Luźne i – przyznaję – kończone na ostatnią chwilę. Mimo to mam nadzieję, że Wam się spodoba. Nic więcej nie mówię i zapraszam. :)
Luźne i – przyznaję – kończone na ostatnią chwilę. Mimo to mam nadzieję, że Wam się spodoba. Nic więcej nie mówię i zapraszam. :)
Okazji, dzięki której będziemy mieć możliwość stanięcia na Czerwonej Planecie.
Jeśli czytasz to „w przyszłości”, pamiętaj, gówniarzu, nie znajdowałbyś się tam, gdyby nie ona.
2020 rok
W zasięgu wzroku widać było jedynie ruiny. Czujniki wskazywały, że skład powietrza pozwala na oddychanie, ale unoszący się wszędzie pył nie zachęcał do zdjęcia hełmu. Nawet Marksel, który zazwyczaj jako pierwszy uwalniał się z kombinezonu, tym razem zrezygnował. Jemu również udzieliła się atmosfera miejsca.
Szli w milczeniu pomiędzy dziwnymi budynkami, przypominającymi raczej bunkry i baraki niż domy, którymi przecież chociaż część była w czasach, gdy na tej planecie mieszkała jeszcze jakakolwiek rozumna rasa. Laara czytała, że teraz żyły tu jedynie niedobitki kilku gatunków insektów.
W teorii nie mieli się czego bać – to tylko kolejna martwa planeta w martwym Układzie Słonecznym, który obrali sobie za cel wycieczki w ten weekend – ale wciskający się w każdy zakamarek kombinezonu czerwonobrunatny pył sprawiał, że okolica wydawała się wyganiać nieproszonych gości.
– Spójrzcie! – Głos Terlana zabrzmiał nienaturalnie głośno.
Laara ruszyła w stronę towarzysza, który stał kilkadziesiąt metrów dalej i machał do nich, niemalże podskakując z podniecenia. Budynek obok niego był wyższy niż pozostałe, a tuż nad wejściem wisiała duża tablica, z której Terlan najwidoczniej przed chwilą starł pył, żeby przetłumaczyć widniejący napis. Jej również serce zabiło mocniej, gdy przeczytała, co oznacza.
– To było oznaczone w przewodniku, nie? – Marksel zajrzał jej przez ramię.
Wciąż żuł coś nonszalancko, a Laarę tknęła myśl, że chyba nigdy nie widziała go bez gumy w ustach, choć znali się od dzieciństwa.
– Tak. Najstarsze tutejsze muzeum. – Tarlan śmiało pchnął drzwi. Nie były zamknięte. – Nosi imię Opportunity. To łazik, którego wysłano tu z Ziemi całe wieki temu!
Sypał datami jak z rękawa. Tak już miał w zwyczaju. W szkole stopnie co najwyżej średnie, ale jak jechali na planex, nagle wiedział wszystko.
Wewnątrz pyłu było zdecydowanie mniej, za to dołączył do niego kurz, osadzony na wszystkich meblach i podłodze. Światło, rzecz jasna, nie działało, uruchomili więc latarki i powoli ruszyli naprzód. Planexem zajmowali się już długo, obracali się też w towarzystwie ekip z podobnym hobby, więc niemalże celebrowali odwiedziny w miejscu takim jak to. Szli w milczeniu, chłonąc atmosferę, raz na jakiś czas przystając przy zdjęciach na ścianach. Tych tradycyjnych, drukowanych zdjęciach, które widywało się jedynie podczas wypraw na dawno opuszczone planety. Te konkretne przedstawiały proces budowy kompleksu. Maszyny starego typu, których nie używano już od wieków, uśmiechnięci pracownicy, pozujący przy fundamentach, aktualnie uważane już za prymitywne laboratoria, a nawet rośliny.
W końcu weszli do głównego pomieszczenia muzeum, całego zatopionego w mroku. Zatrzymali się tuż za progiem, patrząc na niewyraźne kształty, które latarki wyłaniały z ciemności. Niemalże podskoczyli, gdy Laarze zadzwonił komunikator.
– Cześć, mamo. – Odebrała, rzucając im przepraszające spojrzenie. – Nie wiem, o której wrócimy. Tak, lekcje odrobione, jestem pełnoletnia, wiesz? – Tarlan i Marksel patrzyli na nią z wyrzutem, że śmiała zakłócać tak podniosłą chwilę czymś tak przyziemnym jak szkoła czy rozmowa z rodzicielką. – Nie wiem, kiedy wrócimy, wzięliśmy jeden ze statków sterowanych przez SI i polecieliśmy do Drogi Mlecznej. Tak, mam ze sobą dokumenty, jak inaczej przepuściliby nas przez tunel międzygalaktyczny? Dobrze, zrobię zdjęcia, zawsze robię. Oczywiście, że kupię śniadanie wracając. Pa. – Rozłączyła się i westchnęła. – A, spadajcie – mruknęła do towarzyszy podróży, którzy parsknęli śmiechem.
Nie czekając dłużej, weszła do pomieszczenia. Światło latarek nie sięgało sufitu, przez moment słychać było jedynie echo kroków. Obchodzili główny eksponat, przyglądając mu się z każdej strony. Marksel po chwili nawet sprawdził ponownie skład powietrza i otworzył hełm, żeby głowa zmieściła mu się pod ustawionym nad podwyższeniu mechanizmem.
– W idealnym stanie – szepnął i Laara miała wrażenie, że na chwilę nawet przestał żuć gumę. – No, idealnym jak na to, co przeszedł.
Terlan zatrzymał się gwałtownie.
– Słuchajcie… – zaczął niepewnie. – Nie wydaje się wam, że on jest jakiś taki… no… za czysty?
Laara przejechała jedną rękawicą po stojącym niedaleko innym eksponacie – jakimś rodzaju akumulatora, według opisu pierwszego zbudowanego na tej planecie – a drugą po panelu słonecznym na brzegu łazika. Pokazała towarzyszom ręce. Czerwoną od wszechobecnego pyłu… i niemalże całkowicie czystą.
Marksel w pośpiechu zamknął hełm. Terlan podszedł do Laary, jakby chciał zasłonić ją własnym ciałem. Dziewczyna wstukiwała w panel na ramieniu polecenie dla statku, którym dotarli na Marsa, aby przyleciał jak najbliżej ich obecnej pozycji.
– Wszyscy się stąd wynieśli. Tak mówiłeś – warknęła do Terlana.
– Takie informacje podane są wszędzie. – Chłopak wciąż rozglądał się nerwowo. – Planetę opuszczono lata temu, bo znaleziono miejsce bardziej przyjazne do życia. Nikt tu nie został.
– Przecież nie czyści się sama!
– No pewnie, że nie. – Zgodnie podskoczyli, gdy dotarł do nich nowy głos.
Zanim zdążyli rzucić się do ucieczki, na końcu pomieszczenia pojawił się promień światła.
– Kto tam? – krzyknął buńczucznie Marksel. Zacisnął dłonie w pięści. – Jest nas więcej, nie boimy się ciebie!
Nie zabrzmiało to tak dobrze, jakby tego chciał. Światło zadrżało, jakby ktoś trzymający jego źródło się zaśmiał.
– Nic wam nie zrobię.
W końcu zza rogu wyłoniła się postać. W pierwszej chwili wszyscy troje pomyśleli to samo – wyglądała dziwnie. Niby jak człowiek, ale jednak ci, których spotykali do tej pory byli jacyś inni. A już na pewno nie mieli siwych włosów.
– Kim jesteś? Skąd znasz nasz język? – powtórzyła Laara.
– Przybywa tu dużo takich podróżników jak wy. – Wzruszył ramionami. Zatrzymał się kilka kroków od nich, więc widzieli już całkiem wyraźnie, że nie był wiele wyższy od nich. Dwie ręce, dwie nogi, skóra koloru zwykłego człowieka. Na pierwszy rzut oka wyróżniało go jedynie to, że wyglądał staro. Ludzie, jak większość przedstawicieli innych ras, woleli poddawać się zabiegom, aby być wiecznie młodymi. – Cieszę się, że udało mi się rozpoznać waszą rasę tak łatwo. Obserwowałem przez okno, jak się zbliżacie.
– Kim. Jesteś. – Tym razem Laara podkreśliła każde słowo.
– Człowiekiem, który jest już wystarczająco stary, aby nie chciało mu się żyć w społeczeństwie, wybrał więc życie samotnika i badacza historii ludzkości. Tutaj mieszkam już od roku, jedna z planexowych ekip… Tak to nazywacie, prawda? Eksplorowanie tych wszystkich opuszczonych planet? W każdym razie jeden z takich zespołów zaopatruje mnie raz na jakiś czas w jedzenie. Opowiedziałem im wiele historii w zamian za niezdradzanie w sieci, że tu siedzę. Lubię robić odwiedzającym niespodzianki. – Uśmiechnął się. – Tomek jestem.
Terlan ośmielił się pierwszy, uścisnął tamtemu dłoń. Wiedzieli, że ludzie mają to w zwyczaju, bo u nich w szkole uczył się jeden człowiek z wymiany międzygalaktycznej.
Starzec zbliżył się do łazika, którego oglądali i niemal pieszczotliwym gestem pogłaskał jedno z kół.
– Ile masz lat? – wypalił Marksel, Laara spojrzała na niego z wyrzutem, jednak zdawało się, że Tomek nie zwrócił na ten nietakt uwagi.
– Dużo. Dość, żeby pamiętać, jak to maleństwo wysłano w kosmos. Byłem praktycznie na łożu śmierci, gdy ludzkość odkryła, jak przedłużać życie do niemal trzystu ziemskich lat. A potem wszyscy mogliśmy korzystać z nieśmiertelności. – Westchnął. – Pamiętam, gdy zdecydowano w końcu, aby ogłosić jej śmierć.
– Jej? – znowu Merksel odezwał się pierwszy.
– Nazwali go Opportunity. W moim języku to słowo jest rodzaju żeńskiego. Okazja. Wypaliło mi się tak w głowie. Byłem wtedy zaledwie stażystą, w przeliczeniu pewnie niewiele starszym od was. I została tu zapomniana, aż do czasu utworzenia kolonii. Pracowałem w dziale badawczym muzeum, zajmowałem się nią. Wiedziałem, że cieszyłaby się tymi pełnymi podziwu spojrzeniami.
Marksel, Laara i Terlan wymienili szybkie spojrzenia. No wariat, mówiły.
– Potem wyjechaliśmy, nikt nie chciał jej zabrać, a ja długo nie mogłem zdecydować się na powrót. Co, gdybym jej tu nie znalazł? Co, gdyby była zniszczona…? – Tomek potrząsnął głową. – Przepraszam, tyle czasu siedzę sam, że potem za dużo mówię. Obejrzyjcie spokojnie muzeum, wiem, że po to tu przyjechaliście. Tylko jej nie dotykajcie.
Oddalili się w stronę eksponatów pod ścianami. Nachylili się nad wyjątkowo starym komputerem z tablicą ogłaszającą, że to na nim dokonano większości obliczeń odnośnie zasobów potrzebnych na stworzenie kolonii.
– Trzeba się stąd zbierać – syknął Merksel. Żuł nerwowo. Bał się, Laara zdawała sobie z tego sprawę. – Ten facet to świr. Dlaczego nikt o nim nie uprzedza?
– Pewnie jest niegroźny. – Terlan wzruszył ramionami.
– Zgadzam się z Merkselem, tak dla odmiany – szepnęła dziewczyna. – Powiem, że matka kazała mi wrócić do określonej godziny.
Wyprostowała się i kliknęła kilka przycisków na komunikatorze.
– Panowie, chyba koniec wycieczki na dziś – rzuciła. – Rodzicielka napisała mi o obiedzie u babki.
– Zawsze psuje dobrą zabawę.
– Dzięki, Tomek. – Terlan zbliżył się do człowieka, siedzącego na podwyższeniu obok Opportunity. – Jeszcze kiedyś może wpadniemy.
Zatrzymał się w pół kroku. Mężczyzna ewidentnie go nie słuchał, zajęty gładzeniem jednego z paneli słonecznych. Wyszli czym prędzej.
***
– Spotkaliście Szalonego Toma? – zaśmiał się Ralen.
Tydzień później siedzieli na piwie z ekipą, która poleciła im wycieczkę na Marsa.
– Mogliście nas uprzedzić! – Laara zmierzyła ich z wyrzutem.
– Och, obiecaliśmy mu, że tego nie zrobimy. Zresztą, jest nieszkodliwy. Ma tylko fioła na punkcie tego łazika.
– Całkiem uzasadnionego, nikt nie spodziewał się, że Opportunity przetrwa tam piętnaście lat – mruknął Terlan, gapiąc się na swoje piwo.
– Ty też zawsze byłeś dziwny, Świerli – rzucił Merksel i siedzący przy stole wybuchnęli śmiechem, tylko Laara przewróciła oczami w wyrazie dezaprobaty dla tego dziwnego przezwiska, które powstało, gdy byli dziećmi.
– Oj już, nie smęćcie, pojedźcie tam kiedyś i poproście o jakąś historię. Facet jest walnięty, ale ma łeb jak sklep – dodał Ralen.
– Nie ma mowy, że tam wrócę – wyrwało się Merkselowi, czym znowu wywołał salwę śmiechu.
***
Statek zatrzymał się tuż obok przejścia przez kopułę, Terlan pokonał śluzę i skierował się prosto do muzeum. Drzwi były otwarte, dwa krzesła w głównej sali czekały.
– Tomek? – krzyknął.
Starzec po chwili wyłonił się zza rogu i uśmiechnął do przybysza.
– Tu zakupy, o które prosiłeś. – Terlan podał mu torbę. – To co, opowiesz mi? Obiecałeś, że dzisiaj…
Szalony Tom uniósł rękę.
– Obiecałem. Usiądź. Więc ostatni raz próbowaliśmy połączyć się z nią dwunastego lutego dwa tysiące dziewiętnastego roku…
I jestem przy pierwszym tekście przez ciebie wykonanym jest późna godzina, ale myślę, że widzę jeszcze litery.
Tekst wyszedł nieźle. Wykonanie całkiem OK. Nie widziałem większych usterek, mniejszych też nie widziałem (z racji na godzinę, bierzemy to w nawias). Więc tak, jest kreacja i wyszła spoko. Jest mała wariacja na temat imienia Opportunity, to też całkiem, całkiem. Udało się w tym krótkim tekście zarysować bohaterów nawet, więc nieźle.
W opku chciałoby się zobaczyć więcej, żeby powiedzieć, że coś więcej niż “opowiastka” (moim zdaniem). Zastosowałaś luźne podejście do SF i nie jest to wielce złe, ale widać postawienie więcej na wyobraźnie niż opowieść o Marsie czy łaziku. W moim odczuciu wyszło przyzwoicie, jest to dobry tekst do przeczytania, ale zapewne szybko umknie z głowy.
Kto by się spodziewał, że tu zawitasz? ;)
Ja też chyba jeszcze w miarę widzę litery, a więc… Fabuła mogłaby być bardziej dopracowana, z czego niestety zdaję sobie sprawę. Za późno zabrałam się za pisanie i zabrakło mi czasu. Zależało mi na pokazaniu bohaterów nieco bliżej niż w poprzednich tekstach, tak ku ćwiczeniu.
Dzięki za odwiedziny, szczególnie o takiej porze. ;)
Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.
“Czujniki wskazywały, że skład powietrza pozwala na oddychanie, ale unoszący się wszędzie pył nie zachęcał do zdjęcia hełmu.” – to w końcu jak? można oddychać, czy nie? Pył również powinien zostać zanalizowany przez taki czujnik, jako składnik powietrza. Lepiej było to ująć w ten sposób, że z jakiegoś źródła wiedzieli, że atmosfera nadaje się do oddychania, ale ten pył sprawiał, że się bali.
Zdarza Ci się popełniać długie, piętrowe zdania, jak np. to: “W teorii nie mieli się czego bać – to tylko kolejna martwa planeta w martwym Układzie Słonecznym, który obrali sobie za cel wycieczki w ten weekend – ale wciskający się w każdy zakamarek kombinezonu czerwono-brunatny pył sprawiał, że okolica wydawała się wyganiać nieproszonych gości.” – nie dość, że długie, to niezbyt zgrabne (”okolica wydawała się wyganiać” – słabo to brzmi), lepiej tego unikaj, zwłaszcza, że każda ze składowych ma inny podmiot. Sugerowałabym kropkę po ‘weekend’ a z tą okolicą zrobić coś bardziej sensownego.
Jeśli chodzi o treść, to trochę mi zgrzytało, że to nie są ludzie (co gdzieś wyraźnie napisałaś), a zachowują się jak nastolatki na wycieczce :) i nie mają żadnych “nieludzkich” cech. Nie podajesz, co to właściwie za rasa, ale spodziewałabym się właśnie jakichś potomków ludzkich, co wykluczasz.
Niezbyt podobało mi się zachowanie wycieczkowiczów wobec Tomka, ale fakt, to też dość typowe (w przypadku ludzkich nastolatków;)) uznać kogoś za świra, nawet nie próbując zrozumieć.
“– Ty też zawsze byłeś dziwny, Świerli – rzucił Merksel i siedzący przy stole wybuchli śmiechem, tylko Laara przewróciła oczami w geście dezaprobaty dla tego dziwnego przezwiska, które powstało, gdy byli dziećmi.” – po co wprowadzasz taki wątek przed samym zakończeniem? Czy to przezwisko jest w jakikolwiek sposób istotne?
Z plusów, fajny zwrot “planex” – całkiem zgrabna analogia “urbexu”, bardzo fajny twist w końcówce (i zostawiłaś do niego dużo tropów). Lekko się czytało. Ogólnie nieźle :) Łap klika na zachętę :)
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Czytało się sprawnie i szybko, obyło się bez zmuszania się do doczytania zakończenia. Jednak historia nie jest zapadającą w pamięć i właściwie niewiele ma do powiedzenia. Właście historia mogłaby opisywać odwiedziny dzisiejszych nastolatków do muzeum dotyczącym np. II WŚ, którzy nie chcą porozmawiać z uczestnikami tamtych wydarzeń.
Podobnie jak Bellatrix nie rozumiem czemu wprowadziłaś tutaj inną rozumną rasę, skoro nawet nie wspomniałaś o jakimś szczególe, który ich wyróżnia.
Podsumowując – czytało się przyjemnie, natomiast bez większych szans na zapamiętanie.
Przyjemnie się czytało i pomysł fajny:). Sama lubię jeździć w różne miejsca i zwiedzać i tu ten klimat oddałaś.
Podzielam opinie odnośnie rasy. Z góry założyłam, że są to ludzie w przyszłości, po czym miałam dysonans poznawczy, że jednak chyba nie do końca. Lepiej gdybyś na początku już dała przesłanki, że to inna rasa lub po prostu zdecydować się na naszych potomków.
Przezwisko wg mnie jest istotne, ponieważ na końcu postać wraca na Marsa (co przez innych uznane by było za wariactwo). Jednak tą informację również wprowadziłabym wcześniej (będzie wtedy bardziej naturalnie).
Powodzenia w konkursie:)
Sympatyczne :)
Przynoszę radość :)
Dzięki wszystkim za odwiedziny i komentarze. Usterki postaram się poprawić po konkursie. Co do rasy bohaterów, racja, mogłam wspomnieć o tym wcześniej, lepiej ukazać sam motyw ich odmienności, choć akurat podobieństwo do ludzkich nastolatków jest całkowicie zamierzone. Przez samo wprowadzenie innej rasy chciałam lepiej podkreślić, że są to odległe czasy, ale też że ludzie są częścią jakiejś większej, międzyplanetarnej – czy wręcz międzygalaktycznej – społeczności.
Przezwisko Terlana wydaje mi się również dość istotne, z powodów, które wspomniała Monique. :)
Cieszę się, że mimo wszelkich błędów czy niedociągnięć, czytało się Wam przyjemnie.
Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.
Dla mnie zachowanie nastolatków jest ok:) Tylko gdy czytałam, przed oczami miałam ludzi (ponieważ nie miałam żadnej informacji, aby było inaczej), a później nie mogłam za bardzo połapać się kto jest kim/czym:). Drobna wskazówka na początku powinna załatwić sprawę.
Niezły pomysł. Tekst nieszczególnie długi, co do takiej koncepcji akurat chyba pasuje. Przynajmniej przy takim rozłożeniu akcentów, gdzie więcej jest jednak opisów zachowania grupy, przybliżenia trochę scenerii przyszłości, którą prezentujesz, a mniej samego zapoznawania się z historią, które osoba Tomka oferuje. Tego trochę mi brakło, bo taka perspektywa dla czytelnika jest ciekawa i nieco mniej wyeksploatowana. Zwykle prezentujemy czytelnikowi fikcję, coś nieznanego. Tymczasem tutaj trafia się okazja, by zaprezentować właśnie teraźniejszość z perspektywy odległej przyszłości. Rozumiem jednak, że mogło zabraknąć na to czasu. Albo zwyczajnie miałaś inną koncepcję.
W każdym razie czytało się fajne. Jest w tym tekście pewien wątek “zagadkowy”. Coś w rodzaju mikrotajemnicy, która intryguje. Jest pewna kreacja wizji i obrazu przyszłości. Nieco zdawkowa, ale znów, na taką długość więcej nie potrzeba.
Słowem: całkiem sprawnie poradziłaś sobie z tematem konkursu, czyta się przyjemnie, nie szarżowałaś z długością co w przypadku takiej koncepcji bardzo mi pasowało. NWM często używa takiego określenia “dobry tekst do obiadu”. I tak mi to właśnie pasowało do Twojego opowiadania, bo tekst nie zabiera dużo czasu, można sobie po niego sięgnąć w dowolnie wybranej wolnej chwili.
Dla mnie zdecydowanie kandydat do biblioteki.
Składam wniosek o klika, a na pozostałe to już poluj we własnym zakresie. ;-)
Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków
Hej! Dzięki za odwiedziny. Co do prezentacji samej wizji Marsa – teraźniejszości bądź bliskiej przyszłości z perspektywy przyszłości odległej – rolę zagrał tutaj brak czasu. Gdybym miała go więcej, chętnie ukazałabym to wszystko bardziej szczegółowo, ale postanowiłam skupić się na bohaterach i tym, jak oni postrzegają otoczenie. A do tego pasowała mi krótka forma.
Cieszę się, że przypadło Ci do gustu, mimo takiego podejścia w tekście. :)
Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.
Sympatyczna historia z wiarygodnie nakreślonymi postaciami nastolatków. Wyrzuciłabym tag “science fiction”, bo tekst jest raczej w konwencji fantasy.
Piszesz, że na Marsie można oddychać tlenem, ale bohaterowie noszą hełmy. Proponuję zaznaczyć, że zdjęli hełmy w muzeum, które było szczelne. Wtedy rozmowa z Tomkiem i żucie gumy wypadną bardziej naturalnie.
Zgadzam się z przedpiścami, w opowiadaniu mogło wydarzyć się więcej, ale czytało się dobrze, postacie nastolatków ciekawe, dialogi fajne, dlatego klikam. :)
Jest jakiś zgrzyt z tym hełmem. ;) Poprawię. Dzięki!
Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.
Przyjemne :) Oparte na fajnym pomyśle. Bohaterowie, mimo iż albo może bo, przypominają ludzi też na plus. Mnie nie przeszkadza, że nie do końca wiadomo, kim właściwie są. W moim odczuciu, nie za bardzo rzutuje to na treść. Ogólnie mi się podobało.
Życzę powodzenia w konkursie i klikam :)
Cieszę się i dziękuję :D
Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.
Fajnie napisane, czyta się szybciutko. Napisane dobrze i z polotem. Ciekawie i oryginalnie przedstawieni bohaterowie.
Co do krytyki to oczywiście nic nie napiszę bo się dobrze nie znam.
W sam raz na piątkowy wieczór odpoczywając po całym ciężkim tygodniu.
JohnnyTrestle
Hmmm. Napisane dobrze, więc czyta się nieźle. Ale fabuła mnie nie powaliła. Nie ma jakiegoś porządnego problemu, wyzwania. Ot, zwiedzają sobie, spotykają dziwnego faceta… Czy to przygoda, którą młodzież będzie długo pamiętać? Ja bym nie pamiętała.
Babska logika rządzi!
Verusie, dobrze napisane, świetnie się czyta, ale trochę mi historii brakuje. Ot grupka Obcych wpada do marsjańskiego muzeum, spotyka starego człowieka i to właściwie wszystko. Tu aż się prosi o rozwinięcie, o jakieś wstawki z przeszłości. Generalnie, opko ma potencjał, ale niestety niewykorzystany.
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Irko, jestem pod wrażeniem zbieżności naszych komentarzy. :-)
Babska logika rządzi!
Faktycznie :) Wierz, albo nie, ale wcześniej nie czytałam Waszych komentarzy :)
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Co mam nie wierzyć… Ty czytałaś o wiele wcześniej niż ja, a prędkość wstawiania komentarzy sugeruje, że miałaś je naszykowane.
Babska logika rządzi!
Cześć. Cieszę się, że przynajmniej dobrze napisane, następnym razem będę musiała też popracować nad historią. I faktycznie, zbieżność komentarzy jest niesamowita. :D
Johnny, przy początkach działalności na portalu większość osób nie bardzo się zna. :p Ja też się nie czuję, jakbym się znała, ale czasami mi jakieś dwa słowa krytyki przyjdą na myśl. To opowiadanie było pisane jako takie lekkie i “do poduszki”, więc fajnie, że spełniło swoje zadanie w Twoim przypadku.
Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.
Opportunity jest, OK, ale opowiadanie zdało mi się zaledwie średnie. Najbardziej spodobał mi się Tomek, samozwańczy kustosz, natomiast młodzież zwiedzająca muzeum zupełnie nie przypadła mi do gustu. Poza tym nie opuszczało mnie wrażenie, że słucham rozmowy współczesnych nastolatków, a nie przedstawicieli nieznanej mi rasy z odległej przyszłości.
…czerwono-brunatny pył sprawiał… ―> …czerwonobrunatny pył sprawiał…
…siedzący przy stole wybuchli śmiechem… ―> …siedzący przy stole wybuchnęli śmiechem…
…tylko Laara przewróciła oczami w geście dezaprobaty… ―> Przewrócenie oczami nie jest gestem. Gesty wykonuje się rękami, nie oczami.
Proponuję: …tylko Laara przewróciła oczami w wyrazie dezaprobaty…
– Obiecałem. Usiądź. Więc ostatni raz próbowaliśmy połączyć się z nią 12 lutego 2019 roku… ―> – Obiecałem. Usiądź. Więc ostatni raz próbowaliśmy połączyć się z nią dwunastego lutego dwa tysiące dziewiętnastego roku…
Liczebniki zapisujemy słownie, zwłaszcza w dialogach.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Wiem, że tekst nie jest szczególnie dobry, położyłam duży nacisk, żeby trochę ładniej zarysować sobie postaci, mniejszą uwagę przykładając do fabuły. Dlatego też cieszę się, że spodobał Ci się Tomek. Co do nastoletnich kosmitów, trochę chciałam, aby brzmieli po ludzku, choć już zwracano mi uwagę, że powinnam bardziej podkreślić ich odmienność i jak najbardziej się zgadzam. ;) Dziękuję ładnie za poprawki, naniesione!
Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.
Bardzo proszę, Verus, i cieszę się, że w przyszłości nie będziesz uczłowieczać kosmitów. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.