Stary Tip zerknął na młodego Tapa, który taszczył Wielkim Tunelem Europejskim dziesiąty już chyba wór.
– Co to jest?
– Zabawa – odparł zadyszany Tap. – Zobaczysz, tato, wygram Igrzyska Psikusowe!
Igrzyska Psikusowe to najważniejsze wydarzenie sportowe w Chochliczym Świecie. Trwają cały rok, co miesiąc przyznawany jest brązowy Korzeń Miesiąca, a potem, kiedy minie rok, srebrny Korzeń Roku. Pewnym utrudnieniem jest to, że w Chochliczym Świecie od stuleci trwa spór o to, czy dostosowywać miarę czasu do warunków zewnętrznych, czyli Świata Ludzi, czy też trwać przy starożytnych miarach. Srebrne Korzenie przyznawane są w związku z tym niezwykle rzadko, na pewno nie co rok. Ludzki. Nie możemy jednakowoż rozwodzić się nad tym dłużej, bo Tap już dociągnął worek do Wyjścia znajdującego się przy Starej Studni Na Zakręcie.
– Co jest w tych workach? – zapytała mała Miti.
Spróbowała zajrzeć do jednego z nich, ale magia, którą zabezpieczył je Tap, trzymała mocno.
– Akurat ci powiem – odciął się młody. – Żebyś mnie zmałpowała i odebrała mi zwycięstwo?
– Pff – Miti wydęła usteczka, poruszyła bardzo spiczastymi uszkami, które stanowiły przedmiot zazdrości okolicznych chochliczek, po czym pokazała Tapowi język.
Stary Tip westchnął ciężko. Wiedział, że Miti smali cholewki do Tapa. Nie był przeciwny: w końcu jego prapraprapra-i może jeszcze trochę-babka miała na imię Muti. Ale to było dawno, nawet jak na chochlicze miary czasu. Niemniej pokazywać język? Miti miała naprawdę poważne zamiary.
Tap tymczasem rzucił worek obok pozostałych, po czym zanurkował z powrotem do Tunelu i tyle go widzieli.
W czasie, kiedy młody Tap podróżuje w sobie tylko wiadome miejsce po kolejny worek z psikusową zawartością, powiedzmy, że Tunel nie jest wcale takim tunelem, jaki sobie wyobrażacie. To cały wielki kompleks, z mnóstwem odnóg i osiedlami Chochlików, domami towarowymi, a nawet kolejką górską. Po prostu Chochliczy Świat, znajdujący się pod Ludzkim, i mający z nim połączenia w różnych dziwnych miejscach.
Teraz zaś możemy zrobić mały przeskok i zobaczyć, co przydarzyło się Tapowi w drodze powrotnej, kiedy taszczył aż dwa worki psikusów. Zanim jednak to uczynimy, dodajmy, że najważniejszą cechą Chochliczego Świata jest jego nieprzewidywalność. Dorosły Chochlik umie trzymać się wyznaczonej linii czasoprzestrzennej, młodszym jednak zdarzają się dziwne przygody. Tak właśnie było w przypadku Tapa.
Wyrósł przed nim nagle ogromny kształt. A potem tupnął nogą. Kształt tupnął najpierw, ale Tap nie pozostał mu dłużny i tupnął również.
– Kim jesteś i co robisz w Chochlikowym Świecie? – zawołał.
Tamten odpowiedział chrząknięciem i tupnięciem.
Tapowi nie pozostawało nic innego jak uciec się do magii. Nie był w niej bardzo wprawny, udało mu się jednak przestawić własne zmysły na to, jak odbierają świat Wielkie Kształty. Tylko że to nic nie dało, bo ten Kształt myślał całkowicie inaczej niż wszystko, co znał młody Tap, więc nic nie zrozumiał.
W czasie, kiedy Tap rozważa, czy zdoła się dowiedzieć, czym jest Wielki Kształt, dodajmy, że przestawianie zmysłów działa świetnie, kiedy Chochlik spotyka się z czymś, co pochodzi mniej więcej z jego czasów. Albo przynajmniej z czasów jego pra-pra-i tak dalej-babki albo dziadka, ważne żeby taka osoba żyła i jej myśli krążyły w Tunelu. Ale dosyć, bo Tap właśnie coś wymyślił, wypada więc do niego wrócić.
– Jesteś starszy od moich żyjących pra-pra-i tak dalej-przodków – oznajmił. – Czyli że zabłądziłem w czasoprzestrzeni! Ale ponieważ przypominasz mi jaszczurkę, a jesteś trochę straszny, nazwę cię Dinozaurem, zgoda?
Tap oczywiście znał grekę, ponieważ jego ileś razy pra-dziadek urodził się w czasach, kiedy na górze ten język był popularny, i nadal cieszył się znakomitym zdrowiem, co zawdzięczał licznym wygranym w Psikusowych Igrzyskach, albowiem, co zapomnieliśmy nadmienić, moc Chochlika rośnie wraz z punktami zdobytymi w tych zawodach.
Tamten odpowiedział chrząknięciem i tupnięciem. Tap uznał to za zgodę.
– Dobra, Dinozaurze, zabiorę cię z sobą – powiedział. – Będziesz doskonałym psikusem!
Ponieważ magia imion należy do najważniejszych elementów Chochliczej Magii, stwór, który dopiero co był Ogromnym Kształtem, a sam siebie określił za pomocą chrząknięcia i tupnięcia, nie miał wielkiego wyboru. Musiał udać się za istotą, która nadała mu imię, całkowicie przez przypadek zbieżne z tym, jak nazwali go ludzie z góry. A może nie całkiem przez przypadek? Tap znalazł kiedyś zgubioną w lesie Encyklopedię, która stała się jego największym skarbem. Niewykluczone więc, że Straszne Jaszczurki biegały w jego pamięci.
– Ty całkowicie zwariowałeś – oznajmił Stary Tip.
Tap pomyślał, że tato chyba naprawdę się starzeje, skoro przestał rozumieć psikusy.
Mijały dni. Tap nosił worki, Tip się dziwił, Miti podrywała Tapa, a Dinozaur przechadzał się po Tunelu i od czasu do czasu ze zdumieniem odkopywał kości własnych pobratymców. Po jakimś czasie zaczęło do niego docierać, że tym razem on wyskoczył z własnej czasoprzestrzeni, markotniał więc, aż zebrała się nawet Rada Chochlicza Okręgu Jury, by rozważyć, jak pocieszyć Dinozaura. Ewentualnie jak go odesłać we własny kawałek czasoprzestrzeni.
Tap wciąż nosił worki.
Dinozaur zjadł jeden z worków, co stało się przyczyną kolejnej narady. Usiłowano dociec, co mogło być w workach, że zainteresowało gastronomicznie Dinozaura. Ponieważ jednak nikt nie wiedział, co na co dzień w swoim zakątku czasoprzestrzeni jadał Dinozaur, narada zakończyła się zapisaniem do protokołu, że nie osiągnięto porozumienia.
Mijały kolejne dni i w końcu Tap przestał nosić worki.
Wyjaśnijmy, że na górze nastała zima, więc cokolwiek Tap nosił w workach, przestało najwyraźniej być dostępne. A może Tap się znudził.
Pierwszego dnia Nowego Roku (tego na górze, bo na dole trwała dysputa, jaki jest dzień roku i którego) Tap zaczął otwierać worki i szybko zrobiła się z tego poważna afera.
Dzień po otwarciu worka i wysypaniu jego zawartości na Zakręt Koło Starej Studni dostał list polecony. Spanikował i nie otwierał go przez następne dwa dni, ale poza tym też nic nie robił, więc nie pogarszał swojej sytuacji. Nie poprawiał jej też, jako że nie zyskiwał punktów psikusowych.
Trzeciego dnia Tip otwarł list syna i zbladł. Tap został wezwany przed oblicze Wielkiego Chochlika, a to oznaczało kłopoty.
Chochliki mają skomplikowany ustrój polityczny, w którym odbijają się niczym w lustrze wszystkie zmiany zachodzące na górze. Możecie sobie wyobrazić.
– Pamiętasz, jakie jest pierwsze przykazanie Igrzysk i Psikusowania? – ryknął Wielki Chochlik.
– Pri… pri… primum nonno… non no… nocere – wybełkotał Tap, bo doskonale wiedział.
To pierwsza lekcja, jakiej udziela się Chochlikom. Wszystkim. Chyba że jakiś rodzic zapomni. Ale to nie był przypadek Tipa i Tapa, którego zostawiliśmy trzęsącego portkami i uszami przed Wielkim Chochlikiem. Aby nie przedłużać: kłopot był w tym, że z powodu psikusa Tapa – przedniego, niewątpliwie – kilka samochodów jadących przez Zakręt Koło Starej Studni wpadło w poślizg i wylądowało w rowie.
– Masz szczęście, smarkaczu, że nikt nie zginął! – ryczał dalej Wielki Chochlik.
Po czym zakazał dalszego rozsypywania mokrych liści na szosie.
– Tu jest las iglasty! – grzmiał. – Co za głupota, żeby tachać tu liście!
– Wy… wybacz, o Wie.. Wielki i Przed… wieczny Wład… co – wydukał Tap.
Wielki Przedwieczny Władca jest hiperbolą, ponieważ dziedziczni Królowie Chochlików są wybierani w wolnych elekcjach, w których uczestniczyć mogą jedynie Chochliki, które uzyskały pełnoletniość. Kalkulacja pełnoletniości jest problematyczna z powodu niejasnej rachuby lat, w związku z czym elektorów nie jest zbyt wielu.
– Wybaczam, ale oby było to ostatni raz! – warknął Wielki Chochlik. – Co ci do durnego łba strzeliło?
Tap rozłożył bezradnie ręce.
– Magia imion? – powiedział cicho, ale przynajmniej już się nie jąkał. – Tu Jura i tam Jura. Tam liście, a tu brak liści. Ludzie ślizgają się na liściach, to zabawne. No więc przyniosłem. Rozsypałem.
– Na stromym zakręcie! – Wielki Chochlik pogroził młodemu palcem. – Za karę odbieram ci wszystkie punkty psikusowania!
To największa kara dla chochlików, zwłaszcza młodych, które ciężko pracują na swój pierwszy korzonek. Zapłakał więc Tap i smętnie powlekł się do domu.
W domu usiadł i smętnie patrzył, jak Dinozaur pożera kolejne worki liści. Wiedział, że szybko nie odzyska prowadzenia punktowego. Nie miał szans na żaden Korzeń, a bez tego Miti pewnie przestanie go podrywać. Już nigdy nie zobaczy zieloniutkiego, szpiczastego języczka…
I mogło tak się stać, że Tap zasmuci się na śmierć, a Dinozaur pożre wszystkie liście, gdyby nagle nie gruchnęła wieść, że w świecie ludzi wybuchła wojna. Tap siedział i smęcił, Dinozaur zostawił chwilowo worki, bo dostał czkawki, a ze wszystkich stron spływały wieści o strasznych wydarzeniach w ludzkim świecie.
„Po pierwsze nie szkodzić” – myślał Tap. I wtedy błysnęła mu genialna myśl.
– Szkodzenie szkodnikom nie jest szkodzeniem, prawda? – zwrócił się do Dinozaura.
Stwór w odpowiedzi czknął głośno, co Tap uznał za potaknięcie.
Nie opowiedziawszy się ojcu, wskoczył na grzbiet Dinozaura, załadował wszystkie pozostałe worki i pognał szybkim truchtem na wschód, gdzie przez następne dni zajmował się rozsypywaniem mokrych liści pod nogami, kołami i gąsienicami szkodników.
A kiedy wrócił…
Kiedy wrócił, wszystkie jurajskie Chochliki wyległy na jego powitanie, ponieważ mają telewizję i na kanale Psikus24 oglądały wyczyny Tapa.
– Witaj, bohaterze! – zakrzyknął Wielki Chochlik, a w jego ręku coś błysnęło.
I stało się tak, że Tap dostał Złoty Korzeń, Dinozaur wielki zapas świeżych liści znoszonych z całej Europy, a Miti oświadczyła się Tapowi. Do ślubu wiózł ich Dinozaur, który na lepszej diecie pozbył się czkawki. I poślizgnął się na ostatnim pozostałym w okolicy liściu, co uznano za dobry omen dla nowożeńców.
Dinozaur zaś zbudował sobie dom z kości pobratymców, żeby poczuć się choć troszkę bardziej jak we własnej czasoprzestrzeni.