- Opowiadanie: dawidiq150 - Cud

Cud

Krótki tekst miałem trochę problem by zmieścić się w 5000 znaków :) Ale ostatecznie się udało.

 

Nie wiem jak go odbierzecie. :) 

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Cud

Jestem Karol i mam dziewiętnaście lat. Chciałbym opowiedzieć niesamowitą, historię mojego, krótkiego jak na razie, życia. Nie mam żadnych dowodów, że się zdarzyła i wątpię, by normalny człowiek w nią uwierzył, choć powinien. Zacznę od tego, że przyszedłem na świat dwudziestego trzeciego grudnia. Wynika z tego, że jestem spod znaku koziorożca, tak jak Jezus Chrystus. To ponoć najmniej radosny znak. Jednak mnie i wszystkich urodzonych w tym znaku charakteryzuje duża zaradność, co jest przecież wielką zaletą.

Gdy się urodziłem, pierwszą rzeczą, którą zrobiłem było zasmucenie moich rodziców. To przykre, prawda? Nie miałem prawej ręki.

Moja rodzina była w miarę religijna, a stała się nią jeszcze bardziej po moim urodzeniu. Pewnego razu usłyszałem w kościele, że do Boga można się modlić w każdej sprawie. Że Bóg jest wszechmocny i nie ma nic niemożliwego czego by nie mógł uczynić i zmienić.

To zapoczątkowało ciąg zdarzeń, których finał jest jawnym cudem, jednak nie mogę tego dowieść, jak wcześniej napisałem. Zacząłem się modlić. Najpierw mało. Potem jednak, gdy bardziej zgłębiłem religię, którą wyznawałem i gdy przeczytałem o cudach, jakie zdarzyły się na świecie, Bóg stał się moją obsesją.

Z powodu mojej ułomności byłem bardzo nieszczęśliwy, co jest zrozumiałe. I tu pojawia się ważna postać tej opowieści, dziewczyna o imieniu Żaneta. Mieszkała w sąsiedztwie i była młodsza ode mnie o dokładnie pół roku. Zdawała się równie nieszczęśliwa jak ja, przynajmniej tak to widziałem.

Dlaczego? Po prostu była bardzo brzydka. W wieku szesnastu lat nie posiadała kompletnie piersi. Wyglądała jak chłopak. Ale miała dobry charakter, więc stała się moją najlepszą przyjaciółką. Byliśmy dla siebie jak brat i siostra.

Wróćmy jednak do mnie. Robiłem wszystko, co tylko mogłem. Pojawiałem się w kościele na każdym nabożeństwie. Odmówiłem dziesięć razy nowennę Pompejańską. Gdziekolwiek byłem, odwiedzałem każdy kościół. Codziennie odmawiałem różaniec. Po każdej niedzielnej mszy chodziłem do zakrystii, prosząc duchownych o modlitwę. Wielu moich znajomych mówiło: „nie dość, że niepełnosprawny to jeszcze ma nie po kolei w głowie”.

Uprosiłem rodziców, byśmy raz na trzy miesiące jeździli do Częstochowy na Jasną Górę. Robiłem setki różnych rzeczy, które polecali mi duchowni. W sprawach modlitw o cud stałem się chyba największym świeckim ekspertem na świecie.

Lata mijały, a mnie zaczęły nachodzić czarne myśli, coraz bardziej bałem się, co będzie kiedyś, gdy umrą moi rodzice, nie miałem bowiem rodzeństwa. Była jeszcze Żaneta, na którą mogłem liczyć, ale i tak coraz więcej myślałem o tym i to sprawiło, że cierpiałem na okresowe lęki.

Pewnego wieczoru, przełączając kanały w telewizorze, natknąłem się na jakiś kabaret. Był wyjątkowo głupi. Ci pajace robili sobie żarty z ludzi niepełnosprawnych. Czara została przelana, tego było w tym momencie za dużo. Wyłączyłem telewizor, rzuciłem się na łóżko i wtulony w poduszkę przepłakałem pół nocy, aż pogrążony w ogromnym smutku, zasnąłem. Postanowiłem, że się zabije.

Niewątpliwie zrobiłbym to, gdyby nie sen, który mnie nawiedził tej nocy.

Był to niezwykły sen z wielu powodów. Pamiętam go ze szczegółami do dziś. Stałem na Golgocie wśród innych ludzi i widziałem jak żołnierze przybijają Pana Jezusa do krzyża. Potem na moment ujrzałem wszystko z perspektywy umierającego Pana. Widziałem płaczącą Maryję i grupę ciekawskich. Przez moment, przez pięć sekund, czułem ból, który musiał Jezus odczuwać, gdy gwoździe przebijały jego dłonie. To wystarczyło bym, po przebudzeniu porzucił samobójcze myśli. Zacząłem też przepraszać Boga za to, co chciałem zrobić.

Wróciłem do swoich modlitw. Od tej pory w każdy piątek w nocy podczas snu cierpiałem jedną z Pańskich mąk. Zawsze tylko przez kilka sekund. Raz czułem ciernie wbijające się w głowę, innym razem biczowanie…

Byłem uradowany, miałem znak od Boga, że to wszystko co robię nie jest na marne.

Tego roku Wigilię spędziłem jak zwykle z rodzicami i babcią. Były prezenty i wszystko odbyło się normalnie. Żaneta też wpadła do nas by podzielić się opłatkiem.

Zbliżamy się do końca tej krótkiej opowieści. Gdy obudziłem się następnego dnia rano, miałem obie ręce. Nie sposób opisać mojego szczęścia. Stał się najprawdziwszy cud. Prędko wstałem i pobiegłem do sypialni rodziców.

– Mamo! Tato! Mam obie ręce!!!

Dziwnie na mnie popatrzyli, a mama powiedziała:

– Karol co to za jakieś dziwne żarty? – nie wiedziała o co chodzi!

Popędziłem do pokoju by zajrzeć do albumu ze zdjęciami. Otworzyłem szafkę, wyjąłem go i ujrzałem siebie na jednej z fotografii. Miałem obie ręce. Tak samo na wszystkich zdjęciach.

Pobiegłem do domu Żanety i niecierpliwie wcisnąłem dzwonek do drzwi. Otworzyła niezwykle atrakcyjna dziewczyna. Miała rude włosy, duże piersi, ładną twarz i była szczupła.

– Dzień dobry – powiedziałem – czy możesz zawołać Żanetę?

– Karol, to ja! – powiedziała z ogromną radością i rzuciła mi się w ramiona.

Potem poszliśmy na spacer. Idąc i trzymając się za ręce, rozmawialiśmy. Dzieliliśmy oboje taką samą sytuację. Nasze marzenia spełniły się i to w stu procentach.

– Chcę być twoją żoną – powiedziała – tylko twoją, kocham cię ponad wszystko. Twoje modlitwy objęły działaniem też mnie. Ale to nie dlatego chcę być z tobą. Po prostu czuję do ciebie ogromną miłość.

 

***

 

To koniec mojej historii. Wątpię czy ktoś w nią uwierzy, choć jeśli jest katolikiem, to powinien.

Koniec

Komentarze

Urodzeni między 21 grudnia a 20 stycznia są pod znaku kozierozca.

PanKratzek :))) ale dałem ciała. Faktycznie pomyłka. Dzięki za wskazanie błędu!!!

Jestem niepełnosprawny...

Cześć Dawid :)

 

Zacznijmy od tego: dlaczego chciałeś się zmieścić w 5k znaków? Limit wynosił 15k, a 5k to dolna granica :)

Czyta się Twoje opowiadanie nieźle, niewiele niezgrabności w nim znalazłem, a te które znalazłem, myślę że są do opanowania. Bardzo ciepła, mocno chrześcijańska opowieść, bez zaskoczeń, ale też bez wziętych z kapelusza zwrotów akcji. Narracja pierwszoosobowa trochę skrzywdziła Twoje opowiadanie, bo przez nią przypomina sprawozdanie. Ale rozumiem, że zawarłeś w tym tekście sporo z siebie, swoją religijność, w pewnym sensie swoje obawy i lęki, ale także nadzieję :) Zakończenie mógłbyś trochę doszlifować, bo jest według mnie nijakie i w natarczywy sposób każe czytelnikowi uwierzyć, bo inaczej nie może czuć się prawdziwym katolikiem. Nie mówię, że ja czuję tutaj jakąś presję, bo katolikiem nie jestem, ale dla mnie to podpada pod takie (pomimo, że to nie dyskusja, ale opowiadanie) argumentum ad consequentiam, albo nawet ad baculum trochu ;)

 

Pozdrawiam serdecznie i świątecznie :)

Q

Known some call is air am

Outta Sewer dzięki!!!

 

No cóż jestem bardzo religijny cóż począć, ale uważam, że każdy ma inne doświadczenia i żyje według nich. To prawda, że w opowiadaniu “pomogłem” sobie zdarzeniami ze swojego osobistego życia i właściwie to te zdarzenia przeplatają się z rzeczami całkowicie wymyślonymi :)

 

Również szczerze pozdrawiam!!! :-)

Jestem niepełnosprawny...

Na swój sposób trzyma pewną konwencje i całkiem przyjemnie się czyta. 

MPJ 78 Super, bardzo mnie to cieszy. Dziękuję!!!!!

 

Pozdrawiam.

Jestem niepełnosprawny...

Cześć :)

Niestety opowiadanie nie przypadło mi do gustu :( Tak jak pisał Outta, przez narrację pierwszoosobową przypomina szkolne wypracowanie. Poza tym, brakowało mi tu jakiegoś większego twistu na końcu. Od początku, kiedy tylko przeczytałam, że główny bohater nie ma ręki, wiedziałam, na czym będzie polegał ten tytułowy cud. Nie mówię, że wszędzie muszą pojawiać się twisty, ale w sytuacji, gdy ich nie ma, tekst powinien zaciekawić czymś innym, na przykład stylem lub klimatem, a tak się nie stało. 

Bohatera trudno jest polubić, ponieważ właściwie nic o nim nie wiemy. Jest to trochę winą takiej “wypracowaniowej” konwencji, przez co trudno jest pokazać jego emocje. Nawet, jeśli jakieś pojawiają się w tekście, są nazwane łopatologicznie, po imieniu, przez co trudno w nie uwierzyć. Jeśli jest napisane, że bohater chce się zabić, mniej oddziaływuje to na wyobraźnię niż scena, w której pokazane są przygotowania do samobójstwa. 

Zakończenie jest za o zbyt przesłodzone. Sam fakt, że bohater ma obie ręce, powinien wystarczyć, ale tutaj jeszcze Żaneta mu się oświadcza. Wydaje mi się to zupełnie od czapy, zwłaszcza, że wcześniej w ogóle nie było czuć między nimi chemii. Główny bohater wręcz mówił, że Żaneta była dla niego jak siostra. Chyba, że zmienił zdanie po tym, jak Żaneta stała się piękna. Cóż, w takim razie jeszcze bardziej go nie lubię ;) takie zakończenie mogłoby się nadać, gdyby opowieść była utrzymana w baśniowym klimacie, wtedy “żyli długo i szczęśliwie” by nie raziło.

Właśnie ten brak emocji najbardziej mi przeszkadzał. Wszystkie wydarzenia są przedstawione jako suche fakty. Szkoda, ponieważ pomysł ma duży potencjał i mogłaby powstać z tego świetna opowieść o wierze, przyjaźni, miłości i cudach. Tak niestety ten potencjał został trochę zmarnowany. 

 

Chciałbym opowiedzieć niesamowitą, niezwykłą i nieprawdopodobną historię mojego, krótkiego jak na razie życia

po “jak na razie” przecinek

wątpię by normalny człowiek w nią uwierzył

tak samo po “by”

To przykre prawda?

i po “przykre”

Moja rodzina była w miarę religijna a stała się nią jeszcze bardziej po moim urodzeniu

i po “religijna”

jednak nie mogę tego dowieść jak wcześniej napisałem.

i po “dowieść”

Potem jednak, gdy bardziej zgłębiłem religię którą wyznawałem

i po”religię”

Dlaczego? Po prostu była bardzo brzydka. W wieku szesnastu lat nie posiadała kompletnie piersi. Wyglądała jak chłopak.

To nie zachęca do polubienia głównego bohatera. To, że dziewczyna nie ma piersi, nie sprawia jeszcze, że jest bardzo brzydka, przynajmniej moim zdaniem. Poza tym, jeśli bohater naprawdę ją lubi, nie napisałby, że była brzydka. Dużo lepiej by było, gdyby w tym miejscu pojawiło się jakieś mniej nacechowane negatywnie słowo, albo gdyby bohater po prostu wspomniał, że inni sądzą tak o Żanecie. Na przykład, że jej dokuczali i wołali za nią, że jest brzydka. 

„dość, że niepełnosprawny to jeszcze ma nie po kolei w głowie”.

Chyba “nie dość, że niepełnosprawny…”

W sprawach modlitw o cud, stałem się chyba największym świeckim ekspertem na świecie.

A tutaj pojawił się niepotrzebny przecinek.

coraz bardziej bałem się co będzie kiedyś, gdy umrą moi rodzice, nie miałem bowiem rodzeństwa

Po “bałem się” brakuje przecinka. Poza tym, zdaje mi się, że chłopak bez ręki potrafiłby sobie sam poradzić. Nie jestem w tej kwestii ekspertem, nigdy nie byłam w takiej sytuacji, ale wydaje mi się, że nie potrzebuje ciągłej pomocy rodziców.

Pewnego wieczoru, przełączając kanały w telewizorze natknąłem się na jakiś kabaret.

po “telewizorze” przecinek.

Przez moment, przez pięć sekund czułem ból, który musiał Jezus odczuwać, gdy gwoździe przebijały jego dłonie

po “sekund” przecinek

To wystarczyło bym po przebudzeniu porzucił samobójcze myśli.

po “bym” przecinek

Zacząłem też przepraszać Boga za to co chciałem zrobić.

i po “to”

Od teju pory w każdy piątek w nocy podczas snu cierpiałem jedną z Pańskich mąk 

literówka – tej

Raz czułem ciernie wbijające się w głowę innym razem biczowanie…

brakuje przecinka po “głowę”

Gdy obudziłem się następnego dnia rano miałem obie ręce

i po “rano”

Miała rude włosy, duże piersi, ładną twarz i była szczupła.

To właściwie nie błąd, ale ten opis nie przemawia do wyobraźni. W opisach lepiej unikać “być” i “mieć”, zamiast tego lepiej je rozwinąć. Jak już pisał Outta, masz jeszcze wiele znaków do wykorzystania :)

– Karol to ja!

brakuje przecinka po “Karol”

Wątpię czy ktoś w nią uwierzy, choć jeśli jest katolikiem to powinien.

I po “katolikiem”

 

Pozdrawiam 

Oluta bardzo dziękuję za korektę!!! Widzę tu też wiele cennych rad. Bardzo mnie to cieszy. Następnym razem będę miał na uwadze, żeby opisywać więcej emocji.

 

Zmarnowanym pomysłem się nie przejmuję i ty też tym się nie przejmuj! Pomysłów na opowiadania są miliony, jak się wymyśliło jeden to i się wymyśli więcej. To nie jest jak jakaś pula która kiedyś się wyczerpie :) Wiesz jak ja się dużo dowiedziałem teraz dzięki twojemu komentarzowi?! Gorzej jakbym nie napisał i nic z tego nie wyniósł?

 

Dużą niespodziankę mi zrobiłaś swoim komentarzem bo czy jest pozytywny czy nie jednak cieszy to autora, bo wiem, że ktoś to przeczytał.

 

Serdecznie pozdrawiam!!!

Jestem niepełnosprawny...

Fajnie że mogłam się przydać :) tego jeszcze nie było, żeby to autor opowiadania pocieszał komentującego XD 

Pozostaję obojętnym.

Krótkie, suche zdania, narracja pierwszoosobowa, braki w interpunkcji – to wszystko powoduje, że czyta się bez emocji i niezbyt wygodnie. Styl jest konsekwentny. Brak ręki sprzedaje tytułowy cud w pierwszych akapitach, więc spodziewałbym się że przynajmniej dojście do niego będzie pokazane w interesujący sposób. Żarliwość religijna, cud – czy mam rozumieć, że zrownujesz to z fantastyką? To dość płytka alegoria.

 

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Przeczytałam.

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Lekkie, jak dla mnie ironiczne opowiadanko, trochę jak iluzoryczna sztuczka magika. I nawet jest tu Wigilia :) Fajnie napisane.

Zastanawiam się, czy mam uwierzyć w tę historię…

 

Pozdrawiam!

No, nie przekonało mnie. W ogóle irytuje mnie podejście w stylu “módl się, a Bóg cię wysłucha. A jeśli nie wysłucha, to znaczy, że ma dla ciebie inny plan. Ale na pewno to wszystko dla twojego dobra”. Co z milionami nieszczęśliwych ludzi, którzy nie zostali wysłuchani?

Stwierdzenie, że dziewczyna jest brzydka – jak można się domyślać – bo nie ma piersi, jest uwłaczające dla kobiet. No i co z tego, że nie ma piersi? To nie jest zabawka dla mężczyzny, nie musi być seksowna i śliczna, żeby była wartościowa.

Babska logika rządzi!

Finkla odebrałaś opowiadanie w taki sposób w jaki ja wcale nie chciałem by je odbierać. Może konkretnie: uważam, że Bóg zawsze wysłuchuje naszych próśb chodzi jedynie o to by się nie poddać i modlić się do skutku :)

 

Druga sprawa to nie wiem czy wiesz ale mężczyznom bardzo podobają się duże, pełne piersi.

Jestem niepełnosprawny...

Czy ludzie umierający w obozach koncentracyjnych też modlili się do skutku? No, ale nie wchodźmy w dyskusję o Bogu. I tak pewnie ja zostanę przy swoim zdaniu, a Ty przy swoim.

Tak, coś słyszałam o tych piersiach. ;-)

Babska logika rządzi!

Niestety wykonanie wymaga nieco poprawek i niestety też wpływa na odbiór tekstu. Sam pomysł nie jest zły, ale wydaje mi się, że w końcówce zabrakło Ci planu, jak to fajnie rozwiązać, by nie wyszło płasko i niezbyt ciekawie. Myślę, że warto przy tak krótkich tekstach dopracować nieco bardziej treść i sam przekaz.

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Dzięki Morgiana89 :-)

 

Pozdrawiam!!!

Jestem niepełnosprawny...

Zupełnie mnie nie ruszyło. Zbyt wiele tu, jak na mój gust, religii i wiary, że modlitwa wszystko załatwi. Sam cud, moim zdaniem, został pokazany niezwykle prościutko, a finał zdegustował mnie kompletnie – ot, i stali się nagle piękni i zakochani, pobrali się i żyli długo i szczęśliwie.

 

Chciał­bym opo­wie­dzieć nie­sa­mo­wi­tą, nie­zwy­kłąnie­praw­do­po­dob­ną hi­sto­rię mo­je­go, krót­kie­go jak na razie, życia. ―> Te przymiotniki to synonimy – znaczą to samo.

 

wąt­pię by, nor­mal­ny czło­wiek w nią uwie­rzył… ―> …wąt­pię, by nor­mal­ny czło­wiek w nią uwie­rzył…

 

Zda­wa­ła się rów­nie nie­szczę­śli­wa co ja, przy­naj­mniej ja to tak wi­dzia­łem. ―> Zda­wa­ła się rów­nie nie­szczę­śli­wa jak ja, przy­naj­mniej tak to wi­dzia­łem.

 

Po pro­stu była bar­dzo brzyd­ka. W wieku szes­na­stu lat nie po­sia­da­ła kom­plet­nie pier­si. ―> Dawidzie! Skąd przyszła Ci do głowy taka bzdura???

 

Wy­pro­si­łem ro­dzi­ców, byśmy raz na trzy mie­sią­ce… ―> Upro­si­łem ro­dzi­ców, byśmy raz na trzy mie­sią­ce

 

Tego roku wi­gi­lię spę­dzi­łem jak zwy­kle… ―> Tego roku Wi­gi­lię spę­dzi­łem jak zwy­kle

 

Zbli­ża­my się do końca tej krót­kiej opo­wie­ści i do jej fi­na­łu. ―> Masło maślane – koniec i finał to synonimy. znaczą to samo.

Wystarczy: Zbli­ża­my się do końca tej krót­kiej opo­wie­ści.

 

Po­pę­dzi­łem do po­ko­ju by za­gląd­nąć do al­bu­mu ze zdję­cia­mi. ―> Po­pę­dzi­łem do po­ko­ju, by za­jrzeć do al­bu­mu ze zdję­cia­mi.

 

Tak samo na każ­dym innym zdję­ciu. ―> Tak samo na wszystkich/ innych zdję­ciach.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy dzięki za ocenę i poprawki!

 

Myślę, że wszyscy źle traktujecie to co chciałem opowiadaniem przekazać, ja nie pokazuję “o tak należy robić” tylko “patrzcie są ludzie którzy tak myślą” …

 

Sorry wrócę do wątku bo muszę na razie gdzieś iść…

 

 

Jestem niepełnosprawny...

Dawidzie, doskonale wiem, że są ludzie, którzy tak myślą, a ja nie rozumiem, jak można tak myśleć. Ale to pewnie mój problem.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Każdy ma inne doświadczenia. Inna sprawa, że takie myślenie to faktycznie ewenement :) Zdaje sobie z tego sprawę.

Jestem niepełnosprawny...

No, takie bardziej sprawozdanie niż opowiadanie.

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka