T minus przestrzeń.
Start wahadłowca.
Udaje im się zrealizować kolejne jej marzenie, ale ona ma wątpliwości już w pierwszych sekundach po starcie. Przeciążenie tymczasowo tłumi niepewność.
Andre, Ewa i inni lecą w ciemność.
Andre cel podróży określa w ten sposób: Mieżdunarodnaja Kosmiczeskaja Stancyja Dva, a tak to zapisuje: Международная Космическая Станция два, MKC2. Dla reszty załogi będzie to ISS2 lub MSK2.
Przynajmniej to kieruje Andre i innymi, ale co powoduje Ewą?
Przewidywany czas podróży: siedem dni.
Dzień 3
Budzi ją dłoń na policzku.
– Ewa. – Kobiecy szept rozlega się tuż przy uchu. – Teraz wasza zmiana. Andre już czeka, szykuje śniadanie…
Kobieta zwalnia łóżko, życzy miłych snów i wypływa z części sypialnej.
Pani kapitan kładąc się i przypinając, czuje silny zapach Ewy. "Ta dziewczyna musi się mocno pocić", to ostatnia myśl przed snem.
***
– Jak to nie ma kawy!? – Ewa wyżywa się na Andre.
– To nie moja wina, że schrzanili zaopatrzenie.
Mężczyzna dryfuje przez pomieszczenie w jej kierunku. Zauważa sińce pod niebieskimi oczami.
– A kto podpisał listy kontrolne? – Kobieta odpycha ukochanego.
Andre wpada na blat stołu.
– Podpisałem jako drugi sprawdzający…
Przewrócone przez niego pudełko skittlesów otwiera się. Pomieszczenie wypełniają dryfujące kolorowe cukierki. Mocno kontrastują z zimnymi barwami statku.
– Kawy nie ma, ale twoich ulubionych cukierków starczy na rok. – Ewa, niesiona siłą odrzutu, zatrzymuje się po przeciwległej stronie pomieszczenia.
Dzień 5
Naga para tuli się w ładowni, lewitując pod sufitem. To tam, zaraz po stołówce, jest najwięcej przestrzeni, ponad spiętrzonymi skrzyniami z zapasami.
– O czym myślisz? – pyta Ewa.
– O naszym ślubie. Chciałbym wziąć taki w cerkwi, z pełnym obrządkiem, a później cieszyć się ogromnym, kilkudniowym weselem. Wujek Sasza pewnie pobiłby się z wujkiem Igo… A ty?
Dziewczyna wymyka się z objęć, odwraca wzrok.
Nie odpowiada.
***
– Czasem chciałabym wziąć i zniknąć. Nie być, nie istnieć.
– To musi być przerażające, ale piękne zarazem.
– Piękne? Przerażające? Nie. To jak ucieczka. Wiesz co jest naprawdę przerażające?
Andre kręci przecząco głową.
– Mnie przeraża mieć dzieci, pracę; wpaść w rutynę. Być zamkniętą w domu, gotować, prać, sprzątać; spędzać osiem godzin dziennie w boksie dwa na dwa, zliczając kolumny cyferek. – Ewa bierze głębszy oddech. – Albo siedzieć gdzieś na wojnie, w okopie. Co taki żołnierz musi myśleć, czytając po raz setny ten sam list, jak żona pisze, że brzuch duży, że mały kopie…
– W dupie z wami.
– Słucham? – Zdziwienie maluje się na jej twarzy, kobieta nie łapie kontekstu.
– W dupie z wami i z waszymi wojnami. Pewnie tak myśli, ten żołnierz.
Chwila ciszy.
– Pewnie tak.
Milczą dłużej, razem. Andre udaje się spojrzeć Ewie w te podkrążone, niebieskie oczy. Dostrzega coś pomiędzy pustką a tęsknotą, a może to tęsknota za pustką?
Kobieta przerywa milczenie:
– Daj mi przestrzeń, która mnie wyzwoli. Taką, jakiej nikt nie ma. Wtedy weźmiemy ten ślub, ale czas ucieka, dusi mnie ciasnota tego statku.
– Poczekaj. – Mężczyzna odpływa.
Ona nie rusza się z miejsca. Źle się czuje, ma mdłości. Po chwili okręt traci przyspieszenie. Andre wraca po dwudziestu długich minutach i przerywa martwą ciszę:
– Dzień się kończy, do końca zmiany zostało niewiele czasu.
– Dlaczego wyłączyłeś napęd?
Patrzy na nią. Dotyka czoła, po czym ociera spływającą po nosie kroplę potu. Ewa jest rozpalona i ciężko oddycha.
– Ufasz mi? – pyta ukochaną.
Dni 1 i 2
Ciągłe sprawdzanie czy wszystko gra, kontrole, raporty. Symulacje dokowania na Międzynarodowej dwójce. W pierwszych dniach podróży opóźnienia wiadomości przesyłanych między okrętem i Ziemią są stosunkowo niewielkie. Później sprawna komunikacja będzie poza ich zasięgiem.
Andre mija się w powietrzu z Ewą, wykorzystuje nadarzającą się okazję i muska dłonią jej policzek.
Kobieta wydaje się nieobecna.
– Wszystko okej?
– Źle sypiam, aklimatyzacja nie idzie mi najlepiej. Boli mnie brzuch, do tego ciasno wszędzie – krzywi się i dryfuje w swoją stronę.
Przystosowanie się do snu w stanie nieważkości bywa uciążliwe, ale Andre podejrzewa, że Ewa, pomimo miesięcy ćwiczeń, jest rozczarowana brakiem swobody przestrzennej.
Na Ziemi zwiedzili już chyba wszystkie miejsca, oferujące ogromną otwartą przestrzeń. Leżeli na środku Stadionu Narodowego, usychali z pragnienia na Saharze, podziwiali górskie krajobrazy, ale za każdym razem było tak samo.
Najpierw oczekiwanie i napięcie.
Później radość. Krótkotrwała ekstaza.
A następnie w kobiecie budziła się tęsknota za czymś większym, nowym. Czuła ciągły niedosyt przestrzeni. Niedosyt przemieniał się w stany depresyjne, w lęk przed tym, że nic większego nie znajdą. To pchało ich do szukania nowych miejsc. Nowych doznań.
Trzy lata temu nurkowanie.
Dwa lata temu skok ze spadochronem.
Teraz…
Dzień 4
Andre śni koszmar, budzi się na dwie godziny przed zmianą.
Wie, że już nie zaśnie. Odpina pasy i postanawia udać się do sypialni Ewy. Przynajmniej popatrzy na śpiącą ukochaną.
Puste łóżko nie wróży nic dobrego, ale czego się spodziewać po kimś z problemami ze snem?
Przetrząsa cały statek.
– Nie widziałem jej. Ej, a nie za wcześnie wstałeś? Zmiana za ponad dwie godziny. Musimy przestrzegać norm zdrowotnych.
– Spokojnie, nic mi nie będzie.
– Tobie nie, ale jeżeli Ewa ma problemy, trzeba to zgłosić na Ziemię, Andre. Mam to zrobić? Zresztą przyślij ją do mnie na badania, to mogą być objawy…
– Sam się tym zajmę. – Andre przerywa koledze i zerka na plakietkę. – Dzięki za troskę, Majk.
Odnajduje ją w korytarzu technicznym, obok śluzy do spacerów kosmicznych.
Ewa siedzi wpatrując się w gwiazdy przez małe okrągłe okienko. Nie reaguje na pojawienie się mężczyzny.
Andre siada obok i obejmuje ją ciepłym ramieniem.
Astronautka nie porusza się, prawie nie mruga, oddycha wolno i spokojnie jak we śnie.
Mają jeszcze godzinę do swojej zmiany. Razem spoglądają w kosmiczną pustkę.
Dzień 6
Melodia z "Twinkle, twinkle, little star" rozbrzmiewa w części sypialnej. Pierwszy raz od startu to budzik, a nie Ewa, wybudza panią kapitan ze snu. Kobieta nie przypomina sobie, żeby ustawiała tak spokojną melodię w urządzeniu. Notuje w pamięci, by zmienić ją później na inną.
Coś jest inaczej.
Nie lecą, statek dryfuje.
Zaalarmowana pani kapitan udaje się do kokpitu, gdzie wpada na równie zaniepokojonego głównego pilota.
– Gdzie Andre i Ewa?
– Na pewno nie tutaj.
– Psiamać. Sprawdź czy wszystko jest sprawne, ale utrzymuj położenie. Ja wybudzę pozostałych i przeszukamy statek. – Pani kapitan oddala się w pośpiechu.
***
Załoga zbiera się w kokpicie.
– Macie coś?
– Nic. Nigdzie ich nie ma.
– Brakuje jednego skafandra – melduje Katia, lekarka.
– Oni chyba nie…? – Pani kapitan składa myśli w całość. – Czyjego brakuje?
– Andre.
Pilot odwraca się do nich na fotelu:
– Mam sygnał awaryjny, kilkaset metrów za statkiem.
– To jego?
– Nie wiem, ale czyj inny?
Kapitan wali pięścią w stół, stal odpowiada cichą wibracją.
– Postaraj się zbliżyć do źródła sygnału na manewrowych – rzuca rozkaz pilotowi. – Katia, pomóż mi założyć kombinezon, wychodzę.
***
– Bliżej nie podejdę – melduje pilot.
– Ok, wypuśćcie mnie.
Pani kapitan wypływa ze śluzy w przestrzeń kosmiczną.
– Wyszłam, podpinam linę.
– Przyjąłem.
– Podpięta.
– Ok.
– Muszę przejść na tył statku.
Kilka minut mija w ciszy radiowej.
– Mam kontakt wzrokowy, jakieś sto pięćdziesiąt metrów, może dalej.
– Linka ma sto pięćdziesiąt – wtrąca pilot.
– W razie czego, będę działać na odrzutowym, bez asekuracji – spokojnie odpowiada astronautka, po czym wypowiada myśli na głos: – Odpiąć się, złapać astronautę, złapać dryfującą linę, przypiąć się…
Pani kapitan odbija się od statku na ile to możliwe, i stosuje krótkie odrzuty, by skorygować kurs lotu.
Przed nią dryfuje pojedynczy skafander.
Sto metrów, ciała Ewy nie widać. Przyspieszony puls.
Sześćdziesiąt metrów. Zimny pot zalewa czoło astronautki.
Dwadzieścia pięć metrów. Urywany oddech.
– To nie jest skafander naszej misji, ale ma rosyjską flagę.
Kilka metrów. Linka się kończy, pani kapitan nie dosięga. Dostrzega za to twarz kosmonauty. Twarz człowieka o szorstkich rysach i z kilkudniowym zarostem. Człowieka doświadczonego życiem. Wygląda jak miliony mu podobnych na planecie, którą zostawili za sobą.
– To nie Andre.
– Ale to jego sygnał, sprawdziłem – odpowiada pilot.
– Ivan – astronautka odczytuje imię ze skafandra.
Ivan otwiera oczy. Duże czarne oczy.
Kobieta szarpie się odruchowo, przestraszona.
– On żyje.
Ivan porusza ręką i daje znaki, by z nim porozmawiała. Na migi podaje częstotliwość.
– Pomogę ci. – Astronautka zaczyna rozmowę.
– Nie pomożesz – odpowiada z silnym rosyjskim akcentem.
– Masz gaz w plecaku? Odbij się do mnie.
– Nie mnie szukasz.
Kobieta szykuje się do odpięcia liny.
– Popatrz. – Ivan wskazuje ręką ponad sobą.
Tuż nad nimi dryfuje Andre w skafandrze, trzymający martwą, zamarzniętą Ewę w objęciach.
– Jak mogłam ich nie zauważyć? Kim jesteś?
– Uratuj ich.
– Jesteś tu, by im pomóc?
Ivan używa plecaka do nadania sobie odrzutu, zaczyna się oddalać.
– To ty po to tu jesteś. Oni mają wolną wolę, tak wybrali, ale ja chronię to, co wolnej woli jeszcze nie ma. Każdy musi odegrać swoją rolę w tym przedstawieniu.
Ivan zamyka oczy i milczy, dystans dzielący go od astronautki wydłuża się nieubłaganie.
Pani kapitan ma mętlik w głowie, odbija się i chwyta dryfującą parę. Zmienia częstotliwość.
– …am się dzieje? Nic nie widzę. Odbiór! – nawołuje pilot.
– Mam ich, wyciągnijcie mnie stąd.
***
Ciało składają w ładowni, pierwsze przesłuchania Andre nic nie przynoszą. W ogóle się nie odzywa.
Coś dręczy panią kapitan. Ma nieodparte wrażenie, że skądś kojarzy twarz Ivana. Wspólnie z pilotem przeglądają archiwa z radzieckich misji kosmicznych.
– O, to ten! – Kobieta stuka w zdjęcie na ekranie.
– Żartujesz! To jest twój Ivan?
– Tak, właśnie taki, nie inny. Tylko trochę starszy był i z zarostem.
– To Władimir Michajłowicz Komarow! – krzyczy pilot. Przebiega wzrokiem po tekście na monitorze i odczytuje na głos:
– Drugi lot kosmiczny odbył na pokładzie statku Sojuz jeden, od początku borykał się z wieloma usterkami technicznymi, podczas lądowania zawiodły spadochrony modułu lądującego, co zakończyło się śmiercią kosmonauty, po uderzeniu kapsuły w ziemię dwudziestego czwartego kwietnia tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego siódmego roku… – Spogląda na panią kapitan. – To ja też chcę wyjść na zewnątrz, pogadać sobie z legendą, mogę?
– Nie rób sobie jaj. Nic już nie rozumiem.
– Każdy pewnie ma swojego Ivana, ciekawe kto byłby moją halucynacją? – Pilot drapie się po głowie.
– Zakładasz, że to była halucynacja?
– Wywołana stresem, bo co innego?
Dzień 7
– Nie wylądujemy na ISS dwa, dopóki nie poznam prawdziwej wersji wydarzeń. – Pani kapitan jest nieugięta pomimo zmęczenia. Nie śpi drugą dobę. – Nie sprowadzę im szaleńca. Pytam ostatni raz, czy zabiłeś Ewę, poprzez wyrzucenie jej w próżnię?
– Nie zabiłem jej.
– Ona to zrobiła, popełniła samobójstwo, a ty chciałeś ją odzyskać? Tylko jak? Sam nie dałbyś rady założyć kombinezonu…
– Też nie.
– To co tam się odjebało!?
Andre milczy.
Kapitan wypływa ze spiżarni i zamyka za sobą śluzę.
Pozostała część załogi czeka na decyzję.
– Nic nie chce powiedzieć, a ja… ja nie potrafię do niego dotrzeć. Czuję, wiem niemal na pewno, że Ewa też nie jest bez winy, ale nie potrafię zrozumieć, co zaszło. I dlaczego? – Kobieta przeciera dłonią czoło. – Istny mętlik w głowie. To wszystko sprawia, że mam ochotę wyrzucić ich z powrotem w przestrzeń, skoro tak im się tam podoba. I kłopot z głowy.
Nikt z załogi nie odpowiada ani się nie śmieje. Nie są pewni, czy to rzeczywiście próba obrócenia sytuacji w żart. Czy może realna groźba?
– Zameldowaliście już Ziemi, że się odnaleźli? – Pani kapitan przerywa niezręczną ciszę.
– Nie.
– W takim razie wstrzymajcie się. Pozostało spróbować jeszcze jednego… Skonfrontujemy go z ciałem ukochanej. Może coś powie, jakoś zareaguje.
Wszyscy milczą.
***
Dwóch mężczyzn trzyma Andre, dryfują do ładowni, gdzie czeka reszta załogi.
Wpływają do pomieszczenia i zajmują miejsca obok pozostałych, wokół dużej przemysłowej zamrażarki. Pani kapitan daje znak. Otwierają wieko.
Pusto.
Nikt nic nie mówi, tylko Andre, niezainteresowany przedstawieniem, wskazuje palcem ku górze.
Pod sufitem dryfuje Ewa.
Ma na sobie jedynie białą bieliznę. Nabrzmiałe piersi, skóra o zdrowym różowym odcieniu, bystre spojrzenie błękitnych oczu. Żadnych śladów po sińcach. Włosy w nieładzie, jakby dopiero co wybudziła się z długiego snu. Kobieta spogląda na nich spokojnie z góry, masując się kolistymi ruchami dłoni po zaokrąglonym jak piłka brzuchu.
Wszyscy nieruchomieją na ten widok.
– Powiedziałeś im już? – Ignorując całą scenę, Ewa kieruje pytanie do Andre.
– Nie. Czekałem na ciebie, ty im powiedz.
Twarz Ewy zdobi szczery uśmiech, ręka na brzuchu zastyga poniżej wystającego pępka:
– Pobieramy się.