- Opowiadanie: HollyHell91 - Maszyna doktora Paula

Maszyna doktora Paula

Opo­wia­da­nie bie­rze udział w kon­kur­sie świą­tecz­nym 2023.

 

Motyw: Na­dej­ście Zba­wi­cie­la

Ga­tu­nek: Ste­am­punk

To moje pierw­sze w życiu opo­wia­da­nie ste­am­pun­ko­we. Miłej lek­tu­ry!

 

P.S. Gloria in excelsis Deo betującym!

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Maszyna doktora Paula

Lon­dyn, 1858 rok

Zo­sta­łem oszu­ka­ny w wy­jąt­ko­wo bru­tal­ny i obrzy­dli­wy spo­sób. Czy na­praw­dę wy­star­czy być uprzej­mym i elo­kwent­nym dżen­tel­me­nem, by zdo­być bez­gra­nicz­ne za­ufa­nie in­nych?

Z dru­giej stro­ny kim byśmy byli, gdyby nie wro­dzo­na uf­ność?

Nie wiem, po co to wszyst­ko za­pi­su­ję. Chyba pra­gnę ostrzec in­nych. Ale czy ktoś to w ogóle prze­czy­ta? Lub, co gor­sza: na­dej­dzie Zba­wi­ciel i znisz­czy moje za­pi­ski?

 

 

 

Zbli­ża­ły się świę­ta i muszę przy­znać, że nawet taki przy­ziem­ny dżen­tel­men jak ja mu­siał do­ce­nić kli­mat i urodę wszech­obec­nych de­ko­ra­cji. Ogrom­ne gir­lan­dy zło­żo­ne z so­czy­ście zie­lo­nych ga­łą­zek, ob­le­czo­ne złotą farbą lampy naf­to­we na wi­try­nach skle­pów cie­szy­ły oko każ­de­go (no, może z wy­jąt­kiem la­tar­ni­ków, któ­rzy mu­sie­li je co wie­czór za­pa­lać). Na wszyst­kich pla­cach stały ogrom­ne świer­ki mi­ster­nie ozdo­bio­ne bomb­ka­mi z róż­no­ko­lo­ro­we­go szkła. Nie­któ­rzy lor­do­wie de­ko­ro­wa­li swoje po­wo­zy pa­ro­we czer­wo­ny­mi i srebr­ny­mi łań­cu­cha­mi. Śnieg pró­szył de­li­kat­nie od dłuż­sze­go czasu, okry­wał ulice i dachy bia­łym pu­chem.

Nie­ste­ty nie wszę­dzie panowała at­mos­fe­ra świąt i bez­tro­ski.

Przed Bożym Na­ro­dze­niem za­cho­ro­wa­ła moja uko­cha­na, Lo­ret­ta. I to za­le­d­wie kilka dni po moich oświad­czy­nach! Tak bar­dzo cie­szy­ła się z pier­ście­nia, który jej po­da­ro­wa­łem! Złoty, z ru­bi­no­wym oczkiem, jej ulu­bio­nym ka­mie­niem. No­si­ła go dum­nie na swoim pięk­nym, smu­kłym palcu…

Choć po­cie­sza­li­śmy się wza­jem­nie, oboje wie­dzie­li­śmy, że jej ko­niec jest bli­ski. Cho­le­ra wy­bra­ła ją na ko­lej­ną ofia­rę, jedną z wielu ty­się­cy lon­dyń­czy­ków.

Lo­ret­ta umie­ra­ła i za każ­dym razem, gdy spo­glą­da­łem na nią bez­rad­nym wzro­kiem, dziel­nie si­li­ła się na uśmiech. Prze­ra­żał mnie on miast po­krze­pić – pod­kre­ślał bo­wiem jej za­pad­nię­te po­licz­ki.

Jed­nak pew­ne­go dnia za­pło­nę­ła we mnie na­dzie­ja. Jak każ­de­go ranka prze­glą­da­łem dzien­nik, a w nim znaj­do­wał się ar­ty­kuł o pro­jek­cji, która wy­świe­tlo­na miała być tegoż wie­czo­ra. Do­ty­czy­ła ona sław­ne­go na cały świat medyka, dok­to­ra Paula Showa. Mało wy­raź­na ry­ci­na, two­rzo­na za­pew­ne w po­śpie­chu, przed­sta­wia­ła po­stać w kitlu przy szpi­tal­nym łóżku, na któ­rym znaj­do­wał się jakiś pa­cjent. Podobno lekarzowi udało się wy­le­czyć już kil­ka­na­ście osób!

Ze­rwa­łem się na nogi, pra­gnąc po­wia­do­mić o tym Lo­ret­tę, ale na szczę­ście w porę się opa­no­wa­łem. Spra­wę na­le­ży do­kład­nie zba­dać, by nie dawać uko­cha­nej płon­nej na­dziei.

Naj­pierw wy­bio­rę się do te­atru i obej­rzę pro­jek­cję.

 

 

 

Za każ­dym razem, gdy wpatrywałem się w ekran ki­no­tro­pu, robił on na mnie wra­że­nie. Za­sta­na­wia­łem się, jak ta ma­szy­na wy­glą­da za ku­li­sa­mi, ile try­bi­ków, lin i ko­ło­wrot­ków spaja to ar­cy­dzie­ło tech­ni­ki.

Nawet gdy roz­po­czę­to pro­jek­cję, nadal za­sta­na­wia­łem się nad jego me­cha­ni­zmem. Cza­sa­mi nie wszyst­kie bloki zni­ka­ły na­tych­miast i nieco za­bu­rza­ły ca­ło­ścio­wy efekt, jed­nak mi to zbyt­nio nie prze­szka­dza­ło.

Moje prze­my­śle­nia prze­rwa­ło po­ja­wie­nie się dok­to­ra na sce­nie. Gdy pod­cho­dził do mów­ni­cy, roz­le­gły się brawa i okrzy­ki za­chwy­tu.

Dżen­tel­men z pew­no­ścią nie na­rze­kał na brak pie­nię­dzy: jego cy­lin­der miał wy­jąt­ko­wo sze­ro­kie rondo, a ka­mi­zel­ka była ozdo­bio­na wie­lo­ma zło­ty­mi łań­cusz­ka­mi. Za­krę­co­ny, ciem­ny wąs i wy­so­ka syl­wet­ka do­da­wa­ły mu uroku. By­strym, a jed­no­cze­śnie cie­płym spoj­rze­niem, objął au­dy­to­rium.

– Dro­dzy bra­cia, dro­gie sio­stry, miesz­kań­cy Lon­dy­nu – za­czął pew­nym gło­sem. – Przy­no­szę wam na­dzie­ję. Już nie mu­si­cie się bać cho­le­ry. Mam za­szczyt przed­sta­wić wam mój naj­now­szy wy­na­la­zek.

Wy­świe­tlacz zbie­lał, znik­nę­ły pra­wie wszyst­kie czar­ne bloki, oprócz dwóch w rogu ekra­nu.

– Oto Wkład Pa­row­nik!

Na ekra­nie czar­ne kwadraty przed­sta­wi­ły oso­bli­wie wy­glą­da­ją­cy in­stru­ment me­dycz­ny, który przy­po­mi­nał pal. Prze­ra­zi­łem się. Do­pie­ro po chwi­li mój mózg uło­żył sobie wła­ści­wy obraz: do pala czy też rury przy­twier­dzo­no koła ople­cio­ne cien­ki­mi lin­ka­mi. Na jed­nym końcu przy­rzą­du doj­rzeć można było korb­kę, a na dru­gim rurka wy­raź­nie się zwę­ża­ła.

– W tubie umiesz­cza­my spe­cjal­ne olej­ki, a ich wła­ści­wo­ści lecz­ni­cze są ak­ty­wo­wa­ne przez parę – tłu­ma­czył ar­bi­tral­nym gło­sem dok­tor. – Pa­cjent przy­kła­da usta do końca tuby i wdy­cha olej­ki. I to wszyst­ko. To na­praw­dę jest takie pro­ste.

Za­pa­dła cisza. Lu­dzie wy­cze­ki­wa­li kon­ty­nu­acji wy­po­wie­dzi, ale Paul stał nie­ru­cho­mo. W końcu ktoś zadał py­ta­nie, które każdy miał w gło­wie:

– A co jest w tych olej­kach?

Dok­tor uśmiech­nął się lekko:

– O ile ma­szy­na sama w sobie jest nie­skom­pli­ko­wa­na, to już po­cho­dze­nie olej­ków musi po­zo­stać pil­nie strze­żo­ną ta­jem­ni­cą. Dość wie­dzieć, że skład­nik po­cho­dzi z Ame­ry­ki Ła­ciń­skiej.

Roz­le­gły się szme­ry zwąt­pie­nia, ale Paul nie stra­cił re­zo­nu nawet na se­kun­dę. Donośnym głosem jak mieczem prze­ciął szep­ty:

– Ju­liet­te, czy mogę panią pro­sić na scenę?

Wszy­scy uci­chli, gdy na scenę we­szła wy­so­ka i pięk­na ko­bie­ta o gę­stych, kru­czo­czar­nych lo­kach. Miała wy­jąt­ko­wo sze­ro­ką kry­no­li­nę i za­sta­na­wia­łem się, w jaki spo­sób zmieściła się w przejściu, nie ugi­na­jąc ogrom­nej sukni. Przez mo­ment chyba dziw­nie się po­ru­sza­ła, więc ob­ser­wo­wa­łem ją pil­nie, ale potem nie za­uwa­ży­łem już nic po­dej­rza­ne­go. Uzna­łem więc, że było to przy­wi­dze­nie.

– Ta oto ko­bie­ta, która stoi przed pań­stwem, cie­szy się urodą i zdro­wiem. – Paul po­pra­wił zsu­wa­ją­cy się cy­lin­der. – Jesz­cze nie­daw­no cier­pia­ła z powodu cholery, jak więk­szość lon­dyń­czy­ków. Zroz­pa­czo­na zwró­ci­ła się do mnie o pomoc. Nie ona jedyna. Po­sta­no­wi­łem coś zro­bić: nie mo­głem bez­czyn­nie pa­trzeć na śmierć tylu osób. – Po­cią­gnął nosem. Pła­kał?

– Na cho­ro­bę za­pa­dła też moja mał­żon­ka. Nie­ste­ty nie zdą­ży­łem jej ura­to­wać, ma­szy­na po­wsta­ła o wiele póź­niej. Żona umie­ra­ła na moich oczach. – Paul pod­niósł głowę, by każdy mógł uj­rzeć jego błysz­czą­ce od łez oczy.

Po sali prze­mknę­ła fala współ­czu­cia. Jakaś otyła dama wy­cie­ra­ła twarz chust­ką, a Ju­liet­te nie­znacz­nie się prze­chy­li­ła. Czy ona fak­tycz­nie zo­sta­ła wy­le­czo­na?

– Ju­liet­te, po­zwo­lisz? – Dok­tor chyba usły­szał moje myśli i za­pro­sił ko­bie­tę do mów­ni­cy.

Po­de­szła po­słusz­nie i zro­bi­ła za­ma­szy­sty obrót, chcąc się zwró­cić do wi­dow­ni. Wy­da­ło mi się to tro­chę dziw­ne, ale cóż – lu­dzie mie­wa­ją różne pro­ble­my. Może ona miała aku­rat z bio­drem.

– Dro­dzy pań­stwo – za­czę­ła miłym dla ucha gło­sem. – Je­stem Ju­liet­te Smith i tak jak wy, miesz­kam w Lon­dy­nie. Za­cho­ro­wa­łam pół roku temu. Na szczę­ście dok­tor Paul zgo­dził się mi pomóc: ku­ra­cja trwa­ła za­le­d­wie kilka dni. Cho­le­ra znik­nę­ła, a ja nie dość, że unik­nę­łam śmier­ci, cie­szę się jesz­cze lep­szym zdro­wiem niż wcze­śniej. – Jej oczy roz­glą­da­ły się mia­ro­wo na boki. – Nie mu­si­my już się bać. Dok­tor Paul Show jest spe­cja­li­stą, na któ­re­go wszy­scy cze­ka­li­śmy. Zbawi nas od cier­pie­nia i cho­ro­by.

Na­sta­ła cisza, w któ­rej wy­czu­wa­łem sku­pie­nie. Nie wie­dzia­łem, jak za­re­ago­wać. Nagle się prze­stra­szy­łem: huk­nę­ły brawa, nie­któ­rzy nawet wsta­li, klasz­cząc i krzy­cząc. Dok­tor kła­niał się nisko i uspo­ka­ja­ją­cym ge­stem nie­sku­tecz­nie pro­sił o ciszę.

A Ju­liet­te stała nie­ru­cho­mo wpa­trzo­na w jeden punkt.

 

 

 

Dok­tor Paul w dniu otrzy­ma­nia ty­tu­łu lorda, to jest w Wi­gi­lię Bo­że­go Na­ro­dze­nia, urzą­dził pa­ra­dę. Nigdy wcze­śniej cze­goś ta­kie­go nie wi­dzia­łem i wiele rze­czy mnie dzi­wi­ło. Nie wie­dzia­łem, że tak ogrom­ne, po­ru­sza­ją­ce się na gą­sie­ni­cach plat­for­my, mogą być wpra­wio­ne w ruch jedynie za po­mo­cą tło­ków uru­cha­mia­nych przez parę. I że mogą udźwi­gnąć wy­so­ką na dwa­dzie­ścia stóp rzeź­bę! Obok ko­lo­sa w po­sta­ci dok­to­ra stała ma­kie­ta Wkła­du Pa­row­ni­ka – na­rzę­dzia, które miało ura­to­wać miesz­kań­ców Lon­dy­nu. Tuba im­po­no­wa­ła dłu­go­ścią i nie­mal prze­bi­ja­ła ste­ro­wiec uno­szą­cy się nad plat­for­mą. Po­wietrz­ny sta­tek był oka­za­łych roz­mia­rów, a świa­tła ulicz­nych la­tarń i lam­pio­nów rozsia­nych w całym mie­ście od­bi­ja­ły się w jego bla­sza­nej po­wierzch­ni. Na sterowcu widniał wiel­ki napis: PAUL SHOW WY­LE­CZY CIE­BIE I TWOJĄ RO­DZI­NĘ. ZGŁO­SZE­NIA PRZYJ­MU­JE­MY TYLKO DZIŚ!

Dok­tor z pew­no­ścią był za­do­wo­lo­ny z fre­kwen­cji: pa­ra­dę przy­szli obej­rzeć chyba wszy­scy miesz­kań­cy.

– Niech żyje Zba­wi­ciel! – Nagle roz­le­gły się wokół mnie krzy­ki.

Ro­zej­rza­łem się. Zba­wi­ciel? Ktoś się prze­brał za Je­zu­sa?

– Zba-wi-ciel! Zba-wi-ciel! – skan­do­wał roz­en­tu­zja­zmo­wa­ny tłum, wpa­tru­jąc się w plat­for­mę.

Skie­ro­wa­łem tam wzrok. Po­mię­dzy swoją ogrom­ną po­do­bi­zną i ma­kie­tą wy­na­laz­ku stał dok­tor, po­zdra­wia­ją­cy kró­lew­skim ge­stem ze­bra­nych. Wtedy zro­zu­mia­łem.

Zba­wi­cie­lem był prze­cież dok­tor Paul Show, który miał ura­to­wać Lon­dyn. Czło­wiek, który miał zba­wić od cho­le­ry.

 

 

 

Jesz­cze tego sa­me­go dnia, wie­czo­rem, po­da­ro­wa­łem mojej uko­cha­nej naj­wspa­nial­szy pre­zent. Przy­naj­mniej tak wtedy my­śla­łem.

Wrę­czy­łem jej białą ko­per­tę, którą nie­umie­jęt­nie oplo­tłem czer­wo­ną ko­kar­dą. Lo­ret­ta za­cie­ka­wio­na, ostroż­nie wy­cią­gnę­ła ma­szy­no­pis, jakby bała się go po­rwać. Przez dłuż­szą chwi­lę wpa­try­wa­ła się w tekst, choć było go nie­wie­le.

 

KON­SUL­TA­CJA U LORDA DOK­TO­RA PAULA SHOWA

Za­pra­szam na wi­zy­tę dnia 28 grud­nia 1856 roku, go­dzi­na 6 wie­czo­rem

In­sty­tut Badań Ma­szy­no­wych, ga­bi­net nr 1

Płat­ność z góry

// uisz­czo­na

 

– Ile to kosz­to­wa­ło? – za­py­ta­ła rze­czo­wo, jak zwy­kle.

– Prze­cież to pre­zent na święta – od­po­wie­dzia­łem. – Nie mo­żesz wie­dzieć.

Wes­tchnę­ła cięż­ko, ale w jej oczach uj­rza­łem wdzięcz­ność i ulgę.

– Nie wiem, jak ci się za to od­wdzię­czę – po­wie­dzia­ła drżą­cym gło­sem i wtu­li­ła się we mnie mocno.

A ja nie wiem, jak mo­głem ci to zro­bić, Lo­ret­to. Ale przy­się­gam, że nie wie­dzia­łem…

 

 

 

Im wię­cej czasu mija od tra­ge­dii, tym wię­cej rze­czy nie mogę sobie wy­ba­czyć. Do­pu­ści­łem się tak wielu za­nie­dbań, że teraz jest to dla mnie niepojęte.

Dla­cze­go nie po­roz­ma­wia­łem wcze­śniej z pa­cjen­ta­mi dok­to­ra? Cho­ciaż­by z tą Ju­liet­te, która chwia­ła się, na mi­łość boską, chwia­ła się na tej pie­przo­nej sce­nie!

Prze­cież już wtedy, gdy od­pro­wa­dzi­łem Lo­ret­tę do ga­bi­ne­tu, po­czu­łem nie­po­kój. Dok­tor nie po­zwo­lił mi wejść i po­wie­dział, bym wró­cił do domu, bo ku­ra­cja trwa kilka dni. Dla­cze­go po­kor­nie usłu­cha­łem? Bo miał na sobie kitel? Bo był sław­ny?

 

Cze­ka­łem na te­le­gram, który miał się po­ja­wić naj­póź­niej po czte­rech dniach od roz­po­czę­cia ku­ra­cji. Te­le­graf jed­nak upar­cie mil­czał.

Trze­cie­go dnia, to jest w ostat­ni dzień roku, prze­glą­da­łem TIMES’a i prze­czy­ta­łem na­głó­wek, który zmro­ził mi krew w ży­łach:

SŁYN­NY DOK­TOR PAUL SHOW PO­SZU­KI­WA­NY

Za­krę­ci­ło mi się w gło­wie. Nie chcia­łem czy­tać ar­ty­ku­łu, ale mu­sia­łem.

Dok­tor Paul Show, zwany przez lon­dyń­czy­ków Zba­wi­cie­lem, jest obec­nie po­szu­ki­wa­ny za oszu­stwa, któ­rych do­pu­ścił się w kwe­stiach me­dycz­nych i po­dat­ko­wych. Za­gi­nę­li rów­nież wszy­scy jego pa­cjen­ci. Za po­da­nie miej­sca po­by­tu oszu­sta rząd obie­cu­je na­gro­dę w wy­so­ko­ści stu funtów…

Dalej nie mo­głem czy­tać. Nie mo­głem też od­dy­chać, czu­łem, jakby coś wiel­kie­go usia­dło mi na tor­sie.

W gło­wie mia­łem mę­tlik, nie po­tra­fi­łem na­zwać żad­nej myśli, która się po­ja­wia­ła. Mój umysł po­chło­nął to­tal­ny chaos.

Gdy nieco ochło­ną­łem, wsko­czy­łem do au­to­mo­bi­lu i ru­szy­łem w stro­nę In­sty­tu­tu. Ze łzami w oczach wtar­gną­łem do bu­dyn­ku i skie­ro­wa­łem się w stro­nę ga­bi­ne­tu numer 1. Re­cep­cjo­ni­sta chciał mnie za­trzy­mać, a ja ude­rzy­łem go łok­ciem w szczę­kę.

Rzecz jasna, ga­bi­net był za­mknię­ty. Gdy szar­pa­łem klam­kę, po­ja­wił się odźwier­ny, który coś do mnie krzy­czał. Podbiegłem do niego.

– Otwieraj! – Złapałem go za kamizelkę.

– Nie mam klucza, doktor posiada jedyny egzemplarz…

Ro­zej­rza­łem się po ko­ry­ta­rzu, szu­ka­jąc ja­kie­goś na­rzę­dzia. W jed­nym miej­scu, we wgłę­bie­niu ścia­ny, za­uwa­ży­łem sie­kie­rę za taflą szkła. Pod­bie­głem do niej i kop­ną­łem z ca­łych sił – zra­ni­łem nogę, ale prze­bi­łem szybkę i się­gną­łem po na­rzę­dzie. Zła­pa­łem sie­kie­rę obu­rącz i wbi­łem ją w drzwi ga­bi­ne­tu.

Po kilku pró­bach udało mi się roz­trza­skać zamek. Okrut­nie się zmę­czy­łem i do­pie­ro wtedy po­czu­łem ból w zra­nio­nej nodze. Zi­gno­ro­wa­łem go i wsze­dłem do ga­bi­ne­tu.

W po­miesz­cze­niu pa­no­wał pół­mrok – okna przy­sła­nia­ły wy­jąt­ko­wo dłu­gie, czar­ne dra­pe­rie. Prze­sze­dłem nie­pew­nie kilka kro­ków i nagle sta­nę­ło mi serce.

W kącie stała Ju­liet­te. Patrzyła na mnie sze­ro­ko otwar­ty­mi ocza­mi, ale nic nie po­wie­dzia­ła. Bałem się po­dejść bli­żej. Po­czu­łem silny niepokój, aż przez se­kun­dę chcia­łem uciec. Ko­bie­ta nie prze­ra­zi­ła się wła­ma­niem do ga­bi­ne­tu, nawet nie pi­snę­ła, prze­cież bym usły­szał.

– Ju­liet­te? – za­ga­iłem nie­pew­nie.

Nadal mil­cza­ła. I nie mru­ga­ła. Wy­glą­da­ła jak kukła.

Dez­orien­ta­cja oka­za­ła się sil­niej­sza niż strach. Pod­sze­dłem i po­ło­ży­łem rękę na jej ra­mie­niu. Po­trzą­sną­łem de­li­kat­nie: usły­sza­łem brzdęk cze­goś me­ta­lo­we­go na pod­ło­dze.

Skie­ro­wa­łem tam wzrok, ale przez pa­nu­ją­ce ciem­no­ści nie mo­głem ni­cze­go do­strzec. Na­tych­miast pod­bie­głem do okna, by roz­su­nąć dra­pe­rie i wtedy znów za­mar­łem. Za sobą usły­sza­łem me­ta­licz­ny głos:

– Dok­tor… zbawi nas…

Bałem się od­wró­cić. Za­pa­dła cisza, ale tylko na chwi­lę.

– …od cho­rób i cier­pie­nia…

Gdy usły­sza­łem chro­bo­ta­nie i stu­kot ob­ca­sów, z prze­ra­że­nia nie mo­głem nawet od­dy­chać. Jed­nak niepewność za­czę­ła mnie tra­wić tak in­ten­syw­nie, że prze­mo­głem strach i po­wo­li się ob­ró­ci­łem.

Ju­liet­te otwie­ra­ła usta, z któ­rych cza­sem wy­pa­da­ło ja­kieś słowo. Po­ru­sza­ła się dziw­nie, jakby jej nogi za­si­la­ne były… ma­szy­ną. Zza jej ple­ców wy­do­by­wał się dym.

Już wtedy się do­my­śli­łem, kim, a tak na­praw­dę czym, była Ju­liet­te. Sły­sza­łem wie­lo­krot­nie o ludz­kich ma­szy­nach, ale nigdy nie my­śla­łem, że sam ta­ko­wą ujrzę.

Wy­pa­dło z niej kilka kółek zę­ba­tych, try­bi­ków, śru­bek i in­nych elementów, któ­rych nawet nie umiem na­zwać.

Pod­bie­głem do kukły z za­mia­rem wy­rzu­ce­nia jej zza drzwi, ale ude­rzy­łem się o skrzy­nię, która ko­lo­rem zle­wa­ła się z pod­ło­gą. Za­in­try­go­wa­ny spoj­rza­łem na nią i in­stynkt pod­po­wie­dział mi, by ją otwo­rzyć, co na­tych­miast uczy­ni­łem.

W środ­ku mie­ni­ło się mnó­stwo bły­sko­tek: zło­tych na­szyj­ni­ków, pier­ście­ni, brosz… Prze­rzu­ca­łem go­rącz­ko­wo za­war­tość skrzy­ni, nie wie­dząc wła­ści­wie, czego szu­kam. W pew­nym mo­men­cie za­sty­głem.

Zo­ba­czy­łem złoty pier­ścień z ru­bi­no­wym oczkiem. Się­gną­łem po niego i bez­myśl­nie ob­ra­ca­łem w pal­cach, a do oczu na­pły­wa­ły mi ko­lej­ne łzy. Po­czu­łem ostrze w klat­ce pier­sio­wej.

Nagle z głę­bin roz­pa­czy wy­rwał mnie hałas. Me­cha­nicz­na kukła ude­rza­ła ryt­micz­nie w jakiś szkla­ny przed­miot.

Ze­rwa­łem się wście­kły i po­bie­głem w stro­nę Ju­liet­te, pra­gnąc ją znisz­czyć. Wtedy zo­ba­czy­łem, o co się obi­ja­ła i za­mar­łem, nie wiem po raz który tego dnia.

Ma­szy­na dok­to­ra Paula.

Od­su­ną­łem kukłę i upa­dła na pod­ło­gę. W tubie Wkła­du Pa­row­ni­ka ma­ja­czy­ło coś dziw­ne­go. Zbli­ży­łem się i teraz ża­łu­ję, że to uczy­ni­łem.

Tubę wy­peł­nia­ła dziw­na ciecz. W środ­ku pły­wa­ły przed­mio­ty o ró­żo­wa­tym i czer­wo­nym ko­lo­rze, miały ga­la­re­to­wa­tą kon­sy­sten­cję. Do­pie­ro po kilku se­kun­dach je roz­po­zna­łem – nie wy­trzy­ma­łem i zwy­mio­to­wa­łem.

Do­kład­nie w tym mo­men­cie wtar­gnę­ła po­li­cja. Chwy­ci­li mnie bru­tal­nie za ra­mio­na i wy­cią­gnę­li z ga­bi­ne­tu. Nie pro­te­sto­wa­łem, nie mia­łem siły. Pró­bo­wa­łem zro­zu­mieć, jak można zro­bić coś ta­kie­go…

 

 

 

Opi­su­jąc to całe zda­rze­nie, bar­dzo się boję. Nikt nie wie, gdzie obec­nie prze­by­wa “Zba­wi­ciel”. Ja też nie wiem, ale je­stem pewny, że nie­dłu­go ude­rzy znowu, nie­ko­niecz­nie w An­glii. Że znów bę­dzie wy­ko­rzy­sty­wał de­spe­ra­cję ludzi, że bę­dzie ich okra­dał i sprze­da­wał na or­ga­ny. Że bę­dzie pró­bo­wał uni­ce­stwić każ­de­go, kto sta­nie mu na dro­dze.

Dok­tor Paul jesz­cze tu wróci. Sa­mo­zwań­czy Zba­wi­ciel znowu na­dej­dzie…

Koniec

Komentarze

Pomysł i sposób poprowadzenia opowieści od początku do końca bardzo dobry. Może zakończenie sprawia wrażenie ciut uciętego. Nie jest też zbyt jasne jak on ma "powrócić" – tzn. on sam, czy jakiś jego następca? Zapewne limit znaków ciut tu zaszkodził.

Jeśli już miałbym się czegoś czepiać to sposobu wplecenia "steampunkowości" tego świata w narrację. Może to moje subiektywne odczucie, ale wydaje się ona być jakby "obok" opowieści. Świat nie do końca jest inherentą częścia narracji. Weźmy ten fragment:

 

Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałem i wiele rzeczy mnie dziwiło. Nie wiedziałem, że tak ogromne, poruszające się na gąsienicach platformy, mogą być wprawione w ruch jedynie za pomocą tłoków uruchamianych przez parę. I że mogą udźwignąć wysoką na dwadzieścia stóp rzeźbę!

 

Jest oczywiście możliwe, że doktor jako pierwszy dał taki pokaz. Ale dla czytelnika brzmi to trochę jak jak gdyby narrator przyjechał właśnie z jakiejś prowincji. A tak nie jest. Z drugiej strony – jeśli doktor faktycznie był nie tylko lekarzem, sprytnym oszustem, ale i konstruktorem maszyn ruchomych jakich świat nie widział, to jest to nieco dziwne bo w paru miejscach jest mowa o różnych pojazdach, automobilach, itp. Czyli takie cuda raczej powinny już być londyńczykom znane.

 

Wec tak… Ale czyta się bardzo dobrze!

 

I parę drobiazgów:

 

Niektórzy lordowie dekorowali nawet swoje powozy parowe

 

Chyba lepiej bez "nawet".

Potem piszesz o "automobilach", wiec może jest tu niespójność.

 

Niestety nie wszędzie panowała atmosfera Gwiazdki i beztroski.

 

Polska "Gwiazdka" nie pasuje mi do tego świata, może sie czepiam…

 

 

Dotyczyła ona sławnego na cały świat w dziedzinie medycyny doktora Paula Showa

->

Dotyczyła ona sławnego na cały świat medyka, doktora Paula Showa. (?)

 

Czasami nie wszystkie bloki znikały natychmiast

 

Jakie bloki? Dalej o nich jest, ale tu jest to niejasne.

 

a ja uderzyłem go łokciem w szczękę

 

To chyba dość trudne i mało skutecznie, nie prościej klasycznie – pięścią?

 

W komentarzach robię literówki.

Cześć! 

 

Dobre, wciągające opowiadanie. Narrator dał się oszukać "Zbawicielowi", ale czy można mu się dziwić? Desperacja ma to do siebie, że podejmuje się nieprzemyślane decyzje.

 

Świat przedstawiony jest wprawdzie mało steampunkowy, ale interesujący. 

 

Bardzo podobała mi się scena, w której narrator odkrywa kim (czym) tak naprawdę jest Juliette. 

 

Pozdrawiam i klikam. Powodzenia w konkursie! :)

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Cześć HollyHell91,

 

Opowiadanie wciągnęło i dobrze oddało klimat XIX– wiecznej Anglii. Oczywiście językowo czy stylowo jest o.k. i nie ma do czego się przyczepić. Poruszona została tematyka eksperymentów medycznych i dziwnych, tzw. znachorów, którzy zapewne zbierali żniwo w owych czasach, nie tylko na Wyspach zresztą. Mam tylko pewne wątpliwości, jeśli chodzi o dość przewidywalną fabułę. Jakoś w niczym mnie zaskoczyła, od razu wiadomo było, że narrator jest naiwną ofiarą jawnego oszustwa i tak też poszło do samego końca. Ale to może mój problem, że zazwyczaj w połowie tekstu, potrafię odgadnąć zakończenie i jego szczegóły.

 

Powodzenia w konkursie i Pozdrawiam!

 

 

Witam Pana NaNa!

 

Zapewne limit znaków ciut tu zaszkodził.

Zapewne. Dużo się natrudziłam, by się zmieścić, a nie mogłam obiecać, że przeczytam połowę opowiadań wystawionych na konkurs.

 

Jest oczywiście możliwe, że doktor jako pierwszy dał taki pokaz. Ale dla czytelnika brzmi to trochę jak jak gdyby narrator przyjechał właśnie z jakiejś prowincji. A tak nie jest. Z drugiej strony – jeśli doktor faktycznie był nie tylko lekarzem, sprytnym oszustem, ale i konstruktorem maszyn ruchomych jakich świat nie widział, to jest to nieco dziwne bo w paru miejscach jest mowa o różnych pojazdach, automobilach, itp. Czyli takie cuda raczej powinny już być londyńczykom znane.

Hm, tutaj bardziej chodziło o to, że zdziwiła go wytrzymałość platformy, że jest w stanie wytrzymać taki ciężar. Ale może faktycznie zbytnio uwypukliłam istotę samej maszyny zamiast rzeźby…

 

Potem piszesz o "automobilach", wiec może jest tu niespójność.

W “Maszynie różnicowej” wydawcom to nie przeszkadzało, więc uznałam, że ja też mogę!

 

Polska "Gwiazdka" nie pasuje mi do tego świata, może sie czepiam…

Hm, nie jestem pewna, a skoro nie jestem pewna, to może faktycznie lepiej zamienić to słowo…

 

Jakie bloki? Dalej o nich jest, ale tu jest to niejasne.

Bloki w mechanizmie kinotropu. No tak, nie każdy jest fanem steampunku… ale limit znaków nie pozwala mi wytłumaczyć dokładnie, na czym mechanizm polega. Bardzo ładnie maszyna została przedstawiona w już wspomnianej przeze mnie “Maszynie różnicowej”. Abstrahując od mojego opowiadania, bardzo polecam tę książkę. Moim zdaniem jest bardzo ciekawa, i jako jedna z nielicznych, napisana (przetłumaczona?) bardzo pięknym stylem.

 

To chyba dość trudne i mało skutecznie, nie prościej klasycznie – pięścią?

Wtedy musiałby się obrócić, a ja to sobie wyobrażałam tak, że recepcjonista szedł za nim, a bohater nie odwracając się, gwałtownie podniósł łokieć do góry i w ten sposób go znokautował ;p

 

Dziękuję Ci serdecznie za odwiedziny, komentarz i wskazanie błędów :) Wesołych Świąt!

_____________________________________________

 

 

Dzień dobry cezary_cezary,

 

Świat przedstawiony jest wprawdzie mało steampunkowy, ale interesujący. 

Ech. Starałam się wciskać ten steampunk, gdzie się da…

 

Bardzo podobała mi się scena, w której narrator odkrywa kim (czym) tak naprawdę jest Juliette. 

Prawda? Mi też :P

 

Pozdrawiam i klikam. Powodzenia w konkursie! :)

O, dziękuję bardzo! I Wesołych Świąt!

_____________________________________________

 

 

Cześć JPolsky!

 

Opowiadanie wciągnęło i dobrze oddało klimat XIX– wiecznej Anglii. Oczywiście językowo czy stylowo jest o.k. i nie ma do czego się przyczepić.

No to super!

 

Mam tylko pewne wątpliwości, jeśli chodzi o dość przewidywalną fabułę. Jakoś w niczym mnie zaskoczyła, od razu wiadomo było, że narrator jest naiwną ofiarą jawnego oszustwa i tak też poszło do samego końca.

Ja też tak często mam, że zgaduję zakończenie, czy to w książkach, czy filmach. Mam nadzieję, że następnym razem uda mi się Ciebie zaskoczyć :)

 

Dziękuję bardzo i pozdrawiam również, Wesołych Świąt!

 

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

Ech. Starałam się wciskać ten steampunk, gdzie się da…

Myślę, że tutaj tkwi diabeł pogrzebany. To jest normalny świat z wciśniętymi elementami steampunku :)

 

Niemniej uważam opowiadanie za bardzo udane.

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Слава Україні!

Cześć HH!

 

Komentarz pobetowy.

 

Może po prostu trafiłaś w mój gust, ale tekst bardzo mi się spodobał. Czytało mi się dobrze i płynnie, nie wiem czy zamierzenie, ale całość przypomina mi trochę XIXwieczną brytyjską prozę. Brakowało mi tylko haseł na początku ;)

Sprawnie poprowadziłaś czytelnika przez fabułę i ciekawy świat, pokazałaś poruszającą historię bohatera oraz jak jego jak najlepsze dążenia obróciły się przeciw niemu, całość zamknęłaś satysfakcjonującym zakończeniem.

Jeżeli chodzi o ilość Steampunku – dla mnie ten klimat jest przede wszystkim fantastycznym odwzorowaniem XIX w., światem wyobraźni Verna, czy Dickensa. Niekoniecznie historia o wieku pary musi kręcić się wokół palonych węglem pieców. Ty zdecydowałaś się na bliżej nieopisane urządzenie medyczne (przypominające skąd inąd nebulizator) i to chyba jedyny steampunkowy element, którego tak naprawdę potrzebowałaś :) Szkoda że dostało tak mało miejsca, ale rozumiem – limit. Powiem tylko, że w mojej opinii usunięcie Parownika z historii zmusiłoby do tak daleko idących zmian, że opowiadanie moim zdaniem zdaje Steampunkową analogię brzytwy Lema ;)

Historia samego urządzenia i może wendetta głównego bohatera na pewno są czymś, co chętnie bym przeczytał.

 

Pozdrawiam i klikam :)

Żegnaj! Życzę Ci powodzenia, dokądkolwiek zaniesie Cię los!

Witaj ponownie cezary_cezary,

 

Myślę, że tutaj tkwi diabeł pogrzebany. To jest normalny świat z wciśniętymi elementami steampunku :)

Pewnie masz rację, mam problem z opisywaniem i kreowaniem otoczenia, środowiska. Jest to cecha, nad którą zdecydowanie muszę popracować.

 

Niemniej uważam opowiadanie za bardzo udane.

Bardzo dziękuję, to dla mnie bardzo ważne, tym bardziej że jak wspomniałam w przedmowie, pierwszy raz zmierzyłam się ze steampunkiem :)


 

Golodh,

 

kłaniam się szanownemu jury :)

 


 

Witaj ponownie BosmanMat! :)

 

no i ponownie dziękuję Ci za te ciepłe słowa, które motywują nad wyraz skutecznie :)

 

Historia samego urządzenia i może wendetta głównego bohatera na pewno są czymś, co chętnie bym przeczytał.

Bardzo mi to schlebia :) kto wie, może powstanie kiedyś prequel lub sequel o Wkładzie Parowniku…

 

Dziękuję raz jeszcze za wlewający miód w moje serce komentarz i klika, pozdrawiam bardzo serdecznie!

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

Musiałam wygooglać steampunka;)

No i faktycznie napisałaś opowiadanie w tym stylu! Normalnie człowiek nie wie, że mówi prozą;)

 

Opowiadanie zaczyna się nieco łzawo, ale kończy całkiem inaczej (nie będę spoilerować).

 

Podoba mi się klimat Londynu i wiele XIX-wiecznych smaczków. Cała historia i sam złol są bardzo z tamtej epoki.

Uciekłaś mi z bety, bo jeszcze coś tam chciałam poprawiać, ale opowiadanie wyszło przyjemne i intrygujące.

Lożanka bezprenumeratowa

Hej Ambush,

 

przyznam Ci się szczerze, że jak wybrałam ten gatunek, to też musiałam wygooglać :p Miałam takie: w co ja się wpakowałam, przecież ja chyba nigdy żadnej powieści steampunkowej nie czytałam, z czym to się je…?

Przeczytałam kilka artykułów w internecie, otworzyłam “Maszynę różnicową” Gibsona i Sterlinga, robiłam notatki… I w taki sposób powstał Wkład Parownik, który teraz jest Maszyną doktora Paula.

I mimo tego, że nie wszyscy uważają to opowiadanie za udane, jestem z niego bardzo dumna. I z siebie też, bo dużo pracy w to włożyłam i tyle researchu, na ile pozwolił mi limit czasowy.

 

Uciekłaś mi z bety, bo jeszcze coś tam chciałam poprawiać, ale opowiadanie wyszło przyjemne i intrygujące.

Ależ nigdzie nie uciekłam, ja zawsze tu jestem! Wszelkie uwagi nadal są mile widziane, proszę się nie krępować. Jeszcze jedna osoba zgłosiła się do bety dzień przed deadlinem i czekam na jej uwagi również.

 

P.S. Dziękuję za klika!

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

Bohater wydał mi się nieco naiwny, ale z drugiej strony rozumiem, że w takich sytuacjach człowiek czepia się każdego okrucha nadziei. Oczywiście łatwo się domyślić, że Zbawiciel jest oszustem, ale nie zepsuło mi to frajdy z czytania. Może końcówka jest trochę histeryczna, bo w sumie bohater stracił już wszystko, a oszustowi drugi raz ten sam numer może nie wyjść. To czas, w którym już funkcjonowały gazety, więc informacje się rozprzestrzeniały.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Witam Irka_Luz,

 

Oczywiście łatwo się domyślić, że Zbawiciel jest oszustem

Oczywiście? To niedobrze. A wyjawisz mi, co zdradziło wcześniej ten fakt? Chciałabym zwracać na to uwagę w przyszłości.

 

ale nie zepsuło mi to frajdy z czytania

No to bardzo się cieszę!

 

oszustowi drugi raz ten sam numer może nie wyjść. To czas, w którym już funkcjonowały gazety, więc informacje się rozprzestrzeniały.

No więc tak: tworząc postać doktora Paula zainspirowałam się historią innego, prawdziwego doktora (chociaż prawdziwego to nie jest dobre słowo, bo ostatecznie okazał się szarlatanem), o którym zresztą jest dokument na Netflixie (Zły chirurg). Dokument nie kończy się optymistycznie: mimo licznych ostrzeżeń w gazetach, internecie i telewizji fałszywy doktor nadal wykonuje swój zawód i nie wszyscy wierzą w to, że szkodził ludziom. Uznałam więc, że skoro w dzisiejszych czasach komuś przekręty uchodzą na sucho, to w XIX-wiecznej Europie tym bardziej.

 

Bardzo dziękuję za komentarz i klika, Szczęśliwego Nowego Roku!

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

Oczywiście? To niedobrze. A wyjawisz mi, co zdradziło wcześniej ten fakt?

W sumie sama go zdradzasz, zaraz na początku ;)

O tu:

Zostałem oszukany w wyjątkowo brutalny i obrzydliwy sposób. Czy naprawdę wystarczy być uprzejmym i elokwentnym dżentelmenem, by zdobyć bezgraniczne zaufanie innych?

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

W sumie sama go zdradzasz, zaraz na początku ;)

O tu:

Zostałem oszukany w wyjątkowo brutalny i obrzydliwy sposób. Czy naprawdę wystarczy być uprzejmym i elokwentnym dżentelmenem, by zdobyć bezgraniczne zaufanie innych?

Hmm :) No tak, ale nie napisałam w jaki sposób… Hehe :P

No dobra, trochę się zdradziłam. Następnym razem lepiej rozplanuję, w których momentach odsłaniać karty.

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

No to im Zbawiciel zrobił dobrze…

Bardzo fajna nazwa maszyny, sugestywna.

Trochę zaskoczyło mnie, że policja dotarła do gabinetu doktora dopiero po narratorze, który o poszukiwaniach przeczytał w gazecie. Co Scotland Yard robił podczas pisania tekstu, składania gazety, dostarczania do kupujących, śniadania narratora?

Babska logika rządzi!

Witaj Finkla,

 

Bardzo fajna nazwa maszyny, sugestywna.

Prawda? ;p

 

Trochę zaskoczyło mnie, że policja dotarła do gabinetu doktora dopiero po narratorze, który o poszukiwaniach przeczytał w gazecie. Co Scotland Yard robił podczas pisania tekstu, składania gazety, dostarczania do kupujących, śniadania narratora?

Policja dotarła na wezwanie odźwiernego, a nie po to, by przeszukać gabinet doktora Paula. Nie wspomniałam o tym, ale w domyśle policja była albo opieszała, jak to bardzo często bywa, albo opłacona przez Zbawiciela.

 

Dziękuję za odwiedziny, komentarz i klika :) Szampańskiego Sylwestra i wszystkiego dobrego w Nowym Roku!

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

Dzięki, nawzajem. :-)

Babska logika rządzi!

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Bardzo się cieszę, Anet :)

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

Hej!

Steampunk, Zbawiciel i święta, jestem ciekawa jak to połączysz. :)

 

Bardzo fajnie zaczynasz, notatka jest krótka, nacechowana emocjami, gdzieś w niej można wyczuć ten zawód, obrzydzenie, złość bohatera. Od razu też podkręcasz zainteresowanie tym, jak tu ten mężczyzna został oszukany.

 

atmosfera Świąt

Na pewno z dużej?

 

Na duży plus opisy przystrojonego miasta, czuć klimat, jeszcze ten padający śnieg… :)

Streszczenie z chorobą i pierścieniem – to już mniej w moim stylu. Wolę sceny.

 

wcześniej.–

Zabrakło spacji

 

Scena z doktorem, Juliette, maszyną – bardzo mi się podobała! Dodałaś nutę niepewności, kiedy Juliette dziwnie się poruszała, trochę przemyśleń bohatera, czy nadal jest zdrowa? To wszystko sprawa, że mamy niby cudowną maszynę do leczenia z cholery, ale pamiętając wstęp, wiemy, że coś jest nie tak. Tylko co? Ten haczyk rozpala wyobraźnię, chętnie odkryję tajemnicę.

 

Jeszcze co do fabuły – lubię takie pokazy, przypomniałam sobie serial „Supernatural”, gdzie pewien mężczyzna leczył z nieuleczalnych chorób i faktycznie mu się udawało, wszystkich to dziwiło, jakim cudem, a wyszło na to, że choroby przekazywał dalej, na inną osobę. Więc kogoś wyleczył, kogoś uśmiercił.

 

Świetnie wykorzystałaś motyw Zbawiciela. ;)

Umiejętnie racjonujesz napięcie.

 

nawet nie wiedziałem, że potrafię się bić.

Usunęłabym to, uderzenie kogoś w szczękę to nie jest bicie się, poza tym w tych emocjach ten fragment mniej pasuje.

 

Gdy szarpałem klamkę, pojawił się odźwierny, który coś do mnie krzyczał. Chwyciłem go za kamizelkę i zażądałem, by otworzył gabinet. Odmówił, twierdząc, że nie posiada klucza i jedyny egzemplarz należał do doktora.

Może lepiej zrobić scenę? Będzie dynamiczniej.

Wiesz, coś w stylu:

Szarpałem klamkę. Odźwierny coś do mnie krzyczał.

– Otwieraj! – Złapałem do za kamizelkę.

– Nie mam klucza, doktor posiada jedyny egzemplarz…

 

To było bardzo dziwne.

Usunęłabym, bo wiemy, że to dziwne.

 

Podbiegłem do kukły z zamiarem wyrzucenia jej zza drzwi, ale uderzyłem się o skrzynię, która kolorem zlewała się z podłogą. Zaintrygowany spojrzałem na nią i instynkt podpowiedział mi, by ją otworzyć, co natychmiast uczyniłem.

Bardziej dynamiczna wersja:

Podbiegłem do kukły z zamiarem wyrzucenia jej zza drzwi, ale uderzyłem się o skrzynię, która kolorem zlewała się z podłogą. Otworzyłem ją.

 

Poczułem ostrze w klatce piersiowej.

Hm, dość dosłowne.

 

Z minusów tej sceny: czemu doktor, tak znany i sławny, nie ma straży i tylko odźwierny pilnuje drzwi, pozwalając na wtargnięcie do gabinetu? I czemu skarby są trzymane w gabinecie w skrzyni, a nie w domu/willi/kwaterze?  

 

Na plus Juliette jako taka maszyna.

 

Oszustwo było oczywiste od początku, ale nie wiedzieliśmy, co takiego zrobił doktor, więc mnie trzymało przy tekście zainteresowanie, co to będzie. Czytało mi się naprawdę dobrze, daję klika i pozdrawiam,

Ananke

Witaj Ananke,

 

jaki wspaniały komentarz pozostawiłaś, wszystko po kolei zanalizowane, opisane, co jest dobre, co niedobre – fantastyczne!

 

atmosfera Świąt

Na pewno z dużej?

Hm… https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/swieta-czy-Swieta;1829.html

Czyli może być z dużej.

 

Streszczenie z chorobą i pierścieniem – to już mniej w moim stylu. Wolę sceny.

I masz rację, opisy spowalniają akcję. Będę miała to na uwadze następnym razem.

 

Jeszcze co do fabuły – lubię takie pokazy, przypomniałam sobie serial „Supernatural”, gdzie pewien mężczyzna leczył z nieuleczalnych chorób i faktycznie mu się udawało, wszystkich to dziwiło, jakim cudem, a wyszło na to, że choroby przekazywał dalej, na inną osobę. Więc kogoś wyleczył, kogoś uśmiercił.

Hm, może sobie obejrzę? :)

 

Świetnie wykorzystałaś motyw Zbawiciela. ;)

Dziękuję! Obawiałam się, że ten motyw jest za słabo uwydatniony…

 

Usunęłabym to, uderzenie kogoś w szczękę to nie jest bicie się, poza tym w tych emocjach ten fragment mniej pasuje.

Racja. A jeszcze wcześniej miałam kolejne zdanie, że dżentelmenom przecież nie wypada się bić, dlatego bohater nie potrafi w rękoczyny ;p Ale usunęłam właśnie z tego powodu, że w moim odczuciu spowalniało to akcję. Czyli już powoli wyczuwam takie rzeczy! :)

 

Podbiegłem do kukły z zamiarem wyrzucenia jej zza drzwi, ale uderzyłem się o skrzynię, która kolorem zlewała się z podłogą. Otworzyłem .

Tylko że wtedy nie wiadomo, czy dotyczy skrzyni czy kukły.

 

Poczułem ostrze w klatce piersiowej.

Hm, dość dosłowne.

To jest możliwe. Wiem, bo kiedyś sama poczułam.

 

Z minusów tej sceny: czemu doktor, tak znany i sławny, nie ma straży i tylko odźwierny pilnuje drzwi, pozwalając na wtargnięcie do gabinetu?

W pewnym sensie miał straż: recepcjonistę i odźwiernego.

 

I czemu skarby są trzymane w gabinecie w skrzyni, a nie w domu/willi/kwaterze?

Moim zdaniem przewożenie skarbów do domu wiązało się z ryzykiem i wolał je trzymać w gabinecie, do którego nikt nie miał dostępu.

 

Czytało mi się naprawdę dobrze, daję klika i pozdrawiam,

Bardzo się cieszę! Dziękuję za przejrzysty komentarz, klika i odwiedziny :) Również pozdrawiam serdecznie!

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

A ja na końcu przed oczami miałem jedną misję z Dishonored, więc IMO steampunk tu jest. :) Świąt trochę mniej, bo ta historia w sumie mogłaby się wydarzyć w dowolnym okresie roku. Ale w sumie gdyby jeszcze trochę bardziej to zarchaizować, to mógłbym się nabrać, że to prawdziwe XIX-wieczne opowiadanie grozy, więc chyba wyszło nieźle.

chwiała się na tej pieprzonej scenie!

Czy kulturalnemu angielskiemu dżentelmenowi przystoi takie słownictwo?

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Hej SNDWLKR,

 

Ale w sumie gdyby jeszcze trochę bardziej to zarchaizować, to mógłbym się nabrać, że to prawdziwe XIX-wieczne opowiadanie grozy, więc chyba wyszło nieźle.

Więc chyba dziękuję :)

 

chwiała się na tej pieprzonej scenie!

Czy kulturalnemu angielskiemu dżentelmenowi przystoi takie słownictwo?

Wiadomo, że nie, ale nawet najkulturalniejszy dżentelmen może się zdenerwować i przekląć, zwłaszcza po stracie ukochanej :)

 

Dziękuję za odwiedziny i pozdrawiam serdecznie!

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

atmosfera Świąt

 

Na pewno z dużej?

 

Hm… https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/swieta-czy-Swieta;1829.html

Czyli może być z dużej.

 

Hm… x2

W przytoczonym liście mamy: Oczaruj święta produktem X

i pan Jerzy Bralczyk uznaje:

Jeśli to jednak konieczne, wolałbym małą literę.

 

Bo to nie życzenie świąt, a sama atmosfera. Ale ja często mam z tym problem, dlatego napisałam, bo tak na czuja źle mi wyglądała atmosfera świąt z dużej. ;p

 

Hm, może sobie obejrzę? :)

Ooch, to długi serial. Oglądałam go jeszcze w domu rodzinnym, z siostrą, ale jest na Prime, generalnie można tylko do piątego sezonu obejrzeć. ;)

Na początku jest o dwóch braciach, którzy polują na nadnaturalne istoty. A później robi się trochę inny klimat. :) Ja polecam, ale wiesz, przy tym nie jestem obiektywna. :D

 

 

Dziękuję! Obawiałam się, że ten motyw jest za słabo uwydatniony…

Dla mnie fajne było wykorzystanie samej nazwy, bo każdy spodziewał się Chrystusa, a tu inny Zbawiciel wszedł na scenę. :)

 

Tylko że wtedy nie wiadomo, czy dotyczy skrzyni czy kukły.

Hm, ale potyka się o skrzynię… i chyba nie otwiera się kukły. ;)

 

W pewnym sensie miał straż: recepcjonistę i odźwiernego.

Ale to nie straż.

 

Moim zdaniem przewożenie skarbów do domu wiązało się z ryzykiem i wolał je trzymać w gabinecie, do którego nikt nie miał dostępu.

Ale można też przenieść w inne, bezpieczne miejsce, no albo zakopać w domu/ukryć. Wiesz, jakby lekarz obecnie dostawał łapówki i trzymał wszystkie w szufladzie w biurku…

 

Pozdrawiam :)

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Ej, ten obrazek już był!

Babska logika rządzi!

Desperackie postępowanie bohatera przywodzi mi na myśl powiedzenie tonący brzytwy się chwyta, ale całość ładnie przesiąknięta stosownym steampunkowym klimatem.

 

jed­nak mi to zbyt­nio nie prze­szka­dza­ło. → …jed­nak mnie to zbyt­nio nie prze­szka­dza­ło.

 

– … od cho­rób i cier­pie­nia… → Zbędna spacja po pierwszym wielokropku.

 

Wy­pa­dło z niej kilka kółek zę­ba­tych, try­bi­ków, śru­bek i in­nych na­rzę­dzi… → Czy kółka zębate, trybikiśrubki to na pewno narzędzia?

Proponuję: Wy­pa­dło z niej kilka kółek zę­ba­tych, try­bi­ków, śru­bek i in­nych elementów

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć ponownie Ananke,

 

Bo to nie życzenie świąt, a sama atmosfera. Ale ja często mam z tym problem, dlatego napisałam, bo tak na czuja źle mi wyglądała atmosfera świąt z dużej. ;p

No właśnie też już teraz nie wiem, dlatego na razie zostawię.

 

jest na Prime, generalnie można tylko do piątego sezonu obejrzeć. ;)

aha no to jednak nie obejrzę, nie mam Prime’a :P

 

Dla mnie fajne było wykorzystanie samej nazwy, bo każdy spodziewał się Chrystusa, a tu inny Zbawiciel wszedł na scenę. :)

Właśnie o to chodziło! Kocham oryginalne pomysły, toteż sama staram się takowe realizować.

 

Hm, ale potyka się o skrzynię… i chyba nie otwiera się kukły. ;)

Skoro jest maszyną, to czemu nie?

 

W pewnym sensie miał straż: recepcjonistę i odźwiernego.

Ale to nie straż.

Racja, dlatego napisałam w pewnym sensie. Ale który doktor ma straż? Gdyby paradował z bodyguardem, ludzie szybciej by się zorientowali, że coś jest z nim nie tak. A w momencie ucieczki nie myślał z pewnością o formowaniu specjalnej straży.

 

Ale można też przenieść w inne, bezpieczne miejsce, no albo zakopać w domu/ukryć. Wiesz, jakby lekarz obecnie dostawał łapówki i trzymał wszystkie w szufladzie w biurku…

Zgadzam się, ale to miało też podkreślić, jak bardzo doktor się spieszył z ucieczką.

 

Pozdrawiam :)

Pozdrawiam również!


 

Witam Verus, szanowne jury :)

 


 

Faktycznie ten obrazek już był, ale z pewnością tylko pełni funkcję zakładki :)

 


 

Dzień dobry regulatorzy,

 

Desperackie postępowanie bohatera przywodzi mi na myśl powiedzenie tonący brzytwy się chwyta, ale całość ładnie przesiąknięta stosownym steampunkowym klimatem.

Dziękuję bardzo :) a nie powiesz, że wykonanie mogłoby być lepsze? Czyżbym już doczekała tego dnia? :O

 

Błędy poprawione. Dziękuję serdecznie!

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

Bardzo proszę, Holly. :)

 

…a nie powiesz, że wykonanie mogłoby być lepsze?

Wykonanie zawsze może być lepsze, ale tym razem nie natknęłam się na nic szczególnego, zwłaszcza że zastosowałaś tu formę pamiętnika stylizowanego na czasy niezbyt nam bliskie i wyszło Ci to całkiem nieźle. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Wiadomo, że nie, ale nawet najkulturalniejszy dżentelmen może się zdenerwować i przekląć, zwłaszcza po stracie ukochanej

Niech będzie, ale słowo ,,pieprzyć” brzmi mi… nieco anachronicznie. :) Nie znam żadnych typowo dziewiętnastowiecznych bluzgów, ale z tym tutaj nie spotkałem się w żadnym tekście z epoki, więc w opowiadaniu, które jest w innych miejscach całkiem ładnie stylizowane, trochę mnie uderzyło. Ale, jak wspomniałem, nie jestem znawcą. [shrug]

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Reg,

 

dziękuję Ci bardzo, więc mogę uznać, że poczyniłam jakiś postęp :)

 


SNDWLKR,

 

Niech będzie, ale słowo ,,pieprzyć” brzmi mi… nieco anachronicznie. :)

Hmm… masz rację. Mnie też to irytuje w książkach, np. teraz czytam powieść historyczną Cherezińskiej o wikingach i jak widzę takie wyrażenia jak “Ja pie*dolę” czy “Ku*wa”, to robi mi się mina jak po ugryzieniu cytryny :P Nie jestem w stanie wyobrazić sobie wikinga, który krzyczy polskie i współczesne przekleństwa…

Więc, jak widać w przytoczonym przeze mnie przykładzie, wielu pisarzy ma z tym problem. Niestety nie znam dziewiętnastowiecznych przekleństw, więc na razie owe pieprzone zostawię, ale jak tylko poszerzę swoją wiedzę, poprawię to określenie.

 


 

Witam Krokus, szanowne jury ;)

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

Możesz, Holly. Postęp jest i to nie jakiś, a całkiem spory. :)

Powodzenia w dalszej pracy twórczej.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hmmm … nawet Regulatorzy …. 

"jednak zbytnio MI to nie przeszkadzało"

Ogólnie :

MNIE to zabolało – KOGO zabolało ? Mnie

MNIE to zaciekawiło – KOGO zaciekawiło ? Mnie

MNIE to kosztowało – KOGO kosztowało ? Mnie

 

Przeszkadzało MI – KOMU przeszkadzało ? Mi

Świeciło mi w oczy – KOMU świeciło w oczy ? Mi

itd

Dobrze się czytało. Historia w sumie prosta. Ludzie często, zwłaszcza w obliczu jakichś problemów ze zdrowiem bliskich osób, dają się nabrać. Zastanawia mnie tylko, po co oszust do przekrętu użył takiej skomplikowanej maszyny, jaką była Juliette?

 

Pozdrawiam

SPW, dziękuję za czujność.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy,

 

Możesz, Holly. Postęp jest i to nie jakiś, a całkiem spory. :)

I tym jednym zdaniem wlałaś we mnie tyle motywacji i radości, że nawet sobie nie wyobrażasz tej ilości :)

 


SPW,

 

dziękuję Ci za te przykłady, tak krótkim komentarzem wyjaśniłeś tę zagwozdkę :) poprawiłam z powrotem na “mi”.

 


 

AP,

 

Dobrze się czytało.

To świetnie.

 

Zastanawia mnie tylko, po co oszust do przekrętu użył takiej skomplikowanej maszyny, jaką była Juliette?

Bez tej maszyny (a raczej ozdrowieńca w oczach ludzi) przekręt mógłby nie wyjść. Widać to dobrze w tym fragmencie:

Rozległy się szmery zwątpienia, ale Paul nie stracił rezonu nawet na sekundę. Donośnym głosem jak mieczem przeciął szepty:

– Juliette, czy mogę panią prosić na scenę?

 

Pozdrawiam serdecznie!

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

Holly, jestem przekonana, że taka masa radości spotka Cię jeszcze mnóstwo razy. ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Bez tej maszyny (a raczej ozdrowieńca w oczach ludzi) przekręt mógłby nie wyjść. Widać to dobrze w tym fragmencie:

 

Rozległy się szmery zwątpienia, ale Paul nie stracił rezonu nawet na sekundę. Donośnym głosem jak mieczem przeciął szepty:

– Juliette, czy mogę panią prosić na scenę?

 

Rozumiem, że Paulowi łatwiej było skonstruować humanoidalną maszynę, która wyjdzie na scenę i skłamie, niż wynająć do tego jakąś kobietę.

No właśnie też już teraz nie wiem, dlatego na razie zostawię.

Za słownikiem:

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/swieta-bozonarodzeniowe;23044.html

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/zyczenia-swiateczne;5781.html

 

 

aha no to jednak nie obejrzę, nie mam Prime’a :P

Ja oglądałam kiedyś na CDA, no i w telewizji. ;) 

 

Właśnie o to chodziło! Kocham oryginalne pomysły, toteż sama staram się takowe realizować.

Jak dla mnie wyszło. :) 

 

Ale który doktor ma straż? 

A który doktor trzyma takie skarby w gabinecie? :) 

 

Zgadzam się, ale to miało też podkreślić, jak bardzo doktor się spieszył z ucieczką.

Hm, no to już bardziej, ale mimo wszystko ktoś tak ogarnięty, bawiący się w takie intrygi… Ciężko uwierzyć, że nie przemyślał schowania kosztowności w lepszym miejscu. ;) 

 

Pozdrawiam, 

Ananke

 

reg,

 

heart

 


AP,

 

Rozumiem, że Paulowi łatwiej było skonstruować humanoidalną maszynę, która wyjdzie na scenę i skłamie, niż wynająć do tego jakąś kobietę.

Hem. No, masz rację, ale w ogóle mi to nie przyszło do głowy podczas pisania. Od razu w mojej wyobraźni pojawiła się mechaniczna kukła.

 


 

Ananke,

 

No dobra, czyli wychodzi na to, że święta powinny być z małej.

 

A który doktor trzyma takie skarby w gabinecie? :) 

Łapówkowy! :P

 

Hm, no to już bardziej, ale mimo wszystko ktoś tak ogarnięty, bawiący się w takie intrygi… Ciężko uwierzyć, że nie przemyślał schowania kosztowności w lepszym miejscu. ;) 

To, że w jednej sferze życia był geniuszem, nie znaczy, że był w każdej. Ktoś może być geniuszem matematycznym, a w prozaicznym życiu nie umie sobie nawet zrobić obiadu na przykład ;p

Ale będę przykładać większą wagę do takich kwestii w przyszłości, dziękuję za uwagi :)

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

Witam.

Świetnie napisane opowiadanie w stylu steampunk nawiązujące do niedawnej pandemii, przypomina, że kiedyś też były epidemie i lekarstwa na nie (szczepionki).

Pozdrawiam. 

Feniks 103.

audaces fortuna iuvat

No dobra, czyli wychodzi na to, że święta powinny być z małej.

Tak głoszą słowniki. XD

 

Łapówkowy! :P

Ale łapówki zabiera się do domu, żeby właśnie nikt ich nie zobaczył. :D

 

To, że w jednej sferze życia był geniuszem, nie znaczy, że był w każdej. Ktoś może być geniuszem matematycznym, a w prozaicznym życiu nie umie sobie nawet zrobić obiadu na przykład ;p

No jasne, ale zabranie skarbów jest łatwiejsze niż ugotowanie obiadu. :D Co nie znaczy, że nie mogło mu się przytrafić takie gapiostwo, w końcu różni ludzie po świecie chodzą. ;) Ja tak pisałam odnośnie realizmu, choć – jak to mówią – prawda bywa dziwniejsza od fikcji…

Opowiadanie, choć z przewidywalną fabułą to mimo wszystko trzymające moją uwagę – byłem bardzo ciekawy, co się wydarzy.

Wydaje mi się też, że albo zbyt mocno, albo w ogóle niepotrzebnie akcentujesz, czym jest Juliette (ale w sumie nie jestem pewien co do tego…).

Samo opowiadanie jest bardzo fajnie napisane i kliknąłbym, ale już nie trzeba ;)

 

Powodzenia w konkursie ;)

Hej feniks103,

 

dziękuję za komentarz i pół punkta w głosowaniu :)

 


Witaj ponownie Ananke,

 

Łapówkowy! :P

Ale łapówki zabiera się do domu, żeby właśnie nikt ich nie zobaczył. :D

Nie zawsze, słyszałam o przypadkach, że lekarze trzymali łapówki w gabinecie właśnie :P wiesz, najciemniej pod latarnią…

 

No jasne, ale zabranie skarbów jest łatwiejsze niż ugotowanie obiadu. :D Co nie znaczy, że nie mogło mu się przytrafić takie gapiostwo, w końcu różni ludzie po świecie chodzą. ;) Ja tak pisałam odnośnie realizmu, choć – jak to mówią – prawda bywa dziwniejsza od fikcji…

Dokładnie.

 

Tobie również dziękuję za pół punkcika, pozdrawiam serdecznie :)


Cześć grzelulukas,

 

Opowiadanie, choć z przewidywalną fabułą to mimo wszystko trzymające moją uwagę – byłem bardzo ciekawy, co się wydarzy.

Bardzo mnie to cieszy.

 

Wydaje mi się też, że albo zbyt mocno, albo w ogóle niepotrzebnie akcentujesz, czym jest Juliette

Może tak być.

 

Samo opowiadanie jest bardzo fajnie napisane i kliknąłbym, ale już nie trzeba ;)

 

Powodzenia w konkursie ;)

Dziękuję Ci serdecznie, wszystkiego dobrego!

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

Może z łapówkami jest jak ze sklepową kasą – dzisiejszy utarg trzyma się na miejscu, a jak się trochę uzbiera, to zanosi się gdzie indziej… ;-)

Babska logika rządzi!

Nie zawsze, słyszałam o przypadkach, że lekarze trzymali łapówki w gabinecie właśnie :P wiesz, najciemniej pod latarnią…

Hm, ale pieniądze a klejnoty w skrzyni to trochę różnica. :D Ale tak, pewnie tacy się zdarzają. :)

 

Może z łapówkami jest jak ze sklepową kasą – dzisiejszy utarg trzyma się na miejscu, a jak się trochę uzbiera, to zanosi się gdzie indziej… ;-)

Przy pieniądzach – tak, ale przy klejnotach lepiej wynosić pojedynczo. Chyba. Choć z drugiej strony… Zawsze można do maszyny, która wszystko wyniesie. :D

Cześć, HollyHell!

Dziękuję za udział w krokusie!

Poniższy komentarz jest pisany jeszcze przed wstawieniem obrazka jurorsko-konkursowego :)

Choć wydarzenia dzieją się podczas Świąt, to one same nie są jakoś mocno osadzone w fabule. Lepiej wychodzi wykorzystanie hasła przewodniego i estetyki. Nie miałaś wiele miejsca żeby nakreślić napędzany parą świat, ale powstawiałaś tu elementy, które bardzo fajnie zagrały.

Klimat powieści przywodzi też na myśl takie wiktoriańskie opowieści o angielskich mieszcznach i szlachcie, co na pewno zaplusowało. Fabuła jest bardzo fajna, ale zgrzyta w niej jeden fakt – jakim cudem o zniknięciu doktora Paula rozpisują się już gazety, a policja nie dotarła jeszcze do jego gabinetu? Jakim cudem bohater jest tam pierwszy, skoro dowiaduje się o takiej rzeczy dopiero z gazety.

Wykonane jest bardzo fajnie – nic mnie nie raziło podczas lektury. Bardzo fajny tekst.

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Hej Krokusie,

 

Dziękuję za udział w krokusie!

Dziękuję za fajną zabawę i motywację do pisania!

 

Fabuła jest bardzo fajna, ale zgrzyta w niej jeden fakt – jakim cudem o zniknięciu doktora Paula rozpisują się już gazety, a policja nie dotarła jeszcze do jego gabinetu? Jakim cudem bohater jest tam pierwszy, skoro dowiaduje się o takiej rzeczy dopiero z gazety.

faktycznie może ten fakt zgrzytać (hehe), ale jak już wspomniałam (chyba Finkli) policja w moim zamyśle była opieszała i tylko powtarzała, że śledztwo jest w toku, a tak naprawdę nie robiła nic. Takich sytuacji w historii było i nadal jest baaardzo wiele. Za to media w poczuciu moralnego obowiązku i złości na opieszałość policji zaalarmowały od razu cały Londyn o oszuście.

 

Pozdrawiam również!

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

Cześć!

Nie czytałam wcześniej Twoich opowiadań, więc w sumie fajnie, że pierwsze z nich było świąteczne, tym bardziej, że sam koncept i steampunkowy charakter całkiem przypadły mi do gustu. Mam jednak do tekstu garść zarzutów.

Zacznę od języka – odniosłam wrażenie, że często rzucasz dość suche stwierdzenia w miejscach, w których dobrze sprawdziłby się opis. Jasne, z zasadą „show, don’t tell” jak z każdą inną da się przesadzić, ale myślę, że klimat mocno by zyskał, gdybyś w niektórych miejscach pokusiła się o jakiś obraz w imię pojedynczego słowa. Weźmy na przykład to stwierdzenie:

Przez moment chyba dziwnie się poruszała.

Jako czytelnik rozumiem od razu, że to będzie istotne. Bohatera też to zaniepokoiło i ten niepokój mógłby odbić się w atmosferze, gdyby „dziwnie” było bardziej obrazowe.

No ale, jak już przy języku jesteśmy – nie mogę nie wspomnieć o „Wkładzie Parowniku”, bo przyznam, że parsknęłam nad komputerem. Zgrabne nawiązanie.

Idąc dalej – bohaterów masz tu dość prostych, ale to nieprzesadnie kłuje w oczy, bo to nie postaciami ten tekst stoi. Jedyne, co mi przeszkadzało w tym względzie to początek, gdzie główny bohater najpierw rozwodzi się nad dekoracjami świątecznymi i stwierdza, że nawet on nie mógł się nimi zachwycić… a potem pada, że umiera mu narzeczona. No mnie się wydaje, że w takiej sytuacji to te dekoracje nie mają wielkiego znaczenia.

Temat świąt zresztą jest w opowiadaniu raczej niezbyt istotny, co niezbyt spina się z ideą konkursu – fakt, że wydarzenia mają miejsce w okresie Bożego Narodzenia nie znaczy, że tekst jest świąteczny i tutaj mi tego trochę zabrakło.

Jeżeli chodzi o świat, jak już wspomniałam, wyszedł Ci fajny, choć delikatny, steampunk, a jedyną nieścisłość dostrzegłam w siekierze trzymanej za szybą, bo tak umieszczane narzędzia wydają mi się pomysłem nowszym niż maszyny parowe.

Fabuła również, jak wspomniałam na początku, przypadła mi do gustu, pomimo swojej liniowości. Jest choroba narzeczonej, jest Londyn w czasach zarazy, jest tajemniczy lekarz, który okazuje się oszustem. Tutaj jednak też trafiła się pewna niejasność – skoro doktor Paul zniknął i pisały o tym gazety, z jakiego powodu nie przeszukano jego gabinetu? Dlaczego to narrator, który dowiedział się o wszystkim z artykułu, dotarł tam pierwszy? No i dlaczego doktor Paul zostawił skrzynię kosztowności? Ot, trochę mi to nie zagrało.

Podobnie mam mieszane odczucia odnośnie fragmentów pamiętnika na początku i na końcu – z jednej strony fajna klamra, a z drugiej nie jestem przekonana, dlaczego narrator jest przekonany, że grozi mu jakieś szczególne zagrożenie. Skoro z gabinetu lekarskiego zgarnęła go policja, na pewno nie jest jedynym człowiekiem, który wie o tym, co Paul robił. Dlaczego boi się akurat o swoje notatki? O tak głośnej sprawie przecież mogli normalnie pisać w mediach.

Chyba tyle przychodzi mi do głowy. Opowiadanie, mimo wskazanych usterek i dziur fabularnych, czytało mi się całkiem w porządku, więc trzymam kciuki za kolejne. Dzięki za przyjemną lekturę i udział w konkursie!

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Cześć Verus,

 

Zacznę od języka – odniosłam wrażenie, że często rzucasz dość suche stwierdzenia w miejscach, w których dobrze sprawdziłby się opis.

Ja jestem żółtodziób, więc o konwencji “show, don’t tell” dowiedziałam się dopiero niedawno, dzięki Tarninie :) planuję zgłębić ten temat bardziej i zwracać na niego w przyszłości uwagę.

 

Jedyne, co mi przeszkadzało w tym względzie to początek, gdzie główny bohater najpierw rozwodzi się nad dekoracjami świątecznymi i stwierdza, że nawet on nie mógł się nimi zachwycić… a potem pada, że umiera mu narzeczona. No mnie się wydaje, że w takiej sytuacji to te dekoracje nie mają wielkiego znaczenia.

Heh, faktycznie, ale gdzieś musiałam wcisnąć te święta…

Tylko jak słusznie zauważyłaś, i nie tylko Ty zresztą, widać, że te święta są wciśnięte.

 

Jeżeli chodzi o świat, jak już wspomniałam, wyszedł Ci fajny, choć delikatny, steampunk, a jedyną nieścisłość dostrzegłam w siekierze trzymanej za szybą, bo tak umieszczane narzędzia wydają mi się pomysłem nowszym niż maszyny parowe.

Też się nad tym zastanawiałam, czy to nie jest zbyt współczesne.

 

skoro doktor Paul zniknął i pisały o tym gazety, z jakiego powodu nie przeszukano jego gabinetu? Dlaczego to narrator, który dowiedział się o wszystkim z artykułu, dotarł tam pierwszy? No i dlaczego doktor Paul zostawił skrzynię kosztowności? Ot, trochę mi to nie zagrało.

Rozumiem i nie Ty jedna miałaś co do tego wątpliwości, próbowałam je rozwiać w poprzednich komentarzach.

 

Podobnie mam mieszane odczucia odnośnie fragmentów pamiętnika na początku i na końcu – z jednej strony fajna klamra, a z drugiej nie jestem przekonana, dlaczego narrator jest przekonany, że grozi mu jakieś szczególne zagrożenie. Skoro z gabinetu lekarskiego zgarnęła go policja, na pewno nie jest jedynym człowiekiem, który wie o tym, co Paul robił. Dlaczego boi się akurat o swoje notatki? O tak głośnej sprawie przecież mogli normalnie pisać w mediach.

Hm, w ogóle o tym wcześniej nie pomyślałam, racja.

 

Dziękuję za naświetlenie moich potknięć i pomoc w zmianie perspektywy, no i za bogaty komentarz, jestem bardzo wdzięczna!

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

Przyjemność po mojej stronie, mam nadzieję, że się na coś przyda. :D

 

Ja jestem żółtodziób, więc o konwencji “show, don’t tell” dowiedziałam się dopiero niedawno, dzięki Tarninie

To powodzenia tym bardziej. Polecam postarać się nie utonąć w tym koncepcie – czasami dalej można mówić, zamiast pokazywać. Sztuką jest chyba wyłapać kiedy, ale sama też jeszcze nie mam poczucia, że to ogarniam. :D

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Cytując Twój własny tekst:

Zbliżały się święta i muszę przyznać, że nawet taki przyziemny dżentelmen jak ja musiał docenić klimat i urodę wszechobecnych dekoracji.

 

Fajny tekścik generalnie:) Podoba mi się pomysł na samo opowiadanie – czyli oszust, który organizuje coś na rodzaj pokazów garnków, okazuje się tak naprawdę dealerem organów. Pod tym względem realizujesz tu rolę edukacyjną literatury, wplatając pewną przestrogę dla czytelnika:P

Klimat na plus i minus. Tak – czuć go, szczególnie w niektórych rekwizytach. Ale mam wrażenie, że dałoby się pójść dalej. Szczególnie przyszedł mi na myśl ten przykład:

Nadal milczała. I nie mrugała. Wyglądała jak kukła.

Dezorientacja okazała się silniejsza niż strach. Podszedłem i położyłem rękę na jej ramieniu. Potrząsnąłem delikatnie: usłyszałem brzdęk czegoś metalowego na podłodze.

Skierowałem tam wzrok, ale przez panujące ciemności nie mogłem niczego dostrzec. Natychmiast podbiegłem do okna, by rozsunąć draperie i wtedy znów zamarłem. Za sobą usłyszałem metaliczny głos:

– Doktor… zbawi nas…

Bałem się odwrócić. Zapadła cisza, ale tylko na chwilę.

– …od chorób i cierpienia…

Gdy usłyszałem chrobotanie i stukot obcasów, z przerażenia nie mogłem nawet oddychać. Jednak niepewność zaczęła mnie trawić tak intensywnie, że przemogłem strach i powoli się obróciłem.

Juliette otwierała usta, z których czasem wypadało jakieś słowo. Poruszała się dziwnie, jakby jej nogi zasilane były… maszyną. Zza jej pleców wydobywał się dym.

Już wtedy się domyśliłem, kim, a tak naprawdę czym, była Juliette. Słyszałem wielokrotnie o ludzkich maszynach, ale nigdy nie myślałem, że sam takową ujrzę.

Wypadło z niej kilka kółek zębatych, trybików, śrubek i innych elementów, których nawet nie umiem nazwać.

Sztuczny, mechaniczny człowiek to – mam wrażenie – coś, o czym fani fantastyki tylko czekają, żeby czytać. Taki oryginalny, bogaty, uderzający opis mógłby naprawdę zrobić wrażenie i zapaść w pamięć. Ale sama kukła i trybiki – po Twoim opisie, przynajmniej mi, ciężko jest sobie wyobrazić (o ile sam sobie nie dopowiem).

No i sama historia też jest trochę prosta, ale to aż tak nie powinno szkodzić w krótkim tekście.

Слава Україні!

Verus,

Sztuką jest chyba wyłapać kiedy, ale sama też jeszcze nie mam poczucia, że to ogarniam. :D

Dokładnie. A jedyną receptą na to jest pisać, pisać i pisać…

 

 

Golodh,

 

Fajny tekścik generalnie:) Podoba mi się pomysł na samo opowiadanie – czyli oszust, który organizuje coś na rodzaj pokazów garnków, okazuje się tak naprawdę dealerem organów. Pod tym względem realizujesz tu rolę edukacyjną literatury, wplatając pewną przestrogę dla czytelnika:P

Dziękuję, mam nadzieję, że to szczera opinia, że nie pełni jedynie roli pocieszyciela :)

 

Taki oryginalny, bogaty, uderzający opis mógłby naprawdę zrobić wrażenie i zapaść w pamięć. Ale sama kukła i trybiki – po Twoim opisie, przynajmniej mi, ciężko jest sobie wyobrazić (o ile sam sobie nie dopowiem).

A w jaki sposób to naprawić? W sensie: nad czym w takim razie Twoim zdaniem powinnam popracować?

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

Fajne :) (na lic. Anet). Muszę poczytać, co to jest steampunk, więc opowiadanie ma jeszcze dodatkowy walor edukacyjny oprócz podstawowego: “Nie dać się nabrać oszustom”. :)

Dziękuję, mam nadzieję, że to szczera opinia, że nie pełni jedynie roli pocieszyciela :)

Szczery, szczery:P

A w jaki sposób to naprawić? W sensie: nad czym w takim razie Twoim zdaniem powinnam popracować?

Kluczowy wydaje mi się ten fragment:

Juliette otwierała usta, z których czasem wypadało jakieś słowo. Poruszała się dziwnie, jakby jej nogi zasilane były… maszyną. Zza jej pleców wydobywał się dym.

Już wtedy się domyśliłem, kim, a tak naprawdę czym, była Juliette. Słyszałem wielokrotnie o ludzkich maszynach, ale nigdy nie myślałem, że sam takową ujrzę.

Wypadło z niej kilka kółek zębatych, trybików, śrubek i innych elementów, których nawet nie umiem nazwać.

Verus dobrze podpowiada, że tu brakuje zasady “show, don’t tell” i głębszego, plastycznego opisu. Więc chyba właśnie popracowałbym nad opisami:D Próbować, wprawiać się i czytać dobrych w nie autorów.

Слава Україні!

Koala75,

dziękuję, miło Cię widzieć :)

 

 

Golodh,

Verus dobrze podpowiada, że tu brakuje zasady “show, don’t tell” i głębszego, plastycznego opisu. Więc chyba właśnie popracowałbym nad opisami:D Próbować, wprawiać się i czytać dobrych w nie autorów.

Oo, to świetnie, bo właśnie nad tą koncepcją się pochylam ostatnio :) dzięki Tarninie, która podzieliła się ze mną ciekawymi artykułami. Chwała wszystkim Fantastykowiczom!

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

Nowa Fantastyka