Czy żałuję? – To zależy od tego co usłyszę za chwilę, ale gdy patrzę na to fałszywe oblicze, to myślę sobie, że chyba nie.
– Proszę wstać, sąd odczyta wyrok.
Wstałem, tak jak dwie inne osoby na sali.
– W imieniu Zjednoczonych Narodów Rozwoju Zrównoważonego i Gospodarki Obiegu Zamkniętego, Globalny Sąd Ekologiczny uznaje oskarżonego Bogusława S. za winnego niezrównoważonej emisji trzystu osiemdziesięciu trzech kilogramów dwutlenku węgla, oraz wykluczenia z obiegu zamkniętego dwudziestu ośmiu kilogramów polimerów, co w sumie stanowi ekwiwalent dwóch lat i pięciu miesięcy dopuszczalnej osobistej emisji uśrednionego obywatela. Po doliczeniu emisji związanej z procesem snu hibernacyjnego…
***
Odkąd pamiętam, Romek zawsze mi zazdrościł. Początkowo Magdy, w której się podkochiwał. Gdy podpisała ze mną roczny kontrakt, obraził się na całe dwa tygodnie. Kochliwy był bardzo, więc szybko mu przeszło, ale chyba nie do końca. Potem, gdy zmarła moja babcia, współczuł mi bardzo, dopóki się nie okazało, że zostawiła mi w spadku sporą grządkę na terenie miejskich ogródków działkowych. Ogródki znajdowały się na obrzeżach miasta, jakieś siedem kilometrów stąd, wciśnięte pomiędzy państwową puszczę a komunalne pola uprawne. Babcia po przejściu na emeryturę zamieszkała w domu zrównoważonej starości i miała do niej dziesięć minut powolnym spacerem, ja, niestety, około godziny szybkim marszem. W jedną stronę oczywiście.
Babcia, której młodość przypadała jeszcze na czasy przed Dekretem, nie do końca dbała o emisje, zrównoważoną gospodarkę czy zamknięte obiegi. Mogła sobie na to pozwolić, bo majątek odziedziczony po mężu pozwalał jej na bardzo rozrzutne życie. Dlatego też cała grządka była obsadzona takimi rarytasami jak całoroczne truskawki, buraczki, czy marchewki – smaczne, ale potrzebowały dużo wody i niewiele pochłaniały. Tajemnicą poliszynela było zaś, że codziennie jadła mięso. Prawdziwe hodowlane kurczaki, a nie żadne papki z probówki.
Ale o czym to ja? A tak, o zazdrosnym Romku.
– Teraz to pewnie rzucisz tę marną robotę i całymi dniami będziesz się wylegiwał na włościach, a zimy spędzał gdzieś w pobliskich lasach albo kopalniach – skomentował, gdy powiedziałem o śmierci babci i spadku. Dobrze wiedział, że babcia była bogata.
– Niestety, nie. Dostałem tylko grządkę, na której rosną same warzywa. Resztę majątku babcia przekazała na fundusz pogodnej starości, sponsorujący emerytom prawdziwe podróże.
Mało się nie zakrztusił śmiechem. Zazdrość, która przed chwilą chciała go rozerwać, zmalała do rozmiarów, które byłem w stanie znieść.
Buraczki i marchewki przetrzebiliśmy z Magdą do cna w miesiąc. Niepodlewane truskawki przestały owocować jakieś dwa tygodnie później. Leżąca odłogiem grządka zaczęła uwierać coraz bardziej, a myśl o jej sprzedaży nawiedzała mnie coraz częściej. Z jednej strony kusiła łatwym zyskiem, a z drugiej ściskała żalem za straconymi możliwościami. Żal przeważył i po wielu dyskusjach oraz sporej ilości giewupów wydanych na konsultacje z AI, postanowiliśmy zainwestować prawie całe oszczędności.
Kupiliśmy dziesięć sadzonek polarnej agawy i sześć papierowej wierzby. Do tego trzeba było dodać namiot szklarniowy oraz abonament na wodę – wszystko, oczywiście, na kredyt. W sumie wyszło nam, że, dzięki zyskom z absorpcji dwutlenku węgla oraz sprzedaży agawy na produkcję alkoholu i wierzby na produkcję papieru, po jakimś roku powinniśmy wyjść na zero.
***
– Czy skazany żałuje dokonanego czynu?
Jeszcze pięć minut temu nazywał mnie oskarżonym – nobliwy starzec o rysach twarzy rzymskiego arystokraty i siwych włosach do ramion. Teraz jestem już skazanym na trzydzieści cztery lata bezwzględnego snu hibernacyjnego. Dobrze przynajmniej, że ten zazdrosny palant będzie musiał to wszystko odpracować. Czy żałuję? A jakie to ma znaczenie teraz, po odczytaniu wyroku?
***
Po czterech miesiącach wycięliśmy i sprzedaliśmy ponad połowę agawy i całą wierzbę. Na konto wpłynęła znacząca suma giewupów, która nie dość, że wystarczyła na spłacenie wszystkich bieżących zobowiązań, to umożliwiła nam zakup hybrydowego roweru. Nie obyło się oczywiście bez burzliwych dyskusji z Magdą, ale przeważył argument, że rower umożliwi nam szybkie i oszczędne kursowanie z domu na działkę. Dla mnie równie ważne było to, że dawał możliwość utrzymania kondycji bez zwiększania osobistych emisji. Niestety stał się on następnym obiektem zazdrości Romka.
Po piętnastu miesiącach spłaciliśmy wszystkie kredyty i biznes zaczął przynosić regularne zyski. Co tydzień stan naszego konta powiększał się o kilka kilogramów CO2EQ. Mogłem rzucić pracę i całkowicie poświęcić się plantacji, czując się tym pewniej w życiu, że Magda zgodziła się na podpisanie ze mną pięcioletniego kontraktu. Gdy po następnych kilku miesiącach z odłożonych zasobów udało nam się dodać najpierw sztuczne oświetlenie, a następnie piętrową grządkę, wizja spokojnej emerytury zaczęła być coraz bardziej realna. Niestety, nie dane mi było cieszyć się nią zbyt długo.
Gdy tego dnia przyjechałem na plantację (tak, już jakiś czas temu przestałem nazywać ją grządką), zobaczyłem obraz totalnego zniszczenia. Agawy były poszatkowane jak na sałatkę, a wierzby z poodcinanymi korzeniami leżały wszędzie dookoła. Namiot był pocięty na cieniutkie paski, a wszystkie ogniwa fotowoltaiczne i całe oświetlenie zniknęły. Nasze jedyne źródło dochodów zostało całkowicie unicestwione.
Od razu wiedziałem czyja to sprawka. Ostatnio nie był już w stanie maskować swojej zazdrości. Nie próbowałem nawet zrozumieć, co wyzwoliło w nim taką złość – rozwój plantacji, przedłużenie kontraktu z Magdą, czy jeszcze coś innego? Dla mnie liczyło się tylko to, że ON to zrobił. Pragnąłem zadać mu podobne cierpienie, pragnąłem zniszczyć wszystko, co miał najcenniejszego. W szalonej wściekłości wtargnąłem do jego mieszkania i rzucałem na środek pokoju, co tylko wydawało się mieć jakąś wartość. A potem to podpaliłem.
***
Czy żałuję?
Myśl-pytanie obracała się w mózgu, odbijała od ścian, wirowała i pulsowała, podczas gdy ja przyglądałem się krzątaninie personelu.
Dwie kroplówki:
Lewa ręka – hormony hibernacyjne.
Prawa ręka – czarny tłuszcz odżywczy.
Przede mną otwarta czeluść lodówki.
Z prawej strony otwierają się drzwi i ktoś wchodzi.
– Boguś – brzmienie jej głosu zawsze powodowało jakiś drgnięcie w podbrzuszu. – jak cię wybudzą, to ja będę już stara…
„Tak, stara i bogata, bo Romek będzie długie lata zasuwał za darmo na działce, którą ty będziesz zarządzać ponad trzydzieści lat.”
Czeluść lodówki zaczęła się szybko przybliżać. Magda mówiła jeszcze o tym, że będzie tęsknić, że zadba o naszą działkę i coś o odkładaniu zysków. Odwrócono mnie o sto osiemdziesiąt stopni. Teraz widziałem jasny, szybko zmniejszający się prostokąt. Gdy stał się już tylko wąską szparą, pomyślałem:
„Tak, żałuję. Żałuję, że nie…”