Noc była cicha, bezwietrzna. Księżyc leniwie oświetlał blaskiem rozłożyste drzewa. Wysoki elf ziewnął przeciągle i oparł się na włóczni. Należał do tych wartowników, którzy nigdy nie mają szczęścia do wart, a zatem i do wszystkiego innego. Gdyby, na przykład, częściej dostawał dzienne warty, dziewczyna nie rzuciłaby go przed tygodniem. Dziewczyny z jakiegoś powodu zawsze nalegają na nocne randki.
Pogrążony w ponurych rozmyślaniach, co, jak wiemy, usypia lepiej niż szklanka ciepłego mleka, wartownik nie zwrócił większej uwagi na drobną sylwetką, która wychynęła zza drzew. Drobna sylwetka jednak zauważyła go od razu i odchrząknęła znacząco kilka razy.
– Przepraszam?
Wybudzony z letargu elf najpierw z rozdrażnieniem, a następnie z przerażeniem zlustrował wzrokiem nocnego gościa. Ot, małe dziecko, dziewczynka o zadartym nosku i chytrym wyrazie twarzy, który usiłowała ukryć zwyczajem dzieci pod słodką minką. Ale, skandal, zaraza, niepodobieństwo, miała okrągłe uszy!
– Co ty tu robisz, dziecko? – wysyczał, rozglądając się dookoła w panice. – Ludzie nie mają wstępu do tej Krainy!
– Och, wiem. – Dziewczynka wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się szeroko. – Wszyscy tak mówicie, ale zawsze w końcu wpuszczacie. Daj spokój, nie jestem w ciemię bita. Sprawdzałam w Internecie. A teraz zaprowadź mnie do waszego króla.
Elf spojrzał na nią bezradnie.
– Przecież mówię, że to niemożliwe. Zmykaj szybko tam, skąd przyszłaś.
– Twardy z ciebie egzemplarz – odpowiedziała, patrząc na niego z podziwem, zgoła jednak nie szykując się wcale do drogi powrotnej. – Ale nigdzie się nie wybieram.
– W takim razie, odprowadzę cię do Granicy siłą. – Wartownik groźnie potrząsnął włócznią. – To rozkaz królewski.
– Ach tak? Król zapewne wydał ci go osobiście?
Elf wyraźnie się zmieszał.
– No nie, królowie od rozkazywania mają swoich podwładnych.
– To skąd możesz wiedzieć, że rozkazy pochodzą faktycznie od króla?
Ta surowa logika wprawiła wartownika w nieliche zmieszanie. Zanim jednak zdążył się odezwać, dziewczynka zmieniła temat.
– A tak w ogóle, to mam na imię Iza. Właściwie to Izabela, ale nikt mnie tak nie nazywa. Wszyscy mówią, że to piękne imię, ale ja nakryłam ich na kłamstwie. Mojej mamie kiedyś się wymsknęło, że nazwała mnie tak po jakiejś tam bohaterce lektury napisanej przez jakiegoś Bolesława z Prus. No to poczytałam sobie o niej, wiesz, w Internecie teraz jest wszystko, i wyszło na to, że to była skończona maszynka do podrywania facetów! Jeżeli to nie jest okrucieństwo, nazwać córkę po kimś takim, to ja nie wiem, co nim jest! A ty jak masz na imię?
Porwany falą wymowy dziecka, wartownik cudem zarejestrował ostatnie pytanie.
– Faerrioll vel Anvilion Iln – przedstawił się, starając się brzmieć dumnie, wobec jednak etymologicznej historii imienia Izy wydało mu się to bladą odpowiedzią.
– Za długie. – Iza skrzywiła się. – I trudne do wymówienia. Będę cię nazywała Franek. Wiesz, mamy takiego jednego Franka w klasie i on…
Faerioll po raz kolejny został zarzucony trajkotaniną na poziomie polityka roku. Gdy już myślał, że więcej nie wytrzyma, nagle zdał sobie sprawę, że wokół znów zapadła błogosławiona cisza. Już miał dziękować Opatrzności, gdy napotkał bardzo nieprzyjemny wzrok Izy.
– Wiesz, ja tak mogę całymi godzinami – powiedziała cichym głosem, a ukryta w tych słowach groźba sprawiła, że Faerioll zadrżał. – W domu nikt mnie nigdy nie chce słuchać, więc zazwyczaj rozmawiam sama ze sobą. Ale ty jesteś o wiele lepszym słuchaczem. Więc uraczę cię kolejną opowieścią… No chyba że zaprowadzisz mnie do króla.
Mało brakowało i elf poddałby się, gdyby nie niespodziewany ratunek.
– Cóż to, przyjacielu, odwiedziny? – Faerioll usłyszał beztroski głos i wręcz odetchnął z ulgą. – Ale, ale, chyba nie powinieneś ich przyjmować.
– Hiyalan! – zawołał z radością na widok przyjaciela. Mała Iza zaniepokoiła się nieco tą nieoczekiwaną odsieczą, ale natychmiast przybrała wyraz świętej niewinności na twarzy.
– Witaj, drogi Faeriollu. Cóż my tu mamy? – Hiyalan uśmiechnął się promiennie do wartownika i zwrócił do Izy. – Jestem Hiyalan vel Isskalien Unl.
– Heniek. Ślicznie – odpowiedziała ze swoim najurokliwszym uśmiechem dziewczynka. – Ja mam na imię Iza. Franek miał mnie właśnie zaprowadzić do króla.
Zdziwiony Hiyalan spojrzał pytająco na Faeriolla, który rozpaczliwie kręcił głową na „nie, bzdura, wcale i w ogóle”.
– Próbowałem jej wytłumaczyć, że powinna wrócić do świata ludzi, ale mnie nie słucha – poskarżył się żałośliwym głosem.
– Rozumiem. – Przyjaciel pokiwał głową. – Ci ludzie! Ostatnio wszędzie się panoszą. To przez ten ich Internet coraz więcej znajduje tu drogę. Cóż, ja nie widzę problemu. We dwóch łapiemy dzieciaka i odnosimy do rodziców.
– O, przepraszam, nic z tego, ja się nie dam złapać – zastrzegła Iza, niespokojnie odsuwając się od obu elfów. Hiyalan wzruszył ramionami.
– Wątpię, byś miała tu wiele do powiedzenia – wyznał szczerze i zaraz uśmiechnął się, jakby przyszedł mu do głowy świetny pomysł. – Hej, Faerioll, a gdyby tak podrzucić ją gnomom spod spodu? Albo krasnoludom, dwa pięterka niżej? Ale byłaby draka! Ostatnio te małe dranie nieźle zalazły mi za skórę.
Ale Faerioll pokręcił głową.
– To nie są żarty, Hiyalan.
– W takim razie, co nam szkodzi zaprowadzić małą do króla? – Elf wzruszył ramionami. – Niech sam decyduje o sprawach swojego królestwa.
Mała Iza poczuła, że wstępuje w nią nadzieja.
***
Król elfów był akurat zajęty degustacją nowego wina ze swoich winnic, zatem sprawą wagi państwowej w kategorii eksport, gdy wprowadzono dwóch wartowników z upartym „jeńcem”. Nie wyglądał więc na zachwyconego.
– Cóż to? Kolejny człowiek? Dlaczego po prostu nie odstawiliście jej do Granicy albo nie podrzuciliście naszym sąsiadom jaskiniowcom?
– Prosi o rozmowę z waszą królewską mością – odpowiedział nieśmiało Faerioll, kłaniając się głęboko.
– O rozmowę? Przecież to jeszcze dziecko!
– O przepraszam, mam już dwanaście lat! – oburzyła się Iza. Król ściągnął brwi i skrzywił się.
– Gdy mój syn miał dwanaście lat, wciąż jeszcze siedział pod czujną opieką mamki. Nie nazwałbym go nawet dzieckiem, to wciąż było niemowlę!
– To nie moja wina, że elfowie są opóźnieni w rozwoju – palnęła dziewczynka, oburzona lekceważeniem, jakie król okazywał dzieciom.
Król tymczasem pociągnął z kielicha i nieznacznie się skrzywił. Wszyscy dworzanie, którzy nauczyli się wyczytywać jego nastroje z nieledwie poruszenia mięśni twarzy, struchleli.
– Moje dziecko – odezwał się wreszcie spokojnym, acz raczej złowieszczym tonem. – Uważaj na to, co mówisz, bo możesz kiedyś pożałować swoich słów.
Iza otwierała już usta, by odpowiedzieć, ale król powstrzymał ją stanowczym gestem.
– Nie, nie, nic nie mów. Jakie jest to wasze przysłowie? Dzieci i ryby głosu nie mają. Otóż to! Czy wiesz, że prawem naszej Krainy, powinnaś mieć teraz usuniętą pamięć i zostać choćby i siłą odprowadzona do Granicy? Znaj jednak moje miłosierdzie, masz moje pozwolenie na audiencję u króla krasnoludów. A teraz proszę, zostawcie mnie już, jestem bardzo zajęty.
To mówiąc, królewskim gestem podał kielich służącemu, który napełnił go po brzegi. Święcie oburzona takim traktowaniem Iza miała ochotę protestować, ale Faerioll zasłonił jej usta dłonią i razem z Hiyalanem siłą wyprowadził z sali. Król nie zaszczycił ich ani jednym spojrzeniem.
– Doprawdy, to drugi człowiek w tym miesiącu! – wymruczał, z lubością sięgając po pełny kielich. – Powinniśmy coś wreszcie z tym zrobić. Już ci zbłąkani pijacy są wystarczającym kłopotem, a teraz jeszcze dziecko. Tamtym przynajmniej można wmówić, że wszystko, co tu widzieli, to ich pijackie wizje. Swoja drogą, ci ludzie mają słabe głowy. Nawet mój syn nigdy nie doprowadził się do takiego stanu, w jakim oni tu przychodzą!
– Aczkolwiek ci ze wschodu to już inna sprawa, wasza królewska mość – wtrącił jeden dworzanin. – Wypiją całą butelkę spirytusu naraz.
– Ci ze śmiesznym akcentem? – zainteresował się król. – Ależ, ależ, spirytus jest dla prostaków.
– Czy wasza wysokość naprawdę kazałby jej wymazać pamięć? – zapytał inny elf. – Jeszcze nigdy tego nie praktykowaliśmy…
Król machnął ręką i roześmiał się.
– Oczywiście, że nie. Chciałem ją tylko postraszyć. Nie stanowi dla nas zagrożenia. Kto uwierzy dziecku, gdy zacznie opowiadać o elfach, krasnoludach i baśniowych krainach? Przecież nikt nie słucha dzieci!
***
Choć Iza nieco podupadła na duchu po wizycie u króla elfów, z nową energią pomaszerowała tunelami do podziemnego królestwa krasnoludów w towarzystwie swoich dwóch nowych znajomych, którzy, chcąc nie chcąc, musieli ją tam zaprowadzić.
Strażnicy na granicy nie przyjęli ich ze zbytnim entuzjazmem, ale musieli przepuścić posłów króla elfów.
Król krasnoludów powitał ich zaintrygowanym spojrzeniem spod krzaczastych brwi.
– Cóż to, czyżby wasz władca posyłał mi nieplanowanego wnuka na wychowanie w mrocznych jaskiniach? – zapytał i sam zarechotał z własnego żartu, wtórowali mu zaś jego gruboskórzy wojownicy.
– Ależ skąd, wasza wysokość! – odparł z oburzeniem Hiyalan. – Jest on wciąż za mały na podróżowanie, to dopiero niemowlę!
„Dwór” odpowiedział mu jeszcze bardziej gromkim śmiechem.
– To była bardzo niepolityczna odpowiedź, przyjacielu – szepnął do nieporuszonego Hiyalana Faerioll.
– Też tak mi się zdaje – odpowiedział również szeptem elf, na którego kamiennej twarzy pojawiły się niepokojące rysy.
– Cóż to więc za pacholę? – zapytał dostojny monarcha, gdy wreszcie mógł złapać oddech.
– Ludzkie dziecko, panie – odparł szorstko Faerioll. – Ma do ciebie prośbę, wasza wysokość.
Iza już szykowała się do przemowy, gdy król, zmarszczywszy brwi, wszedł jej w jeszcze nie wypowiedziane słowo.
– Ludzkie? A po co mi ludzkie dziecko? Wyciepnąć to za Granicę i będzie spokój. Mam już dość ludzi. Wszystko to pijaki. Najpierw upijają się waszym winem, a potem schodzą po moje piwo. Nie, ty się nie odzywaj – dodał, widząc, że oburzona Izabela szykuje się do obrony gatunku ludzkiego. – Jak to u was mówią? Dzieci i ludzie głosu nie mają. W takim razie, ty nie masz go podwójnie. Zmykaj!
I znów król wybuchnął śmiechem do wtóru prychania i rechotania swoich wojowników. Wobec takiego wyniku poselstwa, posłowie musieli się szybko zwijać, unosząc przemocą bulgoczącą z wściekłości towarzyszkę. Jeszcze długo po tym, słyszeli gromkie echa w tunelach.
***
– Co za prostak! Istne chamidło! – Iza pieniła się ze złości już dobre dwadzieścia minut, ku przerażeniu Faeriolla i wesołości Hiyalana, który od czasu do czasu dorzucał co soczystsze kawałki.
– To co? – zapytał w końcu beztrosko Hiyalan. – Teraz do Granicy? Odstawimy cię bezpiecznie do waszego świata i po sprawie.
Mała Iza przybrała tak żałosną minkę, że aż Faeriollowi zrobiło się jej żal.
– A może zaprowadzilibyśmy ją jeszcze do króla gnomów? – zaproponował nieśmiało. – To całkiem sympatyczny staruszek.
– W sumie, czemu nie? – uśmiechnął się Hiyalan – I tak w drodze na górę ich mijamy.
W ten sposób, Iza raz jeszcze wykorzystała odpowiednio dobre serce i beztroskę swoich towarzyszy. Uśmiechnęła się więc do nich z promienną wdzięcznością.
Król istotnie był raczej wiekowym gnomem, o długiej siwej brodzie i łysej czaszce.
– Hoho! – zawołał dobrodusznie na widok „posłów”. – Już dawno nie widzieliśmy tu ludzi! Niestety, nie mamy tak dobrze zaopatrzonych piwnic jak nasi sąsiedzi. Czego pragniesz, moje dziecko?
Mrugnął figlarnie do Izy, która nabrała śmiałości i uśmiechnęła do niego najładniej jak umiała.
– Wasza wysokość. – Dygnęła wdzięcznie. – Wiem, że być może grzeszę zbytnią zuchwałością, ale tylko do ciebie odważyłabym się zwrócić z taką prośbą…
Król z łatwością przełknął to kłamstwo i uśmiechnął się zachęcająco.
– Tak? O co chcesz prosić?
– O… złoto.
Zamieszanie, jakie powstało w sali po tych słowach było nie do opisania. Najpierw z dziesiątek gardeł wydarł się okrzyk oburzenia. Dotąd poczciwe oczy króla zabłysły czerwonym blaskiem. Zerwał się z tronu.
– Gwałtu, rety, mordują, złodzieje! – wydarł się na cały głos. – Do broni, moje dziatki! Rabusie! To deklaracja wojny!
Krąg gnomów wokół zszokowanej Izy niepokojąco się zacieśnił. Chciała jeszcze coś powiedzieć, wyjaśnić, ale tym razem to przerażony Hiyalan ją zakneblował.
– Cicho, nie pogarszaj sytuacji! – syknął, cofając się do drzwi. – Powinienem był wiedzieć. Dobre sobie! Dzieci powinny się rodzić nieme!
– Chodu, Hiyalan! – zakrzyknął Faerioll i przedarł się przez wciąż jeszcze niepewnych, kto właściwie jest wrogiem, gnomów. Drugi z elfów podążył za nim, ciągnąc za sobą Izę. Ile tylko mieli sił w nogach, biegli, aż gwar za nimi ucichł.
***
Gdy wreszcie stanęli na świeżym powietrzu, dyszeli ciężko i wciąż jeszcze drżeli ze strachu.
– Złoto, złoto – jęczał Hiyalan. – Dziewczyno, co ty masz w głowie, żeby prosić gnomów o ich złoto?
Iza nic nie odpowiedziała, święcie na niego obrażona. No bo skąd mogła wiedzieć, że król jest taki sobek?
– Po co ci właściwie złoto? – zapytał Faerioll, gdy już nieco ochłonął. Dziewczynka wydęła wargi.
– Żeby ludzie mnie słuchali – powiedziała wyzywającym tonem. – Wszyscy zawsze tylko powtarzają to głupie przysłowie i mnie ignorują. Jakbym i ja była rybą! Pomyślałam sobie, że gdybym miała dużo pieniędzy, ludzie by mnie z pewnością słuchali. Nie wierzę w te bujdy dla dzieci o chochlikach, ale ostatnio czytaliśmy w szkole książkę jakiegoś profesora, w której pisało, że krasnoludy i elfy mają złoto. Profesora! No to poszukałam w Internecie i tam było, jak was znaleźć.
– Wiesz, są inne sposoby na wzbogacenie się, niż proszenie innych o ich złoto – powiedział ostrożnie Hiyalan. Przybita Iza wzruszyła ramionami.
– No trudno – przyznała niechętnie. – Chyba nic tu po mnie.
***
Faerioll ofiarował się odprowadzić ją do Granicy. Dziewczynka milczała smętnie.
– To tutaj – powiedział, pokazując jej linię lasu. – Za tymi drzewami jest Granica.
– Dzięki, Franek – westchnęła Iza i spojrzała jeszcze na niego z nadzieją. – A może ty masz trochę złota?
Faerioll pokręcił głową ze smutkiem.
– Niestety, jestem tylko prostym żołnierzem. Ale, wiesz… Nasze złoto i tak na nic by ci się nie przydało.
– Tak? – zapytała podejrzliwie Iza. – A dlaczego?
– Bo jest zaczarowane. – Elf wzruszył ramionami. – Po przejściu przez Granicę prawdopodobnie zmieniłoby się w coś bezwartościowego. Ale czekaj, coś chyba mogę ci dać.
Iza z powracającą nadzieją obserwowała, jak elf grzebie po kieszeniach. W końcu wyjął ciemną grudkę i podał jej.
– Och – powiedziała dziewczynka z rozczarowaniem. – To węgiel.
– Teraz tak – roześmiał się elf. – Ale za Granicą może zmienić się w diament.
Mrugnął do niej. Iza rozchmurzyła się.
– Albo w grafit – dodał jeszcze już mniej pewnym tonem.
– W ołówek? – jęknęła Iza, ale zaraz roześmiała się. – No trudno. Jeśli tak się stanie, to może zamiast mówić, zacznę pisać?