Stał głęboko w lesie chyba od początku świata. Miejscowi nazywali go Szarym Dziadem. Nikt nie wiedział, kogo ów posąg przedstawia ani czyjego jest autorstwa.
– Jak byłam w twoim wieku – powiedziała kiedyś Dominikowi babcia – odwiedzaliśmy Dziada i organizowaliśmy zawody, kto odważy się go dotknąć. Niektórzy to robili. Nikt jednak nie śmiał zabrać mu kaduceusza.
– Czego?
– Laski, którą się podpiera. Ponoć kto ją weźmie, obudzi śpiące w lesie bestie.
Chłopca przeraziły te słowa i nocą nie zmrużył oka. Z czasem jednak zaczął śmiać się ze swego strachu.
W pogodny, letni poranek Dominik zaprowadził do lasu dwoje swych przyjaciół – Karola i Anię, rodzeństwo, które sprowadziło się do wioski ubiegłej zimy. Minęli opuszczoną chatkę leśniczego, pokonali pagórek, na którym pnie sosen krzywiły się śmiesznie, przeszli przez wąwóz, potem wzdłuż starych torów kolejowych i dalej na południe, gdzie las był najgęstszy i najmroczniejszy.
Dziad stał wśród drzew na pochłoniętym przez ziemię postumencie, spoglądając kamiennymi oczyma. Wykuto go z szarej skały, jedynie laska była czarna jak bezgwiezdna noc.
– Nie wygląda na dziada – zauważył Karol.
Dominik przyznał mu rację. Nie potrafił tego wyjaśnić, lecz kamienny mężczyzna wydawał się młody i stary zarazem.
– Kto to może być? – zapytała dziewczynka. Nie umieli jej odpowiedzieć.
Podszedł i klepnął Dziada w plecy. Ania również się odważyła; pogłaskała rzeźbę po głowie. Jedynie Karol obawiał się zbliżyć.
Dominik nie potrafił uwierzyć, że kiedyś bał się tego posągu. Spędzili w jego towarzystwie wcale miły poranek.
Gdy już mieli odejść, chłopiec raz jeszcze spojrzał na kaduceusz. Smukła, mizerna laseczka wyglądała, jakby miał ją porwać byle podmuch wiatru.
Nie była przymocowana. Wyjął ją delikatnie z kamiennej dłoni.
– Oddaj mu to – odezwał się Karol. – Ciocia mi opowiadała, że kto weźmie Dziadowi laskę, gubi się w lesie i umiera.
– Dobrze, dobrze.
– Chodźcie – rzuciła zlękniona Ania. – Czas wracać.
Towarzysze Dominika ruszyli w kierunku torów.
Chłopiec obracał w dłoni laskę, oparł się na niej tak, jak to robił posąg.
Nagle zamarł.
Dostrzegł siebie, idącego w stronę przyjaciół. Drugi Dominik spojrzał na niego obłąkanym, dziwnie radosnym wzrokiem. Pełnym wdzięczności.
Chciał krzyknąć, lecz nie zdołał. Jego ciało znieruchomiało. Czuł zimno. Kamiennymi oczami widział oddalające się trzy sylwetki.
– Oddałeś laskę? – usłyszał Anię.
Obcy, choć należący do niego głos potwierdził. Dźwięki rozmowy cichły. Zniknęli.
Został tylko on i las.