– Śnij, opiekunko.
Nie chciał jeszcze zabierać jej marzeń. Musiał przygotować się na tę ucztę. Dopiero co pochłonął śniadanie, a sny Loreny były na deser.
Patrzył w otchłań wypełniającą dziewczynkę i oddychał żarem jej umysłu. Iskry drażniły w nos, ale on kochał płomienie.
***
Na jej sekretnym niebie królował ogień, jakby światło i ciepło mogły tak po prostu zastąpić chłodny przestwór nocy. Wiedziała, że na jawie trawi ją gorączka. Ciało rozpadało się, bo dotarł do niej Pożeracz.
Pożeracz…
Nie tak dawno jakiś rozbłysk słoneczny, paląca jasność umierającej gwiazdy, odmienił świat. Sprawił, że sny zaczęły się stawać. A Lorena miała same „koszmary”. Przynajmniej tak mówili specjaliści, gdy próbowała je rysować. Przerażały dorosłych. Wyrok: dziewczynka musi poświęcić się dla sprawy, dla konającej wśród przerażających mar ludzkości, która wspólnymi siłami wyśniła Pożeracza.
Ludzie nie zamierzali utonąć w mroku „wypaczonych” umysłów. Takich jak Loreny.
Starała się nie patrzeć w dół, dostrzegać jedynie płonący firmament. Czuła jednak drżące, tulące się do niej istoty. Dorośli nazywali je upiorami, demonami.
Niezliczone zastępy zjaw, posplatane w ciasnych uściskach.
Nie wiedziała, jak obronić siebie i podopiecznych.
Wiedziała, że „powinna” bronić innych przed sobą i upiorami.
A mimo to wciąż wpatrywała się tylko, niezdecydowana, w taniec jej nigdy nieuwolnionego ognia. Świat na jawie pozostawał zimny, jakby za szkłem, powyginany, o wiele straszniejszy od istot, którymi się opiekowała. Które uwięziły ją w swoim świecie, tłumacząc, że w tym „rzeczywistym” nie ma czego oglądać.
Jest pusty, przekonywały i dotychczas im wierzyła.
Ale teraz nie był pusty. Nad Loreną zawisł gigantyczny, głodny cień.
***
Pożeracz stawał się i rósł, największy z koszmarów, który miał się uwolnić, gdy zje wszystkie pomniejsze. Ale Lorena nie stworzyła snu małego jak ona sama. Była konkurencją. Pożeracz pochylał się nad nią i słuchał niezliczonych imion demonów, zgromadzonych wokół jej ducha niczym ćmy przy płomieniu.
Musiały przyjść do niej wszystkie. A on musiał czekać.
***
Lorena nie potrafiła komunikować się ze światem, dlatego do niej lgnęło wszystko spoza świata i zdradzało zakazane sekrety. Zjawy były wyklęte, samotne, krzyczały wiatrem, szeptały snami, zawsze odrzucone, niedostrzegalne dla większości ludzi. Jeśli ktoś je zauważał, specjaliści nazywali go wariatem. Faszerowali chemią. Dlatego zjawy dały Lorenie milczenie. Dziewczynka mieszkała w ich tłumie, w matni szeptów, rozumiała każde słowo, a nigdy, we śnie ani na jawie, nie wyrzekła własnego.
Żeby nie zdradzić.
Demony musiały ją obronić. Stanowiła ich bezpieczny bastion.
Podpaliły sen do końca. Ogień szalał w wewnętrznym oku dziecka.
***
Pożeracz był gotowy. Wyszarpał umysł opiekunki, parzący, kotłujący się jak wrząca woda. Nie potrafił w żaden sposób się powstrzymać, ostudzić posiłku, podzielić – wszystko zniszczyłoby smak, zubożyło doznanie. Połknął jądro olbrzymiego koszmaru z zamkniętymi oczami, w uniesieniu.
Błysnęła Lorena jak gwiazda. A przecież mówili, że jest wycofana, zaburzona, że ona bardziej jak czarna dziura.
Tymczasem zapłonęła, wybuchła, a Pożeracz rozszerzył się; czarna masa koszmarów migocząca iskrami.