowieści powstała idea odrodzenia Hellady jak feniks o wolności. Marzyli Grecy biedni i bogaci, prości i wykształceni w Grecji i Anatoli oraz ci rozproszeni po całym wybrzeżu śródziemnomorskim.

Legenda ostatniego cesarza była wiecznie żywa, nawet jeśli zwykli ludzie zapomnieli o starożytnych czasach. Z słów powstaje ciało, z ciała czyny, a czyny tworzą cuda. I ten cud zrodził feniksa. Tak feniks przeleciał nad Grecją, by stać się symbolem na greckich monetach wolnej Grecji, gdy na lądach i morzach powiewały lazurowe flagi i bandery.

Koniec

Komentarze

Cześć! Nadpełza Ślimak Zagłady…

Skoro jaskinia w Morei, to postaram się lakonicznie, po spartańsku. Każdą próbą literacką warto się podzielić, ale to akurat wyjątkowo słaby tekst. Jeżeli rzeczywiście Ty go napisałaś, wiele pracy przed Tobą. Szczątkowa fabuła, bardzo zła warstwa redakcyjna, narracja sprawia wrażenie naiwnej, obliczonej na łatwowiernego czytelnika (na poważnie mamy przyjąć, że sułtan zagarnął wszystkie w ogóle kobiety z Bałkanów i Azji Mniejszej do haremu, aby uniemożliwić Konstantynowi znalezienie partnerki?). Co do redakcji, wyliczenie wszystkich błędów mogłoby zająć wiele dni (nie wyolbrzymiam), więc przytoczę tylko krótki przykład:

Owce chodziły wokół nich i posłusznie nie uciekały. W innym razie zostałyby popędzone laskami pasterskimi. Najstarszy z grupy, sędziwy brodacz z wielką fałdą brody z pomarszczoną twarzą sprawiał wrażenie, że był na tyle stary iż jego ojciec mógł doświadczyć  przeżycia Czarnej Śmierci. Poza tym od czasu do czasu śpiewał.

Przypisanie owcy zdolności do świadomego posłuszeństwa jest ryzykownym zabiegiem. Ostatnie, co chciałbym zrobić z uciekającą mi owcą, to ją jeszcze popędzić. Czemu broda ma pomarszczoną twarz? Po “twarzą” przecinek, domknięcie wtrącenia. Na czym polega “doświadczenie przeżycia Czarnej Śmierci”, jak się doświadcza przeżycia? Czymkolwiek by to nie było, zestawienie tego ze śpiewaniem sprawia wrażenie niezamierzenie humorystyczne.

Jedno, za co można by pochwalić tekst, to nasycenie wiedzą encyklopedyczną. Jest bardzo dziwne w twórczości ludzkiej, aby ta warstwa była tak rozbudowana przy niskiej jakości pozostałych aspektów utworu. Podobnie zwracają uwagę rażące kalki z angielskiego (nie istnieje pojęcie “Greko-Rzymianie”, choć “Greco-Romans” jak najbardziej), a wreszcie to przypadkowe przejście z narracji trzecio– do pierwszoosobowej w środku zdania:

Był jeszcze młody i chciał znaleźć kolejną żonę, jednak sułtan ograniczył moje możliwości.

Wszystkie te cechy wskazują z prawdopodobieństwem bliskim pewności na wykorzystanie generatywnej SI. A jeżeli mam rację, to jest to bardzo źle widziane na Portalu, zwłaszcza bez zaznaczenia w przedmowie, że używało się takich środków – staramy się przecież pomagać sobie nawzajem w rozwoju literackim, komentowanie tekstów maszynowych nie ma żadnego sensu.

 

Proponowałbym umówić się, że to był falstart. Widzę, że jesteś początkującą użytkowniczką, więc polecam znakomity poradnik Drakainy dla świeżynek: https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842842. Czytaj, komentuj teksty, ucz się, nabieraj pewności siebie, eksperymentuj z pisaniem na własną rękę.

Życzę powodzenia i owocnego rozwoju!

Cześć! Nigdy nie używam SI. Też jestem przeciwniczką korzystania z ChapGTP. Pisanie powinno być ćwiczeniem dla umysłu ludzkiego i ręki, inaczej wszyscy bełkoczą i bazgrzą jak kura pazurem. To było zwykłe ludzkie przeoczenie.

Oczywiście, jak pisałem – pewności mieć nie mogę – wszystko to opiera się w końcu na wzajemnym zaufaniu. Tym bardziej życzę wiele wytrwałości w rozwoju literackim i mam nadzieję, że moje wskazówki mogą się choć odrobinę przydać!

Twononepos, jest mi niezmiernie przykro, ale nie mogę taić, że to jedno z najgorzej napisanych opowiadań, jakie zdarzyło mi się przeczytać na tym portalu.

W zasadzie mogę obiema rękami podpisać się pod komentarzem Ślimaka Zagłady, a od siebie dołączyć wybiórczą łapankę. Wybiórczą, albowiem poprawy wymaga tu niemal każde zdanie, każdy dialog, że o zlekceważonej interpunkcji nie wspomnę.

Mam nadzieję, że dołożysz wszelkich starań, aby Twoje przyszłe opowiadania były znacznie ciekawsze i zdecydowanie lepiej napisane. Powodzenia.

 

i wzbo­ga­cił część Gre­cji… → …i wzbo­ga­cił część Gre­cji

 

mury zbu­do­wa­ne przez Teo­do­zju­sza, a naj­wyż­szy po­ziom in­ży­nie­rii bu­dow­la­nej… → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: …mury wzniesione przez Teo­do­zju­sza

 

uczy­nił z niego naj­po­tęż­niej­szą for­te­cą w Eu­ro­pie. → Literówka.

 

Tak wiele wro­gich armii pró­bo­wa­ły ją zdo­być, ale po­le­gli. → Piszesz o armiach, a te są rodzaju żeńskiego, więc: Tak wiele wro­gich armii pró­bo­wa­ło ją zdo­być, ale po­le­gły.

 

Nie­mniej pa­to­so­wa sy­tu­acja mię­dzy Osma­na­mi a Bi­zan­tyj­czy­ka­mi spra­wi­ła… → Co to jest sytuacja patosowa? Czy ma coś wspólnego z patosem?

A może chodzi o sytuację patową?

 

do­pó­ki Kon­stan­ty­no­pol był w rę­kach Gre­ko-Rzy­mian. → Kim byli Greko-Rzymianie?

 

więc nosił ubra­nia zwy­kłe­go po­dróż­ni­ka… → …więc nosił ubra­nie zwy­kłe­go po­dróż­ni­ka

Ubrania wiszą w szafie, leżą w szufladach i na półkach. Odzież, którą mamy na sobie to ubranie.

 

„Tak ciem­ne jaka jest przy­szłość Kon­stan­ty­no­po­la” – My­ślał po­nu­ro Kon­stan­tyn. → Didaskalia małą literą.

Tu znajdziesz wskazówki, jak można zapisywać myśli bohaterów.

 

Owi­nął się płasz­czem chro­niąc się przed… → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: Owi­nął się płasz­czem chro­niącym przed

 

Nagle usły­szał czy­jeś gło­śne roz­mo­wy. Chciał zi­gno­ro­wać roz­mów­ców… → Ile rozmów usłyszał? Skoro Konstantyn z nikim nie rozmawiał, nie mógł zignorować rozmówców.

Proponuję: Nagle usły­szał czy­jeś głosy. Chciał zi­gno­ro­wać rozmawiających

 

ale kiedy padły słowa „Nasze Mia­sto… → Dlaczego wielkie litery? Czy to nazwa własna? Uwaga dotyczy także miasta pisanego wielką literą w dalszym ciągu tekstu.

 

sę­dzi­wy bro­dacz z wiel­ką fałdą brody… → Nie brzmi to najlepiej. Czy broda na pewno jest fałdą?

 

do­świad­czyć  prze­ży­cia… → Jedna spacja wystarczy.

 

Poza tym od czasu do czasu śpie­wał. Raz Kon­stan­tyn usły­szał śpie­wa­ne opo­wie­ści… → Nie brzmi to najlepiej.

 

– Prze­pra­szam pań­stwa. Czy mogę do­łą­czyć do was? → Czy do pasterzy zwracałby się per państwo?

Proponuję: – Prze­pra­szam, czy mogę do was do­łą­czyć?

 

-Hm! Je­steś z Morei czy z in­ne­go miej­sca? → Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza. Ten błąd pojawia się wielokrotnie także w dalszej części tekstu.

Winno być: Hm! Je­steś z Morei czy z in­ne­go miej­sca?

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.

 

– Nie dzi­wisz się, że tu je­stem? – Za­py­tał pod­grze­wa­jąc… → Didaskalia małą literą.

Ten błąd pojawia się też kilkakrotnie w dalszej części tekstu.

 

– A co tam? Teraz w ob­li­czu śmier­ci wszy­scy je­ste­śmy równi! – Wzru­szył ra­mio­na­mi sta­rzec wy­ka­zu­jąc swoją obo­jęt­ność. Wino stało się bar­dzo cie­płe i nalał go do kub­ków to­wa­rzy­szy. → Dość koślawy zapis. Czy zaimek jest konieczny – czy mógł wykazać cudzą obojętność? Piszesz o winie, które jest rodzaju nijakiego. Narracji nie zapisujemy z didaskaliami. Winno być:

– A co tam? Teraz w ob­li­czu śmier­ci wszy­scy je­ste­śmy równi! – Starzec wzru­szył ra­mio­na­mi, wy­ka­zu­jąc obo­jęt­ność.

Wino stało się bar­dzo cie­płe i nalał je do kub­ków to­wa­rzy­szy.

 

Sły­sząc te słowa Kon­stan­tyn wzbu­rzył się. Chciał gło­śno sprze­ci­wić się tym sło­wom… → Powtórzenie.

 

Napił się cie­płe­go wina. Go­rą­cy płyn roz­grzał wnę­trze zmar­z­nię­te­go ciała w zi­mo­we dni. → Kiedy wino z ciepłego stało się gorące? W trakcie picia? Ile dni pił rzeczone wino?

 

Ce­sar­stwo Rzym­skie nadal ist­nie­je od ty­się­cy lat! → Zbędne dookreślenie – skoro istnieje, to zrozumiałe, że nadal/ w dalszym ciągu.

 

– Ma nie­zwy­cię­żo­ne mury. → Czy dobrze rozumiem, że mury brały udział w walce?

A może miało być: – Ma niezdobyte mury.

Murów nie można zwyciężyć.

 

każda twier­dza, nawet ta uzna­wa­na za nie­zwy­cię­żo­ną pew­ne­go dnia upad­nie. → …każda twier­dza, nawet ta uzna­wa­na za niemożliwą do zdobycia pew­ne­go dnia upad­nie.

 

Sły­sza­łem opo­wie­ści o tym jak Jego Ce­sar­ska Mość Jan VIII Pa­le­olog… → Sły­sza­łem opo­wie­ści o tym, jak jego ce­sar­ska mość Jan VIII Pa­le­olog

Formy grzecznościowe/ tytuły piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

Wszy­scy byli za­pa­trze­ni we wła­sne gra­ni­ce i nie wie­rzy­li w tu­rec­kie za­gro­że­nie. – → Czemu służy półpauza po kropce?

 

-Był jeden, który chciał ode­przeć agre­sję Osma­nów… – Chło­piec po­wie­dział i za­milkł. Był jeden, który chciał ode­przeć agre­sję Osma­nów… – po­wie­dział chłopiec i za­milkł.

 

jed­nak jego wiara w ludzi któ­rzy go oszu­ka­li do­pro­wa­dzi­ła do jego przed­wcze­snej śmier­ci. → Czy wszystkie zaimki są konieczne?

 

Obawy w oczach ojca były wiel­kie… → Czy na pewno miał w oczach wielkie obawy?

 

-Nie po to zmar­ła moja żona, szczęść jej Boże, ro­dząc mi syna… → Obawiam się, że w sytuacji zmarłej żony, życzenie jej szczęść Boże nie odniesie żadnego skutku.

Sprawdź znaczenie zwrotu szczęść Boże.

https://wsjp.pl/haslo/podglad/30033/szczesc-boze

 

Jeśli będę mu­siał do­łą­czę do roz­bój­ni­ków, gdzie prawo nas nie do­się­gnie.– → Czemu służy dywiz po kropce? Ten błąd pojawia się bardzo wiele razy także w dalszej części tekstu.

 

Chwi­lę za­ję­ło, zanim oj­ciec się uspo­ko­ił.Minęła chwila, zanim oj­ciec się uspo­ko­ił.

 

Prze­stał dy­go­tać i wy­pu­ścił syna ze swo­je­go uści­sku. Do­pie­ro gdy usły­szał, że już nor­mal­nie od­dy­cha mając ślady po zbyt moc­nym uści­sku… → Zbędny zaimek – czy mógł go wypuścić z cudzego uścisku? Czy to celowe powtórzenie?

 

i nie chciał na ni­ko­mu pa­trzeć w oczy. → Coś się tutaj przyplątało.

 

czy po pro­stu na to za­słu­żył? → Piszesz o ewentualnym upadku miasta, więc: …czy po pro­stu na to za­słu­żyło?

 

Sta­rzec po­pa­trzył w góry. Po­pa­trzył na orły… → Można pójść w góry, ale patrzymy na góry. Czy to celowe powtórzenie?

Proponuję: Starzec popatrzył na góry, na orły

 

wy­da­wa­ło się być czymś od­le­głym, bo le­żą­cym za wie­lo­ma wzgó­rza­mi od nas… → Czym są wzgórza od nas?

A może miło być: …wy­da­wa­ło się być czymś od­le­głym od nas, le­żą­cym za wie­lo­ma wzgó­rza­mi…

 

Wolą ina­czej nas na­zy­wać, żeby od­róż­nić nas od… → Czy oba zaimki są konieczne?

 

 …żeby na koniu odejść od nich. Zbli­żył się do konia… → Powtórzenie. Wiemy, że przyjechał konno, więc zrozumiałe, że tak odjedzie.

Proponuję: …żeby odjechać. Zbliżył się do konia

 

Spo­śród skał i wy­so­kich traw wy­pełzł wąż. → Wąż pełzający w grudniu??? Na mrozie???

 

Pod­nio­sło przed­nie nogi do góry… → Masło maślane – czy mogło unieść nogi do dołu?

 

Koń wy­rwał lejce z rąk Kon­stan­ty­na… → Konstatnyn jechał wierzchem, a lejce służą do powożenia zaprzęgiem, więc: Koń wy­rwał wodze z rąk Kon­stan­ty­na

 

uka­zu­jąc po­dró­żu­ją­ce­mu otwór w skale. → Konstantyn nie był w podróży.

Proponuję: …uka­zu­jąc wędrowcowi otwór w skale.

 

otwór w skale. Był wy­star­cza­ją­co duży żeby mogło tam wejść po kilka osób. → Przez niewielki otwór też może wejść całkiem dużo osób, o ile będą wchodzić kolejno.

A może miało być: …otwór w skale, będący wejściem do groty, na tyle dużej, że mogła pomieścić kilka osób.

 

nie wie­rzył dziw­nym cza­rom, które go tam za­pro­wa­dzi­ły. → …nie wie­rzył dziw­nym cza­rom, które go tu przy­pro­wa­dzi­ły.

 

Nie zro­bił­by w ten spo­sób! → A w jaki sposób by zrobił?

 

Wąż, który spło­szył konia, wy­pełzł z za­ro­ślaczoł­ga­jąc się… → Czy tam było jedno zarośle? Obawiam się, że wąż nie mógł się się czołgać.

Proponuję: Wąż, który spło­szył konia, wy­pełzł z za­ro­ślisunąc

 

czoł­ga­jąc się, wszedł do ja­ski­ni. Kon­stan­tyn za­uwa­żyw­szy węża, wzdry­gnął się i chciał nadal ubić go z gnie­wu, jed­nak po wy­cią­gnię­ciu mie­cza za­my­ślił się. Po­pa­trzył na oko­li­cę nadal za­mglo­ną. Za­sta­no­wił się przez chwi­lę. Miał dziw­ne wra­że­nie, że odkąd odłą­czył się od grupy… → Lekka siękoza.

 

Mo­dląc się do Maryi Dzie­wi­cy z pod­nie­sio­nym mie­czem wszedł do ja­ski­ni. → Pierwszy raz czytam o Maryi Dziewicy z podniesionym mieczem.

A może miało być: Mo­dląc się do Maryi Dzie­wi­cy, z pod­nie­sio­nym mie­czem wszedł do ja­ski­ni.

 

Rę­ka­mi opie­rał się po ścia­nie. → Opieramy się o coś, nie po czymś.

Proponuję: Rę­ka­mi opie­rał się o ścianę. Lub: Rę­ka­mi wodził po ścia­nie.

 

bo takie rze­czy aku­rat były w ba­ga­żach konia. → O ile mi wiadomo, konie nie mają bagaży, bagaże może mieć jeździec podróżujący konno.

 

chyba prze­szedł kil­ka­dzie­siąt me­trów. → Obawiam się, że to niemożliwe, albowiem w czasach tej opowieści nikt nie wiedział, czym jest metr.

 

Przede mną stał na ogrom­nej hali, stwo­rzo­nej przez na­tu­rę… → Zdaje mi się, że rzecz ma miejsce w jaskini, nie na hali. W jaskiniach nie ma hal.

 

kro­ple wody ka­pią­ce z sta­lak­ty­tów… → …kro­ple wody ka­pią­ce ze sta­lak­ty­tów

 

Czas też ze­rwał przed­miot i część jego pra­wej ręki. → Skoro czas coś zerwał, to skąd wiadomo, że tam był jakiś przedmiot, w dodatku taki który miał prawą rękę?

 

rzeź­ba przed­sta­wia­ła męż­czy­znę zmie­rza­ją­ce­go się do rzutu… → Pewnie miało być: …rzeź­ba przed­sta­wia­ła męż­czy­znę zamie­rza­ją­ce­go się do rzutu

 

Kon­stan­tyn wzdry­gnął się i pod­niósł miecz. Pa­trzył jak peł­za­ją­cy wąż zbli­żał się w stro­nę oł­ta­rza. Wtedy zja­wi­ła się z cie­nia ko­bie­ta w bia­łej sza­cie z kap­tu­rem na­ło­żo­nym na głowę. Uklęk­nę­ła i wy­cią­gnę­ła rękę. Wąż zbli­żył się do jej dłoni i bez stra­chu owi­nął się wokół ra­mie­nia, by za­mie­nić się w brąz. → Lekka siękoza.

 

Jeśli to była jej spraw­ka, to czemu ona go tutaj spro­wa­dzi­ła? → Czy drugi zaimek jest konieczny?

 

Uciecz­ka konia i mogła nie mgła być przy­pad­ko­wa. → Czy tu aby nie miało być: Uciecz­ka konia i mgła nie mogły być przy­pad­ko­we.

 

Ko­bie­ta uśmiech­nę­ła się i od­wró­ci­ła się w stro­nę głowy po­są­gu. → Nie brzmi to najlepiej.

 

Ta­jem­ni­cza ko­bie­ta za­mil­kła na chwi­lę by za­śmiać się. → Skoro zaśmiała się, to nie zamilkła.

 

Mogę tylko użycz mie­cza.Pewnie miało być: Mogę tylko użyć mie­cza.

 

Zro­bi­li­śmy wszyst­ko aby po­pro­sić pań­stwa za­chod­nie, ale oni nic z tym nie robią. → O co prosili państwa zachodnie? Państwo jest rodzaju nijakiego, więc pewnie miało być: Zro­bi­li­śmy wszyst­ko, aby po­pro­sić pań­stwa za­chod­nie o pomoc, ale one nic z tym nie robią.

 

– Ro­zu­miem twój brak za­ufa­nia z We­ne­cja­na­mi.– Ro­zu­miem twój brak za­ufa­nia do Wenecjan.

Zaufanie można mieć do kogoś, nie z kimś.

 

Po­pa­trzył na rę­ko­jeść swo­je­go mie­cza i od­po­wie­dział. → Zbędny zaimek.

 

Nie je­stem wy­ko­naw­cą woli bogów. → Piszesz o kobiecie, więc: Nie je­stem wy­ko­naw­czynią woli bogów. Lub: Nie wy­ko­nuję woli bogów.

 

-Nie na­zwał­bym to po­raż­ką. Nie na­zwał­bym tego po­raż­ką.

 

samą prak­ty­kę też uczy­nio­no wobec rzym­skich ce­sa­rzy. samą prak­ty­kę zastosowano też wobec rzym­skich ce­sa­rzy.

 

-Nie do mnie na­le­ży to py­ta­nie. → Raczej: Nie mnie na­le­ży o to py­tać.

 

zo­stał tam w Hagi So­phii… → …zo­stał tam w Hagii So­phii

 

Z tych opo­wie­ści po­wsta­ła idea od­ro­dze­nia Hel­la­dy jak fe­niks o wol­no­ści. → Nie rozumiem zdania. Feniks odradzał się z popiołów. Co to za idea, że Hellada odrodzi się jak feniks o wolności???

 

pro­ści i wy­kształ­ce­ni w Gre­cji i Ana­to­li… → …pro­ści i wy­kształ­ce­ni w Gre­cji i Ana­to­lii

 

Z słów po­wsta­je ciało… → Ze słów po­wsta­je ciało

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej, warto przemyśleć przeniesienie opowiadania na betalistę, aby poprawić przynajmniej najbardziej rzucające się w oczy błędy stylistyczne, logiczne i ortograficzne – a jest ich trochę. Uważam, że w tym opowiadaniu duża wiedza i potencjał przeplatają się z ubogim warsztatem pisarskim. I ten ostatni zaciera zalety płynące z dwóch pierwszych.

Mówiąc o potencjale, przede wszystkim mam na myśli tak ciekawy okres historyczny, nieczęsto spotykany w fantastyce. Bałkańskie średniowiecze, Bizancjum i ekspansja Imperium Osmańskiego to podwaliny pod wciągającą historię… Może następnym razem.

 

Opowiadanie ma wiele błędów i wręcz pokusiłbym się o podejrzenie, że nie zostało przejrzane ani razu po skończeniu pisania. Przytaczam parę problemów, aby uargumentować swoje stanowisko:

 

Dwutysiącletnie państwo z długą historią

– Błąd stylistyczny, zdanie zawiera nadmiar informacji – państwo trwające dwa tysiące lat faktycznie ma długą historię, więc nie ma potrzeby dodatkowego podkreślania tego.

przez krzyżowców IV krucjaty

– Numer krucjaty powinien być zapisany słownie.

– Narracja prowadzona jest z perspektywy bohaterów, zatem numerowanie krucjat jest tutaj błędem rzeczowym. Historycy zaczęli nadawać krucjatom numery znacznie później, najpewniej w okolicy XVIII wieku (choć ręki nie dam).

 

patosowa sytuacja

– Oczywiście chodzi o “patową sytuację.

 

tą część Grecji

– TĘ część Grecji.

 

„Tak ciemne jaka jest przyszłość Konstantynopola” – Myślał ponuro Konstantyn.

– Błędny zapis linii dialogowych, zarówno między postaciami, jak i monologów wewnętrznych. 

 

Nagle usłyszał czyjeś głośne rozmowy. Chciał zignorować rozmówców, ale kiedy padły słowa „Nasze Miasto”, „przyszłość” i „przeznaczenie”, postanowił do nich dołączyć. Byli tam pasterze i para młodzieniaszków z pobliskich wiosek. Właśnie układali stosy drewna, żeby rozpalić ogień i ugotować obiad. […] sędziwy brodacz z wielką fałdą brody […] od czasu do czasu śpiewał. Raz Konstantyn usłyszał śpiewane opowieści o Dijenisie Akritasie, raz o miłostkach między pasterzem i pastereczką z Krety i na końcu o rozbójnikach z gór.

– Konstantyn bardzo długo podchodził do siedzących przy ognisku osób, zdążył on bowiem w tym czasie podsłuchać rozmowę o “Naszym Mieście”, “przyszłości” i “przeznaczeniu”, zauważyć, że układają stosy drewna na ognisko i przygotowują obiad, posłuchać trzech (sic!) pieśni pasterza, by ostatecznie zasiąść przy już najwidoczniej rozpalonym palenisku. Zaiste pokonał długą drogę.

“Błyskotliwy, subtelnie inspirujący cytat z ukrytą grą słowną”

Dwu­ty­siąc­let­nie pań­stwo z długą hi­sto­rią i całą chwa­łą za­czę­ło chy­lić się ku upad­ko­wi. 

Masło maślane, dwa tysiące lat to długo, nie trzeba tego dodawać. Ponadto zaczęło się chylić dużo wcześniej.

Był gru­dzień, śnieg po­krył naj­wyż­sze szczy­ty. 

Kilka akapitów wcześniej zostało wskazane, że akcja dzieje się w grudniu.

Za kilka ty­go­dni będą świę­cić Boże Na­ro­dze­nie, więc obec­ne dni sło­necz­ne są naj­krót­sze, a noce są bar­dzo dłu­gie. 

To jest tak oczywiste, że nie wiem, po co tłumaczyć.

– Nie dzi­wisz się, że tu je­stem? – Za­py­tał pod­grze­wa­jąc jeden z dwóch bu­kła­ków za­wie­ra­ją­cych wino.

Jak grzali skórzane bukłaki? Na ogniu? Nie rozumiem.

Ogólnie ten dialog pasterzy (ludzi prostych i często żyjących na odludziu) jest dla mnie zbyt "światowy". Trudno powiedzieć, skąd mieliby mieć taką wiedzę.

Spo­śród skał i wy­so­kich traw wy­pełzł wąż. Ogrom­ny i mrocz­ny za­sy­czał cicho tak, że Kon­stan­tyn go nie usły­szał. Zie­lo­ne oczy uj­rza­ły ich obu i zbli­żył się do konia. Po­ta­jem­nie do­cie­ra­jąc do celu sko­czył w kie­run­ku kopyt, aż zwie­rzę się wy­pło­szy­ło. Pod­nio­sło przed­nie nogi do góry ze stra­chu. Koń wy­rwał lejce z rąk Kon­stan­ty­na i po­biegł w prze­ciw­nym kie­run­ku. Męż­czy­zna na krót­ką chwi­lę uj­rzał węża i zro­zu­miał, co go wy­pło­szy­ło. Z obawy przed ja­do­wi­ty­mi kłami węża i z gnie­wu wy­cią­gnął miecz.

– Ty dia­ble! Przez cie­bie koń mi uciekł! A masz! – Mach­nął bro­nią w kie­run­ku węża, ale było już tak ciem­no, że nie mógł do­kład­nie tra­fić ucie­ka­ją­ce­go wroga i mu­siał się pod­dać.

Dużo tego węża tutaj.

Wąż, który spło­szył konia, wy­pełzł z za­ro­śla i czoł­ga­jąc się, wszedł do ja­ski­ni. 

Prędzej "wpełzł" niż "wszedł".

Za­sta­na­wiał się, co na niego czeka? Czy ciem­ność, która na­dej­dzie, bę­dzie czę­ścią jego życia? My­ślał o swo­ich żo­nach. Pierw­sza zmar­ła zanim do­tar­ła do Kon­stan­ty­no­po­la. Taka młoda i nie za­zna­ła w pełni życia. Druga ode­szła ro­dząc wspól­ne pierw­sze dziec­ko, które też nie prze­ży­ło. Był jesz­cze młody i chciał zna­leźć ko­lej­ną żonę, jed­nak suł­tan ogra­ni­czył moje moż­li­wo­ści. Ma harem. Mło­dych chłop­ców i ko­bie­ty do wy­ko­rzy­sta­nia, a mnie ska­zu­je na sa­mot­ność i bez­dziet­ność. Nie mam dzie­dzi­ca. Braci i bra­tan­ków nie mógł­bym wy­brać, po­nie­waż nie mają od­wa­gi rzą­dzić Im­pe­rium Rzym­skim. Jedni sprze­da­li­by tytuł za bo­gac­twa, dru­dzy od­da­li­by swe usłu­gi suł­ta­no­wi, a inni to mier­no­ty nie­war­te uwagi. Są jesz­cze Pa­le­olo­dzy z Mont­fer­ra­tu, ale mają swoją zie­mię i wła­sne zmar­twie­nia. Nie mogę kazać im po­rzu­cić bez­piecz­nej przy­sta­ni i za­miesz­kać w roz­pa­da­ją­cym się pa­ła­cu.

Tutaj się zawiesiłem i zdziwiłem. Nie dość, że nastąpiła zmiana narratora z trzecio na pierwszoosobowego, to również zmienił się czas narracji z przeszłego na teraźniejszy.

 

Błędów jest niestety jest dużo więcej i zostały wymienione przez przedpiśców.

Ogólnie to w tekście jest bardzo dużo faktów i bardzo mało fabuły. Fakty same w sobie najczęściej nie popychają akcji. Spotkanie z tajemiczą kapłanką można byłoby rozpisać inaczej – praktycznie po samym spotkaniu następuje zakończenie, więc o aurze tajemnicy i napięciu nie może być mowy, a szkoda. Bardziej czułem się, jakbym czytał artykuł z wikipedii ze wstawką fabularną.

Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.

Nie dość, że efekt zdradzieckiego podboju Konstantynopola przez krzyżowców IV krucjaty nigdy nie został zniwelowany, chociaż jego przodek, pierwszy z Paleologów na tronie, odzyskał stolicę Bizancjum. ← ???

patosowa sytuacja ← jaka?

Widzę, że nie zostały usunięte wskazane wcześniej błędy, więc na tym kończę.

 

Cześć, Twononepos. W trakcie czytania miałem często wrażenie, jakbym miał przed oczami podręcznik do historii. Miejscami interpunkcję warto przejrzeć, ogólnie poprawność zapisu. Nie porwało mnie to opowiadanie, i nie wiem, czy porwać musiało. Pozdrawiam.

Muszę powiedzieć, że tymi Paleologami narobiłaś mi smaka, ale niestety mogę tylko dołączyć do tego, co już napisano. Styl pisania jest po prostu nienaturalny i chropowaty, abstrahując od konkretnych błędów.

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Nowa Fantastyka