- Opowiadanie: Gruszel - Z piekarnika nadejdzie

Z piekarnika nadejdzie

 

Opo­wia­da­nie uczest­ni­czy w kon­kur­sie „Na kra­wę­dzi poj­mo­wa­nia” pro­jek­tu Za­po­mnia­ne Sny: https://www.zapomnianesny.pl

 

Jeśli po­do­ba Ci się ta ini­cja­ty­wa, roz­waż da­ro­wi­znę na sto­wa­rzy­sze­nie Mu­di­ta: https://stowarzyszeniemudita.pl, które po­ma­ga ro­dzi­nom osób z nie­peł­no­spraw­no­ścia­mi.

 

 

In­spi­ra­cją do tek­stu była twarz je­zu­sa ob­ja­wia­ją­ca się na psiej dupie.

 

Za betę dziękuję ośmiornicy, Shanti i Mistrzowi ;)

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Z piekarnika nadejdzie

Moje życie zmie­ni­ło się, gdy zna­la­złem Boga w pie­kar­ni­ku. Kto by po­my­ślał, że próba pod­grza­nia la­sa­gne otwo­rzy mi oczy? Za­ga­pi­łem się i przy­trzy­ma­łem ją nieco zbyt długo, a gdy wy­ją­łem, na serze wy­pa­li­ła się twarz. Miała dwa nosy, jedno ucho, trzy usta i sie­dem oczu. Do­sko­na­ła.

Od paru dni ko­mu­ni­ku­ję się z Bo­giem za po­mo­cą pie­kar­ni­ka. Wsa­dzam coś do środ­ka, naj­czę­ściej la­sa­gne, bo naj­le­piej się do tego na­da­je, a on wy­pa­la w niej swój prze­kaz. Znaki, mą­dro­ści, roz­ka­zy. Robię im zdję­cia, do­ku­men­tu­ję, a potem zja­dam po­si­łek.

Wcze­śniej byłem nikim, do ni­cze­go nie dą­ży­łem, ni­cze­go nie re­spek­to­wa­łem. Li­czy­ło się tylko tu i teraz. Z żalem wspo­mi­nam tamte czasy, bo choć do­zna­łem oświe­ce­nia nie­daw­no, zdaje mi się, że od tego czasu mi­nę­ły eony.

Je­stem szczę­śli­wy.

Wzią­łem urlop w pracy, by oddać się ba­da­niu no­we­go zja­wi­ska. Przez chwi­lę ku­si­ło mnie nawet wsta­wić zdję­cia zna­ków do in­ter­ne­tu, ale boję się, że lu­dzie nie zro­zu­mie­ją. 

Mój Bóg nie może się tak po­ka­zać – za­mknię­ty w pie­kar­ni­ku, gdzieś w środ­ku, mię­dzy ob­wo­da­mi. Oczy­wi­ście, roz­krę­ci­łem całe urzą­dze­nie na czę­ści, ale ni­cze­go nie zna­la­złem. Naj­wy­raź­niej fi­zycz­ną formą Boga stała się sama ku­chen­ka.

Jakie to głu­pie, jakie śmiesz­ne, jakie ża­ło­sne. Bóg który zmie­nił moje życie, zdjął łuski z oczu, przy­brał tak marną formę. On też nie po­tra­fił tego zdzier­żyć, po­wie­dział mi o tym. Wczo­raj wa­rzy­wa w na­czy­niu ża­ro­od­por­nym uło­ży­ły się w dziw­ny wzór; ciało. Chciał po­wstać, a jego pra­gnie­nie stało się moją misją.

Wła­śnie skoń­czy­łem two­rzyć pierw­szą koń­czy­nę. Nie­źle się na­tru­dzi­łem, ale au­to­ma­ty­ka to moja dział­ka, więc efekt koń­co­wy wy­glą­da nie­źle. Lekki metal lśni, w środ­ku po­tęż­ne me­cha­ni­zmy hy­drau­licz­ne będą w sta­nie pod­nieść tonę. Łączę prze­wo­dy z tymi od pie­kar­ni­ka. Wy­świe­tlacz roz­bły­ska, po­ja­wia się znak; po­chy­lo­ne A. Zdaje mi się, że to do­brze, więc kła­niam się i od­cho­dzę. Jutro Bóg znowu prze­mó­wi.

 

*

 

Chce wię­cej. Mia­łem sen; trzy nogi wy­sta­ją­ce z pudła pie­kar­ni­ka. Jedna me­cha­nicz­na; sym­bo­li­zu­ją­ca po­stęp, druga drew­nia­na, pro­sta, na­wią­zu­ją­ca do tra­dy­cji. O trze­ciej nie chciał mówić. To nic, moim za­da­niem jest słu­chać wtedy, gdy Bóg ze­chce prze­mó­wić. Je­stem mu po­trzeb­ny, jak ni­ko­mu dotąd. Nie­źle to brzmi: po­trzeb­ny, wręcz nie­zbęd­ny sa­me­mu Bogu.

Idę więc do skle­pu, ku­pu­ję naj­lep­szej ja­ko­ści drew­no, na­rzę­dzia do rzeź­bie­nia, la­kier, pa­pier ścier­ny. Nie znam się na tym, ale to żadna prze­szko­da. Kie­dyś nawet bym nie spró­bo­wał, ale dzi­siaj czuję, że mi się uda. A nawet jeśli nie, prze­cież za­wsze mogę wy­rzeź­bić koń­czy­nę jesz­cze raz. I jesz­cze, aż do skut­ku.

Trzę­sę się z ra­do­ści, gdy się­gam po dłuto. To coś no­we­go, już za kilka go­dzin będę lep­szą osobą, po­tra­fią­cą wię­cej. Za­miast tkwić przed kom­pu­te­rem, na­sy­ca­jąc umysł ba­dzie­wiem tylko po to, by do­stać szyb­ki za­strzyk do­pa­mi­ny, sta­ram się coś stwo­rzyć, roz­wi­nąć sa­me­go sie­bie.

Jak po­dej­rze­wa­łem, noga nie wy­glą­da ide­al­nie. W moim śnie była ciem­na jak heban, mi­ster­nie rzeź­bio­na w opla­ta­ją­cy ją bluszcz, de­li­kat­na, a za­ra­zem wy­trzy­ma­ła. Ta wy­glą­da, jakby ktoś ode­rwał po­ręcz ze scho­dów.

Przed­sta­wiam ją Bogu. Włą­cza wy­świe­tlacz, znów widzę po­chy­lo­ne A. Dobry znak, mon­tu­ję więc nogę za po­mo­cą me­cha­ni­zmów, by mógł nią ru­szać. Cie­szy się? Tak, chyba tak.

Wie­czo­rem pod­grze­wam la­sa­gne. Nie wy­cią­gam jej, aż pie­kar­nik sam się nie wy­łą­czy. Na serze wid­nie­je wy­pa­lo­ny obraz raju; wy­so­kie bu­dyn­ki, nowe i lśnią­ce, a w nim lu­dzie, wszy­scy szczę­śli­wi jak ja.

Coś kłuje mnie w środ­ku. To mój Bóg.

Mój.

 

*

 

Trze­ci roz­kaz mrozi mi krew w ży­łach. Ludz­ka noga, sym­bo­li­zu­ją­ca or­ga­nicz­ne życie. Za­ci­skam pię­ści na kra­wę­dzi na­czy­nia ża­ro­od­por­ne­go. Nie mogę jed­nak oka­zać nie­po­słu­szeń­stwa.

Wie­czo­rem za­pro­si­łem do sie­bie przy­ja­cie­la z pracy. Mi­chał za­wsze był wy­spor­to­wa­ny, ma pięk­ne nogi. Nada się.

Trzę­sę się, po­da­jąc her­ba­tę. Prze­cież go nie za­bi­ję, po­trze­bu­ję tylko nogi. Kie­dyś zro­zu­mie, kiedy uwol­nię mo­je­go… na­sze­go Boga z pie­kar­ni­ka. Usy­piam go i staję nad cia­łem. Spo­koj­nie. Ręce nie chcą mnie słu­chać, ścią­ga­nie Mi­cha­ło­wi spodni trwa w nie­skoń­czo­ność. Za­kła­dam opa­skę uci­sko­wą na udzie. Pod ręką mam wszyst­ko, co po­trzeb­ne, prze­szu­ka­łem cały in­ter­net w po­szu­ki­wa­niu wie­dzy o am­pu­ta­cjach.

Biorę wdech… i jesz­cze jeden. A potem ko­lej­ny. Nie wiem, ile ich było, ale w pew­nym mo­men­cie od­rzu­ci­łem piłę. Nie dam rady, nie po­tra­fię. Jak mógł­bym w taki spo­sób coś komuś ode­brać? Ale nie śmiem zi­gno­ro­wać roz­ka­zu.

I nie zi­gno­ru­ję.

 

*

 

Słabo mi. Chyba zro­bi­łem coś nie tak, bo krew nie chce prze­stać pły­nąć. Nie­waż­ne, liczy się tylko to, że zdą­ży­łem. Bóg wsta­je chwiej­nie, ale nogi wy­trzy­mu­ją. Gó­ru­je nade mną, a ja nie po­tra­fię po­wstrzy­mać uśmie­chu. Speł­ni­łem swój obo­wią­zek!

Po­cho­dzi do mnie, krok po kroku się zbli­ża. Udało się, zro­bi­łem, co chciał! Nie za­trzy­mu­je się przy mnie. Omija fotel w któ­rym pół­le­żę i wy­cho­dzi z domu.

Wy­cho­dzi.

Z domu.

Zo­sta­wia mnie! Jak ro­ba­ka! Jak…

Słabo mi, za­mknę oczy tylko na chwi­lę.

 

*

 

Budzę się w szpi­ta­lu ty­dzień póź­niej, zu­peł­nie pusty. Nie chcia­łem, by od­cho­dził i choć po­tra­fi­łem go zro­zu­mieć, nie mo­głem prze­bo­leć stra­ty. Znów je­stem nikim, nie­po­trzeb­ny, za­po­mnia­ny. Nie po­znał­bym tego nawet przed sobą samym, ale lu­bi­łem, gdy Bóg był ode mnie za­leż­ny.

Do po­ko­ju wcho­dzi pie­lę­gniar­ka, spraw­dza opa­tru­nek, po­da­je środ­ki prze­ciw­bó­lo­we. Kikut boli jak cho­le­ra.

– Co z nim? – pytam.

– Chwi­lę po­cho­dził, a potem zgar­nę­ła go po­li­cja. – Ro­zu­mie, kogo mam na myśli. – Ponoć nadal nie wie­dzą, co to do­kład­nie jest.

– Bóg…

Pa­trzy na mnie z po­li­to­wa­niem.

– Nie, to na pewno nie. Prę­dzej sym­bio­za bak­te­rii ze sztucz­ną in­te­li­gen­cją. Tak przy­naj­mniej mó­wi­li w te­le­wi­zji.

Wie­dzia­łem. Nie ro­zu­mie­ją. Ale on gdzieś tam jest i dzia­ła. Może jesz­cze na­dej­dzie dzień, w któ­rym mnie we­zwie?

– A morał? – Cie­ka­wi mnie per­spek­ty­wa kogoś z ze­wnątrz.

– Słu­cham?

– No, ważne, aby z każ­dej ta­kiej sy­tu­acji wy­cią­gać morał, co nie?

Pie­lę­gniar­ka na mo­ment prze­ry­wa pracę.

– Nie ma co się wszę­dzie do­szu­ki­wać prze­ka­zu.

– Cał­kiem nie­zły.

– Nie o to cho­dzi­ło. Mó­wi­łam, żeby pan tego nie robił.

Kiwam głową. To też znak, czy wręcz prze­ciw­nie?

– Dziw­ne – mam­ro­cze coś pod nosem, kła­dąc na stole ko­la­cję. – Od ja­kie­goś czasu wszę­dzie widzę ten wzór.

Ob­ra­cam głowę. Sztuć­ce, po­zor­nie roz­rzu­co­ne bez ładu, ukła­da­ją się w znany mi kształt.

Po­chy­lo­ne A.

Koniec

Komentarze

Tak absurdalne, że aż dobre :)

…ze sztuczna inteligencją – literówka

Tekst w pełni realizuje hasło konkursu, a nawet je przekracza. Jest nie tylko NA, ale znacznie POZA krawędzią pojmowania. Przynajmniej mojego. wink

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

Podobnie jak u fizyka111, Twój Tekst Autorko znalazł się u mnie POZA moją krawędzią pojmowania, ale powodzenia w konkursie. :)

Mi się podobało:) bóg z piekarnika o trzech nogach, choć trochę szkoda, że tak sobie po prostu poszedł.

Końcówka dużo lepsza od tej, którą czytałam w pierwszej wersji na becie.

Powodzenia!

Cytując Anetę Anetowską: Fajne :)

 

Nie no, serio. Morał w sumie podstawiony czytelnikowi jak na formie do lasagne. A w sumie można jeszcze doszukać się innego – odniesienie do bakterii Serratii na opłatkach liturgicznych xDD

 

Ale poza tym, tak. Swoje zadanie opko spełniło. :)

 

Pokonszenia na wondzursie!

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Mam mieszane uczucia.

Idea wypiekania istoty, czy bożka jest super. Podoba mi się, bez względu na to, czy faktycznie to się dzieje, czy też bohater ma kłopoty psychiczne.

Natomiast trójnogi efekt zaciekawił mnie i równocześnie zniesmaczył.

Ta ofiara z przyjaciela była szokująca, choć w efekcie to chyba nasz bohater był ową ofiarą.

Może zresztą to dobrze, bo wypiekany początek choć zabawny był nieco blachy, a druga połowa niepokoi i zastanawia.

Lożanka bezprenumeratowa

Nie przemówiło :(

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Hej Millis!

 

Tak absurdalne, że aż dobre :)

Dzięki, cieszę się ;P

 

Hej fizyku!

 

Rozumiem, nieco za daleko w absurd ;/

 

Hej koalo!

 

Tu też za daleko. A byłam pewna, że to bardzo normalne, oczywiste opowiadanie ;/

 

Hej Shanti!

 

Końcówka dużo lepsza od tej, którą czytałam w pierwszej wersji na becie.

Och, super, mnie też się bardziej podoba.

 

Hej Barb!

 

Cytując Anetę Anetowską: Fajne :)

To fajnie ;)

 

A w sumie można jeszcze doszukać się innego – odniesienie do bakterii Serratii na opłatkach liturgicznych xDD

Nie wpadłam na to, ale wsm racja xDD

 

Hej Ambush!

 

Natomiast trójnogi efekt zaciekawił mnie i równocześnie zniesmaczył.

Ta ofiara z przyjaciela była szokująca, choć w efekcie to chyba nasz bohater był ową ofiarą.

Hmm… w tym złym sensie? Szalone, kiedyś wstawiłam tu dość mocno gore opko z o wiele gorszymi i bardziej szczegółowymi opisami i zebrało nawet dobre opinie. Ale tam od razu było czuć ten klimat, może o to chodzi?

 

Hej Staruchu!

 

Szkoda ;( Chyba jednak odpoczynek od pisania to dobry plan (najlepiej taki wieczny xD)

Znaczy – mam się wybrać na tamten świat ;)?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Znaczy – mam się wybrać na tamten świat ;)?

Hę? Toż o moje pisanie chodzi. I nie, wieczny nie zawsze oznacza śmierć, można żyć i nie pisać.

Hej Gruszel, ale masz we mnie wiernego czytelnika, naprawdę mi się podobało! Osobiście nawet doszukała się głębszego przesłania. Nie musisz pisać dla Wszystkich, opowiadanie ma też zwolenników.

Pozdrawiam :)

Przedmowa – ha, ha. Nie spodziewam się po niej za wiele, ale skoro wlazłam…

 a gdy wyjąłem, na serze wypaliła się twarz

W trakcie wyjmowania, znaczy. Mhm.

siedem oczu

Siedmioro oczu. Oko jest rodzaju nijakiego.

 potem zjadam posiłek

"Posiłek" zbędne.

 niczego nie respektowałem

Are you sure? https://wsjp.pl/haslo/podglad/23842/respektowac

 Z żalem wspominam tamte czasy, bo choć doznałem oświecenia niedawno, zdaje mi się, że od tego czasu minęły eony.

Powtórzenie, brak przecinków wokół wtrącenia: Z żalem wspominam tamte czasy, bo, choć doznałem oświecenia niedawno, zdaje mi się, że minęły eony.

 by oddać się badaniu nowego zjawiska

Hmm.

 Przez chwilę kusiło mnie nawet wstawić zdjęcia

Przez chwilę kusiło mnie nawet, by wstawić zdjęcia. Internet jest pełen różnych rzeczy.

 Najwyraźniej fizyczną formą Boga stała się sama kuchenka.

Kochane dzieci, zapamiętajcie na całe życie – Bóg jest transcendentalny. Ekhm. Jeden: bohater zakłada, że bóstwo ma fizyczną (materialną, znaczy?) formę. To duże założenie i dość współczesne. Dwa – "Bóg" dużą literą to Bóg monoteistyczny. Jeśli mamy politeizm, piszemy "bóg" małą literą. Nie wiem, która sytuacja tu zachodzi, więc piszę na wszelki wypadek.

 Bóg który zmienił moje życie, zdjął łuski z oczu, przybrał tak marną formę. On też nie potrafił tego zdzierżyć

Oj, wygląda na to, że mamy tu jednak politeizm z możliwością Wielkich Przedwiecznych.

 skończyłem tworzyć pierwszą kończynę

Budować. Tworzy się raczej rzeczy niematerialne.

 Lekki metal lśni, w środku potężne mechanizmy hydrauliczne będą w stanie podnieść tonę

Hmm.

 nie chciał mówić. To nic, moim zadaniem jest słuchać wtedy, gdy Bóg zechce przemówić

Powtórzenie celowe?

 ale to żadna przeszkoda

Angielskawe jakby.

 To coś nowego, już za kilka godzin będę lepszą osobą, potrafiącą więcej.

Mało zręczne zdanie.

 nasycając umysł badziewiem tylko po to, by dostać szybki zastrzyk dopaminy, staram się coś stworzyć, rozwinąć samego siebie.

;P

 misternie rzeźbiona w oplatający ją bluszcz

Hmmmmmm.

 montuję więc nogę za pomocą mechanizmów, by mógł nią ruszać

Znaczy się, co robi?

 Nie wyciągam jej, aż piekarnik sam się nie wyłączy

Nie wyciągam jej, dopóki piekarnik sam się nie wyłączy.

 Zaciskam pięści na krawędzi naczynia

Mmm… jak?

 Ale nie śmiem zignorować rozkazu.

I nie zignoruję.

Zlekceważyć. Nie wykonać. Argh. This is not America!

 Pochodzi do mnie, krok po kroku się zbliża.

Podchodzi, ale poza tym… hmm.

 Omija fotel w którym półleżę i wychodzi z domu.

Wtrącenie: Omija fotel, w którym półleżę, i wychodzi z domu. Hmmm. Półleżę?

 choć potrafiłem go zrozumieć

Angielskawe. Choć rozumiałem, dlaczego to zrobił?

 Nie poznałbym tego nawet przed sobą samym

Nie miało być "nie przyznałbym się do tego"?

lubiłem, gdy Bóg był ode mnie zależny.

Angielska konstrukcja. Po polsku nie można lubić, gdy. Można lubić jakieś uczucie, na przykład.

 Rozumie, kogo mam na myśli.

…ale skąd ona to wie?

 Prędzej symbioza bakterii ze sztuczną inteligencją.

Jaaasne. Telewizja wciśnie wszystko.

 Nie ma co się wszędzie doszukiwać przekazu.

Hmm.

 kładąc na stole kolację

Stawiając na stole kolację.

 rozrzucone bez ładu

Albo bezładnie, albo bez ładu i składu.

 w znany mi kształt

"Mi" można wyciąć.

 

Łuuu… przyznaję, że weszłam tu z cokolwiek zgryźliwym nastawieniem i zaskoczyłaś mnie na plus. Ftaghn! Ia, ia, makaron ftaghn!

 A byłam pewna, że to bardzo normalne, oczywiste opowiadanie ;/

Taki trochę Lovecraft z makaronem :D

 Chyba jednak odpoczynek od pisania to dobry plan (najlepiej taki wieczny xD)

Okazuje się, że kiedy się zmuszasz, nie wychodzi. Ale tu jest nieźle :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Hę? Toż o moje pisanie chodzi. I nie, wieczny nie zawsze oznacza śmierć, można żyć i nie pisać.

Ty tak na poważnie? Gdyż albowiem zrozumiałem za pierwszym razem, więc i za drugim też :P

Oraz – można, ale co to za przyjemność?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

 

Gdzie to ludzie nie widzą twarzy Boga :) Na szczęście zwykle jest to zjawisko jednorazowe, a i widzący umiejętności mechaniczno-stolarsko-chirurgicynych nie mają.

Fajny absurdzik :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Cześć, Gruszel!

 

Spojrzałem na tagi i wiedziałem, że będzie dobrze. Po prostu wiedziałem. Szczęśliwie, nie zawiodłem się :) Trafiłaś z historią Boga ukrytego w piekarniku w mój gust. Gorzka, mocno absurdalna satyra na doszukiwanie się boskich przekazów ukrytych w otaczającym nas świecie, a do tego doprawiona przemocą (chyba, że mordowanie kolegów z pracy w celu pozyskania nogi się nie zalicza, to przepraszam :P), no rewelacja.

 

Bardzo mi się podobało, więc pozwolę sobie dobić do biblio :)

 

Pozdrawiam i życzę powodzenia w konkursie!

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

chyba, że mordowanie kolegów z pracy w celu pozyskania nogi się nie zalicza

Nie, no, w końcu nie zamordował. Ulubiona_emotka_Baila

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ano, nie zamordował, ale planował ;) 

 

 

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Fakt :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Boskiego Amona sprowadziły tutaj następujące słowa: 

 

Inspiracją do tekstu była twarz jezusa objawiająca się na psiej dupie.

I nie jestem rozczarowany, opowiadanie nie tylko rozbawiło, ale także i wstrząsnęło, bo ucinanie nogi koledze z pracy i ostateczny efekt starań bohatera są trochę straszne xd Zakończenie rozbraja.

Nie będę na nic narzekać, po co psuć sobie i innym niedzielny wieczór, siejąc negatywny przekaz.

Widzę, że wleciał już ostatni klik do biblioteki, ale gdyby cezary_cezary stracił prawa klikalnicze albo po prostu bez żadnego powodu został zbanowany czy usunięty z portalu, to doklikam xd

Pozdrawiam!

Obawiam się, że absurd wypiekł się na tyle dorodny, że przekroczył granicę mojego pojmowania absurdu.

 

Miała dwa nosy, jedno ucho, trzy ustasie­dem oczu.Miała dwa nosy, jedno ucho, troje ustsiedmioro oczu.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Wut. Zauważyłam oczy, a ust nie? indecision

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Może to były oczy z rodzaju tych, w których się tonie od pierwszego wejrzenia i ust już się nie zauważa. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

laugh

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Zaczęło się fajnie od prostej koncepcji, ale potem za dużo absurdu w absurdzie :P

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Po ciekawym rozpoczęciu następuje dość nużąca część budowania Boga. Już myślałem, że będę rozczarowany, ale końcówka mnie usatysfakcjonowała. Zwłaszcza rozmowa z pielęgniarką, chyba najjaśniejszy punkt tego tekstu.

Niemniej nie mogę oprzeć się wrażeniu, że choć szorcik skromny w metrażu, to spokojnie można by go przyciąć i to dość drastycznie. :>

devil

Dooobre!

Absurd wyszedł miły. W sumie, to ludzie bezkrytycznie posłuszni boskim nakazom wydają mi się straszni. Taki Abraham na przykład. Jaką Izaak musiał mieć traumę!

Babska logika rządzi!

Abraham jest tu marnym przykładem, bo on akurat rozmawiał z Najwyższym osobiście. Polecam Kierkegaarda :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnino, niektórzy wierzą, że rozmawiał z Bogiem. A niektórzy sądzą, że słyszał głosy, które kazały mu coś zrobić. Mnie przy tym nie było, więc nie wiem.

Babska logika rządzi!

Ten pośrodku wygląda jak Sartre, ale brzmi jak Camus :P

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Nieee, Sartre miał większego zeza :)

Tarnino, niektórzy wierzą, że rozmawiał z Bogiem.

Trzeba odróżniać kroniki historyczne od mitów :) Mit ma jakiś sens. Historia (jak widać na pierwszy rzut oka) nie.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Moje życie zmieniło się, gdy znalazłem Boga w piekarniku.

Skojarzyło mi się od razu z utworem Found God in a Tomato zespołu Psychedelic Porn Crumpets.

Dobrze się czytało – doceniam przejście od sytuacji humorystyczno-absurdalnej do makabrycznego finału. :)

Fajne. Absurdzik niezły. Cieszę się że nie poświęcił kolegi.

Opowiadanie jest dobrze napisane, nic nie zgrzyta i przyjemnie się przez nie płynie. Od początku poczułam się zaintrygowana piekarnikowymi objawieniami i autentycznie zszokowana, kiedy bohater zamierzał odciąć nogę przyjaciela. Podobało mi się też, że chociaż tekst nosi znamiona absurdu, pokusił się o próbę wyjaśnienia, czym był bóg z piekarnika. 

Przesłanie opowiadania zmusza do refleksji. Odebrałam je jako przypowieść o usilnym doszukiwaniu się symboli i mistycyzmu, które zabija rozum oraz logikę.

 

Hej,

 

fajne opowiadanko, historia absurdalna, ale nie pozbawiona elementów grozy dnia codziennego jak również pragnień i dążeń bliskim chyba każdemu z nas.

Podobało mi się :) Życzę powodzenia w konkursie.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Cześć, Gruszel!

 

Bardzo fajny absurdzik – podoba mi się. Dobrze napisane, choć nie powiem, żeby końcówka jakoś mnie powaliła. Ale nie ma też co się wszędzie doszukiwać przekazu ;)

 

Pozdrówka i powodzenia w krokusie!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

 

Jak pierwszy raz usłyszałam o motywie z lasagne, to pomyślałam głównie “śmieszne”, ale przyznam, że wyszło Ci to znakomicie. Krótkie teksty to moim zdaniem te najtrudniejsze do napisania, a tu udało się zrobić i fabułę, i bohatera. Motyw z nogą wyszedł znakomicie, ta scena z próbą odcięcia kończyny kumplowi dodaje kolorytu i dramatyzmu (choć chętnie poznałabym jego reakcję na to, że został naćpany). Wszystko zwieńczone zgrabną końcówką z morałem (hehe) i z dobrą dozą suspensu, każącą zadać sobie pytanie, co było prawdą, a co nie.

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Hejka wszystkim!

Wybaczcie, że tak długo musieliście czekać, posypuję głowę popiołem, i przyznaję, że choć z ukrycie śledziłam komentarze, nie udało mi się zebrać, by wszystkim wam odpisać. Bardzo dziękuję za tak wiele komentarzy, postaram się wyciągnąć z nich co najlepsze i wrócić silniejsza!

 

Milis

Hej Gruszel, ale masz we mnie wiernego czytelnika, naprawdę mi się podobało!

Dziękuję, bardzo się cieszę <3

 

Hej Tarnino!

Przedmowa – ha, ha. Nie spodziewam się po niej za wiele, ale skoro wlazłam…

Nie za wiele, ale jednak czegoś, hehe.

Łuuu… przyznaję, że weszłam tu z cokolwiek zgryźliwym nastawieniem i zaskoczyłaś mnie na plus. Ftaghn! Ia, ia, makaron ftaghn!

A widzisz, nawet karaluch umi zaskoczyć xD

 

Okazuje się, że kiedy się zmuszasz, nie wychodzi. Ale tu jest nieźle :)

Tak, zmuszanie się mocno zniechęca.

Dzięki za uwagi, pozwól, że poprawię po wynikach, teraz to by było raczej oszustwo.

 

Staruchu

Oraz – można, ale co to za przyjemność?

Jest jej całkiem sporo, o dziwo.

 

Hej Irko!

Gdzie to ludzie nie widzą twarzy Boga :) Na szczęście zwykle jest to zjawisko jednorazowe, a i widzący umiejętności mechaniczno-stolarsko-chirurgicynych nie mają.

Ale mogę mieć inne o.O

 

Hej cezary!

 

Cieszę się, że się podobało ;)

chyba, że mordowanie kolegów z pracy w celu pozyskania nogi się nie zalicza, to przepraszam :P

Coś ty, nie jest. Prawda?

 

Hej Amonie!

Cieszę się, że psia dupa zachęciła a reszta nie zawiodła. Pokłony bogowi-lasagne!

 

Hej Reg!

 

Cuszz… ostatnio chyba nieco straciłam poczucie, co jest zbyt absurdalne. Zdarza się ;P

 

Hej Szyszkowy dziadku!

 

Cuszz… przesadziłam? Na swoją obronę, byłam pewna, że to bardzo normalne i mało absurdalne.

 

Hej Bracie indyczy!

Niemniej nie mogę oprzeć się wrażeniu, że choć szorcik skromny w metrażu, to spokojnie można by go przyciąć i to dość drastycznie.

Oho, jakieś zapędy wilkowe. Ale cieszę się, że się ogółem podobało ;D

 

Hej yantri!

 

angel

 

Hej Finklo!

 

Cieszę się, że się podobało. Na miejscu Izaaka spakowałabym manatki i ruszyła marchewkę uprawiać. Ojciec pijany albo niespełna rozumu.

 

Hej Crucis!

 

A wiesz, że nawet znam ten utwór? Fanką co prawda nie jestem, ale możliwe, że gdzieś zawieruszyło mi się w głowie.

 

Hej Nova!

 

Toż nie jest potworem, po prostu gada do piekarnika ;P

 

Hej osmiornico!

 

OMG. Dziękuję blush

 

Hej KluczuPiwniczny!

 

ale nie pozbawiona elementów grozy dnia codziennego jak

Groza dnia codziennego to jedzenie lasagne tyle dni pod rząd ;P

 

Hej Krokusie!

 

Cieszę się, że się podobało ;P

Ale nie ma też co się wszędzie doszukiwać przekazu ;)

Nie zawsze musi być. Chyba xD

 

Hej Verus!

 

Cieszę się, że się tak podobało ;P

choć chętnie poznałabym jego reakcję na to, że został naćpany

I, że obok leży noga kolegi xD

 

Przeczytałem z zainteresowaniem, duża dawka absurdu mi nie przeszkadzała. Jest to tekst przyjemny, jednak, w mojej opinii, do piórka mu czegoś brakuje – może bohatera, którego definiuje coś więcej niż jedna cecha (rozważanie, czy jest szalony, czy nie), a może bardziej złożonej fabuły – w końcu to historia o tajmniczym stworzeniu z piekarnika, który nie wiadomo czym jest.

Hej zygfrydzie!

 

Miło mi, że tekst wydał ci się przyjemny ;) 

do piórka mu czegoś brakuje

I to jest duch lożanina, nawet pomimo braku nominacji, ocenia piórkowo xD

w końcu to historia o tajmniczym stworzeniu z piekarnika, który nie wiadomo czym jest.

Hmm… to jednak tekst do tysiąca słów, a już jest przy limicie, więc o dopisywaniu czegokolwiek nie ma mowy. Nie bardzo też chciałam, by było wiadomo, czym stworzenie z piekarnika jest – w końcu w życiu też nie zawsze mamy szansę poznać całą historię, zazwyczaj dostajemy wąskie okno i dużo domysłów ;P

Dziękuję za komentarz, każda uwaga jest cenna. Przemyślę, jak można było tu upchnąć więcej nie dopisując dodatkowych słów.

Nominacja była. Ech, chyba powinnam wreszcie zrobić ostateczne podsumowanie…

Babska logika rządzi!

Czyżby zaszły zmiany w regulaminie i teraz nominacje ośmiorniczne liczą się jako pięć (jestem za). Czy spłynęła na mnie łaska jakiegoś lożanina szanownego? xD

Ośmiornica ma dużo kończyn, więc może wiele przycisków obsłużyć. ;-)

Babska logika rządzi!

Oho, widzem teraz, że jednak autorytet Verusoski wleciał <3 Ale skoro zgadzasz się na zwiększenie siły głosu ośmiornicy, to wprowadzam projekt ustawy, tylko jeszcze nie wiem komu go przedstawić. Chyba, że muszę zebrać 50 tyś. podpisów najpierw?

Ano. I kworum do ogłoszenia referendum. ;-)

Babska logika rządzi!

No to łatwo nie będzie, ale spróbujmy.

Cześć, Gruszel!

Wydaje mi się, że nie miałem dotąd okazji komentować żadnego Twojego tekstu, więc dobrze, że nominacja skłania mnie w końcu do jakiegoś nadrobienia zaległości. Zapewne najmocniejszą stroną opowiadania i jego główną treścią jest portret psychologiczny bohatera. Przypuszczam, choć nie w pełni umiem to ocenić, że udało Ci się w miarę wiarygodnie pokazać rozwój psychozy na tle religijnym. A to sporo, choć poza tym niewiele się w utworze dzieje. Element fantastyczny byłby nikły i zapewne dlatego postanowiłaś zasugerować w ostatniej scenie, że może jednak w świecie przedstawionym bóstwa naprawdę objawiają się w sprzęcie AGD i żądają ofiar z kończyn. To może jednak niezamierzenie wpływać na odbiór tekstu, niejako usprawiedliwiając działania bohatera – zabrakło mi ewentualnie jakiejś pointy, że nawet jeżeli tego rodzaju bóg byłby prawdziwy, warto raczej poszukać profesjonalnej pomocy zamiast wypuszczać go z piekarnika.

Scena z przyjacielem trochę zamąca lekturę. Rozumiem, że uznałaś to za ważne, aby pokazać, że bohater wziął rozbrat ze zdrowym rozsądkiem, ale pozostało mu coś w rodzaju sumienia. Z drugiej strony tracę skupienie na głównym wątku psychologicznym, odciągają mnie myśli o tym, jak dokładniej mogłaby przebiegać ta sytuacja i jak gość zareagowałby po wybudzeniu.

I, że obok leży noga kolegi xD

Właściwie to myślałem, że go docucił, pożegnał i potem dopiero zabrał się za własną nogę… ale taka wersja tłumaczyłaby, w jaki sposób szybko otrzymał pomoc, jeżeli tamten obudził się w odpowiednim momencie.

Dzięki za uwagi, pozwól, że poprawię po wynikach, teraz to by było raczej oszustwo.

W regulaminie masz: W trakcie konkursu dopuszczalne są poprawki literówek, interpunkcji i tym podobnej kosmetyki. Natomiast zabronione są poważne zmiany, np. fabuły. Twoja decyzja, jak z tego skorzystasz – ale trochę szkoda, przyjrzałbym się, czy widzę jeszcze błędy w poprawionej wersji, a tak to raczej nie ma sensu.

Dziękuję za podzielenie się tekstem i pozdrawiam!

Cześć, Gruszel!

Interesujące przedstawienie fanatyzmu i religijnego odchodzenia od zmysłów, trzeba też przyznać, że tekst zdecydowanie się wyróżnia. Takie krótkie opowiadania w charakterze absurdu szczególnie trafiają w moje gusta, a wykreowana przez Ciebie historia zasługuje na zdecydowaną pochwałę! Spokojnie można doszukiwać się tu wielu interpretacji.

Czy opowiadanie jest dobre? Tak. Czy mogło być lepsze? Również tak.

 

– Zgadzam się ze Ślimakiem Zagłady, że ostatnie dwa akapity całkowicie odwracają wydźwięk historii, usprawiedliwiając działania bohatera.

– Fakt, że bóg wstał i “se poszedł” pozostawia nutkę niedosytu.

– Zgadzam się zarówno z osobami mówiącymi, że tekst dałoby się znacznie skrócić, jak i tymi, które mówią o wydłużeniu formy. Co być może znaczy, że obecna długość jest złotym środkiem.

– Wątek zapraszania kolegi do mieszkania mógłby być całkowicie usunięty, skoro ostatecznie to nie jego noga posłużyła bogu za kończynę. Widziałbym tutaj dwa rozwiązania: albo bohater od razu poświęca swoje ciało albo zaprasza znajomego i dokonuje na nim amputacji. Chętnie przeczytam, dlaczego się ze mną nie zgadzasz! laugh

 

Gratulacje i powodzenia w konkursie!

“Błyskotliwy, subtelnie inspirujący cytat z ukrytą grą słowną”

Mnie się podobało :) Dobrze napisane, Gruszel, a w dodatku dające do myślenia, bo gdyby to była tylko jakaś psychoza, która zaczęła się od pareidolii, to tekst byłby taki se, ale skoro ten jego piekarnikowy Bóg rzeczywiście zaistniał, to można tutaj pogrzebać głębiej, a tekst tylko na tym zyskuje.

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Opowiadanie stoi w zasadzie na dwóch podstawach, z których pierwszą jest sam pomysł. Bóg opętujący piekarnik to coś, co zdecydowanie zasługuje na opowiadanie. I tu muszę przyznać się do pewnego ogólnego procesu – mianowicie nie jest to pierwsze Twoje opowiadanie, które chętnie poprowadziłbym inaczej, z mniejszą ilością absurdu i bardziej poważnie (podobnie było np. przy pisanej właśnie rybologii). Tutaj szczególnie ta pierwsza część tekstu wydawała się nieco szybka i widziałem, że dałoby się w większej ilości znaków ten pomysł rozwinąć;)

Tu sytuację ratuje jednak druga z nóg Twojego opowiadania, czyli absurd. Popadanie w obłęd i już zupełnie absurdalne zakończenie dodają tu nie tylko kolorytu, ale pozwalają spiąć całą historię w całość. Wychodzi więc koniec końców zgrabnie, ciekawie i, mimo dłużej zajmujących mnie wątpliwości, będę na TAK.

Слава Україні!

Cześć!

 

Przeczytane, komentarz jutro.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Fajne, dobrze napisane, idealnie pasujące do założeń konkursu :)

 

Aż naszła mnie ochota na makaron…

 

Lasagna Big Food Bucket List GIF by Food Network Canada

Jestem wreszcie…

 

Czy to faktycznie jest taki absurd, imho bohater podobnej historii mógł się już urodzić… Samotny bohater “łaknący” Boga odnajduje go w piekarniku. Nawiązują relację i się zaczyna, z początku niewinnie, potem przychodzi czas na ofiary. Motyw z SI naprawdę niezły, ale trochę zabrakło rozwinięcia, by wybrzmiało z należytą siłą. W każdym razie żart przedni, zdecydowanie z potencjałem na doskonały punkt wyjścia do ciekawych rozważań o czasach obecnych i przyszłych.

Piórkowo byłem na NIE, bo zabrakło rozmachu (tak, wiem, limity konkursu, ale ja tak już mam z krótkimi tekstami, że trudno mi się odnaleźć). Tyle póki co.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Początek zaintrygował, byłam ciekawa, w którą stronę tekst pójdzie. Zakończenie mnie usatysfakcjonowało :-)

Nowa Fantastyka