- Opowiadanie: cezary_cezary - Mrok, który w nas tkwi, czyli krótka rzecz o Wszechmogącym, prezentacji w power poincie i oddziale zamkniętym

Mrok, który w nas tkwi, czyli krótka rzecz o Wszechmogącym, prezentacji w power poincie i oddziale zamkniętym

Opo­wia­da­nie w nieco od­mien­nym tonie niż do­tych­czas. Za­wie­ra (mam na­dzie­ję!) je­dy­nie ho­me­opa­tycz­ne ilo­ści ab­sur­du.

 

Ogrom­ne po­dzię­ko­wa­nia dla be­tu­ją­cych – Barda i Edwar­da! (rym nie­za­mie­rzo­ny) :)

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Mrok, który w nas tkwi, czyli krótka rzecz o Wszechmogącym, prezentacji w power poincie i oddziale zamkniętym

Otwie­ram oczy, ale nie do­strze­gam ni­cze­go, poza czar­ną, nie­prze­nik­nio­ną pust­ką. Przez dłuż­szą chwi­lę trwam w tym sta­nie, gdy nagle na ho­ry­zon­cie po­ja­wia się mały świe­cą­cy punkt. Dwa wde­chy po­wie­trza póź­niej mi­go­cze ko­lej­ny, zaraz są już czte­ry, pięć, sześć… Po­cząt­ko­we uczu­cie wy­tchnie­nia spo­wo­do­wa­ne po­ja­wie­niem się ni­kłych źró­deł świa­tła, szyb­ko prze­mi­ja, teraz zaś czuję je­dy­nie na­ra­sta­ją­cą iry­ta­cję. Bu­zu­je mi w gło­wie, pod­szep­tu­je groź­ne myśli. Wresz­cie nie wy­trzy­mu­ję, uno­szę rękę w ge­ście prze­mo­cy, je­stem już gotów znisz­czyć świa­teł­ka jed­nym ru­chem, jak­bym strą­cał pion­ki z sza­chow­ni­cy. Wtem czuję, że nie­zna­na siła mnie po­wstrzy­mu­je. Sły­szę głos, wwier­ca mi się w czasz­kę ni­czym wier­tło.

– Le­d­wie się obu­dzi­łeś i już pla­nu­jesz za­gła­dę? – Usły­sza­łem.

– Kim je­steś i z ja­kie­go po­wo­du mi prze­ry­wasz? Czy nie do­strze­gasz, że cier­pię? – za­py­ta­łem nie­zna­ną po­stać, którą ota­cza­ła złota po­świa­ta. Zmru­ży­łem oczy, żeby do­kład­niej się przyj­rzeć. Nie­zna­jo­my oka­zał się po­staw­nym męż­czy­zną o dłu­gich srebrzystych wło­sach i bro­dzie. Ubra­ny był w zwiew­ną białą szatę. 

– Znasz mnie, je­stem De­miur­giem, stwór­cą świa­ta i ludz­ko­ści. Jed­nak to nie jest pra­wi­dło­we py­ta­nie – od­po­wie­dział. – Po­sta­raj się bar­dziej, wiem, że stać cię na wię­cej.

– Niech bę­dzie – rzu­ci­łem nie­dba­le usi­łu­jąc oka­zać nie­uprzej­me­mu to­wa­rzy­szo­wi lek­ce­wa­że­nie. – W takim razie… Kim ja je­stem?

– Bar­dzo do­brze. – De­miurg uśmiech­nął się z wy­ra­zem apro­ba­ty w oczach. – Ty je­steś moim prze­ci­wień­stwem, nie no­sisz praw­dzi­we­go imie­nia, ale le­gen­dy mówią o tobie jako o Try­bu­nie Końca.

– Jakie le­gen­dy?

– Wszyst­ko od­kry­jesz, w swoim cza­sie.

– Te małe iry­tu­ją­ce punk­ty w od­da­li, czym one są? – Skrzy­wi­łem się do­ty­ka­jąc dłoń­mi głowę.

– To są lu­dzie.

– Nie­na­wi­dzę ich – przy­zna­łem.

– Wiem – wes­tchnął De­miurg. – Dla­te­go ześlę cię na Zie­mię, mię­dzy nich. Może jak ich le­piej po­znasz, to zmie­nisz swoje na­sta­wie­nie.

– Co? Jak? – pró­bo­wa­łem krzyk­nąć, ale za­la­ła mnie fala świa­tła, a potem po­now­nie na­sta­ła ciem­ność.

 

***

Otwie­ram oczy, ale nie do­strze­gam ni­cze­go, pro­mie­nie sło­necz­ne sku­tecz­nie mnie ośle­pia­ją. Klnę pod nosem i wy­cią­gam z torby etui na oku­la­ry prze­ciw­sło­necz­ne. W środ­ku znaj­du­ją się moje wy­słu­żo­ne ray bany, na­kła­dam je po­spiesz­nie i mogę iść dalej. Moja praca, po­dob­nie jak całe życie, nie jest usła­na ró­ża­mi, ale roz­go­rza­ła we mnie na­dzie­ja, że los się wresz­cie od­wró­ci. Wszyst­ko roz­strzy­gnie się w ciągu na­stęp­nych kilkudziesięciu minut.

Do­bie­głem na spo­tka­nie, na któ­rym mia­łem przed­sta­wić dużą pre­zen­ta­cję, pod­su­mo­wa­nie ostat­nie­go mie­sią­ca pracy. Szli­fo­wa­łem slaj­dy wie­czo­ra­mi przez bity ty­dzień, po­pra­wia­łem też słow­nic­two na zgod­ne ze słow­ni­kiem ję­zy­ka pol­skie­go, nie mo­głem sobie po­zwo­lić na naj­mniej­sze po­tknię­cie. Żeby przy­cią­gnąć uwagę od­bior­ców, po­sta­no­wi­łem po­sta­wić na mocny, wręcz szo­ku­ją­cy prze­kaz. Dla spo­tę­go­wa­nia efek­tu część slaj­dów opa­trzy­łem ilu­stra­cja­mi przed­sta­wia­ją­cy­mi ka­ta­kli­zmy, de­for­ma­cje ciała u nie­mow­la­ków, czy zbio­ro­we mo­gi­ły. Nie były to może ob­ra­zy lek­kie w od­bio­rze, ale zde­cy­do­wa­nie za­pa­da­ły w pa­mięć. 

W sali kon­fe­ren­cyj­nej ze­brał się już cały czte­ro­oso­bo­wy za­rząd, moja dzi­siej­sza wi­dow­nia. Sie­dzie­li przy stole, ema­no­wa­ła od nich oso­bli­wa mie­szan­ka wro­go­ści i pa­te­ty­zmu, zu­peł­nie jakby, szy­ku­jąc się do walki, do­sie­dli po­tęż­nych ru­ma­ków ufor­mo­wa­nych ze skóry, me­ta­lu i pla­sti­ku. Nie ukry­wam, za­czą­łem się pocić, a serce wa­li­ło mi jak osza­la­łe. Jed­nak, gdy tylko zabrałem głos, stres mo­men­tal­nie opadł. Byłem w swoim ży­wio­le, do­słow­nie pły­ną­łem z prą­dem. Slaj­dy prze­rzu­ca­łem jak wir­tu­oz, nie tra­ci­łem przy tym płyn­no­ści wy­po­wie­dzi. Do­tar­łem do czter­dzie­stej czwar­tej stro­ny, gdy po­czu­łem nie­spo­dzie­wa­ne mro­wie­nie, coś było bar­dzo nie w po­rząd­ku. Jest zbyt cicho, po­my­śla­łem. Otak­so­wa­łem wzro­kiem obec­nych, zna­ko­mi­ta więk­szość w ogóle mnie nie słu­cha­ła, po­chło­nię­ta swo­imi spra­wa­mi.

Po­czu­łem krew bu­zu­ją­cą w ży­łach i pły­ną­cą wart­kim stru­mie­niem w górę. Oczy za­szły mi czer­wie­nią, a od­dech przy­spie­szył. W mgnie­niu oka wsko­czy­łem na stół. Człon­ko­wie za­rzą­du pa­trzy­li na ten ob­ra­zek w wy­raź­nej kon­ster­na­cji, wy­ra­zy ich twa­rzy su­ge­ro­wa­ły, że nie wie­dzą, czy to jest ele­ment mo­je­go wy­stą­pie­nia, czy może zu­peł­nie zwa­rio­wa­łem.

Przez krót­ką chwi­lę pa­trzy­łem na nich z góry, gdy do­strze­głem, że jedna z obec­nych ko­biet w dal­szym ciągu nie zwra­ca na mnie uwagi, cał­ko­wi­cie po­chło­nię­ta tre­ścią wy­świe­tla­ną na ekra­nie smar­tfo­na. Na ręce miała za­cze­pio­ną czer­wo­ną nitkę, którą usil­nie eks­po­no­wa­ła. W jakim celu?, po­my­śla­łem. Czara go­ry­czy zo­sta­ła prze­la­na, za­wy­łem jak zwie­rzę i wsko­czy­łem na nią. W mojej gło­wie wy­brzmia­ły setki gło­sów, wszyst­kie razem i każdy z osob­na na­wo­ły­wa­ły do prze­mo­cy. Pod­da­łem się tym gło­som, gry­złem, szar­pa­łem i okła­da­łem pię­ścia­mi, bez wy­raź­ne­go celu, ale i bez wy­tchnie­nia. Ko­bie­ta usi­ło­wa­ła się wy­zwo­lić, ale nie miała szans w star­ciu z ro­słym męż­czy­zną. Po­cząt­ko­wo bła­ga­ła o pomoc, ale wkrót­ce utra­ci­ła zdol­ność mowy, więc po­zo­sta­ły jej wy­łącz­nie okrzy­ki prze­ra­że­nia. W tym mo­men­cie po­zo­sta­li mieli już pew­ność, że prze­ży­wam cięż­ką formę za­ła­ma­nia ner­wo­we­go, więc ktoś we­zwał ochro­nę. Jed­no­cze­śnie nikt nie kwa­pił się do ra­to­wa­nia ko­le­żan­ki, naj­wy­raź­niej w oba­wie o za­bru­dze­nie wła­sne­go gar­ni­tu­ru.

Gdy ochro­nia­rze wbie­gli do sali, byłem już zu­peł­nie po­chło­nię­ty przez żądzę mordu, zwło­ki mojej pierw­szej ofia­ry le­ża­ły zma­sa­kro­wa­ne na pod­ło­dze, a ja wy­pa­try­wa­łem już ko­lej­ne­go obiek­tu ze­msty. Byłem jed­no­cze­śnie dwie­ma po­sta­cia­mi, za­krwa­wio­nym sza­leń­cem do­ko­nu­ją­cym osta­tecz­ne­go aktu prze­mo­cy i bez­stron­nym ob­ser­wa­to­rem, znaj­du­ją­cym się nieco z boku. Po­czu­łem jak coś twar­de­go ude­rza mnie w po­ty­li­cę, moje obie jaź­nie zlały się po­now­nie w jedną ca­łość, a potem świa­tło zga­sło.

 

***

Otwie­ram oczy, ale nie do­strze­gam ni­cze­go. O tej porze świa­tła Za­kła­du Psy­chia­trycz­nego są zu­peł­nie wy­ga­szo­ne. Ostat­nie ty­go­dnie pa­mię­tam jak przez mgłę. Wiem, że jakiś czas po za­mor­do­wa­niu ko­bie­ty z za­rzą­du prze­by­wa­łem w aresz­cie śled­czym jako enka, czyli za­trzy­ma­ny szcze­gól­nie nie­bez­piecz­ny. Przy­po­mi­nam sobie, że w tym cza­sie wie­lo­krot­nie byłem bity przez funk­cjo­na­riu­szy, ale nie mam pew­no­ści ile razy. W trak­cie aktów bez­pre­ce­den­so­wej prze­mo­cy oplu­wa­li mnie, okre­śla­li mia­nem be­stii oraz przy­pi­sy­wa­li mi za­cho­wa­nia rów­nie obrzy­dli­we, co bez­boż­ne i myślę, że nie my­li­li się w tej oce­nie.

Z mro­ków po­miesz­cze­nia do­bie­ga do­no­śne chra­pa­nie, któ­re­go źró­dłem jest mój współ­lo­ka­tor. Nie pa­mię­tam jego imie­nia, cho­ciaż je­stem głę­bo­ko prze­ko­na­ny, że mi się przed­sta­wiał, praw­do­po­dob­nie wię­cej niż raz. Ogar­nia mnie zna­jo­me uczu­cie bez­gra­nicz­nej wście­kło­ści. Ile bym dał za moż­li­wość usu­nię­cia źró­dła uciąż­li­we­go ha­ła­su! Nie­ste­ty, je­stem sku­tecz­nie przy­mo­co­wa­ny do łóżka, moje ruchy są ograniczone.

Za­miast prze­mo­cy ucie­kam się do aktu de­spe­ra­cji, wy­da­ję dziki, wręcz nie­ludz­ki, sko­wyt i wzy­wam po­mo­cy. Z od­da­li sły­szę ner­wo­we ruchy, a na­stęp­nie stu­kot butów. Drzwi otwo­rzy­ły się z hu­kiem, ktoś za­pa­lił świa­tło. Ból spo­wo­do­wa­ny nagłą ja­sno­ścią był nie do znie­sie­nia.

– Co tu się dzie­je? – wy­dy­szał sa­ni­ta­riusz.

– Ucisz­cie go albo ja to zro­bię! – krzyk­ną­łem w od­po­wie­dzi, przy oka­zji bu­dząc współ­lo­ka­to­ra.

– Dzień dobry, czy to już pora na leki? – za­py­tał za­spa­nym gło­sem.

– Fał­szy­wy alarm, psy­chol spod piąt­ki na­ro­bił nie­po­trzeb­ne­go ra­ba­nu – po­wie­dział sa­ni­ta­riusz do krót­ko­fa­lów­ki. – Jesz­cze jeden taki numer, a za­mknie­my cię w izo­lat­ce, ro­zu­miesz?

– Droga wolna – par­sk­ną­łem w od­po­wie­dzi, po czym kątem oka do­strze­głem ogrom­ne­go żuka spa­ce­ru­ją­ce­go swo­bod­nie po pa­ra­pe­cie. Byłem wstrzą­śnię­ty. – Czy ty też go do­strze­gasz? – za­py­ta­łem i wska­za­łem owada pal­cem.

Pra­cow­nik za­kła­du nawet nie spoj­rzał w kie­run­ku okna, za­miast tego po­ki­wał z dez­apro­ba­tą, mach­nął ręką, po czym wy­łą­czył świa­tło i wy­szedł z po­miesz­cze­nia.

– O co ten cały hałas? – za­py­tał współ­lo­ka­tor.

– O twoje chra­pa­nie. Do­pro­wa­dza mnie do szału.

– Masz ci los, to ja chra­pię? Nie wie­dzia­łem, prze­pra­szam bar­dzo.

Nic nie od­po­wie­dzia­łem, le­ża­łem na wznak i pró­bo­wa­łem prze­nik­nąć wzro­kiem ciem­ność, która po­now­nie za­pa­no­wa­ła do­oko­ła.

– Dla­cze­go cię tu za­mknę­li? – za­ga­ił współ­lo­ka­tor. Było to o tyle dziw­ne, że w jed­nym po­ko­ju prze­by­wa­li­śmy od ty­go­dnia i do­tych­czas nie prze­ja­wiał żad­nej woli do­wie­dze­nia się o mnie cze­go­kol­wiek.

– Wi­dzia­łem wszyst­ko i do­zna­łem wszyst­kie­go – od­po­wie­dzia­łem fi­lo­zo­ficz­nie.

– A kon­kret­nie? – Współ­lo­ka­tor nie od­pusz­czał.

– Cóż, wy­cho­dzi na to, że po­zba­wi­łem życia pewną pa­skud­ną ko­bie­tę.

– Z ja­kie­go po­wo­du?

– Po­trak­to­wa­ła mnie jak śmie­cia, a ja tak bar­dzo się sta­ra­łem… – Nawet nie wiem, kiedy za­czą­łem pła­kać.

– Ro­zu­miem. Można by uznać, że wy­świad­czy­łeś świa­tu przy­słu­gę. Po­wi­nie­neś do­stać medal, a za­miast tego zo­sta­łeś za­mknię­ty, ni­czym zra­nio­na be­stia. Świat zu­peł­nie zszedł na psy. – Współ­lo­ka­tor wes­tchnął gło­śno, po czym ucichł zu­peł­nie. Chwi­lę póź­niej po­now­nie za­czął chra­pać.

Przez pierw­szych kilka minut umie­jęt­nie za­cho­wy­wa­łem spo­kój, osta­tecz­nie byłem już czę­ścio­wo przy­go­to­wa­ny na do­zna­nia dźwię­ko­we, ja­ki­mi ra­czył mnie to­wa­rzysz. Z cza­sem jed­nak, gdy upo­rczy­wy od­głos nie tylko nie za­ni­kał, ale wręcz na­bie­rał na sile, za­czę­ła ogar­niać mnie iry­ta­cja. Chwi­lę póź­niej byłem już zu­peł­nie wście­kły.

Za­ci­sną­łem zęby, w uszach dud­ni­ło mi od przy­spie­szo­ne­go bicia serca. Po­mi­mo pa­nu­ją­cej w po­miesz­cze­niu zu­peł­nej ciem­no­ści za­czą­łem wi­dzieć czer­wo­ną po­świa­tę. Przy­gry­złem wargę, do ust na­pły­nę­ła mi krew, była me­ta­licz­na w po­sma­ku, ale nie prze­szka­dza­ło mi to. Szarp­ną­łem gwał­tow­nie ręką, po chwi­li ko­lej­ny raz. Za któ­rymś razem ze­rwa­łem ogra­ni­cza­ją­ce mnie pasy i inne blokady, byłem wolny. W pierw­szej re­ak­cji pla­no­wa­łem uciec, jed­nak współ­lo­ka­tor nie prze­sta­wał chra­pać. Chwy­ci­łem krze­sło i za­czą­łem okła­dać le­żą­ce­go męż­czy­znę. Trzask pę­ka­ją­cych kości wy­brzmie­wał mi w gło­wie ni­czym sym­fo­nia grana przez or­kie­strę smycz­ko­wą. Była to me­lo­dia jed­no­cze­śnie pięk­na i nie­po­ko­ją­ca.

Za­alar­mo­wa­ny od­gło­sa­mi sa­ni­ta­riusz wró­cił do po­ko­ju, na mój widok, ca­łe­go we krwi sto­ją­ce­go z po­ła­ma­nym krze­słem nad zma­sa­kro­wa­ny­mi zwło­ka­mi, aż za­kwi­lił. Mo­men­tal­nie jed­nak się otrzą­snął i wy­cią­gnął pałkę. W tym mo­men­cie nie li­czył się nikt i nic, pier­wot­ny in­stynkt na­ka­zy­wał mi za­ata­ko­wać sa­ni­ta­riu­sza, jed­nak on był szyb­szy. Wy­pro­wa­dził jedno ude­rze­nie, potem ko­lej­ne i jesz­cze jedno, w efek­cie czego zwa­li­łem się z hu­kiem na pod­ło­gę.

Gdy tak le­ża­łem, nie­spo­dzie­wa­nie przez myśl prze­szło mi, że prze­moc może nie być roz­wią­za­niem. Ta pry­mi­tyw­na forma re­la­cji z dru­gim czło­wie­kiem do­tych­czas przy­nio­sła mi wię­cej złego niż do­bre­go i je­że­li chcę od­ci­snąć na świe­cie pięt­no, to moż­li­we, że będę zmu­szo­ny zmie­nić po­dej­ście. Gdy mój opraw­ca wy­pro­wa­dził osta­tecz­ne ude­rze­nie, a pałka się­gnę­ła mojej skro­ni, mo­men­tal­nie za­pa­no­wa­ła cisza i na­sta­ła ciem­ność.

 

***

Otwie­ram oczy, nade mną stoi De­miurg i przy­glą­da mi się ba­daw­czo.

– Wró­ci­łeś – stwier­dził, niby od nie­chce­nia.

– Tak, wró­ci­łem – po­twier­dzi­łem. – W do­dat­ku przy­po­mnia­łem sobie wiele rze­czy, które pró­bo­wa­łeś usu­nąć z mojej głowy, ojcze.

– Jak się tego do­my­śli­łeś?

– To nie­istot­ne, je­stem tutaj, po­nie­waż ocze­ku­ję od­po­wie­dzi. Żad­ne­go zbęd­ne­go klu­cze­nia, sa­mych fak­tów.

– Do­brze, wszyst­ko ci wy­tłu­ma­czę – wes­tchnął De­miurg – ale za­cznij­my od naj­waż­niej­sze­go. Czy zmie­ni­łeś zda­nie?

– W kwe­stii?

– Za­gła­dy ludz­ko­ści, niby ja­kiej innej?!

– Prze­by­wa­nie po­mię­dzy śmier­tel­ni­ka­mi otwo­rzy­ło mi oczy na sze­reg pro­ble­mów i nie­ści­sło­ści, ale ow­szem, zmie­ni­łem zda­nie. Nie uwa­żam już żeby ko­niecz­ne było się­ga­nie po me­to­dy osta­tecz­ne. Dzie­je czło­wie­ka to nie­uchron­ny pęd ku sa­mo­za­gła­dzie, to fakt. Myślę jed­nak, że ów pęd można skie­ro­wać na od­po­wied­nie tory. To bę­dzie na­tu­ral­nie wy­ma­ga­ło dzia­łań nieco sub­tel­niej­szych od two­ich, stary oszu­ście.

– O czym ty mó­wisz? – De­miurg wy­da­wał się wstrzą­śnię­ty moimi oskar­że­nia­mi.

– Na­praw­dę muszę tłu­ma­czyć? Jak sobie ży­czysz. Wi­dzisz, prze­by­wa­łem na ziemi wy­star­cza­ją­co długo… Wiesz co zo­ba­czy­łem? Cier­pie­nie, całą masę cier­pie­nia. Dzie­ci umie­ra­ją­ce z głodu albo na no­wo­two­ry. – Nie cze­ka­łem na re­ak­cję, tylko kon­ty­nu­owa­łem ty­ra­dę. – Po­wo­dzie, hu­ra­ga­ny, trzę­sie­nia ziemi i inne klę­ski ży­wio­ło­we. No i oczy­wi­ście, w za­sa­dzie na deser, wiel­kie wojny. Ro­zu­miem, że mia­łeś w tym cza­sie wolne? Spro­wa­dzi­łeś na ludz­kość tyle cier­pie­nia… Uwa­żam za wręcz iro­nicz­ne, że po tym wszyst­kim, to ja je­stem po­strze­ga­ny jako zły. 

– Nic nie ro­zu­miesz… – pró­bo­wał się wy­tłu­ma­czyć, ale nie dałem mu szan­sy.

Zwło­ki De­miur­ga za­sty­gły na pod­ło­dze z wy­ra­zem głę­bo­kie­go za­sko­cze­nia. Kop­ną­łem je dwu­krot­nie, czę­ścio­wo dla pew­no­ści, a tro­chę z po­wo­du mści­wej sa­tys­fak­cji. Mo­głem po­cze­kać na wy­ja­śnie­nia, ale, zna­jąc życie, i tak bym ich nie uzy­skał, prze­szło mi przez myśl.

– Z jedną rze­czą się po­my­li­łeś, wiesz? – za­py­ta­łem bar­dziej próż­nię niż le­żą­ce nie­opo­dal tru­chło. – Nie je­stem żad­nym Try­bu­nem Końca. Po­strze­gam się bar­dziej jako Zwia­stu­na Po­cząt­ku. 

Wy­cią­gną­łem rękę w kie­run­ku Ziemi i gwał­tow­nie za­ci­sną­łem pięść. Moich uszu do­bie­gły po­je­dyn­cze od­gło­sy bólu i cier­pie­nia, sa­tys­fak­cjo­nu­ją­ca to była me­lo­dia. Po­ku­sa była ogrom­na, jed­nak zwol­ni­łem uścisk na nie­wi­docz­nym bycie. Dźwię­ki mo­men­tal­nie usta­ły. Po­sta­no­wi­łem, że nie po­dą­żę ścież­ką wy­zna­czo­ną przez ojca. De­miurg do sa­me­go końca nie był zdol­ny by pojąć, że nie je­stem taki jak on. Nie cał­kiem. Co wię­cej, w swo­jej lek­ko­myśl­no­ści stwo­rzył czło­wie­ka na mój wzór i po­do­bień­stwo, a to ozna­cza, że za­wsze bę­dzie dla niego na­dzie­ja. Lu­dzie nie są źli, są zwy­czaj­nie nie­wła­ści­wie za­rzą­dza­ni. A ja to zmie­nię.

Koniec

Komentarze

Mocne, okrutne, bogobójcze. Nawet całkiem nieźle napisane, choć zdanie “Trzy ude­rze­nia serca póź­niej zwło­ki De­miur­ga za­sty­gły na pod­ło­dze w wy­ra­zie głę­bo­kie­go za­sko­cze­nia.” to bym napisał od początku. Bo hmmm, niesie jak dla mnie nawet, zbyt wielki ładunek zapowiedzianego przez Ciebie na wstępie absurdu.;).

Druga sprawa: Demiurg. Ów idealny byt stworzony intelektualnie przez bodajże Platona nie jest równoznaczny z Bogiem. No chyba, że wszedłeś w pojmowanie tegoż pojęcia znacznie bliższe późniejszym ideom gnostyków. Ale i tu nie do końca pasuje w opisanym przez Ciebie kontekście. Ale – to Twoje opko i pomysł. Znaczy – masz święte prawo:).

I trzecia sprawa: obraz szpitala dla psychicznie i nerwowo chorych. Jak dla mnie wada największa. W czasach dzisiejszych (a w twym opku są dzisiejsze, boć to czasy prezentacji w korporacjach ;) – jest absolutnie nieprawdziwy. Co znienacka i niestety – całkowicie – obudziło we mnie kryterium niewiary. A szkoda. Gdybyś miał kiedyś trochę czasu, polecam lekturę wspaniałej książki z lat 70. XX wieku – “Obłęd” Jerzego Krzysztonia. Dzieło , wg mnie, godne literackiej nagrody Nobla.

Pozdr.

 

Już tylko spokój może nas uratować

Cześć Rybaku z cyferką 3 :)

 

Dziękuję za błyskawiczną lekturę i komentarz :)

 

Demiurg. Ów idealny byt stworzony intelektualnie przez bodajże Platona nie jest równoznaczny z Bogiem. No chyba, że wszedłeś w pojmowanie tegoż pojęcia znacznie bliższe późniejszym ideom gnostyków. Ale i tu nie do końca pasuje w opisanym przez Ciebie kontekście.

Boga można pojmować na wiele sposobów. Moją intencją było przedstawienie stworzyciela, a czy koniecznie musi on stanowić boga w rozumieniu, dajmy na to, katolickim?… :) EDIT: W każdym razie, moim zamierzeniem było przedstawienie zarówno Demiurga jak i narratora w charakterze możliwie uniwersalnym. Niech się czytelnik troszkę pomęczy z interpretacjami :)

 

obraz szpitala dla psychicznie i nerwowo chorych. Jak dla mnie wada największa. W czasach dzisiejszych (a w twym opku są dzisiejsze, boć to czasy prezentacji w korporacjach ;) – jest absolutnie nieprawdziwy.

Opowiadanie piszę z perspektywy narratora, który w określony sposób postrzega rzeczywistość :) Zgodzę się, że szpitale psychiatryczne obecnie tak nie wyglądają :)

 

Raz jeszcze dzięki i pozdrawiam :)

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Cezary_Cezary przybywam z komentarzem po betowym. Świetnie wzbudzasz ciekawość czytelnika nie wyjaśniając kim jest bohater. Śledzenie poczynań bohatera na ziemi, jest ciekawe. No bo, kto nigdy nie miał ochoty za tłuc kogoś gołymi pięściami, niech pierwszy rzuci we mnie prezentacją :D. Końcówka świetnie dopełnia opowiadanie, klikam i pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Dziękuję Bardzie za betę, komentarz i klika ;)

 

No bo, kto nigdy nie miał ochoty za tłuc kogoś gołymi pięściami, niech pierwszy rzuci we mnie prezentacją :D

Żeby to raz… :P

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Mrok dostrzegłam, ale kolejne wypadki – początkowa rozmowa z Demiurgiem, prezentacja i seria zabójstw, skutecznie zaciemniły sprawę.

 

Moja praca, po­dob­nie jak całe moje życie… → Czy drugi zaimek jest konieczny?

 

Wszyst­ko roz­strzy­gnie na­stęp­nych kil­ka­dzie­siąt minut. → Czy na pewno minuty mogą coś rozstrzygać, czy raczej coś rozstrzyga się w ciągu kilkudziesięciu minut?

 

prze­by­wa­łem w Aresz­cie Śled­czym… → …prze­by­wa­łem w aresz­cie śled­czym

 

moje ruchy są skrę­po­wa­ne. → Skrępowany może być ktoś, ale nie jego ruchy. Skrępowanie może uniemożliwiać ruchy.

 

Przy­gry­złem wargę, do buzi na­pły­nę­ła mi krew… → Przy­gry­złem wargę, do ust na­pły­nę­ła mi krew

Buzię mają dzieci.

 

Z któ­rymś razem ze­rwa­łem ogra­ni­cza­ją­ce mnie pasy… → Za któ­rymś razem ze­rwa­łem ogra­ni­cza­ją­ce mnie pasy

 

Zwło­ki De­miur­ga za­sty­gły na pod­ło­dze w wy­ra­zie głę­bo­kie­go za­sko­cze­nia.Zwło­ki De­miur­ga za­sty­gły na pod­ło­dze, z wyrazem głę­bo­kie­go za­sko­cze­nia.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć Regulatorzy, jak zawsze serdecznie dziękuję Ci za odwiedziny i łapankę. Człowiek czyta tekst wiele razy, za każdym razem coś poprawia, a potem i tak pozostaną babole. Wskazane przez Ciebie wyeliminowałem. 

 

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Bardzo proszę, Cezary, miło mi, że mogłam się przydać. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przeczytałem. Szukałem czegoś lekkiego, więc źle trafiłem. Należało czytać tagi. Pozdrawiam.

Regulatorzy, jak zawsze :)

 

Koalo, przykro mi, że zawiodłem Twoje oczekiwania :( Aczkolwiek faktycznie ostrzegałem w tagach…

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Chociaż nie jestem zwolenniczką opowiadań z opisami przemocy, to muszę przyznać, że czytałam z ciekawością. Podałeś to w taki sposób, że ciężko się było oderwać. I o to chodzi, prawda? :D Niby krótko i zwięźle, ale jednocześnie interesująco! Pozdrawiam wiosennie! :) 

Hej JolkaK! :) 

 

Podałeś to w taki sposób, że ciężko się było oderwać. I o to chodzi, prawda? :D

Tak mi się właśnie wydaje :) Nietrafiony gatunek czy żart mogę przełknąć, gorzej jak tekst nudzi ;)

 

Dziękuję za odwiedziny i Twoją opinię:) pozdrawiam!

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Cześć cezary_cezary :)

 

Dobrze napisane, fajny jest motyw obserwowania poczynań bohatera w różnych rzeczywistościach/światach – myślę, że ten element bardzo zaciekawił, poprowadził mnie do zakończenia.

Choć jednego nie kupuję do końca – główny bohater wspomina, że zmienił zdanie i wymienia różne kataklizmy itd. ale ostatecznie przedstawione sceny pomiędzy rozmowami z Demiurgiem to raczej prezentacja nienawiści do człowieka. Chyba że coś tu błędnie interpretuję ;)

 

Poniżej kilka uwag/propozycji zmian:”

 

Słyszę głos, wwierca mi się w czaszkę niczym diamentowe wiertło.

Myślę, że rodzaj wiertła jest zbędny ;). Chyba bez znaczenia jest to czy to wiertło kobaltowe, tytanowe, stalowe… efekt jest ten sam w kontekście tego porównania (coś wwierca się w czaszkę).

 

Przez krótką chwilę patrzyłem na nich z góry, gdy dostrzegłem, że jedna z obecnych kobiet w dalszym ciągu nie zwraca na mnie uwagi, całkowicie pochłonięta treścią wyświetlaną na ekranie smarftona.

Literówka.

 

Nie ukrywam, zacząłem się pocić, a serce waliło mi jak oszalałe. Jednak, gdy tylko zacząłem mówić, stres momentalnie opadł.

Nie uważam już żeby konieczne było sięganie po metody ostateczne.

W interpunkcję jestem wyjątkowo słaby, ale tu chyba powinien być przecinek ;)

Cześć, Grzelulukasie! :)

 

Dziękuję za wizytę, komentarz I łapankę :) Babolki poprawiłem za wyjątkiem ostatniego przecinka, wydaję mi się, że jednak jest okej.

 

Choć jednego nie kupuje do końca – główny bohater wspomina, że zmienił zdanie i wymienia różne kataklizmy itd. ale ostatecznie przedstawione sceny pomiędzy rozmowami z Demiurgiem to raczej prezentacja nienawiści do człowieka. Chyba, że coś tu błędnie intepretuję ;)

Moim założeniem było pokazanie przemiany w podejściu narratora, który na własnym przykładzie odkrywa, że przemoc wcale nie jest rozwiązaniem (co nie przeszkadza mu w rozpoczęciu nowego rozdania dla ludzkości od zabicia ojca). Wszelkie wymienione kataklizmy istnieją naprawdę, a sam narrator używa ich bardziej jako formy zarzutu wobec Demiurga. Stąd nie uznałem za stosowne ich opisać;)

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Moim założeniem było pokazanie przemiany w podejściu narratora, który na własnym przykładzie odkrywa, że przemoc wcale nie jest rozwiązaniem (co nie przeszkadza mu w rozpoczęciu nowego rozdania dla ludzkości od zabicia ojca). Wszelkie wymienione kataklizmy istnieją naprawdę, a sam narrator używa ich bardziej jako formy zarzutu wobec Demiurga. Stąd nie uznałem za stosowne ich opisać;)

 Chodziło mi o tę przemianę, o której wspominasz (nie do końca precyzyjnie się wyraziłem). W każdym razie dzięki za wyjaśnienie yes

Niezły świr z narratora. Zawsze mi się wydawało, że ponadnaturalne byty powinny być jakieś… poważniejsze, bardziej opanowane. W końcu mają mnóstwo czasu na naukę cierpliwości. A ten tutaj reaguje jak naćpany nastolatek. Ale może usunięcie wspomnień mu zaszkodziło.

Dlaczego Demiurg się właściwie nie bronił?

Babska logika rządzi!

Szarpnąłem gwałtownie ręką, po chwili kolejny raz. Za którymś razem zerwałem ograniczające mnie pasy, byłem wolny.

Dzięki wszystkim Demiurgom to niemożliwe ;) A nawet gdyby, to musiałby się jeszcze pozbyć pasów z brzucha i nóg ;) Generalnie opis szpitala psychiatrycznego, nawet biorąc poprawkę na niezrównoważenie bohatera, jest najsłabszym elementem tekstu.

Poza tym mi się. Ciekawy pomysł. Ten dobry, a przynajmniej zrównoważony Demiurg wrządza więcej krzywd niż Trybun końca. Trochę żałuję, że załatwiłeś Demiurga zanim zdołał się wytłumaczyć, choć rozumiem, że wyjaśnienie trudno znaleźć. Ciekawam, jak sobie poradzi synuś i co oznacza dla niego właściwe zarządzanie.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Hej!

Nagadaliśmy się na becie więc będzie krótko.

Ogólnie mi się podobało. Początek zaciekawia, środek jest ciekawie zwichrowany i podoba mi się ta perspektywa. Jest coś intrygującego w śledzeniu poczynań psychopaty jeśli są dobrze poprowadzone a te takie mi się wydają.

Pozdrawiam i klikam!

Finklo, dziękuję za wizytę, komentarz i kliczka ;)

 

Dlaczego Demiurg się właściwie nie bronił?

Wytłumaczeń może być wiele. Z takich najoczywistszych mamy brak woli albo niemożliwość. Niemniej, celowałem w nadanie tekstowi możliwie najbardziej uniwersalnego wydźwięku oraz mnogość dopuszczalnych interpretacji. Stąd nie wskażę jednego powodu bierności Demiurga wobec zamachu na jego życie :)

 

Irko, dla Ciebie również podziękowania za odwiedziny połączone z komentarzem oraz kliknięciem :)

 

A nawet gdyby, to musiałby się jeszcze pozbyć pasów z brzucha i nóg ;)

Słuszna uwaga, dodałem jeszcze informację o “innych blokadach” :) 

 

Generalnie opis szpitala psychiatrycznego, nawet biorąc poprawkę na niezrównoważenie bohatera, jest najsłabszym elementem tekstu.

Muszę się zgodzić z Twoją opinią, wydarzenia w szpitalu mają słabszą dynamikę i ogólnie jestem mniej zadowolony z tego fragmentu. Natomiast pod względem fabularnym ma on zbyt duże znaczenie żeby bezlitośnie go wyciąć :)

 

Edwardzie, raz jeszcze dziękuję Ci za betę :) Dzięki także za komentarz pobetowy i klika ;)

 

 

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Hej, hej,

 

ładnie napisane, historia płynie, ciekawie są zarysowani bohaterowie – nawet ci trzecioplanowi w rodzaju pielęgniarzy z psychiatryka. Choć przychylam się do zdania Irki, że realia psychiatryka słabo oddane. Dla mnie jednak przede wszystkim jest za mało i za krótko. Opisana została tylko jedna wizyta bohatera na ziemi, IMHO powinno ich być więcej, jestem niezwykle ciekaw jak Demiurg próbował zmienić opinię syna o rasie ludzkiej, jakie żywoty mu proponował? A może zostawiał mu wolną wolę i owa pakowała syna co i rusz w kabałę? Co więcej – sama końcówka również wydaje mi się pospieszna i zbyt “łatwa” – no bo w końcu jak zabija się boga?

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Nieznajomy okazał się postawnym mężczyzną o długich posrebrzanych włosach i brodzie.

Raczej srebrzystych, czy srebrnych, bo posrebrzane to pokryte warstwą srebra.

 

Nie były to może obrazy lekkie w odbiorze, ale zdecydowanie zapadały w pamięć. 

Może?!

 

 

Podobały mi się te nowe otwarcia, chociaż wizja ludzkości znacznie mniej.

Ciekawa może być kontynuacja z takim początkiem.

Lożanka bezprenumeratowa

Hej BasementKey:)

 

Miło, że wpadłeś ;) Z tym psychiatrykiem biję się w pierś, skupiłem się na wszystkim, poza wiarygodnym przedstawieniem miejsca.

 

Dla mnie jednak przede wszystkim jest za mało i za krótko.

Tu takze zgoda, ale poki co dluzsze teksty wychodzą mi nużące, czego dobrym przykładem może być opowiadanie na konkurs złodziejski;)

jestem niezwykle ciekaw jak Demiurg próbował zmienić opinię syna o rasie ludzkiej, jakie żywoty mu proponował? A może zostawiał mu wolną wolę i owa pakowała syna co i rusz w kabałę?

Tutaj mam poczucie, że osiągnąłem cel, ponieważ w założeniu tekst miał rodzić stertę pytań i skłaniać do własnych interpretacji. Taki eksperyment literacki, który osiągnął efekt zamierzony przez autora oraz, na zasadzie rykoszetu, nienasyconych czytelników;)

 

Cześć Ambush ;) Dziękuję za wizytę:)

 

Może?!

Z perspektywy narratora to był pikuś;)

 

Podobały mi się te nowe otwarcia, chociaż wizja ludzkości znacznie mniej.

 

Ciekawa może być kontynuacja z takim początkiem.

Jak trochę dopracuję warsztat i nauczę się pisać dłuższe teksty, to z pewnością wrócę do tematu ;)

 

 

 

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Hejka. W sumie okazuje się, że jadnak okrucieństwo popłaca. Nie zdziwiło mnie, że jedno bóstwo ma siłę i możliwości zabić inne, bardziej przejęłam się jak prawdziwe może być stwierdzenie, że kawałek czerwonej nitki może zadecydować o być lub nie być w naszym nieprzewidywalnym świecie. 

Cześć, Nova! Dzięki za wizytę i komentarz.

 

bardziej przejęłam się jak prawdziwe może być stwierdzenie, że kawałek czerwonej nitki może zadecydować o być lub nie być w naszym nieprzewidywalnym świecie. 

Ten problem chciałem poruszyć na dwóch płaszczyznach. Z jednej strony, jak słusznie zauważyłaś, często najbardziej błaha rzecz może stanowić przyczynek dla agresji, czy ogólnie – nieszczęścia. Z drugiej, czerwona nitka na nadgarstku ma znaczenie symboliczne, wywodzące się z kabały. A zatem, w pewnym sensie, uderza w narratora w sposób metafizyczny.

 

Pozdrawiam!

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Nowa Fantastyka