- Opowiadanie: rustyrose - Splot Talentu i Skromności: Opowieść o Krasnoludzkim Kowalu Torkilu

Splot Talentu i Skromności: Opowieść o Krasnoludzkim Kowalu Torkilu

Ta krótka i lekka historia została napisana przeze mnie w tym roku. Generalnie uznaje ją za zamkniętą, jednakże miałem kilka pomysłów jak rozwinąć kilka wątków. Ostatecznie chciałbym w takiej wersji abyście się z tym zapoznali i wyrazili swoje zdanie.  Chciałbym tylko dodać, że błędne użycie/odmiana słów czy składnia w dialogach orka jest zamierzona.

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Splot Talentu i Skromności: Opowieść o Krasnoludzkim Kowalu Torkilu

Dawno, dawno temu, w odległej krainie pełnej gór i tajemniczych lasów, zamieszkiwał krasnolud o imieniu Torkil. Postać legendarna, znana na szerokiej przestrzeni jako utalentowany rzemieślnik, którego umiejętności w sztuce kowalstwa przechodziły wszelkie możliwe wyobrażenie. Każdy, kto słyszał o nim, zachwycał się imponującymi zdolnościami do tworzenia niezwykłych arcydzieł metalurgicznych. Jego warsztat znajdował się na uboczu w górach, w maleńkiej malowniczej wiosce. To tam, wśród potężnych oraz imponujących skał i szumów wodospadów, spędzał większość swojego czasu.

Torkil to krasnolud o imponującej posturze i mocno zbudowanym ciele. Mierzył około sto dwadzieścia centymetrów wzrostu, czyli tyle, ile powinien jak na przedstawiciela jego rasy. Szerokie ramiona i silnie umięśnione ręce świadczyły o trudach, jakich doświadczał jako kowal. Skóra lekko opalona, o barwie podobnej do ziemi, a na niej widoczne były blizny i znamiona, świadczące o latach pracy przy gorącym metalu. Posiadał charakterystyczną, gęstą i bujną brodę zdobiącą twarz. Pleciona warkoczami i związana w jednym miejscu, dodawała mu powagi i szlachetności. Włosy krótkie i ciemne, przylegające do głowy, co sprawiało, że wydawał się bardziej surowy i stanowczy. Brwi wyraziste, nadające spojrzeniu głębi i mocy. Ale to, co przyciągało uwagę innych, to głęboko osadzone, błyszczące oczy rzemieślnika. Pełne życia, mądrości i tajemniczości, wyrażały się w każdym spojrzeniu. Torkil miał szeroką twarz, z charakterystycznym kształtem dla tej rasy. Szczęki mocne, a kości policzkowe wyraźnie zarysowane. Nos lekko zadarty, co nadawało mu pewną dozę zuchwałości i zadziorności. Usta silne i pełne, krwistoczerwone czasami przekrzywione w uśmiechu, ale zawsze gotowe do wyrażenia mądrych słów lub żartu. Ubierał się w praktyczne, ale solidne ubrania. Zwykle nosił skórzaną kamizelkę i wytrzymałe spodnie, uwielbiał to ubranie, ponieważ zapewniało mu swobodę ruchów podczas pracy w warsztacie. Na nogach miał wygodne skórzane buty, chroniące go przed ostrokrawędzistymi przedmiotami.

Warsztat był skromnym pomieszczeniem, gdzie rozbrzmiewały odgłosy kowadła i tętent młotków. Codziennie rano wstawał zanim wschodziło słońce. W sercu płonęła niespożyta pasja do kowalstwa. Niezależnie od pory roku czy pogody, kowal oddawał się swojemu rzemiosłu z niezachwianą determinacją. Przed rozpoczęciem pracy, rozpalał wielkie palenisko, aby wzniecić żar wewnątrz kowadła. Kiedy ogień płonął jasno, od razu sięgał po młotek i zaczynał formować stopiony metal. Dzięki swojej wyjątkowej wiedzy i umiejętności, rzemieślnik potrafił wykuć doskonałe miecze, zbroje i narzędzia. Tworzone dzieła to nie tylko piękne przedmioty pod względem estetyki, ale przede wszystkim funkcjonalne i niezwykle trwałe rzeczy. Każdy detal, każda krzywizna i każde wyżłobienie miały swoje miejsce, tworząc harmonijne i perfekcyjne kompozycje metalu.

Torkil nie ograniczał się jedynie do wykonywania zamówień. Wyróżniał się niepohamowaną chęcią do eksperymentowania z nowymi technikami i tworzeniu unikalnych wzorów, nazywano go przez to w wiosce artystą. Warsztat zawsze wypełniony mnóstwem próbnych egzemplarzy i niedokończonych projektów, wypełniały one przestrzeń, świadcząc o niekończącej się pasji i żądzy doskonalenia swojego rzemiosła na różne sposoby. Mieszkańcy wioski, choć zachwycali się talentem rzemieślnika, nie uznawali go za zwykłego kowala. W ich umysłach egzystował bardziej jak święta postać, strażnik tradycji i strumienia wiedzy. Wszyscy, którzy pragnęli nauczyć się sztuki kowalstwa, zwracali się do niego o radę i cenne wskazówki. Ten nigdy nie odmawiał pomocy, zawsze poświęcał swój czas, aby przekazać swoje umiejętności następnemu pokoleniu kowali. Jednak praca Torkila nie należała do łatwych. Kowalstwo to ciężki kawałek chleba, wymagało ogromnej siły fizycznej i wytrzymałości. Czasami jego ręce były oparzone, a mięśnie zmęczone po całodniowym harowaniu. Lecz rzemieślnik nigdy nie skarżył się na trudy, zawsze cieszył się z każdej iskry, jaką wydobywał z metalu.

Poza ogromnym talentem do sztuki kowalstwa, trzeba wspomnieć również o wielkim, empatycznym sercu. Wielokrotnie wspierał biednych i potrzebujących w swojej społeczności, ofiarowując swoje dzieła lub pracując nad ich naprawą za darmo lub drobną przysługę. Nikt nie odszedł z warsztatu z pustymi rękami czy niewykarmiony żołądkiem. Opowieść o nim rozprzestrzeniała się poza granice krasnoludzkiej wioski. Podróżnicy i podróżniczki z odległych krain przybywali, aby zobaczyć jego niezrównane umiejętności oraz aby nabyć co najmniej jedno z niezwykłych dzieł. Torkil zyskał reputację nie tylko jako kowal, ale także jako opiekun i mistrz sztuki.

Pewnego dnia, gdy Torkil pracował w swoim warsztacie, nadszedł młody mieszkaniec wioski z ważną wiadomością. List, opatrzony oficjalną pieczęcią, przyniósł mu wieści o wielkim konkursie kowalskim, zawody miały odbyć się w stolicy królestwa. Serce Torkila zaczęło bić mocniej i szybciej, gdy przeczytał informacje dotyczące tego wydarzenia. To wieść o konkursie, na którym zmagali się najlepsi kowale z całego świata, a nagrodą miała być złota medalionowa smocza pochodnia. Rzemieślnik wiedział, że musi wziąć udział w tej epickiej rywalizacji za wszelką cenę. To nie tylko wyzwanie dla posiadanych umiejętności, ale również szansa, aby się zmierzyć z innymi utalentowanymi rzemieślnikami i poznać nowe techniki kowalstwa. Nagroda wydawała się  imponująca, ale dla niego to nie był jedyny powód, dla którego chciał wziąć udział. Pragnął udowodnić sobie, że potrafi stanąć na podium obok najlepszych. Po zapoznaniu się ze szczegółami konkursu, Torkil natychmiast zaczął przygotowywać się do tej ważnej rywalizacji. Spędził wiele dni i nocy przy palenisku, doskonaląc jeszcze bardziej swoje niesamowite umiejętności. Wykuwał najwspanialsze miecze, zbroje i ozdoby, a jego prace były bezbłędne pod względem jakości i precyzji.

Gdy zbliżał się już dzień konkursu, krasnolud zebrał najważniejsze narzędzia, towarzyszące mu przez lata oraz zapas materiałów – najlepszej jakości stal, miedź i srebro. Wraz ze swoim wózkiem wypełnionym niezbędnymi rzeczami, wyruszył w podróż przez malownicze góry i lasy.

Podczas podróży, krasnoludzki kowal nieustannie myślał o konkursie. Wyobrażał sobie przeróżne sceny, jak konkurował z innymi, a ich palące się piece i odgłosy kowadła wypełniały warsztat. W swojej wyobraźni widział piękne i imponujące dzieła, powstające pod rękami utalentowanych rzemieślników. Po kilkugodzinnej drodze dotarł wreszcie do stolicy. Widok olbrzymiego placu, na którym miały odbyć się zawody, zapierał dech w piersiach. Tłumy ludzi gromadziły się wokół, oczekując na spektakularne prezentacje mistrzów kowalstwa. Kowale z różnych krain i kultur zebrali się w tym samym miejscu, gotowi do tej epickiej rywalizacji.

Torkil dołączył do innych uczestników konkursu, ich twarze błyszczały promieniami determinacji i pasji do kowalstwa. Spośród nich znajdowało się wielu utalentowanych rzemieślników różnych ras, od elfów i orków po ludzi. Nie mógł się oprzeć podziwianiu ich talentu i umiejętności, które reprezentowali. Widział, jak elfy tworzyły lekkie i eleganckie dzieła, ukazujące połączenie ich delikatności i precyzji. Czerpał inspirację z finezji i sposobu, w jaki łączyli metal z magią. Zaprzyjaźnił się z niektórymi z uczestników, a podczas wolnych chwil dzielił się swoją wiedzą i doświadczeniem. Uczył się od elfów, jak tworzyć subtelne zdobienia i wkomponowywać wzory inspirowane naturą w swoje prace. Z kolei orkowie, korzystając z wiedzy Torkila, poznawali tajniki cięższych i bardziej wytrzymałych konstrukcji. Wymiana wiedzy, technik i pomysłów była niezwykle inspirująca dla krasnoludzkiego. Odkrywał nowe perspektywy i możliwości wzbogacające jego wiedzę. Ponad to, dzięki tym interakcjom, nawiązał silne przyjaźnie, które przetrwały poza mury konkursowej areny. Wszyscy uczestnicy konkursu mieli jedno wspólne: pasję i oddanie dla kowalstwa. Niezależnie od rasy czy pochodzenia, wszyscy włożyli serce w swoje prace i dążyli do doskonałości. Rzemieślnik podziwiał ich fascynację i doceniał różnorodność technik, reprezentowaną przez innych.

Podczas przerw od intensywnej pracy, krasnolud słuchał opowieści innych uczestników o ich kulturze, tradycjach i sposobach pracy. Dowiadywał się o niezwykłych, używanych materiałach oraz tajemniczych wzorach, charakterystycznych dla nich. Spotkanie różnych ras to dla niego nie tylko okazja do rozwoju zawodowego, ale również do poszerzenia horyzontów i zrozumienia różnorodności świata rzemieślniczego. Wspólne doświadczenie konkursu i bliska współpraca sprawiły, że Torkil czuł się częścią tej wielkiej rodziny. Choć rywalizacja była intensywna, to równocześnie stanowiła okazję do wzajemnej inspiracji. Rzemieślnik cieszył się, że mógł być częścią tego zróżnicowanego środowiska kowali i podziwiał różnorodność umiejętności, przekraczających granice rasowe i kulturowe.

Wreszcie dzień zawodów nadszedł, a atmosfera rywalizacji sięgała zenitu. Na przemian kowale prezentowali swoje najwspanialsze dzieła, demonstrując mistrzostwo oraz obycie w sztuce kowalstwa. Torkil podziwiał każde jedne wykończenie, skomplikowane wzory i precyzję wykonania. Nadszedł też moment, gdzie to właśnie on przedstawił swoje mistrzowskie dzieło sędziom. To właśnie ten decydujący moment, kiedy wszyscy zatrzymali się, by podziwiać perfekcyjne połączenie siły i delikatności, które rzemieślnik włożył w swoje dzieło. Sędziowie okazali się bezsilni wobec takiego mistrzostwa. Po całym długim dniu prezentacji i oceniania, nadszedł czas ogłoszenia wyników. Krasnolud czuł bicie serca w swojej piersi, gdy sędzia ogłosił, że złoty medalion z pochodnią smoczą trafił w ręce Torkila. To wyjątkowy  moment pełen dumy i spełnienia. Wieloletnia ciężka praca oraz pasja zostały docenione.

Po ogłoszeniu wyników konkursu, kiedy Torkil zaczynał już pakować swoje narzędzia i przygotowywać się do powrotu do swojej wioski, dostrzegł zbliżającego się do niego masywnego orka o imieniu Suragod. Ork posiadał szerokie ramiona, potężne ciało i dzikie spojrzenie, jednak w tym momencie wyrażało pewną nieśmiałość i pokorę. Suragod zbliżył się do krasnoluda, nieco niezręcznie i niepewnie. Zmarszczył brwi i przetarł ręce o swoje skórzane spodnie, wyrażając swoje zdenerwowanie. Kiedy stanął przed Torkilem, wypowiedział słowa, wydobywające się z głębi jego serca.

– Krasnoludzie Torkilu, wasza umiejętność w kowalowanie jest bezprecedensowa. Od momentu, gdy obserwowałem wasze prace na konkursie, wiedziałem, że to jest to, czym pragnę się nauczyć. Czy mogę prosić o to, abym mógł zostać waszym uczniem? – zapytał nieśmiało próbując złożyć poprawnie zdanie.

Suragod był imponującym, młodym orkiem o głęboko zielonej skórze, przywoływała przyjemne skojarzenia z gęstym lasem. Postura emanowała majestatem, a każdy ruch niósł ze sobą pewność siebie i siłę. Miał szerokie ramiona i umięśnioną sylwetkę, która odzwierciedlała lata ciężkiej pracy jako kowal. Gęsta broda opadała na piersiach i splatała się w liczne warkocze, zdobione metalowymi klamrami. Pomiędzy brodą a zielonymi oczami, można dostrzec delikatne rysy, świadczące o głębokim zrozumieniu i mądrości. Na głowie nosił skórzany hełm, dodający mu surowości i podkreślający kowalskie pochodzenie. Na hełmie można zobaczyć subtelne rysunki przedstawiające smoki i płomienie, to odzwierciedlenie jego pasji do tworzenia i siły. Ork ubierał się w masywne, skórzane kaftany i spodnie, chroniące go podczas pracy przy palenisku. Ubiór odznaczał się zdobionymi rytami i ornamentami, uzewnętrzniające ogromne zamiłowanie do kunsztu i precyzji. Zawsze nosił przy sobie zestaw narzędzi kowalskich, co stanowiło rozpoznawalny znak dla tego rzemiosła. Choć wydawał się surowy na pierwszy rzut oka, oczy emanowały niespotykaną, jak na tak brutalną rasę delikatnością i empatią. To istota o wielkim sercu i oddanym duchu. Zielone oczy ukazywały pełne życia i mądrości, odzwierciedlając pasję, jaką wkładał w swoją pracę i naukę.

Torkil zdumiony i zaskoczony tym nieoczekiwanym żądaniem, spojrzał na niego, obserwując jego szczere pragnienie i palące się oczy. Widział w nim potencjał, chociażby w samej odwadze, jaką wykazał, podchodząc do niego z taką prośbą.

– Suragodzie, twoje pragnienie nauki i rozwijania swoich umiejętności jest godne podziwu. Chętnie podzielę się swoją wiedzą z tobą i będę twoim mistrzem, ale wiedz, że to długa droga, w dodatku pełna wyzwań i trudu. Czy jesteś gotów na to? – odpowiedział, ukazując lekki uśmiech na swojej brodatej twarzy.

– Tak, jestem gotów. Wiem, że droga nie będzie łatwa, ale pragnę zdobyć umiejętności, które tylko ty, mistrzu, możesz mi przekazać – oznajmił ork, kiwając głową z zapałem.

Torkil uśmiechnął się jeszcze szerzej, widząc w Suragodzie gotowość do trudu i determinację. Wiedział, że przyjmuje odpowiedzialność za kształtowanie przyszłości młodego orka jako kowala.

– W takim razie niechaj nasza podróż rozpocznie się już teraz. Będziemy razem kształtować metal i tworzyć dzieła, które będą odbijały twoją moc i determinację – powiedział krasnolud łapiąc orka za ramię.

Suragod poczuł się pełen nadziei i ekscytacji. Wiedział, że ta decyzja zaprowadzi go na nową ścieżkę, gdzie będzie mógł rozwijać swoje umiejętności pod okiem tak utalentowanego i doświadczonego kowala jak Torkil. Wspólnie wyruszyli w drogę, otwierając nowy rozdział w życiu orka jako krasnoludzkiego ucznia.

Rzemieślnik powrócił z kompanem do swojej malowniczej wioski jako zwycięzca, ale nie zapomniał o tym, co go wyróżniało – skromności i chęci dzielenia się wiedzą. Mieszkańcy wioski witali go okrzykami i oklaskami, ale dla niego najważniejsze było podzielenie się swoimi doświadczeniami z innymi kowalami i inspiracją, którą czerpał z konkursu. Nikt z miasta nie zdziwił się widokiem orka u boku ich legendarnego kowala, każdy miał przekonanie, że przyszedł po naukę i faktycznie mieli rację.

Konkurs kowalski przyniósł rzemieślnikowi nie tylko nagrodę, ale również wiele nowych przyjaźni, inspiracji oraz ucznia. To właśnie ten istotny punkt zwrotny w życiu krasnoluda sprawił, że kipiąca pasja do kowalstwa ożyła jeszcze mocniej. Kowal kontynuował swoje twórcze dzieło, wykuwając niezwykłe przedmioty, ale tym razem z jeszcze większym zapałem i pewnością siebie.

Ich podróż ukazywała ogrom nauki, wymagających treningów i inspirujących rozmów. Mistrz przekazywał uczniowi swoje umiejętności, podkreślając wagę cierpliwości, precyzji i wytrwałości. Suragod natomiast wkładał całe swoje serce i siłę w każde uderzenie młotka, próbując naśladować mistrza. Lata upływały, a ork stawał się coraz bardziej biegłym kowalem. Prace zaczęły emanować mocą i indywidualnością. Wiedział, że to właśnie owoc ciężkiej pracy, ale także troskliwej opieki i wsparcia, jakie otrzymywał od swojego mistrza. Suragod wiedział, że to dzięki Torkilowi odnalazł swoje prawdziwe powołanie, talenty i pasję. Zawdzięczał mu wiele, dlatego że krasnolud uwierzył w niego, dał szansę i podzielił się swoimi umiejętnościami. Ich związek mistrza i ucznia przerodził się w trwałą przyjaźń, opartą na wzajemnym szacunku i zrozumieniu. Krasnoluda przepełniała duma ze swojego czeladnika i widział w nim dziedzica swojego kowalskiego dziedzictwa. Suragod to żywy dowód na to, że przekazywanie wiedzy i umiejętności może zmieniać życie innych ludzi, dając im możliwość odkrycia ich prawdziwego potencjału.

Niespodziewanie, podczas jednej z chłodniejszych nocy Torkil, zawsze pełny energii i siły, nagle zaczął odczuwać silne osłabienie. Początkowo ignorował te objawy, myśląc, że to tylko przejściowe zmęczenie. Jednak stan zdrowia stopniowo pogarszał się z każdym wschodem słońca. Tracił apetyt, miał trudności z oddychaniem i gorączkę, która go nie opuszczała. Uczeń oraz mieszkańcy z wioski, widząc pogarszający się stan kowala, niepokojąco patrzyli w możliwą przyszłość. Zdecydowali się wezwać do wioski lekarza, aby zbadał go i ustalił przyczynę złego samopoczucia. Medyk, doświadczony krasnolud o imieniu Hargrim, przybył praktycznie natychmiast. Przeprowadził dokładne badanie rzemieślnika, słuchając jego opisów objawów i analizując z sumiennością puls oraz oddech pacjenta.

– Torkil, wiesz, że jesteś ciężko chory? Twoje ciało jest osłabione przez niezidentyfikowaną infekcję, to coś atakuje twoje płuca. Musisz być poddany intensywnemu leczeniu. To będzie trudna walka, ale jestem pewien, że twój hart ducha pomoże ci się przez to przebrnąć – rzekł Hargrim, wydając swoją diagnozę.

Kowal słuchał słów lekarza ze smutkiem i niepokojem. Nigdy nie spodziewał się, że choroba tak mocno go dotknie. Czuł w głębi strach o swoje życie, ale wiedział, że musi być silny, nie tylko dla siebie, ale i dla tych, którzy go kochali. Zgodził się bez dyskusji leczenie, wierząc w umiejętności Hargrima i własną determinację.

– Nie martw się mistrzu, będę działał i wykonywał pracę w Twoim imieniu – powiedział cicho Suragod z troską z oczach.

Rzemieślnikowi spadł kamień z serca, jego uczeń pracował już tyle lat u niego, a jeszcze nigdy nie dał mu całkowicie wolnej ręki, teraz nadeszła odpowiednia pora. Mijały dni, które zamieniły się w tygodnie, a tygodnie w miesiące, a Torkil nieustannie walczył z chorobą. Narażony na nieustający ból, cierpienie i niepewność co do przyszłości, zastanawiał się co będzie, jeżeli przegra tą walkę. Jednak w tym ciężkim czasie nie był sam. Przyjaciele, rodzina i pomagierzy  na zmianę stali obok, dając mu wsparcie i otuchę. Hargrim również nie opuszczał kowala ani na chwilę. Stale analizował jego stan, dostosowując leczenie do zmieniających się potrzeb. Lekarz z niepoliczalnymi pokładami nadziei zaparcie wierzył, że kowal wygra tę walkę i wróci do zdrowia.

Po wielu miesiącach walki, kiedy Torkil zdawał się odzyskiwać siły i wracać do zdrowia, nadszedł przerażający moment. Mimo wszystkich wysiłków, nie udało się powstrzymać postępu choroby, zajmującą umięśnione ciało. Z ogromnym smutkiem i żalem musiano stawić czoła nieuchronnemu. kowal przegrał walkę z chorobą. Wiadomość o jego śmierci rozprzestrzeniła się szybko po wiosce i okolicy, a żal oraz smutek ogarnęły wszystkich, którzy go znali i kochali. Warsztat rzemieślnika, niegdyś tętnił życiem i dźwiękami młotka, stał teraz pusty i pełen żalu. Krasnoludzi płakali i szlochali, tracąc nie tylko utalentowanego kowala, ale również ukochanego kolegę. Suragod, wierny uczeń, załamał się. Mistrz był dla niego mentorem i przyjacielem, który wyznaczył mu nową drogę w życiu. Teraz czuł jak pustka i niezapełnione miejsce już nigdy nie zostanie odbudowane w jego sercu. W trudnych chwilach ork wspierał innych, starając się godnie nosić dziedzictwo Torkila. Przejął w spadku narzędzia i zaczął przekazywać umiejętności nabyte od mentora kolejnym pokoleniom kowali. Nowe, orkowe prace były hołdem dla mistrza, a każdy stworzony przedmiot miał w sobie kawałek duszy krasnoludzkiego kowala.

Suragod, pogrążony w żałobie po stracie jedynego autorytetu i przyjaciela, postanowił uczcić pamięć zmarłego w sposób wyjątkowy. Wykorzystując wszelkie nabyte umiejętności kowalskie, stworzył przed warsztatem ogromny i wspaniały posąg, będący hołdem dla tak wybitnej osobistości, jak Torkil. Posąg miał formę krasnoluda o imponujących proporcjach. Każdy szczegół z niesłychaną starannością został wymodelowany, od szczegółów związanych z krasnoludzką kulturą i tradycjami po delikatne rysy twarzy Torkila. Nowy rzemiecha poświęcił wiele godzin, aby oddać charakter i ducha swojego mistrza. Posąg został wykonany z najwyższej jakości metalu, ork ze starannością dokładnie wszytko dopasował i połączył, tak jak mistrz łączył elementy przy swoim palenisku. Metal zyskał nowe życie, stając się wizualnym wyrazem talentu i pasji Torkila, pozostając w sercach wszystkich, mających okazję przyjemność go poznać. Cały posąg emanował majestatem i powagą. Ręce Torkila trzymały młotek i kowadło, narzędzia symbolizowały rzemieślnicze dziedzictwo tego geniusza. Każdy detal, od brody po skomplikowane zdobienia na stroju, wiernie odzwierciedlały mistrza. Gdy posąg został ukończony, Suragod ustawił go na postumencie przed warsztatem i umieścił nagrodę z konkursu, gdzie poznał swojego przewodnika w świecie metalurgii. To wyjątkowy moment, w którym wszyscy mieszkańcy krasnoludzkiej wioski zobaczyli dzieło zielonoskórego orka. Ich oczy wypełniły się łzami wzruszenia i dumy, patrząc na to wspaniałe i monumentalne przedstawienie Torkila. Posąg stał się symbolem i pamiątką dla całej społeczności. Krasnoludowie i inni rzemieślnicy z pobliskich krain przybywali, aby zobaczyć to niesamowite dzieło sztuki. Goście z daleka składali pod posągiem kwiaty oraz rozmaite narzędzia, w ten sposób chcieli pokazać szacunek wobec arcymistrza. Wszyscy byli pod wrażeniem precyzji i talentu, jakie nowy już kowal włożył w stworzenie posągu. Każdy, kto przechodził obok, czuł się poruszony i pełen szacunku. To nie tylko zwykły posąg, ale wyraz głębokiego uznania dla osoby, traktowanej jak bóg wśród kowali. Torkil pozostał w sercach i umysłach ludzi jako ikona kowalstwa i przykład tego, czym można osiągnąć, łącząc talent, pasję i poświęcenie. Suragod, patrząc na swoje dzieło, czuł dumę i smutek jednocześnie. Poczucie dumy wynikało z możliwości oddania hołdu swojemu mistrzowi w tak wyjątkowy sposób. Jednak smutek go otaczał, zdając sobie sprawę, że Torkil nie mógł już być obecny, aby podziwiać to razem z nimi.

Wieść o zdumiewających umiejętnościach kowalskich Suragoda, nowego orkowego kowala, rozniosła się szybko na świat, przyciągając uwagę rzemieślników z różnych zakątków krainy. Jednak to dwaj orkowie, byli najbardziej zainteresowani staniem się uczniami Suragoda. Nazur i Gromok przybyli do warsztatu w wiosce, pełni entuzjazmu i z nieukrywanym podziwem w oczach. Ich postury i zadziornie wyglądające twarze zdradzały ich orkową naturę, ale ich serca i umysły pragnęły zgłębić sztukę kowalstwa i uczyć się od mistrza. Suragod przywitał ich z uśmiechem, widząc w nich to samo pragnienie i pasję, jakie kiedyś płonęły w nim samym, gdy został uczniem Torkila. Rozmawiali przez wiele godzin, wymieniając się historiami i doświadczeniami, które przyniosły ich do warsztatu Suragoda.

– Słyszeliśmy o twoich zdolnościach i sukcesach jako kowal. Chcemy nauczyć się od ciebie, abyśmy też mogli stworzyć piękne i potężne przedmioty. Prosimy, przyjmij nas jako swoich uczniów – wyznał Gromok, patrząc swoimi ognistymi oczami na kowala.

– Tak, Suragod. Zobaczyliśmy twoje dzieła i jesteśmy pełni podziwu. Chcielibyśmy, abyś nas nauczył sztuki kowalstwa i przekazał nam swoją mądrość. Bądź naszym mistrzem – kontynuował Nazur.

Ork zobaczył w ich oczach iskrę determinacji i pragnienie nauki. Odczuwał niespotykaną wdzięczność za to zaufanie. Przypomniał sobie swoje własne początki i jak wielką rolę odegrał krasnoludzki kowal w jego życiu. Teraz miał szansę przekazać swoją wiedzę i umiejętności innym. Rozpierała go duma, że przedstawiciele tej samej rasy chcą się od niego uczyć.

– Nazur, Gromok, wasza determinacja i pasja są godne uznania. Przyjmuję was z radością jako swoich uczniów. Będziemy razem kształtować metal i tworzyć piękno, które będzie odbijało waszą siłę i determinację – rzekł Suragod z głębokim szacunkiem i pewnością.

Przybyli orkowie spojrzeli na siebie z radością, wiedząc, że ich życie właśnie przybrało nowy kierunek. To początek ich kowalskiej podróży pod skrzydłami Suragoda. Czuli w sobie iskrę nadziei i ogromną wdzięczność za to, że mieli taką okazję. W następnych miesiącach mistrz wprowadzał ich w tajniki kowalstwa. Wpajał im cierpliwość, precyzję i umiejętność harmonijnego połączenia siły z delikatnością. Uczył ich technik formowania metalu, jak tworzyć trwałe i piękne zdobienia, a przede wszystkim dawał im przestrzeń do rozwijania ich własnego stylu i wyrazu. Fakt, że wszyscy byli tej samej rasy pomagał im w komunikacji oraz relacjach. Orkowie stali się dla siebie rodziną, jednakże Suragod cały czas mocno podkreślał, że ich prawdziwym mistrzem zawsze będzie Torkil. Miasteczko miało teraz trzech niezwykłych orędowników, teraz to oni kontynuowali pracę poprzedniego boga kowalstwa i przekazywali jego ducha dalej. Ich historia była o tym, jak jedna osoba może wpływać na życie innych, jak uczniowie stają się mistrzami, a pasja przekształca się w dziedzictwo.

Koniec

Komentarze

To już trzecie Twoje opowiadanie, które w krótkim czasie publikujesz. Super!

Jednak już na wstępie widać, że występują w nim te same błędy, co w dwóch poprzednich, a które wskazali Ci czytelnicy. Nie poprawiłeś ich we wcześniejszych tekstach i nie wziąłeś sobie naszych uwag do serca, bo powielasz je ponownie.

– „Nie martw się mistrzu, będę działał i wykonywał pracę w Twoim imieniu.” – powiedział cicho Suragod z troską z oczach.

To przykład.

 

Odpuszczę sobie to opko, bo najwyraźniej nie interesuje Cię nasza opinia i poświęcony Ci czas. Szkoda! Lubię pomagać, ale tylko wtedy, gdy autor z tej pomocy korzysta. Powodzenia!

@M.G.Zanadra

Nad tamtymi tekstami powoli pracuję. Wolę na spokojnie poprawić coś, niż na szybko wrzucić poprawki z kolejnymi/innymi błędami. W historii o druidzie wrzuciłem kilka poprawek. :)

Czy w podanym przykładzie chodziło Ci o coś innego niż cudzysłów? (Bo to już poprawiłem w tekście.)

Jako, że ten tekst jest jednym, ze świeższych to chciałbym usłyszeć co Cię tutaj gryzie, o ile oczywiście zmienisz zdanie i zdecydujesz się przeczytać. :)

W przykładzie kropka jest także błędem, bo po niej występuje komentarz dialogowy odpaszczowy, pisany z małej litery, więc dlaczego stawiasz kropkę?

Zajrzyj do poradników. Tam wszystko jest opisane.

 

Kliknij we mnie, a pomogę!

 

Będzie Ci ciężko pracować nad trzema opowiadaniami w tym samym czasie, więc popraw jedno i przejdź do publikowania następnych. Jesteś już świadom, że dialogi zapisuje się w inny sposób, więc kolejne opublikowane przez Ciebie opowiadanie powinno być wolne od tej wady. Nie jest.

Spójrz także na teksty innych użytkowników i na komentarze pod nimi (zwłaszcza Tarniny i reg). Dużo nauczysz się na błędach innych.

Pozwól nam cieszyć się fabułą i podziwiać Twoją wyobraźnię, a nie męczyć się z powielanymi błędami, bo to zniechęca do zaglądania do Ciebie.

Powodzenia!

PS: Daj znać, jak przeredagujesz opowiadanie. Chętnie je wtedy przeczytam ;)

Witaj.

Popieram zdanie M. G. Zanadra; i ja chętnie przeczytam tekst po jego starannym poprawieniu.

 Szybkie publikowanie tu kolejnych opowiadań, powielających błędy poprzednich, które do tej pory nie zostały poprawione, nie cieszy się uznaniem, bo czytelnik nie wie, po co ma wypisywać usterki, skoro pozostają bez echa, a przeszkadzają w lekturze. 

Przebiegłam wzrokiem całość i faktycznie – powielasz ciągle te same błędy. W jakim celu publikujesz tak szybko nowy tekst, którego wcześniej sam nie przejrzałeś? Masz tu np. mnóstwo powtórzeń. Zauważ – wyraz “jego” jest użyty aż 72 razy(!) , czasem – zdanie po zdaniu. Podobnie jest z “był” – 92 razy, często – tuż obok siebie. Przeczytaj sobie na głos powoli każde zdanie, wyłap błędy, popraw, jeszcze raz, i jeszcze raz, sprawdź całość i dopiero potem publikuj. Tak postępuje tu każdy z nas. Jako Autor odpowiadasz nie tylko za treść, ale i za stan językowy Twojego opowiadania – ono jest przecież Twoją wizytówką. 

Powodzenia, pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Fajne opowiadanko, zwięźle napisane

@M.G.Zanadra i @bruce

Postarałem się ograniczyć powtórzenia i poprawiłem składnię w kilku miejscach w oparciu o wasze wskazówki. Dzięki, że tak surowo podchodzicie do moich tekstów. :)

 

@Kazik12

Dzięki bardzo, miło mi z tego powodu. :)

@M.G.Zanadra i @bruce

Postarałem się ograniczyć powtórzenia i poprawiłem składnię w kilku miejscach w oparciu o wasze wskazówki. Dzięki, że tak surowo podchodzicie do moich tekstów. :)

 

Drogi Rustyrose, nawet sobie nie wyobrażasz, jak ja surowo podchodzę nade wszystko do … własnych tekstów. :) A pomocne rady i poprawki staram się wypisywać zawsze. :) To nie jest czepialstwo i złośliwość, tak tego nie traktuj; każdy z nas czeka pod swym tekstem na komentarze, które pomogą ulepszyć opowiadanie. Szlifowanie warsztatu prowadzi do samych sukcesów, których Ci życzę. :)

Dziękuję, na pewno dziś jeszcze poczytam z przyjemnością Twoje opowiadanie. :)

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Witaj.

 

Przykładowe uwagi, sugestie oraz wątpliwości odnośnie spraw językowych (do przemyślenia):

Zastanawia mnie, czy tak wiele wielkich liter na początku wyrazów powinno być w tytule…

 

Każdy, kto słyszał o nim, zachwycał się imponującymi zdolnościami do tworzenia niezwykłych arcydzieł metalurgicznych. Jego warsztat znajdował się na uboczu w górach, w maleńkiej malowniczej wiosce. To tam, wśród potężnych oraz imponujących skał i szumów wodospadów, spędzał większość swojego czasu. Torkil to krasnolud o imponującej posturze i mocno zbudowanym ciele. – ten fragment nieco zgrzyta stylistycznie, do tego aż trzykrotnie użyłeś w nim przymiotnika „imponującego”

 

Torkil miał szeroką twarz, z charakterystycznym kształtem dla tej rasy. – zgrzyta mi wyrażenie „twarz z kształtem”

Usta silne i pełne, krwistoczerwone (przecinek?) czasami przekrzywione w uśmiechu, ale zawsze gotowe do wyrażenia mądrych słów lub żartu.

Przed rozpoczęciem pracy, (zbędny przecinek?) rozpalał wielkie palenisko, aby wzniecić żar wewnątrz kowadła.

Wyróżniał się niepohamowaną chęcią do eksperymentowania z nowymi technikami i tworzeniu unikalnych wzorów, nazywano go przez to w wiosce artystą. – tu się posypała składnia zdania – albo chciałeś napisać „w tworzeniu”, albo „i tworzenia”

Ten nigdy nie odmawiał pomocy, zawsze poświęcał swój czas, aby przekazać swoje umiejętności następnemu pokoleniu kowali. – powtórzenie

Wielokrotnie wspierał biednych i potrzebujących w swojej społeczności, ofiarowując swoje dzieła lub pracując nad ich naprawą za darmo lub drobną przysługę. – powtórzenie

Nikt nie odszedł z warsztatu z pustymi rękami czy niewykarmiony żołądkiem. – styl i chyba literówka (lub brak części zdania?)

 

 

Bardzo często niepotrzebnie powielasz wyraz „swój/swoje” (ponad 50 razy!) itp., tworząc mnóstwo powtórzeń, które można spokojnie pominąć, np.:

Wraz ze swoim wózkiem wypełnionym niezbędnymi rzeczami, wyruszył w podróż przez malownicze góry i lasy. – wiadomo, że to jego wózek

W swojej wyobraźni widział piękne i imponujące dzieła, powstające pod rękami utalentowanych rzemieślników. – tu także zrozumiałym jest, czyja to wyobraźnia

Zmarszczył brwi i przetarł ręce o swoje skórzane spodnie, wyrażając swoje zdenerwowanie. – oba wyrazy są zbędne

 

Spośród nich znajdowało się wielu utalentowanych rzemieślników różnych ras, od elfów i orków po ludzi. – zgrzyta styl

Widział, jak elfy tworzyły lekkie i eleganckie dzieła, ukazujące połączenie ich delikatności i precyzji. Czerpał inspirację z finezji i sposobu, w jaki łączyli metal z magią. – do kogo odnosi się wyraz „łączyli”?

Ponad to, dzięki tym interakcjom, nawiązał silne przyjaźnie, które przetrwały poza mury konkursowej areny. – ortograficzny – w tym kontekście zdecydowanie razem

 

Nadszedł też moment, gdzie to właśnie on przedstawił swoje mistrzowskie dzieło sędziom. To właśnie ten decydujący moment, kiedy wszyscy zatrzymali się, by podziwiać perfekcyjne połączenie siły i delikatności, które rzemieślnik włożył w swoje dzieło. Sędziowie okazali się bezsilni wobec takiego mistrzostwa. – mnóstwo powtórzeń w tak niewielkim cytacie; tak jest w wielu innych fragmentach, zatem pod tym kątem wato jeszcze całość prześledzić i nanieść poprawki

 

– Krasnoludzie Torkilu, wasza umiejętność w kowalowanie jest bezprecedensowa. Od momentu, gdy obserwowałem wasze prace na konkursie, wiedziałem, że to jest to, czym pragnę się nauczyć. Czy mogę prosić o to, abym mógł zostać waszym uczniem? – zapytał nieśmiało (przecinek?) próbując złożyć poprawnie zdanie. – tu dość mądrze wybrnąłeś, bo wypowiedź jest pełna błędów, szczególnie powtórzeń… :))

 

Suragod był imponującym, młodym orkiem o głęboko zielonej skórze, (tu brak części zdania lub – błąd składniowy) przywoływała przyjemne skojarzenia z gęstym lasem.

Miał szerokie ramiona i umięśnioną sylwetkę, która odzwierciedlała lata ciężkiej pracy jako kowal. – styl

Zielone oczy ukazywały pełne życia i mądrości, odzwierciedlając pasję, jaką wkładał w swoją pracę i naukę. – brak części zdania i składniowy błąd

 

Torkil (przecinek?) zdumiony i zaskoczony tym nieoczekiwanym żądaniem, spojrzał na niego, obserwując jego szczere pragnienie i palące się oczy. Widział w nim potencjał, chociażby w samej odwadze, jaką wykazał, podchodząc do niego z taką prośbą.

– Suragodzie, twoje pragnienie nauki i rozwijania swoich umiejętności jest godne podziwu. Chętnie podzielę się swoją wiedzą z tobą i będę twoim mistrzem, ale wiedz, że to długa droga, w dodatku pełna wyzwań i trudu. – za dużo zaimków: „niego/jego”, „swoje” i „twoje/moje”

 

To wyjątkowy (za dużo spacji)  moment pełen dumy i spełnienia. Wieloletnia ciężka praca oraz pasja zostały docenione.

 

Suragod to żywy dowód na to, że przekazywanie wiedzy i umiejętności może zmieniać życie innych ludzi, dając im możliwość odkrycia ich prawdziwego potencjału. – istot?

Uczeń oraz mieszkańcy z wioski, widząc pogarszający się stan kowala, niepokojąco patrzyli w możliwą przyszłość. – stylistycznie

Twoje ciało jest osłabione przez niezidentyfikowaną infekcję, to coś atakuje twoje płuca. Musisz być poddany intensywnemu leczeniu. To będzie trudna walka, ale jestem pewien, że twój hart ducha pomoże ci się przez to przebrnąć – rzekł Hargrim, wydając swoją diagnozę. – za dużo zaimka „to” i „twój”

– Nie martw się mistrzu, będę działał i wykonywał pracę w Twoim imieniu – powiedział cicho Suragod z troską z oczach. – w dialogach formy grzecznościowe zapisujemy małymi literami

Narażony na nieustający ból, cierpienie i niepewność co do przyszłości, zastanawiał się co będzie, jeżeli przegrawalkę. – gramatyczny – błędna odmiana wyrazu

Przyjaciele, rodzina i pomagierzy  na zmianę stali obok, dając mu wsparcie i otuchę. – pierwszy raz (i ostatni) dopiero tu wspominasz o jego rodzinie; wcześniej opisywałeś styl życia, wygląd, upodobania, ale niczego nie pisałeś o krewnych – kim byli? ; jakie mieli imiona?, kto to?

 

Lekarz z niepoliczalnymi pokładami nadziei zaparcie wierzył, że kowal wygra tę walkęwróci do zdrowia. Po wielu miesiącach walki, kiedy Torkil zdawał się odzyskiwać siły i wracać do zdrowia, nadszedł przerażający moment. Mimo wszystkich wysiłków, nie udało się powstrzymać postępu choroby, zajmującą umięśnione ciało. – powtórzenia; ostatnie zdanie ma błędną konstrukcję

Z ogromnym smutkiem i żalem musiano stawić czoła nieuchronnemu. kowal przegrał walkę z chorobą. – czy w środku ma być ta kropka i potem nowe zdanie? – czemu jest od małej litery?, czy tam ma być przecinek?

Warsztat rzemieślnika, niegdyś tętnił życiem i dźwiękami młotka, stał teraz pusty i pełen żalu. – zgrzyta styl – czy warsztat może „stać pełen żalu”?

Każdy szczegół z niesłychaną starannością został wymodelowany, od szczegółów związanych z krasnoludzką kulturą i tradycjami po delikatne rysy twarzy Torkila. – powtórzenie; te „delikatne rysy” nie bardzo mi pasują do wcześniejszego opisu brodacza:

„Torkil miał szeroką twarz, z charakterystycznym kształtem dla tej rasy. Szczęki mocne, a kości policzkowe wyraźnie zarysowane. Nos lekko zadarty, co nadawało mu pewną dozę zuchwałości i zadziorności. Usta silne i pełne, krwistoczerwone czasami przekrzywione w uśmiechu(…)”.

Metal zyskał nowe życie, stając się wizualnym wyrazem talentu i pasji Torkila, pozostając w sercach wszystkich, mających okazję (brak części zdania) przyjemność go poznać.

Gdy posąg został ukończony, Suragod ustawił go na postumencie przed warsztatem i umieścił nagrodę z konkursu, gdzie poznał swojego przewodnika w świecie metalurgii. – składniowy i stylistyczny

Torkil pozostał w sercach i umysłach ludzi jako ikona kowalstwa i przykład tego, czym można osiągnąć, łącząc talent, pasję i poświęcenie. – składniowy – czemu „czym”, a nie „co”?

Jednak smutek go otaczał, zdając sobie sprawę, że Torkil nie mógł już być obecny, aby podziwiać to razem z nimi. – zdanie znowu ma niepoprawna konstrukcję – wynika z niego, że to smutek (podmiot zdania) zdawał sobie sprawę

Wieść o zdumiewających umiejętnościach kowalskich Suragoda, nowego orkowego kowala, rozniosła się szybko na świat, przyciągając uwagę rzemieślników z różnych zakątków krainy. – czy wieść może „się roznieść szybko na świat”?

Jednak to dwaj orkowie, byli najbardziej zainteresowani staniem się uczniami Suragoda. – styl

Ich postury i zadziornie wyglądające twarze zdradzały ich orkową naturę, ale ich serca i umysły pragnęły zgłębić sztukę kowalstwa i uczyć się od mistrza. Suragod przywitał ich z uśmiechem, widząc w nich to samo pragnienie i pasję, jakie kiedyś płonęły w nim samym, gdy został uczniem Torkila. Rozmawiali przez wiele godzin, wymieniając się historiami i doświadczeniami, które przyniosły ich do warsztatu Suragoda. – powtórzenia – w tym: trzy razy „ich” w jednym zdaniu!

– Słyszeliśmy o twoich zdolnościach i sukcesach jako kowal. – to zdanie też ma złą konstrukcję

 

Cóż… tekst mnie pokonał… Nie zdołam odszukać i wypisać w tak krótkim opowiadaniu, już przecież poprawianym przez Ciebie, tylu błędów… Musisz jeszcze wiele pracy włożyć w tworzenie zdań, na razie są zbyt proste, a jednocześnie – niepoprawne stylistycznie oraz składniowo. Nie publikuj stale nowych tekstów, pracuj nad starymi, bo tylko ciągle powielasz wcześniejsze usterki.

Pozdrawiam serdecznie, powodzenia. :)

Pecunia non olet

Cóż, Rustyrose, jest tu zalążek pewnego pomysłu, ale zajmującej historii to ja tutaj nie znalazłam. Wielka szkoda, że zamiast przedstawić czytelnikowi ciekawe koleje losu Torkila, ograniczyłeś się do dość dokładnego opisu jego wyglądu i stroju, po czym skupiłeś się na wielokrotnym powtarzaniu pochwał talentu krasnoluda, jego charakteru i nietuzinkowych umiejętności.

Udział w konkursie mógł być ciekawym doświadczeniem, ale napisałeś tylko, że przyjechał do miasta, zaprzyjaźnił się z innymi uczestnikami, po czym wygrał zawody, bo był najlepszym kowalem. Na koniec zgodził się przyjąć ucznia, którego wykształcił najlepiej jak umiał.

Wykonanie, co stwierdzam z ogromną przykrością, pozostawia bardzo wiele do życzenia i walnie przyczyniło się do nie najlepszego odbioru tekstu. Mam wrażenie, Rustyrose, że może zainteresować Cię ten wątek: http://www.fantastyka.pl/loza/17

Mam nadzieję, że Twoje przyszłe opowiadania będą ciekawsze i zdecydowanie lepiej napisane.

 

Po­stać le­gen­dar­na, znana na sze­ro­kiej prze­strze­ni… → Postać znana na szerokiej przestrzeni czego?

Proponuję: Po­stać le­gen­dar­na, znana w bliższej i dalszej okolicy

 

za­chwy­cał się im­po­nu­ją­cy­mi zdol­no­ścia­mi… → Słowo imponujące, moim zdaniem, brzmi zbyt współcześnie.

Proponuję: …za­chwy­cał się wyjątkowymi zdol­no­ścia­mi

 

Jego warsz­tat znaj­do­wał się… → Warsztat kowala to kuźnia.

 

To tam, wśród po­tęż­nych oraz im­po­nu­ją­cych skał… → Komu i czym imponowały skały?

A może wystarczy: To tam, wśród po­tęż­nych skał

 

spę­dzał więk­szość swo­je­go czasu… → Zbędny zaimek – czy mógł spędzać cudzy czas?

 

Tor­kil to kra­sno­lud o im­po­nu­ją­cej po­stu­rze i mocno zbu­do­wa­nym ciele. → Nadużywasz słowa imponujący.

Proponuję: Tor­kil był mocno zbudowany – jego postura wzbudzała respekt.

 

Mie­rzył około sto dwa­dzie­ścia cen­ty­me­trów wzro­stu… → Skąd w świecie Torkila znano system metryczny???

Zajrzyj tutaj: Dawne_jednostki_miar_i_wag

 

Po­sia­dał cha­rak­te­ry­stycz­ną, gęstą i bujną brodę zdo­bią­cą twarz.Gęsta i bujna to synonimy, znaczą to samo.

 

Ple­cio­na war­ko­cza­mi… → Warkoczami nie można niczego pleść.

Pewnie miało być: Zapleciona w warkocze

 

do­da­wa­ła mu po­wa­gi i szla­chet­no­ści. Włosy krót­kie i ciem­ne, przy­le­ga­ją­ce do głowy, co spra­wia­ło, że wy­da­wał się bar­dziej su­ro­wy i sta­now­czy. Brwi wy­ra­zi­ste, na­da­ją­ce spoj­rze­niu… → Nie brzmi to najlepiej.

 

na­da­ją­ce spoj­rze­niu głębi i mocy. Ale to, co przy­cią­ga­ło uwagę in­nych, to głę­bo­ko osa­dzo­ne, błysz­czą­ce oczy rze­mieśl­ni­ka. → Powtórzenie. Czy oczy rzemieślnika różnią się od oczu innych krasnoludów?

 

błysz­czą­ce oczy rze­mieśl­ni­ka. Pełne życia, mą­dro­ści i ta­jem­ni­czo­ści, wy­ra­ża­ły się w każ­dym spoj­rze­niu. → W jaki sposób oczy wyrażają się spojrzeniu?

 

Tor­kil miał sze­ro­ką twarz, z cha­rak­te­ry­stycz­nym kształ­tem dla tej rasy. → A może: Tor­kil miał sze­ro­ką twarz, o kształcie charakterystycznym dla swojej rasy.

 

Usta silne i pełne… → Na czym polega siła ust?

 

Warsz­tat był skrom­nym po­miesz­cze­niem, gdzie roz­brzmie­wa­ły od­gło­sy ko­wa­dłatę­tent młot­ków. → Kowadło to żelazna lub stalowa podstawa, na której obrabia się przedmiot podczas kucia ręcznego; kowadło nie wydaje odgłosów. Tętent to odgłos wydawany przez biegnące zwierzęta czy ludzi; młotek nie tętni.

Proponuję: Warsz­tat był skrom­nym po­miesz­cze­niem, gdzie roz­brzmie­wa­ły od­gło­sy kuciastukot młot­ków.

 

kowal od­da­wał się swo­je­mu rze­mio­słu z nie­za­chwia­ną de­ter­mi­na­cją. → Zbędny zaimek – czy oddawałby się cudzemu rzemiosłu?

 

roz­pa­lał wiel­kie pa­le­ni­sko, aby wznie­cić żar we­wnątrz ko­wa­dła. → Obawiam się, że kowadło nie ma wnętrza, w którym można wzniecić żar.

https://pl.wikipedia.org/wiki/Kowad%C5%82o_(narz%C4%99dzie)

 

Dzię­ki swo­jej wy­jąt­ko­wej wie­dzy… → Kolejny zbędny zaimek.

 

two­rząc har­mo­nij­ne i per­fek­cyj­ne kom­po­zy­cje me­ta­lu. → Nie znam się na kowalstwie, ale wydaje mi się, że kompozycje można tworzyć z metalu lub w metalu; kompozycja dwóch lub kilku metali to chyba stop.

 

Warsz­tat za­wsze wy­peł­nio­ny mnó­stwem prób­nych eg­zem­pla­rzy i nie­do­koń­czo­nych pro­jek­tów, wy­peł­nia­ły one… → Powtórzenie.

 

za­wsze po­świę­cał swój czas… → Zbędny zaimek.

 

aby prze­ka­zać swoje umie­jęt­no­ści… → Można kogoś czegoś nauczyć, ale obawiam się, że nie można komuś przekazać swoich umiejętności.

 

Nikt nie od­szedł z warsz­ta­tu z pu­sty­mi rę­ka­mi czy nie­wy­kar­mio­ny żo­łąd­kiem. → Czy dobrze rozumiem, że Torkil wykarmiał głodnych żołądkiem?

A może miało być: Nikt nie od­szedł z warsz­ta­tu z pu­sty­mi rę­ka­mi ani głodny.

 

przy­by­wa­li, aby zo­ba­czyć jego nie­zrów­na­ne umie­jęt­no­ści… → Można zobaczyć efekty czyichś umiejętności, ale nie wydaje mi się, by można zobaczyć umiejętności.

 

Pew­ne­go dnia, gdy Tor­kil pra­co­wał w swoim warsz­ta­cie… → Zbędny zaimek.

 

się  im­po­nu­ją­ca… → Jedna spacja wystarczy.

 

Wy­obra­żał sobie prze­róż­ne sceny, jak kon­ku­ro­wał z in­ny­mi, a ich pa­lą­ce się piece i od­gło­sy ko­wa­dła wy­peł­nia­ły warsz­tat. → To ma się dopiero wydarzyć, więc: Wy­obra­żał sobie prze­róż­ne sceny konkurowania z in­ny­mi, ich rozpalone piece i od­gło­sy młotów wypełniające warsz­tat.

 

W swo­jej wy­obraź­ni wi­dział… → Zbędny zaimek.

 

dzie­ła, po­wsta­ją­ce pod rę­ka­mi uta­len­to­wa­nych rze­mieśl­ni­ków. → Dzieła mogą wychodzić spod rąk mistrzów, ale dzieła wykonuje się rękami, nie pod nimi.

Proponuję: …dzie­ła wykonywane rę­ka­mi uta­len­to­wa­nych rze­mieśl­ni­ków.

 

ich twa­rze błysz­cza­ły pro­mie­nia­mi de­ter­mi­na­cji i pasji do ko­wal­stwa. → Chciałabym móc zobaczyć pro­mie­nie de­ter­mi­na­cji i pasji.

Proponuję: …ich twa­rze promieniowały de­ter­mi­na­cją i pasją ko­wal­stwa.

 

Spo­śród nich znaj­do­wa­ło się wielu uta­len­to­wa­nych→ Wśród nich znaj­do­wa­ło się wielu uta­len­to­wa­nych

 

Za­przy­jaź­nił się z nie­któ­ry­mi z uczest­ni­ków… → Przybył przed chwilą i już się zdążył zaprzyjaźnić?

 

dzie­lił się swoją wie­dzą i do­świad­cze­niem. → Zbędny zaimek.

 

i wkom­po­no­wy­wać wzory in­spi­ro­wa­ne na­tu­rą w swoje prace. → A może: …i dekorować wykonywane prace wzorami in­spi­ro­wanymi na­tu­rą.

 

Od­kry­wał nowe per­spek­ty­wy i moż­li­wo­ści wzbo­ga­ca­ją­ce jego wie­dzę. → Zbędny zaimek.

Proponuję: Od­kry­wał nowe per­spek­ty­wy i moż­li­wo­ści, wzbo­ga­ca­ją­c przy tym wie­dzę.

 

Ponad to, dzię­ki tym in­te­rak­cjom… → To słowo, jako zbyt współczesne, nie powinno znaleźć się w opowiadaniu.

Proponuję: Ponadto, dzię­ki zawartym znajomościom

 

przy­jaź­nie, które prze­trwa­ły poza mury kon­kur­so­wej areny. → Dość koślawe zdanie.

Proponuję: …przy­jaź­nie, które trwa­ły nawet po zakończeniu konkursu.

 

Wszy­scy uczest­ni­cy kon­kur­su mieli jedno wspól­ne: pasję i od­da­nie dla ko­wal­stwa. → Raczej: Wszystkich uczestników kon­kur­su łączyło jedno – pasja i od­da­nie ko­wal­stwu.

 

Tor­kil po­dzi­wiał każde jedne wy­koń­cze­nie… → Tor­kil po­dzi­wiał każde wy­koń­cze­nie

 

Nad­szedł też mo­ment, gdzie to wła­śnie on przed­sta­wił… → Piszesz o momencie, czyli czasie, nie miejscu, więc: Nad­szedł też mo­ment, kiedy to wła­śnie on przed­sta­wił

 

Kra­sno­lud czuł bicie serca w swo­jej pier­si… → Czy dookreślenie jest konieczne – czy mógł czuć bicie cudzego serca w miejscu innym niż pierś?

Proponuję: Kra­sno­lud czuł przyspieszone bicie serca

 

wy­jąt­ko­wy  mo­ment… → Jedna spacja wystarczy.

 

do­strzegł zbli­ża­ją­ce­go się do niego ma­syw­ne­go orka o imie­niu Su­ra­god. Ork po­sia­dał sze­ro­kie ra­mio­na, po­tęż­ne ciało i dzi­kie spoj­rze­nie… → W pierwszy, zdaniu już napisałeś, że ork jest masywny, więc niepotrzebnie powtarzasz te informacje w drugim zdaniu,

Proponuję: …do­strzegł zbli­ża­ją­ce­go się do niego ma­syw­ne­go orka o imie­niu Su­ra­god i dzi­kim spoj­rze­niu

 

prze­tarł ręce o swoje skó­rza­ne spodnie… → Zbędny zaimek.

 

słowa, wy­do­by­wa­ją­ce się z głębi jego serca. → Zbędny zaimek.

 

wasza umie­jęt­ność w ko­wa­lo­wa­nie jest bez­pre­ce­den­so­wa. → To słowo w ustach orka brzmi fatalnie.

Proponuję: …wasza umie­jęt­ność w ko­wa­lo­wa­nie jest niezwykła/ niesłychana/ niespotykana/ niebywała/ zadziwiająca.

 

or­kiem o głę­bo­ko zie­lo­nej skó­rze, przy­wo­ły­wa­ła przy­jem­ne sko­ja­rze­nia z gę­stym lasem. → …or­kiem o intensywnie zie­lo­nej skó­rze, przy­wo­łującej przy­jem­ne sko­ja­rze­nia z gę­stym lasem.

 

Miał sze­ro­kie ra­mio­na i umię­śnio­ną syl­wet­kę… → Już to napisałeś, powtarzanie jest zbędne.

 

Gęsta broda opa­da­ła na pier­siach i spla­ta­ła się w licz­ne war­ko­cze, zdo­bio­ne me­ta­lo­wy­mi klam­ra­mi. → Piersi mają kobiety, mężczyźni mają pierś. Broda sama nie splecie się w warkocze.

Proponuję: Gęsta broda, spleciona w liczne warkocze ozdo­bio­ne me­ta­lo­wy­mi klam­ra­mi, opa­da­ła na tors

 

de­li­kat­ne rysy, świad­czą­ce o głę­bo­kim zro­zu­mie­niu i mą­dro­ści. → Delikatne rysy świadczące o zrozumieniu czego? Czy na pewno rzeczone rysy świadczą o zrozumieniu i mądrości?

 

Na gło­wie nosił skó­rza­ny hełm… → Czy dookreślenie jest konieczne – czy mógł nosić hełm w innym miejscu, nie na głowie?

 

Zie­lo­ne oczy uka­zy­wa­ły pełne życia i mą­dro­ści… → Co pełne życia i mądrości ukazywały oczy?

 

Tor­kil zdu­mio­ny i za­sko­czo­ny tym nie­ocze­ki­wa­nym żą­da­niem spoj­rzał na niego, ob­ser­wu­jąc jego szcze­re pra­gnie­nie i pa­lą­ce się oczy. → Ork nie żądał, on grzecznie poprosił. Czy oba zaimki są konieczne – wszak wiemy, na kogo patrzy.

Proponuję: Tor­kil, spojrzał zdu­mio­ny i za­sko­czo­ny nieoczekiwaną prośbą i w roziskrzonych oczach dostrzegł szcze­re pra­gnie­nie.

 

twoje pra­gnie­nie nauki i roz­wi­ja­nia swo­ich umie­jęt­no­ści… → Zbędny zaimek.

 

Chęt­nie po­dzie­lę się swoją wie­dzą z tobą i będę twoim mi­strzem… → A może wystarczy: Chęt­nie po­dzie­lę się wie­dzą z i będę twoim mi­strzem

 

od­po­wie­dział, uka­zu­jąc lekki uśmiech na swo­jej bro­da­tej twa­rzy. → Czy istniała możliwość, aby uśmiech pojawił się w innym miejscu, nie na twarzy? Poza tym czytelnik wie, że był brodaty.

Proponuję: …od­po­wie­dział, lekko się uśmiechając.

 

Tor­kil uśmiech­nął się jesz­cze sze­rzej… → Torkil nie mógł uśmiechnąć się jeszcze szerzej, albowiem wcześniej uśmiechał się lekko, nie szeroko.

 

Bę­dzie­my razem kształ­to­wać metal i two­rzyć dzie­ła, które będą od­bi­ja­ły… → Powtórzenie.

 

każdy miał prze­ko­na­nie, że przy­szedł po naukę… → …każdy był przekonany, że przy­szedł po naukę

 

Su­ra­god na­to­miast wkła­dał całe swoje serce i siłę… → Zbędny zaimek.

 

i wspar­cia, jakie otrzy­my­wał od swo­je­go mi­strza. → Zbędny zaimek.

 

Su­ra­god wie­dział, że to dzię­ki Tor­ki­lo­wi od­na­lazł swoje praw­dzi­we po­wo­ła­nie, ta­len­ty i pasję. → Zbędny zaimek. Talentu się nie odnajduje – talent się ma albo nie.

Proponuję: Su­ra­god wie­dział, że to dzię­ki Tor­ki­lo­wi od­na­lazł praw­dzi­we po­wo­ła­nie, rozwinął ta­len­t i pasję.

 

i po­dzie­lił się swo­imi umie­jęt­no­ścia­mi. → Można kogoś czegoś nauczyć, ale nie można podzielić się umiejętnościami.

 

Kra­sno­lu­da prze­peł­nia­ła duma ze swo­je­go cze­lad­ni­ka i wi­dział w nim dzie­dzi­ca swo­je­go ko­wal­skie­go dzie­dzic­twa. → Nadmiar zaimków.

Proponuję: Krasnolud był bardzo dumny z czeladnika i wi­dział w nim następcę.

 

Uczeń oraz miesz­kań­cy wio­ski, wi­dząc po­gar­sza­ją­cy się stan ko­wa­la, nie­po­ko­ją­co pa­trzy­li moż­li­wą przy­szłość.Uczeń i miesz­kań­cy wio­ski, wi­dząc po­gar­sza­ją­cy się stan ko­wa­la, z niepokojem pa­trzy­li w przy­szłość.

 

Twoje ciało jest osła­bio­ne przez nie­zi­den­ty­fi­ko­wa­ną in­fek­cję, to coś ata­ku­je twoje płuca. → Skąd krasnolud znał słowo infekcja? Zbędne zaimki.

Proponuję: Jesteś osłabiony przez chorobę, która zajęła płuca.

 

Mu­sisz być pod­da­ny in­ten­syw­ne­mu le­cze­niu. → A może wystarczy: Mu­sisz się leczyć. Lub: Musisz o siebie zadbać.

 

że twój hart ducha po­mo­że ci się przez to prze­brnąć… → …że hart ducha po­mo­że ci przez to prze­brnąć

 

rzekł Har­grim, wy­da­jąc swoją dia­gno­zę. → Zbędny zaimek.

 

Zgo­dził się bez dys­ku­sji le­cze­nie… → Pewnie miało być: Zgo­dził się bez dys­ku­sji na le­cze­nie

 

będę dzia­łał i wy­ko­ny­wał pracę w Twoim imie­niu… → …będę dzia­łał i wy­ko­ny­wał pracę w twoim imie­niu

Zaimki piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

jego uczeń pra­co­wał już tyle lat u niego, a jesz­cze nigdy nie dał mu cał­ko­wi­cie wol­nej ręki… → Czy dobrze rozumiem, że uczeń nigdy nie dał mistrzowi wolnej ręki?

Proponuję: …Su­ra­god terminował od tylu lat, a jeszcze nigdy nie dostał całkowicie wolnej ręki

 

co bę­dzie, je­że­li prze­gra walkę. → …co bę­dzie, je­że­li prze­gra walkę?

 

Jed­nak w tym cięż­kim cza­sie nie był sam.Jed­nak w tym trudnym cza­sie nie był sam.

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Ciezko-a-trudno;19058.html

 

Przy­ja­cie­le, ro­dzi­na i po­ma­gie­rzy  na zmia­nę stali obok… → Słowo pomagierzy, jako zbyt współczesny potocyzm, nie powinno znaleźć się w tym opowiadaniu. Jedna spacja wystarczy.

Proponuję: Przy­ja­cie­le, ro­dzi­na i po­mocnicy czuwali na zmia­nę

 

Le­karz z nie­po­li­czal­ny­mi po­kła­da­mi na­dziei za­par­cie wie­rzył… → A może: Lekarz nie tracił nadziei i nieodparcie wierzył

 

wygra tę walkę i wróci do zdro­wia.

Po wielu mie­sią­cach walki, kiedy Tor­kil zda­wał się od­zy­ski­wać siły i wra­cać do zdro­wia… → Powtórzenia.

 

nie udało się po­wstrzy­mać po­stę­pu cho­ro­by, zaj­mu­ją­cą umię­śnio­ne ciało. → Czy po kilku miesiącach wyczerpującej choroby krasnolud na pewno ciągle miał umięśnione ciało?

Proponuję: …nie udało się po­wstrzy­mać po­stę­pu cho­ro­by, wyniszczającej ciało.

 

nie­uchron­ne­mu. kowal prze­grał walkę z cho­ro­bą. → Postawiwszy kropkę, kolejne zdanie zaczynamy wielką literą. Chyba że zamiast kropki miał być przecinek.

 

Warsz­tat rze­mieśl­ni­ka, nie­gdyś tęt­nił ży­ciem i dźwię­ka­mi młot­ka, stał teraz pusty i pełen żalu. → W jaki sposób coś puste może być jednocześnie pełne? Czy na pewno żal wypełnił warsztat?

A może: Warsz­tat rze­mieśl­ni­ka, nie­gdyś tęt­niący ży­ciem i dźwię­ka­mi młot­ka, stał teraz pusty.

 

sta­ra­jąc się god­nie nosić dzie­dzic­two Tor­ki­la. → Dziedzictwa się nie nosi.

Proponuję: …sta­ra­jąc się god­nie naśladować/ zastąpić Tor­ki­la.

 

Nowy rze­mie­cha po­świę­cił wiele go­dzin… → Ten potocyzm również nie ma prawa bytu w opowiadaniu.

 

po­zo­sta­jąc w ser­cach wszyst­kich, ma­ją­cych oka­zję przy­jem­ność go po­znać. → Czy tu aby nie miało być: …po­zo­sta­jąc w ser­cach wszyst­kich, ma­ją­cych oka­zję i przy­jem­ność go po­znać.

 

umie­ścił na­gro­dę z kon­kur­su, gdzie po­znał swo­je­go prze­wod­ni­ka… → …umie­ścił na­gro­dę z kon­kur­su, w czasie którego po­znał swo­je­go prze­wod­ni­ka

 

Tor­kil po­zo­stał w ser­cach i umy­słach ludzi jako ikona ko­wal­stwa… → Skąd krasnoludy wiedziały, co to ikona?

 

przy­kład tego, czym można osią­gnąć… → …przy­kład tego, co można osią­gnąć

 

Jed­nak smu­tek go ota­czał, zda­jąc sobie spra­wę, że Tor­kil nie mógł już być obec­ny… → W jaki sposób smutek mógł zdawać sobie sprawę z czegokolwiek?

A może miało być: Jed­nak wypełniał go smutek, bo zda­wał sobie spra­wę, że Tor­kila już nie ma

 

roz­nio­sła się szyb­ko na świat… → …roz­nio­sła się szyb­ko po świecie

 

Ich po­stu­ry i za­dzior­nie wy­glą­da­ją­ce twa­rze zdra­dza­ły ich or­ko­wą na­tu­rę, ale ich serca i umy­sły pra­gnę­ły zgłę­bić sztu­kę ko­wal­stwa i uczyć się od mi­strza. Su­ra­god przy­wi­tał ich z uśmie­chem, wi­dząc w nich to samo pra­gnie­nie i pasję, jakie kie­dyś pło­nę­ły w nim samym… → Nadmiar zaimków.

 

pa­trząc swo­imi ogni­sty­mi ocza­mi na ko­wa­la. → Zbędny zaimek.

 

Przy­po­mniał sobie swoje wła­sne po­cząt­ki i jak wiel­ką rolę ode­grał kra­sno­ludz­ki kowal w jego życiu. Teraz miał szan­sę prze­ka­zać swoją wie­dzę i umie­jęt­no­ści innym. Roz­pie­ra­ła go duma, że przed­sta­wi­cie­le tej samej rasy chcą się od niego uczyć. → Nadmiar zaimków.

 

Miasteczko miało teraz trzech niezwykłych orędowników, teraz to oni… → Kiedy wioska przeistoczyła się w miasteczko? Powtórzenie.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Po uwagach Reg i wcześniejszych (których nie wykorzystałeś) nie będę swoich pisał. Mimo wszystko przeczytam do końca. Przeczytałem. Niestety nie porwało. Oczekiwałem czegoś więcej niż głównie wychwalanie pasji rzemieślnika-artysty.

Mam w zasadzie identyczne zdanie jak Reg – historia zaczyna się od zupełnie niepotrzebnego i nudnego opisu krasnoluda oraz jego cech. Potem konkurs kowalski, opisany zdawkowo i nie wzbudzający w czytelniku żadnych emocji. Dalej jakaś enigmatyczna infekcja.

Wszystko to jest jakieś takie bez głębi, opisane po łebkach, bazujące na ogólnikach – bez szczegółów świata przedstawionego, bez tła społecznego oraz bez prawdziwej fabuły – z konflikatami i emocjami.

No i błędy… Każdy je popełnia, istotne jest mocne postanowienie poprawy ;)

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Nowa Fantastyka