Tego roku zima przyszła wyjątkowo wcześnie, zagrzebując domy pod zwałami śniegu, jakby sama Holda sprowadziła wściekłą zamieć. Tak zresztą powiadali ludzie, robiąc przy tym znak krzyża lub spluwając, żeby odżegnać urok demona. Jeszcze w październiku biała pokrywa sięgnęła okien, co upodobniło wioskę do sterty piernikowych ciastek zanurzonych w cukrze. Kora świerków zamarzała tak, że podczas wichury drzewa łamały się jak cienkie zapałki. Mroźne powietrze niosło dźwięk trzasków na wiele mil.
– Słyszysz, mutti? Słyszysz? – piszczały dzieci z przylepionymi do okien buziami, wpatrując się w ciemny las porastający podnóże Alp. – Czy to olbrzym nadepnął na wykrot?
Świat był jednak pełen straszydeł znacznie gorszych od olbrzymów i nawet bliskość matczynego ciepła nie zawsze pomagała się przed nimi ustrzec.
✼ ✼ ✼
– Mein Gott! Danielu, włóż płaszcz ojca i idź wydoić krowę, przecież muczy od rana. I nie każ mi mówić drugi raz, bo cię przełożę przez kolano!
W małej izbie było ciasno jak w trumnie; najmłodsza córka Alexandry bawiła się lalkami z dwiema dziewczynkami od Krämerów, które przesiadywały u nich niemal cały dzień, starszy syn strugał w drewnie zaraz przy piecu obok drzemiącej babki. Alexandra rozejrzała się, lecz nie mogła znaleźć młodszego syna. Spojrzała na Frederika, a ten bez odrywania wzroku od kawałka szczapy kiwnął głową, wskazując na miejsce za paleniskiem.
– Tu jesteś, gałganie. – Dopadła Daniela niespodziewanie. – Nie łam swojej matce serca i zrób to, o co cię proszę. Bo znajdziesz z rana popiół miast podarku!
– Dlaczego Hanna nie może wydoić krowy? – zapytał chłopiec, ściągając brwi. – Przez całe dnie bawi się tylko głupimi lalkami.
– Ma pięć lat, zastanów się, czego od niej wymagasz.
Kobieta nie podnosiła ręki na żadne ze swoich dzieci. Zdarzyło jej się raz uderzyć Hannę, gdy ta jako trzylatka podbiegła do konia od strony zadu. Dziewczynka dostała wtedy mocne lanie, ale równie mocno matka ją przytuliła, wiedząc jak bardzo było to niebezpieczne. Zawsze ograniczała się jedynie do gróźb, które skutkowały wykonaniem w pośpiechu poleceń, jednak przy Danielu walczyła sama ze sobą, aby nie sięgnąć po pas. W to dziecko wstępował czasami sam diabeł.
Alexandra wypowiedziała myśl na głos.
– Aaa, chrrr… diabeł? – chrapnęła babka, zlizując ślinę z ust. – Nie wzywajcie czartów, bo mogą przyjść naprawdę. Zwłaszcza dziś, w Krampusnacht.
– Babciu, pomyliłaś się – zachichotała Hanna. – Dziś jest noc świętego Nikolausa.
Starucha wyraźnie się ożywiła. Wyprostowała plecy na tyle, na ile pozwalał jej okazały garb i gestem zaprosiła do siebie dzieci. Frederik niechętnie odłożył wystruganego do połowy ptaszka.
– Taak, tu mi ciepło w spróchniałe kości, a więc…
– Wkrótce zajdzie słońce – wtrąciła Alexandra, biorąc się pod boki – Co z krową?
Babka machnęła dłonią.
– Muczy od rana, parę chwil jej nie zbawi, a nicponie może wyciągną lekcję. Zwłaszcza chłopak.
Daniel warknął pod nosem. Nadal stał z założonymi rękami, gdy dziewczynki usadowiły się u stóp starszej kobiety.
– A więc…
✼ ✼ ✼
Nie wiecie, kim jest Krampus? Boże litościwy, już dobrze, przypomnę… Krampus, bezużyteczne gałgany, to towarzysz świętego Nikolausa. Ale nie byle jaki towarzysz, otóż to sam diabeł we własnej osobie. Kudłaty i czarny jak niedźwiedź, i tak samo wielki; nie jestem pewna, czy dwóch chłopa, jeden stojący drugiemu na ramionach, by go przewyższyło. Ma łeb kozy z wytrzeszczonymi ślipiami, a język tak długi, że jak go wywali na wierzch, to czubek sięga piersi. Kopyt nikt mu nie podkuł, mimo to porusza się bezszelestnie. Jedynie wprawione ucho może dosłyszeć, jak łańcuchy zaplątane w jego rogi szczękają, gdy nadchodzi. Demon dźwiga na plecach pleciony kosz, do którego zbiera niegrzeczne dzieci, podobnie jak zbiera się snopki trawy.
Gdzie Krampus zabiera dzieci, zapytacie? Ano, jedni powiedzą, że do swojej pieczary. Tam zdejmuje z nich skórę i gotuje zupę z młodego mięsa. Drudzy stwierdzą, że odbywa swoistą podróż w przeszłość, pokazując nicponiom, ile przykrości wyrządzili rodzicom. Dopiero potem rozszarpuje je na strzępy. Ja jednak twierdzę, że porywa je do samiuśkiego piekła, a musicie wiedzieć, że wejście do czeluści ukryte jest gdzieś tutaj, między szczytami Alp.
Frederiku, gdy miałam tyle lat, co ty, w domu obok mieszkała moja rówieśniczka. Carla Möhl. Dobrze pamiętam to imię, bo do dziś słyszę głos zrozpaczonego ojca Carli, wołającego je, błądzącego pod kościołem i błagającego ludzi, żeby poszli z nim szukać córki, po tym, jak zaginęła.
Carla była nieznośna dla wszystkich. Matkę doprowadzała do łez, ojca do granic cierpliwości, a rodzeństwo do wściekłości. Całymi dniami włóczyła się gdzieś, unikając obowiązków w domu i szkole, a kiedy przychodziła zima, tak że życie ograniczało się raptem do obejścia wokół domu, po prostu siedziała z założonymi rękami. Gdy bito ją pasem, zaśmiewała się aż do bólu brzucha, jakby jaki zły duch w nią wszedł. Podobnie jak ty, Danielu, Carla miała niewyparzoną gębę. Podejrzewam, że nawet wyszorowanie jej mydłem nic by nie dało.
Nad ranem siódmego dnia grudnia dziewczyna po prostu zniknęła. A trzeba wam wiedzieć, że panowała wtedy wyjątkowo sroga zima. Zaspy sięgały dachów, domownicy spali skupieni przy piecach, w strachu przed zamarznięciem we śnie, a nierzadko też głód zaglądał w oczy, kiedy to śniegi trzymały do maja. Niemożliwe więc, żeby Carla wyszła gdzieś, nie zostawiając żadnych śladów.
Ale ślad był. Pojedynczy, niewyraźny, ledwo dostrzegalny w śniegu ciągle nanoszonym przez mroźny wiatr.
– Odcisk… odcisk kopyta – lamentowała pani Möhl.
Tak, tak, Hanno, nie rób takich wielkich oczu. Wszyscy już domyślali się, że po Carlę przyszedł Krampus, za to, że była niegrzecznym dzieckiem. Bo musicie też wiedzieć, nieznośne urwisy, że demon co roku towarzyszy świętemu Nikolausowi, lecz zwykle czeka ukryty w ciemnościach, które są jego królestwem. Czasami wchodzi na dachy domów, tłukąc o deski, by stamtąd rozkoszować się zapachem dziecięcego mięsa. Jeśli będziecie grzeczni, czart nic wam nie zrobi, jeśli jednak będziecie rozrabiać jak Carla…
Pan Möhl klął się na wszystkie świętości, że odnajdzie córkę, chociaż nikt nie był skory, żeby go wesprzeć w swym szaleństwie.
– Pomyśl, Julianie – mówili mu sąsiedzi – prosisz nas, żebyśmy zeszli do samego siedliska diabła. Masz jeszcze żonę i dzieciaki…
– Wola Boga przejawia się także w działaniach szatana – tłumaczył ksiądz, gdy w którąś z kolei niedzielę mężczyzna zaczepiał mieszkańców zmierzających na mszę. – Sprzeciwianie się jej stanowi grzech.
Ach, nie pojmiecie codziennego strachu o zdrowie dzieci, póki sami nie zostaniecie rodzicami. W przeddzień Wigilii pan Möhl wyszedł z domu, by już nie powrócić. Ludzie rozprawiali, że umarł gdzieś na mrozie, a jego ciało zostało przysypane śniegiem albo rozszarpane przez niedźwiedzie. Znaleźli się też tacy, co twierdzili, że zdołał odnaleźć zejście do piekła, lecz nikczemny Krampus nigdy go z niego nie wypuścił. Cóż, jakkolwiek historia by się nie kończyła, nikt nie miał wątpliwości, że tamtego ponurego grudnia demonowi nadarzył się urodzaj jakich mało.
✼ ✼ ✼
– Mutter, dlaczego niepokoisz dzieci przed zmierzchem? Hannę będą dręczyć w nocy koszmary. – Alexandra zmarszczyła czoło. – Dość tego. Ty, Danielu, idź do obory. Nie, nie chcę słyszeć żadnej odmowy. Hanna bez dyskusji ma posprzątać zabawki. Dziewczynki – zwróciła się do córek Krämerów. – Czas wracać do domu, w każdej chwili może zerwać się wichura.
– Babciu, to tylko głupia opowieść, którą zmyśliłaś – machnął ręką Daniel. – Krampus nie istnieje, tak samo jak święty Nikolaus i Bóg.
Tego było już za wiele. Alexandra chwyciła miotłę i wygoniła Daniela w śnieg, tak jak stał. Zimne powietrze wtargnęło do izby niczym nieproszony gość.
– Marsz do obory, czarcie! Skaranie boskie z tobą.
– Jeśli ją zmyśliłam – krzyknęła jeszcze starucha za wnukiem – to jak wytłumaczysz zniknięcie chłopaka od Wincklerów pięć zim temu?
– Mutter, to był wypadek – westchnęła Alexandra. – Znaleźli go w kwietniu w dole rzeki. Przestań kłaść dzieciom do głowy bzdury.
– Rozerwanego na kawałki? – nie dawała spokoju staruszka.
– Frederiku – klasnęła w dłonie kobieta, chcąc odciągnąć myśli wszystkich od przykrego tematu. – Trzeba wystawić buty na zewnątrz, bo nie odwiedzi nas święty Nikolaus z podarkami!
Najstarszy syn kobiety wyrwał się z zamyślenia. Hanna doskoczyła do brata i pociągnęła za rękaw.
– Frederiku, bo nie odwiedzi nas święty Nikolaus!
– Babciu – zaczął chłopak, który do tej pory nie powiedział ani słowa. – Skąd Krampus wie, do którego dziecka przyjść?
Starucha przeżuła bezzębne dziąsła, zastanawiając się chwilę. Wyglądała jak pomarszczona śliwka susząca się na palenisku.
– Ano, zwyczajnie. Wie.
✼ ✼ ✼
Późną porą, gdy wioska zdążyła się już zapaść w gęstą ciemność nocy, na głównej drodze prowadzącej do kościoła ktoś się zjawił. Staruszek kroczył ociężale podparty kosturem, dźwigając na plecach duży, wypchany wór. Raz za razem długa broda kołysała się na silnym wietrze niosącym zamieć. Wysłużony płaszcz obszyty króliczym futrem wciąż zbierał grudki śniegu, mimo to starzec nie pozostawiał za sobą żadnych śladów, zupełnie jak duch.
Zaczął od najokazalszego w okolicy domu starego pana Taulera, żyjącego samotnie siedemdziesięciolatka, który znajdował rozrywkę w upijaniu się i oszczędzaniu na pensjach dla owczarzy pracujących u niego podczas wypasu. Staruszek wyjął z worka parę główek rozmiękłej cebuli i wrzucił je do butów ustawionych równo przed drzwiami.
Szedł przez zaśnieżone ścieżki od domu do domu, wykładając najrozmaitsze przedmioty: ciągutki, suszone owoce, gałgankowe lalki, drewniane samoloty i lokomotywy, przynęty na ryby, igły z nićmi, szaliki, chusty, skarpety. Za framugi niektórych okien wsuwał wiązkę rózgi lub sypał na parapet popiół. Mężczyzna miał po tym wrażenie, że cuchnący zapach wilgotnej sierści stawał się mocniej wyczuwalny, jakby jego odwieczny towarzysz postanowił podejść bliżej, choć pod osłoną mroku nie dostrzegł nigdzie znajomego kształtu.
Buty przed drzwiami Alexandry wypełniły się kilkoma monetami, orzechami, wzorzystymi wstążkami, nowym scyzorykiem dla Frederika, porcelanową owieczką dla Hanny. Staruszek uśmiechnął się nieznacznie, wrzucając do znoszonych bamboszów babki ziołową maść rozgrzewającą członki, jednak kiedy spojrzał na puste buty Daniela, pokręcił głową rozczarowany. Stał tak chwilę nieruchomo, aż w końcu zza płaszcza wyciągnął kawałek węgla i narysował nim na drewnie dziwny symbol z nieznanego języka. Znak przypominał drzewo z sięgającymi ku górze gałęziami, układającymi się w literę O. Zaproszenie.
Starzec zarzucił na plecy ciężki worek, lecz zatrzymał się w pół kroku, nie zdążając choćby wyjść za zagrodę. Krampus pojawił się w odległości kilkunastu stóp. W ciemnościach zarys ogromnej sylwetki przywodził na myśl ponurą rzeźbę nagrobną. Ślepia demona o poziomych źrenicach odbijały blask księżyca mętną, żółtą barwą. Wypuścił powietrze przez nozdrza niczym wściekły buhaj, po czym potrząsnął rogatym łbem, aż szczęknęły łańcuchy. Najwyraźniej do żadnego z mieszkańców nie dotarł hałas, bo lampy w oknach nadal pozostawały wygaszone.
– Zaproszenie – pokiwał głową mężczyzna, potwierdzając tym samym swoją wolę.
Stali chwilę naprzeciw siebie, dwie istoty żyjące poza czasem i miejscem, gdy wreszcie demon poruszył się pierwszy. Zrobił krok do przodu i pochylił łeb na jedno uderzenie serca, co stanowiło swego rodzaju wyraz posłuszeństwa. Gwałtowny podmuch wiatru przyniósł oprócz śniegu znany metaliczny zapach krwi i brudnej sierści. Staruszek ruszył w dalszą podróż bez spoglądania za siebie.
Jak co roku, w jedyną taką grudniową noc dokonywał się sąd kierowany zasadami powstałymi jeszcze na długo przed tym, nim Bóg miał swój początek, w pradawnych czasach, nim Słowo stało się ciałem. W świecie pełnym straszydeł, przed którymi nie sposób było się ustrzec, inkwizytor pod postacią starca, zwany przez ludzi świętym Nikolausem, niósł sprawiedliwość, stając się najgorszym z nich.