– I oto nadeszła ta chwila! – zawołała prezenterka.
Rozmowy przy stole zastawionym wykwintnymi potrawami ucichły, a goście spojrzeli na holograficzny sześcian wiszący w powietrzu. Również dzieci siedzące na podłodze uniosły wzrok.
– Będziemy świadkami jedynego takiego wydarzenia w historii Ziemi. – Prowadząca zniknęła, a pojawił się świerk. – Dziś symbolicznie odetniemy się od świata, nad którym nie panowaliśmy i dumnie wkroczymy w przyszłość.
Sześcian mignął ponownie, ukazując mężczyznę. Jedną ręką machał do zebranego tłumu, a w drugiej trzymał uniwersalny przecinak, który ciął nawet grube bloki metalu, jakby były z pianki aerożelowej.
– Już teraz jesteśmy całkowicie samowystarczalni. Wytwarzamy atmosferę i niestraszne nam kaprysy przyrody – oznajmiła kobieta. Jak na zawołanie pojawił się obraz gęstych chmur, ulewnego deszczu a chwilę później powodzi pochłaniającej miasto. – Ukróciliśmy barbarzyńskie praktyki hodowania i zabijania zwierząt na mięso czy skórę. Nowoczesne laboratoria wytwarzają pełnowartościową, syntetyczną żywność. – Hologram pokazał białe pomieszczenia wypełnione sprzętem oraz uśmiechniętymi ludźmi. – Codziennie przesuwamy kolejne granice, nie boimy się eksperymentować i śmiało… – Nagle na wizji pojawiło się drzewo i mężczyzna w garniturze. – Co? Już? Proszę państwa, dostaliśmy sygnał, że zaraz nastąpi ścięcie ostatniego drzewa na świecie!
Dorośli, którzy stracili zainteresowanie podczas propagandowej wyliczanki, ponownie spojrzeli na transmisję. Wiedzieli oczywiście, że świerk nie był naprawdę ostatnim drzewem. Większość flory i fauny już od dawna zamknięta była w strzeżonych Labo–Rezerwatach, ale przecież chodziło o silny przekaz, a nie o prawdę.
Mężczyzna wykonał szybki zamach i drzewo upadło. Powietrze wypełniły oklaski publiczności.
– I tak oto na naszych oczach dokonują się zmiany – zawołała prezenterka. – A teraz niespodzianka! Aby upamiętnić ten dzień, każdy obywatel dostanie nasz najnowszy gadżet: bańkę czasoprzestrzenną. – Hologram pokazał wiszącą w powietrzu przeźroczystą kulę, która zachowywała się jak woda w stanie nieważkości. – Tak, dobrze słyszeliście! Sami przekonacie się, że wbrew temu, co mówią ci fanatycy z TimeProtect, to przyjemna i bezpieczna zabawa. Wasze okno na przeszłość. Zapomniałaś, gdzie położyłaś kartę? Nie wiesz, co obiecałeś żonie? Nie martw się…
Gospodarze wyłączyli dźwięk transmisji i puścili w tle hit: „Carol of the Bells”. Kiedyś nazywano go kolędą, ale odkąd ludzie odrzucili wiarę, stał się zwykłą piosenką. Dorośli wrócili do ucztowania i rozmów, a dzieci do zabawy. Nikt nie zwracał już uwagi na holograficzny projektor pokazujący coś, co miało zmienić ich przyszłość.
(Nie)odległa przyszłość
Dwóch członków Straży teleportowało się na zniszczony plac w dzielnicy biedoty. Czujniki wbudowane w czarne przyłbice szybko wykryły zgrupowanie kilku osób w jednym z mieszkań.
– To tam. – Ovil wskazał kierunek dowódcy.
– No co ty nie powiesz, młody – zamruczał Wren, kręcąc głową. Tylko w tym lokalu widać było światło, które skutecznie przyciągało wzrok w ciemności. – Słuchaj: staraj się jak najmniej mówić.
– Oczywiście. Jestem przygotowany.
– Jasne – parsknął, ale zaraz spojrzał chłopakowi w oczy. Przyłbice zakrywające ich twarze pozostawały nieprzeniknione dla wzroku obcych, ale Strażnicy widzieli się doskonale. – Służba w Święta jest wyjątkowo trudna – dodał, ruszając w stronę mieszkania.
– Nie zawiodę.
Wren nie wierzył w te zapewnienia. Teoretyczna wiedza i wzniosłe ideały wyniesione z Akademii często nie wytrzymywały starcia z rzeczywistością. Wtedy, gdy trzeba było spojrzeć w oczy ludziom i zrobić to, co trzeba. Nie wahać się, nie okazywać litości.
„Ovil będzie musiał się tego bardzo szybko nauczyć” – pomyślał dowódca, stając przed drzwiami mieszkania. System bezpieczeństwa rozpoznał przepustki obu Strażników i dwupokojowy lokal stanął otworem. Pierwsze z pomieszczeń, wypełnione meblami z przydziału, nie różniło się od innych należących do biedoty. Stałym widokiem były też holograficzne zdjęcia i notatki. Te miały wyciszoną opcję głosowego odczytu.
– To jest ich sposób na zachowanie wspomnień – szepnął Ovil.
– Nie zwracaj na to uwagi. Tak jak uczyli cię w Akademii.
W drugim pokoju mężczyźni znaleźli duży stół zastawiony skromnymi potrawami. Pod ścianami stało dwanaście osób w wieku od dwudziestu do trzydziestu lat oraz szóstka dzieci. Niepewnie zerkali na drzwi, przez które weszli Strażnicy.
„Jak trwoga to do Boga” – Wren przypomniał sobie stare powiedzenie, patrząc, jak kolorowy blask holograficznej choinki oświetla nijakie wnętrze i blade twarze. Ludzkość już dawno porzuciła wiarę, ale gdy tylko świat znalazł się na krawędzi zagłady, ponownie zwróciła oczy ku Bogu. Cóż z tego, że ponad wszelką wątpliwość udowodniono, że coś takiego nie istnieje? Zdesperowani obywatele karmili się zabobonami i przekazywali je innym za pomocą prywatnych transmisji, stale przekłamując fakty. Jednak czy ktokolwiek mógł ich potępiać za próbę radzenia sobie z rzeczywistością?
Wren był od tego daleki. Wolał skupić się na danych wyświetlanych wewnątrz przyłbicy związanych z Pęknięciem pośrodku pokoju. Do tej pory wyrwa w teraźniejszości zdążyła już pochłonąć cały środek stołu oraz część ze świątecznych ozdób i potraw. Wolno rosła, pełznąc we wszystkich kierunkach i pulsując tak, że trudno było uchwycić jej granice. Jedynie wnętrze, które wypełniała nieprzenikniona pustka, pozostawało stabilne. Pęknięciu jak zwykle towarzyszyła niesamowita cisza, która pogłębiała się za każdym razem, gdy anomalia traciła stabilność.
– Strażnicy Wren – przedstawił się dowódca – oraz Ovil. – Dłonią odzianą w rękawiczkę wskazał partnera.
Nie czekając na odpowiedź, przeniósł wzrok na pierwszą z brzegu osobę. Na wewnętrznej stronie przyłbicy zobaczył biogram oraz dane biologiczne obywatela.
– Strażnicy Niepamięci – szepnął ktoś.
Wren skrzywił się pod osłoną, ale nie przerwał skanowania. Ludzie stale przekręcali nazwę ich organizacji, zdążył więc przywyknąć. Nawet nauki Straży Pamięci, przekazywane podczas dwudziestoczterogodzinnej, obowiązkowej transmisji nie mogły zmienić nastawienia ludzi. Głównie dlatego, że były to suche fakty dotyczące historii oraz prawa, niemogące oddać idei, która przyświecała działaniom Straży.
I jak dla Wrena przepełnione wściekłością szepty i nienawistne spojrzenia nie były niczym nowym, tak obawiał się o Ovila. Chłopak nigdy wcześniej nie uczestniczył w interwencji. Dopiero co skończył Akademię, a nawet ona nie mogła przygotować przyszłego Strażnika na spojrzenia dzieci. One, w przeciwieństwie do rodziców, wszystko pamiętały.
Nagle wnętrze przyłbicy dowódcy zapulsowało czerwonym światłem, sygnalizując odnalezienie celu.
– Anna Fal – Wren utkwił wzrok w kobiecie siedzącej na krańcu stołu. – Anna – powtórzył, ale zamilkł, gdy zobaczył pełne dane obywatelki.
Kobieta nie odpowie, nawet gdyby chciała. Zbyt wiele straciła, aby kojarzyć własne imię i nazwisko, czy choćby ośmioletnią córkę stojącą z boku. W tym stadium Zapomnienia, gdzie zniszczeniu uległa większa część czasu przeszłego, nie pomogą nawet holograficzne informacje z drugiego pokoju. Niewiele już zostało Anny w Annie, a Strażnicy musieli zabrać nawet tę odrobinę.
– Anno Fal. – Wren podszedł do kobiety. Głos miał spokojny i pozbawiony emocji. – Na mocy danego mi prawa zabieram ci około ośmiu godzin przeszłości. Zostanie ona użyta wyłącznie do zamknięcia Pęknięcia. Wyrwa teraźniejszości pojawiła się w przestrzeni przypisanej do ciebie, więc masz obowiązek ją zamknąć. – „Mimo, że to nie twoja wina. Ktoś, kiedyś uszkodził w tym miejscu bańkę czasoprzestrzenną, przez co struktura rzeczywistości została osłabiona”.
Szum podniesionych głosów nie mógł przerwać oświadczenia, które Wren musiał wygłosić. Prawo było bezwzględne, ale nie ustanowiono go bez potrzeby. Obywatele nie mieli nic do powiedzenia, bo tylko dzięki niemu Strażnicy utrzymywali rzeczywistość w ryzach i zapewniali naukowcom czas, aby rozwiązali problem Pęknięć. Ustawa nie dotyczyła oczywiście członków Straży, inaczej nie mogliby efektywnie pracować.
– Mam jednak obowiązek poinformować, że Zapomnienie wynosi u ciebie ponad dziewięćdziesiąt pięć procent. Istnieje więc niezerowe prawdopodobieństwo, że ta czynność całkowicie pozbawi cię przeszłości i doprowadzi do śmierci. W takim przypadku pytam świadków, czy ktoś chciałby zastąpić Annę Fal w wykonaniu jej powinności.
Szepty zamarły. Wren czekał na odpowiedź, wpatrzony w kolorowe światełka choinki. Nagle poczuł, jak coś szturcha go w nogę.
– Dzieci do lat dwunastu nie mogą o sobie decydować, a więc i oddawać przeszłości – oświadczył Ovil pozbawionym emocji głosem. Tak jak go uczono.
Szlochając, córka Anny wtuliła się w matczyny bok. Kobieta pogłaskała dziecko po włosach, nie odrywając pustego spojrzenia od talerza. Naukowcy ciągle nie potrafili wyjaśnić, jakie mechanizmy kierowały zachowaniem osób w znacznym stopniu pozbawionych przeszłości. Większość z nich niemal całkowicie traciła podstawowe umiejętności i potrzebowała nieustannej pomocy, ale niektóre odruchy pozostawały – szczególnie u matek.
– Ja to zrobię. – Młody mężczyzna podszedł do Anny, wlepiając wzrok w nieprzeniknioną powierzchnię przyłbicy Strażnika.
– Adrian Wolf. – Wren sprawdził dane obywatela. Stopień Zapomnienia zbliżał się u niego do niebezpiecznego poziomu. – Którą część przeszłości mamy zabrać? – zapytał, zdziwiony tą ofertą.
– Bierz, co chcesz – wysyczał.
– Rozumiem. Ovil, czy jesteś świadkiem dobrowolnego przekazania około ośmiu godzin przeszłości Adriana Wolfa na rzecz Anny Fal?
– Jestem.
– Za pozwoleniem więc. – Wren przyłożył dłoń do skroni mężczyzny, a drugą wyciągnął w stronę anomalii.
W następnej chwili urządzenie zamontowane w rękawicy zaczęło pruć najbardziej odległy obraz przeszłości Adriana i uzyskaną z niego nicią powoli łatało Pęknięcie. Wśród potwornej ciszy anomalia zachłannie pochłaniała każdą sekundę dostarczanego jej czasu.
Długo nic się nie działo, aż zupełnie nagle powrócił dźwięk. Wszyscy poczuli ulgę, jakby zatkane wodą uszy się odblokowały. Pęknięcie zaczęło się zmniejszać, powoli oddając brakującą część przestrzeni: wrócił stół, ozdoby oraz jedzenie. A po chwili anomalia zniknęła, pozostawiając w powietrzu falującą, trudną do zauważenia bliznę.
Wren opuścił ręce i wymijając oszołomionego mężczyznę, podszedł do Ovila. Ich przyłbice wymieniły się danymi, a system automatycznie wypełnił niezbędne formularze i wraz z zapisem interwencji przesłał je do centrali Przeszłego Fortu. Głównej siedziby Straży Pamięci, dawniej nazywanych TimeProtect, i miejsca przechowywania wiedzy oraz wspomnień ludzkości. To właśnie tam, naukowcy pracowali nad sposobem naprawy struktury czasu i przestrzeni, a Strażnicy dbali o to, żeby świat się nie skończył, zanim mądre głowy tego nie osiągną.
– Dziękujemy za państwa współpracę oraz poświęcenie poczynione na rzecz naszego świata. – Głos Strażników rozbrzmiał równocześnie, a towarzyszył mu płytki ukłon. Po zastanowieniu Wren dodał jeszcze: – A także wesołych…
– Jak możecie nam to robić?! – krzyknęła nagle córka Anny.
– My… – zaczął Ovil, ale dowódca wszedł mu w słowo.
– Żeby uratować teraźniejszość i mieć szansę na jakąkolwiek przyszłość, musimy zużyć naszą przeszłość. Czas jest zasobem tak jak w dawnych czasach ropa czy węgiel – wyrecytował standardową formułkę. „Stał się nim, bo nasi przodkowie nie potrafili przewidzieć konsekwencji swoich czynów” – pomyślał Wren, ale powiedział coś innego. – Wszyscy płacimy za błędy przeszłości, której nie byliśmy nawet świadkami. Nikt z nas nie ma wyboru – dodał, po czym ruszył do wyjścia.
– Poza bogaczami. – Padło ciche oskarżenie.
– I wami. – Dodał ktoś inny.
Młody Strażnik otworzył usta, ale widząc wzrok dowódcy, szybko je zamknął. Nie było przecież sensu dyskutować z prawdą. Choć od jakiegoś czasu nie dotyczyła ona już bogatych. Kiedyś rzeczywiście wkupywali się w łaski Straży, ale ukrócono ten proceder. Głównie dlatego, że średnia ich wieku była znacznie wyższa niż przeciętna w populacji. A to oznaczało, że mieli więcej czasu do zużycia niż biedniejsi obywatele. Ostatnio przeszłość bogaczy stała się zasobem cenniejszym od waluty.
A co do Strażników… to przecież nikt nie pytał, czy chcą nimi zostać. Ich przodkowie zostali wybrani ze względu na idealny zestaw cech i od tamtej pory przekazywali ten obowiązek swoim dzieciom.
Nie komentując coraz głośniejszych oskarżeń i przekleństw, członkowie Straży opuścili mieszkanie.
– Oni nic nie rozumieją – szepnął Ovil drżącym głosem.
– Nie – potwierdził Wren. – Ale to nasza wina, nie ich.
Bo ludzie pozbawieni przez Strażników przeszłości nie pamiętali przyczyn katastrofy. Nie kojarzyli wysokorozwiniętej, samowystarczalnej cywilizacji, której członkami niegdyś byli. Tej samej, która miała zbyt wiele pychy, a za mało rozsądku i wiedzy, aby rozumieć, że nie należy bawić się strukturą czasu i przestrzeni.
„Ale nie oni za to zapłacą, tylko my” – Wren poczuł, jak krew z przygryzionego policzka rozchodzi się w ustach. Mimo że zamknął tysiące Pęknięć, za każdym razem czuł się tak samo brudny. A ostatnio doszło do tego jeszcze potworne uczucie bezradności. Bo tego świata nie dało się już uratować. Teraz to wiedzieli, jednak na samym początku kryzysu TimeProtect wierzyło, że to możliwe. Jeszcze zanim doszło do katastrofy, robili wszystko, aby uświadomić ludziom i władzy zagrożenia związane z bańkami czasoprzestrzennymi. Ale nikt nie słuchał. Dopiero, gdy wszystko się posypało, przywódcy Ziemi poprosili ich o pomoc. Członkowie TimeProtect nie odmówili, ale postawili kilka warunków.
Z początku wszystko szło dobrze, a przynajmniej tak im się wydawało. Jednak z każdą odrzuconą strategią i niedziałającym systemem, tracili nadzieję. Odrzucano plan po planie, aż w końcu nic nie zostało. „Całe to poświęcenie poszło na marne” – pomyślał Wren, zerkając na mieszkanie Anny. Światła holograficznej choinki mieniły się wszystkimi kolorami tęczy. Cichy śpiew wypełniał powietrze. Zniekształcone przez ściany i Zapomnienie słowa „Carol of the Bells” kryły w sobie wielką moc.
– Wren? – Ovil spojrzał na dowódcę.
– Tak?
– Nie powinniśmy im powiedzieć?
– Czego?
– Że to będą nasze ostatnie Święta?
Wren milczał, zasłuchany w melodyjny śpiew. Taka właśnie była gorzka prawda. Naukowcy próbowali wszystkiego, by naprawić strukturę teraźniejszości, ale ona ciągle się rwała. Zasoby przeszłości kurczyły się w zastraszającym tempie, przez co Strażnicy nie mogli zamknąć wszystkich nowo powstałych Pęknięć. Już nie wspominając o gigantycznych anomaliach na północy oraz południu gdzie zagęszczenie ludności było minimalne. Nawet umierający ze starości członkowie Straży nie mieli tyle przeszłości, aby je załatać. Świat umierał, a oni desperacko próbowali dać mu jeszcze odrobinę czasu.
– Nie możemy im powiedzieć. – Zaprzeczył Wren. – Tego jednego im nie odbierzemy.
– Czego?
– Nadziei – szepnął, nawiązując kontakt z centralą i pobierając współrzędne kolejnego Pęknięcia. Dla wszystkich Strażników zapowiadała się kolejna pracowita noc.