- Opowiadanie: Blacktom - Suma wszystkich zmian

Suma wszystkich zmian

Proszę przeczytać i skomentować :)

 

Wszystkiego mi brakowało przy pisaniu tego opowiadania. Najpierw zdecydowania na wzięcie udziału w konkursie, potem pomysłu, czasu, a na końcu zapewne umiejętności przy jego wykonaniu (oby Reg przeczytała pierwsza). Nie odleżało ile powinno... Nie leżało w ogóle. Niemnie jednak wrzucam ten tekst.

Cyberpunk wzywa, nie mogłem być głuchy na to wezwanie ;)

 

Ps.

W tekście umieściłem nawiązanie do pewnego arcydzieła (IMO) w klimacie cyberpunkowym, którego nie można pomylić z niczym innym (chyba). Ciekawy jestem, czy ktoś rozpozna odniesienie.

Kto się domyśla niechaj napisze do mnie na priv  – potwierdzę domysł lub zaprzeczę :)

 

Ps.2

Wersja po poprawkach.

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Suma wszystkich zmian

Jeszcze tylko dwieście milionów, jeszcze tylko dwieście milionów…

Powtarzam w myślach, próbując wstać z maty. Reflektory wirują wokół mnie. Promotor drze mordę, abym skończył pierdolić, bo jak przegram, to jedyne co mnie czeka, to papierowa trumienka. Tyle jestem wart. Sześć metrów kwadratowych kartonu.

­– Chcesz lepszego życia? To je sobie wywalcz! – wybrzmiewa w implancie mojej kory słuchowej.

Przeciwnik jest szybki, kurewsko sprawny. Nie zamierza zmarnować okazji. Postanawia skończyć ze mną pojedynczym kopnięciem w głowę, póki jeszcze się nie podniosłem. Booster adrenaliny uwolniony zdalnie w moim mózgu sprawia, że zbliżająca się stopa zawisa niemal w bezruchu kilkanaście centymetrów przed twarzą. Polimerowe włókna wplecione w mięśnie przeciwnika odznaczają się pasmami pod skórą. To będzie mocne kopnięcie. Nie szkodzi, czaszka to wytrzyma – kości wzmacniane tytanową siatką rozłożą uderzenie, ale mózg… To dalej w większości tylko neuronowa galareta.

Postrzeganie mam wyostrzone, ale czy zdołam zareagować? Chcę osłonić twarz ramieniem. Niestety robię to za wolno. Całe szczęście, ci, którzy na mnie postawili, w porę wykorzystują koło ratunkowe i gdzieś spod kurtyny wyłączonych receptorów bólu dochodzi mnie wrażenie ucisku na przedramieniu. Ruch szybszy niż myśl. Zdążyłem. Zatrzymałem kopnięcie.

Nie czekam na poprawkę. Obdarowany dziesięciosekundowym nadprzewodnictwem nerwów wyskakuję w powietrze i mierzę kolanem w jego cofnięty podbródek, nim schroni się za gardą. Mongolski łeb odskakuje do tyłu. Przez chwilę wydaje się, że jakoś sparował cios, bo utrzymał się na nogach. To złudzenie. Jego ciało jeszcze nie wie, że przegrało. W końcu upada i dostaje drgawek. Mam pewność, że już nie wstanie. To dobrze. Był za mocny.

Obserwatorzy są zadowoleni. Dramaturgia widowiska sprawiła, że lajkują szczodrze, powiększając zwycięską pulę. Wyrastam na człowieka nie do pokonania. Tak naprawdę to Mongoł miał pecha. Jego bonus publiczności poszedł za wcześnie.

Stary Bolo podchodzi po zakończonej transmisji.

– Dużo nie brakowało, żebyś przegrał. Powiedz mi, co się dzieje? – Przybiera ton zatroskanego ojczulka.

– Za dużo myślę – odpowiadam. ­– Co z kasą?

– Już przesłałem.

– Kiedy następna walka?

– W przyszłym miesiącu.

Nie mogę tak długo czekać. Dzwonię do Jimiego.

 

*

 

Jeszcze tylko sto milionów dwieście tysięcy, sto…

Płacze. Zarzeka się, że zawsze oddaje osiemdziesiąt procent dochodu Jimiemu. Że nigdy nie odważyłaby się zadzierać z Jimim Polaczkiem, bo wie, co robi z dziewczynami, które go okradają.

Rozglądam się po śmierdzącej stęchlizną norze. Warunki jak to na ukraińskim osiedlu z płyty. Trzydzieści metrów kwadratowych z kuchnią, sypialnią i salonem w jednym, wymalowane na różowo. Socjalny standard. Jest wam źle? Spokojnie. Założymy wam różowe okulary!

Jimi szepce, że ma dobry humor i łaskawie da jej szansę.

– Wiesz co robić. – Przerywa połączenie z moim wszczepem.

Poczucie jego obecności wyparowuje i zostajemy sami. Chociaż, niezupełnie…

Na stoliku leży przewrócony karton sojowych płatków i miseczka w kolorowe żyrafy. Nie zauważyłem tego wcześniej. Szybki skan w podczerwieni i odnajduję sygnaturę cieplną za ścianą. Trzydzieści sześć i sześć stopnia Celsjusza zwinięte w kłębek. Otwieram łazienkę i wywlekam zasmarkanego berbecia. Matka szarpie mnie za rękę, próbując odebrać dziecko.

Małe ciałko wije się w uścisku. Widzę w jego oczach strach. Przypominam sobie, po co tu jestem, jak rozpaczliwie potrzebuję tych brakujących pieniędzy. Jimi płaci dobrze, nie mogę się zatrzymać. Jednym ruchem posyłam kobietę na wysłużoną wersalkę.

– Kochasz syna? Kasa, albo Jimi rozwiąże to inaczej. – Gram nieczysto. Gram, żeby wygrać.

Widzę, jak cały opór w niej gaśnie. Bezradnie poddaje się temu, na co nie ma wpływu. Jimi para się handlem ludźmi, szczególnie tymi niezarejestrowanymi przez państwo, a mały jest tu nielegalnie. Kobieta wyciąga płatniczą kartę i przelewa odłożone środki z obrotu własnym ciałem – mięso, skórę i kości, które oddała na własność Jimiemu za życie w tym chorym kraju.

– Ty bezduszny gnoju! Dobrze wiesz, że nie będziemy mieli co jeść, Misza potrzebuje lekarstw. Byliśmy za blisko wybuchu, za blisko wybuchu… – skomle tym irytującym wschodnim akcentem.

– Dasz sobie radę. Dla dziecka zrobisz, co trzeba.

Zaciska czerwone od szminki usta. Nic już nie powie. Resztki dumy, jakie jej zostały, odbierają głos. Odprowadza mnie spojrzeniem do drzwi.

Na korytarzu mijam czterech chińskich górników. Rozbiegane, skośne oczka prześlizgują się po numerach drzwi. Pierwsi z jej klientów, pierwsi z wielu, nim wyjdzie na prostą. Myślę o chłopcu i tej małej klitce, z której nie ma ucieczki. Jak wiele rzeczy będzie musiał poświęcić, żeby zapomnieć?

 

*

 

Jeszcze tylko sto milionów…

– Skąd u ciebie takie parcie na kasę, co? – śmieje się Jimi, wciągając srebrzysty proszek nosem. Po czym rozsiada się wygodnie na kanapie opancerzonej limuzyny, pozwalając nanobotom naprawić zniszczone kokainą zatoki.

– Nielegalne walki, robótki u mnie po godzinach. Jestem człowiekiem interesu i potrafię rozpoznać kogoś potrzebującego forsy. Ile ci trzeba, przyjacielu?

Patrzę w skorygowaną twarz, oblaną czerwoną poświatą z pobliskiej reklamy burdelu. Ile może mieć lat? Wystarczająco wiele, aby ukrywać swój wiek pod kolagenową suplementacją, laserowym wygładzaniem i całą nanorobotyką estetyczną, którą pięćset milionów za gram, na okrągło pompuje w ciało. Tak musi wyglądać twarz diabła.

– Sto milionów.

– Fiu, fiuu! No to ładnie. Pokładowy, ile to będzie butelek prawdziwego szampana? – Trzeszczący głośnik komputera skrzeczy coś o pięciu. – Dużo, bardzo dużo. Boguś… Bog, ty chyba zdajesz sobie sprawę, jak bardzo szanuję pieniądz? Jak wielką czcią darzę mamonę?

– Tak. – Jimi nie toleruje braku odpowiedzi. Nawet jeżeli to pytanie retoryczne.

– I zapewne masz na tyle oleju w tej przerobionej głowie, żeby nie starać się u mnie o kredyt? – Wybucha śmiechem.

­­­– Tak.

– Przy czym, żadnej pracy się nie boisz?

– Tak. – Zamieniam się w maszynkę do przytakiwania.

– Ok. Jako że darzę cię sympatią, mam dla ciebie robotę, dokładnie za sto milionów euro rubli. Co ty na to?

Przygląda mi się uważnie w oczekiwaniu na odpowiedź. Nie wiem, czy to żart, czy prawdziwa propozycja. Nieważne. Jestem zbyt blisko celu, aby się nad tym zastanawiać.

– Zgadzam się. Co trzeba zrobić?

– Ubrudzić sobie ręce, Bog. Upierdolić ręce w gównie po łokcie!

 

*

 

Jeszcze tylko sto milionów, to jedno zadanie…

Syntetyczny amok ustaje. Obolałe mięśnie płoną żywym ogniem. Krew z rozciętej wargi zalewa usta. Zostałem sam. Wszyscy wokoło nie żyją. Wszystkich zabiłem. Skręcone karki, rozcięte gardła, pęknięte czaszki. Nikt nie zdążył oddać nawet pojedynczego strzału. Nikt też nie zadał pytania, dlaczego to robię. Odpowiedzi i tak by nie zrozumieli.

Ściskam w ramionach przechwyconą przesyłkę. Mocno, jakbym tulił do piersi własne dziecko. Ale to tylko teczka. Zimna, stalowa teczka. Otwieram kwantowym wytrychem, aby upewnić się, że wszystko jest na miejscu. Jimi nie zapłaci za uszkodzony towar. Szczególnie że to przesyłka Yakuzy.

W piankowej wyściółce odnajduję mały szklany pojemnik wypełniony formaliną. Obracam słoiczek w dłoni, aby Jimi na podglądzie mógł lepiej się przyjrzeć. Skrawek tkanki nerwowej unoszący się w płynie przy każdym ruchu tańczy, uwalniając drobne pęcherzyki powietrza.

Jimi z nieukrywanym entuzjazmem stwierdza, że wszystko gra. Że to jest to, czego potrzebował, aby ten kraj uczynić lepszym i stworzyć go od nowa na swoje podobieństwo. Że ta broń…

Nie obchodzą mnie jego plany. Całą uwagę skupiam na wyświetlaczu, na którym pojawia się obiecane sto milionów. Przepustka ku zmartwychwstaniu.

 

*

 

Lekarz przeprowadza ze mną wywiad. Nie przestaje się uśmiechać. Konkurencja jest ogromna, więc nie może sobie pozwolić na utratę stałego klienta. Wgrał sobie permanentny uśmiech i nawet przez chwilę nie musi go kontrolować. Najszczerszy, jaki w życiu widziałem.

Pyta, czy zdaję sobie sprawę z ryzyka. Czy rozumiem, że grozi mi szereg komplikacji, które mogą zaistnieć przy takiej ingerencji w strukturę mózgu? Istnieje niemałe ryzyko rozmaitych dysfunkcji, zaburzenia osobowości, a nawet zgonu. Co prawda wszystkie blokady będą celowane, ale gwarancji nie ma.

Nie szczędzi mi wyuczonych formułek, standardowych informacji i techniczno-medycznego bełkotu, który ma sprawić, że pacjent uwierzy w jego profesjonalizm. Czekam tylko na jedno pytanie, które w końcu zadaje.

– Czy jest pan zdecydowany?

Czy ja jestem zdecydowany? Ja? Jak nikt wcześniej. Chcę się upośledzić z nieprzymuszonej woli. Chcę tego. W tej chwili! Już!

Przykładam kciuk do czytnika.

 

*

 

Budzę się na sali pooperacyjnej. Mam wrażenie, jakby ktoś wkręcił mi głowę w imadło. Lekarz podsuwa mi tablet ze zdjęciami. Wybite szyby w oknach. Chaos. Ludzie biegający w panice. Dym i krew. Zwłoki dzieci ułożone w rzędach pod ścianą jakiegoś budynku. Przewijam dalej, aż trafiam na ujęcie z dziennikarskiego drona. Rozpoznaję siebie. Na fotografii biegnę ubrany w mundur, niosąc na rękach zakrwawione dziecko. Bezwładne ciało przyciskam do piersi.

– Co to jest? – pytam.

– Zdjęcia wykonane dwa lata temu z nieudanej akcji odbicia zakładników w Kairze.

Nic mi to nie mówi. Nie pamiętam, że tam byłem.

Lekarz ogłasza sukces.

Poczucie wolności zalewa mi serce. Myślę o drodze, jaką musiałem pokonać, aby odzyskać spokój i nie jestem w stanie pohamować łez. Nie kontroluję tego. Emocje biorą górę i… Zamieram wystraszony. Przez watę ustępującego znieczulenia przebija się rozpaczliwa myśl, że to za mało. To wciąż za mało!

Patrzę na uśmiechniętego lekarza.

– Doktorze, a co zrobić, żeby już nigdy, niczego nie poczuć?

 

*

 

Jeszcze tylko dziewięćset milionów, jeszcze tylko dziewięćset milionów…

Jimi odbiera telefon.

 

Koniec

Komentarze

Fajne, chociaż trochę krótkie. 

 

Chcesz lepszego życia? To go sobie wywalcz!

Raczej: To je sobie wywalcz!

 

Sześćdziesiąt metrów kwadratowych z kuchnią, sypialnią i salonem w jednym, wymalowane na różowo.

Czy to naprawdę są takie złe warunki? 60 m^2 to spory kawał chaty, przynajmniej jak na moje standardy mieszkaniowe.

 

Powodzenia na konkursie :)

Precz z sygnaturkami.

Dzięki Niebieski :)

Masz rację. Przytnę nieco metraż ;)

 

Pozdrawiam. Niech cyberpunk będzie z Tobą :)

Z błędami tragedii nie ma, tylko popraw to nieszczęsne “puki”. Brakuje trochę przecinków, w paru miejscach tak dobrałeś podmioty, że zgrzytnęło. Poza tym fajnie napisane, niezłe dialogi.

Na moje niewprawne oko – rasowy cyberpunk. Miejscami zalatuje mi “Czernią” syf.a (nawiązanie do wojny, ukraińskie motywy w tle). Na końcu jakieś nawiązanie do “Anhedonii”?

Nie podoba mi się scena otwarcia. Lanie po mordzie lepiej wypada na filmach, tutaj nie wiedziałem, o co walka, komu i czemu kibicować. Nie wiem, czy ja jestem jakiś głupi, czy tak to jakoś napisane, ale dosyć późno załapałem, że celem narratora jest zdobycie kasy (pośrednim celem, rzecz jasna). A przecież stoi jak byk przed każdym fragmentem… Może to jakaś moja alergia na kursywę? :D

Im dalej w las tym bardziej mi się podoba. Rozwiązanie jest najmocniejszą częścią tekstu. Nawet jeśli koncepcja nie jest zbyt świeża, co z tego? Krótki metraż to krótki metraż. A punk to punk, śmieci nie słyną ze świeżości ;)

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Nie wiem, czy ja jestem jakiś głupi, czy tak to jakoś napisane, ale dosyć późno załapałem, że celem narratora jest zdobycie kasy (pośrednim celem, rzecz jasna).

Khy, khy.

na emeryturze

Dzięki za pozbawienie mnie wątpliwości, Gary :)

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Całkiem udanie wywołujesz u czytelnika zaciekawienie. Fajnie pokazujesz, jak bardzo bohater jest zmotywowany do osiągnięcia celu i dlatego z zainteresowaniem czekałem na informację, co jest tym celem. A rozwiązanie… hmm… rozwiązanie jest po prostu bardzo cyberpunkowe ;)

Mi osobiście scena walki na początku nie przeszkadzała, napisana jest dość sprawnie i buduje klimat. Ale tutaj na pewno bardzo dużo zależy od gustu.

Co do „braku umiejętności do wykonania” z przedmowy – myślę, że wcale nie jest tak źle. I już przed wizytą Regulatorki zdecydowanie dało się czytać. Język według mnie czasem dość ciekawy. Poniżej kilka drobnych usterek. I masz szczęście, że funthesystem zwrócił wcześniej uwagę na „puki”, bo bym rzucał mięchem ;D

 

Jimi szepce, że ma dobry humor i łaskawie da jej szansę.

Chyba chodziło o „szepcze”?

 

Jednym ruchem posyłam kobietą na wysłużoną wersalkę.

 

Wyciąga płatniczą kartę i przelewa odłożone środki z obrót własnym ciałem

Coś tu jest nie tak. Chyba odłożone za obrót?

 

dokładnie za sto milionów euro rubli.

Nietypowa waluta czy po prostu pomyłka? ;)

 

Nikt też nie zadał pytania, dlaczego to robię?

Myślę, że znak zapytania tutaj nie pasuje.

 

Nie obchodzą mnie jego plany. Całą moją uwagę skupiam na wyświetlaczu, na którym pojawia się obiecane sto milionów. Przepustka ku mojemu zmartwychwstaniu.

Może warto coś zrobić z tymi zaimkami?

 

PS.

…to jedyne co mnie czeka, to papierowa trumienka. Tyle jestem wart. Sześć metrów kwadratowych kartonu.

Rozumiem, że jako westernowy mistrz trumien, nie mogłeś zrezygnować z wplecenia w tekst swojego rzemiosła/pasji ;)

No, porządny cyberpunk. Jak wspomniał Fun im dalej w las tym lepiej, a zakończenie już w ogóle kozak. Może opisy technologii nie wychodziły poza standard, ale czytało się bardzo dobrze, błędy za wyjątkiem "puki" nie raziły aż tak bardzo. Jedna uwaga: preparatów biologicznych nie trzyma się w czystym formaldehydzie, który w normalnych warunkach jest gazem, tylko w jego wodnym roztworze, czyli formalinie.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

“Czerń” syf.a? ;)

 

 Tymi powtórzeniami nieźle budujesz napięcie. Dobrze też pasują do końcówki, w której okazuje się, że bohaterowi nie dość zmian, że ciągle chce więcej. Ale te zmiany nie są wywołane żadną próżną chęcią zmian dla samych zmian, ale czymś o wiele głębszym. Dotykasz tutaj problematyki cierpienia człowieka i tego, ile jest w stanie znieść. Pokazujesz, że nawet twardy i zaprawiony w boju Bog, facet, wydawałoby się nieskłonny do głębszych refleksji, może czuć się przytłoczony. Pełen bólu i rozpaczy. Tak bardzo pragnący od tego wszystkiego uciec, że gotowy na upośledzenie, całkowite wyzucie z wszelkich przemyśleń. Jakby potrzeba uwolnienia się od cierpienia byłaby dla niego o wiele silniejsza niż nadzieja na jakąkolwiek radość w życiu.

 

Wgrał sobie permanentny uśmiech i nawet przez chwilę nie musi go kontrolować. Najszczerszy, jaki w życiu widziałem.

Bardzo, bardzo misie :)

 

Nie mogłam pozbyć się wrażenia, jakby bohater cały czas parł prosto przed siebie, na nic nie zważając. I nie chodzi tutaj o urywane scenki, pokazujące kolejno różne zdarzenia mające doprowadzić bohatera do celu ( za to też plus, bohater ma od razu cel, jest jakiś sens w tym co robi ;)). I w tak zbudowanym tekście świetnie można oddać klimat. A u ciebie, chociaż wykreowałeś porządny świat, a nawet przybliżyłeś go nam ( ukraińskie mieszkanie), to wszystko poza bohaterem zlało mi się w jedną szarość. I nie odczułam jakoś bardzo klimatu ;( Chociaż nie jest też tak, że tego cyberpunka tutaj nie ma, bo jest i go widzę ;)

 

A z tą kasą to na początku myślałam, że to jakieś lajki, albo coś w tym stylu ;)

Zaciekawiasz czytelnika i pokazujesz zło, jakie bohater chce popełnić, by uzyskać kasę. Szczerze to napaliłeś mnie na rozwiązanie tak, że jarałem się mocniej niż flota Stanisa. To jednak okazuje się takie… standardowe. Typowe dla cyberpunka. A może za wielu graczy na moich sesjach miało taki cel, więc spowszedniał mi niczym płatki śniadaniowe. Nie wiem…

Dla mnie ta końcówka nie jest zła, ale zaniża z bardzo dobrego na po prostu dobre. Jest wszystko to, czego oczekuje się po tym gatunku: brud, przestępczość, implanty. Szkoda, że nic ponad to – ale i tak jest okej :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Niezły cyberpunk (o ile moja, totalnie laicka, ocena ma jakieś znaczenie).

Ładnie pokazujesz, jak bohater zbliża się do tajemniczego celu. Ciekawa fabuła. Podobało mi się.

Gorzej z wykonaniem. Ortograf, na który ktoś wcześniej zwracał uwagę, a on dalej wisi? Wstyd!

Postanawia skończyć ze mną pojedynczym kopnięciem w głowę, puki jeszcze się nie podniosłem.

– Puk, puk!

– Kto tam?

– Słownik ortograficzny!

Poczuciem jego obecności wyparowuje i zostajemy sami.

Literówka.

a mały jest tu nielegalnie. Wyciąga płatniczą kartę

Gwałtu, rety! Podmiot zbiegł i przez to maluch musi posługiwać się kartą płatniczą.

Babska logika rządzi!

Klikałbym, bo końcówka zrobiła wrażenie, ale na razie nie mogę, przez te babole. Przecież to dzieci czytają!

O to, to! Coboldzie. W Bibliotece nie powinno być tekstów z bykami ortograficznymi. Też bym sobie chciała kliknąć, a tu kicha.

Babska logika rządzi!

Pierwsze skojarzenie, które przyszło mi do głowy tuż po przeczytaniu, to …nie o to chodzi, by złowić króliczka, ale by gonić go

Suma wszystkich zmian podoba mi się bardzo, ale dopóki słychać tam puki, podoba mi się jakby nieco mniej. ;D

 

kop­nię­ciem w głowę, puki jesz­cze się nie pod­nio­słem. – …kop­nię­ciem w głowę, póki jesz­cze się nie pod­nio­słem.

Blacktomie, bój się bogów!

 

Po­wiedz mi, co się dzie­je?– przy­bie­ra ton… – Brak spacji po pytajniku.

 

Trzy­dzie­ści sześć i sześć stop­nia Cel­sju­sza zwi­nię­te w kłę­bek.Trzy­dzie­ści sześć i sześć stop­ni Cel­sju­sza zwi­nię­te w kłę­bek.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Trzydzieści sześć i sześć stopnia Celsjusza zwinięte w kłębek.Trzydzieści sześć i sześć stopni Celsjusza zwinięte w kłębek.

Hmmm. Reg, ale to jest skrót myślowy od “trzydzieści sześć i sześć dziesiątych stopnia”. Może jednak wersja Blacktoma jest poprawna. Sama nie wiem.

Babska logika rządzi!

Odkrywczy nie będę – za dużo tu jednomyślnych opinii ;)

Początek średni, końcówka miażdży depresyjnym klimatem. Lubię takie momenty.

Trochę słabo zarysowany świat, szczególnie że miałeś jeszcze czas i znaki w zapasie – dało się bardziej dopracować ten tekst… Zasługuje na to.

A tak – stempel jakości w zawieszeniu (niech będzie jakaś kara za te, skądinąd kompromitujące Cię, błędy) i moja uwaga, skierowana na następne dokonania literackie.

 

Tyle ode mnie. Na koniec kilka uwag, choć zapewne powtórzonych.

To dobrze. Był za dobry.

Powtórzenie.

– Dużo nie brakowało, żebyś przegrał. Powiedz mi, co się dzieje?[+ ]– przybiera ton zatroskanego ojczulka.

Brak spacji ;P

Matka szarpie mnie za rękę, próbując odebrać mi dziecko.

Małe ciałko wije się w moim uścisku.

Coś za dużo tych zaimków…

– Kochasz syna? Kasa[+,] albo Jimi rozwiąże to inaczej.

Kasa też może rozwiązać to inaczej? Czyżby ksywa jakiegoś bandziora? ;)

Proponuję tam przecinek albo średnik, coby nadać rytm wypowiedzi.

Wyciąga płatniczą kartę i przelewa odłożone środki z obrót własnym ciałem

Obrotów? Może jeszcze inaczej? Trudno mi rozsądzić…

 

Byłoby więcej, ale z racji późnej godziny już mi się nie chce…

Trzym się.

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Hmmm. Reg, ale to jest skrót myślowy od “trzydzieści sześć i sześć dziesiątych stopnia”. Może jednak wersja Blacktoma jest poprawna.

Finklo, zastanowiłam się i przyznaję Wam rację.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

40 metrów kwadratowych i jeden pokój z kuchnią to dla jednej osoby z dzieckiem dalej całkiem spora chata. Znajomi mieszkali na 27 metrach w trójkę i dawali radę :p

Dziękuję za komentarze :) Błędy poprawiłem, ale niestety chwilowo nie jestem wstanie odnieść się do Waszych opinii. Nadrobię to wieczorem jak już wypełznę spod kamienia z napisem “robota” :)

Ps. “Puki”… Chyba nie byłbym sobą…

 

Peace and love :)

No to robię psikusa Finkli i klikam ;P

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

O, kolejna tradycja! ;-)

Babska logika rządzi!

Udało się wcześniej :)

 

„Puki”, „strużka”, „żądze”, „każe” … co tam jeszcze zostało do popełnienia? A tak poważnie, to nie mam nic na swoją obronę. Korzystając ze świetnego porównanie Dogsdumplinga, mogę tylko podziękować, że mimo wybierania szkła z potrawy posiłek smakował :)

 

Funthesystem – po pierwsze dziękuję za bibliotekę i komentarz :) Super, że się podobało. Na moje nieszczęście pojawił się ktoś taki jak Syf ze swoją klimatyczną „Czernią”. Pokazał jak należy to robić. Sedno cyberpunku. Przyznam się szczerze, że chciałem uniknąć porównania z „Czernią”, ale chyba nie wiele zrobiłem, aby się to udało. „Czerń” jest pop prostu za blisko tego, jak ja piszę i jak ja czuję cyberpunk :)

 

NWM – dzięki za komentarz :) Koleś, który robi wszystko, żeby już nie być człowiekiem, z powodu tego, co w nim najbardziej ludzkie – jego człowieczeństwa. Paradoks, szaleństwo albo nasza przyszłość, codzienność. To prawda, że nie jest to nic świeżego. Cały nurt biegnie w tę stronę, ale to żadne wytłumaczenie. Jeżeli coś było, to było nawet jeżeli po liftingu/w innej formie :)

 

Perrux – bardzo się cieszę, że udało mi się tym opowiadaniem wyzwolić zainteresowanie. Zassać czytelnika w historię. Dzięki za zwrócenie uwagi na błędy i za klik :)

 

Wicked G – Formalina? Poprawię :) „No, porządny cyberpunk” – ten komplement wart mego wysiłku :) Dzięki za przeczytanie, komentarz i kliknięcie:)

 

Lenah – wielkie dzięki, że doceniłaś klimat opowiadania i bardzo się cieszę, że tak poprowadzona fabuła się spodobała. Przyjemnie się czytało, Twój komentarz:) Co do „Czerni”… to już staje się faktem ;)

 

Reg – obawiałem się mnogości usterek, ale nie było ich tak wiele. Za to jakościowo pojechałem… jak zwykle. Cieszę się, że się podobało i dziękuję za klika :)

 

Cobold – dzięki za chęci, babolami się zajmę :)

 

Finkla – również dzięki za chęć kliknięcia. Pełna zgoda. Standard musi być, dlatego czym prędzej pousuwałem co mogłem. A słownik stracił cierpliwość i poszedł na półkę zrezygnowany – Nie ma nadziei – szeptał na odchodne;)

 

Count – to, że nie dociągnąłem do limitu to kwestia… hm… dobra nie mam wytłumaczenia (żadnego, które było wystarczająco dobre). Stwierdziłem, że pomysł jest dostatecznie już nasycony treścią, aby spełniać założenia. Po Anhedonii, gdzie świata było za wiele tu postanowiłem nieco ograniczyć tło.  Tak czy inaczej cieszę się, że wstrzeliłem się w gusta, to cieszy :) Rozumiem, że dałbyś klika? O i dałeś. To cieszy jeszcze bardziej :)

 

Bellatrix – 27 metrów kwadratowych? Twardzi ludzie. Ja na 30 już poprzestanę ;)

 

Wyciągam wnioski z Waszych komentarzy, że odbiór opowiadania jest jak najbardziej pozytywny. Wielkie dzięki za poświęcony mi czas. Pozdrawiam i czekam na więcej :)

 

Przyjdzie Gary z komentarzem i nie będzie mi już tak do śmiechu ;) A tak poważnie, to po to tu jestem, poznać Wasze zdanie i się uczyć :)

Niech cyberpunk będzie z Wami :)

 

Edit:

Ooo biblioteka, dzięki :D

Przyjdzie Gary z komentarzem i nie będzie mi już tak do śmiechu ;)

WTEM!

 

Na szybko.

Bardzo podoba mi się dynamika narracji, treściwość opowiadania i umiejętność kreślenia portretów pscyhologicznych postaci i teł wydarzeń bez zbędnych opisów – pod tym względem pierwszy akapit jest bliski mistrzostwa (no i Kickboxer, KIckboxer to arcydzieło stanowiące ukoronowanie rozwoju ludzkiej sztuki).

Nie podoba mi się (ale nie tak znowu bardzo) wtórność fabularna (widoczna na poziomie całości, ale i zauważalna na poziomie każdej pojedynczej sceny) i coś, co uważam za obszerną, ziejącą dziurę – łatwość z jaką przyszło protagoniście zatłuc kurierów z eskortą i zdobyć walizkę (którą dodatkowo udało się otworzyć na miejscu). To, że zrezygnowałeś z opisu tej akurat walki uważam, za przejaw lekkiego lenistwa twórczego.

 

na emeryturze

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

“– Dużo nie brakowało, żebyś przegrał. Powiedz mi, co się dzieje? – pPrzybiera ton zatroskanego ojczulka.“

 

“Na stoliku  leży przewrócony karton s“ – zbędna spacja po stoliku

 

“– Skąd u ciebie takie parcie na kasę, co? – Śśmieje się Jimi, wciągając srebrzysty proszek nosem.“

 

“oblaną czerwoną poświatą sąsiedniej reklamy burdelu.“ – Ta sąsiednia reklama brzmi mocno niezręcznie. Czy limuzyna Jimiego sąsiaduje z burdelem?

 

“od japońskiej Yakuzy“ – a jest jakaś inna niż japońska?

 

“Istnieje niemałe ryzyko rozmaitych dysfunkcji, zaburzenia osobowości, a nawet zgon.“ – ryzyko czego? Zgonu.

 

Całkiem zgrabne, niby wszystkie elementy na swoim miejscu, ale jednak czegoś mi tu zabrakło. Sama końcóweczka też mi nie podeszła. Ale klimat jest, pomysł też niczego sobie.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Dzięki Gary za komentarz :)

 

Cieszę się, że narracja i psychologia postaci zagrała. Chociaż wolałbym, żeby forma nie musiała ratować fabuły, ale łatwiej powiedzieć, niż wycisnąć z siebie coś ekstra. No właśnie i tu przechodzimy do:

łatwość z jaką przyszło protagoniście zatłuc kurierów z eskortą i zdobyć walizkę (którą dodatkowo udało się otworzyć na miejscu). To, że zrezygnowałeś z opisu tej akurat walki uważam, za przejaw lekkiego lenistwa twórczego.

Winny.

To znaczy nie wynikało to z lenistwa twórczego, co bardziej z niemocy twórczej (no chyba, że to jedno i to samo). Za pierwszym razem scenę miałem rozpisaną z założeniem, że bohater używając aplikacji taktycznej i granatnika atakuje dyskretny konwój: samochód i 3 motory. Dziecinada.

Za drugim, skoro to przesyłka to kilku garniaków na lotnisku przylatuje liniowcem. Mordobicie w toalecie i po sprawie. Na końcu wystarczy odciąć rękę kurierowi i tyle. Słabo.

A potem było już tylko gorzej i gorzej… No to się poddałem, w myśl zasady, że czasem mniej to lepiej ;)

Anet – bardzo się cieszę :)

Dzięki Joseheim :) Poprawiam co trzeba.

Czego mogło zabraknąć? Pewnie rozmachu ;)

 

Pozdrawiam :)

 

Edit:

Z tą japońską Yakuzą to taki skrót myślowy – w Polsce byłaby polska Yakuza. Od lokalizacji…

Chwila, czy tak przypadkiem nie tłumaczy się genezy zwrotu “polskie obozy zagłady” ? Dobra wywalam “japońską”…

Hej!

Naprawdę dobry kawał szorta stworzyłeś Blacktomie :). Fakt, główny pomysł nie jest kompletnie świeży i można znaleźć teksty, które już wcześniej z niego korzystały, ale samo wykonanie bardzo misię. Ta powtarzalność naprawdę buduje dobry klimat, a i nie zabrakło elementów bez których cyberpunk nie mógłby istnieć. Nie zdążyłem dodać opowiadania do biblioteki, ale bardzo chętnie dorzucę nominację dla niego :) 

Wielkie dzięki Shawarkar100 :D

 

Właśnie nad świeżością tematu bardzo ubolewam… Człowiek zawsze chciałby wytyczać nowe drogi, za każdym razem ująć temat tak, jak nie zrobił tego nikt inny. Na etapie przemyśleń wydawało mi się, że jestem blisko. Że można z tego układu wycisnąć coś więcej niż poprzednicy – przy użyciu kliszy stworzyć zupełnie nowy kolaż, a tym samym coś niepowtarzalnego. Potem rzeczywistość wyciągnęła po mnie łapy… Może innym razem będzie lepiej ;)

 

Przy okazji, również chciałbym podziękować Coboldowi za nominację.

Dzięki Coboldzie :)

Pleżer iz majn.

A tak przy okazji, bo ja w cyberpunku nieoczytany jestem – które kanoniczne dzieła tego gatunku Blacktom miałby, waszym zdaniem, naśladować w tym opowiadaniu? I nie chodzi mi o scenografię, walki na arenie, nędzę blokowisk i mafijne klimaty, tylko o główny wątek i pragnienie bohatera. Pytam poważnie, bo choć generalnie poetyka cyberpunku mnie odstrasza, to o takich sprawach poczytałbym bardzo chętnie.

Że niby stricte motyw człowieka, który robi wszystko, żeby już nie być człowiekiem, z powodu tego, co w nim najbardziej ludzkie – jego człowieczeństwa?

 

Ja sobie nie przypominam w zakresie mangi, anime, filmu i literatury niczego takiego. Dokładnie takiego. Inaczej musiałbym świadomie skopiować czyjąś dobrą robotę :)

 

Tu bym wskazywał generalnie na założenia cyberpunku – relacji miedzy człowiekiem, a techniką :)

 

Edit:

Że tak wyjdę przed szereg we własnej sprawie ;)

Szczególnie że to przesyłka od japońskiej Yakuzy

– brakuje tu chyba przecinka.

 

Istnieje niemałe ryzyko rozmaitych dysfunkcji, zaburzenia osobowości, a nawet zgonu.

– nie wiem czy nie powinno tu być biernika "zaburzeń osobowości”.

 

Jeśli to jest brak pomysłu, to znaczy, że masz wysokie wymagania wobec własnej twórczości. I dobrze ☺

Dzięki za dynamiczny tekst z finałem, po którym nie czuję niedosytu.

 

EDIT: sory, z tym przecinkiem to cofam, chyba nie powinno być go w wyrażeniu “Szczególnie że” (biję się w pierś).

Nimrodzie, dziękuję za odwiedziny. Cieszę się, że opowiadanie przypadło Ci do gustu :)

 

Tak. Niestety przerost ambicji potrafi utrudnić życie – człowiek tonie w pomysłach, obraca je na wszystkie sposoby, zastanawiając się czy są dość dobre/oryginalne, zamiast pisać i pozwolić im się samemu rozwinąć :) Czasem warto mieć mieć w pamięci, że najwięksi mieli słabsze momenty i brać z nich przykład ;)

 

Nad tym biernikiem jeszcze pomyślę. Przyznaję brzmi lepiej. Dzięki :)

 

Pozdrawiam. Niech cyberpunk będzie z Tobą :)

Przyznam się szczerze, że musiałem ostatni fragment przeczytać cztery razy, żeby załapać finał. XD

Ale jak już załapałem, to bardzo mi się spodobał. Cóż, cieżki klimat wykreowałeś; depresyjny i przytłaczający, za to duży plus. Dialogi wypadły naturalnie, postaci nie są papierowe, choć pewnie można by nad nimi ciut popracować. Jedyne, co mi zgrzytnęło, to akapit wspominający potyczkę o fragment mózgu – za łatwo poszło. “Nikt nie zdążył nawet wyjąć broni” – ta, jasne. ;)

Skojarzenie z “Czernią” też mam, ale przez tę walkę na początku bardziej w oczy mi się rzucił “Koziorożec i smok” Tenszy.

Pozdrawiam!

Dzięki Mr B za komentarz i nominację :D

 

Nie mógł być tak szybki? Hm… Będę musiał się zastanowić i nieco uprawdopodobnić ten fragment :)

 

Skojarzenie z “Czernią” mnie nie dziwi, ale z “Koziorożcem i smokiem” to niespodzianka. Nie miałem w planach przeczytać (lektura opowiadania “S.E.N.” i “Co się stało z Mia Blue” mnie zniechęciła już dawno temu), ale może jednak spróbuję ;)

 

Pozdrawiam…

… i niech cyberpunk będzie z Tobą :)

O ile nie jestem wielbicielem gatunku, tak ten tekst przypadł mi do gustu. Dobrze napisany, świetnie poprowadzony (fabularnie) i konsekwentny. Jak już pisano wyżej, bardzo dobry wstęp, a zakończenie dobre. “Pomiędzy” stworzyłeś kawał naprawdę udanego szorta. Tak trzymać!

Pozdrawiam!

Jai guru de va!

Dzięki Rokitnik. Cieszę się, że utrafiłem w Twój gust :)

W cyberpunku jest moc :)

 

Pozdrawiam :)

 Wciągnęło mnie. Opis walki na początku dynamiczny, trzymający w napięciu, choć cel jeszcze niejasny, bohater nieznany. A napisane świetnie. Kolejne sceny też trzymają poziom, zakończenie mocne. Choć muszę powiedzieć, że mam wątpliwości, czy w tym zakończeniu wszystko gra. W zakończeniu i ogólnie sensowności motywacji bohatera. Chodzi mi o to, że (SPOJLERY) chce on zapomnieć o czymś co powoduje w nim poczucie winy (tak zrozumiałam), a robi w tym celu potworne rzeczy. Dziwna logika, zwłaszcza, że zabieg usunięcia wspomnień nie obejmuje tego, co było potem – jak rozumiem, pacjent wiedział, że tak będzie. Czy ja tu czegoś nie sklejam jak trzeba? Siedzę i rozkminiam to od pół godziny ;)

 

chce on zapomnieć o czymś co powoduje w nim poczucie winy (tak zrozumiałam), a robi w tym celu potworne rzeczy

I to jest właśnie tragedia, i to jaka piękna tragedia!

I nikt mi na razie nie odpisał, czy ktoś już o tym pisał.

Szacunek rośnie, Blacktomie.

Dzięki Werweno :)

Dobrze sklejasz :) Popełnia okropności, aby zapomnieć o okropnościach, która też była jego udziałem. Kwestia tego, co jest dla niego ważniejsze, co bardziej dotknęło jego skorodowanej duszy w skorodowanym złem świecie. Tutaj kwestia ściągania haraczy, nielegalnych walk, czy nawet morderstwa (ofiary to gangsterzy) to coś naturalnego, porządek rzeczy, ale to nic w porównaniu z “Kairem” – momentem przełomowym. A kwestia wybiórczej kasacji pamięci to tylko tego pokłosie :)

 

EDIT :

Dzięki Cobold :)

No właśnie. Chyba to, czego mi tu brakuje, to pokazanie mechanizmu spirali, w której znalazł się bohater. Czegoś pomiędzy walkami a windykacją u prostytutki. Momentu, w którym środki przestają mieć znaczenie. Chociaż jak tak się nad tym zastanawiam, to w zasadzie ta mantra z liczeniem kasy pokazuje tak silne zapatrzenie w cel… No ok. Tak tylko dziele się wątpliwościami. Co nie zmienia faktu, że ogólnie tekst podobał mi się, a fakt, że siedzę i sie nad nim zastanawiam tym bardziej to potwierdza :)

 

…a fakt, że siedzę i sie nad nim zastanawiam…

– to spełnienie moim marzeń :D Zmusić czytelnika do przemyśleń, zainteresować go problemem, zatrzymać na chwilę… Dzięki :)

Co mi nie zagrało, to operowanie liczbami. Tu dwieście milionów, potem jedna walka i nagle sto milionów dwieście tysięcy. Już samo to “dwieście tysięcy” jakoś tak trze, ale bardziej mi chodzi o zestawienie zleceń. Obicie mordy jednego mongoła, wychodzi mi, jest tyle warte, co zamordowanie kilku członków jednej z najpotężniejszych i najniebezpieczniejszych mafii świata?

Dobra, zakładam i domyślam się, że w międzyczasie wykonał pewnie szereg innych, mniejszych usług stręczycielskich i im podobnych (a skoro jedna warta dwieście tysięcy, to musiało być tego sporo), ale w tekście tego nie ma.

Kolejna kwestia, której się przyczepię, to parcie bohatera na kasę. Nie kupuję jego desperacji w tej kwestii. Z początku, i właściwie przez całe opowiadanie, brzmi to tak, jakby gościu ścigał się z czasem i nie mógł przegrać, bo od tego zależy życie jego albo – lepiej – kogoś bardzo mu drogiego. I w takim kontekście grałoby mi wszystko – i jego zaangażowanie w ciułactwo, i rzeczy, których się dopuszcza, byle cel osiągnąć. Natomiast kwestia wymazania pamięci… Nie, sorry, ale nie. Tym bardziej, że – tu zgadzam się z Werwenką – robienie bardzo złych rzeczy, by zapomnieć o złych rzeczach, jest trochę głupie. Inna rzecz, że to jest w jakiś sposób genialnie pokrętne, bo na koniec okazuje się, że koleś jest gotów robić najróżniejsze skurwysyństwa tylko po to, by… móc stać się skurwysynem totalnym i robić te swoje skurwysyństwa nie czując przy tym nic. Co z kolei zostawia mnie zadumanego nad odpowiedzią na pytanie, czy koleś chciał uciszyć sumienie, czy je po prostu zniszczyć; czy był totalnym idiotą czy człowiekiem tak złym, że chciał stać się jeszcze gorszy? I to jest dobre. Naprawdę dobre.

Napisane bardzo dobrze, gęsto, klimatycznie (inna rzecz, że nie przepadam za takimi entropicznymi klimatami), wciągająco, językowo ładnie. Scena walki – szczególnie koncept z widzami boosterującymi “swoich” zawodników – bardzo mi się podobała, choć zakończyła się zdecydowanie zbyt szybko i prosto. A szkoda, bo budowanie napięcia szło Ci genialnie.

Kontent jestem z lektury zdecydowanie. Nie wiem tylko, czy wystarczająco, bo koniec końców krótka forma, w jakiś sposób okaleczająca tekst, oraz niezrozumienie dla zaangażowania bohatera sprawiają, że za wszystkim tym, co dobre, zostaje jeszcze miejsce na coś, czego opowiadaniu brakuje.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Wielkie dzięki za komentarz Cieniu – w gruncie rzeczy bardzo pozytywny ;)

Co z kolei zostawia mnie zadumanego nad odpowiedzią na pytanie, czy koleś chciał uciszyć sumienie, czy je po prostu zniszczyć; czy był totalnym idiotą czy człowiekiem tak złym, że chciał stać się jeszcze gorszy?

– po prostu nie chciał pamiętać tego, z czym jego sumienie (pewnie sam tego by tak nie nazwał) nie dawało sobie rady. Udręczony tym nieustającym bólem ostatecznie wybrał najprostsze rozwiązanie – zapomnieć. I tutaj pojawia się desperacja, równie mocna, co ćpuna na głodzie, który już nie marzy o mega tripach i nadludzkim postrzeganiu, ale żeby przez moment otrzeć się o normalność. Kogoś, kto okradnie własną matkę, by przestało boleć. Tak jak narkoman chce poczuć ulgę natychmiast, bo czuje że dłużej nie da rady, tak mój bohater już nie chce dręczyć się przeszłością.

Pojawia się motywacja, która zaciera postrzeganie rzeczywistości. Czyny, które nie dorównają przyczyny jego bólu, nigdy go nie zatrzymają.

Inna rzecz, że gdy dostajemy to, czego tak bardzo chcieliśmy, okazuje się, że to niewystarczające, bo rozwiązuje tylko część problemu. Dostrzegamy, że “problem” jest bardziej złożony i na dobrą sprawę działając w amoku nie zrozumieliśmy jego sedna, właściwej przyczyny – w tym wypadku chodzi o ludzkie odruchy.

Na dodatek pojawia się strach, że historia może się powtórzyć, że znowu będziemy cierpieć – przecież zabijałem, wymuszałem stałem się bestią. Znowu jesteśmy pod ścianą.

Dlatego mój bohater decyduje się rozwiązać sprawę raz, a porządnie ;)

 

Tak to wygląda. Taka psychologia postaci. Ktoś może powiedzieć, że nie bardzo – nieprawdopodobna, a ktoś inny, że to nic specjalnego – za mało w życiu widziałem ;)

 

Tekst okaleczony i wybrakowany zupełnie jak mój bohater ;)

 

Pozdrawiam :)

 

Czytałem jakiś czas temu, więc zostawię ślad, że tu byłem. Zacna dynamika akcji, fajne opisy walki. Wciągające opowiadanie, a to niełatwo osiągnąć. Historia zostaje w pamięci. Powodzenia w konkursie. 

Ciao

Od samego początku zastanawiałam się, po co mu ta kasa. A gdy dotarłam do odpowiedzi… No cóż, nie wiem, jakie wrażenie powinno to na mnie zrobić, ale nie zrobiło żadnego poza zdziwieniem. Robiąc to wszystko, co Bog robił w dążeniu do zebrania forsy, powinien już sam się odpowiednio znieczulić i zatrzeć niechciane wspomnienia. Jakoś nie umiem sobie wyobrazić, że bolało go tylko jedno wspomnienie, jak zrozumiałam, zdarzenie, którego nie był bezpośrednim sprawcą (nie zdołał zapobiec, uratować, ale też to nie on tak atakował), a był odporny na zło, które sam powodował. Ale może ja zbyt prostoduszna jestem, by móc pojąć tak skomplikowane postaci.

W samej opowieści pewien klimat szarości, beznadziejności, brudu, widzę i czuję. Sama lektura wciągnęła i czytało mi się szybko i gładko.  

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Blackburn – cieszę się, że opowiadanie wywołało pozytywne wrażenia. Pozdrawiam :)

 

Śniąca – Dzięki za przeczytanie i komentarz :) Podręczniki psychologii usiane są ciekawszymi przykładami, poza tym gdy dodamy do tego zmiany cywilizacyjne mrocznej przyszłości, gdzie granice miedzy tym co właściwe, a co nie zacierają się, to moja kreacja przestaje być aż tak skomplikowana i pozostaje jedynie interesująca ;)

Fajnie, że klimat odczuwalny – beznadziejność to właśnie to co miało być najbardziej namacalne :)

 

Cyberpunk rules :)

Nadciągnąłem ponownie.

Przede wszystkim ogromny plus za zaklęcie maksimum treści w minimum formy. Wspominałem o tym w poprzednim komentarzu, ale powtórzę, bo sądzę, że to największa zaleta tekstu: forma idealnie dopasowana do treści, pozwalająca dobrze odwzorować dynamikę wydarzeń i, w całym tym pędzie, skłaniająca do przymrużenia oka na niedociągnięcia fabularne. A te niestety są większego kalibru: wtórność stereotypowego motywu wzbogacania się za pomocą pięści i OGROMNA dziura ziejąca w samym środku historii (walka z Yakuzą), a do tego drobne niedociągnięcia finału (jeżeli celem procedury medycznej było wymazanie wspomnień wojennych, to pokazywanie zdjęć przedstawiających bohatera w centrum wojennej zawieruchy w ramach testu powodzenia zabiegu wydaje się bardzo… Nie na miejscu).

Drugi plus to portret psychologiczny bohatera. Czytam, że kilka osób ma wątpliwości, co do jego wiarygodności. Ja nie mam, kupuję go w całości, ba nawet go nadinterpretuję, stawiając śmiałą tezę, że protagonista podświadomie wcale nie chciał zebrać pieniędzy, a dać się zabić. Nie jest to portret wściekle oryginalny, ale naszkicowany na tyle ładnie, że mógłbym go sobie zawiesić na ścianie.

I jeszcze wątpliwość na koniec: po drugim przeczytaniu zaczynam się zastanawiać czy cyberpunk tej opowieści służy. Jasne, gadżety bojowe dodają historii pikanterii, a ponure scenografie smaczku, ale można by się bez nich obejść, osadzić wydarzenia w codziennej, polskiej rzeczywistości i wzmocnić efekt dramatyczny. Wyszłoby pewnie jeszcze bardziej wtórnie, ale, być może, kopałoby w duszę z podwójną mocą.

Podsumowując: kawał dobrej, choć oklepanej nie słabiej, niż protagonista, historyjki. Świetna dynamika akcji i dobrze poprowadzona narracja w dużej mierze rekompensują braki w oryginalności, ale nie do końca maskują dziury fabularne. 

na emeryturze

Dzięki Gary :)

Nie pozostaje mi nic innego jak wyciągnąć wnioski. Jest nad czym pracować… Liczę, że za rok pojawi się kolejna odsłona tego konkursu, a wtedy uważaj… nowy tekst będzie można tylko zachwalać ;)

Pozdrawiam :)

No i cóż ja mam począć? Dylematy moralne są, i to całkiem niezłe, wszystko ładnie zamknięte, czytało się samo. W dwóch miejscach wstawiłabym przecinek (mały szklany ← według znanej mi zasady rozdzielamy równorzędne określenia, ale jest kilka szkół).

Schody są takie, że bohater to marysujka. Niby w pierwszej scenie jest o włos od przegranej, ale tego nie poczułam, poczułam za to przypisaną mu wszechmoc. Ma cel, ale nie wzbudził we mnie emocji, bo od początku wiedziałam, że go osiągnie. Sceny z doznaniami i dylematami moralnymi mocne, ale jakoś mi się to wszystko nie zlepiło w zgrabną całość. Finał piękny, klasyczny. Wątpliwość garego co do cyberpunkowości podzielam, ale nie jestem jurką, a zwykłym odbiorcą, więc kupuję konwencję. Ale że opublikowałeś tekst z ortografami? ;< Teraz muszę ważyć twoje grzechy i zasługi, żeby zagłosować.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Nazet – dzięki za wizytę :)

 

Czytając wasze komentarze, chcąc nie chcąc musiałem spojrzeć na moje opowiadanie krytycznym okiem. Prawdziwie krytycznym okiem… Bardziej niż za zwyczaj, bardziej niż do tej pory. Bić się w piersi i to nie w sposób typowy – pod publiczkę (na zasadzie – będę przytakiwał, a w duchu rechotał, że Gibsonowi słabiej cyberpunk wychodził niż mnie i co Oni tam wiedzą) i spojrzeć okiem nieuznającym wymówek – okiem fana ;)

 

W porównaniu do cyberpanku obecnego na forum, albo szerzej – na rynku wydawniczym, to opko nie kasuje konkurencji, a powinno. Tylko tak NF, czy w ogóle wydawcy zechcą inwestować w nurt, który nie ma dostatecznych korzeni w tym kraju. God dammit to nie Japonia…

 

Wnioski wyciągnąłem. Daliście konkretne argumenty.

 

Naz, według mnie uzasadnione wątpliwości powinny działać na moją niekorzyść podwójnie. To nie żadna zagrywka. Szczera prawda :)

 

Niech łaska cyberpunku na Was spłynie… Przegiąłem, co? ;)

Spodobała mi się fabuła, nie miałam problemów z wiarygodnością bohatera. Prosty facet, który świetnie wie, czego chce. A że głupio chce? Prosty facet… Nie on pierwszy, nie ostatni…

Od początku zaintrygowałeś tajemnicą, na cóż takiego zbiera i to wystarczyło, żeby podtrzymać zainteresowanie tekstem aż do końca.

W pierwszej chwili narzekałam na wykonanie (nadal uważam, że należało Ci się po łbie za te byki), ale po poprawieniu ortów tekst wiele zyskał.

Byłam na tak, znaczy.

Babska logika rządzi!

Dzięki Finklo za stałość w uczuciach ;)

Pozdrawiam.

Tekst zdecydowanie wymaga wygładzenia, chyba jeszcze jakiś ortograf się ostał, jak czytałam, do tego parę kwestii dialogowych wyszło sztucznie. Ale za mocną treść, ciekawą wizję i wciągający haczyk, byłam na zdecydowane TAK. Ogólnie jak na krótką formę to dla mnie bardzo dobry tekst co do treści, gorzej jeśli chodzi o wykonanie warsztatowe (bo sama obrana forma jak najbardziej ok).

Też kojarzyło mi się z “Czernią” syfa ;)

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Dziękuję Tenszo :)

 

Właśnie. Lichy warsztat. Raptem pojedyncza skrzynka na narzędzia, a w niej młotek i parę gwoździ. Coś tam można pozbijać… Niemniej jednak nie zamierzam na tym poprzestać – strasznie ambitny ze mnie chłopak :)

 

“Czerń”? No cóż… Przed czernią nie ucieknę.

Podpisano Blacktom;)

 

Pozdrawiam :)

Bardzo przypadła mi do gustu wartka akcja, którą zwykle doceniam w tekstach. To, co na początku zazgrzytało Werwenie – będący osią fabuły paradoks głównego bohatera, po namyśle również odebrałem in plus. Do tego ponury klimat, dialogi, przekonujące postaci drugoplanowe – nie widzę tu żadnego arcydzieła ani kandydata do kanonu szkolnych lektur, natomiast jak najbardziej solidne, wciągające czytadło. Lektura komentarzy uświadomiła mnie, że początkowo tekst nie był wolny od technicznych usterek, ale wydaje mi się, że to drugorzędny problem. Kiedy zabierałem się za czytanie, było już pod tym względem całkiem nieźle : ).

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Dzięki Nevaz za wizytę i pozytywny komentarz :)

Super, że tekst dobrze się zaprezentował. Co do błędów, to wnioski wyciągnąłem i mam nadzieję, że w przyszłości będzie pod tym względem jeszcze lepiej.

Pozdrawiam :)

Wątek bokserski skojarzył mi się nieco z Butchem z “Pulp Fiction” :). Nie wiem, dlaczego, po prostu do końca miałem Bruce’a Willisa przed oczami :D Fajna historia, dobrze ukazujesz determinację głównego bohatera. No i może na cyberpunku się nie znam, ale wydaje mi się, że klimatem sprostałeś zadaniu. 

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

Hej :)

Witam ponownie. Dzięki za to szlachetne porównanie :) Bardzo się cieszę, że tekst przypadł Ci do gustu, chociaż tak jak we wstępie napisane, miałem sporo obaw co do jakości opowiadania.

Oczekuj mojego przybycia pod swoimi tekstami. Może jeszcze nie dzisiaj, bo urlop rządzi się swoimi prawami, ale już niedługo ;)

Pozdrawiam.

Ten ping kiedyś mnie wykończy. Ciekawe jakie mam opóźnienie… kilka miesięcy :D

Jako zapytałeś tako zajrzałem w kolejkę i przeczytałem a takie odczucia miałem:

Zwarty tekst z małą ilością znaków w sam raz żeby przeczytać na przerwie. Akcja prze do przodu, cyberpunk wylewa się od technicznej i psychologicznej strony. Generalnie się podobało, ale jakoś tak wszystko gładko poszło, choć przy szorcie cbyba tak musi być, albo się uda albo się nie uda.

Jakiekolwiek minusy kompensuje końcówka, chociaż, już samo: "nic nie czuć" trochę przerysowane mi się wydało. Ale może na samobójstwo nie ma odwagi a eutanazja droga :-)

Tyle ode mnie!

~ Mytrix logged out.

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

No i masz! Blacktom wystraszył Mytriksa. Znowu zniknie na parę miesięcy… ;-/

Babska logika rządzi!

No i fajnie, że wpadłeś Mytrix. Dzięki za komentarz, który pokrywa się z odczuciami większości, co niewątpliwie mobilizuje mnie do tworzenia w tematach mniej ogranych, ale podobnym stylem – zwięźle i sugestywnie :)

 

Ps. I tylko już nie znikaj na dłużej, bo ekipa będzie miała do mnie pretensje ;)

 

Cześć Finklo, jak trza będzie to się chłopa na siłę zaciągnie na forum ;)

Można doprowadzić konia do wodopoju, ale nie można zmusić go do picia… ;-)

Babska logika rządzi!

A gdyby mu tak soli napchać do pyska, czy tam jakoś zaaplikować?

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Myślę, że jakby postał przywiązany z pyskiem na krótkim sznurku przez dwa, trzy dni to by się napił…

No ale to już byłaby jego wola ;)

Dobra, Mytrix, to napchaj się soli i wracaj do aktywnego uczestnictwa. ;-)

Ciągle chcę rewanżu w pojedynkach, ale poczekam, aż się ogarniesz.

Babska logika rządzi!

cyberpunk, trudny kawałek chleba, zaznaczę i później coś skrobnę w temacie

S.Lem: „Nikt nic nie czyta; jeśli czyta, nic nie rozumie; jeśli rozumie, natychmiast zapomina”.

Ok :)

Tekst dużo lepszy niż ostatni, jaki oceniałem. Dobre tempo i płynność animacji bohatera. Nie ma przeskoków fabularnych, dobrze kontrolujesz akcję. Narracja daje odczuć presję, to jest plus historii.Trochę kuleje opis świata, otoczenia …jest tylko kilka niewielkich fragmentów, w których opisujesz miejsce przebywania bohatera. Świat cyberpunkowy nie może być pusty. Warto liznąć info o aktualnych dokonaniach transhumanizmu. 

Nic odkrywczego w gadgetach, tutaj opowieść kuleje, same ograne rekwizyty, w dodatku jest ich przeraźliwie mało.

Brakuje też głębszych relacji, niekoniecznie typowych, szukałbym czegoś mrocznego, szczególnie, że bohater ma specyficzny cel do osiągnięcia. Postacie drugo– i trzecioplanowe są ledwie negatywem bohatera. Za słabo wyeksponowane życie społeczne. Na moment pojawia się zdanie z Yakuzą. Oklepane. 

Sam pomysł z puentą znam, nie pamiętam skąd, chyba z filmu? 

Reasumując, jest ok. Takie teksty można reanimować wizerunkowo jako przykłady dobrego portalowego poziomu. 

S.Lem: „Nikt nic nie czyta; jeśli czyta, nic nie rozumie; jeśli rozumie, natychmiast zapomina”.

Dzięki Chołoto :) Celne uwagi. Bardzo celne. Borykam się z tą niemocą o dawna (od zawsze) – dużo wtórności i wizje zapóźnione technologicznie w czasach, gdzie cyberpunk (w pewnym wymiarze) jest naszą rzeczywistością… Nikt nie obiecywał, że to będzie łatwe, wręcz przeciwnie, ale jestem zbyt uparty, aby zdać sobie z tego sprawę i przestać ;)

 

Jeszcze raz dzięki za komentarz. Pozdrawiam :)

Plusy – szybka akcja, ładna stylistyka, fajnie wykreowany klimat i świat, chociaż samo zanurzenie w rzeczywistości trochę płytkie. W sumie trudno oczekiwać więcej po 10k znaków. Nie nudziłem się.

Minusy – zarżnąłeś sprawę z pominięciem finałowego kryzysu. To jest ten moment, kiedy gimbaza wkleja memy z mordką “jak można…” :D

Bohater zmierza do finału po linii najmniejszego oporu, mimo że narracja wskazuje na to, że będzie trudniej. Nie jest! Rambo mógłby brać u Twojego bohatera lekcje, na spółkę z drużyną “A” :)

Druga sprawa – zastanowiło mnie, dlaczego bohater ma jakieś wątpliwości w ostatniej scenie – skoro zafundował sobie amnezję, to raczej nie powinno być dla niego problemem, że “czuje”. Nic nie pamiętam = żyję w błogiej nieświadomości. A może nie? No nie wiem, nie zrozumiałem ;)

Obawiam się, że meksykańskie tempo prowadzenia akcji na tak małej objętości ratuje opowiadanie i sprawia, że braki fabularne nie są tak widoczne. Gdybyś chciał rozbudować historię, bohater musiałby wpaść w jakieś tarapaty. Nawet MacGyver doświadcza czasem uwięzienia ;)

Przy czym – muszę napisać, że ogólnie mi się podobało. Gdybyś poprawił linię fabularną, byłoby super.

Ach ta fabuła… Miał być błysk, oślepić czytelnika niczym reflektory ciężarówki zbłąkaną sarenkę na krajowej jedenastce, i był… z całą paletą konsekwencji – pobieżność w przedstawieniu świata, postaci itd. Szybko, jak czasy w których żyjemy ;)

 

Bohater wyczyścił sobie pojedyncze wspomnienia, ale jako tępogłowy stwierdził, że to za mało, że najlepszym rozwiązaniem jest nie czuć w ogóle, bo gówno się ludziom przydarzyć zawsze może, nie tylko raz. W brew pozorom to bardzo wrażliwy facet był… nawet gdy łamał karki ;)

 

Dzięki Silver za wizytę :)

Nowa Fantastyka