*
Część 3/4
Mayumi wpadła do tunelu przypominającego serpentynę. Ciało w wykopanym tunelu ślizgało się z impetem w dół. Miała wrażenie, że serce zaraz wyskoczy jej z klatki. Odczuwała przeraźliwy strach.
Pod ziemią panował półmrok i specyficzny zapach. Nie miała pojęcia, co się z nią dzieje i z jakiego powodu. Nagle coś uderzyło ją w plecy. Po chwili była powtórka bólu, z powodu kolejnego, sporego wybrzuszenia w tunelu, aż wreszcie wpadła do metalowej klatki. Auu, jak boli! Upadła boleśnie na szorstką podłogę w klatce.
Było ciemno. Próbowała sprawdzić po omacku otoczenie, za klatką wyczuła miękką ścianę, zapewne wygłuszającą, ale nie miała pewności. Czuła niepokój. Ręce stały się zimne i wilgotne, zaschło jej w gardle, a do oczu napłynęły łzy. Co rusz przeszywały ją dreszcze. Przypuszczała, że jest znowu więźniem degeneratów, a myśliwi zrobią wszystko, by doprowadzić ją do Brzytwy. W sumie to jemu teraz zależało najbardziej, by ukryć lokalizację bunkra, a ona nie dość, że ją poznała, to jeszcze odważyła się uciec. Zapewne Szpon również będzie miał kłopoty. To teraz jestem w prawdziwych tarapatach – westchnęła.
W tej chwili przed klatką pojawiła się tajemnicza postać. W lewej ręce trzymała sporą latarkę. Światło na początku oślepiło Mayumi. Odbijając się od gładkiej ściany, pozwoliło zobaczyć łagodne rysy twarzy kobiety w średnim wieku. Bardzo przypominała matkę Mayumi, szczególnie filigranową budową.
– A więc znowu masz kłopoty? – zapytała czule kobieta. Mayumi oniemiała. To niemożliwe! – powtarzała sobie w myślach.
– No, tak. Masz to po ojcu – postać rzekła. Mayumi była coraz bardziej zirytowana.
Źródło światła przez chwilę pozwoliło jej dostrzec kręty korytarz przed klatką. Nad jego zwężeniem widniał spory napis: „Nie wchodzić”. W głowie Mayumi kłębiły się myśli: A może to moja jedyna szansa? Muszę, muszę ratować Yumę!
– Od dawna nie mam ani matki, ani ojca. Nie wysilaj się! – rzuciła ze złością.
– Liczysz sobie sto trzydzieści trzy lata, twój znak to Skała. Masz spore znamię na lewej łopatce. Lubisz czarny kolor i jesteś waleczna. Urodziłaś się na planecie Dwóch Rycerzy… – tajemnicza postać nie dawała za wygraną.
– Tyle wie o mnie każdy – Mayumi starała się racjonalnie myśleć i przechytrzyć nachalną rozmówczynię.
– Twój ojciec uciekł z wami w góry, kiedy nastały rządy króla Sza. Pragnął was chronić, ciebie i twoją siostrę Lee. Matkę zabito na waszych oczach w ówczesnym schronieniu w Górach Niemych – głos dalej cedził najtrudniejsze do zniesienia prawdy.
– Nie pamiętam.
– Masz kilka chwil, by przemyśleć, co będzie dalej. Albo mi zaufasz, albo ziemia wyrzuci cię z powrotem, a wtedy sama będziesz musiała zadbać o swoje bezpieczeństwo.
– Nikogo nie prosiłam o ochronę – zdecydowanie odparła Mayumi.
Postać oddaliła się, zabierając ze sobą światło. Mayumi poczuła mdłości, następnie oblał ją zimny pot. Ciałem wstrząsały dreszcze, a pragnienie było coraz silniejsze. W tym momencie do klatki podszedł z głębi korytarza włochaty stwór. Był topornie zbudowany, pół na pół wilk skrzyżowany z człowiekiem. Jego zgarbione ciało było porośnięte srebrno-czarną sierścią. Dziki błysk w oczach, okropne charczenie oraz ostre pazury, na które zerknęła Mayumi – przerażały. Zawył, po czym wrzucił do klatki spory bidon z wodą. Piła łapczywie, krztusząc się ze strachu. Po kilku chwilach poczuła niezwykły przypływ energii. Zapewne za sprawą dodanych witamin i elektrolitów. Cóż, muszę pokonać lęk – pomyślała.
*
W tym czasie Yuma, po przekonaniu braci-rewolucjonistów, poddał się kopiowaniu. To nie był przyjemny proces. Podłączone do głowy elektrody, zimny fotel i bezwzględne spojrzenia Brzytwy, który teraz będzie wiedział o nim prawie wszystko. Na szczęście Yuma był zapobiegliwy, historię swojej rodziny już dawno usunął z pamięci dzięki hakerom. Fakt, kosztowało go to sporo zdrowia i niemałe ilości energetyków, ale bezpieczeństwo bliskich to priorytet. W razie gdyby chciał odzyskać wspomnienia, zawczasu przygotował swój engram i oddał go na przechowanie zaprzyjaźnionemu hakerowi. Najważniejsze, że nie uszkodzono mu ciała migdałowatego i związanych z nim struktur tworzących ślady pamięciowe. Mayumi została, bo była dla niego wszystkim. Na zawsze.
Kopiowaniu poddawano tylko degeneratów wyróżniających się siłą fizyczną, intelektem, bądź niezwykłymi umiejętnościami. Fakt, było to niezwykle bolesne dla człowieka, ale zbawienne dla budowania potęgi grupy. Kopia w każdej chwili mogła być aktywowana i wspierać grupę przy pomocy zdalnego kierowania. Utrudnieniem zaś było to, że z zasady mogła ją prowadzić tylko prawa osoba, której ufał oryginał. Kopia, mogła być aktywna tylko w ciągu życia zaufanej osoby.
Brzytwa ciągle pośpieszał bankiera pamięci. Szponowi nie pozwolono być świadkiem kopiowania, bo się przyjaźnili. Spośród pięćdziesiątki degeneratów wybrano jeszcze dwóch. Kapiszona, który specjalizował się w namierzaniu niezutylizowanych granatników i Jaskrę, ten zaś zajmował się od kilku lat katalogowaniem danych w systemach międzyplanetarnych. Mieli zaszczyt kopiowania z powodu swoich dotychczasowych osiągnięć dla degeneratów.
– Macie coś? – zapytał zniecierpliwiony Brzytwa.
– To musi potrwać. Myślę, że jeszcze jakaś doba przed nami – odparł Jaskra.
– Cholera – warknął Brzytwa.
– Będzie dobrze, Yuma to honorowy człowiek. Ręczę – wymsknęło się Kapiszonowi.
– Przekonaliśmy się dzisiaj wszyscy, że nie potrafi trzymać języka za zębami. Ściągnął do nas swoją niepokorną pannę, to mało? – Brzytwa podjudzał dalej.
– Ot, ludzka słabość – nieudolnie bronił go Jaskra.
– Co ty gadasz, człowieku? Umowa to umowa – ostro uciął Brzytwa.
Yuma tracił przytomność z bólu. Co rusz doznawał nagłych skurczów mięśni, a ciało prężyło się. Miał wrażenie, że zaraz zostanie mu wyrwany kręgosłup.
Nie był w stanie znieść tej katorgi. Były chwile, że chciał umrzeć, ale wiara w lepsze jutro, nie pozwalała mu na to. Stracił dekadę na budowę rewolucyjnej sekcji i nie wyobrażał sobie w tym momencie fiaska, tylko i wyłącznie przez własną słabość. W podobnych sytuacjach stosowano środki znieczulające, ale jemu, z racji zdrady, nie przysługiwały.
Teraz zdał sobie sprawę bardziej, niż kiedykolwiek, że kocha Mayumi, jak nigdy przedtem nikogo.
*
Na planecie Krwawy Sierp trwała okolicznościowa impreza w związku ze zwycięstwem nad ludem Żelaznej Szubienicy. Król Sza zgromadził liczne środki bojowe, a z każdego wisielca wykradał duszę. Miał nieograniczone możliwości więzienia jej w specjalnych energetycznych kulach, które następnie wykorzystywał jako skuteczną broń. Między szubienicami przechadzał się łapacz dusz ze specjalnymi zdolnościami, które mieli nieliczni. Kule zrzucano na lasy dewastując otoczenie. Sza był rozrzutny, gdyż tak naprawdę przez całe życie był pasożytem, który doskonalił się w swojej profesji poprzez zastraszanie i krwawe rozwiązania.
Do swoich zastępów wybierał ludzi mało wymagających, kusząc ich immunitetem bezpieczeństwa. Wielu chętnie przystawało na taki układ i to była siła króla Sza. Nie wyznawał bowiem żadnej nadzwyczajnej filozofii życia. Stawiał zawsze na najprostsze rozwiązania.
– Sza, jestem już zmęczona tą imprezą – ziewnęła jego żona Maligna.
– Robię to dla ciebie, przecież wiesz.
– No, to róbmy tę imprezę raz na pół roku, wystarczy. Zaoszczędzimy sporo czasu – uśmiechnęła się szyderczo.
– Jak sobie życzysz. Zaraz to ogłoszę – odrzekł sucho.
Krwawy Sierp był ósmą planetą w układzie władzy. Zamieszkiwało ją około trzystu osobników bezgranicznie oddanych królowi Sza. Tak bardzo bali się zesłania na Żelazne Szubienice, że w ogóle nie trzeba było ich inwigilować. Wiedzieli, że szósta planeta to pewna śmierć. Mieli zatem wystarczającą motywację, by dawać z siebie wszystko. Od czasu do czasu odwiedzali opancerzonymi wahadłowcami pobliskie planety i kontrolowali lud, czy należycie czci króla Sza. Ten, kto sprawiał chociażby wrażenie buntownika, natychmiast był wieszany.
Kiedy zapadł mrok, Sza, nie mogąc zasnąć w swoim pozłacanym łożu, snuł plany podboju następnych planet: piątej zwanej Szklaną Mgławicą i ósmej, najmniej poznanej, Eksodus. Maligna przebudziła się i zapytała:
– Co cię tak męczy?
– Zastanawiam się, czy nic nie przeoczyłem – odrzekł zamyślony.
– Nie sądzę, mieliśmy znakomitych doradców i strategów. Martwisz się na wyrost.
– A co, jeśli ktoś pozostał przy życiu i pamięta tamte czasy? – Sza gładził długą, siwą brodę.
– Boi się tak bardzo, że nigdy tego nie zdradzi. Jestem pewna – odpowiedziała Maligna.
*
Mayumi miała dziwny sen. Była córką dawnego władcy planety Dwóch Rycerzy. W dzieciństwie jej i siostrze całkowicie usunięto tę część wspomnień, a jedynym sposobem do powrotu był magiczny kamień, który jako pamiątkę rodzinną ukryła w szkatule zakopanej nieopodal domu. Kiedy król Sza napadł na jej rodzinną planetę, wraz z rodziną została zesłana na Żelazne Szubienice.
– Takashi to twój ojciec, pamiętaj o tym. Musisz go pomścić – usłyszała obcy głos – odszukaj szkatułę, tam jest odpowiedź na twoje pytania.
Obudziła się zlana potem. Sen wydawał się bardzo realistyczny wiedziała, że koniecznie musi się stąd wydostać, by odnaleźć szkatułę. Długo rozmyślała nad sposobem ucieczki z klatki. Jedyna broń, jaką miała przy sobie, to moc bycia przez chwilę niewidzialną, jeśli resztki daru Yumy zadziałają. Wyczerpana, ponownie przysnęła zwinięta w kłębek. Nie mogła zasnąć głębokim snem, a jedynie mózg odcinał się na kilka minut, by zregenerować organizm. Nagle znowu przed jej oczami ukazała się postać kobiety.
– Podjęłaś decyzję?
– Nie wiem, o co chodzi – próbowała grać na zwłokę.
– Spryciula z ciebie – usłyszała odpowiedź. – Wracasz?
– Mogę – Mayumi było wszystko jedno.
– A co z twoim dzieckiem? – kobieta drążyła.
– Jakim dzieckiem? Nie mam dzieci.
– Jesteś w ciąży, głuptasie.
– Niemożliwe – zapewniła.
– Możliwe. Zeskanowaliśmy cię, kiedy spałaś. Jesteś w trzecim tygodniu ciąży – głos zabrzmiał bardzo przekonująco.
– Nie mogę mieć dzieci, więc daruj sobie te psychologiczne podchody.
– Zatem zostajesz moim osobistym więźniem numer cztery – oznajmił głos.
Mayumi zakręciło się w głowie. Poczuła falę ciepła. Nagle w jej pamięci zaczęły odtwarzać się obrazy wspólnych nocy z Yumą. To niemożliwe, Yuma zawsze powtarzał, że nie może mieć dzieci, a ona mu wierzyła. Nie mógłby jej oszukać. Niemniej, raz zasiane, ziarno niepewności zaczęło kiełkować.
Jej wątpliwości narastały. Starała się przypomnieć sobie szkolenia z Yumą. Opowiadał jej, do jakich podstępów potrafią się posunąć wrogowie, by zniewolić umysł. Mayumi od kilkudziesięciu lat pragnęła dziecka, ale nigdy i nikomu tego nie wyznała. Tak więc może to zręczne manipulowanie jej uczuciami. W końcu, wyczerpana, zasnęła.
*
Yuma po trzydziestu dwóch godzinach kopiowania doczekał się odpoczynku. Kapiszon podał mu dwie kroplówki wzmacniające organizm. Brzytwa zadowolony przeglądał kopię obok sali narad. Czterech mechatroników, oddelegowanych przez Brzytwę, przygotowywało kosmiczny statek do wysłania Yumy na planetę dyktatora. Sytuacja zdawała się całkowicie opanowana.
Yuma, wykończony psychicznie, ciągle rozmyślał o Mayumi. Obserwował krople spływające do żył, myśląc, że nie będzie mógł jej w żaden sposób pomóc. Przypomniał sobie dzień, kiedy po raz pierwszy ją zobaczył. Na niewielkiej polanie odbywały się właśnie zawody w zgadywaniu myśli. Garstka ludzi z nadprzyrodzoną intuicją starała się odgadnąć myśli ochotników. Wyglądało to tak, że para siadała naprzeciwko siebie w milczeniu. Ochotnik starał się siłą woli przekazać swoje myśli. Mayumi wiodła prym w trafnym odczytywaniu. Od razu wiedział, że ta kobieta ma w sobie coś, czego poszukiwał od dawna. Spojrzała na niego zielonymi oczami, wówczas zrozumiał, że z nikim innym nie chce dzielić życia. Odwzajemnił zainteresowanie, po zawodach zagadnął ją nieudolnie, a ona z szerokim uśmiechem zaprosiła go, by usiadł blisko niej przy wspólnym ognisku, zorganizowanym po zawodach.
– Gotowy? – niski głos nagle wyrwał go ze wspomnień.
– Jasne – odpowiedział.
– To dobrze, masz godzinę do odlotu. Chcesz z kimś porozmawiać? – zapytał pewny swego Brzytwa.
– Ze Szponem, chociaż pięć minut…
– Pomyślę…
– Mam wszystko to, co powinienem mieć ? – zapytał Yuma.
– Taką mam nadzieję, nie zawiedź nas po raz drugi – burknął Brzytwa.
– Nie zawiodę.
Brzytwa podesłał Szpona. Yuma przekazał mu najważniejsze sprawy. Przede wszystkim przyjaciel musiał odnaleźć Mayumi i dbać o jej bezpieczeństwo. Był pewny jego lojalności , ponieważ uratował kilka lat temu siostrę Szpona przed truchłojadami.
W bunkrze włączył się żółty alarm. Leming ze Spinerem natychmiast przygotowali miotacze ognia i podbiegli pod wrota. Za nimi kilku degeneratów ustawiło się w zwarty szyk, trzymając przed sobą tarcze. Brzytwa kipiał ze złości.
Powstało niezłe zamieszanie, z którego skorzystali Jaskra, Kapiszon i Szpon, by do końca zrealizować swój plan. Opracowywali go od jakiegoś czasu i nie spodziewali się, że okoliczności tak szybko otworzą im drogę do realizacji. Czym prędzej wymknęli się do podziemi. Biegli skalnym korytarzem co sił w nogach. Dotarli do Czarciej Jaskini, gdzie ukryty był statek kosmiczny. Yuma dołączył do nich i w kilka minut cała czwórka siedziała już w środku, uruchamiając odrzutowe silniki.
O godzinie trzeciej dwadzieścia dwie kapsuła z Yumą i jego kompanami wystartowała na planetę króla Sza.
Tymczasem Brzytwa odkrył powód alarmu. Do bunkra zbliżało się spore stado włochatych stworów, które żyją w podziemiach. Degeneraci nazywali je Kartoflakami. Być może szukają nowego ukrycia? – mimo zdenerwowania pomyślał Brzytwa.
*
Część 4/4
Mayumi powoli odzyskiwała siłę. Ani przez chwilę nie przestała układać planu ucieczki z klatki. Wystarczy przechytrzyć stwora–strażnika. Tylko jak? Była więziona w ciasnym, słabo oświetlonym korytarzu. Kiedy pilnujący uciął sobie drzemkę – w końcu ją olśniło. Przypomniała sobie o niewykorzystanej sile transformera. Od razu poczuła się pewniej. Tak więc wytężyła umysł i starała się skoncentrować. Zamieniając się w szczura, wykorzystała całą moc z transformera Yumy. Oblał ją zimny pot. Nie było łatwo przekierować całą energię ciała na oczekiwany rezultat. Miała tylko jedną szansę. Udało się! Uciekła z klatki, a już po chwili zadziałała niewidzialność. Nie miała ani sekundy do stracenia, biegła, ile siły w nogach, do korytarza z napisem „Nie wchodzić”. Powiodło się, wbiegła w długi tunel, na jego końcu dostrzegła czerwone światło. Tam na pewno jest wyjście! – Mayumi w końcu poczuła się pewniej.
Niestety, wilkołak, obudziwszy się, odkrył brak więźniarki. Wielkimi susami ruszył za nią. Prowadził go węch. Mayumi po chwili usłyszała, że w oddali tętnią kroki. Cholera! Za szybko się obudził – pomyślała. W zaułku korytarza dostrzegła zamkniętą beczkę. Z trudem otworzyła wieko, w środku znajdowała się cuchnąca breja. Wskoczyła do niej szybko, by zneutralizować swój zapach. Zawartość była lodowata, a ona w dalszym ciągu niewidzialna. Po chwili odgłos kroków był tuż przy niej. Bała się, że zaraz się utopi, stwór krążył wokół beczki zdezorientowany, po chwili głośno zawył. Wycofał się.
Wygramoliła się i, przemarznięta do szpiku kości, starała się rozruszać, było to bardzo trudne. Pocieszał ją jedynie fakt, że w tunelu plama czerwieni rosła. Starała się skupić na tym, co przed nią.
*
Brzytwa i pozostali rewolucjoniści usłyszeli z głośników zainstalowanych w bunkrze komunikat o wystartowaniu ich jedynego statku kosmicznego.
– Cholera! Miałem odprawić Yumę! – krzyknął.
– Yuma poradził sobie sam – zaśmiał się Spiner.
– Ile mamy na zewnątrz tych kudłatych małp? – zapytał Brzytwa Plazmę.
– Około dwudziestu. Potraktujcie ich ogniem, będziemy mieli niezłą wyżerkę! – odpowiedział Plazma.
– Dobra, otwieramy wrota i od razu robimy smażalnię – rozkazał Brzytwa.
Miotacze zionęły żółto-czerwonym ogniem wprost na rozjuszone stwory. Jednak Kartoflaki nie uciekały przestraszone, jak zakładali degeneraci. Niczym wataha parły do przodu, rozdzierając pazurami przeciwników. Walka stała się zażarta, wilkołaki raniły kilku ludzi Brzytwy, a Plazmę i Spinera zagryzły. Wokół bunkra lała się krew, przeciwnicy pomimo strat nie odpuszczali, agresorzy stawiali się coraz bardziej bezlitośni. Ich pazury cięły degeneratów dotkliwie, a krew wsiąkała szybko w ziemię. Wreszcie Leming wpadł na pomysł, by włączyć dźwięki o wysokiej częstotliwości. Poinformował przez głośniki swoich kompanów, by natychmiast zatkali uszy. Nie było czasu na akceptację planu przez Brzytwę. Leming puścił serię sygnałów. Stwory zaczęły się wycofywać.
– Na dzisiaj mam dość – ledwie dysząc wyznał Brzytwa.
– Musimy natychmiast opatrzyć rannych – zwrócił się do ogółu Leming.
– Wszyscy do bunkra, wciągnąć zwłoki naszych – rozkazał Brzytwa.
– Myślisz, że jeszcze wrócą? – zapytał Leming.
– Jestem pewny, mamy kilka godzin na ułożenie nowego planu. A gdzie Szpon?
– Racja, nie widziałem go w walce, Kapiszona też.
– Cholera! – syknął Brzytwa.
*
– No, to dwa dni lotu przed nami – zagadnął Jaskra.
– Wyobrażam sobie minę Brzytwy, kiedy się dowie. – Uśmiechnął się pod nosem Kapiszon.
– Najważniejsze, że damy z siebie wszystko. Nie sądziłem, że nasza przyjaźń przetrwa, po tym, co odstawiła Mayumi. Nigdy bym na to nie wpadł, że zainstaluje mi GPS-a w podeszwie buta. Spryciara. Wiem, że zawiodłem – tłumaczył się Yuma.
– Daj spokój, w końcu znamy się od tylu lat, że jedno zdarzenie nie przekreśla tego, co razem przeżyliśmy – zapewnił Jaskra.
– Ta, pamiętasz nasze zapasowe plany? Warto je mieć. Sam nas tego uczyłeś – rzucił Kapiszon.
Szpon milczał.
– Macie moją kopię? – zapytał Yuma.
– Jasne – mruknął Szpon.
– Zastanawiam się, gdzie wylądujemy, musimy wybrać spory nieużytek, żeby szybko nas nie namierzyli, i dobrze ukryć statek.
– Chyba nie zabraliście z bunkra całej broni, tam też w każdej chwili może być niebezpiecznie? – zapytał Yuma.
– Skąd, tylko tę, nad którą tyle pracowaliśmy – żachnął się Jaskra.
Podróż odbywała się bez żadnych problemów.
*
Mayumi udało się wydostać z tunelu. Czerwone słońce wzbudziło w niej zachwyt. Kiedy poczuła ciepło na skórze, wyciągnęła ramiona i przez chwilę cieszyła się widokiem. Wyczerpana do granic możliwości, starała się odnaleźć orientacyjny znak, by trafić do domu. Las wydawał się znajomy, byle tylko trafiła na szubienice, wówczas instynktownie dotrze do celu. Niewidzialność niedługo przestanie działać. Resztą sił wdrapała się na wysokie drzewo. Zaniepokojona rozejrzała się dokoła. W oddali było widać sporą wykarczowaną polanę. Tam pewnie są szubienice – pomyślała z iskierką nadziei. Natychmiast ruszyła dalej. Wiedziała, że to nie czas na odpoczynek.
Po kilku godzinach dotarła w znajome rejony. Z oddali usłyszała chrząkanie truchłojadów, nie wróżyło to nic dobrego. Przestraszona rozejrzała się, szukając w zasięgu wzroku jakiegoś schronienia. Podbiegła do niewielkiej dziury po wywróconym przez wiatr drzewie. Ukryła się w wykrocie, uświęconym tradycją schronieniu zbiegów. Zasnęła głębokim snem.
*
– Znikopis, czekam na raport – przypomniał zirytowany Brzytwa.
– Czterech naszych zabitych, dziesięciu rannych. Siedem martwych Kartoflaków leży przed wrotami. Co z nimi? – zapytał.
– Wyjść, ułożyć z ciał stos, spalić.
– Tak jest! – Znikopis z miotaczem ruszył w stronę wyjścia.
– Co z Yumą?
– Bez odzewu. Słychać tylko szmery – odparł Leming, drapiąc się w siwą brodę.
– Kogo jeszcze brakuje?
– Kapiszona, Jaskry, Szpona.
Może naprawdę im się uda – Brzytwa zamyślił się. Nienawiść żywiona do Yumy, a wynikała z zazdrości o tę jego charyzmę i siłę woli, stawała się coraz mniej dokuczliwa. Chciał przymierza, w gruncie rzeczy nie było innego wyjścia, by zachować twarz. Yuma jak zwykle dał popis swojej gotowości do walki i integracji z grupą, a Brzytwa na jego tle wypadał pod tym względem zawsze blado.
Pozostali degeneraci mieli mieszane uczucia po wiadomości, że czterech ich najlepszych żołnierzy wyruszyło na planetę Krwawego Sierpa. Z jednej strony cieszyli się, że być może rządy despoty Sza w końcu się skończą, z drugiej zaś złościli się na Yumę, z powodu jego kolejnej samowolki. Ryzyko było zbyt duże, by można było odetchnąć.
*
Po dwóch dobach statek dotarł do celu. Załoga zgodnie wybrała do lądowania ustronną część planety. Buntownikom dużo czasu zajęło zakamuflowanie statku. Musieli rozłożyć ogromną plandekę z przeźroczystego tworzywa ponad statkiem, która jak kameleon przejmowała kolor otoczenia.
Sama planeta niewiele się różniła wyglądem od Żelaznych Szubienic. Była nieco większa, otoczona wszędobylską zielenią. Lasy zdumiewały swoją wielkością i różnorodnością gatunków drzew. Świeże powietrze orzeźwiało. Można było dostrzec niezliczoną ilość strumyków i szerokich rzek. Gdzieniegdzie z niewysokich gór spływały wodospady. Przybyszom planeta jawiła się niczym Eden. Stąd taka ogromna troska sprzymierzeńców Sza, by nie dopuścić do niej rewolucjonistów. Pola dostarczały dużo żywności, w przemysł również inwestowano, pomimo że łatwo mogli się utrzymać z rolnictwa i grabieży podległych planet.
Gdyby nie Sza, każda z ośmiu planet mogłaby być w takim stanie, chociaż niektóre ograniczały warunki. Na przykład Eksodus nie był do tej pory zdobyty przez ludzi. Pozostawał wielką niewiadomą.
Szpon, z racji swojej ogromnej siły fizycznej (jako jedyny do tej pory wygrał wszystkie wewnętrzne rozgrywki na rękę z degeneratami), szedł pierwszy, za nim Kapiszon, Jaskra i Yuma. Korzystali z pancerzy, które zapewniały na kilkadziesiąt godzin ochronę przed zranieniem. Ich pierwszym celem było odnaleźć statki króla Sza i doszczętnie je spalić. Kapiszon dwie dekady temu opracował autorski program nawigacyjny, wykrywający stopy tytanu, aluminium i magnezu więc powinno się udać. Zanim skonstruują następne statki, potrwa to kilka dekad.
*
Mayumi obudziła się o świcie. Ruszyła przed siebie pewnym krokiem. Co kawałek na szubienicach dyndały ciała. Rozkładały się a ich odór powodował mdłości. Stąd już tylko pięć kilometrów dzieliło ją od celu. Świetnie – pomyślała. Im mniejsza odległość dzieliła ją od domu i wody, tym większe stawało się pragnienie. Mijała zmurszałe kikuty drzew, pył unosił się lekko ponad powierzchnię suchej ziemi. Przez chwilę stanęła szczęśliwa. Skierowała twarz w stronę słońca, poczuła przyjemne ciepło oblewające całe ciało. Yuma, udało się! Zdawała sobie sprawę z tego, że nie ma zbyt wiele czasu, będą jej szukać ludzie Brzytwy i jeszcze ktoś, kto uwięził ją ponownie.
Już nigdy więcej nie chciała spotkać wilkołaków. Kiedy wreszcie dotarła do domu, wzięła szybki prysznic. Delektowała się każdym łykiem wody. Ze skrytki wyciągnęła pojemnik z kapsułkami o działaniu ochronnym. Natychmiast jedną połknęła. W pośpiechu pakowała do starego plecaka koszulki i spodnie na zmianę. Wrzuciła do bocznej kieszeni bidon z wodą, latarkę i transformer. Stanęła przed lustrem i dotarło do niej, że jeśli znowu zacznie uciekać, to będzie wiecznym zbiegiem. Zmieniła plan, odstawiła plecak i została na miejscu. Cokolwiek się stanie, tutaj poczeka na Yumę, tak jak pierwotnie się umówili.
Następnego ranka zrobiła test ciążowy. Wynik był negatywny. Tak więc Yuma zawsze mówił prawdę. Patrząc na jedną kreseczkę czuła się bardzo zawiedziona, chciałaby już zostać matką. Łudziła się myślą, którą zasiała w niej kobieta z podziemi. Niestety, rzeczywistość była bolesna. Otarła łzy.
Przypomniała sobie, że Szpon wspomniał coś o kopiowaniu Yumy. Sprawdziła chip Yumy, który zaalarmował powstanie kopii. Każda zaufana osoba otrzymywała taką informację, by móc kontrolować wykorzystanie klona lub pomóc oryginałowi.
No, to do roboty – pomyślała. Muszę nawiązać kontakt z Yumą, by poznać szczegóły…
Nie miała pojęcia, że Szpon wykradł kopię Yumy i zabrał ją na statek, by zapewnić jej całkowite bezpieczeństwo. Ułatwiało to bardzo zadanie Mayumi, bowiem mogła skutecznie poprowadzić oryginał Yumy w czasie rzeczywistym, dodając mu kosmicznej energii.
Tej nocy w ogóle nie spała, przygotowując misterny plan pomocy Yumie.
Przypomniał się jej sen o szkatule. Wybiegła z domu i nerwowo rozglądała się wokół. Nieopodal rósł niewielki krzew ze srebrzącymi się liśćmi. To dziwne, że do tej pory go nie zauważyłam. Zbliżyła się do niego z łopatą i zaczęła kopać. Kilka centymetrów pod ziemią wyczuła ręką metal. Kopała szybciej, aż wreszcie wydobyła niewielką szkatułę. Szybko wróciła z nią do domu. Otworzyła wieko. We wnętrzu znajdował się niedługi list i tajemniczy kamień, mieniący się kolorami.
*
Żołnierze skradali się do zabudowań. Fakt, że tylko oni mają tak potężną broń, jaką jest niewidzialność i pancerze dodawał im wiary w sukces. Grupka najlepszych degeneratów chemików oraz przemysłowców od kilku dekad pracowała wieczorami w bunkrze, robiąc doświadczenia i próby skuteczności. Yuma często zarywał noce, by być przy każdej nowej procedurze ulepszającej broń. Dzięki temu degeneraci są praktycznie nie do namierzenia i trudniej będzie ich zranić.
– Musimy się zaraz rozdzielić – powiedział Yuma.
– Ja pójdę ze Szponem, by odnaleźć siedzibę Sza. Mam przygotowany gaz usypiający
– Dobra, my z Kapiszonem postaramy się spalić ten cholerny hangar. Pamiętajcie, musimy być w ciągłym kontakcie, czas nam nie sprzyja. Jeśli teraz schrzanimy, powtórki nie będzie, za to narazimy naszych na straszny odwet – rzucił Jaskra.
– Wolę sam się zabić, niż być więźniem Sza – odpowiedział Szpon.
– Jak każdy z nas – potwierdził Yuma.
– Wzruszające – mruknął Szpon.
Po kilku metrach dotarli do hangaru. Straż natychmiast potraktowali gazem usypiającym. Kapiszon z Jaskrą od razu wzięli się do roboty, rozkładając środki wybuchowe. Wszystko szło jak po maśle. Yuma ze Szponem biegli w stronę okazałego budynku, wyróżniającego się na tle innych tandetnymi zdobieniami, tylko taki styl pasował do Sza. Po chwili odnaleźli klimatyzację i wpuścili gaz.
– Jaskra, gaz już się rozprzestrzenia, potrzebne nam jeszcze jakieś dziesięć minut – zameldował Yuma.
– My też prawie kończymy. Czekamy na znak, kiedy wysadzić – poinformował Kapiszon.
– Idziemy na górę, jeszcze tylko chwila dzieli nas od śmierci tego tyrana.
Wbiegli do komnaty Sza, który słodko spał w objęciach Maligny. Yuma stanął z jednej strony łoża, Szpon z drugiej, na trzy odpalili paralizatory. Ciała Maligny i jej męża przeszył prąd o ogromnym natężeniu.
– To za naszych – burknął Yuma.
– Para zasrańców – skwitował Szpon.
Uprzednio w ten sam sposób potraktowali strażników Sza. Przy życiu pozostawili jedynie służbę, która błogo spała.
Rewolucjoniści spodziewali się nagłej śmierci tyranów, tymczasem Sza po dawce napięcia elektrycznego nabrał siły i wyskoczył z łóżka jak z procy. Złapał za krtań Szpona. Rzucił go na podłogę. Zaskoczony Yuma starał się z całych sił odciągnąć Sza. Furia jaka go ogarnęła na widok martwej żony dodawała mu wigoru. Szpon odparł atak, wymierzając kilka ciężkich ciosów w tors Sza. Szpon walczył różnymi stylami. Zaserwował koktajl celnych razów oprawcy. Zamroczony Sza nie dawał za wygraną. Rzucił się ponownie na Szpona. Turlali się po podłodze w zaciętej walce. Chrzęst krtani pod naciskiem kolana Sza, zakończył żywot Szpona.
*
Mayumi pośpiesznie przeczytała list na głos. Litery były niestarannie napisane, w niektórych miejscach atrament mieszał się ze łzami.
“ Kochana córko!
Nie mam czasu, stąd tylko kilka słów. Jesteś potomkiem Takashiego, jednego z najlepszych wojowników galaktyki. Urodziłaś się na planecie Dwóch Rycerzy. Nie zapomnij o tym. Jeśli teraz czytasz, znaczy, że wypełniłaś wolę ojca i masz odpowiedni charakter. Pomścij naszą śmierć. Król Sza ma tylko jedno słabe miejsce, które odkrył Twój ojciec. Między łopatkami ma generator mocy. Nigdy nie używaj w jego obecności prądu.
Jesteś jedyną szansą na sprawiedliwość. Nasza krew jest Twoją. Pomoże Ci magiczny kamień zgromadzonej mocy.
Powodzenia.
Matka – Takara.”
Usiadła przed lustrem i całej siły ścisnęła magiczny kamień w rękach. Moc kamienia rozpromieniła lazurem cały pokój. Czuła, że nie ma ani chwili do stracenia, by ratować Yumę. Skoncentrowała się i wreszcie udało się nawiązać połączenie z oryginałem Yumy. Od teraz była jego telepatycznym doradcą w walce.
– Masz bardzo mało czasu, zanim dopadną cię żołnierze z sąsiednich budynków, bierz się w garść – przesłała komunikat Yumie – Sza ma tylko jeden słaby punkt, musisz nożem wyciąć jego generator mocy. Ma go między łopatkami! Szybko! Zaraz mogą cię namierzyć! – krzyczała.
– Mayumi?
– Bierz nóż, do cholery!
Yuma, podbudowany, wyjął nóż z kieszeni. Sza miotał się po pokoju jak dziki zwierz. Toczyła mu się piana z ust. Rzucił się na Yumę i przycisnął do podłogi. Ten wyślizgnął się jak piskorz spod cielska tyrana, zadając mu kilka ran nożem. Sza zasyczał z bólu, w jego oczach pojawił się prawdziwy obłęd. Zacisnął mocno zakrwawione pięści i wymierzył cios w twarz Yumy. Degenerat upadł. Sza skoczył na niego, by dokończyć dzieła. Yuma wbił resztą siły nóż w plecy Sza. Nie miał pojęcia jak tego dokonał, ale udało mu się wyciąć generator. (W tym czasie Mayumi non stop przesyłała mu kosmiczną energię). Sza osłabł, ale udało mu się wymierzyć kilka celnych ciosów Yumie.
– Skręć mu kark – rozkazała Mayumi. – Teraz!
– Zrobione – z dumą zameldował Yuma. – Wracam do was – dodał.
– Czekamy – odparł Jaskra.
– Szpon nie żyje – ze smutkiem powiedział Yuma.
Kiedy dotarł do hangaru, Jaskra odpalił miotacz. Ogień i rozlane w sporych ilościach paliwo spowodowały potężną eksplozję, żywioł sięgał kilku metrów w górę. Degeneraci uciekali, ile sił w nogach, ale niestety wybuch nieźle ich poturbował. Yuma odniósł najwięcej obrażeń, ponieważ biegł ostatni. Wyrzuciło go na kilka metrów, stracił na chwilę przytomność. Kiedy się ocknął stał przy nim Kapiszon.
– Dasz radę? – krzyknął Kapiszon.
– Cienko, chyba złamałem nogę… – jęknął z bólu.
Jaskra i Kapiszon, najdelikatniej, jak potrafił złapali za nogi i ręce Yumę, żeby go zanieść na statek.
– Razem tu przybyliśmy i razem odlecimy – zapewnił Jaskra.
*
Minęły dwie doby. Wylądowali nieopodal schronienia Yumy. Wnieśli go do domu, Mayumi zamarła, widząc ciało ukochanego w tragicznym stanie. Nie spodziewali się jej tu zastać, ale Kapiszonowi spadł kamień z serca. Dzielna dziewczyna – pomyślał.
– Udało się – rzucił spod brwi Jaskra.
– Przyda się jakiś medyk, sama nie dasz rady go zregenerować – pouczył Jaskra – niebawem kogoś tu wyślemy.
– Wracamy do bunkra, zdać raport. Dbaj o niego – poprosił Kapiszon.
Mayumi delikatnie rozcięła kombinezon Yumy. Leżał półprzytomny z bólu. Przejęta, z miłością spojrzała mu w oczy.
– Kocham cię – wyznała czule.
– Będzie dobrze – zapewnił, po czym natychmiast zasnął.
*
Od dawna mieszkańcy Żelaznych Szubienic nie byli tak radośni. Wszystkim przekazano nowinę o śmierci króla Sza i jego małżonki. Rzecz jasna nie podano szczegółów, degeneraci ubrali ją w słowa “nagłej, niespodziewanej śmierci”. Zastępca Sza, generał Rykoszet, miał twardy orzech do zgryzienia. Musiał wypracować pokojowe relacje i poważnie zastanowić się jak wzmocnić bezpieczeństwo na Krwawym Sierpie.
Yuma z czasem poczuł się lepiej, skóra zaczęła się regenerować, ale otwarte złamanie nogi znacznie utrudniło mu życie. Rehabilitacja ciągnęła się w nieskończoność. Każdy starał się mu pomóc i wesprzeć, chociażby dobrym słowem, ale na niewiele to się zdało. Zamknął się w sobie. Nie potrafił pogodzić się ze swoją niesprawnością, przez co coraz częściej między nim a Mayumi dochodziło do spięć.
Kiedy przypominała sobie, przez co przeszła, by uwolnić się z podziemi, wiedziała, że jest w stanie dla Yumy zrobić wszystko. Niełatwo żyć w cieniu bohatera, jednak dobrze, że może podtrzymywać na duchu kogoś, kto zawsze jest gotów oddać życie za innych.
Brzytwa od czasu do czasu odwiedzał Yumę z butelką dobrej whisky. Gawędzili sobie, niczym przyjaciele, dzieląc się wiedzą na temat ochrony planety. Z czasem ich relacje przybrały całkiem inny wymiar. Obaj wiedzieli, że ponad wszystko muszą chronić życie mieszkańców swojej planety.
*
– Wiesz, Yuma, do dzisiaj nie daje mi spokoju pewna rzecz – wyznała.
– Mianowicie?
– Kiedy byłam uwięziona w podziemiach, pojawiła się przede mną postać kobiety, która do złudzenia przypominała moją matkę…Nie wiem, co o tym myśleć…
– Od dawna krążą legendy, że w podziemnym królestwie żyje Magik Abra, zbieg z planety Dwóch Rycerzy. Porywa od czasu do czasu ludzi, zamienia ich w Kartoflaki, by budować swoją armię. Może chciał w ten sposób wzbudzić twoje zaufanie?
– Ale po co?
– Bo pewnie znał twojego ojca, stąd jego wiedza. Może dostrzegł w tobie potencjał na swojego następcę? – rozbawiony uśmiechnął się.
– Gadzina z ciebie. – Mówiąc to, natychmiast mocno przytuliła się do Yumy.
*
Tymczasem Kartoflaki szykowały się do następnego ataku na bunkier degeneratów.