- Opowiadanie: SNDWLKR - Podhorąży Duży Dżek (PEGI 16 - seks, drags i rokendrol)

Podhorąży Duży Dżek (PEGI 16 - seks, drags i rokendrol)

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Podhorąży Duży Dżek (PEGI 16 - seks, drags i rokendrol)

Podhorąży Duży Dżek mknął soszą wzdłuż nadmorskich klifów. Jazdę umilał mu śpiewajacy w radiu Fredi Merkiury i jęki zmutowanych klonów zombiech-cyborgów ginącyhc pod kołami jego Wypaśnego Turbo-Wozu super-szpiegia.

Jeden ze śliniących się zombiaków uczepił się jego umięśnionego łokcia w rękawie marynarki garnituru Armanimaniego (bo Duży Dżek był takim kozakiem, że jeździł zawsze z zimnym łokciem nawet jak otaczali go wrogowie, a jego Wypaśny Turbo-Wóz był kabrijoletem). Duży Dżek z zimną krwią sięgnął po spluwę spoczywającą bezpiecznie w kaburze na fotelu pasażera (bo pasażera nie było), odbezpieczył się i strzelił do zombiaka, którego to mózg, kawałki czaszki i przegniłych gałek ocznych rozprysły się we wszystkich kierunkach.

– Astalabasta, bejbi – powiedział Duży Dżek pstryknięciem palców usuwając ze swego przystojnego lica kawałek mózgu zombiego. Odłożył spluwę na siedzenie (zwała się Lola) i gwałtownie skręcił kierownicą przebijając się przez tłum zombiech i barierki. Jego Wypaśny Turbo-Wóz zlądował bezpiecznie na szerokim, godzącym morze moście zrzucając z siebie resztki zombiaków i mknąc dalej ku Fortecy Złego Licz-Doktora.

Bo właśnie po to Duży Dżek tu był. Żeby dorwać Złego Licz-Doktora, znaczy się.

Forteca Złego Licz-Doktora osnuta groźnymi chmurami burzowymi (co było dziwne i przerażające, bo do tej pory dzień był słoneczny jak na plaży w Majami) celowała w niebo niczym czarny, wzwiedziony ku górze pe… palec gniewnego morskiego bóstwa wynurzający się z morza. wieżyczki stażnicze już z daleka spostrzegły nadciągający Wypaśny Turbo-Wóz super-szpiega i ostrzelały go z laserów, ale Duży Dżek zrobił imponujący zygzak, uniknął wszystkich posicków i przeskoczył nad unoszącym się w góre mostem zwodzonym. Był we Fortecy Złego Licz-Doktora.

Wyszedł trzaskając drzwiami i zabierając ze sobą Lolę. Uniósł ją niczym agent Zero Zero Siedem na wszystkich plakatach filmowych i zapytał ją swoim głębokim, męskim, topiącym kobiece serca jak masło głosem:

– Gotowa na ostrą jazdę maleńka?

Po czym odpowiedział innym, wyższym głosem, że niby to Lola mu odpowiedziała:

– O tak podchorąży Duży Dżeku spraw mi tę rozkosz!

W tej samej chwili wszystkie drzwi się otworzyły (bo dookoła była tak ścianka jakby) i wyszły przez nie wynaturzone, odrażające owoce nieludzkich i łamiącyhc wszelkie konwencje eksperymentów Licz-Doktora.

Duży Dżek błysnął swoimi śnieżnobiałymi jak świeżo po wybielaniu zębami – chociaż tak naprawdę nie musiał ich wybielać, ONE BYŁY TAKIE Z NATURY!!! – w uśmiechu.

– Hirłi gou…

Oto jeszcze jeden gigantyczny uber-zombie-cyborg z miotaczem płomieni zamiast jednej ręki i piłą mechaniczną zamiast drugiej. BAM! Hedszot! Nie żyje!

Oto drugi, jeszcze gigantyczniejszy super-uber-kombi-zombie-cyborg z czterema rękami, ostrami na każdej i wielkimi bazukami na ramionach. BAM! Hedszot! Nie żyje!

Oto trzeci super-duper-uber-kombi-zombie-przechuj-cyborg, co to wielki jest, rąk ma tyle że nie policzysz, a do tego siedem głów, a na tych głowach siedem cekaemów. BAM! Hedszot! Ale tym razem jeden hedszot nie wystarczy.

Duży Dżek stwierdził, że walenie hedszotów po kolei do każdej głowy jest bezcelowe i postanowił użyć swojej ukrytej broni. Wszedł więc w Lolę w interfejs Loli – bo Lola to nie była zwykła spluwa, to był spluwa zrobiona na zamówienie w tajnym rządowym laboratolium i miał róże ukryte bajery, a jednym z nich była przemiana w wielkiego szotgana o dziesięciu lufach, którą to Duży Dżek postanowił w tej chwili właśnie uaktywnić. Zatem Lola zamieniła się w szotgana, a Duży Dżek zerwał z siebie swoją marynarkę, koszulę i krawat swojego garnituru od Armanimaniego i ten krawat zawiązał sobie na głowie jak szarfę, żeby wyglądać jak Dżon Rambo, a następnie zrosił okolicę istnym deszczem, nie, ulewą, nie, powodzią ołowiu i łusek od nabojów. Kładąc swych niegodnych przeciwników poczuł zew muz i zakrzyknął:

– DONT STOPMI NAAAUUU!!!…

Bo głos oczywiście również miał anielski i śpiewać mógł nim tylko Prawdziwą Retro-Klasykę Roka™, a nie jakieś popierdółki.

Zasławszy wszystko dookoła chałdami trupów nadeszła pora na zastanowienie się nad dalszą drogą. Przed Dużym Dżekiem był dwa otwarte drzwi. Jedne prowadziły w prawo, drugie w lewo.

– Muszę się dobrze zastanowić, czy iść w prawo czy w lewo – powiedział do siebie Duży Dżek. Dobrze się zastanowił i poszedł w lewo. Na końcu korytarza zastał zaś komnatę, a w niej wielkie łoże z baldahimem, a na nim liczne poduchy, a na nich Nadobną Białogłową, a na niej liczne krągłości, a na nich przejrzystą halkę.

– Och – Nadobna Białogłowa przeciągnęła swe jędrne ciało, pojękując z rozkoszą. – Azaliwżdy nadszedł wybawiciel mój?

– O czymże prawisz, Nadobna Białogłowa? – zapytał Duży Dżek dostosowując się do nowej konwencji.

– Jam ci jest córa Złego Licz-Doktora, która knuła przeciw niecnym planom jego nad światem dominacji zdobycia. Atoli on wybadał był podstępy me i uwięził mnie tutaj, złymi czarami zsyłając rządzę nie do opisania ni zaspokojenia. Czy podejmiesz się próby poskromienia jej? – Lazuryt okolonych długimi rzęsami ócz Nadobnej Białogłowej spoczął na Dużym Dżeku, bezgłośnie wypowiadając niezadane, a jednak zadane pytanie.

– Jam ci on! – zakrzyknął Duży Dżek, albowiem człekiem był zacnym i prośby niewiast w opałach spełniał zawsze, zwłaszcza gdy takowego typu były. Wskoczył był więc zatem na łoże i chwycił Nadobną Białogłową za jej…

[CENSORED]

– Dobrze ci było? – zapytał Duży Dżek, zakończywszt zaspokajanie Nadobnej Białogłowej.

– Jak nigdy – westchnęła Nadobna Białogłowa. – Zali cierpienie me ukojone zostało na chwilę choćby, a zatem ja sądzę, iż azaliwżdy prawda niejako nagroda ci się należy. Oto jest magiczne zioło, które przed zmierzeniem się ze złym Licz-Doktorem zapalić ci wypada i jego pary nozdrzami wciągnąć, a naonczas zaprawdę powiadam ci, moc twa tysiąckrotnie jego przewyższy. Idź zatem mój mężny bohaterze, idź i pokonaj ojca mego niegodziwego.

Duży Dżek podziękował, opuścił komnatę i wkroczył za wrota w prawo wiodące, gdzie ponownie nalazł był korytarz… Okej, wystarczy. Tym razem na końcu korytarza znajdował się cel podróży Dużego Dżeka, czyli sala tronowa Złego Licz-Doktora. Miał on salę tronową, ponieważ oprócz tego, że był znanym naukowcem, okultystą i bosem jakuzy, był również władcą pewnego małego państwa na Karaibach, którego mieszkańcy cierpieli jażmo pod jego butem, ale to nie jest częścią tej historii.

– Czy przybywasz, aby podnieść śmierć z mej ręki? – zapytał bez zbędnych wstępów strasznym, mrocznym, zachrypniętym głosem Zły Licz-Doktor na widok Dużego Dżeka.

– Nie, potworze! – odkrzyknął Duży Dżek. Musiał krzyczeć, bo stanął sobie za daleko. – Przybywam uwolnić świat od twoich knowań! I po zemstę, BO ZABIŁEŚ MOJEGO OJCA!

(Dam wam chwilę na przetrawienie tej łamiącej wiadomości.)

– Cha cha! – zaśmiał się Zły Licz-Doktor wstając ze swego tronu. – Głupcze! Nic nie wiesz! TO JA JESTEM TWOIM OJCEM!!!

Duży Dżek, skonsternowany tą niepokojącą wiadomością stawiającą jego relacje z Nadobną Białogłową w wielce niekorzystnym świetle, nawet nie zauważył kiedy Zły Licz-Doktor przemienił się w kolosalnego czarnego robota przyozdobionego czaszkami, kolcami i takimi różnymi. Na szczęście w porę za jego plecami odezwał się głos należący niewiątpliwie do Nadobnej Białogłowej:

– Podhorąży Duży Dżeku, użyj li zioła!

Duży Dżek odzyskawszy jasność umysłu zapalił zioło i wciągnął dym. Zakręciło mu się w głowie, ale to od zmiany wysokości, bo stał się kolosalnym srebrnym robotem jak z tego japońskiego filmu, którego nazwę zapomniałem. Ruszył na Złego Licz-Doktora i ciosem potężnej pięści powalił go na ziemię.

 – Ach… – zajęczał Zły Licz-Doktor, bynajmniej nie z rozkoszy. – Za chwilę oboje zginiecie! Uruchomiłem sekwencję auto-destrukcji! Cha cha cha!

Słysząc to Duży Dżek chwycił Nadobną Białogłową i wzbił się w powietrze przebijając sufit na swoich rakietowych stopach. Po chwili Forteca Złego Licz-Doktora eksplodowała, a w powietrzu Duży Dżek przyjął swoją naturalną postać przystojnego, umięśninego super-szpiega o śnieżnobiałeych zębach. Ale to nic, bo wraz z Nadobną Białogłową wylądował na belce wyrwanej ze ściany. Uznał, że to dobry moment na poważną rozmowę.

– Czy Zły Licz-Doktor był twoim biologicznym ojcem?

– Ach, nie! Adoptował był mnie, ponieważ matka moja rodzona zmarła była przy porodzie, a ojca mego rodzonego był on zabił własnymi rękami. Czy stoi to na przeszkodzie, by miłość nasza mogła kwitnąć i się rozwijać, podchorąży Duży Dżeku?

– Nie. Bynajmniej dla mnie.

Ucałowali się namiętnie, serfując na fali uderzeniowej wywołanej eksplozją Fortecy Złego Licz-Doktora w stronę zachodzącego słońca.

KONIEC

ALE… PODCHORĄŻY DUŻY DŻEK POWRÓCI!!!

Koniec

Komentarze

Zapierająca dech w żołądku historia Dużego Dżeka i jego Loli. Połączenie agenta 007 i gwiezdnych wojen, zmiksowane z horrorem o zombiakach. Postać złego Licz-doktora mrożąca krew w tętnicach. Postać Big Dżeka przystojna i odważna. Najbardziej podobał mi się zimny łokieć, na który zbierał zombisy. 

Fajny superbohater takich lubie, koksuw co strzelajom do zombi. Prawie jak John Pomade tez fajnt superbohater ktoirego sam napisalem (zapraszam do mnie che che).

Istny james bond mysle ze james bond byl wzorowany ma duzym dzeku!

 

Duży Dżek, skonsternowany tą niepokojącą wiadomością stawiającą jego relacje z Nadobną Białogłową w wielce niekorzystnym świetle

xDDDD

 

Oglądałeś może Hardcore Henry? :P

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Witam czytelników!

ANDO, niezwykle siem cieszem, że doceniłaś uf amalgamanat gatónków oraz kreacjem głuwnego bochatera, a zwłaszcza jego łokcie.

Barbarian, na Dużym Dżeku wzorowano nie tylko jamesa bonda, ale też Dżona Rambo i Konana. A tak wogle to on jest konsultantem przy fszystkich o nich filmach, ale w napisach siem nie pojawia, no bo to tajny agent jest i nie morze.

Film kojarzę z tytułu i trochę z założeń, ale go nie widziałem.

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Barbarian, na Dużym Dżeku wzorowano nie tylko jamesa bonda, ale też Dżona Rambo i Konana. A tak wogle to on jest konsultantem przy fszystkich o nich filmach, ale w napisach siem nie pojawia, no bo to tajny agent jest i nie morze.

 

tak nyślałem własnie :Dd

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Jak to mówią, z Dużym Dżekiem przychodzi duża odpowiedzialność. Ty jednak jej sprostałeś! Acz liczyłem mimo wszystko na zakończenie rodzinnych waśni i szczęśliwy trójkąt z Licz-Doktorem w finale…

krzkot1988… Hm, przyznam, że na to nie wpadłem. Może wykorzystam ten pomysł w jakimś sequelu. ;)

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Cześć, SNDWLKP!

Wow………… też chciałem napisać o jakimś agencie super……………….. hehehe………… ale tak chyba bym nie potrafił………… a może???//…………….. wpadnij jak już coś napiszę i powiedz czy jest dobrze………….. szkoda że nie opisałeś seksiku ihihi………….. ja lubię takie sceny a TY potrafisz fajnie pisać to byłby materiał na wieczór………………………… hehehehe……………….. było bardzo efektownie……… wybuchy wielkie roboty wielkie………….. ale świat przerażający bo zombie………. bałem się jak nie wiem……….. pozdro600

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Astalabasta, bejbi!

Dobrze, że powróci, poczułam wielką fascynację tym bohaterskim dzielnym bohaterem.

ninedin.home.blog

Hej Krokus, fajnie, że się podobało. Obiecuję, że w następnej części seks będzie. ;)

ninedin, cieszę się, że poczułaś fascynację. Przyznaję, iż uważam Podhorążego Dużego Dżeka za moje największe osiągnięcie w tworzeniu postaci. 

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Wow, wciąż mam przed oczami namiętny pocałunek na fali uderzeniowej. Całe szczęście, że wyrzej była cenzura, bo boję się myśleć co jeszcze miałabym przed oczami, choć trochę żal, bo jednak trochę bym chciała podglądnąć a potem mi wstydu, że bym chciała no i hehe. Świetne opowiadanie, tyle namiętności i akcji, że aż mi się serce tłucze po żebrach. Czekam na next

ośmiornico, bardzo mi miło, że scena z mojego opowiadania tak wryła ci się w pamięć. A w następnej części, jak w każdym dobrym sequelu, akcji i namiętności będzie jeszcze więcej plus szczypta suspensu. Premiera już wkrótce!

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Od razu widać, SNDWLKRze, że nie spędzałeś życia bezczynnie, a zaczytywałeś się przednią literaturą, takimiż filmami, a w przerwach pomiędzy nasłuchiwałeś muzyki najlepszej na świecie i pod Słońcem. I tedy nic w tym dziwacznego, że skomponowałeś opowieść niby znaną, ale wiejącą świeżością, bo jej wiele od siebie dałeś i dodałeś. No, nie każdy tak jest tak umiejący, ale Tobie się udało. I porwałeś mnie tym, szkoda że tylko kawałkiem, literatury zacnej a ciekawej i tylko boleję żarliwie nad tym, że odpuściłeś sobie dopatrzenie się czerwonych wężyków pod niektórymi słowami, bo jakbyś nie odpuścił, to byś nie narobił takich byczków jak narobiłeś.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy, fajnie, że wpadłaś i że ci się podobało. Obiecuję czytać, oglądać i słuchać jeszcze więcej, żeby mieć pomysły na kolejne historie, i nie robić już celowych błędów ortograficznych. ;)

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

SNDWLKRze, o jakość Twoich pomysłów jestem spokojna, ale cieszę się, że postawiłeś sobie cel, żeby nie robić błędów. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

O ja!!! Świetna historia z dużymi ilościmi akcji, romansu i innymi świetnymi motywami! Ależ ten bnohater był niesamowicie potężny, skoro pokonywał takicgh potężnych wrogów. A finaowa walka to miód na moje uszy i była piękna i wogle. POZRAIWMA

bjkpsrz, dzięki za pozytywny odbiór. Sequel w drodze, mam nadzieję, że również się spodoba. ;)

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

No, grubo. Od zimnego łokcia, po zombie, aż po zaspokajanie nadobnych dam. Wyszedł CI bochater przez duże CH;)

Lożanka bezprenumeratowa

Ambush, dzięki. :) Przez chwilę się zastanawiałem, czy jeszcze nie za mało tego wszystkiego. ;)

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Ja nie nogę! Ale histeria! Bardo się byłam, jak ten super-duper-uber-kombi-zombie-przechuj-cyborg napad na twojego agenta. Całe szczę cie, że Lola stanęła na wysokości zdania.

Fajoskie jeszcze było to, że agent mówił po ingliszu i to prawidłowo a nie z błędami jak moszna zobaczyć w różanych książkach.

 

Babska logika rządzi!

Finkla, oczywiście wszystko dobre, co się dobrze kończy. A po ingliszu spikał ejdżent, bo to jest takie kul i internaszjonal, i teraz każdy gud text musi być przynajmniej częściowo w inglisz, w każdym razie tak słyszałem.

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Duży Dżek to naprawdę wielka postać, jego pościgi, walki i seksualne podboje zaimponowały mi bardzo i też chciałbym być jak Dżak, choć mam nadzieję, że z żadnych Licz-doktorem nie przyjdzie mnie się zmierzyć, bo w tym mierzeniu mogłoby wyjść, że nie jestem tak duży jak Dżak. Zauroczyła mnie też Nadobna Białogłowa – idealna kobieta i fajnie, że teraz Dżak będzie mógł się przestać zaspokajać z Lolą, bo to było wyraźnie niezdrowe.

zygfryd, każdy chciałby być jak Dżek, a jeśli mało ci jego wyczynów, zapraszam na część drugą (,,Horąży Duży Dżek w kosmosie”). ;)

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Lecę po kolei, więc kiedyś w końcu dojdę :)

Hejka!

No widzisz, czytałam najpierw część drugą, także zasiadam do pierwszej i liczę na dobrą zabawę. :D

 

śpiewajacy w radiu Fredi Merkiury i jęki zmutowanych klonów zombiech-cyborgów ginącyhc pod kołami jego Wypaśnego Turbo-Wozu super-szpiegia.

Mhm, bardziej parodia. Ale czyta się fajnie. :D

 

I dalej też jak parodia, może pora pomyśleć o pisaniu parodii, super Ci wychodzi. :)

 

ale Duży Dżek zrobił imponujący zygzak, uniknął wszystkich posicków i przeskoczył nad unoszącym się w góre mostem zwodzonym

XD

 

Po czym odpowiedział innym, wyższym głosem, że niby to Lola mu odpowiedziała:

– O tak podchorąży Duży Dżeku spraw mi tę rozkosz!

O matko, no to jest wyśmienita parodia i ogólnie się świetnie bawię, ale nie grafomańsko tylko inaczej. :D

 

BAM! Hedszot! Nie żyje!

Piękne hedszoty. :D

 

była przemiana w wielkiego szotgana o dziesięciu lufach, którą to Duży Dżek postanowił w tej chwili właśnie uaktywnić

heart

 

ten krawat zawiązał sobie na głowie jak szarfę, żeby wyglądać jak Dżon Rambo, a następnie zrosił okolicę istnym deszczem, nie, ulewą, nie, powodzią ołowiu i łusek od nabojów. Kładąc swych niegodnych przeciwników poczuł zew muz i zakrzyknął: – DONT STOPMI NAAAUUU!!!…

Bo głos oczywiście również miał anielski i śpiewać mógł nim tylko Prawdziwą Retro-Klasykę Roka™, a nie jakieś popierdółki.

 

No czyż to nie jest piękne? Pinkne, códne i kórde, Word mi poprawia błdy jak przez cwile nie uwarzam.

 

Jedne prowadziły w prawo, drugie w lewo.

– Muszę się dobrze zastanowić, czy iść w prawo czy w lewo – powiedział do siebie Duży Dżek. Dobrze się zastanowił i poszedł w lewo.

Uwielbiam to opowiadanie. XD

 

No ale czemu cenzura jak białogłowa była tak jędrna i sprężysta i jeszcze nieposkromiona w swoich pragnieniach? To mi się nie podoba jao czytelnikowi, daję wyraz złości przez minkę D:

 

Duży Dżek podziękował, opuścił komnatę i wkroczył za wrota w prawo wiodące, gdzie ponownie nalazł był korytarz… Okej, wystarczy.

Tu widać, że nie grafomaństwo, a parodia. Ale wyśmienita parodia. :D

 

strasznym, mrocznym, zachrypniętym

Ach, te mhroczne głosy złoli!

 

Musiał krzyczeć, bo stanął sobie za daleko.

Ómieram XD

 

BO ZABIŁEŚ MOJEGO OJCA!

(Dam wam chwilę na przetrawienie tej łamiącej wiadomości.)

To jest naprawdę rewelacyjna parodia. <3

Och, nawiązanie do VadeRA I Luke’a, MIÓD na moje serce <3 Czyżby wątek ojca i syna, co się nie dogadują i jeszcze wróg-przyjaciel? To moje ulubione motywy! :D

 

Ej, czyli czekaj, to nie był biologiczny ojciec nadobnej białogłowej? XD

Och, i ta fala uderzeniowa na końcu…

 

Opowiadanie było cudowne, nieziemska parodia. :D Może nie grafomańskie, ale nie przeszkadzało mi to się dobrze bawić. :D

 

Pozdrowionka,

Bananke

 

Witam ponownie. :)

I dalej też jak parodia, może pora pomyśleć o pisaniu parodii, super Ci wychodzi.

Pomyślimy, na razie muszę się uporać z jednym ,,poważnym” tekstem, który sobie leży i kwitnie na betaliście. Z drugiej strony, obawiam się, że to był taki jednorazowy strzał w przypływie natchnienia i kolejny może nie wyjść tak fajnie. Ale cykl o Dużym Dżeku i tak uważam za swoje opus magnum. XD

Dzięki za oba komentarze!

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Jednorazowe strzały w przypływie natchnienia zawsze mogą się powtórzyć przy kolejnym konkursie. :)

Powodzenia z “poważnym” tekstem. :)

Nowa Fantastyka