- Opowiadanie: Facies_Hippocratica - Czy leci z nami lekarz?

Czy leci z nami lekarz?

Od momentu publikacji dokonałam następujących zmian:

Dopisałam jedno zdanie klarujące, co bohater znajduje pod lewą piersią kobiety.

Dopisałam kilka akapitów odnośnie androidów starszej i nowszej generacji.

W końcu opowiadania zmieniłam nitroglicerynę na adrenalinę, w konsekwencji zmianie uległ też sposób podania leku.

Ostatnie zdania przeformułowałam.

Dziękuję czytelnikom za lekturę i cenne uwagi. Obiecuję, że następnym razem wrzucę najpierw swój płód na betalistę, żeby cyrków tu nie robić.

 

 

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Czy leci z nami lekarz?

Na przesiadkę w Moskwie była nieco ponad godzina. Trochę mało czasu, ale powinno wystarczyć, a nie miał bagażu rejestrowanego. Lubił podróżować Aerofłotem. Jedzenie nie było najlepsze, a stewardessy nie uśmiechały się tak nachalnie jak w innych liniach. Życie boli, nie ma co suszyć zębów po próżnicy – zdawały się mówić ich stalowe spojrzenia w obramowaniu ostrego makijażu. Andrzej cenił tę szczerość.

Zdrzemnie się w drodze do Tokio, a w czasie dwugodzinnego lotu do Moskwy przejrzy jeszcze raz swoje wystąpienie. Wykład poświęcony retinopatii cukrzycowej był mało odkrywczy i – stawiając sprawę uczciwie – powinien zostać przedstawiony jako komunikat. Andrzej sztucznie rozdął jego rozmiary i zrobił się z tego referat. Dawało to pewną nadzieję, że widmo wyrzucenia z kliniki nieco się oddali. Wykład na sesji plenarnej Kongresu Siatkówkowego to jest coś!

Tępo wpatrywał się w ekran, walcząc z sennością, gdy nadęty personel leniwie przystąpił do rozwożenia przekąsek. Tylko najbardziej naiwni i zdesperowani pasażerowie wiązali z menu jakieś nadzieje. No, ale skoro dają, to brać trzeba, pomyślał i z ulgą zamknął laptopa. Dwa rzędy za nim niewysoki brodacz awanturował się chyba o posiłek halal. Stewardessa przekonywała go z kamienną twarzą, że drożdżówka i kawa spełniają dietetyczne wymogi jego religii, a linie prezentują najwyższy standard obsługi i dokładają wszelkich starań, czy mogę jeszcze w czymś panu pomóc? Nerwowość udzieliła się niemowlęciu podróżującemu w tym samym rzędzie, co Andrzej, ale na szczęście po drugiej stronie alejki. Postawna kobieta z burzą rudych włosów koniecznie chciała dostać się do toalety, nie przyjmując do wiadomości, że nie przeciśnie się między fotelem a wózkiem z przekąskami. Sięgnął po gazetkę pokładową. Powieki opadały, nawet pomimo świdrującego wrzasku dziecka…

 – Proszę pana? – Wprawdzie stewardessa mówiła po rosyjsku, jednak zbudził się tak raptownie, jakby ktoś krzyknął mu prosto w ucho „Halt! Hände hoch!”. – Życzy pan sobie kawę czy herbatę? Drożdżówki zostały już tylko z serem – dodała z satysfakcją.

Кофе – mruknął, chcąc uchodzić za poliglotę.

Przez chwilę żonglował laptopem, gazetką i rozkładanym stolikiem, aby znaleźć miejsce dla swojej kawy i bułeczki nie powodując opóźnień w pracy personelu. Tak już miał. Nie chciał sprawiać kłopotów.

Właściwie to zdążył zgłodnieć. Dosypał do kawy aerofłotowej śmietanki w proszku, a papierową tutkę z cukrem schował do kieszeni. Pociągnął łyczek i z rozrzewnieniem wspomniał czasy, gdy kabiny samolotów były podzielone na strefy dla palących i niepalących. Z tamtego okresu pozostały tylko podświetlane piktogramy z przekreślonym papierosem nad głowami pasażerów. Kiedyś zapalały się tylko podczas startu, lądowania i turbulencji, a teraz świeciły stale i niepotrzebnie go denerwowały. Oj, co to będzie podczas lotu do Tokio… Ech, jakoś będzie. Wystarczy, że wyobrażę sobie, że to zwykły dyżur. Przedrzemię i jakoś wytrzymam.

Ding-dong! Ding-dong! Внимание, дамы и господа! Attention! Ladies and Gentlemen! Внимание, дамы и господа! No, dżizas fak, nie można spokojnie nawet tej cholernej czerstwej halal-drożdżówki zjeść! Zaraz wraczia potrzebują i doctor needed, jakbyś nie zrozumiał! Duży samolot, może ktoś jeszcze jest…

 

Okazał się jedynym lekarzem na pokładzie. Zaprowadzono go do ciasnej kabinki służącej do rozdzielania przekąsek. Na podłodze leżała rudowłosa kobieta, której tak było spieszno do toalety. Nad nią rytmicznie kołysała się spocona Marina, jak to zdołał odczytać z jej identyfikatora. W klitce zmieścił się jeszcze nikczemnej postury młodzian z wąsem.

– Fiodor Stiepanycz Aleksiejew, drugi pilot – przedstawił się. – Nagłe zatrzymanie krążenia. Podróżuje sama, nie ma przy niej żadnych leków. Dobrze, że mamy lekarza na pokładzie, reanimujemy ją już czterdzieści minut…

No tak, automatycznego defibrylatora nie mają obowiązku mieć. To lot krótkodystansowy.

– Dlaczego nie wezwaliście mnie wcześniej?

Marina spojrzała na niego błagalnie.

Aha, chcą żebym stwierdził zgon. Spadłem im jak z nieba, gdyby mnie tu nie było, musieliby tak pompować do samej Moskwy… Dawniej było inaczej, posadziliby ją w kątku, gazetę dali, kocykiem okryli i szlus!

– Proszę się odsunąć.

Stewardessa z ulgą wstała z kolan i odgarnęła włosy opadające na rozpalone czoło.

– Rękawiczki! Latarka i stetoskop!

– Panie doktorze, stetoskopu i latarki nie ma w…

– To proszę o zgodę kapitana na użycie awaryjnego zestawu medycznego – warknął zniecierpliwiony.

– Tak, oczywiście. – Spojrzenie Mariny już nie było tak służbiście stalowe.

Andrzej pochylił się nad rudowłosą. Miała około pięćdziesiątki. Na twarzy gruba warstwa fluidu, wydatne usta powleczone agresywną czerwienią. Odchylił lewą powiekę. Blefaroplastyka jakaś tu była… Oho, i jakaś soczewka jest… Sferyczna, chyba… Dobra, dobra, nie mój interes.

O, cholera, jest odruch źreniczny!… A oni chcieli ją utrupić.

Bluzka kobiety była rozpięta aż do pasa. Biustonosz przecięty. Korpulentna Marina najpewniej połamała już żebra. Zdarza się. Nie miało to w tej chwili znaczenia. Ale, chwila, chwila, co to?…

– Proszę wyjść! – zakomenderował automatycznie, choć wiedział, że nie ma do tego prawa. Marina i Fiodor też to musieli wiedzieć, jednak wyszli bez szemrania, szczęśliwi, że ktoś przejmuje stery.  

Andrzej uniósł obfitą pierś kobiety odsłaniając obszar nad lewym łukiem żebrowym. Z obramowanego metalem okrągłego otworu wystawał czerwony kabelek zakończony żeńskim wtykiem.

– Cholera, przecież to jest dolka!

Powinna lecieć w luku bagażowym. Androidy nie mogą podróżować bez opieki. Na lotnisku cały czas trąbią, żeby ich nie zostawiać bez nadzoru nawet na chwilę. Może ktoś chciał przyoszczędzić, bo nadanie jej jak Pan Bóg przykazał wyszłoby znacznie drożej, niż bilet w klasie ekonomicznej. Kretyn, który ją wysłał, narażał się na naprawdę poważne konsekwencje, z kilkuletnim więzieniem włącznie. A zidentyfikować właściciela nie jest trudno, przecież wszystkie dane są na tabliczce znamionowej w wiadomym miejscu.

Jak przeszła kontrolę bezpieczeństwa? To ja muszę zdejmować pasek, buty, opróżniać kieszenie, włączać laptop, wybebeszają mi walizkę, a taki twór może sobie po prostu… Pewnie ma fałszywy paszport. Bo jaki inny może mieć dolka? Służby lotniskowe chyba się nie spisały. A wspaniale wyszkolony personel pokładowy przez niemal trzy kwadranse prowadził resuscytację cyborga!

Swoją drogą, co za zbok ją obstalował!? Dolka czterdzieści pięć plus, ciekawe… Dziad jakiś perwersyjny! Albo gołowąs dziany? Gdybym ja…

Nieważne. Jakimś cudem tu się znalazła. I jest. I to ja mam teraz problem.

Muszę to zgłosić. Nie, nie mogę tego zgłosić! Korowody w Moskwie trwałyby kilka godzin. Ugrzązłbym tam na dobre, a muszę dotrzeć na kongres. Nie jestem taką szychą, żeby mnie wydrukowali, jeśli fizycznie nie wygłoszę referatu. Kurwa!  

To może zgon. Stwierdzę zgon i tyle. Nie, bez sensu. Wyda się i będzie afera na cały kraj, jacy to ci lekarze niedokształceni. Kobiety od robota nie odróżnią. Ha, ha, ha…

Pozostaje jeszcze jedna możliwość. Trochę ryzykowna.

Sprawdził drugą stronę ciała „pacjentki”. Zgodnie z oczekiwaniami pod prawą piersią znalazł czarny kabelek z męskim wtykiem. Nie stać go było na dolkę, ale trochę o nich czytał, słyszał też to i owo.

Ruda musiała być maszyną starszej generacji. Lata temu kolega z rezydentury kupił sobie okazyjnie, z drugiej ręki, coś podobnego. Opowiadał, że gdy wychodzi do pracy, rozłącza kabelki pod biustem, żeby baterie za szybko się nie wyczerpywały. Z czasem zaczął korzystać z tego rozwiązania, także kiedy był w domu, a dziewczyna go wkurzała. Koniec końców wylądowała na strychu, kolega oblał egzamin specjalizacyjny i Andrzej stracił z nim kontakt.

Z lektury lifestyle’owych periodyków wiedział, że obecnie na rynku dominują bardziej zaawansowane modele, których czasowa dezaktywacja nie jest tak prosta. Żadne tam siermiężne kable. Trzeba dostać się do modułu sterującego, co legalnie może zrobić tylko autoryzowany serwis. Wyłączenie nowoczesnej dolki technicznie nie stanowi trudności. Problemem jest – nie licząc prawnych zakazów – tempo. Tylko doświadczony mechanik jest w stanie w minutę odkręcić tabliczkę znamionową, zdemontować panel ochronny, zlokalizować odpowiednie złącze i wypiąć z niego taśmę przewodzącą. Jeśli od wypowiedzenia hasła zawieszającego androida upłynie sześćdziesiąt sekund, a dezaktywacja nie nastąpi, dolka budzi się i wpada w autodestrukcyjny szał. Rwie sobie włosy z głowy i uderza nią we wszystko, co znajdzie w pobliżu. Dokonuje samookaleczeń do momentu, aż stanie się całkowicie niezdatna do użytku. Takie zabezpieczenie. Działa też przy reaktywacji.  

Na szczęście Ruda nie jest takim cudem techniki. Połączę czarne z czerwonym i zmartwychwstanie. Czym ryzykuję? Iskry pójdą? Jakaś diodka się przepali? A sprawa znajdzie swój szczęśliwy finał jeszcze przed lądowaniem. Zdążę na samolot do Tokio, może nawet jakiś voucher dostanę? Na darmową drożdżówkę… Okej, działamy.

Uchylił drzwi i skinął na warującą nieopodal Marinę.

– Czy zawiadamialiście naziemne służby medyczne?

– Nie.

– Dobrze. Proszę tego nie robić, nie ma takiej potrzeby. Podam pacjentce dożylnie adrenalinę, ale w kabinie musi być wyższe ciśnienie. Proszę przekazać kapitanowi, aby zmniejszył wysokość lotu. – Oczy Mariny zrobiły się wielkie jak spodki.

– Tak jest, panie doktorze. – Podreptała pośpiesznie do kokpitu.

Zaryglował drzwi. W awaryjnym zestawie medycznym odnalazł adrenalinę w rozcieńczeniu 1:10 000, strzykawkę, igłę i gazik. Potem leciał już na autopilocie. Wyjął ampułkę z opakowania, postukał w nią, niedbale ułamał szyjkę. Podwinął „pacjentce” rękaw bluzki. Nie, no, bez przesady!

Zdjął nitrylową rękawiczkę i delikatnie wbił igłę w opuszkę własnego palca wskazującego. Kropelkę krwi wytarł gazikiem, który następnie wrzucił do mikroskopijnej umywalki w rogu pomieszczenia. Tam też opróżnił strzykawkę i położył ją na blacie obok. Otarł pot z czoła.

No to, raz, dwa, trzy: męskie do żeńskiego i cyk!…

 

Do not leave your android unattended. It may affect your personal security – przemknęło mu przez myśl, gdy łączył kabelki. Za późno.

Eksplozja rozświetliła niebo nad Witebskiem.

 

Koniec

Komentarze

Fajnie opowiedziane, z nerwem, swadą, tylko…

…tylko historia mi sięjakoś rozłazi. Czy tabletki z nitrogliceryną tak łatwo wybuchają? Zdaje się, że nitro jest tam dość małe stężenie. Poza tym – takich durni lekarzy chyba nie ma. Kto normalny wywołujew eksplozję (nawet teoretycznie kontrolowaną) w samolocie? Skoro okulista zginął w wybuch, to jak mogła w nim świadomość “gasnąć”? To sugeruje dłuższy proces, a nie wybuch czy nagłą dekompresję.

Reasumując – ogólne fajnie się czytało, ale pomysł do mniejszego lub większego liftingu!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Obawiam się, że chyba nie zrozumiałam opowiadania ― nie wiem, jakie były zamiary lekarza i nie wiem, dlaczego doszło do wybuchu. :(

 

– Pro­szę pana? – wpraw­dzie ste­war­des­sa mó­wi­ła po ro­syj­sku, jed­nak zbu­dził się tak rap­tow­nie, jakby ktoś krzyk­nął mu pro­sto w ucho „Halt! Hände hoch!” – Życzy pan sobie kawę czy her­ba­tę? ―> – Pro­szę pana? – Wpraw­dzie ste­war­des­sa mó­wi­ła po ro­syj­sku, jed­nak zbu­dził się tak rap­tow­nie, jakby ktoś krzyk­nął mu pro­sto w ucho „Halt! Hände hoch!”. – Życzy pan sobie kawę czy her­ba­tę?

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi: http://www.forum.artefakty.pl/page/zapis-dialogow

 

Po­cią­gnął łycz­ka i z roz­rzew­nie­niem wspo­mniał… ―> Po­cią­gnął łycz­ek i z roz­rzew­nie­niem wspo­mniał

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przeczytane ;)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Melduję, że bilet został skasowany.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

W kwestii nitrogliceryny, to o ile zrozumiałam, on jej nie podaje, tylko tak ściemnia do załogi. Wybucha po prostu android, bo lekarz źle połączył kable albo android był bombą od początku, nastawioną na to, że ktoś go będzie próbował naprawić i w ten sposób spowoduje eksplozję.

 

Ale to tylko moje domysły.

 

Ogólnie czytało się okej, ale czterech liter nie urywa, choć gdyby pewne rzeczy dopracować, mogłoby być fajniej.

 

Technicznie trochę zgrzyta mi narracja: zaczynasz od zewnętrznej, potem masz dużo refleksji mocno z punktu widzenia bohatera, ale nijak ich nie zaznaczasz, tak że w sumie wychodzi trochę narracyjny chaos.

http://altronapoleone.home.blog

 

ninedin.home.blog

Dziękuję wszystkim, którzy poświęcili czas i uwagę na czytanie moich wypocin.

StaruchuRegulatorzy, macie rację co do niejasnej końcówki: skoro przynajmniej dwoje czytelników nie rozumie, o co chodzi, albo rozumie nie tak, to niechybnie oznacza, że rzecz jest źle napisana :(.

Regulatorzy, błędy już poprawiłam.

Drakaino, cieszę, że jednak znalazła się osoba, która załapała fabułę (tak, nitrogliceryna to taki wybieg, że będzie niby przywracał akcję serca!). Z pokorą przyjmuję uwagi dotyczące narracji, postaram się być bardziej uważna w tym względzie.

Tak, nie urywa… Pocieszam się, że gdyby każde opowiadanie urywało, to niewielu pozostałoby czytelników, którzy mieliby na czym siedzieć…

Jeszcze raz dziękuję smiley

 

 

Miło mi, że uwagi okazały się przydatne. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Popracuj nad tekstem – masz czas do połowy listopada, aczkolwiek jurki już się podpisały, ale zawsze możesz wpisać raport zmian do przedmowy, może uwzględnią. Bo moim skromnym masz tu potencjał, którego do końca nie wykorzystałaś :)

http://altronapoleone.home.blog

Dzięki, Drakaino, chętnie jeszcze nad tym posiedzę.

A czy “raport zmian” ma jakąś ustrukturalizowaną formę? Pytam, bom tu nowa surprise

Nie, w przypadku zwykłego opowiadania mogłabyś go w ogóle nie podawać, tylko na bieżąco poprawiać tekst wg tego, co we wskazówkach uznasz za sensowne. W przypadku konkursów istotne jest to, żeby jurorzy wiedzieli, co się zmieniło od ich lektury. Jedni to uwzględnią, inni nie, ale warto zaznaczyć.

Pomysł z nitrogliceryną jako zmyłką jest fajny, ale rola lekarza nie była też dla mnie całkiem jasna, aczkolwiek podejrzewam, że nie chciał spowodować eksplozji. Niemniej może warto by pewne wątki nieco rozwinąć (także te bezpośrednio dotyczące roli androidów w społeczeństwie i tego, jak się je rozpoznaje?), żeby fabuła stała się bardziej klarowna. Masz jeszcze mnóstwo znaków w zapasie, bo to prawie szort. A skądinąd warto na przyszłość pomyśleć o betaliście, zwłaszcza w początkach portalowej kariery :)

 

Masz tu przydatny ogólny poradnik portalowego życia, może się do czegoś przyda:

https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676

http://altronapoleone.home.blog

Na nitro się złapałem jak nowoprzyjęty, przyznaję :).

Ale rzeczywiście, troszkę dałoby się to opko rozwinąć.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Jako jurorka mogę obiecać , że ja na pewno zajrzę jeszcze raz tuż przed ogłoszeniem wyników :)

ninedin.home.blog

Aha, no i oczywiście nie musisz podawać zmian wszystkich przecinków, a nawet drobiazgów stylistycznych. Przede wszystkim to, co dotyczy fabuły :)

http://altronapoleone.home.blog

Fajnie prowadzisz akcję, trzymasz w napięciu, pomysł na opowiadanie też niezły. Przychylam się do opinii innych komentujących – rozwiń zakończenie i będzie dobrze :) Ogólnie mi się podobało.

Fajne. Opowiadanie dobrze się czytało, pomysł na bohatera też ciekawy. Chętnie zajrzę jeszcze raz po zmianie zakończenia. Nie zrozumiałam, dlaczego lekarz najpierw bał się, że nie zdąży na kongres, a później wysadził pojazd.

Ładnie napisane, ale zbyt pośpieszne, an czym cierpi finał – eksplozja samolotu zdarza się jakby “od czapy”, bez żadnego umocowania w fabule.

Ale czytało się przyjemnie.

 

None, tak, teraz to widzę, pracuję jeszcze nad końcem.

Dzięki za lekturę.

Czytało się na prawdę nieźle, potrafisz fajnie opowiadać. Jednak podobnie jak przedpiścy nie za bardzo załapałam (a właściwie wcale), o co chodziło w końcówce. Dołączam do apelu o zmianę zakończenia. A tak poza tym, to podobało mi się. :)

"Fajne, a nawet jakby nie było fajne to i tak poszedłbym nominować, bo Drakaina powiedziała, że fajne". - MaSkrol

A ja będę bronić fabuły, bo ona ma sens, włącznie z finałem. Nie zmieniałabym nic fabularnie, ale co najwyżej bym to jaśniej wyłożyła.

http://altronapoleone.home.blog

I taki właśnie mam zamiar, Drakaino, pracuję nad tym smiley. Żeby jasno, ale nie jak krowie na rowie, tylko subtelniej…

Dwie uwagi techniczne:

 

Stewardessa przekonywała go z kamiennym spokojem → chyba stoickim?

 

Nerwowość udzieliła się niemowlęciu podróżującemu w tym samym rzędzie, co Andrzej, ale na szczęście po drugiej stronie alejki. → dałabym bez przecinka przed “co”, bo zgubiłam sens zdania.

 

Poza tym: językowo bardzo mi się podobało – wiarygodna narracja z punktu widzenia Andrzeja, stylistycznie bardzo dobrze, mnie te przeskoki narracyjne akurat nie przeszkadzały. Na mój stan wiedzy wszystko brzmi przekonująco albo wystarczająco przekonująco, żebym uwierzyła. Podobał mi się twist z androidem. Tylko ta końcówka jest dość mocno urwana. Myślałam, że historia dopiero się rozkręca.

Niemniej klikam bibliotekę.

"Bądź spokojny: za sto lat wszystko minie!" ~Ralph Waldo Emerson

Dzięki za odwiedziny, Minuskuło.

 

Nie, nie chodziło mi o “stoicki spokój”, ale istotnie miałam na myśli coś innego, niż napisałam: “kamienną twarz”! Dzięki za zwrócenie uwagi, już to poprawiłam.

Z przecinkiem to jeszcze sprawdzę, bo czasem zbyt dużo ich wstawiam. 

 

Co zaś do zakończenia to już je rozbudowałam, co streszczę za chwilkę w przedmowie. Fabuła się nie zmienia, ale dopisałam kilka akapitów o androidach.

 

I dzięki za bibliotekę, mam nadzieję, że te dopisane akapity nie sprawią, że zmienisz zdanie ;)

 

Odkrywcze to to spejalnie nie jest. Szczerze mówięc dość szybko pomyślałam: nie grzeb w niej, bo jeszcze wybuchnie, więc zaskoczenia nie było. Ale całkiem przyzwoicie napisane. :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

No, nie jest. Nie będę się upierać.

Dzięki za lekturę :)

Chyba przeczytałam już po zmianach i… podobało mi się. 

Ale wciąż na początku masz narrację zewnętrzną, a później większość dzieje się w głowie bohatera.

Poza tym fajne opowiadanie. Lekkie, momentami zabawne, końcówka dla mnie ok. :)

Dzięki za lekturę, SaraWinter,

Każdy czytelnik, któremu się (po prostu!) podoba, to dla mnie nagroda.

Z narracją to mam trochę problem, próbowałam zmieniać, ale na kilku frazach padłam, bo sama nie wiedziałam, czy to jeszcze zewnętrzna, czy już bohater… Chyba jednak nie do końca nad tym panuję :(. 

Sposób pisania jeszcze do dopracowania, ale tok wydarzeń prowadzony w dobry sposób.

Przemyślenia bohatera, coś się dzieje w tle, trochę odniesienia do słowiańskich cech (przestrzeganie procedur na pokładzie, sposób omijania własnych problemów itp.)

Podoba mi się to, że limit znaków nie bł wykorzystywany “do oporu”.

No i zakończenie robi wrażenie, choć po chwili powoduje konsternację. No bo można się zastanowić czy sprawca nie programowałby robota na samodzielne łączenie kabli… można jeszcze dojść do wniosku, że może cel był już po przylocie, ale wtedy kable musiałyby być rozłączone cały czas i znów się nie zgadza. Trzeba by to jednak inaczej opisać, żeby trzymało się kupy, a jednocześnie powodowało to samo wrażNo i luka logiczna: dlaczego najpierw wszystko eksplodowało, a dopiero potem coś pomyślał lekarz, który znajdował się tuż przy źródle eksplozji? Jeśli mógł przetrwać pierwsze sekundy, to chyba nie było to aż tak widowiskowe z zewnątrz samolotu – a na to by wskazywał opis.

 

Jedna uwaga:

"Na twarzy gruba warstwa fluidu"

– to są przemyślenia lekarza? Jaki facet rozumie co robi fluid? Aż spróbowałem wyszukać i i tak nie zrozumiałem nic oprócz tego, ze to się na skórę nakłada :P 

 

Dziękuję, wilku-zimowy, za odwiedziny i komentarz.

Jeśli chodzi o zarzut niedopracowania logicznego fabuły, to chciałam to pozostawić niedopowiedziane, bo bardziej interesowała mnie warstwa psychologiczna (bohater, leniuchowaty konformista, pragnący się wyślizgać z każdego problemu jak najmniejszym kosztem, doprowadza swoją postawą do katastrofy). Ale najwyraźniej nie wyszło, bo niedopowiedzenie to zupełnie co innego niż niedopracowanie… Dzięki za wytknięcie tego (poważnego) mankamentu.

Tak, te ostatnie zdania już były mi wytykane. Faktycznie, nie mógł mieć tyle czasu, żeby sformułować w myśli taką złożoną wypowiedź – jeszcze to zmienię.

 

A z fluidu to się z chęcią wytłumaczę: nota bene, jest to okulista, a lekarzowi tej specjalności całkiem często zdarza się przyjmować pacjentów (pacjentki, raczej!) zgłaszających problemy z podrażnieniami oczu, które są spowodowane różnymi składnikami makijażu i nie chodzi tylko o tusz do rzęs. Dlatego upieram się, że w tym wypadku facet miał prawo wiedzieć, co to fluid ;)

Ok, no to usprawiedliwia bohatera ;)

W sumie podrażnienie oczu to potrafi być nawet po kremie do golenia, a przecież ten szybko się spłukuje :P 

(Ostrzeżenie – jestem jednorożcem nosorożcem. Tratuję.)

 Lubił podróżować Aerofłotem.

Chcesz być pyłem – lataj Iłem :D

 stawiając sprawę uczciwie

Dałabym raczej: jeśli postawić sprawę uczciwie.

 sztucznie rozdął jego rozmiary

Hmm. Nie jest to w sumie złe, ale mogłoby być lepsze.

 Dawało to pewną nadzieję, że widmo wyrzucenia z kliniki nieco się oddali.

Powielona informacja: widmo jest metaforą lęku przed wyrzuceniem z pracy, więc nadzieja na brak lęku – to o szczebelek za dużo.

 Wykład na sesji plenarnej Kongresu Siatkówkowego to jest coś!

Wykład na sesji plenarnej Kongresu Siatkówkowego – to jest coś! (Siatkówkowego? To jest osobny kongres od każdej części oka?)

wpatrywał się w ekran walcząc

Wpatrywał się w ekran, walcząc.

 leniwie przystąpił

Można by to skondensować.

 Jakaś postawna kobieta

"Jakaś" zbędne.

 chciała dostać się do toalety nie przyjmując do wiadomości, że nie przeciśnie się między fotelem a wózkiem

Przecinki się pogubiły: chciała się dostać do toalety, nie przyjmując do wiadomości, że nie przeciśnie się między fotelem, a wózkiem.

 Powieki opadały nawet

Powieki opadały, nawet.

 tylko z serem – dodała z satysfakcją

To nie jest niepoprawne, ale dobrze by było zróżnicować strukturę zdań, żeby nie było dwa razy "z".

 mruknął chcąc

Mruknął, chcąc.

 aby sprawnie znaleźć miejsce

Obeszłoby się bez "sprawnie" – trochę nie pasuje z tym żonglowaniem, wywołującym wrażenie nieporadności.

 świeciły się stale

Bez "się".

 jakbyś nie zrozumiał

Można przeskakiwać między pierwszą, a trzecią osobą, ale druga już zgrzyta.

 jak to zdołał odczytać z jej identyfikatora

"To" bym wyrzuciła.

 nie ma przy niej żadnych leków

Nie ma przy sobie, albo w bagażu podręcznym. Przecież leki nie biegają za leczoną.

 reanimujemy ją już czterdzieści minut

Nie jestem lekarzem, ale nie wydaje mi się to wiarygodne. A drugi pilot chyba jednak powinien być w kabinie?

 automatycznego defibrylatora

Weeeź. Defibrylator zatrzymuje akcję serca (żeby się zresetowało).

 opadające na rozpalone czoło

Czemu rozpalone?

 Spojrzenie Mariny już nie było tak służbiście stalowe.

Patrzy na nią, czy na pacjentkę?

 znacznie drożej niż

Znacznie drożej, niż.

 okazyjnie, z drugiej ręki coś podobnego

Wtrącenie: okazyjnie, z drugiej ręki, coś podobnego.

także kiedy był w domu

Także, kiedy był w domu.

 It may affect your personal security

Not sure about this phrase. Endanger, maybe?

 

Całkiem porządnie napisane, psychologicznie zupełnie wiarygodne, ale mam wrażenie, że pod koniec zabrakło Ci konceptu, rozwiązanie trochę mnie rozczarowało. Ten wybuch zdradza brak inspiracji.

No, nic, technicznie wszystko gra. Teraz tylko wpaść na świeższy pomysł ;)

 cieszę, że jednak znalazła się osoba, która załapała fabułę

Ej, ja też załapałam. Nadajemy z drakainą na podobnych falach? :)

 Nie, nie chodziło mi o “stoicki spokój”, ale istotnie miałam na myśli coś innego, niż napisałam: “kamienną twarz”! Dzięki za zwrócenie uwagi, już to poprawiłam.

Kamienny spokój jest OK, widywałam. Nie musisz zmieniać z powrotem, to tylko tak na przyszłość.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Dziękuję, Tarnino, za poświęcony czas i cenne uwagi! W szczególności za wyprowadzenie mnie z błędnego przekonania, że jestem mistrzynią przecinków. Nie jestem sad.

Uwagi stylistyczne przyjmuję z pokorą. Część z nich jest tak trafna, że zbierałam żuchwę z podłogi. Do merytorycznych pozwolę sobie się odnieść:

Kongres Siatkówkowy: nie, nie wszystkie części oka mają poświęcone sobie subdyscypliny, ale meetingi, sympozja i kongresy siatkówkowe odbywają się naprawdę;

Czas prowadzenia resuscytacji nie jest jakoś precyzyjnie ustalony, zależy od okoliczności, rokowania pacjenta sprzed zatrzymania krążenia. Czterdzieści minut w przypadku człowieka w średnim wieku może się zdarzyć. Ale w tej niecodziennej sytuacji na pokładzie samolotu jest trochę inaczej: jeśli na pokładzie nie ma lekarza (który jako jedyny może stwierdzić zgon), załoga ma obowiązek prowadzić reanimację aż do lądowania i przejęcia pacjenta przez naziemne służby medyczne – personel pokładowy może odstąpić od czynności ratunkowych tylko wtedy, gdy są już zbyt wyczerpani… Dlatego moi bohaterowie byli tak zadowoleni, że w samolocie jednak jest lekarz ;)

Automatyczny defibrylator: AED (automated external defibrillator) to przenośny aparat, który może przywrócić poprawny rytm pracy serca u pacjenta z nagłym zatrzymaniem krążenia. Tutaj link: https://www.defibrylatorshop.pl/informacje-o-defibrylatorach/co-to-jest-jak-dziala-aed-kiedy-i-jak-uzyc-aed/ – przepraszam, że komercyjny, ale dobrze tu piszą. Takie urządzenia są w coraz większej liczbie publicznych miejsc w Polsce, zazwyczaj w szklanej szafeczce, jak sprzęt ppoż. Ale Twój link też jest niezły wink, choć nie dam się nabrać.

It may affect your personal security: nie jestem jakąś bywalczynią lotnisk, jest to dokładny cytat z komunikatu, jaki słychać z głośników na lotnisku we Wrocławiu… Może to taki Polish English? Kiedy będę w jakimś bardziej wytwornym porcie lotniczym, zwrócę uwagę, czy komunikat brzmi jakoś inaczej, czy to standard.

A ten drugi pilot, to tylko tak na chwilunię przyszedł…

 

Jeszcze raz dzięki i zabieram się za te przecinki.

 

 

Ja rozumiem, że teraz wiadomo kogo wołać, jak w wątku “pomoc merytoryczna” pojawią się pytania związane z okulistyką? :-)

 

Nie, to nie tak, jak myślisz. Nie mam wykształcenia medycznego, po prostu, słyszało się, widziało to i owo ;-), reszta to tylko gruntowny research…

A, myslałem, że okulistka lub optyczka :D 

Z filozofią mogę pomóc. Byle nie nazbyt współczesną cheeky

Nie mów tego Tarninie, bo przyjdzie tutaj z megadługim komentarzem… A nie, czekaj… XD 

Proszę bardzo i kłaniam.

meetingi, sympozja i kongresy siatkówkowe odbywają się naprawdę;

Codziennie się człowiek czegoś uczy…

jeśli na pokładzie nie ma lekarza (który jako jedyny może stwierdzić zgon), załoga ma obowiązek prowadzić reanimację aż do lądowania

I tego też nie wiedziałam.

AED (automated external defibrillator) to przenośny aparat, który może przywrócić poprawny rytm pracy serca u pacjenta z nagłym zatrzymaniem krążenia.

Ciekawostka. Nawet takie widziałam, na Uniwersytecie mają, ale myślałam, że to normalny defibrylator.

Może to taki Polish English?

Might be. Nie jest to w zasadzie niepoprawne, tylko jakoś nienaturalnie brzmi.

A ten drugi pilot, to tylko tak na chwilunię przyszedł…

Na kawkę :)

heart

 

Nie mów tego Tarninie, bo przyjdzie tutaj z megadługim komentarzem… A nie, czekaj… XD

Wilku…

Za babcię!

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Przeczytałam bez bólu, ale też bez zachwytu. Zawiesiłam się na dłużej przy mieszaniu języków, bo skoro kwestie stewardessy są zapisane po polsku z adnotacją, że to rosyjski, to skąd cyrylica w wypowiedzi lekarza. A słowo “wraczia” jest brzydkie.

Ciekawe zakończenie!

Ode mnie biblioteka.

www.facebook.com/mika.modrzynska

Dzięki za lekturę i klika.

Faktycznie, z tymi językami jest coś na rzeczy, bo jeszcze Hände hoch w tym samym akapicie, ale w końcu bohater chciał uchodzić za poliglotę… Ale przyznaję, nie jest to najzręczniejsze.

 

O właśnie! O tym też miałam napisać – to Hände hoch obok Кофе mi zgrzytało. Za dużo tego naraz.

Ale ja mam akurat językowe zboczenie, więc wszystko dotyczące języków widzę jak przez szkło powiększające. Bardzo możliwe, że normalnym ludziom to nie brzmi źle.

www.facebook.com/mika.modrzynska

Tekst z pomysłem na puentę. Całkiem ciekawą. Jednak droga do niej, choć napisana dobrze, trochę rozwodniona. Bohater myśli i myśli, dochodzi do fajnych wniosków, ale po drodze zdążyłem mu je wykrzyczeć ze dwa razy.

Podsumowując: dobrze, ale bez wielkich fajerwerków.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Dobry wieczór. Fajny tekst, mam trochę uwag, w tym pozytywnych:

 

Po pierwsze – zatrzymałem się na tym z głupią miną, ważne, bo jest na samym początku:

Lubił podróżować Aerofłotem. Jedzenie nie było najlepsze, a stewardessy nie uśmiechały się tak nachalnie jak w innych liniach.

Coś mi tu zgrzyta:

- Bohater lubi latać linią lotniczą bo: stewardessy nie szczerzą się nieszczerymi uśmiechami (to jest OK). 

– Bo dają tam słaby catering? Nienajlepsze jedzenie wydaje się tutaj być powodem, dla którego bohater lubi Aerofłot? (nie zrozumiałem czegoś albo to nie jest OK)

 

Also, zgrzyta mi didżejka narracyjna, bo piszesz o Andżejku w 3 osobie, a potem z jego głowy, zwróciłem na to uwagę i zacząłem sobie zadawać pytanie, po co tak? Był tu jakiś cel? Bo, jeśli nie, to chyba bym zrobił wszystko z jego głowy konsekwentnie. 

 

Podoba mi się bohater, jest dopracowany, z krwi i kości. 

 

Zaskoczyło mnie zakończenie. Jeśli jest tak, większość czytelników stwierdziła w komentarzach (nie wiem, nie czytałem :P), że wiedzieli, że połączenie dwóch kabelków spowoduje eksplozję, to wiedz, że ja tego nie przewidziałem, co pewnie nienajlepiej o mnie świadczy :)

 

”dolka” – super! 

 

 

 

Dzięki za wizytę, NoWhereManie Łosiocie!

 

Faktycznie, te zdania w pierwszym akapicie są nie do końca spójne – jasne, że chodzi o to, że lubił latać Aerofłotem, pomimo tego, że jedzenie nienajlepsze. Zaraz pomyślę, jak to przeformułować.

Co do chaosu narracyjnego (łaskawie przez Ciebie, Łosiocie, nazwanego didżejką) – przyznam szczerze, że to niezamierzone: spontan, albo po prostu brak warsztatu… Chociaż jak próbuję to uporządkować i część tekstu dać kursywą, to co i raz potykam się na zdaniach, których nie umiem zaklasyfikować jako wypowiedź bohatera albo narratora.

Całość z głowy Andżejka? O, nie! Nie chciałbyś wiedzieć, co jest w jego głowie, zapewniam Cię…

 

Jednych zakończenie zaskakuje, inni twierdzą, że od razu czuli, że coś z tym androidem nie halo. Myślę, że nie jest to kwestia lotności, ale czytelniczego podejścia: niektórzy podchodzą do tekstu czujnie i nieufnie jak detektywi (taka postawa może być wzbudzona przez jakiś zgrzyt na początku tekstu), inni są czytelnikami naiwnymi, pozwalającymi ponieść się tekstowi. Ja też najczęściej jestem czytelniczką naiwną (o ile tekst na to pozwala) i daję się zaskoczyć.

Myślę, że nie jest to kwestia lotności, ale czytelniczego podejścia

Też mi to przyszło do głowy – ale nawet ten sam czytelnik nie za każdym razem będzie w ten sam sposób podchodził.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnina ma rację. Czytając za drugim razem domyśliłem się, jakie będzie zakończenie :P

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Fajne :)

Przynoszę radość :)

W sumie ciekawe, zakończenie mnie nawet zaskoczyło. Czy to nowy sposób terrorystów? Umieszczenie bomby w androidzie? Tak to zrozumiałam.

Początek składa się z trochę zbyt dokładnych opisów rzeczy nieistotnych dla fabuły i według mnie te opisy są za bardzo rozwleczone w stosunku do długości całego opowiadania.

Lubił podróżować Aerofłotem. Jedzenie nie było najlepsze, a stewardessy nie uśmiechały się tak nachalnie jak w innych liniach.

Wynika z tego, że lubił podróżować Aerofłotem, bo jedzenie nie było najlepsze?

Koniec końców wylądowała na strychu, kolega oblał egzamin specjalizacyjny i Andrzej stracił z nim kontakt.

Uważam, że ten dopisek jest niepotrzebny, bo co to ma do rzeczy?

 

Czytając, wystraszyłam się, że to będzie coś w stylu horroru, że jakiś przerażający przypadek medyczny, a tego bardzo nie lubię, ale opowiadanie poszło w dobrą i lekką stronę :)

Dzięki za lekturę!

Sonato, co do pierwszej Twojej uwagi, oczywiście się zgadzam, chodzi o to, że lubił Aerofłot, pomimo tego, że jedzenie nienajlepsze.

Co do drugiego Twojego zastrzeżenia, to będę broniła tego zdania. Przede wszystkim zamyka ono dygresyjny akapit o androidach starego typu. To prawda, do fabuły nic ono nie wnosi, jednak jest ważne w budowaniu wizerunku bohatera jak i dla ogólnego klimatu tekstu: 

Bohater: jest nieudacznikiem i świadczy też o tym to, jakich miał/ma kolegów – też nieudaczników (skoro oblał).

Klimat: zauważ, że w tym zdaniu są zawarte aż trzy informacje negatywne (wylądowała na strychu, oblał, stracił kontakt). Ma to za zadanie podkreślić dekadencką nutę, która – jak mam nadzieję – jest wyczuwalna w całym tekście.

Fabuła: Początek dość spokojny, zapowiadało się ciekawie, wiernie oddane realia podróży samolotem, jednakże później tekst jakby gdzieś zabłądził, trudno odczytać intencje bohatera. Był terrorystą? Czy po prostu przypadkowo spowodował wybuch? Trochę niedopracowanych kwestii merytorycznych, android nie jest synonimem cyborga. Za cyborga uznajemy organizm ludzki posiadający modyfikacje cybernetyczne – one nie muszą koniecznie dotyczyć serca, więc resuscytacja cyborga nie jest akurat sprzecznością.

Oryginalność: Trudno mówić o rozbudowanym pomyśle, nie mamy tu szeroko zakrojonej prezentacji świata przedstawionego. Wykorzystanie androida zakamuflowanego jako pasażera do wysadzenia samolotu mogłoby być nawet ciekawym trzonem opowieści, jednakże przeszkadza wspominana wcześniej trudność w zrozumieniu wydźwięku utworu spowodowana niejasnym zakończeniem.

Styl: Całkiem w porządku, czytało się OK, lecz problem stanowiły niewyróżnione wstawki wewnętrznych przemyśleń bohatera (przez co mieszała się perspektywa pierwszoosobowa z trzecioosobową) oraz pogubione przecinki przy imiesłowach. Trochę humorystycznie, jednak mogłoby być w tym więcej finezji.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Wracam z komentarzem jurorskim:

 

Zaczyna się fajnie. Tekst w pierwszej części jest płynny, dobrze się go czyta, postać głównego bohatera-przeciętniaka jest wiarygodna, jego życie wewnętrzne pasuje do tego, jak jest opisany. Niestety, potem trochę rozpada się fabuła, zwłaszcza końcówka dość mocno rozczarowuje, także ze względu na małe prawdopodobieństwo wydarzeń. Ale generalnie tekst całkiem udany.

ninedin.home.blog

Spełnienie podstawowego założenia – fantastyczny środek transportu – moim zdaniem nie ma.

Mamy zwykły samolot z co najwyżej niezwykłym pasażerem na pokładzie. Pomijając ten aspekt konkursowych wymagań, mogę powiedzieć, że jest tu pokazana jedna scena, która nie porywa. Jakoś dylemat bohatera, co zrobić z niecodzienną pacjentką, nie robi na mnie wrażenia. Mimo wszystko jakoś nie potrafię sobie wyobrazić, że android został pomylony z człowiekiem – przy pokazanych w opowiadaniu założeniach. Do tego niejednoznaczność zakończenia akurat w tym przypadku sprawia, że zakończenie nie jest satysfakcjonujące. Można je zinterpretować dwojako – jako pomyłkę lekarza lub bombę-pułapkę. To pierwsze w pewien mroczny sposób mogłoby być komiczne, drugie to tragedia. Możliwość takiego rozjazdu interpretacji sprawia, że tekst całościowo do mnie nie przemawia.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Wicked G, Ninedin, Śniąca, dziękuję Wam za uporządkowany i rzeczowy feedback. Nie mam powodu, by bronić swoich wypocin, jedyne, co mi pozostaje, to przetrawić Wasze uwagi i skorzystać z nich w przyszłych tekstach smiley.

Fajnie się czytało, ale zakończenie nieco rozczarowało swoją odczapowością.

Jeśli to był wypadek, to dlaczego ktoś zadał sobie tyle trudu, żeby przemycić dolkę na pokład?

Jeśli to był zamach, to bez sensu przeprowadzony. Nic by z niego nie wyszło, gdyby na pokładzie nie było lekarza albo gdyby nie spieszyło mu się na następny samolot i nie chciał ryzykować biurokratycznych opóźnień.

No, mam wrażenie, że zakończenie nie jest dobrze przemyślane.

Swoją szosą, przesiadałam się kiedyś na Szeremietiewie i lotnisko mi się nie podobało.

Babska logika rządzi!

Tak, masz świętą rację, Finklo :(. Mówiąc żargonem tenisowym, zerwałam uderzenie, czyli z niechlujstwa lub ekscytacji nie wykończyłam tego opka, jak należało. I to jest dla mnie lekcja.

Mnie też zdarzyło się tam przesiadać. Lotnisko przeogromne, a zamiast kolejki płatne meleksy jeździły między terminalami surprise.

Płatnych meleksów nie zauważyłam. Zapadł mi w pamięć obiad za 20 czy 25 baksów. Barszcz ukraiński, paluszki serowe, frytki i pewnie coś do picia. W barszczu pływały parówki w plasterkach, strasznie mnie zdegustowały.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka