– Chciałabym poznać twoją historię… – powiedziałam i poklepałam maskę, jedyną z części auta, która jeszcze miała stary lakier.
Ktoś stojący obok mógł pomyśleć, że samochód to ruina, ale ja wiedziałam, że kiedyś będzie z niego cudo. Wierzyłam, że niebawem z garażu wyjedzie w stanie idealnym. Dlatego poświęcałam mu każdą wolną chwilę. Jednak jego forma od miesiąca niewiele się zmieniła. Niestety praca nad korpusem szła powoli. Czyszczenie i łatanie co rusz pojawiających się nowych dziur, spędzały mi sen z powiek. manta początkowo nie wyglądała na tak zniszczoną, lecz podwozie okazało się strasznie pordzewiałe. Rzeczywistość zweryfikowała marzenia. Nie traciłam jednak zapału. Wszystko wymaga poświęceń. A ja nic innego przez całe życie nie robiłam.
Przetarłam ociekające potem czoło i poczułam, jak brud i kurz przylepiają mi się do skóry. Gdyby siły pozwalały na więcej, pracowałabym cały czas. Wiedziałam, że na dziś to już koniec.
Zebrałam wszystkie narzędzia, wyczyściłam i sprzątnęłam rzeczy leżące na posadzce garażu. Potem rzuciłam ostatnie spojrzenie na opla mantę z siedemdziesiątego siódmego roku i uśmiechnęłam się. Oczami wyobraźni widziałam efekt końcowy – błyszczący, bladozłoty lakier, odbijający promienie słońca, wyprana, stylowa tapicerka w kolorze musztardy oraz lśniące, stalowe felgi z dodatkiem brązu. Wierzyłam, że to marzenie w końcu się ziści. Musiało! Nie brałam pod uwagę niczego innego.
Zgasiłam światło, opuściłam bramę garażową i doczłapałam się do domu.
Pochłonęłam kolację, zrobioną naprędce z kawałka kiełbasy, połowy pomidora i bułki. Gdy jadłam, ręce nie chciały trafiać do ust. Ledwo byłam w stanie je unosić. Okruszki pospadały na blat i podłogę, kropelki soku z pomidora znalazły się na koszulce. Zostawiając po sobie bałagan, poszłam wziąć szybki prysznic, po nim ruszyłam do łóżka.
***
Otworzyłam oczy. Oddychałam z trudem, na karku czułam zimny pot. Siedziałam na podłodze, oparta plecami o ścianę naprzeciw umywalki. Gdy podniosłam się ostrożnie, z lustra spojrzał na mnie obcy mężczyzna. Mało brakowało, a zaczęłabym się drzeć. W ostatniej chwili zdołałam się opanować i fuknęłam tylko:
– Co jest, do jasnej cholery?
Nagle usłyszałam niski, chrapliwy głos, a twarz nieznajomego wykrzywiła się w wyrazie niezadowolenia.
Oczy mało nie wyskoczyły mi z orbit. Złapałam się za głowę, jakby w nadziei, że odbicie w lustrze nie zrobi tego samego. Zrobiło. Gdyby nie to, że sytuacja mnie przerosła, śmiałabym się do rozpuku. Byłam jakimś picusiem-glancusiem z misternie ułożonymi, ciemnymi kędziorami, pod nosem cienki wąsik i koszula rozpięta do połowy, aż wystawały kręcone włoski. Wyglądałam przy tym obco i tak prawdziwie jednocześnie. W głowie huczały mi pytania. Co ja tu robię?
Drżałam, choć żar bił z lufcika. Pot lał się ze mnie strumieniami. Czułam strużkę przepływającą na piersi i lepiącą się do koszuli. Obrzydlistwo! Trzęsącymi się rękami puściłam wodę w umywalce.
To nie może być prawdziwe, powtarzałam sobie! To na pewno tylko sen! Tak jak ostatnio, gdy śniłam, że zaatakował mnie gigantyczny wąż w afrykańskiej dżungli. Miałam wrażenie, że przez wiele godzin przedzieram się przez tropikalny las, a później odbywam walkę życia. A gdy w końcu otworzyłam oczy, okazało się, że stoję na środku pokoju z wieszakiem do ubrań w ręce i walę w wiszący nisko nad łóżkiem szklany abażur. Przez to wszystko poraniłam sobie stopy, bo odłamki szkła rozsypały się po całej sypialni.
Nie zdążyłam pochylić się nad kranem, by zwilżyć gardło, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Obawiałam się tego, co mój chory umysł mógł tym razem wymyślić. Nie miałam czasu dłużej się nad tym zastanawiać, bo po chwili usłyszałam kobiecy głos:
– Wszystko w porządku, Carlo? Co tak długo? Mieliśmy jechać do Sorrento. Nie chcesz chyba stracić całego dnia!
Kobieta mówiła w obcym języku, ale o dziwo wszystko rozumiałam. Widać nagle zmieniłam się w poliglotkę albo wyobraźnia znów płatała mi figla. W sumie wszyscy zawsze powtarzali, że lubię ubarwiać rzeczywistość, lecz żeby aż tak? Nie potrafię wymyślać języków. Chyba.
– Mieliśmy się trochę rozerwać – powiedziała nieznajoma z drugiej strony drzwi. – Carlo, jeśli nie chcesz, nie musimy. Znam inne formy rozrywki… Tylko mnie wpuść.
Carlo? Sorrento? Czyżbym znalazła się gdzieś za granicą? Momentalnie przestałam czuć gorąco. Zimny dreszcz przeszedł mi po plecach. Gdzie ja jestem? Hiszpania? Włochy? To był niezwykle realistyczny sen, ale po akcji z afrykańską dżunglą nie powinnam się dziwić. Tyle że wszystko wydawało się takie prawdziwe. Upał, ja w ciele mężczyzny i kobieta dobijająca się do drzwi. No, właśnie, kobieta! O rany! Jak z nią rozmawiać? Znaczy, kiedy jest się facetem. Bo o sukienkach to raczej nie pogadamy. Zresztą ja i sukienki? Na samą myśl zrobiło mi się słabo. Nie bardzo wiedząc, co mogę innego zrobić, w końcu uchyliłam drzwi.
Do pomieszczenia wślizgnęła się młodziutka dziewczyna, może jeszcze nastolatka, w ślicznej czerwonej sukience, podkreślającej drobną figurę. Na jej widok poczułam się nieswojo, serce zabiło mi mocniej, ale tym razem nie ze strachu. Czyżby moje nowe ciało robiło ze mną coś dziwnego? Czegoś takiego nigdy nie czułam. Wszystko trwało chwilę, po której brunetka już wisiała na mojej szyi i całowała mnie z przejęciem. W pierwszym momencie zupełnie nie wiedziałam, jak się zachować, ale ciało Carla wiedziało. Obcisłe spodnie, które miałam na sobie, naprężyły się i obiły o uda ślicznotki.
Ona tylko zachichotała.
– Chyba nie musimy już jechać – powiedziała i wzmocniła napór na moje ciało. W środku cała krzyczałam. Nigdy nie robiłam tego z kobietą! A wszystko zanosiło się na mój – tak jakby drugi – pierwszy raz! I to jaki! O szalony umyśle! Czasem może i o tym fantazjowałam, ale wyobrażenia nigdy nie miały przełożenia na rzeczywistość. W nich zawsze byłam sobą, a nie mężczyzną, którego ciało czułam. Ono pragnęło tej drobnej dziewczyny. Jak mogłabym z tym walczyć? No, dobrze, może mogłabym, lecz poddałam się chwili.
Rozebrałam zupełnie obcą kobietę. Choć właściwie nie tak zupełnie, przecież ona znała Carla…
Nie przestawałam wodzić dłońmi po jej nagim ciele. Wszystko działo się tak szybko. Każdy mój dotyk wywoływał u niej dreszcze. Myślałam, że nie wytrzymam tego napięcia. Wrażenie było niesamowite. Emocje wibrowały w powietrzu, a ciało mężczyzny zareagowało natychmiastowo. Naprężone czekało w gotowości. W tamtym momencie nic więcej się nie liczyło. Tylko ja i moja śliczna towarzyszka. Przylgnęła do mnie, a moje/nie moje silne ręce obejmowały jej drobną talię i mimowolnie sunęły w dół ku krągłym pośladkom. Gdyby nie było tak gorąco, dziewczyna mogłaby dostrzec, jak bardzo się rumienię. Dotykałam, całowałam i pieściłam każdy centymetr jej ciała. Ona nie pozostawała mi dłużna.
Po wszystkim czułam się zupełnie skołowana, jakbym wkroczyła w życie dwojga obcych ludzi. Sprawiało wrażenie prawdziwego, ale ponownie upomniałam się w myślach, że to tylko sen. Wyrzuty sumienia odpłynęły w dal, a ja stwierdziłam, że jako mężczyzna czuję się fantastycznie. Przynajmniej, gdy patrzę na podpierającą się łokciami nagą dziewczynę. Jej piersi delikatnie falowały, niemal ocierając się o płytki.
– Jedziemy do Sorrento? – zapytała ponownie, a ja milczałam nie bardzo wiedząc, czy z moich ust popłynęłyby słowa w odpowiednim języku.
– Carlo, mógłbyś wykazać nieco zainteresowania. Jeśli chcesz więcej tego – zamaszystym gestem wskazała na swoje ciało – to rusz tyłek. Czekam na ciebie, za pięć minut masz być w samochodzie.
Włożyła sukienkę równie szybko jak ją wcześniej zdjęła i zostawiła mnie skołowaną na podłodze.
Długo nie musiała czekać. Wystarczyły mi dwie minuty.
To był naprawdę przedziwny sen. Z zadowoleniem na twarzy wyszłam na podjazd. I wmurowało mnie. Teraz miałam już pewność, że spełniają się wszystkie moje marzenia.
W promieniach słonecznych wręcz lśniła. Była piękna! Nie, nie brunetka, ale to, o co się opierała. Na podjeździe stała manta. Wyglądała identycznie jak ta moja. Nawet kolor się zgadzał. Prezentowała się idealnie, bez najmniejszej skazy. Prawie biegiem, w podnieceniu i zupełnym amoku, dotarłam do samochodu i otworzyłam drzwi.
– Ale entuzjazm – zadrwiła kobieta. – A tak ciężko było cię wyciągnąć.
Nawet nie raczyłam na nią spojrzeć. Przed oczami miałam tylko mantę. Nie czekając na dziewczynę, wsiadłam do środka i zamarłam. Wskaźnik przebiegu pokazywał raptem trzy tysiące kilometrów. Tyle to ja przejeżdżam w miesiąc! Samochód nawet pachniał nowością. Kluczyk w stacyjce znalazł się nie wiadomo kiedy. Usłyszałam przytłumiony dźwięk silnika. Był przyjemniejszy, niż krzyki rozkoszy, które wydawała z siebie brunetka jeszcze kilka minut temu.
Czułam się jakbym należała do tego miejsca, prawie jak w domu.
– Jedziemy?
Dziewczyna siedziała obok mnie. Nie zauważyłam kiedy weszła do auta. Uśmiechnęłam się do niej i ruszyłam. Opony nagrzane od popołudniowego słońca zapiszczały na asfalcie. Pędziłam przed siebie wąskimi uliczkami, wymijając wolniej jadące samochody. Prawdziwe klasyki! Minęłam mustanga, opla gt i alfę romeo montreal – te najbardziej zapadły mi w pamięć. Może dlatego, że od zawsze mi się podobały.
Zachwycona chwilą, zupełnie nie przejmowałam się protestami dziewczyny, która krzyczała, że jedziemy w złą stronę. Przed sobą widziałam tylko jedno: pustą jezdnię i możliwość wciśnięcia gazu do dechy. A droga sama mnie prowadziła.
Opuściłam szybę i zaczęłam się drzeć. To było naprawdę niemęskie, ale zarazem odświeżające, niczym prysznic po ciężkim dniu. Czułam się w końcu szczęśliwa.
***
Obudziłam się z potwornym bólem głowy. Było mi też przykro, że ten niezwykły sen dobiegł końca. Zanim wygrzebałam się z pościeli minęło dobre pół godziny. Słońce wpadało do środka przez sypialniane rolety. Zimny pot oblepiał mi czoło, czuć było zaduch po nocy i gorąco od nagrzanych od słońca szyb.
Jasna cholera! Okna sypialni wychodziły na zachód. Przespałam całą noc i dzień, zupełnie tracąc rachubę czasu! Niech to szlag!
Wstałam zbyt szybko i zakręciło mi się w głowie. Nogą uderzyłam w jakieś puste butelki walające się na podłodze. Co one tu robiły? Przecież ja nie piję. Niewiele zabrakło, a wymijając je, pokaleczyłabym sobie nogi.
A może jednak piłam? To by tłumaczyło, dlaczego tak padłam. Butelek po piwie było zdecydowanie więcej niż kiedykolwiek wychyliłam na raz. Do tego niczego nie pamiętałam, a pokój wyglądał jak po niezłej imprezie. Wszędzie bajzel.
Z drżącym sercem otworzyłam drzwi. W domu panowała cisza. Nie było nikogo. Poszłam do kuchni uzupełnić płyny, bo suchość w ustach dobitnie udowodniła mi, że wszystko, co leżało w sypialni, musiałam wypić sama. Sięgnęłam po komórkę. Dioda na telefonie mrugała od natłoku nieodebranych wiadomości.
„nigdy wiecej do mnie nie dzwoń…-to koniec!”
„jak mogłas mnie tak potraktować?”
„Zawsze mogłaś na mnie liczyć… a kiedy cię potrzebuję, nie mogę na Ciebie liczyć…”
„Odezwij się w końcu… Musimy pogadać!”
„To WAŻNE!”
„Teraz milczysz… Baśka no nie wygłupiaj sie”.
„Zadzwon martwię się”.
Wszystkie smsy od tej samej osoby, wysłane w różnych odstępach czasu. Wybrałam numer nadawcy. I w słuchawce usłyszałam sygnał. Jeden. Drugi. Trzeci. Połączenie odrzucone.
„Zadzwonię później”.
Tak, cały Witek. Jak zwykle nie może rozmawiać. Co mogło go tak wzburzyć? Przecież ostatnio układało się całkiem nieźle między nami. Dziwne. Postanowiłam zaczekać aż oddzwoni. Starałam się nie myśleć. Od myślenia w głowie łupało mnie jeszcze bardziej. Spojrzałam tęsknie w kierunku drzwi. Korciło mnie by znów pójść do garażu i dłubać przy samochodzie. Rozsądek tym razem wygrał. Z rezygnacją ruszyłam do pokoju, by posprzątać bałagan, który sama narobiłam. Tęskniłam za moim błogim snem. Wszystko było lepsze niż kac–gigant, który sprawiał, że czułam się jak śmieć.
***
– Ty dupku! Chuju pierdolony! Nienawidzę cię! Jesteś posrany! – Oberwałam pięścią w twarz, aż dziw, że nie wykręciła się na drugą stronę.
Bolało i to jeszcze jak. Zamroczyło mnie, ale nie na tyle bym straciła przytomność. Nim jednak zdążyłam się odwrócić, wydzierająca się kobieta znów mi przyłożyła.
– Dziwkarz! Ile jeszcze kurw przelecisz? Mało ci? Nie możesz nawet, idioto, wytrzymać do rozwiązania? Chuj w gaciach cię swędzi? – Okładała mnie raz po raz. Moje ręce z trudem były w stanie powstrzymać jej szczupłe, drobne nadgarstki, które cały czas mi się wymykały. W szoku nawet nie pomyślałam, że mogłabym jej oddać. Zazwyczaj nie miałam z tym problemu.
– Puść mnie, dupku! – krzyczała.
Znów byłam w mancie. Tym razem koło mnie siedziała inna kobieta. Już nie ta uśmiechnięta, słodka i dziewczęca brunetka, co ostatnio. Teraz obok siebie miałam rozwścieczoną ciężarną, która najwyraźniej nie zamierzała się zamknąć.
– Niech to szlag – powiedziałem do siebie, ale kobieta to usłyszała i jeszcze bardziej się wściekła, aż z oczu popłynęły jej łzy. Furia zmieniała się w histerię.
– Jak mogłeś, Carlo? Ja-a-ak mo-o-ogłeś? – rozszlochała się na całego. – Będziemy mieli dziecko!
Nie mogłam wydobyć z siebie słowa. Ten sen zdecydowanie mniej mi się podobał. Jestem niegrzeczny. Przemknęła mi ta głupia myśl i całą siłą woli starałam się nie zaśmiać. Gdybym to zrobiła, mogłabym zastać powódź albo znów oberwać w twarz. Te szalone sny były okropnie męczące. Najnowszy był dodatkowo bolesny. Twarz cały czas piekła mnie w miejscu, w które trafiła pięść kobiety.
– Zanieś mi torby do domu! A potem się wynoś! – krzyknęła matka mojego dziecka.
Wysiadła z auta i ciężkim, chybocącym krokiem ruszyła w stronę najbliższej kamienicy. Znajdowaliśmy się na jakimś placu, w oddali wznosił się kościół. A może to była katedra? Trudno określić. Z miną zbitego psa poszłam za kobietą. Byłam cała obwieszona siatami, a w sercu czułam, jakbym oberwała za kogoś innego.
– Cholera, że też nie mogłam trafić na jakąś chętną ślicznotę – mruknęłam cicho pod nosem.
Wpakowałam torby z zakupami do kuchni, gdy w drzwiach stanął mężczyzna. Roześmiany, pewny siebie i bardzo przystojny. Nim coś powiedziałam, chwycił mnie w niedźwiedzim uścisku.
– Carlo! Kopę lat! – Mrugnął do mnie znacząco.
– I kogo do nas przywiało? – W drzwiach stanęła moja ciężarna towarzyszka.
– Marina! – zawołał nieznajomy. – Wyglądasz kwitnąco. W tym stanie ci do twarzy. Gratuluję!
Rozłożył szeroko ręce i objął ją. Gdy w końcu się odsunął kobieta miała twarz czerwoną od rumieńców.
– To co? Urwiesz się na chwilę? – zapytał, a ciężarnej od razu zrzedła mina. – Nie daj się, kochana, prosić. Zwrócę ci go w nienaruszonym stanie.
Jej usta zacisnęły się w wąską kreskę.
– Niech wróci do domu przed północą – powiedziała w końcu, a ja w duchu skakałam z radości.
Ucieczka. Tego właśnie mi było trzeba.
Pędziliśmy autem wąskimi uliczkami Neapolu. W końcu dowiedziałam się, gdzie jesteśmy.
Serce biło mi jak oszalałe, gdy wciskałam gaz do dechy, a w ostatniej chwili hamowałam przed zakrętem, piszcząc i rozganiając pieszych. Chyba dawno lub wcale nie widzieli, że ktoś może tak jeździć. A ja pierwszy raz mimo prędkości, hamowania i nowego samochodu, czułam, że mam wszystko pod kontrolą.
Najpierw jedynka, późnej dwójka, trójka. Zakręt. Redukcja i od nowa. Czułam więź z moją mantą. Nic innego nie wchodziło w grę. Teraz miałam już pewność, że dam radę. Doprowadzę ją do stanu fabrycznego.
Jeździliśmy długo. Świetnie się bawiłam. W końcu zatrzymaliśmy się pod jednym z barów. Znajdował się na uboczu miasta i nie sprawiał wrażenia obleganego. W środku okazał się jednak pełen ludzi. Roznegliżowane kobiety i przypatrujący się im mężczyźni. W swoim prawdziwym życiu nigdy mnie to nie pociągało. Wręcz negowałam takie zachowania, gdy ktoś z zadowoleniem o czymś podobnym opowiadał. Ale teraz mogłam powiedzieć, że podobało mi się. W szczególności widok jędrnych piersi wysuwających się ze staników i kształtne pośladki, które opinały opaski udające spódnice.
Teraz już wiedziałam, dlaczego dla tak wielu mężczyzn liczy się szybka jazda i piękne kobiety. To pierwsze doceniałam już od dawna, ale dopiero poczułam, co znaczy drugie.
– Stary, to będzie dzika noc! – Mój nowy przyjaciel przekrzykiwał zgiełk, a gdy przeciskał się do baru, jego ręce wielokrotnie muskały pośladki kelnerek. O dziwo, nie dostał w twarz, dziewczyny obdarzały go jedynie zalotnymi uśmiechami.
Mimowolnie coraz bardziej mi się to podobało.
– Marina nie musi o niczym wiedzieć. – Mrugnął do mnie znacząco, sadowiąc się na pustym krzesełku.
– Oj, nie musi – powiedziałam, a ręka zawędrowała w kierunku dziewczyny, która znajdowała się już na moich kolanach.
Uśmiechnęła się, gdy poczuła, że coś delikatnie napiera na jej pośladki. Dłonie ślicznotki powoli powędrowały w dół.
***
Siedziałam na starym, rozwalonym fotelu w garażu. Brama stała otworem, a chłód wdzierał się do środka. Jesienne, zimne powietrze nie pozwalało dostatecznie się ogrzać. Koło mnie znów leżały puste butelki. Byłam praktycznie rozebrana.
Dygocąc z zimna, wyjrzałam na zewnątrz. Chcąc uniknąć ciekawskich spojrzeń, sprawdziłam czy droga jest pusta. Sąsiadów nigdzie nie było widać. Puściłam się pędem do drzwi wejściowych. W głowie mi szumiało, potykałam się o własne nogi. Na całe szczęście wystarczyło pchnąć klamkę, a drzwi otworzyły się bez większych problemów.
Gdy tylko zamknęłam je za sobą, odczułam ulgę. Zmarznięte ciało miałam całkowicie zdrętwiałe.
– Co jest, do cholery? – zapytałam sama siebie.
Wszędzie panował rozgardiasz, większy niż zwykle i dużo gorszy niż ostatnio. Nigdy nie należałam do osób pedantycznych, ale to co zobaczyłam nawet u mnie wywołało przerażenie. Rzeczy walały się po podłodze. Pomieszczenia wyglądały jakby przez dom przeszło tornado. W kuchni na blacie leżały jakieś leki i puste butelki.
– Kurwa, co się ze mną dzieje?
Zaczynałam się martwić. Dziwne sny i stany upojenia alkoholowego nie były normalne. Przynajmniej nie dla mnie. Nie wiedziałam jaki dziś dzień i kiedy ostatnio byłam w pracy. Czy jest weekend, tak jak przypuszczałam? A może środek tygodnia? Mieszkałam sama i nie miałam kogo o to zapytać.
W ustach czułam nieprzyjemny posmak. Jakbym piła alkohol przez starą skarpetę, jakbym balowała kilka dni bez przerwy. Ruszyłam w stronę sypialni. Nie byłam w stanie wykrzesać z siebie nic więcej. Ciągle dygotałam z zimna, a głowa pękała od wypitego alkoholu. Dlaczego nic nie pamiętam? Przecież nic takiego nie miało miejsca? Co się dzieje? Pytania kłębiły się w mojej głowie niczym pszczoły w ulu.
Prawdziwy szok przeżyłam dopiero wchodząc do sypialni. Na łóżku leżała dziewczyna. Prawie zupełnie naga. Spała. Wyszłam szybciej niż weszłam, zamykając za sobą drzwi. Zimny pot oblał mój kark, a krew odpłynęła mi z twarzy.
– Co ja odpierdalam – wyszeptałam. – Pojebało mnie do reszty…
Niczego nie pamiętałam.
Nie odważyłam się obudzić dziewczyny. Posprzątałam w całym mieszkaniu, próbując oczyścić sumienie. Czułam okropny wstyd. A co gorsze, wszędzie widziałam Carla, który jakby obserwował moje poczynania z ukrycia. Odbijał się w każdej szybie w domu. Przyprawiało mnie to o dreszcze. Czyżby moja podświadomość zupełnie oszalała? Sny mi nie przeszkadzały, ale rzeczywistość w takiej perspektywie już tak. Co pomyślą o mnie ludzie? Przecież ja naprawdę wolę mężczyzn. Ale czy nadal? Byłam zupełnie zakłopotana.
Gdy dziewczyna wstała, delikatnie dałam jej do zrozumienia, że powinna już iść. Nie znałam jej imienia i wcale nie chciałam go poznać. Starałam się nie myśleć, jak ślicznie nieznajoma wygląda w skąpej bieliźnie i nie czuć żalu, że już wychodzi. Na pożegnanie uśmiechnęła się, ale widząc moje zakłopotanie, wyszła. Kiedy już jej nie było, spłynęła na mnie ulga.
Zauważyłam, że dziewczyna na stole zostawiła numer telefonu do siebie. Miała na imię Ela. A ja poczułam się dziwnie. Czy nadal byłam tą samą poczciwą Baśką? A może jednak już kimś innym?
Kimś, kogo nie znałam?
***
Znów byłam narąbana. Tym razem w ciele Carla. Cięższa, wyższa, lepiej zbudowana, ale pijana w sztok i ledwo powłóczyłam nogami. Ostatnio dość często mi się to zdarzało, choć nie pamiętałam, żebym w ogóle piła.
– Kurwa – wybełkotałam. Tym razem nie miałam szczęścia uczestniczyć w wielkiej imprezie Carla. Coś mnie ominęło.
Szłam, ale bardzo powoli. Oparłam się na chwilę o budynek, bo ulica jakoś dziwnie zafalowała. Na szczęście było ciemno i nikogo nie widziałam na swojej drodze. Oddychałam ciężko. Czułam, że zaraz coś się stanie. I stało się. Na moich butach wylądowało częściowo przetrawione jedzenie. Otoczył mnie smród wymiocin, ale nie poczułam się lepiej. To wrażenie trwało jednak przez krótką chwilę.
Upadłam na ulicę. Obraz się rozmazał, gdy czyjeś silne ręce pochwyciły mnie i pociągnęły do góry. Zanim zdążyłam podziękować, dostałam w twarz. Kolejne ciosy padały z każdej strony. Brakowało mi tchu, nie miałam nawet siły się bronić. Jedna osoba podtrzymywała mnie w stalowym uścisku, a pozostałe okładały. Musiało ich być więcej niż trzech, bo ciosy były częste i mocne.
Ktoś krzyknął:
– Nie uszkodźcie go za bardzo. Ojciec chciał, aby Marina nadal miała męża… Nawet taką puszczalską szuję, co chuja w gaciach nie może utrzymać.
W głowie rozbłysły mi gwiazdy, a na czole poczułam coś ciepłego i lepkiego.
– Dziwek się zachciało, skurwysynu! Oduczymy cię zdradzania, szwagrze…
Ktoś pozwolił mi upaść. Poleciałam prosto na bruk. Kopniaki jeszcze padały, a żebra piekły. Musiałam sobie rozbić nos, ale uderzenia skutecznie nie pozwalały mi się osłonić. Nigdy czegoś takiego nie doświadczyłam.
– Pamiętaj, Carlo, następnym razem skończysz gorzej! Ojciec wie o wszystkim! – powiedział jeden z głosów.
Spokojnym krokiem odeszli, a ja leżałam, pojękując cicho z bólu. Nikt się nie zainteresował moim losem. Każdy centymetr ciała palił mnie żywym ogniem. Przez myśl przemknęło mi, że chyba umrę.
Potem straciłam przytomność.
***
Żyłam. Znów u siebie i w swoim prawdziwym ciele. Leżałam na podłodze w salonie. W głowie szalała mi wielka burza, a tykanie zegara odbierałam niczym pioruny uderzające o ziemię. Już nie czułam piekących żeber, czy krwi spływającej po twarzy.
Podniosłam się na kolana. To nie było łatwe, w głowie znów mi się kręciło. Otarłam ręką usta, a na rękawie zostały resztki jedzenia. Obrzydlistwo. W miejscu, w którym dopiero co leżałam, widniała kałuża wymiocin. Na ten widok treść żołądkowa podeszła mi do gardła. Zerwałam się na równe nogi i, obijając po drodze o wszystkie meble, ledwo zdołałam dotrzeć do kibla. Męczyłam się przez dobre kilka minut.
To dopiero był kac. Gigantyczny. Prawie czołgając się, weszłam do wanny i nie zdejmując ubrania odkręciłam wodę. Była zimna, ale dawała ulgę.
Dojście do siebie zajęło dobre pół godziny. Z braku innych możliwości umyłam się w zimnej wodzie. Do niedawna czułam jeszcze ciepło włoskiego słońca i żar nagrzanych ulic. Moje prawdziwe życie zdawało się tak odległe, oderwane. Ostatnie dni były takie dziwne. Wręcz szalone. Sen, w którym brałam czynnie udział, wydawał się bardziej realny niż moje własne życie, o którym obecnie nie wiedziałam nic. Czyżbym upijała się do nieprzytomności każdego dnia? To zupełnie do mnie nie pasowało. Wcześniej sporadycznie piłam piwo, a teraz wyglądało jakbym wpadła w prawdziwy cug. Byłam kompletnie zagubiona.
W końcu wyszłam z wanny. I właśnie wtedy w lustrze zobaczyłam obcą twarz. Mężczyzny, o którym śniłam. A przynajmniej tak mi się zdawało. Tym razem nie był cieniem. Zdawał się realny. Twarz Carla uśmiechała się do mnie, ale nie w ten miły sposób, bardziej wyniośle i szyderczo. To zdecydowanie nie byłam ja. Przetarłam oczy ze zdumienia, ale Carlo nie znikł.
– Kurwa, co jest? To był tylko sen… – przerwałam, nie chcąc powiedzieć na głos, że przecież ten człowiek nie istnieje. Z przestrachem spojrzałam na swoje ręce, ale wszystko zostało bez zmian. Jednak odbicie się nie zgadzało.
Było tylko jedno wyjście. Podniosłam rękę i z całej siły uderzyłam nią w twarz. Bo co innego pozostało mi w tej sytuacji? Niestety Carlo nie znikł. Wyglądało jakby się ze mnie nabijał.
Nie byłam w stanie tego znieść. Czym prędzej uciekłam. Długo biłam się z myślami. Czy to możliwe, żeby to nie był sen? Czy jestem chora? Dom zdecydowanie świadczył na moją niekorzyść. Bałagan i smród, który panował wszędzie, nie pomagał. Po raz kolejny to samo. Czułam, jakbym staczała się na dno. Czy tak czują się alkoholicy? Czy tracą poczucie czasu?
Siedziałam na krześle pogrążona w myślach. Podkurczyłam nogi. Byłam niczym nieruchomy element wystroju, jak rzeźba. Nie wiem, ile czasu tak trwałam, wpatrując się w swoje stopy. Nie chciałam nawet rozejrzeć się na boki w obawie, że znów zobaczę Carla. Miałam nadzieję, że nie oszalałam i trzymałam się tego. Z odrętwienia wyrwało mnie pukanie do drzwi. Nim zdążyłam zrobić cokolwiek, ktoś wparował do środka, krzycząc od progu:
– Baśka, kurwa, czemu się nie odzywasz? – Słyszałam kroki i znajomy głos przyjaciela. – O, ja pierdolę! Co tu się stało? Dobrze się czujesz?
Nie byłam w stanie nic powiedzieć. Czyjeś ciepłe ręce otulały mnie. Później pocierał moje skostniałe z zimna ramiona. Wtedy właśnie uświadomiłam sobie, że cały czas jestem naga, ale kompletnie mnie to nie obeszło. Byłam odrętwiała nie tylko na zewnątrz, ale i w środku. Jakbym dostała znieczulenie. Znieczulenie od życia.
Witek załatwił skądś koc, okrył mnie i wziął na ręce.
– Chodź. Położę cię do łóżka.
– Nie-e-e… – Pierwszy raz wydałam z siebie jakieś dźwięki. – Za-a-akryj lu-u-ustra.
– Ćśś… Nic nie mów. Jak odpoczniesz będę tutaj. Wtedy mi wszystko powiesz. – Zupełnie zignorował moje słowa.
– Nie chcę ich widzieć. Proszę.
Nie miałam siły na kłótnie. Poddałam się.
***
Oblizałam spieczone usta. Musiało się na nich znajdować mnóstwo świeżych strupów. Wciągnęłam głęboko powietrze aż zapiekło mnie w środku.
Przymrużone oczy otworzyłam szerzej i rozejrzałam się. Byłam przy opuszczonych magazynach, siedząc na masce samochodu.
„To nie powinno się zdarzyć. Nie znowu”.
Nie byłam zadowolona. Tym razem zamiast radości i ekscytacji, czułam strach. Bałam się tego, co może się przydarzyć i tego, co zastanę w domu. Chciałam wrócić, ale już na stałe.
Miliony myśli przemykały mi przez głowę. Nie wiedziałam, gdzie jestem i co powinnam dalej robić. W ręce trzymałam ledwo tlącego się papierosa. Nienawidziłam ich. Z obrzydzeniem odrzuciłam szluga, patrząc jak się dopala. W głębi budynku usłyszałam głosy. Ktoś krzyczał. Padły strzały i dwie osoby wybiegły z magazynu, trzymając przed sobą broń.
W przerażeniu podniosłam ręce. Mężczyźni jednak nie celowali we mnie, co rusz się odwracali i posyłali kule w stronę wejścia, z którego wybiegli. Jeden z nich krzyknął:
– Na co czekasz? Odpalaj samochód! Spadamy!
Musiałam wyglądać komicznie z uniesionymi rękami. Nigdy nie znalazłam się w takiej sytuacji. Nie czekając ani chwili dłużej, okrążyłam samochód. Już otwierałam drzwi, kiedy jeden z moich “kumpli” padł. Zacharczał, ale nie podniósł się już. To była szybka śmierć. Krew wypływała z rany na jego piersi i mieszała się z pyłem. Z budynku wybiegali kolejni ludzie, celowali w kierunku uciekiniera i teraz również we mnie. Nie straciłam zimnej krwi, a raczej resztek takowej, szybko wsiadłam do samochodu. Odpaliłam silnik.
Drugi bandyta wskoczył sekundę później na miejsce pasażera. Nie zdążył nawet zamknąć drzwi, gdy ruszyłam z piskiem opon. Kurz wzbił się w powietrze. Próbowałam wykręcić, ale z każdej strony podbiegali ludzie, Pociski trafiały w karoserię auta. To musiała być mafia. W co ja się wplątałam? To była moja ostatnia myśl. W zwolnionym tempie widziałam, jak kula przeleciała przez przednią szybę samochodu, trafiając mnie w sam środek czoła.
***
Wiedziałam, że tym razem to koniec. Nie było do czego wracać. Carlo nie żył. Wraz z nim, umarła część mnie. Ta szalona część. Teraz na samą myśl o rozebranej, stojącej w garażu, mancie czułam mdłości. W końcu do mnie dotarło, że mężczyzna, o którym śniłam, naprawdę istniał, tyle że wiele lat temu.
Otworzyłam oczy. Stałam, w korytarzu na podłodze było pełno krwi, a u moich nóg leżał przyjaciel. Ten, który przyjechał mnie ratować.
– Nie! – Z mojego gardła wyrwał się krzyk rozpaczy. – Nie! Nie! Nie!
Nachyliłam się do niego, ale odskoczyłam w przerażeniu. W ręce trzymałam nóż, a moje dłonie były zakrwawione.
– Nie! To niemożliwe!
Nad ciałem ktoś namazał krwią napis:
Uważaj czego sobie życzysz. Arrivederci.
Z daleka słychać było wycie policyjnych syren. Strach wmurował mnie w ziemię. Moje życie było skończone.