- Opowiadanie: Morgiana89 - Zabawmy się

Zabawmy się

Dziękuję za rady moim betom. :)

 

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Zabawmy się

Tik-tak. Tik-tak. Kieszonkowy zegar wybijał jednostajny rytm.

– Przesuń do przodu.

– Nie mogę, wiesz, że nie powinienem.

– Nikt się nie dowie. Obiecuję. Nie ma na co czekać.

Znów było słychać tylko ciche tykanie zegara. Nikt się nie odzywał. Gdy wydawało się, że już nic się nie wydarzy, drugi głos powiedział:

– Dobrze. Ale tylko raz.

 

***

 

Józia Kalicka biegła po zniszczonych ulicach Warszawy. Czuła, że dopada ją zmęczenie, ale matka, która trzymała za rękę, nie pozwalała zwolnić. Dziewczynka zupełnie nie wiedziała, co się dzieje. Wszędzie był kurz, pył, zniszczone budynki i śmierć.

– Już nieda-a-aleko. Jeszcze troszkę wy-y-ytrzymaj. – Nie mogła złapać tchu.

Na te słowa dziecko zapłakało. Bolały je już nogi, a w płucach brakowało powietrza. Miało dość.

– Nie możesz płakać. Cśśś… – powiedziała matka chrapliwym głosem, ale gdy dziecko nie przestawało, wzięła je na ręce.

Ze zmęczenia zaczęła się potykać. Wiedziała, że nie powinny się zatrzymywać, żołnierze byli tuż za nimi. Słyszała krzyki ludzi, strzały oraz spadające bomby. To wszystko mroziło jej krew w żyłach. Tylu martwych nie widziała w całym swoim życiu. Nawet teraz napotykały ciała. Najchętniej zasłoniłaby dziecku oczy. Nie chciała, by córka musiała to oglądać, ale wojna właśnie taka była. Przychodziła nagle i bezbronnym wyrządzała największą krzywdę. Nie sposób było przewidzieć, kiedy wybuchnie powstanie. Nie powinny zostać w mieście, ale rozpaczliwie potrzebowały odpoczynku.

„Tylko na chwilkę” – pomyślała matka, przytulając małą.

W końcu, z braku lepszego pomysłu, weszły do starej kamienicy, z której częściowo powypadały okna i nie było już dachu.

– Pić – powiedziała dziewczynka, odzywając się po raz pierwszy od wielu godzin.

– Nie mam, kochanie. Przykro mi.

Dziecko wykrzywiło usta w podkówkę, ale milczało.

Przez dłuższą chwilę nic się nie działo. Powinny już ruszać, ale nim to zrobiły, usłyszały kroki i podniesione głosy. Gdy padły obce słowa kobieta zrozumiała, że ulicą idzie kolumna żołnierzy. Co jakiś czas dolatywały do ich uszu strzały i kolejny urywany płacz.

Matka chwyciła dziewczynkę za rękę i pociągnęła w dół, aby schować się w głębi budynku.

– Tata? – zapytało dziecko, które coś opacznie zrozumiało.

– Cśśś – wyszeptała rozpaczliwe kobieta. – Cśśś… – Po policzkach kobiety pociekły łzy.

– Tata! Tata! – krzyczała dziewczynka i w końcu wyrwała się z uścisku mamy, wybiegając na ulicę.

Padły strzały, a kobieta nie zdążyła nawet zareagować. Jej dziecko leżało w brudzie i pyle, na który wylewała się ciemnoczerwona krew. 

 

***

 

– Widzisz, co narobiłaś? Tego nie da się naprawić – powiedział drugi głos. – Nie powinniśmy nic zmieniać! Mnie nie wolno! 

W słowach dało się wyczuć panikę.

– Nie martw się. Nic się przecież nie stało. Zawsze możemy spróbować jeszcze raz – powiedział pierwszy głos.

Na te słowa pojawił się inny zegar, tym razem z popękaną kopertą i wypłowiałą tarczą, która praktycznie zatraciła swój kolor.

– Nie! Nie chcę! Rozumiesz? Już nie chcę w to grać! Ja się nie mogę mieszać! Wszystko dzieje się zbyt szybko…

– Teraz nie możemy już przestać. To naprawdę nic takiego. Przecież nic złego nie może się już stać.

– Nie, nie…

Mimo to wskazówki zegara niepewnie poruszyły się do przodu.

 

***

 

Miasto tętniło życiem. Kilka aut sunęło ulicą, ludzie pospiesznie przemykali chodnikami, wsiadali do autobusów lub po prostu spieszyli za własnymi sprawami. Był ciepły letni dzień i nikt nie zwrócił uwagi na młodą kobietę, przemykającą pomiędzy przechodniami. Nie wyróżniała się niczym – szare oczy, mysie włosy i długa, wypłowiała, letnia sukienka.

Krystyna czuła się zdradzona i opuszczona. Od kilku godzin szukała dla siebie najlepszego rozwiązania, bo bierne czekanie nie wchodziło w grę. W końcu weszła do szarego budynku. W poczekalni byli ludzie.

– Jak się pani nazywa? – zapytała kobieta w rejestracji.

– Krystyna. Krystyna P-p-pawilicka – przedstawiła się niezgrabnie.

– Tak, ma pani niesamowite szczęście. – Kobieta uśmiechnęła się do niej życzliwie. – Doktor zaraz panią przyjmie.

I nie patrząc na nią dłużej, zakręciła tarczą telefonu, wybierając jakiś numer.

Krystyna usiadła w poczekalni, nerwowo skubiąc rąbek sukienki. Miała w nosie, że się zniszczy, jej głowę zajmowały inne myśli. Nie chciała zmian w swoim życiu, a ta była najgorszą możliwą opcją. Nie mogła zostać matką, nie teraz, gdy dopiero zaczynała czuć, co znaczy prawdziwe życie. Ledwo skończyła osiemnaście lat i zaliczyła swój pierwszy raz. Co z tego, że z facetem, którego kochała? Co z tego, że uklęknął przed nią i poprosił o rękę? Zupełnie się to dla niej nie liczyło. Ona chciała skończyć szkołę, pójść na studia i wyjechać dokądś z tego chorego kraju. Nie o takim życiu marzyła.

W końcu obiecała sobie, że nie pozwoli, by tak się wszystko potoczyło. Przepełniała ją pewność, że coś innego jest jej pisane. Musi tylko załatwić jedną, małą rzecz.

 „Tak trzeba” – pomyślała, gdy lekarz wezwał ją do gabinetu.

Serce Krysi biło jak oszalałe.

Po kilku godzinach wyszła praktycznie o własnych siłach. Gdy była w środku, krzyczała. Mówili, że będzie bolało, ale w końcu czuła się czysta i wolna.

 

***

 

Słychać było jak ktoś płacze. Cicho, bezbronnie, ale w pełen rozpaczy sposób.

– To nic… – powiedział pierwszy głos. – Cśśś… Nie płacz.

– Wszy-y-ystko zniszczone. Zru-u-ujnowane. A to mo-o-oja wina…

– No, cśśś, proszę…

Wydawało się, że nic nie będzie w stanie przerwać rozpaczy.

– Chodź, spróbujemy jeszcze raz. Tym razem zrobimy to powoli, ja ci pomogę. Do trzech razy sztuka.

Chlipanie, jakby ustąpiło. Przez chwilę panowała cisza.

– No, dobrze… – powiedział niezbyt pewnie drugi głos.

Pojawił się kolejny zegar, wyglądał na od dawna nie używany, miejscami zardzewiał, jakby leżał w wilgotnym miejscu. Nie chodził. To była zasadnicza różnica, ale kilka obrotów koronką i znów zaczął tykać. Wybijał powolny rytm.

Tik-tak, tik– tak.

 

***

 

Marek siedział na kanapie w niewielkim salonie małego, podmiejskiego domku. Cieszył się chwilą świętego spokoju. W ręce trzymał już szóste piwo i w końcu zaczynał czuć się lepiej, a wypite procenty wprowadziły go w błogostan. Ostatnie godziny dały mu w kość, ale w tym momencie, na wspomnienie zasranych pieluch, uśmiech rozjaśniał jego zmęczoną twarz. Pociągnął kolejny tęgi łyk i czknął.

Lubił dobrze wypić, bo wtedy miał nieźle w czubie, ale takiego odjazdu nie przeżył jeszcze nigdy. Nie wiedział, że amfa i wódka mogą zdziałać takie cuda. Wieczór wcześniej, wraz z Konradem, oblewali ostatnią sesję na studiach. Nie po to męczył się pięć lat, by przeszły bez echa.

Gdy rano się obudził, stanął  przed wyzwaniem zaopiekowania się niemowlakiem. W tym czasie jego bezużyteczna żona leżała jak kłoda na łóżku, przeżywając tak zwaną depresję poporodową. Przynajmniej tak rozumiał bełkotliwe dźwięki, które z siebie wydawała.

Oprócz niemowlęcia trafiło mu się jeszcze jedno dziecko, które teraz smacznie spało w swoim łóżku.

„Całe szczęście” – pomyślał. – „Dłużej bym tego nie zdzierżył”.

Dziewczynka miała cztery latka i nie była aniołkiem, o którym śnili rodzice. Dzisiaj kilkukrotnie miał ochotę przetrzepać jej tyłek. Oblizał się obrzydliwie na samo wspomnienie. Był zupełnie zalany.

Chwiejnym krokiem ruszył schodami na górę. Miał wielką ochotę… Ogromną, ale na myśl o tłustej krowie leżącej na łóżku w ich wspólnej sypialni, zbierało mu się na wymioty. Przez ostatnie dziewięć miesięcy nie korzystał z życia. Jemu też się coś należy.

Była jeszcze jedna możliwość… Paskudna… Ale to przecież nie jest prawdziwe. Czknął. Obraz tego, co realne, znikał.

Wszedł cichutko do pokoju. Zgasił kolorową lampkę, stojącą na biurku. Beknął jeszcze kilka razy i wsunął się do łóżka dziewczynki.

 

***

 

– Wynoś się! – zakrzyknął drugi głos.

– Ale…

– Nie chcę cię znać! To twoja wina! To przez ciebie… Przynosisz śmierć!

– Przecież…

– Nie chcę tego słuchać. Nie chcę twoich wyjaśnień. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego!

– Ale Czasie…

– Ja pamiętam! Nieraz już szeptałaś mi do ucha! Weź ten zegar, a później ten, i kolejny, i jeszcze następny… Nie wolno nam się mieszać. My mamy tylko patrzeć! Ja pilnuję, a ty przypisujesz los. On ma być znany, pewny i niezmienny. 

– Nic się takiego…

– Jak to nic się nie stało? Jesteś Przeznaczeniem, a ja Czasem, powinniśmy pozwolić toczyć się życiu niespiesznie… Nie podkręcać i go nie zmieniać! Niszczymy ludzkie życie!

– Ale to jest takie nudne… – odparła Przeznaczenie. – Czasem nawet my moglibyśmy się zabawić…

– Już nigdy nie zagram w twoją grę… To koniec. Nie ma tu dla ciebie miejsca – przerwał jej Czas.

– Beze mnie nie istniejesz… Ja wrócę… Jeszcze będziesz mnie błagać.

Gdzieś w oddali słychać było kroki, które milkły przytłumione przez bijące zegary.

Tik-tak, tik-tak.

Koniec

Komentarze

Ciekawe podejście do tematu. Chyba domyślam się hasła :) 

Tylko zastanawiam się, czy to wpływ pory roku, że tak smętnie i pesymistycznie? 

Gdzieś Ci jeszcze zostały pojedyncze literówki, ale nie wypisywałam, żeby nie przerywać lektury i teraz nie wiem, gdzie są. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Dzięki, Śpioszko. Miałam ochotę na coś wesołego, ale przy tym haśle nic nie chciało wyklarować się na wersję bardziej optymistyczną. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Ja się już nagadałem, ale powiem tylko, że cieszę się, że zdecydowałaś się na ostateczną wersję właśnie taką. ;)

Depresyjne. Nie powiem, że dobrze się czytało, bo o takich sprawach nigdy nie czyta się dobrze (szczególnie ostatni wątek – brrrr…).  Natomiast sprawnie napisane.

Z drobiazgów: miejscami szwankuje interpunkcja (szczególnie brak przecinków przed “by”), “wojsko było tuż za nimi” – tu bardziej pasowaliby “żołnierze”. Zdanie “Wrzaski wielu mroziły krew w żyłach” – tzn. wielu wrzeszczało czy wielu miało zmrożoną krew? “Ulicą szedł pochód” – tu też wydaje mi się, że “pochód” to niewłaściwe słowo – “kolumna żołnierzy”, “tłum uciekinierów”?

I (ale tu bym się nie upierał), uciszanie kogoś lepiej wyrazić przez “ćśśś” niż “csi”.

A hasło to “a”?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Tekst już czytałem. Powiem tylko że Morgiana miała dość karkołomne zadanie, ale dobrze z niego wybrnęła.

Uhh, okropnie ponuro… Zgadzam się, niefajnie czytać o tak dołujących sprawach. Ale abstrahując od emocji, spodobał mi się pomysł na “zabawę” personifikacji i kompozycję tekstu, choć przyznam, że nie wiem, czy dobrze rozumiem jak ta zabawa działała. Kombinuję sobie tak, że przesunięcie wskazówek powoduje, że osoby spotykają się ze swoim przeznaczeniem (czyli śmiercią przeważnie) szybciej i z powodu czyjejś impulsywnej decyzji, ale nie było to dla mnie tak zupełnie jasne.

Tak czy inaczej gratuluję poradzenia sobie z wyzwaniem, bo było naprawdę niełatwe ;)

 

Z kwestii warsztatowych – ogólnie wydaje mi się, że wychodzą Ci coraz gładsze i płynniejsze teksty :) Tutaj zazgrzytało mi tylko kilka drobiazgów, na przykład wspomniane już przez Starucha “wojsko” i “pochód”. A to zdanie:

Padły strzały, a kobieta nie zdążyła nawet zareagować, jej dziecko leżało w brudzie i pyle, na który wylewała się ciemnoczerwona krew. 

podzieliłabym na dwa – kropką przed “jej dziecko” sprawiłaby, że druga część zdania znacznie lepiej by wybrzmiała. Ten smutny obrazek powinien dostać własne zdanie, tak sądzę.

 

Myślę sobie, że przydałoby się też uwiarygodnić czymś to kuszenie głosu – Czas zbyt szybko mu ulega, zachowuje się głupio nie wyciągając wniosków z poprzednich prób. Zabawa wygląda trochę na taka spiralę jak w nałogu – nie wyszło, ale spróbujmy raz jeszcze – tylko brakuje mi w wypowiedziach Czasu czegoś, co by te spiralę napędzało. Nie wiem, co z tego ma – nadzieję, że coś naprawi? Dreszczyk emocji? 

Podobało mi się. Lubię takie klimaty :) Bez łopatologii i przegadania. Delikatne i mocne jednocześnie.

 

Co do błędów, parę drobiazgów:

 

Nie chciała by córka musiała to oglądać, ale wojna właśnie taka była. Wybuchu powstania nikt nie przewidział. Przychodziła nagle i bezbronnym wyrządzała największą krzywdę. – domyślam się, że to wojna przychodziła, ale z kolejności zdań wynika, że orzeczenie odnosi się do wybuchu.

 

Słyszała krzyki ludzi, strzały oraz latające w około bomby. – w tym kontekście raczej powinno być wokoło, bo rozumiem, że chodzi o relację przestrzenną ;)

 

Ona chciała skończyć szkołę, pójść na studia i wyjechać, gdzieś z tego chorego kraju. – wyrzuciłabym przecinek i zamieniła gdzieś na dokądś.

 

Serce Krysi biło jak oszalałe. – trochę mi zgrzytnęła zmiana z Krystynę na Krysię.

 

Przez ostatnie dziewięć miesięcy nie czerpał z życia zupełnie nic. – Raczej można z życia nic nie mieć albo czerpać z życia pełnymi garściami. Może: Przez ostatnie dziewięć miesięcy zupełnie nie korzystał z życia.

 

Była jeszcze jedna możliwość… Paskuda… – słowo odnosi się do dziecka? Bo jeśli do możliwości to wtedy Paskudna…

It's ok not to.

Cześć.

A ja monotematycznie: nie zaszkodzi, a na pewno pomoże, wzięcie do “betowania” kogoś, kto zwraca uwagę na błędy interpunkcyjne.

Przez ten niedostatek odpadłem.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Przez ten niedostatek odpadłem.

Czy to znaczy, że z powodu kilku przecinków nie doczytałeś tekstu? 

Chyba nieco przesadzasz. Akurat u Morgiany te niedostatki, których ja nawet nie zauważyłam, nie są czymś, co przeszkadza w lekturze i utrudnia zrozumienie tekstu.

Twój komentarz i krytyka mogłyby być bardziej konstruktywne, gdybyś wskazał przynajmniej jeden błąd interpunkcyjny i wskazał jak go poprawić – jak to robi wielu innych użytkowników (każdy na miarę swoich możliwości). 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Dziękuję za wszystkie komentarze. Nie miałam możliwości wcześniej napisać, ale cieszę się, że wielu z Was do mnie zajrzało. Jeśli nawet nie do końca tekst przypadł do gustu (ze względu na interpunkcję, czy też na tematykę).

 

Myślę też, że nie muszę potwierdzać hasła.;)

Dziękuję też za wszystkie poprawki. Już je ogarnęłam. Poza tym o Krysi. :P

 

Co do Czasu i Przeznaczenia, będę się upierać, że nie chcę tu dodatkowych udziwnień. Nie będę wyjaśniać dlaczego Czas, który od zarania pilnuje porządku, nie będę wyjaśniać dlaczego Przeznaczenie się nudzi i namawia do złego, bo to zbędne w moim odczuciu. Czas liczy, że tym razem będzie inaczej, a później w swojej ignorancji zwala winę na Przeznaczenie. 

 

Zresztą wybaczcie, ale hasło, które wylosowałam naprawdę było ciężkie. ;)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Zresztą wybaczcie, ale hasło, które wylosowałam naprawdę było ciężkie. ;)

Jakie hasło? O co chodzi?

 

Przeczytałam. Ładne obrazki i miło się czytało, mimo poważnej tematyki. Takie metaforyczne bajki o czasie i przeznaczeniu to nie moje buty, ale historie opowiedziane pomiędzy były barwne i spodobały mi się – przy ostatniej serce mi pękło (choć teraz, po namyśle, nie jestem przekonana, czy to zgodne z rzeczywistością myślenie pedofila). Wartościowa lektura i nie żałuję, że się za nią zabrałam.

 

PS.

 – Przecież..

Zjedzona jedna kropka.

www.facebook.com/mika.modrzynska

Oooch! No tak. Byłam w tym wątku nawet, ale w połowie tekstu stwierdziłam, że nie wiem, o co chodzi, i przeczytam jeszcze raz później. Ups :P Czyli nie znamy hasła Morgiany?

www.facebook.com/mika.modrzynska

Jak przejrzysz uważnie listę, to odgadniesz :) 

Miała naprawdę ciężki przypadek, ale wybrnęła świetnie.  

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Przeczytałem, droga sojuszniczko, i jestem na Ciebie trochę zły…

Taki ładny miałaś pomysł, a zepsułaś wykonaniem! Toż to zbrodnia na tekście! ;P

Następnym razem masz mi wysłać zaproszenie do betowania – oszlifuję ten diament i wyjdzie piękny brylant, w sam raz na pió… pierścionek ;D

 

Temat może i niełatwy, jednak uporałaś się z nim całkiem nieźle. Wyszedł przejmujący, zabarwiony emocjonalnie tekst, z fajnymi wstawkami Czasu i Przeznaczenia. Dobry stosunek długości do zawartości, immersję psuły natomiast błędy i, przede wszystkim, niezgrabności. Ach, jeszcze jedno – nie “dorżnęłaś fabularnie”, co mnie akurat szczególnie nie przeszkadza ;)

Czytało się przyjemnie, choć od Ciebie wymagam znacznie więcej, więc nie będę głaskał po głowie z racji wylosowanego hasła :P

 

Tyle ode mnie, czas na korektę (trochę dużo, można by zmienić, zanim jurory zasiądą) ;)

Tik, tak. Tik, tak. Kieszonkowy zegar wybijał jednostajny rytm.

Pierdoła, ale prawidłowy zapis dźwięków wygląda TAAAAAK !

Czuła, że dopada ją zmęczenie, ale matka, która trzymała ją za rękę[,+] nie pozwalała zwolnić.

Przecinek, gdyż to wtrącenie.

Wszędzie był pył, kurz, zniszczone budynki i śmierć.

Był… Pył… Był :D Mogłabyś w sumie wywalić to “był”, albo zamienić miejscami “pył” i “kurz” ;)

Jeszcze troszkę wy-y-ytrzymaj.

Tak się raczej nie mówi… Prędzej: “Wytrzymaj jeszcze troszkę”

powiedziała matka[,-] ciężkim chrapliwym oddechem, ale gdy dziecko nie przestawało, wzięła je na ręce.

Jak to jest – powiedzieć coś oddechem? Może “ciężko dychając”? Albo jakoś podobnie… Przecinek też bym raczej wywalił, choć to zależy od końcowej formy zdania.

Słyszała krzyki ludzi, strzały oraz latające wokoło bomby.

Bomby latają? I to wokoło? :D Może “spadające dookoła bomby”?

Wrzaski wielu[,-] mroziły jej krew w żyłach.

Zbędny przecinek. Końcówka zdania niezgrabna :/

„Tylko na chwilkę” – pomyślała matka, przytulając małą do siebie.

Niepotrzebne to “do siebie”. Nikt nie pomyśli, miła mi Mor, że przytulała dziecko do latającej wokoło bomby ;D

W końcu[,+] z braku lepszego pomysłu[,+] weszły do starej kamienicy, z której częściowo powypadały okna i nie było już dachu.

Przecinki, bo to wtrącenie.

Dziecko wykrzywiło usta w podkówkę, ale nic nie powiedziało.

Nieznacznie wyżej miałaś już “powiedziało” – zmieniłbym na inny czasownik.

Powinny już ruszać, ale nim to zrobiły[,+] usłyszały kroki i podniesione głosy.

Niezgrabne to zdanie :/ Chyba głównie przez nagromadzenie czasowników… No i ten przecinek, o tam, Morrrr! :)

Ulicą szła kolumna żołnierzy, kobieta zrozumiała, gdy padły obce słowa.

A to jest nie tyle niezgrabne, co wręcz kalekie :P

Już lepsze byłoby: “Gdy padły obce słowa kobieta zrozumiała, że ulicą idzie kolumna żołnierzy.”

Nie wyróżniała się niczym – mysie oczy, szare włosy i długa[,+] wypłowiała, letnia sukienka.

Wymieniasz – przecinek.

– Krystyna. Krystyna P-p-pawilicka – ostatnie słowo powiedziała niepewnie.

Dziwnie koreluje to “słowo” względem nazwiska… Może “przedstawiła się niezgrabnie” Albo: “zająknęła się” po prostu?

– Tak, ma pani niesamowite szczęście[.+]kobieta uśmiechnęła się do niej przymilnie. – Doktor zaraz panią przyjmie.

Tu raczej osobne zdanie, choć czasownik “uśmiechnąć się” wydaje się być “gębowy”, a zatem kwestia dyskusyjna :P Finklo – tak, zdarza mi się “uśmiechać niegębowo” :D

Krystyna usiadła w poczekalni, nerwowo skubiąc rąbek materiał sukienki.

Albo jedno, albo drugie, Mortadello :)

Nie takie życie sobie wymarzyła.

W końcu obiecała sobie, że nie pozwoli, by tak się wszystko potoczyło.

Powtórzenie.

Musi tylko jedną, małą rzecz załatwić.

Kolejność pokopana: “Musi tylko załatwić jedną, małą rzecz.” Albo “sprawę” bo to chyba lepiej pasuje do kontekstu.

Gdy była w środku[,+] krzyczała.

Przecinek.

Pojawił się kolejny zegar, wyglądał na od dawana nie używany,

Literówka.

Relaksował się chwilą świętego spokoju.

Relaksowała się CHWILĄ? :D Chyba: “Relaksowała się chwilę” albo: “Cieszyła się chwilą świętego spokoju”.

Ostatnie godziny dały mu prawdziwie w kość, ale w tym momencie[,+] na wspomnienie zasranych pieluch, uśmiech rozjaśniał jego zmęczoną twarz.

“Prawdziwie” wydaje mi się zbędne. Przecinek, gdyż to wtrącenie.

Wieczór wcześniej[,+] wraz z Konradem[,+] oblewali ostatnią sesję na studiach.

Wtrącenie, Morgulciu :)

Na całe szczęście” – pomyślał.

“Całe szczęście”

zbierało mu się na odruch wymiotny.

Nie! Albo zbiera się komuś na wymioty, albo MA odruch wymiotny. Inaczej jest bez sensu…

Obraz tego[,+] co realne[,+] odpływał.

Przecinki, zaś “odpływał” zamieniłbym na inne słowo, bo to słabo kojarzy się z wyobrażeniem… Może zanikał? Pomyśl o tym :)

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Kam_mod, dziękuję, już poprawiłam. Cieszę się, że przypadło Ci do gustu, a wierzę, że odgadniesz hasło po przejrzeniu listy, jeśli nie to daj znać. Rozwieję wtedy Twoje wątpliwości. :)

 

Przyjdzie taki stary CeP i człowiekowi humor siada. ;) 

Boże! Tyle błędów… :(((((( Oczywiście już poprawiłam…

Dzięki, Primagenie, jesteś wielki! Jakiż to znowu diament, zwykła wprawka, ale widać wątpliwej jakości. Mimo wszystko dziękuję za odwiedziny i opinię. 

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Masz piękne projekcje, trzeba je tylko “dogładzić”, Mor :)

Diamenciki jeszcze będą, zobaczysz!

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

. Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Aaaa, to Tobie się dostało to paskudne hasło napawające zawodników przerażeniem? No, wybrnęłaś całkiem nieźle. Wprawdzie wyszło ponure strasznie, ale niech Ci będzie, że Przeznaczenie, to podła suka jest. Czas za to mało przewidujący. Zwłaszcza jak na kogoś z takim doświadczeniem. ;-)

 

:P Finklo – tak, zdarza mi się “uśmiechać niegębowo” :D

Primagenie, czyżbyś był jak kapitalizm: “z przodu się do nas uśmiecha, a z tyłu zęby szczerzy”? ;-)

No dobra, z tymi uśmiechami to chyba można interpretować na dwa sposoby: albo powiedział, a potem się uśmiechnął (dwa zdania), albo powiedział z uśmiechem na ustach (jedno). Autor też człowiek, ma prawo pisać, jak woli.

Babska logika rządzi!

Będę mieć w pamięci chęć pomocy przy becie, Primagenie. ;)

 

Dzięki, za kropkę, Cieniu, teraz czekam na werdykt, choć na nic nie liczę. ;)

 

Finklo, paskudnie czy nie, dziękuję za punkcik do biblioteki. A Ty widzisz jakąś jasną stronę tego hasła? ;)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Hmmm. Sama (na szczęście hipotetycznie) kombinowałam w kierunku sezonowej zmiany czasu. Albo dowcipu “Proszę państwa, za chwilę wylądujemy na Okęciu. Proszę przestawić zegarki o godzinę do przodu i cofnąć kalendarze o sto lat”. Albo można z tego zrobić lądowanie na innej planecie i wplątać dylatację czasu. Różne opcje.

Zegarek, jak każde narzędzie, można wykorzystać w celu zacnym lub wrednym.

Babska logika rządzi!

Widocznie mam ciągoty do złego.;) Twój ostatni pomysł całkiem zacny, chętnie bym coś takiego przeczytała.

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Eeee, na razie piszę coś całkiem innego. Z innym słowem. :-) Ale do lektury już zapraszam. :-)

Babska logika rządzi!

Jak skończysz, to na pewno zajrzę. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

No proszę. Takie małe słówko, byle skrócik, a tak potrafi zainspirować. Dobry pomysł. Podziwiam chęć/talent do pisania o rzeczach skrajnie złych, trudnych, obrzydliwych ( jak ostatnia scena).To musi być trudne wczuć się w takie sytuacje na tyle, żeby odtworzyć je w tekscie wiarygodnie, a jednocześnie samemu nie ubabrać się emocjonalnie ( czy ktoś rozumie o co mi chodzi?)

... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)

Wydaje mi się, że rozumiem. Przez kilkadziesiąt tekstów nie mogłam się zdobyć na zabicie człowieka. Ale w końcu przyszła znieczulica. ;-)

Babska logika rządzi!

Nooo i teraz jest zacnie! Przyczepiłbym się jeszcze do kilku kwestii, ale publicznie nie będę robił wiochy ;D

Stempel jakości, tak czy inaczej, się należy!

Dzięki, za kropkę, Cieniu, teraz czekam na werdykt, choć na nic nie liczę.

Nieeee, Mor! Nie zapominaj, jak brzmi motto Juventusu: “Zwycięstwo to jedyne, co się liczy” :D

Choć i frajda jest oczywiście ważna :)

 

Finklo – widzisz, miałem wątpliwości, więc wywołałem Cię do tablicy ;)

Dzięki!

I również czekam na opowiadanie – pragnę postawić stempel jakości, więc ma być dobre, a nawet świetne! ;)

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

A jak już wywołałeś, to nie miałam innego wyjścia niż przyleźć i przeczytać. ;-)

Mogę obiecać, że dołożę starań, aby nie zawierało zbyt wielu błędów. To mi jako tako wychodzi. :-)

Babska logika rządzi!

I tak Ci się dowalę do dialogów. Przecież muszę! :P :P

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

<zapisuje w notesiku: wywalić większość dialogów> ;-)

Dobra, wystarczy offtopu? Przepraszamy, Morgiano.

Babska logika rządzi!

Dzięki, Fleur, mam nadzieję, że mi wierzysz, nie przeżyłam nic z tego, co opisałam. ;)

 

Dzięki serdeczne za wszystkie kliki do biblioteki, to bardzo miłe, wiedząc, że tym razem coś się podoba. :)))

 

Finklo, ja już w pierwszym tekście, który nie nadaje się do publikacji, chyba że na grafomanię, uśmierciłam całe miasto. :D

 

Primie, ja się podlizuję, to taka taktyka. Psujesz wszystko, no! ;P

Oczywiście żartuję, wierzę w niezawisłość jurów. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Ech, widzę, że wyautowały mnie już i Autorka, i Finkla. ;(

Chyba czas iść spać :)

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Choć lektury żadną miarą nie można zaliczyć do przyjemnej, czytało się dobrze.

Chyba nieźle wybrnęłaś z dość trudnego zadania – dostawszy tak niewiele, stworzyłaś naprawdę sporo. Gratuluję, Morgiano. ;-)

 

Czuła, że do­pa­da zmę­cze­nie, ale matka, która trzy­ma­ła za rękę, nie po­zwa­la­ła zwol­nić. – Czy oba zaimki są niezbędne?

 

Wszyst­ko dzie­ję się zbyt szyb­ko… – Literówka.

 

Nie wy­róż­nia­ła się ni­czym – mysie oczy, szare włosy i długa, wy­pło­wia­ła, let­nia su­kien­ka. – Mając oczka jak malutkie, czarne koraliczki, z pewnością by się wyróżniała.

Proponuję: Nie wy­róż­nia­ła się ni­czym – szare oczy, mysie włosy i długa, wy­pło­wia­ła, let­nia su­kien­ka.

 

– Tak, ma pani nie­sa­mo­wi­te szczę­ście. – Ko­bie­ta uśmiech­nę­ła się do niej przy­mil­nie. – Nie wydaje mi się, aby przymilnie było najlepszym określeniem.

Proponuję: Ko­bie­ta uśmiech­nę­ła się do niej. Lub: Ko­bie­ta uśmiech­nę­ła się do niej uprzejmie/ życzliwie.

 

I nie pa­trząc na nią dłu­żej, za­krę­ci­ła okrą­głą tar­czą te­le­fo­nu wy­bie­ra­jąc jakiś numer. – Raczej: I nie pa­trząc na nią dłu­żej, za­krę­ci­ła tar­czą te­le­fo­nu, wy­bie­ra­jąc jakiś numer.

Czy mogła zakręcić tarczą innego kształtu, nie okrągłą?

 

Po­ja­wił się ko­lej­ny zegar, wy­glą­dał na od dawna nie uży­wa­ny, miej­sca­mi po­ja­wi­ła się rdza… – Powtórzenie.

 

Nie raz już szep­ta­łaś mi do ucha! – Raczej: Nieraz już szep­ta­łaś mi do ucha!

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przyjemna lektura o nieprzyjemnych sprawach. Tylko nie mogę załapać mechanizmu tej zabawy… Idea Przeznaczenia jest taka, że w jakimś czasie komuś tam wydarzy się to, co mu przeznaczone – czasem coś dobrego, czasem coś złego. To czego właściwie dotyczyła zabawa? Przesuwali zegar, żeby zobaczyć, jakie będzie przeznaczenie kogoś? Czy przyspieszali w czasie to przeznaczenie? Ale jeśli tak, to powinny być zawsze dwa zegary, a ich wskazówki biec w przeciwległych kierunkach, skoro ściągamy przeznaczenie z przyszłości do teraźniejszości… Jeśli dobrze zrozumiałem ideę tej zabawy Czasu i Przeznaczenia.

Przyznam szczerze, że tego motywu nie załapałem.

Dziękuję, Regulatorko. Poprawiłam błędy, cieszę się, że uznałaś pomysł za dobry. :)

 

Gostomyśle, powiem tak, może faktycznie nie zaszkodziłoby, jakby pojawiły się dwa zegary, ale czy nie powinno być raczej tak, że każdy ma swój zegar i jedno życie. I jeśli, ktoś przy nim majstruje, może się okazać, że pojawiają się na drodze człowieka rzeczy, z którymi nie potrafi sobie poradzić. Czy to nagła śmierć, czy aborcja, czy też właśnie pedofilia. Wszystko ma swój początek, ale to coś, co siedzi w człowieku popycha do okropnych rzeczy.

 

Dziękuję, ostatniemu klikaczowi. Awans do biblioteki to zawsze niezmiernie miła rzecz. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Strasznie smutne. Nie żebym sam potrafił pisać wesoło, ale coraz lepiej rozumiem redaktora NF apelującego o pozytywne teksty.

Poprzyczepiam się troszkę, dobrze?

Zestaw nieszczęść bardzo standardowy. I bardzo polski: Powstanie, aborcja, pedofilia. Fajnie byłoby, gdybyś choć raz złamała ten kanon. Jeżeli jedna opowieść dzieje się w przeszłości, druga obecnie, to trzecia mogłaby dotyczyć przyszłości i jakiegoś zupełnie furutologicznego problemu.

Trudno mi było wejść w pierwszą historię, ze względu na ciągle zmieniający się podmiot: najpierw jest Józia ale pierwsze słowa wypowiada wcale nie ona:

– Już nieda-a-aleko. Jeszcze troszkę wy-y-ytrzymaj. – Nie mogła złapać tchu. – proponuję: Matka nie mogła złapać tchu.

 potem na chwilę wracamy do małej:

Na te słowa dziecko zapłakało. Bolały już nogi i płuca. Miała dość. - wiadomo o co chodzi, ale jest niezgrabnie – albo dziecko/je, albo dziewczynka/ją.

i w kolejnym zdaniu znowu zmieniamy perspektywę na matczyną. Dalej czytało mi się już lekko, ale ten początek musiałem przeczytać trzy razy, żeby się połapać kto co mówi i co czuje.

Czas i przeznaczenie jako zdziecinniali zegarmistrze – o, to dobre!

Oj, bardzo gorzki wydźwięk tego opowiadania. Ale przeczytałem z zainteresowaniem, bo dobry pomysł na tak trudne hasło. Powodzenia w konkursie. 

Przeczytane.

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Dzięki, Coboldzie, to drugie poprawiłam. Może następnym razem uda się zrobić coś mniej schematycznego.

Dzięki, Blackburnie, za odwiedziny. Cieszę się, że czytało się dobrze. :)

Czekam na werdykt, Gravel. ;)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Nie do końca wiem, co napisać; z jednej strony opowiadanie napisane niemalże znakomicie, w dodatku w sposób, jaki lubię – bez łopatologicznych wyjaśnień, ale też bez pozostawienia nierozwiązanych kwestii. Z drugiej – mimo zalet tekstu, jego czytanie nie sprawiło mi przyjemności…

Teraz się muszę zastanowić czy bycie odbiorczym hedonistą daje mi prawo do krytykowania obiektywnie dobrego utworu ;)

nie da rady

Hej, przeczytałem i… Cholera, ciężka sprawa. Ciężko powiedzieć, że szort się podoba, albo nie. Jest ponury, depresyjny, generalnie jak czytałem, to widziałem ten deszcz i wiatr za oknem. 

Ostatnia historyjka to już w ogóle szczyt obrzydzenia. 

Warsztatowo bardzo dobrze, tutaj nie mogę się przyczepić już do niczego więcej niż przedmówcy. Mam tylko jedno ale…

Wybuchu powstania nikt nie przewidział. – Trochę mnie to razi w oczy. Był taki czas w 1944, że wszyscy dobrze zdawali sobie sprawę z tego, że powstanie wybuchnie. To już nie była kwestia “czy”, ale “kiedy”. Może się czepiam, ale no to zdanie nie pasi :D

Kuba Pawełek

Dziękuję, za odwiedziny. Nie spodziewam się, że tekst będzie się podobać, bo opisuje taką a nie inną tematykę. Cieszę się jednak, że wydźwięk jakiś powoduje i uznajecie, że jest dobrze napisany. Miło mi. :)

 

Zmieniłam trochę o tym powstaniu. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Mnie się i podobało, i nie podobało.

Zacznę od minusów, żeby mieć je szybko z głowy i zakończyć pozytywną zwrotką: nie polecam czytania w poniedziałkowy, słoneczny poranek, przy słodkiej, czarnej kawie ;) tematyka może przytłoczyć, kawa skwaśnieje, a niebo zasnują chmury.

Z plusów: świetne ujęcie hasła i zbudowanie nim elementu fantastycznego, czytelna konstrukcja, dobrze napisane. Czyta się, mimo wszystko, lekko.

Poza tym, trudno mi się przyznać, ale musiałem sporo nakombinować, żeby zrozumieć ideę gry Przeznaczenia z Czasem. Pocieszam się, że to może jednak niedobór kofeiny w krwioobiegu, a nie bardziej trwałe niedostatki umysłowe… Jak człowiek radzi sobie (albo lepiej: jak sobie nie radzi) z wydarzeniami niepunktualnymi i ich skutkami. Szkoda, że w sumie sprowadza się to do nieplanowanych ciąż.

Fajnie, że zmusiłaś mnie do gimnastyki :)

Okropne doświadczenie, czytać ten tekst. Ale życie jest okropne, więc nie mam pretensji. Koncepcja sprytna, obraz bezlitosny, warsztat gładki, chociaż widziałam ze trzy pogmatwane zdania (na szczęście nie na tyle, żeby wyszczególniać). Na temat emocji wolę się szerzej nie wypowiadać.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Cieszę się, że wywołałam u Was jakieś emocje, nawet jeśli nie są pozytywne. :) Dziękuję za odwiedziny. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Ale wybrnęłaś :-) gdzie te wskazówki odnośnie hasła…?:-) Przeznaczenie lubi czasem nabroić ;) nie pasuje mi jedno – płuca nie mają prawa boleć, brak w nich odpowiadających za ból zakończeń nerwowych. Poza tym – są niedomówienia, które tak uwielbiam.

Czyli z płucami, jak z wątrobą, też nie boli. ;)

 

Zmieniłam, dzięki!

 

Dziękuję za odwiedziny i opinię. Też uwielbiam niedomówienia. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

A wątroba nie boli?

Babska logika rządzi!

No, nie boli. Także nawet największy alkoholik nie poczuje, że coś jest z nią nie tak. ;)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Aha. Czyli, jak po niezdrowym obżarstwie coś mnie w boku pobolewa, to to nie jest wątroba? OK, dobrze wiedzieć. Ciekawe co, w takim razie…

Babska logika rządzi!

Trzustka . A wątroba nie boli, ale może się powiększać, uciskać sąsiednie organy i powodować ból. Taki niuansik smiley. Koniec offtopa!

 

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Pozwolę sobie na wtrącenie, bo zostały niedopowiedzenia ;P

Też zwróciłem uwagę na te płuca i Banshee ma właściwie racje, tylko musimy jeszcze rozróżnić, czy opisujemy co rzeczywiście boli, czy może – co odczuwa człowiek… Założyłem (być może błędnie, wszak to narracja 3-osobowa), że Mor opisała subiektywne odczucia dziecka…

A tak się składa, że w opłucnej są receptory bólowe. Źródłem przykrego wrażenia może być też serce, a nawet żołądek (zgaga). Szeroka interpretacja, stąd, koniec końców, nie przyczepiłem się, choć przyznaję – zwykłe zmęczenie bólu w klatce piersiowej raczej nie powinno powodować :P

Wątroba może boleć, z tym, że nie miąższ, a torebka. Podobnie w przypadku trzustki i innych organów.

 

Finklo – może pętla jelita? Rozciąganie ściany może wywołać dyskomfort… Jeśli jesz jak pelikan, to kto wie :D

Albo to coś od pęcherzyka/dróg żółciowych, wtedy gorzej :/

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Dobra, nie offtopujmy. Dziękuję wszystkim zaangażowanym za wyjaśnienia. A ze mną nie jest tak źle. Tylko już nie mogę zjeść tyle, co kiedyś…

Babska logika rządzi!

Hej, Morgi :) Przeczytałam kilka dni temu i ciągle za mną chodziło, żeby coś napisać. Bardzo spodobała mi się forma, a konkretnie te wstawki z zabawą. Faktycznie miałaś fajny pomysł na wykorzystanie hasła. I w tym opowiadaniu kupuję naiwność Czasu – dzięki temu on i Przeznaczenie kojarzą mi się z rodzeństwem, w którym to starsze dziecko namawia młodsze do czegoś, czego ono do końca nie rozumie, ale nie potrafi stawić oporu. I podkreślony zostaje kontrast, bo istoty mające wpływ na świat wcale nie są majestatyczne i pełne mądrości, nie są lepsze od ludzi, których życia potrafią zniszczyć jednym drobnym ruchem. Co do pozostałych scenek, to wiadomo, przygnębiające. Cobold ma trochę racji, że zestaw mało oryginalny, ale tu raczej trzeba mieć pretensje do rzeczywistego świata niż do autorki. Całość dobrze napisana i chyba nie mogę się do niczego przyczepić :)

Dzięki, Teyami, w końcu nie ma się do czego przyczepić…. Jeeeee! ;)

Cieszę się, że poświęciłaś chwilę na przeczytanie i skomentowanie i że pomysł się spodobał. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Hej, fajny pomysł na wykorzystanie hasła, z którego ciężko coś wyskrobać. Dobrze napisane, przedstawione historie ponure i klimatyczne zgodnie z założeniem. Motyw czasu i przeznaczenia napisany trochę niejasno co utrudnia odbiór, ale jak się pogłówkuje to się rozjaśnia. Tylko, że zmuszasz czytelnika do podwójnego wysiłku. Raz przy komtemplacji smutnych wydarzeń, dwa przy rozwikłaniu jak działa zabawa z czasem i przeznaczeniem. Ogólnie na plus. Pozdrawiam :)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Nie wiem, jakie słowo było podstawą tego opowiadania, ale wierzę, że dobrze z tego wybrnęłaś. Niezły, mocny tekst.

Zygfrydzie – wredne. Punktem wyjścia było “a”, a może “a.”. ;-)

Babska logika rządzi!

Mytrixie, Zygfrydzie, dziękuję za odwiedziny i opinię. :)

 

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Ja też nie przepadam za przeznaczeniem.

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Trudne hasło i poradziłaś sobie z nim świetnie. Trochę zabrakło mi jednak tego, żeby przedstawione historie były czymś więcej niż ilustracją do z góry założonej tezy.

Hasło było iście paskudne. Wycisnęłam z niego, ile się dało. Dzięki, Lolu za komentarz. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Przykrość, ale zupełnie ten tekst do mnie nie trafił, ani jako całość, ani pojedyncze sceny. Początek intrygujący, a pierwsza, wojenna, scenka naprawdę miała klimat i zapowiadała coś fajnego. Ale, niestety, fragment, gdy matka pozwoliła córeczce się wyrwać i wybiec z kamienicy, jest dla mnie tak odrealniona, że aż przerwałem czytanie i na głos zapytałem: „że WTF?”.

Dziecko musiało być malutkie, skoro mama wcześniej niosła je na rękach, więc zwyczajnie nie wierzę, że zdołało wyrwać się dorosłej, w dodatku zdeterminowanej rodzicielce.

Druga scena w sumie spoko, ale trzecia, z tym pijanym typem, raz, że znacznie bardziej obrzydliwa niż moja sekretarka z Absurdu, dwa, że cholernie sztuczna. Albo inaczej – ten koleś był absolutnie, całkowicie, zupełnie, niezaprzeczalnie a w dodatku bezsprzecznie przerysowany i groteskowy. Papierowa świnia, jakiej nie uświadczysz na co dzień.

Sama dyskusja i działania Czasu i Przeznaczenia też dla mnie raz, że niejasna, a dwa, że sztuczna. Jeśli dobrze zrozumiałem, za każdym razem, kiedy czas kręcił wskazówkami do przodka, skracał czyjeś życie, przyspieszał koniec. Po cholerę więc godził się to robić, skoro inna opcja jest – wedle mojego rozumowania – niemożliwa? I co Przeznaczenie niby chciała zrobić inaczej, wolniej, lepiej? Z tego, co zrozumiałem, poza skracaniem (i niszczeniem? – trzecia scenka nie do końca współgra mi z dwiema poprzednimi) ludziom życia, Gracze nie mięli żadnego wpływu na wydarzenia. Nie rozumiem też, jak każda kolejna historia miała „naprawić” poprzednią, ani dlaczego kolejne zegarki wyglądały na coraz bardziej zdezelowane?

Do tego słabe wykonanie – zaimkoza, powtórzenia, zaimkoza, interpunkcja, zaimkoza, literówka jakaś przy sukni Krystyny, zaimkoza – i tekst, niestety, leży.

Nawiązanie do hasła przewodniego, w sumie, niezłe, ale też bez szału. Myślę, że mogło być lepiej. Ale pewnie mogło być też gorzej i dużo gorzej.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Kajam się, Cieniu, za ten marny tekst. Przykrość podwójna, że tyle niedoróbek i niezrozumienia i temat nijaki. Dzięki, za poświęcony czas, oby następnym razem było lepiej. Będę się starać. ;)

 

 

Ps. Winę troszkę zwalam na Ciebie, boś hasła losował! Mogło być lepiej. ;P

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Hmmm… mea culpa? A co tam, niech będzie. Zwłaszcza, że hasło faktycznie trudne i niewdzięczne.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Mam tyle zastrzeżeń wobec tego tekstu, że nie wiem, od czego zacząć. To może w punktach, żeby się nie pogubić.

Pierwsze – styl. Krótkie, szarpane, „nerwowe” zdania absolutnie nie ułatwiają czytania. Opowiadaniu brakuje płynności, lekkości, do tego dochodzą błędy wszelakiej maści: od literówek, poprzez zbędne zaimki i błędy interpunkcyjne, po powtórzenia. Przykro mi, ale nie mogę powiedzieć, by czytało mi się dobrze. Odniosłam raczej wrażenie, że gdyby tekst był dłuższy, przydałaby się maczeta, by przezeń przebrnąć.

Po drugie – scenki nie łączą mi się w żadną sensowną całość. Są bo są, i tyle. Najlepiej wypadają chyba kłótnie Przeznaczenia i Czasu, ale te z kolei kładą sztuczne dialogi i generalna niejasność. Obawiam się, że ostatecznie nieco się zgubiłam: o co tak naprawdę grają? Czemu? Dlaczego Czas się na to zgadza, skoro jest tak bardzo przeciwny propozycjom Przeznaczenia?

Nie dostrzegam też związku pomiędzy scenami dziejącymi się w „naszym wymiarze”, może poza tym, że każda przedstawia jakiegoś rodzaju nieszczęście – tak przeszarżowane, że niewiarygodne.

Po trzecie – cały czas widziałam w tym wszystkim próbę grania na emocjach czytelnika, która w moim przypadku zupełnie się nie powiodła. Postaci matki oraz Marka są dla mnie kompletnie niewiarygodne. Tak jak pisał Cień, nie wierzę, by dorosła kobieta nie zdołała utrzymać małego dziecka, zwłaszcza, gdy stawką było życie dziewczynki. Natomiast scenka trzecia, ta z Markiem, jest tak przerysowana, że aż śmieszy.

Po czwarte – nawiązanie do hasła średnie.

Summa summarum, zabrakło mi tu lekkości, wygładzenia, błysku i emocji. Szczególnie tych ostatnich. Nie wyczuwam w tym opowiadaniu niczego prawdziwego, choć widać, że siliłaś się na naturalizm. Poruszyłaś tematy ważne, ciężkie, kontrowersyjne – i obawiam się, że nie udźwignęłaś ciężaru tekstu. Rezultat jest… płaski. 

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Okej.

Dzięki, Gravel, za poświęcony czas. Nie zamierzam tłumaczyć, co autor miał na myśli i jak wykorzystał hasło. Skoro tekst nie jest zrozumiały sam w sobie, to znaczy, że jest to moja wina (moja bardzo wielka wina ;)). Biorę wszytko na klatę i na przyszłość mam nadzieję, że wyciągnę z tego jakąś nauczkę. :)

Co do stylu, to wiem, że nie jest idealnie. Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się go wygładzić i popracować nad tymi krótkimi, kiepskimi zdaniami.

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Podoba mi się i pomysł, i wykonanie. Ciekawe. Dobra robota! :)

Przynoszę radość :)

Dziękuję, Anet! :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Tak się przyczepię paru rzeczy, żebyś może skorzystała z mojej wizyty ;)

 

Wrzaski wielu mroziły jej krew w żyłach.

“wrzaski wielu” nie brzmi za dobrze.

 

Gdy padły obce słowa kobieta zrozumiała, że ulicą szła kolumna żołnierzy.

Chyba zrozumiała, że ulicą IDZIE kolumna. Bo w chwili, gdy to zrozumiała, ta kolumna przecież wciąż tam przechodziła. 

 

Miasto tętniło życiem.

Celowo takie oklepane zdanie?

 

nie teraz gdy dopiero zaczynała czuć,

Może się mylę, ale na moje oko brakuje przecinka. 

 

Lubił dobrze wypić, bo wtedy miał nieźle w czubie

“Dobrze wypić” nie równa się “mieć nieźle w czubie”? Bo to tak jakby napisać “Lubił dobrze zjeść, bo wtedy miał pełny brzuch”. 

 

Ogólnie to się spodobało. Zgrzyty wypunktowałem. A docenić należy nie tylko pomysł, ale też to, że urywasz scenki w odpowiednich momentach. Czytelnik wie, co się będzie dalej rozgrywało, a ponieważ sam to sobie dopowiada, bardziej angażuje się w opowieść. 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Dzięki i tu za odwiedziny. Zostawiłam miasto tętniące życiem. Taaaak, to był zabieg celowy. Nie zmieniłam też tego picia, bo mimo że to masło maślane w Twoim odczuciu, to chciałam podkreślić w jaki sposób lubi wypić. ;)

 

Cieszę się, że poczułeś klimat opowieści. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Ale przytłaczające! W trzech różnych, oderwanych od siebie wątkach poruszyłaś może i standardowe, ale niepokojące kwestie. Najpierw mamy wojnę, potem aborcję, a na koniec, no cóż, na koniec mamy chyba najgorsze i najtrudniejsze do przełknięcia. Może i rację ma Cobold pisząc, ze mogłaś zabrać się za jakiś przyszłościowy wątek, ale z drugiej strony ostatni fragment jest moim zdaniem szalenie sugestywny. Niedopowiedzenia świetnie się tutaj sprawdziły.

 

Przez to, że skonfrontowałaś takie ciężkie kwestie z igraszkami Przeznaczenia i Czasu, tekst, oprócz smutnego, staje się jeszcze gorzki. Szkoda, co prawda, że części zapisane kursywą nie były dłuższe, ale i tak spokojnie można uznać Twoje opowiadanie za dobrą lekturę :)

Lenah, dziękuję za odwiedziny i cieszę się, że poruszyło. ;)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Nowa Fantastyka