Tańcowała igła z nitką, igła – pięknie, nitka – brzydko.
Na razie brzydko, potem będzie pięknie, kiedy wszystkie ślady łączeń znikną. Ostatni szew i voilà! – gotowe!
Brakuje jeszcze piersi, ust i dłoni. Szkoda, wielka szkoda, że przy tak pięknych ramionach, umięśnionych, a jednocześnie smukłych, słoneczko musiało mieć takie brzydkie grabie. Jak szpony harpii, ze wstrętnymi tipsami! Po prostu: fuj! I jeszcze te widoczne pod skórą ścięgna i żyły, no ohydztwo! Nie było wyjścia, trzeba było dłonie odrąbać i wrzucić do worka z resztą odpadków.
No, ale jest się z czego cieszyć! Pięknie to wyszło, Franiu, mamy prawo być z siebie dumne. Teraz hop!, do lodóweczki i już weekend, kochana. Ciałko będzie bezpieczne, nic złego mu się nie stanie. Resztek w nocy pozbędzie się Cyprian.
Musimy z nim pogadać, żeby nam pomógł jutro w parku, kiedy nasza upatrzona kochanieńka, z usteczkami jak malowane, wieczorkiem będzie wracać do domu.
Co powinnyśmy założyć, Franiu? Czarna garsonka, jak panienka z korpo? A może legginsy do biegania, joggery, top, sportowy biustonosz? Tak, to odpowiedni outfit. Byle ładna pogoda była.
No, a teraz już zmykajmy, Cyprian zaraz przejmuje.
Naprawdę, Franiu? Martwisz się, co z Cypkiem – oscypkiem? Oh, ty głupiutka, serio musisz pytać? Nie będzie nam potrzebny, zostawimy go w tej ohydnej powłoce, niech się męczy. Jest zbyt gwałtowny, wiesz przecież. No, zobacz co zrobił z twarzą słoneczka, zanim interweniowałyśmy! Zgwałcił, pobił, zmasakrował. I gwałcił dalej, barbarzyńca! Gdyby nie my, połamałby te piękne ręce! Na szczęście udało się go powstrzymać, a łapki są bezpieczne, w chłodku.
No, Franiu, sio!, Cyprian musi zrobić kolację przed pracą. My też znikamy.
Pa! Buziaczki! Mua-mua!
***
Durne szmaty. Frania i to nie wiadomo co, każące mówić na siebie Cyfra.
Ile to już, kurwa, trwa? Za długo. Zdecydowanie za długo. Jutro będą miały usta, potem jeszcze dłonie, cycki i będę miał spokój, niech spierdalają.
Zostanę tylko ja. Chyba. Mamunia byłaby dumna, stara krowa.
Cyprianku, nie jesteś dziewczynką, dlaczego ubrałeś maminy biustonosz? Po co ci te klipsy w uszach? Jesteś dużym chłopczykiem, chodzisz już do szkoły, chcesz, żeby się z ciebie koledzy śmiali? Ple ple ple ple…
Na początku napominanie, ale potem zrobiło się ostrzej. Kłótnie z ojcem, który nie wytrzymał tego cyrku i odszedł. Nie dziwię mu się, sam też bym spierdolił, jednak wciąż mam o to żal. Gdyby został, może mamuni nie odjebałoby do końca, nie wiązałaby grzesznego Cyprianka, nie tłukła po głowie biblią, nie podtapiała w wannie z wodą poświęconą przez księdza proboszcza. Pieprzony klecha później rżnął ją pół nocy, a ja srałem pod siebie, zamknięty w łazience, przykuty do kaloryfera, zmaltretowany i półżywy, z jakimiś bazgrołami wymalowanymi na ciele krwią miesięczną… Ugh!
O cholera! Nadal mnie mdli, gdy o tym myślę…
Frania w tym czasie siedziała głęboko. Bo ona taka, kurwa, delikatna! Wyłaziła tylko wtedy, gdy nic jej nie groziło, zasrana księżniczka.
Ostatnia przecznica i fajrant. Robota śmieciarza nie jest taka zła, jak wszyscy myślą, a tym bardziej na nocnych zmianach: dobre zarobki, względny spokój i do tego możliwość pozbywania się resztek w spalarni. Odcięta głowa tamtej dziewczyny czeka w osobnym worku, w samochodzie na parkingu przed wysypiskiem. Reszta już poszła z dymem.
Jak ciało mamusi i klechy.
Uśmiech sam wypełza mi na usta, na wspomnienie rąk zaciskających się na szyi tej świętojebliwej dziwki. Oczy wychodzące z orbit, siniejące wargi, i to charczenie, jak melodia wolności: Chrrr, chrrr, chrrypchrrian!
Pamiętam zastygły wzrok księżula, leżącego obok łóżka, z nożem kuchennym wystającym z piersi i flaczejącym kutasem, smętnie zwisającym między nogami. Kap, kap, kap – krew z klatki piersiowej spływa po brzuchu, potem po fiucie i gęstniejącymi kroplami spada miarowo, zasilając coraz większą plamę na podłodze.
Poczułem się wtedy wolny! Niestety tylko na chwilę, bo zaraz pojawiła się Frania, której kazałem iść w cholerę. I poszła! Zepchnąłem ją tak głęboko jak nigdy wcześniej! Czułem się silny. Miałem nadzieję, że odzyskam siebie.
Chuj z tego wyszedł, bo tamtego dnia pierwszy raz odezwała się Cyfra. Albo odezwał się Cyfra? Odezwały się Cyfra? To homo niewiadomo od razu spiknęło się z Franką i zjednoczyło przeciw mnie. Suki!
Ostatnie dwa domy. Niedawno udało mi się tutaj rozjechać kota. Na miazgę. Liczę, że trafi się kolejny, ale to tylko moje chciejstwo. Kurwa! Jak nie sierściucha, to chociaż kundla chętnie rozsmarowałbym po asfalcie! Zadrzewiona okolica, ładnie jak z obrazka folderu reklamowego dewelopera. Ciekawe, czy są tutaj wiewiórki? Nigdy nie rozjebałem wiewiórki. Jak uda mi się kiedyś jakąś zobaczyć, to wjadę za tą małą, rudą kurwą, choćby i na drzewo. Marzenia, ehh…
Zbliża się trzecia trzydzieści, Cyfra i Frania głęboko śpią. Dwie ameby dają mi trochę siebie, na wyłączność, bo wiedzą, że mogę je zepchnąć głębiej. Wystarczy odrobina szczęścia.
No ja pierdolę! Naprawdę żadnego kundla w okolicy? Trochę radości na koniec pracy, tylko o to proszę. Nie, to nie!
Rano wylezie Franka. Będzie chlać to jebane latte macośtam, łazić po sklepach i ogólnie się opierdalać. Potem Cyfra zajmie się szukaniem właścicielek odpowiednio ładnych części, a w nocy znów moja kolej. Kurwa, jak w końcu będę miał siebie dla siebie, pierwsze co zrobię, to zabiję te idiotki! Zgwałcę i zabiję!
Albo na odwrót.
Na razie musimy się dzielić i dogadywać. Te dziwki też nie są bezbronne. Na samą myśl, że znów mogłaby któraś przyłożyć ostrze noża do naszego fiuta i zagrozić jego odcięciem, ciarki przebiegają mi po plecach.
Naprawdę, trójka to już tłok nie do zniesienia.
A pojawiłeś się jeszcze ty, Czwarty…
Szlag mnie o mało nie trafił kiedy przejąłeś kontrolę po raz pierwszy! Nie wiem gdzie siedzisz, chyba gdzieś głęboko, nie czuję twojej obecności, dopóki się nie odezwiesz. Może to i dobrze.
Słyszysz, Czwarty? Rzadko wyłazisz, ale jestem pewien, że nigdy nie śpisz, wiesz i widzisz wszystko. Zaraz zjeżdżamy na bazę, wsiadamy do naszego auta, podjeżdżamy do magazynu i dorzucamy do kolekcji głowę dziewczyny. Rączek tym razem nie ma, ale przecież masz tego świadomość, nie?
Mógłbyś czasem się odezwać, wiesz? Mówię do ciebie! Czemu chcesz tylko głowy i ręce? Dlaczego ukrywamy to przed Franką i Cyfrą? Zostaniesz ze mną, kiedy one odejdą?
Dobra, milcz sobie jak chcesz. Nawet jeśli nie odjedziesz z tymi szmatami, to i tak będzie lepiej niż jest.
O! Jeżyk zapierdala przez jezdnię! Hura!
Wiedziałem, że zakończymy noc jakimś miłym akcentem.
***
Odpadam, Cyferko, kochanie.
Nie zostałam stworzona do biegania. A tym bardziej po zmroku. Mnie powinno się nosić na rękach, a nie ganiać po parkach!
Jasne, że narzekam! Bolą mnie stopy, ledwo łapię oddech, jestem głodna, jest mi zimno i chcę wracać do domu! Ile już czekamy? Czy ta panienka od usteczek nie powinna już skończyć pracy i wracać?
Dobra, przejdę się jeszcze raz do końca tej alejki, ale jeśli dziewczyna się nie pojawi, to wracam. I nie, nie próbuj mnie przekonywać! Postanowiłam!
Przynajmniej ładnie się ubrałyśmy. Nie mogę się doczekać, kiedy, zamiast zwiniętych skarpetek, będziemy mieć piersi, które swoim idealnym kształtem wypełnią biustonosz. Będziemy mogły nosić głębokie dekolty, push upy… Może zrobimy sobie kolczyk między cyckami?
Widzę, Cyferko, widzę… To ona, właśnie zbiega po schodkach, spieszy się. Biedactwo. Idę za nią.
Budź Cypka, przyda się nam teraz. Tylko niech nie próbuje tego numeru co ostatnio. Nie pozwolę, żeby włożył swojego brudnego fiuta w te piękne usteczka. Brzydziłabym się ich potem używać. Ale obiecajmy mu, że jak już weźmiemy co nasze, to może z resztą zrobić co chce.
Zorientowała się, że ktoś za nią idzie. Obraca się, ale nie przyspiesza. Pewnie facet by ją wystraszył, ale nie my, Cyferko. Nie w tych ciuszkach i w bladym świetle latarni. Za tamtym zakrętem, przy garażach, dogonię ją i zagadam.
Niech Cyprian się przygotuje.
***
No, Franiu, muszę ci przyznać, kochana, że to był strzał w dziesiątkę!
Najpierw wypatrzyłaś w kawiarni tę z zeszłego tygodnia, tę od usteczek, a teraz… No popatrz, popatrz! Piękne dłonie, naprawdę świetny pomysł z obserwacją klientek salonu pedicure, sama bym na to nie wpadła, a przecież to takie oczywiste, jak bumcykcyk!
No, ale czas się wziąć do pracy. Mam nadzieję, że Cyprian dobrze ją zakneblował, bo to taki niezgrabiasz jest, że szkoda, Franiu, gadać.
Dziś przyda się piła. I fartuszek! Oj tak, fartuszek. Jeszcze palnik, coby kikutki przypalić, żeby nie krwawiły po amputacji. W końcu obiecałyśmy Cypkowi, że będzie się mógł potem jeszcze zabawić.
No, głupiutka, zmykaj! Jesteś zbyt wrażliwa na takie widoki. Jeszcze będziesz śnić koszmary, a tego byśmy nie chciały, prawda? Potem, kiedy skończymy, przyjdziemy do ciebie, bo nie mamy dziś ochoty oglądać tego, co ten zwyrodnialec będzie z nią robił. Ty też nie, Franiu, wiesz przecież.
No, ale przynajmniej mamy pewność, że nie każe jej zrobić nam dobrze ręką, hihi!
Oj, daj spokój, Franiu! Trzeba mieć troszeczkę dystansu. No, pa! Słodkich snów, my mamy jeszcze do zrobienia jedną robótkę ręczną.
Łapiesz? Dobranoc, skarbeńku. Karaluszki pod poduszki!
***
Jebane pizdy.
Trzecia w nocy, został mi ostatni szlug, a ta suka nadal nie wyszła. Ileż można siedzieć w klubie? Ale dobra, będę cierpliwy. Już tylko cycki zostały, a ta podobno ma idealne, takie jakie chcą.
Jak się znów okaże, że wybrały laskę z silikonami, to się wkurwię. Ale były wtedy złe. To rozczarowanie, ten zawód, złość i drama w wykonaniu Franki, nie powiem, sprawiły mi niemałą satysfakcję. No i zostawiły mi dziewczynę praktycznie nienaruszoną, tylko jedną pierś miała odciętą, ale tak nie do końca, jeszcze się trzymała. Śmiesznie wyglądało, kiedy pieprząc ją wytrząsnąłem tę silikonową meduzę z szeroko otwartej rany.
Tamta była pięćdziesiąta. Mogła być ostatnia. A tak, z powodu cycków – dupa! Czy to nie jest paradoks? Nieważne. Ostatnia będzie pięćdziesiąta pierwsza. Wolę parzyste liczby.
Oho! Wychodzi!
No ja nie mogę! Biednemu to zawsze wiatr w oczy! Musiała sobie, szmata, przygruchać jakiegoś gacha? No i co teraz?
Kosa pod żebra kolesiowi, a jej strzał na ryj? Fajnie, Czwarty, że postanowiłeś się odezwać i udzielić mi tej światłej rady. Tak, to był sarkazm. Może przejmiesz pałeczkę i sam to załatwisz? Nie chcesz mi odbierać tej przyjemności? To morda w kubeł. Zaraz będziemy mieli ostatni element układanki i przyjdzie twoja kolej. Odprawisz te swoje czary mary, jak z tamtymi psami, kiedy pokazałeś nam, że transfer osobowości jest możliwy. Przeniesiesz Frankę i Cyfrę do ich wymarzonego ciała, a ja…
No właśnie, co ze mną? Z nami? Zostaniesz?
Wziąłeś sobie do serca, że masz się zamknąć, co? Dobra, ja mam robotę do zrobienia, potem pogadamy.
Są przy jego aucie. Patrzcie, kurwa, jaki szarmancki! Drzwi jej otworzył. Przyspieszamy kroku, przyspieszamy, zanim nie wsiądzie za kierownicę!
Przepraszam. – Idiota się odwraca. – Ma pan może ognia?
Pokazuję mu trzymanego w ręce papierosa, a on zaczyna oklepywać kieszenie, opuszcza głowę. Jeszcze jeden krok i trzymany w drugiej ręce nóż wchodzi gładko w brzuch gogusia. Frajer wciąga głośno powietrze, zgina się wpół, upuszcza kluczyki.
Wysuń, wsuń, wysuń, wsuń. I ostatni raz, ale wyżej, w serce. Nawet nie jęknął, pacan w rurkach i modnej kurteczce, z grzywką jak jakiś pierdolony Beckham albo inny Błaszczykowski.
Wsiadam za kierownicę, a dupeczka – swoją drogą nieźle urżnięta – nawet nie jest w stanie słowa wykrztusić. Tylko się na mnie gapi. Łapię ją za włosy, przyciągam i gaszę światło mocnym ciosem w skroń. Wychylam się z wozu i zgarniam kluczyki.
Fajnie! Mam od razu transport! Fury pozbędę się później, gdzieś za miastem.
Aha! Byłbym zapomniał! Zanim ruszymy powinienem sprawdzić, czy nie ma wpadki.
Wyglądają na prawdziwe… Ale wyglądać sobie mogą, wzrok oszukają.
Dotyku nie, hehe.
Jakiś miły akcent na koniec dobrze wykonanej pracy zawsze w cenie.
***
Dlaczego niby mam oddać prowadzenie?! Teraz jest moja kolej, Czwarty!
Ale co to za wymówki?! Ostatnim razem, kiedy przenosiliśmy umysł kundla do drugiego kundla, nie musiałeś prowadzić. Gadałeś Cypkowi co ma mówić, te twoje hokusypokusy, te inkantancje i wyszło… Weź mi nie przerywaj!
Co z tego, że zaraz będę miała własne ciało? To znaczy – będziemy miały. Z Cyferką. Nie odpuszczę, jest moja kolej! Tu chodzi o zasady!
To ja przygotowałam ciałko, namalowałam te kreski, jak mi kazałeś, te pentagramaty, zapaliłam świeczki, ładnie udekorowałam cały ten obskurny magazyn na zadupiu zadupia… Ja się naprawdę napracowałam!
A teraz ty mi nie pozwalasz… Foch?! Nawet się nie waż, Czwarty! Masz mnie – to znaczy nas – przenieść!
Słyszysz?!
Już dobrze, Cyferko, dobrze… Tym razem odpuszczę.
Ale tylko dlatego, że ty mnie prosisz, kochana. No i dlatego, że już zaraz nie będziemy się męczyć z Cypryskiem i Czwartym. Żebyś nie myślał, Czwarty, że wygrałeś! Zrozumiano?
***
Kurwa, Czwarty, co ty robisz?! Po to przywoziłem te głowy i ręce? Na jaki chuj to zszywasz w jedno?! Słyszysz?! Oddaj kontrolę, zasrańcu!
***
Woziłeś części dla Czwartego?! Ty gnoju! I nic nam, mnie i Cyferce, nie powiedziałeś?! Oddaj nam ciało! Cyprian, pomóż, jestem za słaba! Cyferko, ty też! Pomóż! Cyferko?!
***
Nie szarp się, kochanieńka. Ty również, Cyprianku. Teraz to już nie ma sensu, staliśmy się dla was zbyt silni.
Przestańcie. Nie ma żadnego Czwartego. Chociaż…
Może inaczej: nie ma żadnej Cyferki. Jest tylko wypadkowa waszych niedoskonałości.
Jeszcze momencik i każde z nas dostanie to, co chciało.
Swoją drogą, to zabawne, że partackie i nieudolne próby zapijaczonego księżula, próbującego wypędzić z chorego dzieciaka diabła, przyniosły zgoła odwrotny efekt. Ale same bełkotliwe inkantacje – bez ładu, składu i wiedzy wygłaszane nawet i przez papieża – nie przebiją bariery. Do tego potrzeba ofiary z krwi. Z życia.
Dziękujemy wam. Szczególnie Cyprianowi, choć raczej wdzięczni być powinniśmy czystemu przypadkowi.
Zaraz spełnią się wasze marzenia. Dostaniecie własne ciała, na wyłączność. Na niedługą chwilę, potrzebną abyście poczuli się wyjątkowo. Jak wolne istoty, jednostki w pełni stanowiące o sobie i swoich poczynaniach. To nasz prezent i nasza łaska:
Piękna i próżna Frania, chcąca imponować mężczyznom idealnym ciałem.
Silny i brutalny Cyprian, pragnący narzucać wolę innym.
I my. Tacy, jakimi stąpaliśmy po tej ziemi przed wiekami. Sto rąk, by zadawać cierpienie, i pięćdziesiąt głów, by móc się nim napawać.
***
Wstaję z podłogi. Kilka metrów ode mnie podnosi się Franka.
Ma piękne ciało. Idealne. Nie widać tych paskudnych szwów, łączeń, wszystko się zasklepiło i wygładziło.
Zaciskam dłonie. Czuję, że moje ciało jest naprawdę moje, nikogo innego.
Odwracam wzrok i spoglądam w stronę bramy magazynu. Jebane monstrum odcina jedyną drogę ucieczki. Gapi się na mnie połową z pięćdziesięciu głów, zaś drugą połowę zwraca ku France.
To groteskowe kurewstwo zaraz nas zabije. Ale daje nam jeszcze chwilę, jak obiecało, żebyśmy…
Wzrokiem pożeram Franię. Czuję coraz większe podniecenie, taksując jej wspaniałe ciało. Wie, że jej pożądam, widzi to. Chcę ją, a ona nie chce, żebym chciał.
Ona już wie, że decyzja nie należy do niej.
Cześć, suko! Poznajesz mnie? – Zaczyna krzyczeć, gdy ruszam w jej kierunku. – To ja! Cyprian! Ty żałosna, wkurwiająca, zasrana damulko!
Zakończmy tę farsę jakimś miłym akcentem.