Zza uchylonego okna dobiegał cichy szum zmieszany z odległymi hałasami metropolii, ale skutecznie zagłuszały go miarowe skrzypienie łóżka i coraz głośniejsze jęki. Siedzący na parapecie kot wbijał przenikliwie wzrok w swoich właścicieli, ci jednak nie byli nim zainteresowani. Na próbę zamiauczał, ale bez efektu – nie zaszczycono go nawet spojrzeniem. Prychnął więc ostentacyjnie i odwrócił się w stronę szyby. Przyjrzał się gigantycznym wieżowcom, których szczytów nie dało się nawet dostrzec i mrówczym sylwetkom w ich niezliczonych oknach. Wtem coś innego przykuło jego uwagę. Wygiął grzbiet w łuk i prychnął wściekle.
Ratman skrzywił się i wprawnym ruchem musnął trzymany w dłoniach kontroler, tak by dron odsunął się nieco od okna. Silny wiatr utrudniał precyzyjne manewry, ale chłopak był wprawnym pilotem. Wściekły kot na ekranie nieco zmalał, ale dalej wyraźnie widać było, jak uderza łapką raz za razem w szybę. Czuły mikrofon wychwycił gniewne syczenie zwierzęcia, co gorsza szybko zawtórował mu żeński głos z wnętrza mieszkania.
– Paskuda przestań! Powiedziałam przestań! Co ty tam zobaczyłeś… Zaraz, zaraz, tam coś lata!
Ratman nie musiał słuchać więcej, nagrał już dość materiału. Zacisnął dłonie na sterach i lekko zmrużył oczy obserwując obrazy błyskawicznie przesuwające się na ekranie. Tysiące okien pojawiało się i znikało, kiedy maszyna szybko opadała, robiło się też coraz ciemniej – znak, że leciał w dobrym kierunku. Po chwili, wiedziony intuicją zaczął zwalniać, aż dostrzegł charakterystyczną zieloną kropkę na jednym z mijanych parapetów. Dobiegający go cichy świst rotora potwierdził, że doleciał do celu. Wprowadził maszynę do środka mieszkania przez uchylone okno.
Na wyświetlaczu ukazał się przerażająco zabałaganiony salon, który jednak salonem był tylko z nazwy – Ratman zamienił go w serwerownię, połączoną z magazynem. Pomiędzy wieżami z dysków twardych piętrzyły się stosy ubrań, brudne talerze i szereg innych rzeczy, o których istnieniu wolał sobie nawet nie przypominać. Zakłuła go myśl, że w tym tygodniu nie uniknie sprzątania, ale zignorował ją i wysłał pojazd w dalszą podróż do swojej sypialni. Szum śmigieł stawał się coraz donośniejszy, a po chwili na ekranie pojawiła się chuda, przygarbiona sylwetka siedząca w półmroku i wbijająca oczy w monitor. Chłopak zacisnął lekko zęby i bez dalszej zwłoki osadził pojazd na przeznaczonym do tego fragmencie rozległego biurka. Wyłączył monitor i przetarł zmęczone oczy. Odruchowo sięgnął po krople, ale przypomniał sobie, że skończyły się tydzień temu. Od dawna nie wychodził z domu.
Rzecz jasna Ratman nie było prawdziwym imieniem, a jedynie przezwiskiem nadanym mu w szkolnych czasach przez znienawidzonych kolegów, ale chłopak musiał przyznać, że ostatnimi czasy pasowało do niego jak ulał. Od tygodni przesiadywał w mieszkaniu niczym szczur w norze, ale tym razem to nie aspołeczna natura pchnęła go do tego, powód był bardziej przyziemny – potrzebował pieniędzy.
To nie znaczy, że dotychczas narzekał na swoje zarobki, ale teraz miały czekać go większe wydatki. Kiedy marzy się o awansie społecznym, należy przygotować odpowiednie środki. Oczywiście nikt o tym głośno nie mówił, oficjalny przekaz stanowił, że każdy zdolny programista może wyrwać się z bagna Dolnej Sfery i zacząć służyć Świadomości. W praktyce chętnych były miliony, wakatów niewiele, zaś decydujące okazywały się sowite łapówki przekazywane członkom Rady Nadzoru. Ale Ratmana to nie odstraszało, spędził już wśród ludzi wystarczająco dużo czasu i miał tego serdecznie dosyć.
Sprawnie otworzył pokrywę drona i podłączył kabel do jednego z rozlicznych gniazd. Już po chwili oglądał doskonałej jakości nagranie uprawiającej miłość pary. Wprawne oko natychmiast wychwyciło zbędne fragmenty, gdzieniegdzie ściszył dźwięk, w innym miejscu dodał sztucznie wygenerowane jęki. W tle umieścił nastrojową muzykę, swój znak rozpoznawczy. Nie minęła godzina, a ukończony materiał był gotowy do przesyłania na jedną z wielu nielegalnych stron pornograficznych.
Wstał od biurka, czując lekki dreszcz emocji. To co robił było zakazane zarówno przez prawa Świadomości, jak i wszelkie pisane i niepisane reguły panujące w Dolnej Strefie. Jednak Ratmana to nie powstrzymywało, wręcz przeciwnie – cieszył się ze znikomej konkurencji i wysokich tantiem – popyt był olbrzymi. Udał się do salonu, gdzie wykonał slalom pomiędzy dyskami twardymi, by dojść do stojącej przy oknie anteny. Wcisnął niewielki przełącznik, a przekaźnik zajarzył się światłem kilku diod sygnalizujących gotowość do użycia.
To był najtrudniejszy moment. To właśnie podczas wgrywania materiału do Sieci, był najbardziej narażony na wykrycie. Systemy ochronne Świadomości nie były zbytnio zaangażowane w zwalczanie ludzi takich jak on, drobna przestępczość ich nie interesowała. Co innego wszelkiej maści "społecznicy" z Dolnej Sfery. Ratman doskonale pamiętał widok ciał zwisających z powietrznych kładek i nie miał zamiaru znaleźć się na ich miejscu.
Zerknął na zegarek – 21:03, miał jeszcze dwie minuty. Kilka razy dziennie, zawsze o tej samej porze, obok jego mieszkania przelatywał stary robot transportowy, przewożący urobek ze znajdujących się pod ziemią kopalni. Złamanie zabezpieczeń rzęcha nie stanowiło najmniejszego problemu, potem zaś było tylko prościej – wgrywał materiał wraz ze specjalnym wirusem na komputer pokładowy robota, ten zaś po kilkunastu minutach wysyłał je do pierwszej niezabezpieczonej sieci domowej jaką napotkał. Nie był to problem, zawsze znalazł się ktoś niedbający o swoje bezpieczeństwo. Z sieci domowej materiał był błyskawicznie przesyłany dalej, do właściwej Sieci, zaś ewentualne oskarżenia padały pod adresem niczego niespodziewającego się nieszczęśnika.
Ratman usłyszał narastające buczenie silników. To był jego moment, chwycił więc antenę i czekał. Pliki nadawał kierunkowo, tak by nikt, oprócz samego robota, ich nie wykrył. Dlatego zawsze musiał dokładnie wycelować antenę w swój cel. Wziął głęboki wdech i zamarł, lekko trzęsąc się z napięcia. Po chwili w akompaniamencie straszliwego hałasu silników odrzutowych duży, żółto-czerwony robot przemknął przed nim. Chłopak błyskawicznie wycelował i wdusił czerwony guzik na obudowie anteny. Minęła nieskończenie długa chwila ciszy i komputer w jego gabinecie odegrał wesołą melodię – materiał był wgrany na robota.
Wypuścił z ulgą powietrze i wytarł spocone ręce w i tak już brudną koszulkę. Zastanowił się, czy nie odpuścić sobie dalszej pracy i odpocząć, ale szybko wyrzucił tę myśl z głowy. Tego dnia szło mu dobrze, nagrał aż 2 filmy.
"Do trzech razy sztuka" – pomyślał i wrócił przed ekran komputera. Po chwili dron był już w powietrzu i opadał. Tym razem Ratman postanowił poszukać szczęścia na niższych piętrach megawieżowca, bliżej ziemi. Było tam cieplej, mniej wiało a mieszkańcy częściej otwierali okna. To mógł być klucz do nagrania świetnych ujęć, choć ryzyko przyłapania zdecydowanie rosło. Gdy uznał, że jest już wystarczająco daleko od własnego mieszkania, spowolnił lot drona i zaczął uważnie przyglądać się oknom kolejnych lokali, szukając choćby najmniejszych śladów dziejącej się w środku pikanterii.
Większość mieszkań odrzucał już po pierwszym rzucie okiem – nikogo w nich nie było, szyby były zasłonięte, a najczęściej w środku po prostu nic się nie działo. Rodziny spędzały wspólnie czas, ktoś się krzątał, ktoś się kłócił, słowem normalne życie, które w żadnym razie nie było dla niego interesujące. Jednak nie zrażał się, na każde udane nagranie przypadała niezliczona liczba prób zakończonych porażką i godziny poszukiwań. Pociągnął więc tylko długi łyk z puszki stojącej na blacie i szukał dalej.
Wtem w kącie ekranu mignęło coś interesującego. Zatrzymał drona i podleciał bliżej, do okna w przeciwległym budynku. Mieszkanie było zaciemnione, jednak zdołał wychwycić w półmroku zarysy kilku sylwetek.
"Kto normalny spotyka się z ludźmi po ciemku?" – pomyślał i postanowił dać upust swojej ciekawości. Jakiś czas temu zamontował w maszynie nową funkcję, to był czas, żeby ją wypróbować. Wklepał na klawiaturze krótką komendę i wyświetlany obraz zalśnił w charakterystycznej zieleni noktowizora. Teraz wyraźnie zobaczył kilka postaci stłoczonych przy niewielkim stole, całym pokrytym sprzętem elektronicznym, kablami i…
Ratman zamrugał, ale nie przywidziało mu się. Z całą pewnością na stole leżała broń. I to nie byle pukawka, którą nosili zazwyczaj członkowie jednej z niezliczonych bojówek kontrolujących Dolną Sferę. Chłopak bez problemu rozpoznał kształt rusznicy plazmowej RCX-12, choć dotychczas widział ją jedynie w grach komputerowych, przy których spędzał długie godziny samotnego dzieciństwa. Takiego sprzętu kiedyś używało wojsko do niszczenia wozów opancerzonych. A to mogło oznaczać tylko jedno, Ratman obserwował właśnie zebranie Karaluchów. Ruchu oporu.
Odruchowo odsunął się od ekranu, czując jak jego serce niemal wyrywa się z piersi. Ruch oporu zawsze oznaczał kłopoty dla wszystkich wokół. Złośliwi twierdzili, że to jedyni ludzie, którymi Świadomość rzeczywiście się interesowała, przy czym owo zainteresowanie było okazywane przez naloty i masowe egzekucje. Gdzie były Karaluchy, tam systemy ochronne Świadomości czujniej sprawdzały praworządność mieszkańców, tam częściej zwracano uwagę na nieprawidłowości, tam chętniej zadawano niewygodne pytania. Dla prowadzących szemraną działalność najlepiej było trzymać się od Karaluchów z daleka.
W pierwszej chwili Ratman chciał natychmiast zawrócić drona i zapomnieć o tym co widział. Wiedział, że nawet cień podejrzenia rzucony na niego w najlepszym przypadku poskutkuje utratą jakiejkolwiek szansy na zostanie programistą Świadomości. Rada Nadzoru nie interesowała się drobną przestępczością, co najwyżej żądając nieco większej łapówki. Za to lojalność kandydata była sprawą największej wagi, nie było miejsca na żadne kompromisy.
Ale ciekawość wygrała z rozsądkiem. Zamiast odlecieć, przybliżył maszynę jeszcze bardziej do okna i zwiększył czułość mikrofonu kierunkowego. Obiecał sobie, że posłucha tylko przez chwilę i od razu ucieknie. Wyregulował ustawienia i po chwili z głośników dobiegły wyraźnie głosy.
– No dobra Jango, gdzie ona jest? – Głęboki głos należał chyba do barczystego mężczyzny siedzącego u szczytu stołu.
– Uspokój się, ma jeszcze moment, powinna zaraz dotrzeć – odpowiedział drugi, przesuwający palcami po leżącej przed nim broni.
– To nas pogrąży – sapnął pierwszy i podniósł się z krzesła.
Ratman w mgnieniu oka zrozumiał, że obcy najpewniej podejdzie do okna, dlatego szybko poleciał dronem w bok, posadził go na wystającej ze ściany skrzynce klimatyzacji i wyłączył silnik. Dobiegł go charakterystyczny odgłos zamykania okna. Zacisnął zęby i ponownie przystąpił do regulacji dźwięków. Po chwili uśmiechnął się z zadowoleniem. Co prawda nic nie widział, ale mikrofon dalej dawał radę zbierać dźwięk, nawet pomimo dzielącego go od rebeliantów szkła.
– No dobra, to szybko powtórzmy jaki jest plan. – Nowy głos, kobiecy. – Jimmy składa podanie do rady, ona je zatwierdza i fałszuje dokumentacje. Jimmy dostaje posadę i uczciwie pracuje na chwałę Świadomości przez kilka kolejnych miesięcy, może rok. Mija okres próbny, a on jest zdolny, więc ograniczają superwizje, może pracować sam, zdobywa też dostęp do baz danych drugiego i trzeciego rzędu…
– O ile do tej pory go nie wykryją i nie zabiją – wtrącił się ponownie mężczyzna.
– Nie przerywaj Nitro. Zdobywa dostęp do baz danych, tam wgrywa naszego wirusa. Systemy ochronne w sektorze się zawieszają, na dziesięć, a może nawet piętnaście minut jak się uda. Wtedy bez przeszkód wejdziemy do serwerowni. Niszczymy serwery niższych rzędów, potem wysadzamy ścianę i zabezpieczamy przejście do sejfu z serwerami pierwszego rzędu, a wtedy…
– A wtedy jesteśmy w domu – dopowiedział kolejny głos, bardzo młody.
– Dokładnie Jimmy, wtedy jesteśmy… – Kobieta urwała w pół słowa, zaś Ratmana dobiegły jakieś szmery, jednak nie zwrócił na nie większej uwagi. Gorączkowo rozmyślał o tym co usłyszał.
"Kurwa mać, to chyba może wypalić" – pomyślał. – "Jak zdobędą dostęp do serwerowni pierwszego rzędu to… Mogą wszystko, nawet naruszyć integralność Świadomości! Ale kto dopuści tego całego Jimmy'ego do pracy?"
Na odpowiedź na to pytanie nie musiał czekać długo.
– Wybaczcie, że musieliście na mnie czekać, ale muszę dbać o swoje bezpieczeństwo – nowy głos. Kobiecy.
Ratman niemal upuścił kontroler na podłogę. Znał ten głos, był tego pewien, ale czy to możliwe? Musiał to sprawdzić! W mgnieniu oko zapomniał o jakichkolwiek zasadach bezpieczeństwa, tylko odpalił silnik drona i podleciał naprzeciw okna.
To była Umbra, nie pomylił się.
Choć stała tyłem do okna i widział jedynie jej sylwetkę, od razu ją rozpoznał. Przez głowę natychmiast przeleciały mu wszystkie ukradkowe spojrzenia rzucane ze szkolnej ławki, każde skrywane w nieśmiałym sercu marzenie i ostatecznie gorzki żal odrzucenia, najgorszy jaki kiedykolwiek poczuł. Obraz się lekko rozmazał, ale to nie kamera szwankowała. Po twarzy Ratmana spływały ciężkie łzy, które po chwili otarł wściekłym ruchem. Ale nie mógł nic poradzić na przenikliwy smutek wydobywający się z ciągle niezagojonych ran.
"Przynajmniej teraz wszystko jest jasne" – pomyślał wbijając łapczywie wzrok w jej szczupłą sylwetkę. Umbra zawsze była najzdolniejsza w klasie, zawsze najgrzeczniejsza, zawsze otoczona wianuszkiem przyjaciółek i adoratorów. Nic dziwnego, że gdy tylko skończyła 16 lat, została wybrana na kandydatkę do Rady Nadzoru. Porzucenie przyjaciół i rodziny było niską ceną za dostatnie i bezpieczne życie na górze, w służbie Świadomości. Ta zaś, w zamian za bezwzględną lojalność, dawała członkom Rady niemal wszystko. Niemal, zaś całą resztę można było kupić za łapówki wręczane przez zdesperowanych programistów.
"Ale dlaczego współpracuje z Karaluchami?" – zastanawiał się gorączkowo, jednocześnie zmieniając pozycje drona, tak by móc lepiej zobaczyć swoją dawną miłość. Członkowie Rady Nadzoru byli specjalnie dobierani, testowano i analizowano ich psychikę, tak by wybrać tylko tych, którzy na pewno nie zdradzą. Najwyraźniej Świadomość czasem się myliła. Ale w jaki sposób Umbra uciekła spod jej czujnego oka aż tutaj, do Dolnej Sfery? Po chwili żachnął się, nie była głupia, na pewno miała jakiś dobry pomysł.
I teraz stała tuż przed nim, otoczona wianuszkiem ludzi chłonących każde jej słowo. Coś mówiła, ale Ratman jej nie słuchał, chociaż słyszał każde słowo. Pomimo upływu kilku lat odkąd ją ostatnio widział, jej głos wciąż był tak samo dźwięczny jak wcześniej. I znowu była w centrum, miała plan, znowu odniesie sukces. I znowu była poza jego zasięgiem, choć tak bardzo jej pragnął.
Wtem jeden z mężczyzn położył rękę na jej talii. Ona zaś lekko odwzajemniła uścisk, cały czas coś mówiąc. Ratman spurpurowiał i zacisnął dłonie na kontrolerze tak mocno aż zbielały. Poczuł przemożną ochotę, żeby rozpędzić maszynę i wbić ją przez szybę do pomieszczenia. Albo nawet lepiej…
Pogrążony w gniewnych rozmyślaniach nawet nie zauważył, że zbliżył się do okna zdecydowanie za bardzo. Przypomniał sobie o bezpieczeństwie dopiero, gdy mężczyzna nazywany Nitro spojrzał w stronę kamery, ale było już za późno.
– O kurwa, za oknem coś lata! – Przenikliwy krzyk wbił się w jego mózg jak pocisk.
Ratman natychmiast szarpnął gałkami kontrolera, tak mocno, że niemal rozbił maszynę o ścianę przeciwległego wieżowca. Szybko opanował trajektorię lotu i wystrzelił w górę, by jak najszybciej oddalić się od feralnego zebrania.
"Na chuj ja ich podsłuchiwałem?" – powtarzał sobie w duchu przerażony. W pierwszej chwili chciał natychmiast wrócić dronem do mieszkania, ale po chwili zaczął mieć wątpliwości. Może najlepiej będzie rozbić maszynę, tak by pozbyć się śladów? Być może byłby to najlepszy pomysł, ale cały czas miał w pamięci niebagatelną sumę jaką włożył w zakup i udoskonalanie pojazdu. Lekko zawirowało mu w głowie, nie wiedział co robić.
W tym momencie obraz na ekranie zamigotał i zniknął. Pojawił się charakterystyczny komunikat o błędzie, zaś z głośników wydobył się sygnał alarmowy. Przeraźliwie zawył też trzymany w kieszeni palmtop.
Ratman odrzucił gwałtownie kontroler i błyskawicznie wydobył piszczące urządzenie ze spodni. Na ekranie wyświetlał się krótki komunikat: "Komputer drona został zaatakowany".
– O kurwa! – krzyknął chłopak i poczuł jak narasta w nim panika.
Dron był dobrze zabezpieczony przed cyfrowym atakiem, więc jeśli komuś mimo wszystko się udało, z pewnością znał się na rzeczy. Jeśli tak, nie będzie dla niego problemem ustalenie lokalizacji nadawania sygnału. A Karaluchy brutalnie mściły się na tych, których podejrzewali o kolaborację ze Świadomością. Przyjdą po niego, pewnie szybko. Musiał natychmiast uciekać.
Zerwał się z krzesła i ruszył do drzwi. Po drodze włożył czarną kurtkę i czapkę z daszkiem, następnie skierował się do wyjścia. Nagle stanął w pół kroku i zawrócił. Spojrzał na mieszkanie pełne sprzętu elektronicznego, na dorobek swojego krótkiego życia. Pomyślał, że jeśli to wszystko straci, nici z bycia programistą Świadomości, przynajmniej w najbliższym czasie. Z drugiej strony lepiej zaczynać od zera niż skończyć jako trup służący jako przestroga dla innych. Nie mógł jednak zostawić wszystkiego.
Szybko otworzył stojącą przy biurku szafkę i wygrzebał pstrokaty plecak z panującego w niej bałaganu. W rzucił do niego kilka dysków twardych z co ważniejszymi danymi i trochę pieniędzy w gotówce z szafki. Chciał już wyjść, ale znowu się powstrzymał. Odłączył od komputera monitor i inne dodatki i z trudem upchnął go w plecaku. Lekko przygiął się od ciężaru, ale zacisnął tylko zęby – komputer był podstawą jego pracy i jeśli będzie go mieć, jakoś sobie poradzi.
Dopadł do drzwi i wyszedł z mieszkania. Zdewastowany korytarz z trudem rozświetliła pojedyncza, migająca świetlówka. W powietrzu unosił się ciężki zapach uryny, ściany pokrywały niezdarne graffiti. Ratman skrzywił się, nasunął kołnierz kurtki na nos, a kaptur na głowę i ruszył w stronę wind. Na szczęście było późno, mało kto jeździł o tej porze. Wcisnął przycisk wezwania, jednak najbliższa jechała właśnie w dół, po chwili zatrzymała się aż na parterze. Pozostałe były zdecydowanie wyżej. Chłopak pomyślał, że minie dłuższa chwila, zanim coś do niego dojedzie. Nie miał jednak wyjścia, zejście schodami zajmie mu wieki. Miał więc chwilę, by zastanowić się, co chce robić.
"No dobra." – pomyślał – "Zjadę na dół, pokręcę się po Strefie, zobaczę czy mnie nie śledzą. Potem pojadę do brata, może mnie przyjmie… Jak nie on, to może matka. A potem się zobaczy."
Rozmyślania przerwał mu narastający szum silnika, słyszalny pomimo dwóch ścian dzielących go od zewnętrznego świata.
"Znowu transport z kopalni?" – zastanowił się i zerknął na zegarek – Ale jest jeszcze za wcze…"
W tym momencie rozległ się straszliwy huk, a drzwi do jego mieszkania wyleciały z zawiasów, rozpadając się na tysiące kawałków, Fala uderzeniowa trafiła go jak taran i wbiła w ścianę. Upadł na podłogę słysząc tylko przenikliwe piszczenie w uszach. Z przejścia do czegoś, co jeszcze niedawno było jego mieszkaniem, wydobywały się kłęby gęstego dymu i języki płomieni.
Z trudem podniósł się i spojrzał na windę – piętro 532. Zaraz przyjedzie! Napiął się cały jak biegacz w oczekiwaniu na wystrzał pistoletu startowego. Musiał uciekać jak najszybciej! Korytarz był cały zasnuty duszącymi oparami, dlatego zaciągnął kurtkę jeszcze wyżej na nos. Powietrze rozdarły przenikliwe krzyki – to z innych mieszkań na piętrze wypadli przerażeni mieszkańcy. W mgnieniu oka korytarz zaczął przypominać piekło, zatłoczone masą dusz cierpiących za swoje winy. Wszyscy ruszyli w stronę wejścia do windy, choć jasne było, że się nie pomieszczą. Chłopak został niemal zmieciony przez tłum, ale szybko zaczął torować sobie drogę łokciami, musiał uciekać!
Wtedy drzwi się otworzyły i Ratman stanął oko w oko z dwiema zamaskowanymi postaciami. Pomimo kominiarek natychmiast rozpoznał Umbrę, zaś dobrze zbudowany mężczyzna musiał być Nitrem. Zamarł z przerażenia i cofnął się, czym natychmiast wyróżnił się z reszty tłumu.
– Hej, ty! Stój! – ryknął Nitro i zaczął przepychać się przez gromadę w jego kierunku. Chłopak odskoczył i zaczął biec w stronę drzwi prowadzących na klatkę schodową. Krzyki pościgu zmieszały się z jękami uciekinierów w jeden nierozróżnialny jazgot, który na moment uciszył dopiero huk wystrzałów. Ratman odruchowo schylił się. Usłyszał świst – to pociski przeleciały nad nim i uderzyły w przeciwległą ścianę, następnie odbiły się i zaczęły rykoszetować. Ktoś krzyknął, ale chłopak nie słuchał, tylko dopadł drzwi i szybko wbiegł na klatkę. Rzucił za siebie pojedyncze spojrzenie, akurat by zobaczyć popychanego przez jakiegoś mężczyznę Nitro oraz Umbrę nachylającą się nad leżącą na podłodze kobietą.
Zaczął szybko zbiegać po schodach. Nie myślał o niczym, tylko w zwierzęcym instynkcie uciekał od zagrożenia. Otrzeźwił go kolejny wystrzał, potem jeszcze jeden. Nie minął moment, a ktoś wbiegł za nim na klatkę. Ratman przyspieszył, pokonując po kilka schodków jednym susem. Pomyślał, że na szczęście wypracował pewną przewagę, ale co dalej?
– Jest tam, pod nami! – krzyknęła Umbra, a echo poniosło jej głos w dół.
– Widziałaś jego twarz? – zapytał Nitro
– Nie, miał ją zasłoniętą! Szybko, nie możemy go zgubić!
Ratman poczuł, jak ogarnia go irracjonalna wściekłość. Nie rozpoznała go? Po tylu latach spędzonych wspólnie w szkole nie rozpoznała go, choćby po oczach? Poczuł szaloną ochotę, żeby się zatrzymać, zawrócić i wykrzyczeć jej w twarz swój skrywany od lat gniew.
– Głupia suka nie była ciebie warta! – w jego głowie odezwał się cichy głosik.
– Nie była! – chłopak mruknął pod nosem. Zaczął gorączkowo myśleć, co robić dalej. Prędzej dostałby zawału, niż zbiegł na sam dół. Musiał więc wymyślić coś innego…
Kładka techniczna! Na 570 piętrze, łączyła jego wieżowiec z drugim, stojącym obok. Będzie mógł po niej przebiec, a w drugim wieżowcu wsiądzie do windy i zjedzie na parter. Wcześniej jednak musi tam dobiec, a czuł, że nie będzie to proste. Nie pamiętał, kiedy ostatnio tak się zmęczył – kłuło go w boku i miał mroczki przed oczami.
Wtem padł kolejny strzał, a pocisk drasnął barierkę, krzesząc tysiące iskier. Ratman przypadł do ściany, ale nie przestawał biec. Pomyślał, że Karaluchy popełniły błąd – zatrzymując się, by strzelać dali mu więcej czasu na ucieczkę. Miał rację, dystans od ścigających zwiększył się.
"Teraz już mnie nie dogonią" – pomyślał i zerknął na numer piętra. 570. Doskonale.
Kopnięciem otworzył drzwi na korytarz i rzucił się biegiem. Coś za nim krzyczeli, ale zignorował to – rozglądał się uważnie, szukając wyjścia na kładkę techniczną. Dostrzegł je po chwili, szare drzwiczki z trudem odróżniały się od odrapanej ściany. Szarpnął za klamkę, ale były zamknięte. Ratman naparł na nie barkiem z wielką mocą, ale ani drgnęły. Kopnął je z całej siły, raz, potem drugi. W końcu puściły i otworzyły się, a chłopak natychmiast cofnął się uderzony silnym wiatrem. Rysowała się przed nim wąska, stalowa kładka o długości kilkudziesięciu metrów. Jedynym zabezpieczeniem przed upadkiem były dwie cienkie linki, zawieszone mniej więcej na wysokości klatki piersiowej.
Momentalnie poczuł narastający lęk wysokości. Decyzję o wejściu pomógł mu podjąć odgłos otwieranych drzwi na klatkę schodową. Nie oglądając się za siebie ruszył biegiem do przodu. Wiatr niemal zdmuchnął go w przepaść, ale złapał się linek i biegł dalej. Wtem usłyszał ryk silników z góry. Uniósł wzrok i zobaczył nadlatującą barkę powietrzną z wyraźnie widocznymi lufami karabinów zawieszonych pod krótkimi skrzydłami. Rzucił się do przodu szaleńczym sprintem, ale strzały nie padły.
Zrozumiał, że pilot boi się, że pociski polecą dalej i trafią w przeciwległy budynek i jego Bogu ducha winnych mieszkańców. Mimo to ruszył jeszcze szybciej, na wypadek gdyby atakujący mieli się rozmyślić. Po kilku chwilach dopadł do ściany drugiego megawieżowca. Przytrzymał się linek i z całej siły kopnął w drzwi, tak, że aż wyleciały z zawiasów. Wpadł do środka.
Odwrócił się i dostrzegł, że Nitro i Umbra stoją przy wejściu na kładkę, jednak nie wchodzą nad nią.
"Co oni robią?" – zastanawiał się gorączkowo.
Odpowiedź przyszła po chwili – barka zniżyła się, a z pokładu zsunięto linę. Ratman zrozumiał, że najwyraźniej załoga powietrznego statku chciała ich podjąć i przewieźć na dół, tak by odcięli mu drogę ucieczki. Przez głowę przemknęło mu, że to niesamowite jak butne są Karaluchy – ostrzał wieżowca, a potem szaleńczy pościg. Dobrze wiedziały, że Świadomość nie interesuje się niczym, co bezpośrednio jej nie zagraża. W Dolnej Sferze zatargi między rozmaitymi stronnictwami zdarzały się regularnie – Świadomość z pewnością uznała, że to jedynie kolejny z nich. Szybko oprzytomniał – musiał się spieszyć, nie było czasu na zbędne rozważania.
Błyskawicznie dopadł do windy i z całej siły wdusił przycisk przywołania. Na szczęście jedna z nich była niedaleko i już po chwili otworzyły się przed nim stalowe drzwi. Wpadł do środka i wcisnął przycisk parteru. Drzwi zamknęły się i ruszył w dół, czując charakterystyczne uczucie przeciążenia w żołądku. Miał teraz chwilę, żeby zastanowić się, co robić dalej.
Wiedział, że najpewniej będą czekać na niego na dole, musiał to założyć. Jednak wejście do wieżowców zazwyczaj gromadziło duży tłum, nawet wieczorem. Raczej da radę się przemknąć. Nagle coś przyszło mu do głowy. Zsunął kaptur z głowy, eksponując zakrytą wcześniej czapkę z daszkiem. Następnie zagryzł wargi i czekał w napięciu na koniec trasy na parterze.
Po chwili winda stanęła, zaś on wyszedł z niej wprost w kłębowisko ludzi w holu wieżowca. Starał się wyglądać naturalnie, jednocześnie cały czas rozglądając się dyskretnie na boki. Nie dostrzegł jednak nikogo podejrzanego, zwyczajni ludzie wchodzili lub wychodzili z budynku. Podążył za tłumem i wyszedł na zewnątrz.
Natychmiast uderzył go harmider i mnogość zapachów, charakterystyczne dla Dolnej Sfery. To tutaj, na ziemi między wieżowcami, toczyła się większość ludzkiego życia. Bawiły się dzieci, przekupki nawoływały klientów z prowizorycznych straganów, wszędzie byli błagający o drobniaki bezdomni. Ratman szybko ruszył przed siebie, przepychając się między ludźmi.
Wtem dostrzegł mężczyznę stojącego nieco z boku na niewielkiej barierce. Ten najwyraźniej wiedział kogo się spodziewać, bo powiedział coś do radia i wskazał na Ratmana palcem. Nagle nastała światłość – z nieba spłynął snop reflektora, wyłuskując go z tłumu.
"Mają mnie!" – pomyślał z przerażeniem chłopak, ale obiecał sobie, że nie podda się tak łatwo. Z trudem torował sobie drogę między zdezorientowanymi przechodniami. Próbował zmieniać kierunek, ale reflektor cały czas za nim podążał. Nagle Ratman skręcił ostro w bok, w stronę stoiska sprzedającego jedzenie. Wokół niego tłum jeszcze bardziej zgęstniał, w kolejce stała grupa odurzonych nastolatków. Ratman wybrał jednego z nich, następnie rozpędził się i z całej siły wbił się barkiem w gromadkę.
Upadł razem z kilkoma innymi osobami, ktoś coś krzyknął, ktoś go kopnął, ale zignorował to. Z trudem podniósł się, następnie szybkim ruchem zerwał czapkę z głowy i nałożył ją na głowę upatrzonego dzieciaka. Następnie rzucił się na ziemię i na czworaka przedarł się między zdzwioną młodzieżą i wtoczył pod ladę straganu.
– Co pan robi?! – wydarła się sprzedawczyni, ale on jej nie słuchał tylko ruszył sprintem przed siebie. Rzut oka przez ramię utwierdził go w przekonaniu, że plan zadziałał. Światło reflektora dalej wbijało się w nastolatka, kierując się jedynym widocznym z powietrza znakiem charakterystycznym – czapką. Ratman nie przejmował się, co będzie z nim dalej, tylko biegł przed siebie, aż dopadł do stojącej przy drodze starej, odrapanej rikszy. Wskoczył do środka.
– Dokąd? – kierowca uniósł brew wpatrując się w zadyszanego chłopaka. Ten wydukał adres swojego brata i wcisnął kierowcy do ręki kilka wymiętych banknotów. Ruszyli.
"Dobra, uciekłem im, nie widzieli mojej twarzy, nie wiedzą kim jestem…" – pomyślał i poczuł, jak ponownie zalewa go fala gniewu na Umbrę. Odwrócił się i przez ramię zobaczył unoszącą się nad tłumem powietrzną barkę. Pomyślał, że pewnie dalej tam jest, poluje sama nie wiedząc właściwie na kogo… Już po raz drugi tego wieczoru do oczu napłynęły mu łzy upokorzenia.
"No dalej, na co czekasz?" – w głowie znowu odezwał się charakterystyczny głosik.
"No właśnie" – pomyślał z wściekłością Ratman – na co ja właściwie, kurwa, czekam?"
Drżącą ręką wyciągnął z kieszeni palmtop i odpalił fabrycznie zainstalowaną aplikację. Na ekranie wyświetlił się komunikat: "System ochronny Świadomości: Przekaż informacje o naruszeniu zasad bezpieczeństwa."
Ratman szybko wklepał krótki komunikat, po zastanowieniu pogrubił słowa "Ruch oporu". Zatwierdził i odrzucił palmtopa, jakby ten zaczął go parzyć. Odwrócił się i spojrzał na latającą nad tłumem barkę Karaluchów.
Nie musiał czekać długo. Nagle pojazd wykonał gwałtowny manewr i zaczął nabierać wysokości, ale było już za późno. Z nieba spadła gruba struga światła, która w mgnieniu oka zamieniła statek w kulę ognia. Wrak spadł w dół, wprost w tłum, zaś Ratmana dobiegły przeraźliwe krzyki. On jednak patrzył w górę, obserwował nadlatującego robota systemów obronnych Świadomości, obłego i lśniącego bielą czystego pancerza. Zawisł nieruchomo nad placem, zaś Karaluchy będące na ziemi wydały na siebie wyrok i zaczęły do niego strzelać.
Powietrze znowu przecięły lasery, ale Ratman już ich nie widział. Patrzył przed siebie, twarz wykrzywił mu uśmiech, choć łzy dalej nie chciały przestać płynąć.