- Opowiadanie: Ślimak Zagłady - Spisek

Spisek

Już po napisaniu zacząłem się wahać, czy jest tutaj dostateczny element fantastyczny – właściwie sprowadza się do śladów historii alternatywnej i przypuszczeń bohaterów. Widzę zapis w regulaminie “można też użyć interpretacji wzorca wyjaśniającego świat” (a przynajmniej Polskę), ale ostatecznie i tak rozsądzi to jury w osobie Wilka Zimowego, któremu bardzo dziękuję za inspirujący temat konkursu!

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Spisek

Podczas digitalizacji zbiorów Collegium Maius odkryto spisek. Potem nastąpił logiczny ciąg wydarzeń, wskutek którego troje badaczy kuliło się w namiocie rozbitym wśród kosówek.

– Jeszcze raz: gdzie my właściwie jesteśmy? – spytał Arek, kiedy zaczęło się rozwidniać.

– W kosodrzewinie – burknął profesor Eustachy.

Mania, obróciwszy się na bok, wydobyła z plecaka stary artykuł Eljasza i zaczęła czytać:

– Przedzieranie się przez kosodrzew jest to walka o życie. Kto nie ma dostatecznych sił, zginąć może bez nadziei odszukania nawet jego szczątek.

– Starczy, to na nic – znów burknął – znajdź lepiej, którędy powinniśmy teraz iść.

Doktorantka posłusznie sięgnęła po notatki i odnalazła właściwe miejsce:

– Przy jasnej pogodzie wyszedłszy, pogodziwszy się z Panem Bogiem, spuść się tamój nieleniwie swoim rozumem pod górę na dół na mały zimowy wschód słońca, aże ku samemu dnu doliny wedle bystrej wody.

– Mały zimowy wschód słońca… – zamyślił się jej kolega z roku – to będzie coś jak współczesne SE. Może trochę na północ.

Profesor wysunął głowę z namiotu:

– Nie, w tamtym kierunku stanowczo nie ma dna doliny.

– Znów zabłądziliśmy – uznali we troje.

 

Do południa, przy słabnącym deszczu, zdołali wycofać się z gęstwiny i stanęli na granicy górskiego lasu. Mania znów rozpostarła notatki:

– Ode dwoistego jawora idź prosto o trzy strzelania z łuku między dwie czerwone skały i dokoła nich, aże przyjdziesz na jeden upłaz wysoki…

Spiski górskie. Niezmiernie cenne dokumenty podające, jak dotrzeć do zaklętych skarbów. W tym przypadku – do ukrytego wśród turni kamienia filozoficznego. Utwór znaleziono w pożółkłym kajecie dobrze zaklinowanym za rokokową szafą. Już sam w sobie byłby ciekawym odkryciem obyczajowym. Ponieważ na okładce widniała pieczęć Hugona Kołłątaja z surową instrukcją, by odczytać zawartość, gdy Polska odzyska niepodległość – waga znaleziska urosła znacznie, a niektórzy optymiści zaczęli przypuszczać, że nie mają do czynienia z konfabulacją.

Niestety, autorzy spisków nałogowo odnosili się do nietrwałych elementów krajobrazu i nieprecyzyjnych miar odległości. Łuki bywają różne, jawory bywają ścinane. Badacze popatrzyli na siebie znacząco.

 

Pod wieczór wreszcie udało im się obejść dwie brunatne skałki. Urządzili postój, a Mania znów zaczęła czytać, tym razem z przewodnika Podgrobelskiego:

– Górę tę zwą także Nagibania, że się trzeba znacznie nagibać, aby na nią wejść…

Przyp. red.: chyba raczej z węg. Nagy Banya „wielka kopalnia”.

Profesor Eustachy uniósł głowę z ożywieniem:

– Kopalnia? Czy ten kamień nie miał być w grocie? Mówcie, co chcecie, ale musimy znaleźć wejście!

– Mam tu też parę starych map…

 

Już następnego poranka udało się odnaleźć otwór kopalni i odwalić grodzący go głaz. Arek został tam jako łącznik ze światem, a profesor z Manią stąpali w głąb, świecąc czołówkami na niemal zatarte krzyżyki rzeźbione w skałach.

Aż wtem, zamiast kolejnego znaku, zobaczyli wystającą skałę z wyciętą staromodnym krojem pisma inskrypcją: KAMIEŃ FILOZOFICZNY. Mina znawcy wydłużyła się:

– To jakieś żarty – jęknął.

– Nie, proszę świecić pod kątem, właśnie tak – zarządziła Mania i zaczęła czytać drżącym głosem:

Stary czyżyk, uszedłszy z klatki, toczył ślozy

I o przyczynę płaczu pytały go brzozy.

O ucieczce – rzekł stary – śniłem od lat wielu.

Jam uleciał. Jam wolny. I dziś nie mam celu.

Nieznana bajka Krasickiego?

– Odnaleźliśmy skarb – szepnęła.

Koniec

Komentarze

Jakże wciągająca historia! Napisana lekko i z humorem. Błądzenie naukowców po kosówce, rzekłabym, rozczulające.

Bardzo mi się spodobało. Pozdrawiam!

Podobało mi się od samego początku! Duży plus za stylizację języka. Ciekawie i odświeżająco :)

Witaj. 

Świetny szort.

Nawiązanie do znanej bajki i jej bolesne dokończenie/kontynuacja – wspaniałe! 

Pozdrawiam i gratuluję. 

Pecunia non olet

Lekko i śmiesznie, miałam dużą przyjemność z czytania. Taki mokry sen moich polonistycznych wykładowców ;)

Nagibania <3

„Bóg jest Panem aniołów i ludzi, i elfów” – J.R.R. Tolkien

Ogromnie mnie cieszą pierwsze komentarze i komplementy! Przepraszam, że nie zacząłem wcześniej odpisywać, nie spodziewałem się takiej żywiołowej reakcji.

 

Chalbarczyk – czy miałaś kiedyś okazję błądzić w kosówce? To doświadczenie daje dużo do myślenia. Obeznani w świecie podróżnicy twierdzą, że to najgorsza możliwa formacja roślinna, że dużo przyjemniej jest przebijać się przez busz, a nawet przez australijski scrub. Przypuszcza się, że właśnie pobłądzenia wśród kosówek odpowiadają za większość nierozwiązanych przypadków zaginięć w Tatrach. Mimo wspaniałego rozwoju technik ratownictwa zagrożenie wciąż bywa realne, jak wskazuje chociażby aktualny przewodnik Józefa Nyki (o szlaku numer 23):

Awaryjne odwroty wprost w doliny prowadzą w urwiska bądź w nieprzebyte gąszcze kosodrzewin.

Panie Domingo – miałem nadzieję, że będzie odświeżająco. Co do stylizacji języka, miejscami cytuję przytoczone zresztą w tekście źródła, stąd też posmak staropolszczyzny. Tekst spisku układałem sam, ale również na podstawie innych dostępnych w Internecie (one wszystkie posługiwały się bardzo podobnymi frazami).

 

Bruce – pierwotnie myślałem o ułożeniu całkiem oryginalnej bajki, ale potem stwierdziłem, że gdyby Krasicki rzeczywiście chciał pozostawić takie przesłanie dla potomnych, uczynienie go w formie kontynuacji byłoby nawet logiczne.

 

Nati – i mnie czasem przyśni się coś takiego, ale te rzeczy wbrew pozorom nie są zupełnie niespotykane – chociażby przed kilku laty głośne było odkrycie w rosyjskim archiwum prywatnego notatnika (tzw. raptularza) Juliusza Słowackiego. Co do Nagibanii, to akurat autentyczny cytat ze wzmiankowanej książki Podgrobelskiego.

Cześć Ślimaku. Ja, dla odmiany, bardzo lubię bajki (w tym K.), więc plus za samo to. Poszukiwania naukowców przypominają próbę odpalenia rzutnika, stąd wręcz bije realizm ;) Pzdr :)

Morteciusie, chciałoby się trafiać w gust wszystkich czytelników, ale to niestety nierealne. Dziękuję, że mimo to miałeś ochotę odezwać się i dać znać o swoich odczuciach, to także cenna wiadomość, że trzeba jeszcze dążyć do tego nieosiągalnego ideału… Będę się dalej starał.

 

Cześć, Silvanie. Przy tworzeniu tego opowiadania rozglądałem się po mniej znanych bajkach Krasickiego i raz jeszcze zaskoczyła mnie utrzymująca się po wiekach celność wielu z nich (choćby taki “Chleb i szabla” wydał się nad podziw aktualny). Co do poszukiwań, rzeczywiście uznałem, że nawet przy tak wąskim limicie trzeba zadbać o realizm i spiętrzyć im trochę trudności (po części napotkanych na własne życzenie). Pozdrawiam!

Ślimak Zagłady

 

pierwotnie myślałem o ułożeniu całkiem oryginalnej bajki, ale potem stwierdziłem, że gdyby Krasicki rzeczywiście chciał pozostawić takie przesłanie dla potomnych, uczynienie go w formie kontynuacji byłoby nawet logiczne.

 

Zgadzam się. :)

Pecunia non olet

Witaj!

Jest lekko i zabawnie, aczkolwiek nie porwało mnie. Zakończenie i interpretacja również nie uderzyły w mój gust (co oczywiście jest tylko moją subiektywną opinią).

Jednak jest to napisane dobrze, sprawnie, bez błędów czy potknięć.

Pozdrawiam!

,,Celuj w księżyc, bo nawet jeśli nie trafisz, będziesz między gwiazdami,, ~ Patrick Süskind

Dziękuję za komentarz!

Miło, że podzieliłeś się swoimi odczuciami. Między innymi po to się tutaj pojawiłem, aby wyrabiać sobie technikę literacką, pisać coraz sprawniej i unikać potknięć. Na pewno będę się starał dalej rozwijać i trafiać w gust jak największej liczby czytelników.

Pozdrawiam!

Oczywiście, Ślimaku, wszyscy tutaj są, by się uczyć ;D Z pewnością inne Twoje teksty mi podejdą, bo źle nie piszesz, czytało się dobrze, tylko samo rozwiązanie historii niezbyt mi „siadło”.

Pozdrawiam i powodzenia w pisaniu!

,,Celuj w księżyc, bo nawet jeśli nie trafisz, będziesz między gwiazdami,, ~ Patrick Süskind

Przyznam, że chyba jakoś mi umknął kontekst i nie do końca rozumiem, o co w tym wszystkim chodzi, ale to mogę być po prostu ja. Aczkolwiek doceniam stylizację tekstu, to na plus, no i badacze w kosodrzewinie przyprawiają o uśmiech. ;)

deviantart.com/sil-vah

Chciałem napisać Ci, Ślimaku, jakiś mądry komentarz, ale chyba nie dam rady.

Opowiadanie jest fajne, napisane dobrze i bardzo ładnie spuentowane. Nieporadność bohaterów jest zabawna, a okoliczności przyrody w jakich szukają kamienia filozoficznego bardzo malownicze i sugestywne. Przypominają mi kilka filmów/książek, w których pierwsze skrzypce w tworzeniu klimatu grają właśnie takie dzikie, niby spokojne i nie sugerujące zagrożenia, malownicze krajobrazy, które finalnie okazują się być równie niebezpieczne, co surowe i piękne.

U Ciebie niebezpieczne się nie okazują, ale, cholera, jest w tym Twoim pisaniu coś, że czułem ukłucia tych sosnowych igiełek i świeży zapach naruszonych, połamanych gałązek. Uwielbiam włazić w takie miejsca w poszukiwaniu grzybów, więc i eksploracja podobnych terenów w poszukiwaniu kamienia filozoficznego pewnie byłaby dla mnie prawdziwą frajdą.

Reasumując: fajny i ciekawy tekst.

 

Pozdrawiam :)

Q

Known some call is air am

Dziękuję za wiadomość, Silvo! Na czytelność kontekstu mógł trochę zaszkodzić limit, musiałem założyć, że czytelnik nieco się orientuje w historii karpackiego poszukiwania skarbów. Spróbuję to teraz zwięźle opisać, może nie tylko Tobie się przyda.

W dawnych czasach powszechnie wierzono, że skoro Bóg stworzył cały świat, to i góry, a skoro góry, to nie bez celu. Jeszcze ich nie postrzegano pod kątem wrażeń estetycznych (a w najlepszym razie było to rzadkie i prawie nie znajdowało odbicia w źródłach), więc zakładano, że spoczywają tam nieprzebrane skarby, które mają przypaść najgodniejszym tego ludziom, strzeżone barierami fizycznymi (oczywistymi) i duchowymi (mniej oczywistymi).

Zdarzali się ludzie, którzy wierzyli lub twierdzili, że dotarli do takich skarbów (w rzadkich wypadkach może istotnie coś odnajdowali), więc jeżeli byli piśmienni, tworzyli dokumenty instruujące o sposobie dotarcia do tych bogactw, często z myślą o swoich potomnych. Dokumenty te nazywano “spiskami” (od spisywania). Kilka z nich zachowało się do współczesności. Koncepcja topografii nie była jeszcze wówczas rozwinięta, a same góry też wyglądały nieco inaczej niż współcześnie, więc zawarte w tych tekstach wskazówki terenowe są niemal całkiem nieprzydatne – zwykle udaje się najwyżej ustalić, jaką drogą interesujący nas osobnik dotarł do ujścia doliny.

W tym opowiadaniu wykorzystuję fakt, iż na przełomie XVIII i XIX wieku środowisko naukowe Akademii Krakowskiej rozpoczęło pierwsze systematyczne badania Karpat. Można sobie wyobrazić, że ci geografowie mieli dostęp do takiego spisku, może nieco jaśniej napisanego od pozostałych, podążyli za wskazówkami, natrafili na wyznaczoną jaskinię i niczego nie znaleźli. Hugo Kołłątaj, który był wówczas liczącą się postacią w życiu uczelni (w pewnym okresie nawet rektorem), rzucił myśl, by w takim razie pozostawić w tym miejscu coś cennego dla przyszłych pokoleń. Rada w radę, Krasicki (jego dobry znajomy) napisał bajkę filozoficzną z przestrogą na czas porozbiorowy, bajkę wyryto w głębi jaskini na kamieniu, który z tej racji podpisano jako “kamień filozoficzny”. Spisek zapieczętowano i ukryto w Collegium Maius. Tak to sobie wyobraziłem.

A potem już współczesność, niepodległa Polska, tekst odnaleziony, tylko punkty orientacyjne trochę się pozmieniały, a dawne ścieżki zarosły kosodrzewiną, aby badacze mogli Cię przyprawić o uśmiech. Czy sądzisz, że teraz udało mi się lepiej naświetlić kontekst?

Sewerze, i Tobie dziękuję za (wbrew pozorom?) mądry komentarz. Często miałem problemy z budowaniem nastroju, więc wiele dla mnie znaczą te sosnowe igiełki, których ukłucia poczułeś.

Jeżeli mowa o zagrożeniach, pierwotnie chciałem, aby lepiej wybrzmiało to, że ten spokój naprawdę skrywa niebezpieczeństwo, że jeżeli badaczom nie starczy sił, aby wygrzebać się z gąszczu, nikt nie odnajdzie nawet ich zwłok (zasięgu telefonii mogłoby nie być). Powstrzymał mnie, rzecz jasna, limit 3407 znaków, dzięki któremu mogłem sobie pozwolić tylko na ten krótki cytat z Eljasza.

Może trochę mnie zaskoczyło to, że tylu komentujących wspomina o nieporadności bohaterów. Pragnąłem pokazać, że nie są to wprawni górołazi, ale niekoniecznie planowałem, aby wyszli całkiem groteskowo. Jak już przed chwilą wspomniałem w odpowiedzi dla Silvy, podążanie za tak starymi wskazówkami terenowymi jest bardzo trudne ze względu na odmienny zasób pojęciowy oraz zatarcie się dawnych ścieżek, więc ja bym ich nie winił za ciągłe pomyłki. Myślę jednak, że ten niezupełnie zamierzony efekt niczego nie odbiera opowiadaniu, a może i dodaje mu waloru humorystycznego.

Jeszcze raz dziękuję za ciekawą, bogatą w wątki wypowiedź!

Pozdrawiam,

Ś

Często miałem problemy z budowaniem nastroju, więc wiele dla mnie znaczą te sosnowe igiełki, których ukłucia poczułeś.

Cieszę się, że znalazłes jednak coś ciekawego w moim komentarzu :) A te igiełki poczułem, bo znam to uczucie przedzierania się przez kosodrzewinę, więc chyba pod kątem użytych krajobrazów jestem targetem Twojego opowiadania :)

 

Pragnąłem pokazać, że nie są to wprawni górołazi, ale niekoniecznie planowałem, aby wyszli całkiem groteskowo.

Nie wyszli groteskowo, ale bardzo naturalnie. Jak prawdziwi ludzie nauki, którym brak obeznania z terenem po jakim się poruszają i stąd to wrażenie nieporadności. Ale to bardzo dobre wrażenie, bo nie robisz z nich jakichś doświadczonych eksploratorów dziczy, więc ich zachowanie jest bardzo prawdopodobne, co jest oczywiście dużym plusem. Ja wierzę w to, że właśnie tak zachowaliby się tacy badaczy w tych okolicznościach. A co za tym idzie:

 

Myślę jednak, że ten niezupełnie zamierzony efekt niczego nie odbiera opowiadaniu, a może i dodaje mu waloru humorystycznego.

Niczego nie odbiera, a wręcz przeciwnie: ubogaca.

 

Pozdrawiam

Q

Known some call is air am

Ja wierzę w to, że właśnie tak zachowaliby się tacy badaczy w tych okolicznościach.

I o to mi chodziło! Bardzo dziękuję i pozdrawiam,

Ś

Kolejny tekst, w którym znów zostałem zaskoczony. Fantastyki nie za wiele, ale napisany bardzo ładnie, a stylizowane mowa świetna. No i zakończenie pomysłowe.

Klikam i pozdrawiam

Cześć, Zanaisie!

Bardzo mnie cieszy Twoja pozytywna opinia, jak i to, że dobrze się bawiłeś przy lekturze. Stylizację oparłem częściowo o dosłowne wyimki z wymienionych przecież w tekście źródeł (np. XIX-wiecznego artykułu Walerego Eljasza o kosodrzewinie), ale co nieco też ułożyłem sam.

Dziękuję za kliknięcie. Muszę przyznać, że kiedy kibicowałem Twojemu piórku za Front Wyzwolenia Bobra, zupełnie nie wziąłem pod uwagę tego jakże miłego aspektu…

Pozdrawiam i życzę weny!

Eee, fajne, inne :) Brodzenie w kosodrzewinie opisałeś bardzo plastycznie, a przy tym z humorem. Podobali mi się gapowaci naukowcy, a przede wszystkim podobał mi się sam kamień. Ciekawa jestem co byłoby takim kamieniem dla innych grup zawodowych, takich prawników na przykład ;)

Ponieważ na okładce widniała pieczęć Hugona Kołłątaja z surową instrukcją, by odczytać zawartość, gdy Polska odzyska niepodległość – waga znaleziska urosła znacznie, a niektórzy optymiści zaczęli przypuszczać, że nie mają do czynienia z konfabulacją.

A tu parsknęłam śmiechem. Jakież to nasze ;)

 

Czy przypadkiem kosodrzewina nie jest pod ochroną?

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Ślimaku, po namyśle zgłaszam tam, gdzie profesorowie i doktorzy być powinni :)

Irko, natychmiast służę pomocą:

Art. 152. KW

 

Niszczenie lub użytkowanie kosodrzewiny

§ 1.

Kto niszczy lub użytkuje kosodrzewinę znajdującą się na siedliskach naturalnych w górach lub na torfowiskach,

podlega karze grzywny do 1.000 złotych albo karze nagany.

§ 2.

W razie popełnienia wykroczenia można orzec nawiązkę do wysokości 500 złotych.

Można więc przemieszczać się przez kosodrzewinę, jeżeli dokłada się racjonalnych starań, aby jej przy tym nie niszczyć (i nie użytkować gospodarczo). Osobną kwestią jest to, że w Polsce chyba wszystkie naturalne stanowiska Pinus mugo znajdują się w parkach narodowych i rezerwatach przyrody, gdzie nie wolno schodzić ze szlaku. Da się jednak otrzymać specjalne zezwolenie celem prowadzenia badań naukowych – i to chyba był właśnie ten przypadek. A skoro już o tym mowa…

Brodzenie w kosodrzewinie opisałeś bardzo plastycznie

Nie wiem, czy “brodzenie” to właściwe wyobrażenie, kosodrzewina w dzikich siedliskach potrafi wyrastać dobrze ponad głowę, tworząc niemal niemożliwą do przebycia plątaninę grubych, elastycznych gałęzi. Cytat z Eljasza był podany nie bez kozery.

Ciekawa jestem, co byłoby takim kamieniem dla innych grup zawodowych, takich prawników na przykład

O prawnikach trudno mi się wypowiadać, ale na przykład lekarze? Kamień mógłby być porośnięty, powiedzmy, nieznanym dotąd gatunkiem mchu wytwarzającego cenną substancję leczniczą.

fajne, inne

Taką miałem nadzieję – naprawdę się cieszę, że i Ty tak uważasz!

 

Silvanie, Tobie również bardzo dziękuję za zgłoszenie – też po cichu wierzę, że to dla nich najbardziej odpowiednie środowisko.

Ciekawa interpretacja konkursowego tematu. Inna. Ot, taka scenka w krzakach. ;) Zabawni ci naukowcy. Malowniczo napisane, doceniam.

Zakończenie też ciekawe.

Pozdrawiam!

Dziękuję za wizytę i komentarz! Inna, cóż poradzić – obejrzałem temat konkursowy, zastanowiłem się i ujrzałem taką scenkę przed oczami – troje naukowców przedziera się przez kosodrzewinę w poszukiwaniu kamienia filozoficznego. Znam i takie krajobrazy, i wiążące się z nimi dziedzictwo kulturowe, więc łatwiej mi o tym pisać.

Bardzo mi miło, że Cię zaciekawiło i doceniasz.

Pozdrawiam!

Sympatyczne, acz rzeczywiście fantastyki maławo. No, niech będzie.

Kosodrzewina. Wydawało mi się, że w Polsce nie zostało tego dużo. Gdzieś za granicą, bodajże na Ukrainie leźliśmy przez prawdziwy gąszcz kosówki. Tak, rośnie wyżej niż człowiek. Momentami nie dotykaliśmy ziemi, tylko szliśmy po gałęziach. Czad!

Babska logika rządzi!

I widzisz, trochę sama sobie odpowiedziałaś! Celowo o tym nie wspomniałem wcześniej, bo bardzo byłem ciekaw, czy ktoś zwróci uwagę na ten aspekt fantastyki – że opis pasma górskiego niezupełnie pasuje do czegoś, co moglibyśmy spotkać w Polsce. Takie gąszcze, o jakich piszesz, utrzymały się u nas już tylko w najbardziej odludnych regionach Tatr. W niektórych odnogach Doliny Chochołowskiej. Może w Pyszniańskiej. Może w Waksmundzkiej. To wciąż są gęstwiny, w których człowiek może zaginąć tak, że nikt go nigdy nie odnajdzie. Istotnie jednak, zostało ich mało.

Co do Ukrainy, nie miałem dotąd okazji zwiedzić tamtejszych pasm, znam je tylko z literatury. Rzeczywiście czytałem, że zwłaszcza w Gorganach utrzymały się nieprzebrane, nietknięte ludzką stopą połacie kosówek o powierzchni liczonej nieraz i w kilometrach kwadratowych. Ogółem, jest to trochę zabawny kaprys geografii: Ukraińcy nie mają żadnego pasma górskiego nawet zbliżonego do Tatr, ale za to aż cztery osiągające wysokość większą od Babiej Góry (Czarnohora, Gorgany, Świdowiec, Marmarosz) i dwa porównywalne (Borżawa, Czerwona Połonina). Inna rzecz, że dla każdego choć trochę zaznajomionego z historią zasiedlania i badań tych pasm jest oczywiste, iż nasza granica na odcinku karpackim powinna sięgać sporo dalej na wschód, ale z drugiej strony nie bardzo wiadomo, co robimy w Sudetach, więc niech już będzie.

Przy okazji, wiesz, że Twój punkcik zapewnia już Bibliotekę (dwa się jeszcze przetwarzają w wiadomym wątku)? Naprawdę bardzo mi miło! Zapewniam, że tym razem pamiętałem o wpisaniu reprezentatywnego fragmentu.

Ja łaziłam po Czornahorze. Już nie pamiętam, gdzie dokładnie rosła ta kosówka. I po prawdzie – nie wiem, jak to wygląda obecnie. Natenczas Ukraina była jeszcze młoda jako państwo i góry z łatwością mogły uchodzić za dzikie.

Nie, tak skrupulatnie punktów nie wyliczam. Gratuluję biblioteki i wizji zawiśnięcia na głównej. :-)

Babska logika rządzi!

Możliwe, że w Czarnohorze – jako najwyższych, najbardziej przyciągających turystów górach kraju – trochę się zmieniło, ale (o ile wiem) pozostałe pasma wciąż są niemal bezludne i pozbawione infrastruktury. Wytyczaniem szlaków turystycznych, jeżeli jakiś się zdarzy, zajmują się głównie polscy wolontariusze. Przynajmniej tak czytałem.

Pomysł na kamień przedni! Kosodrzewina i przedzieranie się, takie tajemnice lubię i góry. :-)

Sprawdzę, czy skarżyć, bo może masz już wystarczającą liczbę klików. Zdecydowanie staję się zbyt przewidywalna ze swoimi subiektywnymi preferencjami, ale cóż na nie począć. xd

 

Drobiazgi:

,nieleniwie swoim rozumem

Zatrzymała mnie łączna pisownia podkreślenia, ale nie wiem, czy słusznie?

,W tym konkretnym przypadku – do ukrytego wśród turni kamienia filozoficznego. Utwór znaleziono w pożółkłym kajecie dobrze zaklinowanym za rokokową szafą. Stanęłoby to za ciekawe odkrycie obyczajowe.

Zastanawiam się nad słowami w narracji. Tekst jest stary, ale reszta współczesna. Zerknij na podkreślone, czy tak chcesz?

,Ponieważ na okładce widniała pieczęć Hugona Kołłątaja z surową instrukcją, by odczytać zawartość, gdy Polska odzyska niepodległość – waga znaleziska urosła znacznie, a niektórzy optymiści zaczęli przypuszczać, że nie mają do czynienia z konfabulacją.

Tu bym cosik wygładziła, a podkreślone usunęłabym.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Bardzo mi miło, że przeczytałaś i Ci się spodobało! Nie znam jeszcze Twoich subiektywnych preferencji, ale pewnie z czasem się zorientuję. Liczba klików powinna być wystarczająca: trzy już widać tutaj, a w wątku w HP wpisali się jeszcze Silvan i Zimowa Sara.

Łączna pisownia podkreślenia jest poprawna, porównaj: niespiesznie, nieciekawie. Akurat we wskazanym fragmencie chciałem trochę postarzyć narrację, aby współgrać z tym wrażeniem znajdowanego za szafą pożółkłego kajetu – taka koncepcja. Bardziej się zamyśliłem przy tym ostatnim, długim zdaniu, które rozważasz. Dotychczas byłem z niego zupełnie zadowolony, wybrałem je nawet jako fragment biblioteczny. Zakładam, że czytelnika zaintryguje pieczęć Kołłątaja i będzie chciał wiedzieć, co się za nią kryje. Mówisz jednak, że to może być odebrane jako chropowate? Pole manewru jest raczej ograniczone ze względu na limit.

Pozdrawiam serdecznie!

Kurcze, sprawdzałam to nieleniwie, ale psiakostka – dziwnie wygląda, choć może nie przyzwyczajonam. ;-)

Z postarzeniem narracji: ok, ale zważ na to, że jeśli zapodajesz współczesność i korzystanie ze starych ksiąg, manuskryptu jest jakiś zong, chyba?

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Widzę: są tutaj fragmenty cytowane z dawnych źródeł, jest ten spisek (ułożony przeze mnie, ale też na podstawie zachowanych podobnych tekstów). Nagły archaizm w narracji wprowadza więc pewne zamieszanie: niepewność, czy przypadkiem nie zaczął się gdzieś przed chwilą kolejny cytat, który czytelnik mógłby przeoczyć.

Kłopot w tym, że zdanie “Stanęłoby to za ciekawe odkrycie obyczajowe” przekazuje trochę więcej treści niż uwspółcześnione “Stanowiłoby to ciekawe odkrycie obyczajowe”. Druga forma sugerowałaby przecież, że z jakiegoś powodu jednak nie stanowi (skoro tryb przypuszczający) ciekawego odkrycia, a nie to próbuję przekazać. Wydaje mi się tymczasem, że przy użyciu tego drobnego archaizmu udało mi się zawrzeć właściwą treść: w normalnych warunkach byłoby to drobne odkrycie obyczajowe i niewiele więcej (są już znane inne podobne spiski, więc nie ma nawet większej wartości historyczno-poznawczej), ale skoro jest ta pieczęć Kołłątaja, znaleziskiem warto się bliżej zainteresować i można nawet w pewnej mierze liczyć na sukces w poszukiwaniach. Jak już mówiłem: wygibasy związane z mieszczeniem się w limicie 3407 znaków.

A czy wspomniałem już, że bardzo cenię Twoje uwagi językowe? Możliwe, że reaguję trochę opornie (trudno mi się ingeruje w opublikowany już tekst, który przecież kilka razy prześledziłem pod kątem uchybień), ale wszystko przetrawiam i zapamiętuję na przyszłość. Jeżeli pamiętasz swoją krytykę Wyrywania zębów, widzisz zapewne, że wziąłem to sobie do serca i zacząłem ograniczać przymiotniki oraz przysłówki. Rzecz jasna, tutaj zmuszał mnie do tego też omawiany już limit, ale pamiętałem o tej wskazówce. Bardzo dziękuję!

Przyjemna opowieść:) Ale dzięki jednemu z Twoich komentarzy rozjaśniło mi się i musiałam przeczytać drugi raz, już z większym zrozumieniem (na początki spisek zasugerował mi coś innego i z lekka się pogubiłam). Ale to bardzo fajne ciekawostki, o których człowiek nie ma pojęcia.

Może tak, może nie, jednak stanowi odstępstwo od wzorca/reguły. I czemuż nagle narrator zaczął tak gadać. Może przy dłuższej formie narrator mógłby się “zarazić”, przy takiej – mikroskopijnej – zastanawia. A czemu się tak przywiązałeś do czasownika “stanowić”?

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Monique, cieszę się, że przyjemna. Oczywiście, ta drobna zmyłka na początku była świadoma, ale próbowałem to objaśnić w treści:

Spiski górskie. Niezmiernie cenne dokumenty podające, jak dotrzeć do zaklętych skarbów.

Krótkość wytłumaczenia podyktowana limitem znaków, więc pewnie można było je łatwo przeoczyć. Na szczęście zajrzałaś do komentarzy i udało Ci się rozwiać swoje wątpliwości. Lubię wszywać w swoje teksty takie miłe ciekawostki.

Pozdrawiam,

Ślimak Zagłady

Asylum, przekonałaś mnie. Zgodnie z Twoją radą poświęciłem “konkretność” przypadku i dzięki temu udało mi się opisać wartość odkrycia przy pomocy współcześniejszych fraz. Ponownie bardzo dziękuję!

Plus za język, plus za humor.

Fantastyki jak na lekarstwo. Mimo to, podobało mi się.

Pozdrawiam

Dziękuję za miły komentarz. Jak wspomniałem we wstępie, rzeczywiście po napisaniu tekstu zauważyłem pewien niedobór elementów fantastycznych, niemniej nie tak poważny, aby nie zdecydować się na publikację. W przyszłości będę miał to w większym stopniu na uwadze przy obmyślaniu fabuły.

Pozdrawiam!

Cześć, Ślimaku!

Bardzo udany tekst. Najbardziej podoba mi się gra stylizacją językową, przeplatasz wstawki z dużą naturalnością i pomysłem. Fantastyki może mało, ale diabeł tkwi w szczegółach.

Pozdrawiam

Cześć, Oidrin!

Bardzo mi miło, że uważasz tekst za udany. Stylizacja językowa to jedno z moich ulubionych zajęć. Oczywiście, czasem rodzi to problemy – im dalej cofamy się w przeszłość, tym trudniej znaleźć kompromis pomiędzy wiarygodnością języka a zrozumiałością, od pewnego momentu kłopotem staje się też własna niedostateczna znajomość staropolszczyzny (którą przecież nikt nie posługuje się na co dzień).

Pozdrawiam!

O! Warto wiedzieć, kogo prosić o pomoc w tej sprawie :D

W miarę możliwości postaram się pomóc, ale nie przeceniałbym tutaj własnych umiejętności, na pewno są lepsi ode mnie. Jak mówiłem, wiele też zależy od epoki oraz pochodzenia delikwenta, którego polszczyznę planujemy naśladować. Dla przykładu, znawca XIX-wiecznej polszczyzny często określi na podstawie języka zabór, z którego pochodzi autor wypowiedzi, ja raczej nie potrafię tego tak subtelnie zróżnicować.

Miałbym opory przed nazwaniem tego historią alternatywną, wzorcem rzeczywistości, czy nawet śladowym elementem fantastyki ;-) Natomiast co muszę docenić – docenić muszę zmieszczenie de facto trzech scen, a na dodatek bardzo fajny akapit otwierający. Co prawda szybko się okazuje, że to „spisek” w zupełnie innym znaczeniu, ale jako „starter” opowiadania – znakomite!

Istotnie, uznanie obserwacji o kłopotach z odnalezieniem celu w życiu, które mogą być związane z orientacją obyczajowości i większości tekstów kultury na nieaktualne już dążenia, za “wzorzec rzeczywistości” – byłoby pewnym nadużyciem semantycznym. Natomiast dobrze, że uznajesz próbę kondensacji scen za udaną, było to dla mnie cenne ćwiczenie, skoro ponoć często piszę nazbyt rozwlekle.

Dziękuję za wizytę i komentarz!

Spodobał mi się i pomysł, i wykonanie, i nieoczekiwany finał. Bardzo miła lektura, szkoda tylko, że bez fantastyki… ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Bardzo dziękuję za pochwałę koncepcji i warsztatu, a o elemencie fantastycznym będę na przyszłość pilniej pamiętał!

Bardzo proszę, Ślimaku, i serdecznie życzę, aby dobra pamięć dopisywała Ci zawsze. Najlepiej nieco fantastyki. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć, Ślimaku.

 

Góry w opowiadaniu to dla mnie plus na samym starcie. Co do historii, za pierwszy razem mi nie podeszła. Potem trafiłem na Twój wyjaśniający komentarz, przeczytałem jeszcze raz i zmieniłem zdanie. Motyw kamienia interesujący.

Słowem – fajnie. :)

 

Pozdrawiam!

Cześć, Adku.

 

Góry w moich opowiadaniach jeszcze się wiele razy pojawią, do gór mam “dobre pióro”, a w zapasie parę przygód, które należałoby wyzyskać literacko. Nie jest najlepszą rekomendacją dla historii, jeżeli do pełnego zrozumienia wymaga przypisu dłuższego niż sam tekst, ale też limit znaków był tutaj drastyczny. Ze swojego pomysłu na kamień istotnie jestem zadowolony i naprawdę się cieszę, że “fajnie”.

 

Pozdrawiam!

Może to nie wina historii, tylko niewyrobionego czytelnika? Zajrzałem w komentarze i ogólny odbiór jest raczej pozytywny.

Czekam na inne górskie opowiadania. :)

Nie wiem, czy “niewyrobionego” – sprawa rozbija się głównie o ten zabieg z mniej znanym znaczeniem “spisku”, który części czytelników przypadł do gustu, a część gruntownie skonfundował. Nie da się napisać opowiadania, które odpowiadałoby wszystkim, ale nie wykluczam, że przy lepszym rozegraniu tej gry słów proporcje też byłyby lepsze. Czyli tak, jak zawsze: jeżeli opowiadanie wyszło niezłe, tym bardziej stanowi to zachętę do dalszego rozwoju literackiego.

Mówiąc o niewyrobionym czytelniku miałem oczywiście na myśli siebie. :D 

Rozwijamy się zatem – pisząc i czytając jak najwięcej. :)

Zrozumiałem, że miałeś na myśli siebie, i właśnie do tego chciałem się odnieść: napisałem więc, że posłużyłem się środkiem stylistycznym, który okazał się mylący lub nieoczywisty dla wielu odbiorców, więc nie musisz punktować swojego (potencjalnego) niewyrobienia. Tak jest, trzeba się rozwijać! (Ślimakowi to wygodnie – ma skorupkę i zawsze może się do niej zwinąć z powrotem…)

Bardzo fajny szort. Podobały mi się fragmenty notatek i ich zagadkowość. Ciekawie też opisałeś postawę badaczy. Odebrałam ich jako oderwanych od rzeczywistości zapaleńców, którzy podejmą każde ryzyko, aby zgłębić interesujące ich zagadnienie. 

Dziękuję za miły komentarz! Fragmenty notatek mocno, bardzo mocno inspirowane autentycznymi tekstami tego rodzaju, na podstawie których zwykle mało co można odgadnąć. Co do postawy badaczy, chyba słusznie piszesz o oderwaniu od rzeczywistości – nie wiadomo, czy świadomość ryzyka powstrzymałaby ich przed poszukiwaniami, ale wpierw musieliby tę świadomość w ogóle uzyskać.

Fajne. Lekkie z przymrużeniem oka. Czyta się łatwo. Sama przyjemność. Polecam

Ładnie to ująłeś. Właśnie taka lekka zabawa twórcza i trochę ćwiczeń kompresji opisów.

Przyjemnie się czytało :)

Przynoszę radość :)

Dziękuję za podzielenie się przyjemnością z lektury. Istotnie, Twoja wizyta pod tekstem zawsze przynosi radość!

Pomysłowe ;-)

 

Krótkie i z humorem, no i przednio napisane. Całkiem ciekawa kompania w niezwykłych okolicznościach. Byłem niezmiernie ciekaw zakończenia i nie zawiodłem się, takie na lekko i z pomysłem. Bardzo udany tekścik.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Cieszę się, że Ci przypadło do gustu i postarałeś się uwidocznić to w komentarzu! Wydaje mi się, że koncepcja rzeczywiście dosyć udana, chociaż ciasny limit znaków wymusił radykalne skrócenie pewnych wątków. Z tego, co piszesz, choć raz udało mi się satysfakcjonujące zakończenie, ale nad tą częścią obmyślania fabuły muszę jeszcze wiele popracować.

Dziękuję za miłe uwagi i pozdrawiam!

Natrafiłem właśnie na intrygujące uzupełnienie do tego opowiadania. Przeglądając mianowicie tekst nieco zapomnianego XIX-wiecznego profesora Ludwika Zejsznera, natknąłem się na następujący fragment:

Nie wiem wiele trzeba pacierzy odmówić, nie oglądając się za siebie, nim się dojdzie do owéj złotéj krainy, a kiedy szczęśliwie pokona się wszelkie przeciwności i osiągnie cel, trzeba się miarkować w braniu skarbu, inaczéj dukaty zmieniają się w kamienie. Ubogie kopalnie złota w Tatrach i owe liczne powieści, zostały przez mniéj dokładnie rzecz znających przeniesione do bogatych kopalń Olkusza, i ztąd bezwątpienia pochodzi ów wiersz Krasickiego, bo na dnie każdego przysłowia gminnego zwykła się prawda znajdować. Prawie z każdą górą i skałą, wiąże się jaka powiastka o wielkich skarbach, do których nikt nie może dotrzeć.

Akapit ten jest godny uwagi przede wszystkim dlatego, że w zachowanym dorobku Krasickiego nie ma żadnej wzmianki o Tatrach (oprócz pojedynczego banalnego porównania). Otóż zabawnie byłoby pomyśleć na podstawie tego fragmentu, że rzeczywiście istniał jakiś zaginiony wiersz Krasickiego poświęcony lub związany z poszukiwaniem skarbów w Tatrach. Jest jednak ogromnie prawdopodobne, że Zejszner po prostu odniósł się na zasadzie luźnego skojarzenia do słynnego wersu Nie wszystko złoto, co się świeci z góry.

Zabawne. Dobrze się czytało misiowi.

Bardzo mi przyjemnie z tego powodu. Życzę Misiowi jak najwięcej satysfakcjonujących lektur!

Nowa Fantastyka