- Opowiadanie: None - "Architekci kosmosu"

"Architekci kosmosu"

Uwaga! Fi­zy­ka przed­sta­wio­na w opo­wia­da­niu nie ma nic wspól­ne­go z praw­dzi­wą fi­zy­ką. 

Ele­men­tem fan­ta­stycz­nym opo­wia­da­nia jest oczy­wi­ście fakt, że ko­go­kol­wiek w me­diach in­te­re­su­je fi­zy­ka.

 

Wiel­kie po­dzię­ko­wa­nia dla be­tu­ją­cych: Mi­cha­ła Pe, Pa­la­io i Radka.

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

"Architekci kosmosu"

– „Ar­chi­tek­ci ko­smo­su”? Ko­lej­na hi­sto­ryj­ka o tym, że ży­je­my w sy­mu­la­cji? – Re­dak­tor na­czel­ny “Pul­sa­ra” zmarsz­czył brwi i po­dejrz­li­wie zer­k­nął na okien­ko z wi­de­okon­fe­ren­cją, w któ­rym wy­świe­tla­ła się twarz jed­ne­go z jego wol­nych strzel­ców, Mike’a Po­sne­ra.

– A skąd, sze­fie. To już się opa­trzy­ło. Mam coś lep­sze­go.

– Oby, Po­sner, oby.

– Ko­ja­rzy szef An­tho­ny’e­go Hen­der­so­na?

– Nie bar­dzo.

– Do­stał Nobla z fi­zy­ki jakoś dzie­sięć lat temu, za po­twier­dze­nie ist­nie­nia ciem­nej ener­gii.

– A, tak. Jasne, coś mi świta. Potem zdaje się sfik­so­wał. Co z nim?

– Udało mi się go skło­nić, by udzie­lił mi wy­wia­du.

– I?

– I wy­cią­gną­łem z niego takie rze­czy, że by szef nie uwie­rzył. Nie było łatwo, ale wie szef, ma się ten dar prze­ko­ny­wa­nia.

– I dla cze­goś ta­kie­go za­wra­casz mi głowę, Po­sner? Dla smęt­ne­go wy­wia­du z ja­kimś zdzia­dzia­łym pro­fe­sor­kiem? Kogo to ob­cho­dzi? Kto w to w ogóle klik­nie?

– Klik­ną, sze­fie, klik­ną. Jesz­cze jak. Mówię panu, mam tu praw­dzi­wą bombę. Niech tylko szef po­słu­cha. 

 

***

 

Pro­fe­sor Hen­der­son zer­k­nął na po­da­ną mu wi­zy­tów­kę, po czym mruk­nął:

– “Pul­sar”… Chyba wi­dzia­łem waszą stro­nę. Plot­ki i pop-na­uka wy­mie­sza­ne z teo­ria­mi spi­sko­wy­mi i papką dla mas, kiedy te aku­rat chcą się po­czuć do­kształ­co­ne, nie an­ga­żu­jąc przy tym mózgu. Zga­dza się?

– Mniej wię­cej. – Dzien­ni­karz wzru­szył ra­mio­na­mi z obo­jęt­nym wy­ra­zem twa­rzy.

– I ty, wy­słan­nik tego bagna, prze­je­cha­łeś taki kawał drogi, by zro­bić ze mną wy­wiad?

Ko­lej­ne wzru­sze­nie ra­mion.

– Ech, czemu nie. Właź. I tak nie mam nic lep­sze­go do ro­bo­ty. – Sta­rzec od­su­nął się na bok, by wpu­ścić go­ścia do środ­ka. Kiedy zna­leź­li się w sa­lo­nie, po­drep­tał ar­tre­tycz­nie w kie­run­ku wy­tar­te­go fo­te­la i roz­siadł się wy­god­nie.

– Zgo­dzi się pan pro­fe­sor, żebym na­gry­wał naszą roz­mo­wę? – za­py­tał gość, kiedy rów­nież umo­ścił się już w fo­te­lu i wy­cią­gnął z torby te­le­fon i ta­blet.

– Ta, ta, jasne. A o czym w za­sa­dzie chcesz roz­ma­wiać? Je­że­li się jesz­cze nie zo­rien­to­wa­łeś, że je­stem w tej chwi­li tro­chę nie na bie­żą­co z wy­da­rze­nia­mi na uni­wer­sy­te­cie, to kiep­ski z cie­bie dzien­ni­karz.

– O przy­czy­nach pana znik­nię­cia z aka­de­mic­kie­go świat­ka.

– Ha, oczy­wi­ście. W takim razie wy­star­czy­ło spy­tać na uczel­ni. Z pew­no­ścią opo­wie­dzie­liby ci całą hi­sto­rię o sza­lo­nym pro­fe­so­rze, cho­ler­ni plot­ka­rze. Ze wszyst­ki­mi, sma­ko­wi­ty­mi, ślicz­nie pod­ko­lo­ro­wa­ny­mi de­ta­la­mi, które uwiel­bia­ją tacy jak ty.

– Rze­czy­wi­ście, cho­dzą różne po­gło­ski.

– Więc czego chcesz ode mnie?

– Dru­giej stro­ny tej hi­sto­rii. Jasne, wielu z nich mówi, że pan zwa­rio­wał.

Pro­fe­sor prych­nął gło­śno, jed­nak się nie ode­zwał. Dzien­ni­karz, nie­zra­żo­ny, kon­ty­nu­ował:

– Ale są też tacy, któ­rzy szep­cą, że w cza­sie swo­ich badań coś pan od­krył. Od­po­wie­dzi na wiel­kie py­ta­nia. Czy je­ste­śmy sami we wszech­świe­cie? Jak po­wsta­ło życie? Jaki jest sens ist­nie­nia? Tego typu spra­wy.

Przez chwi­lę mil­cze­li. Hen­der­son gapił się w sufit, dzien­ni­karz cier­pli­wie cze­kał. Miał prak­ty­kę, wie­dział, jak się ob­cho­dzić z ta­ki­mi pry­ka­mi. Przede wszyst­kim nie wolno ich było po­ga­niać.

– No do­brze – po­wie­dział w końcu pro­fe­sor. – Dam ci twoją opo­wieść. Twoje od­po­wie­dzi. Ale wierz mi, mło­dzień­cze, nie spodo­ba­ją ci się. Ani twoim sze­fom. Wąt­pię, by zgo­dzi­li się je opu­bli­ko­wać.

– Ale to nie pana pro­blem, praw­da? – Dzien­ni­karz uśmiech­nął się krzy­wo.

– Cho­ler­na racja. – Na­uko­wiec od­wza­jem­nił się rów­nie po­zba­wio­nym hu­mo­ru uśmie­chem. Po chwi­li jed­nak spo­waż­niał. – No i w grun­cie rze­czy nie ma to prze­cież zna­cze­nia.

Cisza znów ob­ję­ła pokój we wła­da­nie, prze­ry­wa­na je­dy­nie chra­pli­wym od­de­chem Hen­der­so­na. W końcu sta­ru­szek wstał i po­czła­pał w kie­run­ku barku, żeby sobie nalać.

– Je­że­li mam gadać o tam­tym, będę po­trze­bo­wał wspar­cia – mruk­nął, nie od­wra­ca­jąc się. – A tak w ogóle, wiesz ty co­kol­wiek o fi­zy­ce?

– Tyle co wszy­scy. Znam pod­sta­wy i kilka dziw­nych cie­ka­wo­stek.

– Może to i le­piej. Przy­naj­mniej nie bę­dziesz się pró­bo­wał mą­drzyć. Ale nie za­mie­rzam ci tu robić kursu z pod­staw fi­zy­ki, więc jak cze­goś nie zro­zu­miesz, to twój pro­blem. Jasne?

– Jak słoń­ce.

Pro­fe­sor z wes­tchnie­niem ulgi opadł na fotel, so­lid­nie po­cią­gnął ze szklan­ki i za­pa­trzył się w pust­kę. Po chwi­li za­czął mówić:

– Wszyst­ko za­czę­ło się ja­kieś dwa­dzie­ścia lat temu. Pró­bo­wa­li­śmy z ze­spo­łem do­wieść eks­pe­ry­men­tal­nie ist­nie­nia ciem­nej ener­gii, żeby po­twier­dzić teo­rię in­fla­cyj­ną. Cho­le­ra, to był wtedy go­rą­cy temat. Gran­ty sy­pa­ły się na czło­wie­ka prak­tycz­nie same. Ale też za­da­nie nie było pro­ste. Ob­li­cze­nia za­ję­ły całe lata, a potem jesz­cze bu­do­wa de­tek­to­ra, po­mia­ry… No, ale opła­ci­ło się. W końcu za­czę­li­śmy wy­kry­wać pierw­sze sy­gna­ły. Ależ była potem na wy­dzia­le im­pre­za… – Spoj­rze­nie star­ca za­mgli­ło się, kiedy jego myśli od­pły­nę­ły ku dawno mi­nio­nej chwa­le. Dzien­ni­karz wes­tchnął w duchu, jed­nak nic nie po­wie­dział.

– Ta, to były pięk­ne czasy – pod­jął po chwi­li Hen­der­son. – A potem, jak to zwy­kle bywa, spra­wy za­czę­ły się kom­pli­ko­wać. Prze­wi­dy­wa­li­śmy, że ciem­na ener­gia po­win­na być jed­no­li­tym polem, rów­no­mier­nie prze­sy­ca­ją­cym całą prze­strzeń. Ale nasze po­mia­ry były pełne fluk­tu­acji, zmie­nia­ły się z se­kun­dy na se­kun­dę. Kom­bi­no­wa­li­śmy, li­czy­li­śmy, ulep­sza­li­śmy de­tek­tor. I nic, cią­gle chaos. W końcu ktoś uznał, że trze­ba spró­bo­wać z dala od wszel­kich za­kłó­ceń. W ko­smo­sie. Cho­ler­ny cud, że uczel­nia się na to zgo­dzi­ła. Jesz­cze więk­szy, że do­ga­da­li­śmy się jakoś z NASA, która pro­wa­dzi­ła wła­sne ba­da­nia i nie za­le­ża­ło im, że­by­śmy ich wy­prze­dzi­li. A już ab­so­lut­nie nie­sa­mo­wi­te, że udało mi się prze­ko­nać szy­chy w rzą­dzie, by syp­nę­ły na to do­la­ra­mi. Tak czy ina­czej, po­sła­li­śmy nasz de­tek­tor w próż­nię. Hen, da­le­ko za or­bi­tę Marsa, gdzie nie po­win­no mu nic prze­szka­dzać.

– I udało się.

– Tak, udało. Uzy­ska­li­śmy sta­bil­ny od­czyt. Żad­nych fluk­tu­acji, jed­no­rod­ne pole. Zgod­nie z ocze­ki­wa­nia­mi. Nawet jego na­tę­że­nie nie od­bie­ga­ło zbyt­nio od ob­li­czo­ne­go. To wła­śnie dzię­ki tym po­mia­rom do­sta­li­śmy z Bra­nic­kiem na­gro­dę Nobla. Ha, ależ on się trząsł pod­czas uro­czy­sto­ści! My­śla­łem, że pad­nie tam na zawał. Ge­nial­ny ba­dacz, ale nie ra­dził sobie z ludź­mi. Kie­dyś…

– A co z tymi fluk­tu­acja­mi? – wszedł mu w słowo dzien­ni­karz, bez­błęd­nie wy­czu­wa­jąc nad­cho­dzą­cą dy­gre­sję. – Udało się usta­lić ich przy­czy­nę?

– Czy się udało? A my­ślisz, że nad czym ślę­cza­łem na­stęp­ne kilka lat? De­tek­tor nie po­wi­nien re­je­stro­wać nic, poza ciem­ną ener­gią. Jasne, za­śmie­ca­my at­mos­fe­rę całą masą pro­mie­nio­wa­nia, ale nic z tego nie po­win­no mu prze­szka­dzać. A jed­nak wa­rio­wał. Izo­lo­wa­li­śmy go na dzie­siąt­ki spo­so­bów. Nic nie po­ma­ga­ło. W końcu stało się oczy­wi­ste, że na od­czy­ty nie wpły­wa żadne „jasne” pro­mie­nio­wa­nie. Że to musi być wpływ ciem­nej ener­gii.

– Ale jak to?

– Ist­nie­ją trzy typy od­dzia­ły­wań pod­sta­wo­wych, tak? Gra­wi­ta­cja, od­dzia­ły­wa­nia silne i elek­tro­sła­be. Ale wszy­scy mil­czą­co za­kła­da­li, że ciem­na ener­gia bę­dzie jed­no­rod­na. Nic bar­dziej myl­ne­go! Nasz de­tek­tor był skon­stru­owa­ny, by wy­kry­wać „in­fla­cyj­ną” ciem­ną ener­gię, ale oka­za­ło się, że jest też inny jej ro­dzaj. A może nawet wiele ro­dza­jów. I to wła­śnie one wy­wo­ły­wa­ły za­kłó­ce­nia.

– W takim razie czemu w prze­strze­ni od­czyt był czy­sty?

– Ha, brawa dla tego pana! Wspa­nia­łe py­ta­nie! Też się nad nim gło­wi­łem. Je­dy­ne, co przy­cho­dzi­ło mi do głowy to fakt, że owa inna ciem­na ener­gia, ro­bo­czo na­zy­wa­na prze­ze mnie ener­gią eg­zo­tycz­ną, wy­stę­pu­je lo­kal­nie. Ale nie po­tra­fi­łem usta­lić, czemu mia­ło­by tak być. Zie­mia się kręci, ob­ra­ca wokół Słoń­ca, cały układ sło­necz­ny wę­dru­je przez ga­lak­ty­kę – nie mogło cho­dzić o punkt w prze­strze­ni. Coś tu, na na­szym świe­cie, mu­sia­ło ją ge­ne­ro­wać. Ale co?

– I udało się to panu usta­lić, pro­fe­so­rze?

– Nie od razu. Z moich ob­li­czeń wy­ła­niał się bo­wiem nie­po­ko­ją­cy obraz. Oka­za­ło się, że za­kłó­ce­nia, które od­bie­ra­my, nie po­cho­dzą od ener­gii eg­zo­tycz­nej jako ta­kiej, a je­dy­nie od to­wa­rzy­szą­cych jej po­wsta­wa­niu emi­sji ciem­nej ener­gii. Te po­tęż­ne fluk­tu­acje były za­le­d­wie cie­niem praw­dzi­wych prze­pły­wów mocy, które mu­sia­ły mieć miej­sce na na­szej pla­ne­cie. Kilka lat póź­niej, kiedy udało nam się skon­stru­ować de­tek­tor wy­kry­wa­ją­cy ener­gię eg­zo­tycz­ną, moje przy­pusz­cze­nia się po­twier­dzi­ły. Po­je­dyn­cze piki mogły się­gać dzie­sią­tek te­ra­dżu­li. To było nie­wy­obra­żal­ne. Zu­peł­nie, jak gdyby co kilka se­kund na na­szej pla­ne­cie wy­bu­cha­ła bomba, ale nikt tego nie za­uwa­żał.

– Czy ta ener­gia może nam za­szko­dzić? Te po­tęż­ne emi­sje nie mogą prze­cież po­zo­sta­wać bez wpły­wu na ludz­kie zdro­wie.

– Ha, już wę­szysz sen­sa­cję, co? Nie, mło­dzień­cze, muszę cię roz­cza­ro­wać. Ener­gia eg­zo­tycz­na nie­mal zu­peł­nie nie wpły­wa na nor­mal­ną ma­te­rię. Ale nie martw się, zanim skoń­czy­my, do­sta­niesz coś, czym bę­dziesz mógł po­stra­szyć mo­tłoch. Na czym to ja… Ach tak. Wy­kry­wa­li­śmy te po­tęż­ne emi­sje. A to nas pro­wa­dzi znowu do tam­te­go py­ta­nia: czemu nasz słyn­ny de­tek­tor za or­bi­tą Marsa nic z tego nie od­bie­rał? Zgod­nie z ob­li­cze­nia­mi po­wi­nien być do­sta­tecz­nie czuły, by nawet z ta­kiej od­le­gło­ści re­je­stro­wać nie­du­że wa­ha­nia po­zio­mu ciem­nej ener­gii. Ale nie, od­czy­ty były pła­skie jak tyłek mojej pierw­szej żony.

– Może ta eg­zo­tycz­na ener­gia nie pro­pa­gu­je się zbyt dobrze przez prze­strzeń?

– Oj, synku, synku… Ty nie pró­buj my­śleć, bo jesz­cze sobie krzyw­dę zro­bisz. Źle się pro­pa­gu­je, dobre sobie! Nie, mło­dzień­cze, nic z tych rze­czy! Bo, a jakże, spraw­dzi­li­śmy to. Nie do­sta­li­śmy wpraw­dzie fun­du­szy na ko­lej­ną misję ko­smicz­ną, ale jak się oka­za­ło, nie było ta­kiej po­trze­by, wy­star­czy­ło po­słać de­tek­tor na Mię­dzy­na­ro­do­wą Sta­cję Ko­smicz­ną. Do wy­so­ko­ści mniej wię­cej stu ki­lo­me­trów nad po­wierzch­nią Ziemi, ener­gia eg­zo­tycz­na za­cho­wu­je się zgod­nie z ocze­ki­wa­nia­mi. Naj­wię­cej jest jej przy po­wierzch­ni, potem słab­nie z grub­sza pro­por­cjo­nal­nie do kwa­dra­tu od­le­gło­ści. Ale w po­bli­żu gra­ni­cy stu ki­lo­me­trów nagle znika. Zu­peł­nie. Było to tak nie­ocze­ki­wa­ne, że z po­cząt­ku my­śle­li­śmy, że de­tek­tor tra­fił szlag. Ale nie, ko­lej­ny dał ten sam wynik, a po po­wro­cie na Zie­mię oby­dwa pra­co­wa­ły po­praw­nie. Nie­ca­łe sto ki­lo­me­trów nad na­szy­mi gło­wa­mi coś spra­wia, że ener­gia eg­zo­tycz­na znika. A ra­czej prze­sta­je być moż­li­wa do wy­kry­cia przez nasze in­stru­men­ty.

– I co się z nią dzie­je?

– Ha, chciał­byś wie­dzieć, co? Mam swoje przy­pusz­cze­nia. Nic pew­ne­go, ale… Cóż, i tak mam już opi­nię wa­ria­ta. Naj­pierw mu­sisz jed­nak wie­dzieć coś in­ne­go.

– Co ta­kie­go?

– Usta­li­li­śmy, skąd się bie­rze ener­gia eg­zo­tycz­na. Nikt nie chciał opu­bli­ko­wać wy­ni­ków tych badań. Część mo­je­go ze­spo­łu do tej pory twier­dzi, że muszą być błęd­ne. Ale dane to dane. Nie ma co się z nimi kłó­cić.

– W takim razie co jest źró­dłem?

– O, to do­pie­ro była za­gad­ka! Długo nie mo­gli­śmy tego roz­gryźć. Izo­to­py pro­mie­nio­twór­cze? Cie­pło jądra Ziemi? Głu­pie, ma­te­ria­li­stycz­ne teo­rie, ale nie mie­li­śmy nic lep­sze­go. Nic nie pa­so­wa­ło. Fluk­tu­acje zda­wa­ły się po­ja­wiać bez żad­ne­go sensu, nie widać w nich było po­rząd­ku. Aż nad­szedł słyn­ny drugi paź­dzier­ni­ka.

– Atak ter­ro­ry­stycz­ny na Em­pi­re State Bu­il­ding.

– Tak. Wiel­ka tra­ge­dia. Ale po­zwo­li­ła mi roz­gryźć tę za­gad­kę. Pa­mię­tam to do­brze. Gło­wi­łem się wła­śnie nad od­czy­tami, a kon­kret­nie nad ol­brzy­mim pi­kiem. Eks­a­dżu­le ener­gii po­wsta­łe zni­kąd w jed­nej chwi­li. Wtedy do la­bo­ra­to­rium wpadł któ­ryś z asy­sten­tów, krzy­cząc o nowym je­de­na­stym wrze­śnia.

– To eks­plo­zja była źró­dłem eg­zo­tycz­nej ener­gii?

– Nie, nic z tych rze­czy. A przy­naj­mniej nie bez­po­śred­nio. Hm… Sły­sza­łeś kie­dyś o Dun­ca­nie Mac­Do­ugal­lu?

– Nie.

– Nie dziwi mnie to. Był me­dy­kiem gdzieś tak na po­cząt­ku dwu­dzie­ste­go wieku. Pro­wa­dził eks­pe­ry­men­ty na umie­ra­ją­cych. Twier­dził, że udało mu się wy­kryć spa­dek wagi ciała w mo­men­cie śmier­ci. Stwier­dził, że dusza czło­wie­ka waży dwa­dzie­ścia jeden gra­mów. Oczy­wi­ście oka­za­ło się to bzdu­rą… Tyle że nie do końca. Dru­gie py­ta­nie, ła­twiej­sze. Mówi ci coś na­zwi­sko Ein­ste­in? E równe em ce kwa­drat?

– Oczy­wi­ście. Teo­ria względ­no­ści.

– Do­sko­na­le. I tu za­czy­na się sza­lo­na część. Ener­gia to masa razy pręd­kość świa­tła do kwa­dra­tu. Wy­star­czy ociu­pi­na masy, by uzy­skać mnó­stwo ener­gii. A jak się oka­zu­je, czło­wiek fak­tycz­nie traci tro­chę masy, kiedy umie­ra. Nie dwa­dzie­ścia gra­mów, nie aż tyle. Dwa-trzy mi­li­gra­my. Nie­du­żo. Ale wy­star­czy, by uzy­skać mnó­stwo ener­gii. W spo­rym za­okrą­gle­niu dwa te­ra­dżu­le. W jed­nost­kach, które za­pew­ne będą bliż­sze komuś z two­jej bran­ży, to nie­mal pół ki­lo­to­ny tro­ty­lu.

– Chwi­la, chwi­lu­nia… Twier­dzi pan, że ener­gia eg­zo­tycz­na to ludz­kie dusze?!

– No, “dusza” to chyba nie­wła­ści­we słowo. Ta ener­gia po­wsta­je też pod­czas śmier­ci zwie­rząt, a nawet kul­tur bak­te­ryj­nych. Wszyst­kich ży­wych stwo­rzeń. Z grub­sza pro­por­cjo­nal­nie do ich masy. Po­twier­dza­ły to wszyst­kie ko­lej­ne testy. Ro­bi­li­śmy po­mia­ry pod­czas eg­ze­ku­cji ska­zań­ców i w szpi­ta­lach. Śmier­ci za­wsze to­wa­rzy­szył po­tęż­ny wy­rzut eg­zo­tycz­nej ener­gii.

– To prze­cież sen­sa­cja!

– Tak są­dzisz, mło­dzień­cze? To teraz się skup. Każ­de­go dnia na świ­ecie umie­ra wedle sza­cun­ków mniej wię­cej dwie­ście ty­się­cy osób. Plus mi­lio­ny zwie­rząt i mi­liar­dy bak­te­rii, glo­nów i cho­le­ra wie, czego jesz­cze. Summa sum­ma­rum w ciągu jed­nej doby emi­tu­je­my mniej wię­cej zet­ta­dżul ener­gii. Dzie­sięć do dwu­dzie­stej pierw­szej dżuli. I wszyst­ko to znika bez śladu mniej wię­cej sto ki­lo­me­trów nad po­wierzch­nią Ziemi. A to nas pro­wa­dzi z po­wro­tem do py­ta­nia…

– Co się dzie­je z tą całą ener­gią?

– Do­kład­nie.

– Chce pan po­wie­dzieć, że zna­lazł dowód na ist­nie­nie Nieba?

– Ha, śmia­łe za­ło­że­nie. Przy­znam, prze­mknę­ło mi to przez myśl. Ale nie, mam inną kon­cep­cję. Ktoś wy­ko­rzy­stu­je tę ener­gię. Nasza pla­ne­ta jest ol­brzy­mim ge­ne­ra­to­rem.

– Ale kto? – Re­por­te­ro­wi nawet nie przy­szło do głowy, by kwe­stio­no­wać tę wa­riac­ką teo­rię. Teraz chciał po pro­stu usły­szeć jak naj­wię­cej szcze­gó­łów.

– Tego ra­czej nigdy się nie do­wie­my. Ale… W na­szym wszech­świe­cie jest wię­cej ciem­nej ma­te­rii niż „ja­snej”, zna­jo­mej nam. Jest wszę­dzie, ale „nasza” ma­te­ria w za­sa­dzie nie wcho­dzi z nią w in­te­rak­cje. Za­wsze za­kła­da­li­śmy, że to po pro­stu mar­twa masa. Ale może… Tylko może… To coś wię­cej? Inny ro­dzaj ist­nie­nia, dzie­lą­cy z nami prze­strzeń, ale nie­ja­ko od­dzie­lo­ny. Nie mo­że­my na niego wpły­nąć, ale prze­cież nie jest po­wie­dzia­ne, że on nie może wpły­wać na nas. Może jest tam jakiś ro­dzaj życia – przy czym mó­wiąc „życie”, nie mam na myśli zie­lo­nych lu­dzi­ków czy cze­goś rów­nie bzdur­ne­go.

– I oni… To obce życie… Po­bie­ra­ją od nas ener­gię?

– Tak sądzę. Nie ma na to żad­nych do­wo­dów. I za­pew­ne nigdy ich nie zdo­bę­dzie­my. Ale… Ener­gia eg­zo­tycz­na, o ile wiemy, nie wy­stę­pu­je we wszech­świe­cie w spo­sób na­tu­ral­ny. Ge­ne­ru­je ją je­dy­nie śmierć. Gdyby ist­nia­ła więc rasa, która z ta­kiej czy innej przy­czy­ny jej po­trze­bu­je… I gdyby ta rasa zna­la­zła spo­sób na wy­ko­rzy­sta­nie tej dziw­nej, rzad­kiej we wszech­świe­cie “ja­snej” ma­te­rii, żeby ge­ne­ro­wać nie­zbęd­ny im zasób…

– Chce pan po­wie­dzieć, że ci obcy nas ho­du­ją?!

– Nie cał­kiem. Nie cho­dzi im o ludzi. Wąt­pię, by w ogóle zda­wa­li sobie spra­wę z na­sze­go ist­nie­nia. Wy­star­czy im do­wol­ny ro­dzaj życia. Nasza pla­ne­ta jest dla nich czymś w ro­dza­ju bio­re­ak­to­ra. A my – droż­dża­mi, które pra­co­wi­cie wy­twa­rza­ją coś, czego oni po­trze­bu­ją.

Za­pa­dło mil­cze­nie. Pro­fe­sor kil­ko­ma dłu­gi­mi ły­ka­mi opróż­nił szklan­kę, po czym uśmiech­nął się po­nu­ro.

– I co, za­do­wo­lo­ny? Czy to dla cie­bie do­sta­tecz­nie sen­sa­cyj­ne? – spy­tał go­ścia.

Dzien­ni­karz po­ki­wał je­dy­nie głową.

 

***

 

– No, to nie­ma­ły temat… – Red­nacz, za­fra­so­wa­ny, po­dra­pał się po gło­wie.

– Wiem, sze­fie! Dowód na ist­nie­nie duszy. Wszyst­kie re­li­gie w błę­dzie. Zie­mia jest elek­trow­nią! Lu­dzie są droż­dża­mi!

– Nie, Po­sner, nie ro­zu­miesz. To zbyt dużo naraz. Żeby to jakoś opi­sać, po­trze­ba by z trzy ty­sią­ce zna­ków. Kto tyle prze­czy­ta!

– Dla­te­go do pana przy­sze­dłem, sze­fie! Nie chcę tego pusz­czać jako po­je­dyn­czy ar­ty­kuł. Chcę całej serii tek­stów albo może pod­ca­stów. Mam już na uwa­dze kilku od­po­wied­nich gości…

– Hola, Po­sner, daj po ha­mul­cach! Co ty mi tu? Jaki pod­cast, jaka seria ar­ty­ku­łów? Na naj­bliż­szy czas je­ste­śmy już usta­wie­ni. Nie będę mie­szał w gra­fi­ku dla cze­goś ta­kie­go! Pod­ca­stu mu się za­chcie­wa, dobre sobie! Znajdź naj­pierw po­rząd­ną sen­sa­cję, a nie takie coś. Ko­lej­na wa­ria­cja na temat ufo­ków, a ten mi tu tań­czy jak małpa z ba­na­nem w tyłku. Było mi­lion razy, Po­sner! Lu­dzie chcą cze­goś no­we­go!

– Sze­fie, niech pan tylko po­słu­cha. Jasne, może się to wy­da­wać tro­chę suche, ale jeśli to od­po­wied­nio ubrać w słowa, sie­dzi­my tu na żyle złota! Szef tylko po­my­śli. Re­li­gij­ne oszo­ło­my do­sta­ną kręć­ka. Ci od in­te­li­gent­ne­go pro­jek­tu też. Obroń­cy nauki będą krzy­czeć o braku do­wo­dów. Może po­de­pnie się jakaś sekta. Rzuci się w tek­ście kilka za­pal­nych ha­se­łek, może da ko­men­tarz ja­kie­goś księ­dza… Pu­bli­ka bę­dzie kli­ka­ła jak wście­kła! Gów­no­bu­rza w ko­men­ta­rzach bę­dzie się cią­gnę­ła ca­ły­mi dnia­mi! Dam sobie pen­sję ob­ciąć, że to bę­dzie naj­bar­dziej kli­ka­ny temat mie­sią­ca!

Red­nacz wzru­szył ra­mio­na­mi, wciąż nie­prze­ko­na­ny. W końcu mach­nął ręką.

– Dobra, niech bę­dzie. Nie pod­cast, tyle miej­sca ci nie dam. Ale na­pisz mi trzy ar­ty­ku­ły, zro­bi­my próbę. Jak chwy­ci, do­sta­niesz zie­lo­ne świa­tło dla całej serii. Tylko wy­myśl lep­szy tytuł. “Ar­chi­tek­ci wszech­świa­ta”… Za słabe. Ma kłuć w oczy!

 

***

 

Mi­nę­ło kilka dni. Na stro­nie “Pul­sa­ru”, wśród lin­ków wio­dą­cych do tek­stów po­świę­co­nych po­rwa­niom przez UFO i spi­skom ga­dziej rasy panów, uka­zał się pierw­szy z ar­ty­ku­łów Po­sne­ra. Za­ty­tu­ło­wa­ny “Je­steś droż­dżem!”.

Prze­wi­dy­wa­nia dzien­ni­ka­rza spraw­dzi­ły się. Awan­tu­ra w ko­men­ta­rzach była ist­nym szam­bem i cią­gnę­ła się przez wiele dni. Ruch na stro­nie wzrósł o osiem pro­cent. Temat szyb­ko pod­chwy­ci­ły inne ser­wi­sy, prze­bił się nawet do te­le­wi­zji. Przez nie­mal trzy ty­go­dnie kró­lo­wał na fo­rach i cza­tach, nawet w me­mach.

A potem znik­nął z ludz­kiej pa­mię­ci.

Koniec

Komentarze

Moja redaktorska dusza szczezłaby, gdybym, przy redakcji tekstu, przystał w imię zasad na konstrukcję zdania działajacą na potoczystośc narracji jak kij wsadzony w szprychy. Pamiętajmy, że zajmujemy się tutaj czymś określanym jako “piękne”. Tu z każdej pułapki są przynajmniej dwa wyjścia, chodzi o to, żeby wybrać optymalne;)

@Michał Pe

Nie jesteśmy już w becie, nie dezorientuj czytelników. ;)

Powitać pierwszego z jurorów. Mam nadzieję, że smakowało.

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Akcji prawie nie ma, ale podobało mi się :) Lubię takie pomysłowe teorie. Zakonczenie trochę smutne, ale tak to już jest. Ludzi nie zmienimy.

Nie jesteśmy już w becie, nie dezorientuj czytelników. ;)

Ten, tego… To ja jeszcze tylko zachęcę wszystkich do czytania i już się nie odzywam! 

Witam też drugą połowę jurorskiego duetu.

Ten, tego… To ja jeszcze tylko zachęcę wszystkich do czytania i już się nie odzywam! 

Raz jeszcze dzięki za pomoc.

Akcji prawie nie ma, ale podobało mi się :) Lubię takie pomysłowe teorie. Zakonczenie trochę smutne, ale tak to już jest. Ludzi nie zmienimy.

Ale możemy na nich narzekać, takie nasze literackie prawo. Cieszę się, że się podobało.

Cześć!

 

Zaczęło się nawet interesująco, potem chwilę czytałem w męczarniach (wykład z fizyki), by dobrnąć do niezwykle ciekawych momentów (od puenty do epilogu szło gładziutko). Końcowa diagnoza jak najbardziej trafna, a całość pomysłowa.

 

– Wiem, szefie! Dowód na istnienie duszy. Wszystkie religie w błędzie. Ziemia jest elektrownią! Ludzie są drożdżami!

Świetne. :D

 

Z drobnego czepialstwa, to na moje oko trochę zbyt luzacki był ten uczony, ale najwyraźniej taki miał być. ;-)

 

Poniżej poprawki.

 

Z pewnością opowiedzieliby ci całą historię o szalonym profesorze, cholerni plotkarze.

Profesor z westchnieniem ulgi opadł na fotel, solidnie pociągnął ze szklanki i zapatrzył się w pustkę.

No chyba że na totem. :P

 

–Ale jak to?

Przyda się spacja.

 

Nie dostaliśmy wprawdzie funduszy na kolejną misję kosmiczną, ale jak się okazało, nie było takiej potrzeby, wystarczyło posłać detektor na Międzynarodową Stację Kosmiczną.

Tyle(-,) że nie do końca.

Chcę całej serii tekstów(-,) albo może podcastów.

Obrońcy nauki będą krzyczeć o braku dowodów.

 

Pozdrawiam i powodzenia w konkursie!

"Kozy mają mnie w nosie, a psy na ogonie." T. Rałowski

Witaj!

 

Na wstępie, dzięki za łapankę, poprawione.

 

Mam nadzieję, że było warto się przemęczyć. Profesor w pierwotnej wersji był nawet bardziej wyszczekany, trochę go ułagodziłem na wniosek betujacych. Ale jakoś trzeba było ożywić ten wykład. ;)

 

Dzięki za komentarz!

O, żesz, ale zaostrzyłeś mi „apetyt” przez kapitalną przedmowę. Byłam pewna, że historia skręci w stronę mediów, funkcjonalności, jakości itede itepe. Poszła, ale jedynie w mało istotnej warstwie fabularnej, to znaczy ważnej, lecz nie o nią mi chodziło. Miałam nadzieję na ściślejsze powiązanie ciemnej materii i mediów. Pod tym względem się zawiodłam, ale cóż, sama sobie smaka nakręciłam. ;-)

Opowiadanie zajmujące, bardzo porządnie poprowadzone, logiczne. Troszkę mało w nim życia. Może przez to, że centralną częścią tekstu, stanowiącą jego serce, jest rozmowa z profesorem Posnerem. Wywiad prowadzony jest raczej statycznie, dziennikarz układny. Zastanawiałam się, czy nie dałoby radę tego jakoś zdynamizować bądź silniej skontrastować. Pomysł fajny i wyjaśnienie fenomenu egzotycznej energii też. :-) Ależ dopracowany pomysł!

 

Z drobiazgów:

,wiec jak czegoś nie zrozumiesz

Literówka.

 

Naturalnie skarżypytuję do biblio. :-)

Pzd srd

a

 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Podobało mi się.

To co prawda w dużej mierze dyskusja o teorii i krokach do jej dochodzenia, ale napisana żywo i interesująco. Ciekawy jest ten pomysł na energię egzotyczną generowaną przez śmierć. Fajnie, że nie zawęziłeś tego tylko do ludzi ale do wszystkich istot.

Łowcy taniej sensacji nie są niczym nowym, ale przedstawieni dosyć autentycznie, a fakt, że uganiają się za sensacją fizyczną dodaje smaczku :)

Najbardziej chyba jednak podobało mi się ostatnie zdanie. Możemy mieć największego newsa w historii świata, który zdemoluje postrzeganie wszystkiego, ale i tak jego żywotność ma określoną z góry datę przydatności, dopóki nie pojawi się coś ciekawszego (najpewniej o nieporównywalnie błahszym charakterze).

Klikam więc.

 

Dwie drobnostki:

 

Ten Rednacz wydał mi się sztuczny. Może się tak mówi w redakcjach, ale wydało mi się to dziwne.

 

Każdego dnia na świcie umiera

świecie

Statyczne. Mało naukowe. Pesymistyczne.

Czyli dokładnie takie opowiadanie, jakie piszę :P

Podobało mi się!

Jeśli miałbym się czegoś czepić, to właśnie tych “naukowych” podstaw, ale jak się już przymknie oko, to jest bardzo fajnie. no i to zakończenie – gorzko-prawdziwe!

Jedyne, co bym poprawił, to początek dialogu. Kiedy profesor najpierw gada do dziennikarza na “ty” a potem wypowiada “właź pan”, myślałem, że coś się Autorowi pomieszało. Potem zorientowałem się, że to taka figura retoryczna. I to bym zmienił.

Jak również odmianę imienia “Anthony’ego” chyba, a nie “Anthonego”?

 

Tyle narzekania, bo to opowiadanie z niezłym pomysłem, acz trochę “to już się opatrzyło” ;).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Witam wszystkich!

 

@Asylum

O, żesz, ale zaostrzyłeś mi „apetyt” przez kapitalną przedmowę. Byłam pewna, że historia skręci w stronę mediów, funkcjonalności, jakości itede itepe. Poszła, ale jedynie w mało istotnej warstwie fabularnej, to znaczy ważnej, lecz nie o nią mi chodziło. Miałam nadzieję na ściślejsze powiązanie ciemnej materii i mediów. Pod tym względem się zawiodłam, ale cóż, sama sobie smaka nakręciłam. ;-)

Szkoda, że nie trafiłem w apetyt, ale cóż, czasem tak bywa.

Troszkę mało w nim życia.

Całkowita racja. To bardzo statyczny tekst. Był pomysł by opisać to dynamiczniej, pokazać te wszystkie badania zamiast o nich opowiadać. Ale to bardzo rozciągało tekst, przez co został zarzucony.

 

Dziękuję za klik i za wyłapanie literówki.

 

@Edward Pitowski

Najbardziej chyba jednak podobało mi się ostatnie zdanie.

:)

Ten Rednacz wydał mi się sztuczny. Może się tak mówi w redakcjach, ale wydało mi się to dziwne.

Spotkałem się kilka razy z tym skrótowcem. Oszczędził mi nadawania bohaterowi imienia.

 

Również dziękuję za klik i wyłapanie literówki.

 

@Staruch

Statyczne. Mało naukowe. Pesymistyczne.

Czyli dokładnie takie opowiadanie, jakie piszę :P

Ale nie zawiera Rosjan. Ani wiewiórek. (Sorry, jeżeli odwołania się zdezaktualizowały, trochę mnie nie było na portalu).

Jeśli miałbym się czegoś czepić, to właśnie tych “naukowych” podstaw

Przyznaję bez bicia, one w większości nie mają sensu, nawet nie bardzo się starałem to maskować. 

Jedyne, co bym poprawił, to początek dialogu. Kiedy profesor najpierw gada do dziennikarza na “ty” a potem wypowiada “właź pan”, myślałem, że coś się Autorowi pomieszało.

Aj, artefakt z wcześniejszej wersji tekstu. Dzięki za wyłapanie.

Jak również odmianę imienia “Anthony’ego” chyba, a nie “Anthonego”?

Racja, racja.

Tyle narzekania, bo to opowiadanie z niezłym pomysłem, acz trochę “to już się opatrzyło” ;).

Wiadomo. Cieszę się, że mimo wszystko się podobało.

 

I również dziękuję za klik.

– Ale to nie pana problem, prawda? – Dziennikarz uśmiechnął się krzywo.

– Cholerna racja. – Naukowiec odwzajemnił się równie pozbawionym humoru uśmiechem. Po chwili jednak spoważniał.

Powtórzenie.

I, skoro wcześniej uśmiechnął się bez humoru, to chyba cały czas był poważny?

 

– A tak w ogóle, wiesz ty cokolwiek o fizyce?

– Tyle co wszyscy. Znam podstawy i kilka dziwnych ciekawostek.

Celne. ;)

 

emisji ciemnej energii. Te potężne fluktuacje były zaledwie cieniem prawdziwych przepływów mocy,

Ja jestem laik, ale trochę brzmi to za bardzo potocznie. Moc i energia dla fizyka to ściśle zdefiniowane pojęcia i sądzę, że jego język przekazu – nawet dostosowany do odbiorcy – byłby bardziej precyzyjny. Niestety nie pomogę, bo jestem przebrzydłym humanistą. Ale są tu fizycy, którzy z chęcią pomarudzą. :)

 

– Atak terrorystyczny na Empire State Building.

– Tak. Wielka tragedia. Ale pozwoliła mi rozgryźć tę zagadkę. Pamiętam to dobrze. Głowiłem się właśnie nad odczytami, a konkretnie nad olbrzymim pikiem. Eksadżule energii powstałe znikąd w jednej chwili. Wtedy do laboratorium wpadł któryś z asystentów, krzycząc o nowym jedenastym września.

W tym miejscu poczułem, jakby ten dialog był zbyt… surowy. Brak opisu tego, jak zachowuje się profesor, brak szepniętego słówka czy dwóch o wrażeniach i emocjach dziennikarza. Powoduje to, że zaczynam dialog postrzegać nie jako rozmowę dwóch postaci, tylko jako zabieg ściśle formalny, mający wyłożyć nam pewną myśl, która przyświeca autorowi, niczym platońskie dialogi z Sokratesem.

 

Tylko wymyśl lepszy tytuł. “Architekci wszechświata”… Za słabe. Ma kłuć w oczy!

Czy puszczasz tu oko w kierunku jury? ;)

 

Uhhh… szczerze mówiąc, to mam problem z tym tekstem. Problem taki, że o ile sam koncept wypada bardzo interesująco – egzotyczna energia, generator śmierci, istnienie w ciemnej materii – o tyle nie widzę tu opowiadania. Podałeś nam wszystko, co chciałeś, ubrałeś to nawet w dialog, żeby było bardziej strawne dla czytelnika (właśnie tak, jak robił wspomniany przeze mnie wyżej Platon), ale nic więcej.

I bije się tu z myślami, bo sam nosiłem się z zamiarem pójścia nawet krok dalej, to jest napisania historii bez bohaterów (czy z bohaterem zbiorowym)… ale brak mi właśnie tego pierwiastka, który z takiego konceptu uczyniłby pełnoprawne opowiadanie, a nie jedynie zapis myśli, której nadano bardziej fabułopodobną formę.

W przypadku tego tekstu dochodzi jeszcze jeden element – język profesora. Dla mnie zbyt oderwany od jego dziedziny, zbyt potoczny, co nie pozwala mi uwierzyć w jego postać.

Poza tym: ludzie wydzielają (zbudowani z normalnej materii) ciemną energię, tak? Ciekawe, czy to można by obecnie jakoś fizycznie uzasadnić, na bazie posiadanej przez ludzi wiedzy… I to absolutnie nie jest zarzut, bo przecież nie piszemy w gronie fizyków, a sam o fizyce wiem tyle, ile dziennikarz z tego opowiadania. Po prostu przy takim tekście, który jest w gruncie rzeczy zbudowany na przedstawieniu pewnej fantastycznonaukowej koncepcji, aż chciałoby się takiego bardziej naukowego tonu. A przynajmniej mi by się chciało, nawet jakbym części z tego nie zrozumiał. :)

"Odpowiedz najpierw na jedno ważne pytanie: czy umysł istnieje?" - Golodh, "Najlepsze teksty na podryw, edycja 2023"

Cześć!

Ciekawa koncepcja – kojarzy mi się troszkę z jednym z odcinków Ricka i Morty’ego, w którym Rick przyznaje się do wyhodowania całej cywilizacji do generowania energii dla swojego statku. Nie wiem czy celowa inspiracja, ale widzę sporo podobieństw :)

 

Fajnie pokazujesz działania wielu pseudo mediów i tabloidów – im bardziej szokujący nagłówek, tym lepiej. Więcej klików, więcej szumu. Ta część mnie przekonała.

 

Nie ukrywam jednak, że środek mnie nieco męczył. Starałam się nadążać i rozumieć co czytam, ale za dużo tam było technikaliów (z tego samego powodu nie przepadam za hard sci-fi). Czuję też pewien niedosyt, pokazałeś na końcu ciekawą wizję, ale opowiadanie jest jednak kapkę urwane.

Niemniej, ciekawy tekst i nie żałuję czytania.

@Gekikara

 

Powitać! 

 

Ja jestem laik, ale trochę brzmi to za bardzo potocznie.

Ja też jestem laikiem. Ale jeden z betujących tekst przyznaje się do bycia fizykiem, a zastrzeżeń nie zgłaszał, więc uznam, że może zostać. ;)

W tym miejscu poczułem, jakby ten dialog był zbyt… surowy. Brak opisu tego, jak zachowuje się profesor, brak szepniętego słówka czy dwóch o wrażeniach i emocjach dziennikarza. Powoduje to, że zaczynam dialog postrzegać nie jako rozmowę dwóch postaci, tylko jako zabieg ściśle formalny, mający wyłożyć nam pewną myśl, która przyświeca autorowi, niczym platońskie dialogi z Sokratesem.

Heh, żebyś widział pierwszą wersję tekstu, która nawet do bety nie dotarła. Bez wstępu i epilogu, rozmowa Naukowca i Dziennikarza, ten drugi obecny tylko jako przenośne ucho… To dopiero był platoński dialog. 

Czy puszczasz tu oko w kierunku jury? ;)

Skąd. Szczerze i otwarcie – tekst powstał, zanim w ogóle zajrzałem w wątek konkursu. Potem wpadł mi w oko tytuł i jakoś tak poszło. Jury napłodziło tam wiele widowiskowych tytułów, moja brocha, że wybrałem jeden z nudniejszych. ;)

Uhhh… szczerze mówiąc, to mam problem z tym tekstem. Problem taki, że o ile sam koncept wypada bardzo interesująco – egzotyczna energia, generator śmierci, istnienie w ciemnej materii – o tyle nie widzę tu opowiadania. Podałeś nam wszystko, co chciałeś, ubrałeś to nawet w dialog, żeby było bardziej strawne dla czytelnika (właśnie tak, jak robił wspomniany przeze mnie wyżej Platon), ale nic więcej.

Masz oczywiście rację. Ten tekst pierwotnie służył tylko i wyłącznie zaprezentowaniu określonego konceptu. Potem dorzuciłem trochę ozdobników i spróbowałem go przerobić na satyrę (co się nie udało), a jeszcze potem dodałem wstęp, zakończenie i morał odnośnie mediów. Całość jest więc w zasadzie niewiele więcej niż szaloną wizją z dosztukowanym po fakcie przesłaniem, z pretekstowymi postaciami, ledwie obecna fabułą i mocno naciąganymi realiami. Przyznaję bez bicia, że pod względem technicznym tekst nie tyle kuleje, co jeździ na wózku. Ale co zrobię, koncepcja mi się spodobała.

W przypadku tego tekstu dochodzi jeszcze jeden element – język profesora. Dla mnie zbyt oderwany od jego dziedziny, zbyt potoczny, co nie pozwala mi uwierzyć w jego postać.

Tekst i tak jest dość ciężki w odbiorze dla osób niezainteresowanych fizyką, nie chciałem tego dodatkowo utrudniać. Patrz post Shanti. ;)

Poza tym: ludzie wydzielają (zbudowani z normalnej materii) ciemną energię, tak? Ciekawe, czy to można by obecnie jakoś fizycznie uzasadnić, na bazie posiadanej przez ludzi wiedzy…

Na bazie obecnej wiedzy cały ten tekst to jeden wielki bełkot. Jak każdy porządny bełkot zawiera trochę spójnych kawałków, ale zasadniczo nic tam nie znajduje potwierdzenia w faktach – a już szczególnie materializm duszy.

 

@Shanti

Cześć!

Ciekawa koncepcja – kojarzy mi się troszkę z jednym z odcinków Ricka i Morty’ego, w którym Rick przyznaje się do wyhodowania całej cywilizacji do generowania energii dla swojego statku. Nie wiem czy celowa inspiracja, ale widzę sporo podobieństw :)

Nie oglądam tego serialu, więc zbieżność przypadkowa. Ale też nie jest to zupełnie nowy pomysł, więc nic w tym dziwnego.

Nie ukrywam jednak, że środek mnie nieco męczył. Starałam się nadążać i rozumieć co czytam, ale za dużo tam było technikaliów (z tego samego powodu nie przepadam za hard sci-fi).

Wiem, przepraszam za to. Dzięki, że mimo to dałaś radę.

Czuję też pewien niedosyt, pokazałeś na końcu ciekawą wizję, ale opowiadanie jest jednak kapkę urwane.

Finał z mediami był tu dosztukowany z opóźnieniem, choć w jego obecnej formie myślę, że ładnie przekazuje myśl, o którą mi chodziło w tej wersji tekstu. Ale może faktycznie można było go rozciągnąć.

Niemniej, ciekawy tekst i nie żałuję czytania.

:)

Ciekawy pomysł na fantastykę, ale wywiad z dziadem mnie nieco zmęczył. Jesteś drożdżem! to świerny tytuł. Kilka zwrotów mnie rozbawiło. Ale poza pomysłem trochę sucho. Czytanie wywiadów jakoś mnie nie kręci :-)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Hej, Mytrix!

Masz absolutną rację. To opowiadanie to w 90% pomysł, któremu nie zdołałem się oprzeć, luźno opakowany w narrację. Cieszę się, że mimo to znalazłeś w tekście coś interesującego.

Dobrze to sprzedałeś. Mogę uwierzyć w tą pseudonaukę i fakt, że jestem drożdżem :) O takie sci-fi właśnie walczyłem. Gratulacje!

Wywiad był dla mnie ciekawy w każdym momencie. Może miejscami niezrozumiały, ale w pozytywnym znaczeniu.

Pozdrawiam!

Na sprawach, o których piszesz znam się jak kura na pieprzu, ale myślę, że należycie pojęłam to, co do pojęcia było. Opowiadanie jest napisane dość przystępnie i czytało się całkiem nieźle. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej, witajcie!

Cieszę się, że przypadło do gustu, nawet jeżeli momentami było niezrozumiałe. ;) Dzięki za wizytę i komentarze.

Cześć!

 

Mam wrażenie, że przede wszystkim chciałeś pokazać w tym tekście współczesne pseudodziennikarstwo i popularyzację bełkotu naukowego. Uważam, że to wyszło bardzo dobrze. Monolog profesora jest świetny, jak już myślałam, że wiem dokąd to prowadzi, to pojawiał się jakiś nowy element i faktycznie ta fizyka nie ma sensu, ale gdyby miała to byłoby opowiadanie nastawione na zupełnie coś innego. Sama idea hodowania życia przez rasę wyższą to pomysł bardzo ciekawy.

Zakończenie fajnie spina tekst. Zastanawiał się, czy ten wzrost ruchu na stronie nie powinien być większy niż osiem procent, ale to już szczególik. Ogólnie przyjemna lektura, która z pozoru jest humorystyczna, ale jedna drugie dno wybrzmiało.

 

Mam wrażenie, że przede wszystkim chciałeś pokazać w tym tekście współczesne pseudodziennikarstwo i popularyzację bełkotu naukowego.

Szczerze i otwarcie – klamra odnośnie mediów powstała jakiś czas po środkowej części tekstu. Najpierw, dawno temu, powstał sam koncept “bycia drożdżem”, ramka miała na celu dodać temu jakikolwiek kontekst. Cieszę się, że się udało.

Zastanawiał się, czy ten wzrost ruchu na stronie nie powinien być większy niż osiem procent, ale to już szczególik.

Nie mam tu żadnych danych ani w tą ani w tamtą, strzeliłem te osiem procent na ślepo.

Ogólnie przyjemna lektura, która z pozoru jest humorystyczna, ale jedna drugie dno wybrzmiało.

:)

– Może ta egzotyczna energia nie propaguje się zbyt dobre przez przestrzeń?

Tekst trochę suchy, jak zresztą wspominano już wcześniej. Zabrakło mi jakiegoś mocniejszego zakończenia. Nie mówię, że w trakcie lektury spodziewałem się, co będzie, ale już po przeczytaniu wydaje się ono dość oczywiste i nie wywołuje jakiegoś wielkiego “łał”. Pamiętam, że było jakieś krótkie opowiadanie bodajże Kosika oparte na identycznym pomyśle (tzn. Ziemia jako hodowla kosmitów). Tam na koniec kosmici stwierdzili, że wskutek kampanii “humanitarnych” przeciw wykorzystywaniu istot żywych, zdecydowano się zaorać Ziemię i zmienić w pole golfowe. Tego typu twistu (może nie tak absurdalnego, ale równie mocnego) mi w tym opowiadaniu zabrakło.

Hej, dzięki za wizytę i wyłapanie literówki. Szkoda, że nie podeszło. Z zarzutami się zgadzam, ale cóż, taki to tekst.

Pozdrawiam!

Dobre to! Mnie wciągnęło od razu, i doceniam dowcip sytuacyjny na początku, lubię taki rodzaj humoru.

A przedmówcy pitolą jakieś kocopoły xD. Może fakt, że tu fantastyki w zasadzie nie ma (może trochę sci-i), ale do mnie przemówiło, wciągnęło od razu (super dialogi).

 

Może troszku szkoda, że ujęte jest to w humorystyczny sposób. Gdyby jednak skręcić na bardziej poważne tory, zapewne trzeba by było zrobić z tego pokaźne opowiadanie.

 

dla mnie bomba.

0-3 WARSZTAT | 0-3 NARRACJA | 0-3 FABUŁA | 0-3 DIALOGI | 0-3 POSTACI | 0-3 KLIMAT

Hej, Folan!

Cieszę się, że przypadło do gustu. Ogólnie jednak przedmówcy mają sporo racji, do czego przyznaję się bez bicia, bo pisałem z pełną świadomością wad tekstu.

Może troszku szkoda, że ujęte jest to w humorystyczny sposób. Gdyby jednak skręcić na bardziej poważne tory, zapewne trzeba by było zrobić z tego pokaźne opowiadanie.

Możliwe, możliwe. Ale przy tak “dużej” tematyce łatwo byłoby popaść w pseudofilozoficzny bełkot, czego bardzo bardzo nie chciałem. Na jednym z etapów tekst był nawet satyrą na tego typu teksty.

 

Dzięki za wizytę! 

Widzę w komentarzach, że zdania są podzielone: jedni pragną więcej fizyki, inni mniej :). Ja fizyki jako takiej nie lubię, ale naukowe ciekawostki już bardzo, a Twój tekst pod tym względem podpasował mi :). Teoria nader ciekawa, a i przedstawienie jej mi pasowało. Łatwo, zabawnie, ciekawie. Nawet profesor wydał mi się bardziej ludzki, przez to swoje gderanie i taki ton wypowiedzi (choć ciekawa jestem jakim językiem posługują się prawdziwi naukowcy, hmmm). Czyli nie marudzę, bo jestem zadowolona z lektury :).

Podobało mi się. Wywiad, na którym opiera się opowiadanie, był naprawde fajnie poprowadzony. Sylwetka zdziwaczałego naukowca to w sumie chodzący stereotyp, ale kto inny miałby zaprezentować nam podobną (ciekawie wykminioną) teorię? Dużą zaletą tekstu jest gorzka końcówka. W naturalnym odruchu czytelnik myśli o własnym, odrzucającym naukowe objawienie gatunku z politowaniem. Z drugiej strony trudno nam samym nie współczuć – gdyby naprawdę dokonano odkrycia na podobną skalę, tylko ładnie opakowane i umiejętnie sprzedane miałoby szansę na to, aby utrzymać się na powierzchni informacyjnego ścieku – i Twój tekst to uświadamia.

Pozdrawiam!

Widzę, że spóźniam się z komentarzami.

@Monique.M

Ja fizyki jako takiej nie lubię, ale naukowe ciekawostki już bardzo, a Twój tekst pod tym względem podpasował mi :).

:)

(choć ciekawa jestem jakim językiem posługują się prawdziwi naukowcy, hmmm)

Jak to ludzie, różnym. Z uczelni pamiętam profesorów, którzy nawijali takim żargonem, że pojąć nie szło i takich, którzy mówili zupełnie ludzkim głosem. Takich co klęli i takich co żartowali. Zależy.

 

@adam_c4

Dzięki wielkie za wizytę i komentarz :).

Podobało mi się, a tytuł “Jesteś drożdżem!” faktycznie miałby więcej odsłon :D Bardzo zgrabnie nakreśleni bohaterowie (i to raptem w kilku słowach) i dobre dialogi. Wiadomo mało tu akcji, zwrotów akcji i jakiś efektów wow, ale nie oczekiwałem tego i mi tego nie brakowało. 

Cześć, None!

 

Przeczytałem. Bez zgrzytów, niby bajeczka, ale taka właśnie jaka powinna być fantastyka – mówiąca o nas, o naszych przywarach, zwracająca uwagę na przyziemne sprawy.

Fajnie ogarnąłeś bohaterów – ich wypowiedzi są różne od siebie, tak jak obaj są różnymi osobami. Wychodzi wiarygodnie.

No i ostatni rozdział jako podsumowanie samego tekstu, ale też podsumowanie trendów internetowych. Dobrze to zagrało.

Nie muszę polecać do biblioteki :)

 

Pozdrawiam!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Witam kolejnych komentujących i pięknie dziękuję za miłe słowa. :)

Przyjemnie się czytało. Nie da się ukryć, że tekst statyczny.

Jeśli mówimy o ciemnej energii, to czemu człowiekowi podczas śmierci ubywają te całkiem normalne dwa-trzy miligramy? Ale to nie jest tego typu opowiadanie, żeby się czepiać.

Spodziewałam się żartu, że generujemy tyle ciemnej energii, bo jesteśmy ciemną masą, ale Twoje wyjaśnienie też OK.

Babska logika rządzi!

Uwaga, czytałam tylko raz i to jest ocena, która powstała niedługo po lekturze. Nie uwzględnia więc ewentualnych poprawek.

No, nie podeszło. Bardzo podobała mi się idea śmierci jako paliwa, ale IMO spaliłeś ją dla twistu, któremu daleko do odkrycia Ameryki. Bo że to się skończy rychłą utratą zainteresowania publiki było dla mnie oczywiste od początku. To tylko gadana teoria, jedna z setek, interesująca póki ma posmak nowości. A szkoda, bo z taką teorią można wiele osiągnąć, gdyby pokazać, że jest prawdziwa.

Napisane dobrze, ale to tylko rozmowy, więc nie porywają.

Wykorzystanie tytułu dość dyskusyjne. Ci, którzy traktują nas jako paliwo byliby raczej architektami Ziemi, a nie od razu całego kosmosu, choć pewnie łowca sensacji nie zawracałby sobie głowy logiką i poszedł na całość ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Pomysł ciekawy i w sumie z jednej strony dobrze skwitowałeś działanie cywilizacji, a z drugiej chciałbym zobaczyć pociągnięcie wątku eksperymentu myślowego o konsekwencjach odkrycia :)

Żeby to jakoś opisać, potrzeba by z trzy tysiące znaków

Mistrz XD Żarcik z 3K znaków hermetyczny, ale cudowny :D

 

 

<Detektywa Lowina zapiski z urlopowych sesji czytania „Tytulików”>

None – Architekci kosmosu

Właśnie, pismaki to zło wcielone. Nieraz obsmarowali mnie w szmatławcach i stawiam jęzor, że jeszcze nieraz obsmarują!

Do wykonania większych uwag nie mam, przepłynąłem przez tekst bez zastojów.

Samo opowiadanie to głównie dialog. Z racji zawodu rozmawiam częściej, niż powinienem i nie darzę już gadaniny taką sympatią jak kiedyś, ale Twoje było w porządku. Niektóre zapisałbym inaczej, bo realizm w nich mi trochę siadał, ale to prywatne preferencje. Uniknąłeś problemu „gadających głów”. Sama koncepcja energii też mi się spodobał i na mój żabi łeb wyglądała całkiem z sensem, jak na coś, co nie istnieje. Jeśli szukasz roboty to za rogiem mamy nowootwarty bank – można wciskać nieuświadomionym zwierzakom „świetne” polisy…

Największą zaletą tekstu był koniec, doskonale pokazujący zwierzęcą przywarę ignorancji. Wszelkie teksty naukowe, wiadomości o ukoronowaniu wieloletnich badań czy odkryciach przegrywają z informacjami o wygładzaniu futra przez znaną aktorkę, czy ten z tą, a ta już bez tego.

Jednocześnie nie jest to wniosek, o którym większość zwierząt by nie wiedziała. Po przeczytaniu miałem w głowie jedno pytanie: „I co dalej?”. Sytuacja bohaterów się nie zmieniła, świat pozostał, jaki pozostał, koniec równał się z początkiem. Taka przygoda na jedną noc. Poczułem lekki niedosyt, bo sam nie wiem, czy traktować ten tekst jako zabawny i ironiczny, czy poważny? Podobał mi się, ale zabrakło tego efektu „wow”.

 

Witam wszystkich, dziękuje za komentarze. Szczególnie jurorom!

 

@Finkla

Jeśli mówimy o ciemnej energii, to czemu człowiekowi podczas śmierci ubywają te całkiem normalne dwa-trzy miligramy? Ale to nie jest tego typu opowiadanie, żeby się czepiać.

Aby, bo ja dla ciebie wyjaśnienia nie mam. Strona fizyczna tego tekstu jest mocno, mocno naciągana.

Spodziewałam się żartu, że generujemy tyle ciemnej energii, bo jesteśmy ciemną masą, ale Twoje wyjaśnienie też OK.

No my jak my, ale kultury bakteryjne tak obrażać? Wstyd!

 

@Irka

No, nie podeszło. Bardzo podobała mi się idea śmierci jako paliwa, ale IMO spaliłeś ją dla twistu, któremu daleko do odkrycia Ameryki.

Cóż, bywa i tak. Dzięki wielkie za lekturę i ciekawy konkurs.

Wykorzystanie tytułu dość dyskusyjne. Ci, którzy traktują nas jako paliwo byliby raczej architektami Ziemi, a nie od razu całego kosmosu, choć pewnie łowca sensacji nie zawracałby sobie głowy logiką i poszedł na całość ;)

Zakładając, że Ziemia jest jedyną taką planetą… ;) A serio, jasne, naciągnąłem to straszliwie.

 

@wilk-zimowy

Pomysł ciekawy i w sumie z jednej strony dobrze skwitowałeś działanie cywilizacji, a z drugiej chciałbym zobaczyć pociągnięcie wątku eksperymentu myślowego o konsekwencjach odkrycia :)

Hm… Może kiedyś. Ale pewnie nie, znając mnie. Niemniej cieszę się, że się spodobało.

Mistrz XD Żarcik z 3K znaków hermetyczny, ale cudowny :D

:)

 

@Zanais vel Lowin

Jeśli szukasz roboty to za rogiem mamy nowootwarty bank – można wciskać nieuświadomionym zwierzakom „świetne” polisy…

Ej, ja jeszcze mam sumienie. Chyba. :P

Jednocześnie nie jest to wniosek, o którym większość zwierząt by nie wiedziała. Po przeczytaniu miałem w głowie jedno pytanie: „I co dalej?”. Sytuacja bohaterów się nie zmieniła, świat pozostał, jaki pozostał, koniec równał się z początkiem. Taka przygoda na jedną noc. Poczułem lekki niedosyt, bo sam nie wiem, czy traktować ten tekst jako zabawny i ironiczny, czy poważny? Podobał mi się, ale zabrakło tego efektu „wow”.

Tekst miał być raczej lekki, choć może z gorzkim posmakiem. A efektu “wow” w nim nie planowałem, raczej właśnie takie rozrywkowe czytadełko. Tak czy inaczej, wielkie dzięki za opinię!

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Hmmmmmm… Zajdlowskie to trochę. Wielkie odkrycie, celna obserwacja socjologiczna, nawet dialogi i zakończenie jakieś takie z Zajdla. Niezłe, chociaż… sama nie wiem. Na pewno statyczne, ale to między innymi daje to Zajdlowe wrażenie. Trudności w odbiorze nie stwierdziłam.

 Strona fizyczna tego tekstu jest mocno, mocno naciągana.

Ano, jest. Ale nie o to chodzi.

 Zakładając, że Ziemia jest jedyną taką planetą… ;)

O, to, to :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Całkiem miła lektura.

Zrobiłem sobie krzywdę wpadając lata temu na prawie identyczny pomysł, do nigdy nienapisanej książki (co jakiś czas łudzę się, że do niej wrócę) – przez co całość była dla mnie bardzo przewidywalna, ale to nie znaczy, że utwór taki jest – dajesz dostatecznie dużo sygnałów, by coś nie wyskakiwało nagle z kapelusza, ale jednocześnie nie psujesz zaskoczenia.

 

– Oj, synku, synku… Ty nie próbuj myśleć, bo jeszcze sobie krzywdę zrobisz

 

Świetne zdanie :)

Zdaje mi się, że to nawiązanie do czegoś, ale mózg odmawia mi dziś posłuszeństwa i nie mogę sobie przypomnieć do czego. Mam rację?

 

Pomysł – bardzo mi się podoba (i nie tylko dlatego, że sam też coś takiego wymyśliłem ;-) ) – w sumie w pewien sposób nie jest nowy (mieliśmy “bateryjki” w Matrixie, mieliśmy nekrocywilizację w Ridicku itp.) – ale podany w strawny i inteligentny sposób.

Zgodzę się z przedmówcami, że jest mocno statycznie. Tylko – czy koniecznie musi być dynamika? Tekst potrafi być interesujący i bez wybuchów co chwilę (choć tu wybuchy są – o mocy atomówek – z każdą śmiercią).

Pod względem fizyki – rzeczywiście jest ona pretekstowa – a i trochę profesor nie do końca brzmiał dla mnie jak fizyk – ale da się przejść nad tym do porządku dziennego i zwiesić niewiarę.

 

Świat mediów – który żywi się sensacją i zapomina w pięć minut wszystko – świetnie odmalowany.

 

Brakowało mi jakiegoś przytupu na koniec – ale i bez niego utwór całkiem zgrabny, na przyzwoitym poziomie.

 

Pozdrawiam

 

entropia nigdy nie maleje

Tekst potrafi być interesujący i bez wybuchów co chwilę

Zależy, jaki. Ten jest.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Pomysłowe i zakończone gorzkim, ale prawdziwym podsumowaniem. :)

Nowa Fantastyka