- Opowiadanie: GOCHAW - Niesforna rewolucjonistka 3/4 i 4/4

Niesforna rewolucjonistka 3/4 i 4/4

Zapraszam do przeczytania wielowątkowego opowiadania, które w całości liczy ok. 49000 znaków.

Będzie mi bardzo miło, jeśli po lekturze, zechcecie podzielić się  swoimi wrażeniami, bądź uwagami:)

 

***

Serdecznie dziękuję Tarninie za wiele cennych rad i poświęcony czas.  BasementKey-owi za wskazówki i optymizm.

Oceny

Niesforna rewolucjonistka 3/4 i 4/4

*

Część 3/4

 

May­umi wpa­dła do tu­ne­lu przy­po­mi­na­ją­ce­go ser­pen­ty­nę. Ciało w wykopanym tunelu śli­zga­ło się z im­pe­tem w dół. Miała wra­że­nie, że serce zaraz wyskoczy jej z klatki. Od­czu­wa­ła prze­raź­li­wy strach.

Pod zie­mią pa­no­wał pół­mrok i spe­cy­ficz­ny za­pach. Nie miała po­ję­cia, co się z nią dzie­je i z ja­kie­go po­wo­du. Nagle coś uderzyło ją w plecy. Po chwi­li była po­wtór­ka bólu, z po­wo­du ko­lej­ne­go, spo­re­go wy­brzu­sze­nia w tunelu, aż wresz­cie wpa­dła do me­ta­lo­wej klat­ki. Auu, jak boli!  Upa­dła bo­le­śnie na szorst­ką pod­ło­gę w klat­ce.

Było ciemno. Pró­bo­wa­ła spraw­dzić po omac­ku oto­cze­nie, za klat­ką wy­czu­ła mięk­ką ścia­nę, za­pew­ne wy­głu­sza­ją­cą, ale nie miała pew­no­ści. Czuła nie­po­kój. Ręce stały się zimne i wil­got­ne, za­schło jej w gar­dle, a do oczu na­pły­nę­ły łzy. Co rusz prze­szy­wa­ły ją dresz­cze. Przy­pusz­cza­ła, że jest znowu więź­niem de­ge­ne­ra­tów, a my­śli­wi zro­bią wszyst­ko, by do­pro­wa­dzić ją do Brzy­twy. W sumie to jemu teraz za­le­ża­ło naj­bar­dziej, by ukryć lo­ka­li­za­cję bun­kra, a ona nie dość, że ją po­zna­ła, to jesz­cze od­wa­ży­ła się uciec. Za­pew­ne Szpon rów­nież będzie miał kło­po­ty. To teraz je­stem w praw­dzi­wych ta­ra­pa­tach – wes­tchnę­ła.

W tej chwi­li przed klat­ką po­ja­wi­ła się ta­jem­ni­cza po­stać. W lewej ręce trzy­ma­ła sporą la­tar­kę. Świa­tło na po­cząt­ku ośle­pi­ło May­umi. Od­bi­ja­jąc się od gład­kiej ścia­ny, po­zwo­li­ło zo­ba­czyć ła­god­ne rysy twa­rzy ko­bie­ty w śred­nim wieku. Bar­dzo przy­po­mi­na­ła matkę May­umi, szcze­gól­nie fi­li­gra­no­wą bu­do­wą.

– A więc znowu masz kło­po­ty? – za­py­ta­ła czule ko­bie­ta. May­umi onie­mia­ła. To nie­moż­li­we! – po­wta­rza­ła sobie w my­ślach.

– No, tak. Masz to po ojcu – po­stać rzekła. May­umi była coraz bar­dziej zi­ry­to­wa­na.

Źró­dło świa­tła przez chwi­lę po­zwo­li­ło jej do­strzec kręty ko­ry­tarz przed klat­ką. Nad jego zwę­że­niem wid­niał spory napis: „Nie wcho­dzić”. W gło­wie May­umi kłę­bi­ły się myśli: A może to moja je­dy­na szansa? Muszę, muszę ra­to­wać Yumę!

– Od dawna nie mam ani matki, ani ojca. Nie wy­si­laj się! – rzu­ci­ła ze zło­ścią.

– Li­czysz sobie sto trzy­dzie­ści trzy lata, twój znak to Skała. Masz spore zna­mię na lewej ło­pat­ce. Lu­bisz czar­ny kolor i je­steś wa­lecz­na. Uro­dzi­łaś się na pla­ne­cie Dwóch Ry­ce­rzy… – tajemnicza postać nie dawała za wy­gra­ną.

– Tyle wie o mnie każdy – May­umi sta­ra­ła się ra­cjo­nal­nie my­śleć i przechytrzyć na­chal­ną roz­mów­czy­nię.

– Twój oj­ciec uciekł z wami w góry, kiedy na­sta­ły rządy króla Sza. Pra­gnął was chro­nić, cie­bie i twoją sio­strę Lee. Matkę za­bi­to na wa­szych oczach w ów­cze­snym schro­nie­niu w Gó­rach Nie­mych – głos dalej ce­dził naj­trud­niej­sze do znie­sie­nia praw­dy.

– Nie pa­mię­tam.

– Masz kilka chwil, by prze­my­śleć, co bę­dzie dalej. Albo mi za­ufasz, albo zie­mia wy­rzu­ci cię z po­wro­tem, a wtedy sama bę­dziesz mu­sia­ła za­dbać o swoje bez­pie­czeń­stwo.

– Ni­ko­go nie pro­si­łam o ochro­nę – zde­cy­do­wa­nie od­par­ła May­umi.

Po­stać od­da­li­ła się, za­bie­ra­jąc ze sobą świa­tło. May­umi po­czu­ła mdło­ści, na­stęp­nie oblał ją zimny pot. Cia­łem wstrzą­sa­ły dresz­cze, a pra­gnie­nie było coraz silniejsze. W tym mo­men­cie do klatki podszedł z głębi korytarza wło­cha­ty stwór. Był topornie zbudowany, pół na pół wilk skrzy­żo­wa­ny z czło­wie­kiem. Jego zgar­bio­ne ciało było porośnięte srebr­no-czar­ną sierścią. Dziki błysk w oczach, okropne charczenie oraz ostre pazury, na które zerknęła Mayumi – przerażały. Zawył, po czym wrzu­cił do klat­ki spory bidon z wodą. Piła łap­czy­wie, krztu­sząc się ze strachu. Po kilku chwilach poczuła nie­zwy­kły przy­pływ ener­gii. Za­pew­ne za spra­wą do­da­nych wi­ta­min i elek­tro­li­tów. Cóż, muszę po­ko­nać lęk – po­my­śla­ła.

*

 

W tym cza­sie Yuma, po prze­ko­na­niu braci-re­wo­lu­cjo­ni­stów, pod­dał się ko­pio­wa­niu. To nie był przy­jem­ny pro­ces. Pod­łą­czo­ne do głowy elek­tro­dy, zimny fotel i bez­względ­ne spoj­rze­nia Brzy­twy, który teraz bę­dzie wie­dział o nim pra­wie wszyst­ko. Na szczę­ście Yuma był za­po­bie­gli­wy, hi­sto­rię swo­jej ro­dzi­ny już dawno usu­nął z pa­mię­ci dzię­ki ha­ke­rom. Fakt, kosz­to­wa­ło go to sporo zdro­wia i nie­ma­łe ilo­ści ener­ge­ty­ków, ale bez­pie­czeń­stwo bli­skich to prio­ry­tet. W razie gdyby chciał odzyskać wspo­mnienia, zawczasu przygotował swój en­gram i oddał go na przechowanie zaprzyjaźnionemu hakerowi. Naj­waż­niej­sze, że nie uszko­dzo­no mu ciała mig­da­ło­wa­te­go i zwią­za­nych z nim struk­tur two­rzą­cych ślady pa­mię­cio­we. May­umi zo­sta­ła, bo była dla niego wszyst­kim. Na za­wsze.

Ko­pio­wa­niu pod­da­wa­no tylko de­ge­ne­ra­tów wyróżniających się siłą fi­zycz­ną, in­te­lek­tem, bądź nie­zwy­kły­mi umie­jęt­no­ścia­mi. Fakt, było to nie­zwy­kle bo­le­sne dla czło­wie­ka, ale zba­wien­ne dla budowania potęgi grupy. Kopia w każ­dej chwi­li mogła być ak­ty­wo­wa­na i wspie­rać grupę przy po­mo­cy zdal­ne­go kie­ro­wa­nia. Utrud­nie­niem zaś było to, że z zasady mogła ją pro­wa­dzić tylko prawa osoba, któ­rej ufał ory­gi­nał. Kopia, mogła być ak­tyw­na tylko w ciągu życia zaufanej osoby.

Brzy­twa cią­gle po­śpie­szał ban­kie­ra pa­mię­ci. Szpo­no­wi nie po­zwo­lo­no być świad­kiem ko­pio­wa­nia, bo się przy­jaź­ni­li. Spo­śród pięć­dzie­siąt­ki de­ge­ne­ra­tów wybrano jesz­cze dwóch. Ka­pi­szo­na, który spe­cja­li­zo­wał się w na­mie­rza­niu nie­zu­ty­li­zo­wa­nych gra­nat­ni­ków i Ja­skrę, ten zaś zajmował się od kilku lat ka­ta­lo­go­wa­niem da­nych w sys­te­mach mię­dzy­pla­ne­tar­nych. Mieli za­szczyt ko­pio­wa­nia z po­wo­du swo­ich do­tych­cza­so­wych osią­gnięć dla de­ge­ne­ra­tów.

– Macie coś? – za­py­tał znie­cier­pli­wio­ny Brzy­twa.

– To musi po­trwać. Myślę, że jesz­cze jakaś doba przed nami – od­parł Ja­skra.

– Cho­le­ra – wark­nął Brzy­twa.

– Bę­dzie do­brze, Yuma to ho­no­ro­wy czło­wiek. Ręczę – wy­msknę­ło się Ka­pi­szo­no­wi.

– Prze­ko­na­li­śmy się dzi­siaj wszy­scy, że nie po­tra­fi trzy­mać ję­zy­ka za zę­ba­mi. Ścią­gnął do nas swoją nie­po­kor­ną pannę, to mało? – Brzy­twa pod­ju­dzał dalej.

– Ot, ludz­ka sła­bość – nie­udol­nie bro­nił go Ja­skra.

– Co ty ga­dasz, czło­wie­ku? Umowa to umowa – ostro uciął Brzy­twa.

 

Yuma tra­cił przy­tom­ność z bólu. Co rusz do­zna­wa­ł na­głych skur­czów mięśni, a ciało prę­ży­ło się. Miał wra­że­nie, że zaraz zo­sta­nie mu wy­rwa­ny krę­go­słup.

Nie był w sta­nie znieść tej ka­tor­gi. Były chwi­le, że chciał umrzeć, ale wiara w lep­sze jutro, nie po­zwa­la­ła mu na to. Stra­cił de­ka­dę na bu­do­wę re­wo­lu­cyj­nej sek­cji i nie wy­obra­żał sobie w tym mo­men­cie fia­ska, tylko i wy­łącz­nie przez wła­sną sła­bość. W po­dob­nych sy­tu­acjach sto­so­wa­no środ­ki znie­czu­la­ją­ce, ale jemu, z racji zdra­dy, nie przy­słu­gi­wa­ły.

Teraz zdał sobie spra­wę bar­dziej, niż kie­dy­kol­wiek, że kocha May­umi, jak nigdy przed­tem ni­ko­go.

*

 

Na pla­ne­cie Krwa­wy Sierp trwa­ła oko­licz­no­ścio­wa im­pre­za w związ­ku ze zwy­cię­stwem nad ludem Że­la­znej Szu­bie­ni­cy. Król Sza zgro­ma­dził licz­ne środ­ki bo­jo­we, a z każdego wisielca wykradał duszę. Miał nie­ogra­ni­czo­ne moż­li­wo­ści wię­zie­nia jej w spe­cjal­nych ener­ge­tycz­nych ku­lach, które na­stęp­nie wy­ko­rzy­sty­wał jako sku­tecz­ną broń. Mię­dzy szu­bie­ni­ca­mi prze­cha­dzał się ła­pacz dusz ze spe­cjal­ny­mi zdol­no­ścia­mi, które mieli nie­licz­ni. Kule zrzu­ca­no na lasy dewastując otoczenie. Sza był roz­rzut­ny, gdyż tak na­praw­dę przez całe życie był pa­so­ży­tem, który do­sko­na­lił się w swo­jej pro­fe­sji po­przez za­stra­sza­nie i krwa­we roz­wią­za­nia.

Do swo­ich za­stę­pów wy­bie­rał ludzi mało wymagających, kusząc ich immunitetem bezpieczeństwa. Wielu chęt­nie przy­sta­wa­ło na taki układ i to była siła króla Sza. Nie wy­zna­wał bo­wiem żad­nej nad­zwy­czaj­nej fi­lo­zo­fii życia. Sta­wiał za­wsze na najprostsze rozwiązania.

– Sza, je­stem już zmę­czo­na tą im­pre­zą – ziew­nę­ła jego żona Ma­li­gna.

– Robię to dla cie­bie, prze­cież wiesz.

– No, to róbmy tę im­pre­zę raz na pół roku, wy­star­czy. Za­osz­czę­dzi­my sporo czasu – uśmiech­nę­ła się szy­der­czo.

– Jak sobie ży­czysz. Zaraz to ogło­szę – od­rzekł sucho.

Krwa­wy Sierp był ósmą pla­ne­tą w ukła­dzie wła­dzy. Za­miesz­ki­wa­ło ją około trzy­stu osob­ni­ków bez­gra­nicz­nie od­da­nych kró­lo­wi Sza. Tak bar­dzo bali się ze­sła­nia na Że­la­zne Szu­bie­ni­ce, że w ogóle nie trze­ba było ich in­wi­gi­lo­wać. Wie­dzie­li, że szó­sta pla­ne­ta to pewna śmierć. Mieli zatem wy­star­cza­ją­cą mo­ty­wa­cję, by dawać z sie­bie wszyst­ko. Od czasu do czasu od­wie­dza­li opan­ce­rzo­ny­mi wa­ha­dłow­ca­mi po­bli­skie pla­ne­ty i kontrolowali lud, czy należycie czci króla Sza. Ten, kto spra­wiał cho­ciaż­by wra­że­nie bun­tow­ni­ka, na­tych­miast był wie­sza­ny.

Kiedy za­padł mrok, Sza, nie mogąc za­snąć w swoim pozłacanym łożu, snuł plany pod­bo­ju na­stęp­nych pla­net: pią­tej zwa­nej Szkla­ną Mgła­wi­cą i ósmej, naj­mniej po­zna­nej, Eks­o­dus. Ma­li­gna prze­bu­dzi­ła się i za­py­ta­ła:

– Co cię tak męczy?

– Za­sta­na­wiam się, czy nic nie prze­oczy­łem – od­rzekł za­my­ślo­ny.

– Nie sądzę, mie­li­śmy zna­ko­mi­tych do­rad­ców i stra­te­gów. Mar­twisz się na wy­rost.

– A co, jeśli ktoś po­zo­stał przy życiu i pa­mię­ta tamte czasy? – Sza gła­dził długą, siwą brodę. 

– Boi się tak bardzo, że nigdy tego nie zdra­dzi. Je­stem pewna – odpowiedziała Ma­li­gna.

*

 

May­umi miała dziw­ny sen. Była córką daw­ne­go wład­cy pla­ne­ty Dwóch Ry­ce­rzy. W dzie­ciń­stwie jej i sio­strze cał­ko­wi­cie usu­nię­to tę część wspo­mnień, a je­dy­nym sposobem do po­wro­tu był ma­gicz­ny ka­mień, który jako pa­miąt­kę ro­dzin­ną ukry­ła w szka­tu­le za­ko­pa­nej nie­opo­dal domu. Kiedy król Sza na­padł na jej ro­dzin­ną pla­ne­tę, wraz z ro­dzi­ną zo­sta­ła ze­sła­na na Że­la­zne Szu­bie­ni­ce.

Ta­ka­shi to twój oj­ciec, pa­mię­taj o tym. Mu­sisz go po­mścić – usły­sza­ła obcy głos – od­szu­kaj szka­tu­łę, tam jest od­po­wiedź na twoje py­ta­nia.

Obu­dzi­ła się zlana potem. Sen wy­da­wał się bar­dzo re­ali­stycz­ny wiedziała, że ko­niecz­nie musi się stąd wy­do­stać, by od­na­leźć szka­tu­łę. Długo roz­my­śla­ła nad spo­so­bem uciecz­ki z klat­ki. Je­dy­na broń, jaką miała przy sobie, to moc bycia przez chwi­lę niewidzialną, jeśli reszt­ki daru Yumy za­dzia­ła­ją. Wy­czer­pa­na, po­now­nie przy­snę­ła zwi­nię­ta w kłę­bek. Nie mogła za­snąć głę­bo­kim snem, a je­dy­nie mózg od­ci­nał się na kilka minut, by zre­ge­ne­ro­wać or­ga­nizm. Nagle znowu przed jej ocza­mi uka­za­ła się po­stać ko­bie­ty.

– Pod­ję­łaś de­cy­zję? 

– Nie wiem, o co cho­dzi – pró­bo­wa­ła grać na zwło­kę.

– Spry­ciu­la z cie­bie – usły­sza­ła od­po­wiedź. – Wra­casz?

– Mogę – May­umi było wszyst­ko jedno.

– A co z twoim dziec­kiem? – ko­bie­ta drą­ży­ła.

– Jakim dziec­kiem? Nie mam dzie­ci.

– Je­steś w ciąży, głup­ta­sie.

– Nie­moż­li­we – za­pew­ni­ła.

– Moż­li­we. Ze­ska­no­wa­li­śmy cię, kiedy spa­łaś. Je­steś w trze­cim ty­go­dniu ciąży – głos za­brzmiał bar­dzo prze­ko­nu­ją­co.

– Nie mogę mieć dzie­ci, więc daruj sobie te psy­cho­lo­gicz­ne pod­cho­dy.

– Zatem zo­sta­jesz moim oso­bi­stym więź­niem numer czte­ry – oznaj­mił głos.

May­umi za­krę­ci­ło się w gło­wie. Po­czu­ła falę cie­pła. Nagle w jej pa­mię­ci za­czę­ły od­twa­rzać się ob­ra­zy wspól­nych nocy z Yumą. To nie­moż­li­we, Yuma za­wsze po­wta­rzał, że nie może mieć dzie­ci, a ona mu wie­rzy­ła. Nie mógł­by jej oszu­kać. Nie­mniej, raz za­sia­ne, ziar­no nie­pew­no­ści za­czę­ło kieł­ko­wać.

Jej wąt­pli­wo­ści na­ra­sta­ły. Sta­ra­ła się przy­po­mnieć sobie szko­le­nia z Yumą. Opo­wia­dał jej, do ja­kich pod­stę­pów po­tra­fią się posunąć wro­go­wie, by znie­wo­lić umysł. May­umi od kil­ku­dzie­się­ciu lat pra­gnę­ła dziec­ka, ale nigdy i ni­ko­mu tego nie wy­zna­ła. Tak więc może to zręcz­ne ma­ni­pu­lo­wa­nie jej uczu­cia­mi. W końcu, wy­czer­pa­na, za­snę­ła.

*

 

Yuma po trzy­dzie­stu dwóch go­dzi­nach ko­pio­wa­nia do­cze­kał się od­po­czyn­ku. Ka­pi­szon podał mu dwie kro­plów­ki wzmac­nia­ją­ce or­ga­nizm. Brzy­twa za­do­wo­lo­ny prze­glą­dał kopię obok sali narad. Czte­rech me­cha­tro­ni­ków, od­de­le­go­wa­nych przez Brzy­twę, przy­go­to­wy­wa­ło ko­smicz­ny sta­tek do wy­sła­nia Yumy na pla­ne­tę dyk­ta­to­ra. Sy­tu­acja zda­wa­ła się cał­ko­wi­cie opa­no­wa­na.

Yuma, wy­koń­czo­ny psy­chicz­nie, cią­gle roz­my­ślał o May­umi. Ob­ser­wo­wał krople spły­wa­ją­ce do żył, my­śląc, że nie bę­dzie mógł jej w żaden spo­sób pomóc. Przy­po­mniał sobie dzień, kiedy po raz pierw­szy ją zo­ba­czył. Na nie­wiel­kiej po­la­nie od­by­wa­ły się wła­śnie za­wo­dy w zga­dy­wa­niu myśli. Garstka ludzi z nadprzyrodzoną intuicją sta­ra­ła się od­gad­nąć myśli ochot­ni­ków. Wyglą­da­ło to tak, że para sia­da­ła na­prze­ciw­ko sie­bie w mil­cze­niu. Ochot­nik sta­rał się siłą woli prze­ka­zać swoje myśli. May­umi wio­dła prym w traf­nym od­czy­ty­wa­niu. Od razu wie­dział, że ta ko­bie­ta ma w sobie coś, czego po­szu­ki­wał od dawna. Spoj­rza­ła na niego zie­lo­ny­mi ocza­mi, wów­czas zro­zu­miał, że z nikim innym nie chce dzie­lić życia. Od­wza­jem­nił za­in­te­re­so­wa­nie, po za­wo­dach za­gad­nął ją nie­udol­nie, a ona z sze­ro­kim uśmie­chem za­pro­si­ła go, by usiadł blisko niej przy wspól­nym ogni­sku, zor­ga­ni­zo­wa­nym po za­wo­dach.

– Go­to­wy? – niski głos nagle wy­rwał go ze wspo­mnień.

– Jasne – od­po­wie­dział.

– To do­brze, masz go­dzi­nę do od­lo­tu. Chcesz z kimś po­roz­ma­wiać? – za­py­tał pewny swego Brzy­twa.

– Ze Szpo­nem, cho­ciaż pięć minut…

– Po­my­ślę…

– Mam wszyst­ko to, co po­wi­nie­nem mieć ? – za­py­tał Yuma.

– Taką mam na­dzie­ję, nie za­wiedź nas po raz drugi – burk­nął Brzy­twa.

– Nie za­wio­dę.

Brzy­twa po­de­słał Szpo­na. Yuma prze­ka­zał mu naj­waż­niej­sze spra­wy. Przede wszyst­kim przyjaciel mu­siał od­na­leźć May­umi i dbać o jej bez­pie­czeń­stwo. Był pewny jego lo­jal­no­ści , po­nie­waż ura­to­wał kilka lat temu sio­strę Szpo­na przed tru­chło­ja­da­mi.

W bun­krze włą­czył się żółty alarm. Le­ming ze Spi­ne­rem natychmiast przy­go­to­wa­li mio­ta­cze ognia i pod­bie­gli pod wrota. Za nimi kilku de­ge­ne­ra­tów usta­wi­ło się w zwar­ty szyk, trzy­ma­jąc przed sobą tar­cze. Brzy­twa ki­piał ze zło­ści.

Po­wsta­ło nie­złe za­mie­sza­nie, z któ­re­go sko­rzy­sta­li Ja­skra, Ka­pi­szon i Szpon, by do końca zre­ali­zo­wać swój plan. Opra­co­wy­wa­li go od ja­kie­goś czasu i nie spo­dzie­wa­li się, że oko­licz­no­ści tak szyb­ko otwo­rzą im drogę do re­ali­za­cji. Czym prę­dzej wy­mknę­li się do pod­zie­mi. Bie­gli skal­nym ko­ry­ta­rzem co sił w no­gach. Do­tar­li do Czar­ciej Ja­ski­ni, gdzie ukry­ty był sta­tek ko­smicz­ny. Yuma do­łą­czył do nich i w kilka minut cała czwór­ka sie­dzia­ła już w środ­ku, uru­cha­mia­jąc od­rzu­to­we sil­ni­ki.

O go­dzi­nie trze­ciej dwa­dzie­ścia dwie kap­su­ła z Yumą i jego kom­pa­na­mi wy­star­to­wa­ła na pla­ne­tę króla Sza.

Tym­cza­sem Brzy­twa od­krył powód alar­mu. Do bun­kra zbli­ża­ło się spore stado wło­cha­tych stwo­rów, które żyją w pod­zie­miach. De­ge­ne­ra­ci na­zy­wa­li je Kar­to­fla­ka­mi. Być może szu­ka­ją no­we­go ukry­cia? – mimo zdenerwowania po­my­ślał Brzy­twa.

*

 

Część 4/4

 

May­umi po­wo­li od­zy­ski­wa­ła siłę. Ani przez chwi­lę nie prze­sta­ła ukła­dać planu uciecz­ki z klat­ki. Wy­star­czy prze­chy­trzyć stwo­rastraż­ni­ka. Tylko jak? Była wię­zio­na w cia­snym, słabo oświe­tlo­nym ko­ry­ta­rzu. Kiedy pil­nu­ją­cy uciął sobie drzem­kę – w końcu ją olśni­ło. Przy­po­mnia­ła sobie o nie­wy­ko­rzy­sta­nej sile trans­for­me­ra. Od razu po­czu­ła się pew­niej. Tak więc wy­tę­ży­ła umysł i sta­ra­ła się skon­cen­tro­wać. Zamieniając się w szczura, wy­ko­rzy­sta­ła całą moc z trans­for­me­ra Yumy. Oblał ją zimny pot. Nie było łatwo przekierować całą energię ciała na ocze­ki­wa­ny re­zul­tat. Miała tylko jedną szan­sę. Udało się! Ucie­kła z klat­ki, a już po chwi­li za­dzia­ła­ła nie­wi­dzial­ność. Nie miała ani se­kun­dy do stra­ce­nia, bie­gła, ile siły w no­gach, do ko­ry­ta­rza z na­pi­sem „Nie wcho­dzić”. Po­wio­dło się, wbie­gła w długi tunel, na jego końcu do­strze­gła czer­wo­ne świa­tło. Tam na pewno jest wyj­ście! – May­umi w końcu poczuła się pewniej.

Nie­ste­ty, wil­ko­łak, obu­dziw­szy się, od­krył brak więź­niar­ki. Wiel­ki­mi su­sa­mi ru­szył za nią. Pro­wa­dził go węch. May­umi po chwi­li usły­sza­ła, że w od­da­li tęt­nią kroki. Cho­le­ra! Za szyb­ko się obu­dził – po­my­śla­ła. W za­uł­ku ko­ry­ta­rza do­strze­gła zamkniętą becz­kę. Z trudem otworzyła wieko, w środku znajdowała się cuchnąca breja. Wsko­czy­ła do niej szyb­ko, by zneu­tra­li­zo­wać swój za­pach. Zawartość była lo­do­wa­ta, a ona w dal­szym ciągu nie­wi­dzial­na. Po chwi­li od­głos kro­ków był tuż przy niej. Bała się, że zaraz się utopi, stwór krą­żył wokół becz­ki zdez­o­rien­to­wa­ny, po chwi­li głośno zawył. Wycofał się.

Wy­gra­mo­li­ła się i, prze­mar­z­nię­ta do szpi­ku kości, sta­ra­ła się rozruszać, było to bar­dzo trud­ne. Po­cie­szał ją je­dy­nie fakt, że w tunelu plama czer­wieni rosła. Sta­ra­ła się sku­pić na tym, co przed nią.

*

 

Brzy­twa i pozostali rewolucjoniści usły­sze­li z gło­śni­ków za­in­sta­lo­wa­nych w bun­krze ko­mu­ni­kat o wy­star­to­wa­niu ich je­dy­ne­go stat­ku ko­smicz­ne­go.

– Cho­le­ra! Mia­łem od­pra­wić Yumę! – krzyk­nął.

– Yuma po­ra­dził sobie sam – za­śmiał się Spi­ner.

– Ile mamy na ze­wnątrz tych ku­dła­tych małp? – za­py­tał Brzytwa Pla­zmę.

– Około dwu­dzie­stu. Po­trak­tuj­cie ich ogniem, bę­dzie­my mieli nie­złą wy­żer­kę! – od­po­wie­dział Pla­zma.

– Dobra, otwie­ra­my wrota i od razu ro­bi­my sma­żal­nię – roz­ka­zał Brzy­twa.

Mio­ta­cze zio­nę­ły żół­to-czer­wo­nym ogniem wprost na roz­ju­szo­ne stwo­ry. Jed­nak Kar­to­fla­ki nie ucie­ka­ły prze­stra­szo­ne, jak za­kła­da­li de­ge­ne­ra­ci. Ni­czym wa­ta­ha parły do przo­du, roz­dzie­ra­jąc pa­zu­ra­mi prze­ciw­ni­ków. Walka stała się za­żar­ta, wil­ko­ła­ki ra­ni­ły kilku ludzi Brzy­twy, a Pla­zmę i Spi­ne­ra za­gry­zły. Wokół bun­kra lała się krew, prze­ciw­ni­cy po­mi­mo strat nie od­pusz­cza­li, agre­so­rzy sta­wia­li się coraz bar­dziej bez­li­to­śni. Ich pa­zu­ry cięły de­ge­ne­ra­tów do­tkli­wie, a krew wsią­ka­ła szyb­ko w zie­mię. Wresz­cie Le­ming wpadł na po­mysł, by włą­czyć ­dź­wię­ki o wy­so­kiej czę­sto­tli­wo­ści. Po­in­for­mo­wał przez gło­śni­ki swo­ich kom­pa­nów, by na­tych­miast za­tka­li uszy. Nie było czasu na ak­cep­ta­cję planu przez Brzy­twę. Le­ming pu­ścił serię sy­gna­łów. Stwo­ry za­czę­ły się wy­co­fy­wać.

– Na dzi­siaj mam dość – le­d­wie dy­sząc wy­znał Brzy­twa.

– Mu­si­my na­tych­miast opa­trzyć ran­nych – zwró­cił się do ogółu Le­ming.

– Wszy­scy do bun­kra, wcią­gnąć zwło­ki na­szych – roz­ka­zał Brzy­twa.

– My­ślisz, że jesz­cze wrócą? – za­py­tał Le­ming.

– Je­stem pewny, mamy kilka go­dzin na uło­że­nie no­we­go planu. A gdzie Szpon?

– Racja, nie wi­dzia­łem go w walce, Ka­pi­szo­na też.

– Cho­le­ra! – syk­nął Brzy­twa.

*

– No, to dwa dni lotu przed nami – za­gad­nął Ja­skra.

– Wy­obra­żam sobie minę Brzy­twy, kiedy się dowie. – Uśmiech­nął się pod nosem Ka­pi­szon.

– Naj­waż­niej­sze, że damy z sie­bie wszyst­ko. Nie są­dzi­łem, że nasza przy­jaźń prze­trwa, po tym, co od­sta­wi­ła May­umi. Nigdy bym na to nie wpadł, że za­in­sta­lu­je mi GPS-a w po­de­szwie buta. Spry­cia­ra. Wiem, że za­wio­dłem – tłu­ma­czył się Yuma.

– Daj spo­kój, w końcu znamy się od tylu lat, że jedno zda­rze­nie nie prze­kre­śla tego, co razem prze­ży­li­śmy – za­pew­nił Ja­skra.

– Ta, pa­mię­tasz nasze za­pa­so­we plany? Warto je mieć. Sam nas tego uczy­łeś – rzu­cił Ka­pi­szon.

Szpon mil­czał.

– Macie moją kopię? – zapytał Yuma.

– Jasne – mruk­nął Szpon.

– Za­sta­na­wiam się, gdzie wy­lą­du­je­my, mu­si­my wy­brać spory nie­uży­tek, żeby szyb­ko nas nie na­mie­rzy­li, i do­brze ukryć sta­tek.

– Chyba nie za­bra­li­ście z bun­kra całej broni, tam też w każ­dej chwi­li może być nie­bez­piecz­nie? – za­py­tał Yuma.

– Skąd, tylko tę, nad którą tyle pra­co­wa­li­śmy – żach­nął się Ja­skra.

Po­dróż od­by­wa­ła się bez żad­nych pro­ble­mów.

*

 

May­umi udało się wy­do­stać z tu­ne­lu. Czer­wo­ne słoń­ce wzbu­dzi­ło w niej za­chwyt. Kiedy poczuła ciepło na skórze, wyciągnęła ramiona i przez chwilę cieszyła się widokiem. Wy­czer­pa­na do gra­nic moż­li­wo­ści, sta­ra­ła się od­na­leźć orientacyjny znak, by trafić do domu. Las wy­da­wał się zna­jo­my, byle tylko tra­fi­ła na szu­bie­ni­ce, wów­czas in­stynk­tow­nie do­trze do celu. Nie­wi­dzial­ność nie­dłu­go prze­sta­nie dzia­łać. Resz­tą sił wdra­pa­ła się na wy­so­kie drze­wo. Za­nie­po­ko­jo­na ro­zej­rza­ła się do­ko­ła. W od­da­li było widać sporą wy­kar­czo­wa­ną po­la­nę. Tam pew­nie są szu­bie­ni­ce – po­my­śla­ła z iskier­ką na­dziei. Na­tych­miast ru­szy­ła dalej. Wie­dzia­ła, że to nie czas na od­po­czy­nek.

Po kilku go­dzi­nach do­tar­ła w zna­jo­me re­jo­ny. Z od­da­li usły­sza­ła chrzą­ka­nie tru­chło­ja­dów, nie wró­ży­ło to nic do­bre­go. Prze­stra­szo­na ro­zej­rza­ła się, szu­ka­jąc w za­się­gu wzro­ku ja­kie­goś schro­nie­nia. Pod­bie­gła do nie­wiel­kiej dziu­ry po wy­wró­co­nym przez wiatr drze­wie. Ukry­ła się w wy­kro­cie, uświę­co­nym tra­dy­cją schro­nie­niu zbie­gów. Za­snę­ła głę­bo­kim snem.

*

 

– Zni­ko­pis, cze­kam na ra­port – przy­po­mniał zi­ry­to­wa­ny Brzy­twa.

– Czte­rech na­szych za­bi­tych, dzie­się­ciu ran­nych. Sie­dem mar­twych Kar­to­fla­ków leży przed wro­ta­mi. Co z nimi? – za­py­tał.

– Wyjść, uło­żyć z ciał stos, spa­lić.

– Tak jest! – Zni­ko­pis z mio­ta­czem ru­szył w stro­nę wyj­ścia.

– Co z Yumą?

– Bez odzewu. Sły­chać tylko szme­ry – od­parł Le­ming, dra­piąc się w siwą brodę.

– Kogo jesz­cze bra­ku­je?

– Ka­pi­szo­na, Ja­skry, Szpo­na.

Może na­praw­dę im się uda – Brzy­twa za­my­ślił się. Nie­na­wiść żywiona do Yumy, a wynikała z zazdrości o tę jego charyzmę i siłę woli, sta­wa­ła się coraz mniej do­kucz­li­wa. Chciał przy­mie­rza, w grun­cie rze­czy nie było in­ne­go wyj­ścia, by za­cho­wać twarz. Yuma jak zwy­kle dał popis swo­jej go­to­wo­ści do walki i in­te­gra­cji z grupą, a Brzy­twa na jego tle wy­pa­dał pod tym wzglę­dem zawsze blado.

Po­zo­sta­li de­ge­ne­ra­ci mieli mieszane uczucia po wia­do­mo­ści, że czte­rech ich naj­lep­szych żoł­nie­rzy wy­ru­szy­ło na pla­ne­tę Krwa­we­go Sier­pa. Z jed­nej stro­ny cieszyli się, że być może rządy de­spo­ty Sza w końcu się skoń­czą, z dru­giej zaś złościli się na Yumę, z powodu jego kolejnej sa­mo­wol­ki. Ry­zy­ko było zbyt duże, by można było ode­tchnąć.  

*

 

Po dwóch do­bach sta­tek do­tarł do celu. Za­ło­ga zgod­nie wy­bra­ła do lą­do­wa­nia ustronną część planety. Buntownikom dużo czasu za­ję­ło za­ka­mu­flo­wa­nie stat­ku. Mu­sie­li roz­ło­żyć ogrom­ną plan­de­kę z prze­źro­czy­ste­go two­rzy­wa ponad statkiem, która jak ka­me­le­on przej­mo­wa­ła kolor oto­cze­nia.

Sama pla­ne­ta nie­wie­le się róż­ni­ła wy­glą­dem od Że­la­znych Szu­bie­nic. Była nieco więk­sza, otoczona wszędobylską zie­lenią. Lasy zdu­mie­wa­ły swoją wiel­ko­ścią i róż­no­rod­no­ścią ga­tun­ków drzew. Świe­że po­wie­trze orzeź­wia­ło. Można było do­strzec nie­zli­czo­ną ilość stru­my­ków i sze­ro­kich rzek. Gdzie­nie­gdzie z nie­wy­so­kich gór spły­wa­ły wo­do­spa­dy. Przy­by­szom pla­ne­ta ja­wi­ła się ni­czym Eden. Stąd taka ogrom­na tro­ska sprzy­mie­rzeń­ców Sza, by nie do­pu­ścić do niej re­wo­lu­cjo­ni­stów. Pola do­star­cza­ły dużo żyw­no­ści, w prze­mysł również in­we­sto­wa­no, pomimo że łatwo mogli się utrzy­mać z rol­nic­twa i gra­bie­ży pod­le­głych pla­net.

Gdyby nie Sza, każda z ośmiu pla­net mo­gła­by być w takim sta­nie, cho­ciaż nie­któ­re ogra­ni­cza­ły wa­run­ki. Na przy­kład Eks­o­dus nie był do tej pory zdo­by­ty przez ludzi. Po­zo­sta­wał wiel­ką nie­wia­do­mą.

Szpon, z racji swo­jej ogrom­nej siły fi­zycz­nej (jako je­dy­ny do tej pory wy­grał wszyst­kie we­wnętrz­ne roz­gryw­ki na rękę z de­ge­ne­ra­ta­mi), szedł pierw­szy, za nim Ka­pi­szon, Ja­skra i Yuma. Ko­rzy­sta­li z pan­ce­rzy, które za­pew­nia­ły na kil­ka­dzie­siąt go­dzin ochro­nę przed zra­nie­niem. Ich pierw­szym celem było od­na­leźć stat­ki króla Sza i do­szczęt­nie je spa­lić. Ka­pi­szon dwie dekady temu opra­co­wał au­tor­ski pro­gram na­wi­ga­cyj­ny, wy­kry­wa­ją­cy stopy ty­ta­nu, alu­mi­nium i ma­gne­zu więc po­win­no się udać. Zanim skon­stru­ują na­stęp­ne stat­ki, po­trwa to kilka dekad.

*

 

May­umi obu­dzi­ła się o świ­cie. Ru­szy­ła przed sie­bie pewnym kro­kiem. Co ka­wa­łek na szu­bie­ni­cach dyn­da­ły ciała. Roz­kła­da­ły się a ich odór po­wo­do­wał mdło­ści. Stąd już tylko pięć ki­lo­me­trów dzie­li­ło ją od celu. Świet­nie – po­my­śla­ła. Im mniejsza odległość dzieliła ją od domu i wody, tym większe stawało się pragnienie. Mi­ja­ła zmur­sza­łe ki­ku­ty drzew, pył uno­sił się lekko ponad po­wierzch­nię su­chej ziemi. Przez chwi­lę stanęła szczę­śli­wa. Skie­ro­wa­ła twarz w stro­nę słoń­ca, po­czu­ła przy­jem­ne cie­pło ob­le­wa­ją­ce całe ciało. Yuma, udało się! Zda­wa­ła sobie spra­wę z tego, że nie ma zbyt wiele czasu, będą jej szu­kać lu­dzie Brzy­twy i jesz­cze ktoś, kto uwię­ził ją po­now­nie.

Już nigdy wię­cej nie chciała spo­tkać wil­ko­ła­ków. Kiedy wreszcie dotarła do domu, wzię­ła szyb­ki prysz­nic. De­lek­to­wa­ła się każ­dym ły­kiem wody. Ze skryt­ki wy­cią­gnę­ła po­jem­nik z kap­suł­ka­mi o dzia­ła­niu ochron­nym. Na­tych­miast jedną po­łknę­ła. W po­śpie­chu pa­ko­wa­ła do sta­re­go ple­ca­ka ko­szul­ki i spodnie na zmia­nę. Wrzu­ci­ła do bocz­nej kie­sze­ni bidon z wodą, la­tar­kę i trans­for­mer. Sta­nę­ła przed lu­strem i do­tar­ło do niej, że jeśli znowu za­cznie ucie­kać, to bę­dzie wiecz­nym zbie­giem. Zmie­ni­ła plan, od­sta­wi­ła ple­cak i zo­sta­ła na miej­scu. Co­kol­wiek się sta­nie, tutaj po­cze­ka na Yumę, tak jak pier­wot­nie się umó­wi­li.

Na­stęp­ne­go ranka zro­bi­ła test cią­żo­wy. Wynik był ne­ga­tyw­ny. Tak więc Yuma zawsze mówił praw­dę. Pa­trząc na jedną kre­secz­kę czuła się bar­dzo za­wie­dzio­na, chcia­ła­by już zo­stać matką. Łu­dzi­ła się myślą, którą za­sia­ła w niej ko­bie­ta z pod­zie­mi. Nie­ste­ty, rze­czy­wi­stość była bo­le­sna. Otar­ła łzy.

 Przy­po­mnia­ła sobie, że Szpon wspo­mniał coś o ko­pio­wa­niu Yumy. Spraw­dzi­ła chip Yumy, który za­alar­mo­wał po­wsta­nie kopii. Każda zaufana osoba otrzymywała taką informację, by móc kontrolować wykorzystanie klona lub pomóc oryginałowi.

 No, to do ro­bo­ty – po­my­śla­ła. Muszę na­wią­zać kon­takt z Yumą, by po­znać szcze­gó­ły…

Nie miała pojęcia, że Szpon wykradł kopię Yumy i zabrał ją na statek, by zapewnić jej całkowite bezpieczeństwo. Ułatwiało to bardzo zadanie Mayumi, bowiem mogła skutecznie poprowadzić oryginał Yumy w czasie rzeczywistym, dodając mu kosmicznej energii.

Tej nocy w ogóle nie spała, przy­go­to­wu­jąc mi­ster­ny plan po­mo­cy Yumie.

 

Przy­po­mniał się jej sen o szka­tu­le. Wy­bie­gła z domu i ner­wo­wo roz­glą­da­ła się wokół. Nie­opo­dal rósł nie­wiel­ki krzew ze sre­brzą­cy­mi się li­ść­mi. To dziw­ne, że do tej pory go nie za­uwa­ży­łam. Zbli­ży­ła się do niego z łopatą i za­czę­ła kopać. Kilka cen­ty­me­trów pod zie­mią wy­czu­ła ręką metal. Ko­pa­ła szyb­ciej, aż wresz­cie wy­do­by­ła nie­wiel­ką szka­tu­łę. Szyb­ko wró­ci­ła z nią do domu. Otwo­rzy­ła wieko. We wnę­trzu znaj­do­wał się nie­dłu­gi list i ta­jem­ni­czy ka­mień, mie­nią­cy się ko­lo­ra­mi.

*

 

Żoł­nie­rze skra­da­li się do za­bu­do­wań. Fakt, że tylko oni mają tak po­tęż­ną broń, jaką jest nie­wi­dzial­ność i pan­ce­rze do­da­wa­ł im wiary w suk­ces. Grup­ka naj­lep­szych de­ge­ne­ra­tów che­mi­ków oraz prze­my­słow­ców od kilku dekad pracowała wie­czo­ra­mi w bun­krze, ro­biąc do­świad­cze­nia i próby sku­tecz­no­ści. Yuma czę­sto za­ry­wał noce, by być przy każ­dej nowej pro­ce­du­rze ulep­sza­ją­cej broń. Dzię­ki temu degeneraci są prak­tycz­nie nie do na­mie­rze­nia i trud­niej bę­dzie ich zra­nić.

– Mu­si­my się zaraz roz­dzie­lić – po­wie­dział Yuma.

– Ja pójdę ze Szpo­nem, by od­na­leźć sie­dzi­bę Sza. Mam przy­go­to­wa­ny gaz usy­pia­ją­cy

– Dobra, my z Ka­pi­szo­nem po­sta­ra­my się spa­lić ten cho­ler­ny han­gar. Pa­mię­taj­cie, mu­si­my być w cią­głym kon­tak­cie, czas nam nie sprzy­ja. Jeśli teraz schrza­ni­my, po­wtór­ki nie bę­dzie, za to na­ra­zi­my na­szych na strasz­ny odwet – rzu­cił Ja­skra.

– Wolę sam się zabić, niż być więź­niem Sza – od­po­wie­dział Szpon.

– Jak każdy z nas – po­twier­dził Yuma.

– Wzru­sza­ją­ce – mruk­nął Szpon.

Po kilku me­trach do­tar­li do han­ga­ru. Straż na­tych­miast po­trak­to­wa­li gazem usy­pia­ją­cym. Ka­pi­szon z Ja­skrą od razu wzię­li się do ro­bo­ty, roz­kła­da­jąc środ­ki wy­bu­cho­we. Wszyst­ko szło jak po maśle. Yuma ze Szpo­nem bie­gli w stro­nę oka­za­łe­go bu­dyn­ku, wy­róż­nia­ją­ce­go się na tle in­nych tan­det­ny­mi zdo­bie­nia­mi, tylko taki styl pa­so­wał do Sza. Po chwi­li od­na­leź­li kli­ma­ty­za­cję i wpu­ści­li gaz.

– Ja­skra, gaz już się roz­prze­strze­nia, po­trzeb­ne nam jesz­cze ja­kieś dzie­sięć minut – za­mel­do­wał Yuma.

– My też pra­wie koń­czy­my. Cze­ka­my na znak, kiedy wy­sa­dzić – po­in­for­mo­wał Ka­pi­szon.

– Idzie­my na górę, jesz­cze tylko chwi­la dzie­li nas od śmier­ci tego ty­ra­na.

 

Wbie­gli do kom­na­ty Sza, który słod­ko spał w ob­ję­ciach Ma­li­gny. Yuma sta­nął z jed­nej stro­ny łoża, Szpon z dru­giej, na trzy od­pa­li­li pa­ra­li­za­to­ry. Ciała Ma­li­gny i jej męża prze­szył prąd o ogrom­nym na­tę­że­niu.

– To za na­szych – burk­nął Yuma.

– Para za­srań­ców – skwi­to­wał Szpon.

Uprzed­nio w ten sam spo­sób po­trak­to­wa­li straż­ni­ków Sza. Przy życiu po­zo­sta­wi­li je­dy­nie służ­bę, która błogo spała.

Re­wo­lu­cjo­ni­ści spo­dzie­wa­li się na­głej śmier­ci ty­ra­nów, tym­cza­sem Sza po dawce na­pię­cia elek­trycz­ne­go na­brał siły i wy­sko­czył z łóżka jak z procy. Zła­pał za krtań Szpo­na. Rzu­cił go na pod­ło­gę. Za­sko­czo­ny Yuma sta­rał się z ca­łych sił od­cią­gnąć Sza. Furia jaka go ogar­nę­ła na wi­do­k mar­twej żony do­da­wa­ła mu wi­go­ru. Szpon odparł atak, wymierzając kilka ciężkich ciosów w tors Sza. Szpon walczył różnymi stylami. Zaserwował koktajl celnych razów oprawcy. Zamroczony Sza nie dawał za wygraną. Rzucił się ponownie na Szpona. Turlali się po podłodze w zaciętej walce. Chrzęst krta­ni pod na­ci­skiem ko­la­na Sza, za­koń­czył żywot Szpo­na.

 *

May­umi po­śpiesz­nie prze­czy­ta­ła list na głos. Litery były niestarannie napisane, w niektórych miejscach atrament mieszał się ze łzami.

 

“ Kochana córko!

 

Nie mam czasu, stąd tylko kilka słów. Jesteś potomkiem Takashiego, jednego z najlepszych wojowników galaktyki. Urodziłaś się na planecie Dwóch Rycerzy. Nie zapomnij o tym. Jeśli teraz czytasz, znaczy, że wypełniłaś wolę ojca i masz odpowiedni charakter. Pomścij naszą śmierć. Król Sza ma tylko jedno słabe miejsce, które odkrył Twój ojciec. Między łopatkami ma generator mocy. Nigdy nie używaj w jego obecności prądu.

 

Jesteś jedyną szansą na sprawiedliwość. Nasza krew jest Twoją. Pomoże Ci magiczny kamień zgromadzonej mocy.

 

Powodzenia.

 

Matka – Takara.”

 

Usia­dła przed lu­strem i całej siły ści­snę­ła ma­gicz­ny ka­mień w rę­kach. Moc ka­mie­nia roz­pro­mie­ni­ła la­zu­rem cały pokój. Czuła, że nie ma ani chwi­li do stra­ce­nia, by ra­to­wać Yumę. Skon­cen­tro­wa­ła się i wresz­cie udało się na­wią­zać po­łą­cze­nie z oryginałem Yumy. Od teraz była jego te­le­pa­tycz­nym do­rad­cą w walce.

– Masz bar­dzo mało czasu, zanim do­pad­ną cię żoł­nie­rze z są­sied­nich bu­dyn­ków, bierz się w garść – prze­sła­ła ko­mu­ni­kat Yumie – Sza ma tylko jeden słaby punkt, mu­sisz nożem wy­ciąć jego ge­ne­ra­tor mocy. Ma go mię­dzy ło­pat­ka­mi! Szyb­ko! Zaraz mogą cię na­mie­rzyć! – krzy­cza­ła.

– May­umi?

– Bierz nóż, do cho­le­ry!

Yuma, pod­bu­do­wa­ny, wyjął nóż z kie­sze­ni. Sza mio­tał się po po­ko­ju jak dziki zwierz. Toczyła mu się piana z ust. Rzu­cił się na Yumę i przycisnął do podłogi. Ten wyślizgnął się jak piskorz spod cielska tyrana, zadając mu kilka ran nożem. Sza zasyczał z bólu, w jego oczach pojawił się prawdziwy obłęd. Zacisnął mocno zakrwawione pięści i wymierzył cios w twarz Yumy. Degenerat upadł. Sza skoczył na niego, by dokończyć dzieła. Yuma wbił resz­tą siły nóż w plecy Sza. Nie miał po­ję­cia jak tego do­ko­nał, ale udało mu się wy­ciąć ge­ne­ra­tor. (W tym cza­sie May­umi non stop prze­sy­ła­ła mu ko­smicz­ną ener­gię). Sza osłabł, ale udało mu się wy­mie­rzyć kilka cel­nych cio­sów Yumie.

– Skręć mu kark – roz­ka­za­ła May­umi. – Teraz!

– Zro­bio­ne – z dumą za­mel­do­wał Yuma. – Wra­cam do was – dodał.

– Cze­ka­my – od­parł Ja­skra.

– Szpon nie żyje – ze smut­kiem powiedział Yuma.

Kiedy do­tarł do han­ga­ru, Ja­skra od­pa­lił mio­tacz. Ogień i roz­la­ne w spo­rych ilo­ściach pa­li­wo spo­wo­do­wa­ły po­tęż­ną eks­plo­zję, ży­wioł się­gał kilku me­trów w górę. De­ge­ne­ra­ci ucie­ka­li, ile sił w no­gach, ale nie­ste­ty wy­buch nie­źle ich po­tur­bo­wał. Yuma od­niósł naj­wię­cej ob­ra­żeń, po­nie­waż biegł ostat­ni. Wy­rzu­ci­ło go na kilka me­trów, stra­cił na chwi­lę przy­tom­ność. Kiedy się ock­nął stał przy nim Ka­pi­szon. 

– Dasz radę? – krzyk­nął Ka­pi­szon.

– Cien­ko, chyba zła­ma­łem nogę… – jęk­nął z bólu.

Ja­skra i Ka­pi­szon, naj­de­li­kat­niej, jak po­tra­fił zła­pa­li za nogi i ręce Yumę, żeby go zanieść na statek.

– Razem tu przy­by­li­śmy i razem od­le­ci­my – za­pew­nił Ja­skra.

*

Mi­nę­ły dwie doby. Wy­lą­do­wa­li nie­opo­dal schro­nie­nia Yumy. Wnie­śli go do domu, May­umi za­mar­ła, wi­dząc ciało uko­cha­ne­go w tra­gicz­nym sta­nie. Nie spo­dzie­wa­li się jej tu za­stać, ale Ka­pi­szo­no­wi spadł ka­mień z serca. Dziel­na dziew­czy­na – po­my­ślał.

– Udało się – rzu­cił spod brwi Ja­skra.

– Przy­da się jakiś medyk, sama nie dasz rady go zre­ge­ne­ro­wać – po­uczył Ja­skra – nie­ba­wem kogoś tu wy­śle­my.

– Wra­ca­my do bun­kra, zdać ra­port. Dbaj o niego – po­pro­sił Ka­pi­szon.

May­umi de­li­kat­nie roz­cię­ła kom­bi­ne­zon Yumy. Leżał pół­przy­tom­ny z bólu. Prze­ję­ta, z mi­ło­ścią spoj­rza­ła mu w oczy.

– Ko­cham cię – wy­zna­ła czule.

– Bę­dzie do­brze – za­pew­nił, po czym na­tych­miast za­snął.

*

Od dawna mieszkańcy Że­la­znych Szu­bie­nic nie byli tak ra­do­śni. Wszyst­kim prze­ka­za­no no­wi­nę o śmier­ci króla Sza i jego mał­żon­ki. Rzecz jasna nie po­da­no szcze­gó­łów, de­ge­ne­ra­ci ubra­li ją w słowa “na­głej, nie­spo­dzie­wa­nej śmier­ci”. Za­stęp­ca Sza, ge­ne­rał Ry­ko­szet, miał twar­dy orzech do zgry­zie­nia. Musiał wy­pra­co­wać po­ko­jo­we re­la­cje i po­waż­nie za­sta­no­wić się jak wzmocnić bez­pie­czeń­stwo na Krwa­wym Sier­pie. 

Yuma z cza­sem po­czuł się le­piej, skóra za­czę­ła się re­ge­ne­ro­wać, ale otwar­te zła­ma­nie nogi znacz­nie utrud­ni­ło mu życie. Re­ha­bi­li­ta­cja cią­gnę­ła się w nie­skoń­czo­ność. Każdy sta­rał się mu pomóc i wes­przeć, cho­ciaż­by do­brym sło­wem, ale na nie­wie­le to się zdało. Za­mknął się w sobie. Nie po­tra­fił po­go­dzić się ze swoją nie­spraw­no­ścią, przez co coraz czę­ściej mię­dzy nim a May­umi do­cho­dzi­ło do spięć.

Kiedy przy­po­mi­na­ła sobie, przez co prze­szła, by uwol­nić się z pod­zie­mi, wie­dzia­ła, że jest w sta­nie dla Yumy zro­bić wszyst­ko. Nie­ła­two żyć w cie­niu bo­ha­te­ra, jed­nak do­brze, że może pod­trzy­my­wać na duchu kogoś, kto za­wsze jest gotów oddać życie za in­nych.

Brzy­twa od czasu do czasu od­wie­dzał Yumę z bu­tel­ką do­brej whi­sky. Ga­wę­dzi­li sobie, ni­czym przy­ja­cie­le, dzie­ląc się wie­dzą na temat ochro­ny pla­ne­ty. Z cza­sem ich re­la­cje przy­bra­ły cał­kiem inny wy­miar. Obaj wie­dzie­li, że ponad wszyst­ko muszą chro­nić życie miesz­kań­ców swo­jej pla­ne­ty.

*

 

– Wiesz, Yuma, do dzi­siaj nie daje mi spo­ko­ju pewna rzecz – wy­zna­ła.

– Mia­no­wi­cie?

– Kiedy byłam uwię­zio­na w pod­zie­miach, po­ja­wi­ła się przede mną po­stać ko­bie­ty, która do złu­dze­nia przy­po­mi­na­ła moją matkę…Nie wiem, co o tym my­śleć…

– Od dawna krążą le­gen­dy, że w pod­ziem­nym kró­le­stwie żyje Magik Abra, zbieg z pla­ne­ty Dwóch Ry­ce­rzy. Po­ry­wa od czasu do czasu ludzi, za­mie­nia ich w Kar­to­fla­ki, by bu­do­wać swoją armię. Może chciał w ten spo­sób wzbudzić twoje za­ufa­nie?

– Ale po co?

– Bo pew­nie znał two­je­go ojca, stąd jego wie­dza. Może do­strzegł w tobie po­ten­cjał na swo­je­go na­stęp­cę? – roz­ba­wio­ny uśmiech­nął się.

– Ga­dzi­na z cie­bie. – Mó­wiąc to, na­tych­miast mocno przy­tu­li­ła się do Yumy.

*

Tym­cza­sem Kar­to­fla­ki szy­ko­wa­ły się do na­stęp­ne­go ataku na bun­kier de­ge­ne­ra­tów.

 

 

 

 

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Ciekawe zwieńczenie historii. Nieco zgrzyta styl, ale jeśli dalej będziesz pisać, to będzie w tym aspekcie coraz lepiej. Widać to chociażby po twoich wcześniejszych szortach – technicznie były moim zdaniem napisane lepiej, więc umiesz to robić, ale trochę dłuższa forma ujawnia “toporność” stylu, która wymaga oszlifowania.

Brakowało mi trochę dokładniejszego określenia power leveli, bo chociażby główna bohaterka na początku nie wydaje się jakąś szczególną istotą w tym świecie, a pod koniec trochę znikąd pojawiają się jej zdolności przesyłania kosmicznej energii itp.

Jestem ciekaw czemu zdecydowałaś się umieścić części 3 i 4 w jednym fragmencie?

bjkp­srz-u,

 

jest mi bardzo miło, że zostawiłeś komentarz. Obawiałam się, że nie otrzymam żadnego. Masz rację, piszę bez polotu, a do tego potrzebne jest większe doświadczenie. Obecnie mam chyba kryzys, zastanawiam się, czy w ogóle powinnam pisać. A jeśli w przyszłości coś napiszę, to zapewne będą to krótkie formy. Muszę się jeszcze wiele nauczyć.

 

Wydawało mi się, że wprowadzając nowe “moce”, opowiadanie zyska i będzie po prostu ciekawsze.

 

Opublikowałam dwie części z prozaicznej przyczyny, obawiałam się, że w odrębnych częściach będzie mniej chętnych do czytania. Pewnie to był błąd.

 

 

Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie i dziękuję za czas, i słowo. Goch.

 

 

"bądź dobrej myśli, bo po co być złej" Lem

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Goch, odpowiedź na pytanie, czy powinnaś pisać jest tak prosta i oczywista, że nawet nie będę jej udzielał;) Niesforna rewolucjonistka to ciekawa historia osadzona w interesującym, choć dość pobieżnie zarysowanym świecie. Jestem przekonany, że z każdym kolejnym tekstem wymyślane przez Ciebie historie będą coraz lepiej ubrane w słowa i zaczniesz niebawem serwować teksty na bardzo wysokim poziomie zarówno jeśli chodzi o fabułę, jak i styl. Pozdrowionka

Tarnino – heart, dziękuję za wszystko!

 

jestem Ci bardzo wdzięczna za te słowa. Postaram się rozwijać, niemniej to trudne wśród tylu bardzo dobrze tu piszących, czymkolwiek zaskoczyć. Wyobraźnię mam chyba dużą, zatem może kiedyś mi się uda.

 

Pozdrawiam Was ciepło i życzę dobrego dnia:) Goch.

 

 

"bądź dobrej myśli, bo po co być złej" Lem

Nowa Fantastyka