- Opowiadanie: Morgiana89 - We mgle coś czai się

We mgle coś czai się

Kiedy twój pies dziw­nie się za­cho­wu­je, gdy coś mu do­le­ga, po­gry­zie Twoje kap­cie lub ścia­nę, wiedz, że coś się dzie­je. 

A i pa­mię­taj, że je­sień to nic do­bre­go. ;)

 

Chcia­ła­bym na sam ko­niec po­dzię­ko­wać mojej, wspa­nia­łej becie, Black­bur­no­wi. Gdyby nie jego rady i pomoc w wy­ła­pa­niu naj­więk­szych ba­bo­li, tekst przed­sta­wiał­by się mar­nie. 

Mimo, że tek­stu nie czy­ta­ła, po­dzię­ko­wa­nia na­le­żą się rów­nież We­rwe­nie. Dzię­ki niej zo­stał na­pi­sa­ny. Każ­de­go dnia na­ma­wia­ła mnie do pi­sa­nia choć kilku zdań. Z tych zdań w końcu po­wstał cały tekst, co za­pew­ne nie by­ło­by moż­li­we przy moim na­pię­tym gra­fi­ku. Dla­te­go jej rów­nież ser­decz­nie dzię­ku­ję!

 

 

Wersja audio: https://www.youtube.com/watch?v=KzvoDCIMOqM&feature=youtu.be

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

We mgle coś czai się

Czuję. Pierw­szy od­dech jest naj­trud­niej­szy. W środ­ku coś lekko pul­su­je, a na szyi do­świad­czam cie­płe­go od­de­chu. Daje mi on za­pew­nie­nie, że wszyst­ko jest w po­rząd­ku. Serce za­czy­na mi bić wol­niej, a do nosa do­cie­ra­ją pierw­sze za­pa­chy. Zna­jo­me, za­pew­nia­ją­ce bez­pie­czeń­stwo, ale jed­no­cze­śnie są nowe i obce. Coś liże mnie po pyszcz­ku, jest mi z tym do­brze.

 

***

 

Oprócz cie­pła wielu ciał, mniej­szych i jed­ne­go du­że­go, coś się zmie­nia. Za­czy­nam  po­wo­li sły­szeć, naj­pierw nie­wy­raź­nie. Wszyst­ko jest takie przy­tłu­mio­ne. Piski i od­de­chy. Pierw­szy raz w życiu na­słu­chu­ję, serce bije mi jak osza­la­łe. Czy bę­dzie dobre?

Tym razem coś dyszy mi przy uchu. Po chwi­li za­gar­nia mnie do sie­bie. Je­stem zu­peł­nie bez­bron­ny, cze­kam i boję się. Wtedy wy­czu­wam zna­jo­my, cie­pły od­dech na ciele. Teraz już mi wszyst­ko jedno.

 

***

 

Świat się zmie­nił, bo sły­szę i to cał­kiem do­brze. Już wiem, że nie je­stem sam. Cały czas ota­cza­ją mnie dźwię­ki. Są różne. Wy­da­ję po­dob­ne. Wiem, że na­le­żą do mnie, bo czuję, jak wi­bru­ją w moim ciele. Na razie nie wiem, co ozna­cza­ją, ale gdy tak robię, od razu do­sta­ję jeść lub duże cie­pło znów jest obok mnie. 

Od­kry­wam, że to nie wszyst­ko. Moja skóra otwie­ra się, widzę. Po raz pierw­szy. Mru­gam szyb­ko. Ośle­pia mnie. Obok do­strze­gam wiele ma­łych istot. Wszyst­kie wtu­lo­ne w wiel­kie, bez­piecz­ne cie­pło. Roz­ma­za­ne coś znów liże mnie po pyszcz­ku. Je­stem spo­koj­ny i szczę­śli­wy.

 

***

 

Naj­strasz­niej­szy dzień w całym moim krót­kim życiu wła­śnie nad­szedł. Odebra­no mi cały świat; braci, sio­stry i matkę. Nie przy­pusz­cza­łem, że nawet w naj­gor­szych snach coś ta­kie­go może się wy­da­rzyć. W końcu byłem pierw­szy. Pierw­szy, który zo­stał za­bra­ny.

Nie dali mi się po­że­gnać. Nikt nie po­my­ślał, że mogę tego chcieć. Za bar­dzo wie­rzy­łem, że moja ro­dzi­na jest czymś wiecz­nym i nie­ro­ze­rwal­nym. Nie zda­wa­łem sobie spra­wy, że to nie od nas za­le­ży. I się roz­cza­ro­wa­łem.

 Zo­sta­łem wzię­ty na ręce przez du­żych, któ­rzy zwy­kle nas do­kar­mia­li i cza­sem gła­ska­li. Wy­nie­sio­no mnie z po­miesz­cze­nia i nie było nic wię­cej. Tylko nie­wie­dza. Świa­do­mość braku wyj­ścia z sy­tu­acji do­tar­ła do mnie wiele go­dzin póź­niej.

Za­pa­ko­wa­no mnie do kar­to­no­we­go pudła i poza nim wi­dzia­łem tylko dwie twa­rze no­wych du­żych. Zu­peł­nie obce. Uśmie­cha­li się do mnie, ale to tylko wzmo­gło mój strach i za­pisz­cza­łem cicho, a pode mną zro­bi­ło się mokro.

– Niech to szlag, zsi­kał się, do­brze, że dali nam pod­kład. Mam na­dzie­ję, że nie prze­siąk­nie – po­wie­dział duży, a ja nic nie zro­zu­mia­łem.

Znów za­pisz­cza­łem, obi­ja­jąc się o ścian­ki ma­łe­go pu­deł­ka, ale tym razem bez mo­krych eks­ce­sów. Strasz­nie trzę­sło, sku­li­łem się w rogu i za­sną­łem. Było mi tro­chę mokro i śmier­dzą­co. Może jak się obu­dzę, wszyst­ko okaże się złym snem…

 

***

 

Pierw­sze dni były okrop­ne. Obcy za­bra­li mnie do wiel­kiej budy. Po­sta­wi­li na pod­ło­dze i pa­trzy­li. Nie po­do­ba­ło mi się, że je­stem w cen­trum uwagi. Czu­łem się za­gu­bio­ny i prze­ra­żo­ny i, nie­ste­ty, znów się zsi­ka­łem. Było mi wstyd. Od razu po tym za­nieśli mnie do ogrom­nej, bia­łej miski, w któ­rej znaj­do­wa­ło się pełno wody. Nie na­le­ża­ła do naj­smacz­niej­szych. Wy­dzie­la­ła dziw­ny za­pach, który był tak in­ten­syw­ny, że nie mo­głem prze­stać ki­chać. Wy­ką­pa­li mnie w niej. Do­pie­ro wtedy zro­zu­mia­łem, że to ko­lej­na wy­myśl­na tor­tu­ra, jakby nie wy­star­czy­ło, że umyję się sam moim krót­kim ję­zycz­kiem.

– Bę­dziesz się wabił Skilo – po­wie­dzia­ła duża, wy­cie­ra­jąc mnie z ocie­ka­ją­cej wody cie­płym ręcz­ni­kiem, głasz­cząc czule po gło­wie. To było miłe. – Dobra, psin­ka. Wi­dzisz, nie było tak źle.

Po ką­pie­li znów za­sną­łem. A gdy się obu­dzi­łem, strach po­wró­cił ze zdwo­jo­ną siłą. Pisz­cza­łem, pła­ka­łem i ucie­ka­łem przed moimi no­wy­mi du­ży­mi. Czu­łem się za­stra­szo­ny. Chcia­łem do ro­dzi­ny. Naj­czę­ściej pró­bo­wa­li tulić i gła­skać uspo­ka­ja­ją­co, ale tylko po­gar­sza­li moją roz­pacz. Bra­ko­wa­ło mi za­pa­chu domu.

Po kilku dniach za­czą­łem za­po­mi­nać. W pa­mię­ci zo­sta­ły nie­licz­ne ob­ra­zy, ich miejsce za­peł­niły nowe, dobre lub złe wspo­mnie­nia. Duży stał się panem–tatą, a duża pa­nią-ma­mą.

Z cza­sem po­zwa­la­łem sobie na wię­cej. W końcu wiel­ka buda o du­żych ścia­nach stała się moim domem. Mniej się bałem i bie­ga­łem wszę­dzie, roz­ra­bia­jąc.  A oni wo­ła­li:

– Skilo, chodź tutaj!

– Skilo, jedz!

– Skilo, nie wolno gryźć kapci pana!

Sły­sza­łem tylko „Skilo”. Po pew­nym cza­sie za­sko­czy­ło i chyba w końcu do mnie do­tar­ło, że to moje imię. Za­czą­łem na nie re­ago­wać.

 

***

 

Za­po­mnia­łem już, że ist­nie­je świat poza wiel­ką budą i moimi du­ży­mi. Cza­sem zo­sta­wia­li mnie na dłu­gie go­dzi­ny, ale ten czas prze­sy­pia­łem. Zda­rza­ło się, że gdy obu­dzi­łem się sam, to też coś po­gry­złem. Ścia­na przy wej­ściu była bar­dzo smacz­na, wszystko przez to, że tak bar­dzo tę­sk­ni­łem za moimi dużymi.

Do­pie­ro na pierw­szym spa­ce­rze zo­ba­czy­łem, że życie to nie tylko dom, ale i cał­kiem duże po­dwór­ko. To do­pie­ro był widok! Oka­za­ło się, że miesz­ka­my w ogrom­nym, kwa­dra­to­wym pudle z bla­sza­nym trój­ką­tem u samej góry. Świat stał się jesz­cze więk­szy, niż mógł­bym przy­pusz­czać. Ta wiel­kość wmu­ro­wa­ła mnie i nie byłem w sta­nie się po­ru­szyć, ale wtedy coś pu­cha­te­go szturch­nę­ło mnie w bok. Oka­za­ło się, że moi pań­stwo mają jesz­cze jed­ne­go psa, ob­wą­chi­wał mnie z każ­dej stro­ny.

– De­li­kat­nie, Bru­tus – po­wie­dział pan-ta­ta.

Ledwo czu­łem mu­śnię­cia na karku. Nie na­le­żał do mło­dzie­niasz­ków. Moja sierść była krót­ka i czar­na, a miej­sca­mi miała brą­zo­we ciap­ki. Jego na­to­miast długa i siwa, a roz­mia­ry prze­wyż­sza­ły moje naj­śmiel­sze wy­obra­że­nia. Po pro­stu ol­brzym! Kom­plet­nie nie wie­dzia­łem, jak mam się za­cho­wać. A on w końcu po­wie­dział:

– Cześć, dzie­cia­ku – głos miał za­dzi­wia­ją­co spo­koj­ny i mięk­ki.

To po­ru­szy­ło jakąś stru­nę w moim sercu. Zro­bi­ło mi się bez­piecz­niej. Barwa głosu nowego psa za­dzia­ła na mnie, jak ko­ją­cy bal­sam, a jego psi od­dech dodał mi otu­chy. Pach­niał tak zna­jo­mo. Już się nie bałem. Nowe po­kła­dy ener­gii wstrzą­snę­ły moim cia­łem i nim zo­rien­to­wa­łem się, co robię, już le­cia­łem mię­dzy jego ła­pa­mi, obi­ja­jąc się o brzuch. Byłem ni­czym w amoku. Moja pani mó­wi­ła, że do­pa­da­ła mnie wście­kli­zna, ale praw­da jest taka, że to ra­dość. Czy­sta, szcze­nię­ca ra­dość.

– Cześć! Cześć! Cześć! – wy­szcze­ka­łem. Tań­co­wa­łem wokół jego łap. Nawet nie wiem, co dzia­ło się wo­ko­ło mnie.

Biały zu­peł­nie zdez­o­rien­to­wa­ny krę­cił się, lekko mer­da­jąc ogo­nem. Tylko na to cze­ka­łem. Z tego szczę­ścia ugry­złem go w jajka. To był ko­niec spa­ce­ru. Do tej pory mam w pa­mię­ci, jak prze­raź­li­wie wył.

 

***

 

Zdo­by­łem naj­lep­sze­go przy­ja­cie­la. Oka­za­ło się, że wcale nie jest stary. Po­dob­no to inna rasa. Jest trzy­let­nim pod­ha­la­nem i moim nowym guru. Ja sam je­stem jaj­ni­kiem, jam­ni­kiem, czy jakoś tak. Kto by to roz­róż­nił i spa­mię­tał? Naj­waż­niej­sze, że Bru­tus też ma pysk, ogon, czte­ry łapy i lubi się ze mną ga­niać. Wtedy jest na­praw­dę super. On bie­gnie i ja bie­gnę, ale nie­ste­ty po kilku me­trach za­wsze zo­sta­ję w tyle. Tro­chę mi przy­kro z tego po­wo­du, ale mimo to nie na­rze­kam. Na całe szczę­ście wy­ba­czył mi moje pod­gry­za­nie. Je­stem już mą­drzej­szy, teraz gryzę tylko jego ogon, gdy nim zbyt mocno macha i nie pa­trzy. To cał­kiem fajna za­ba­wa.

Odkąd moi pań­stwo widzą, że przy Bru­tu­sie nic mi nie grozi, coraz czę­ściej prze­by­wam na dwo­rze. Trosz­kę uro­słem i dzię­ki nowej ro­dzi­nie pra­wie za­po­mnia­łem o sta­rym domu. Cza­sem jesz­cze we śnie zda­rza mi się po­pi­ski­wać, bo śnię o moim wiel­kim bez­piecz­nym cie­ple, które mi ode­bra­no.

Może by­ło­by mi ła­twiej, gdyby Bru­tus nie prze­by­wał cały czas na po­dwór­ku. Za­wsze gdy jest da­le­ko, tę­sk­nię za nim. Wie­czo­rem nie mam nawet szan­sy na wyj­ście, ale w ciągu dnia zna­la­złem ide­al­ną me­to­dę, aby wy­do­stać się na ze­wnątrz. Gło­śno pisz­czę pod wej­ścio­wy­mi drzwia­mi, a moi duzi, krę­cąc gło­wa­mi, po­zwa­la­ją mi wyjść. Wtedy kładę się koło Brut­ka w bu­dzie i czuję się na­praw­dę szczę­śli­wy. Jeśli wcze­śniej czu­łem strach, to przy nim wy­pa­ro­wał. Nie byłem sam.

Na dwo­rze jest przy­jem­nie i cie­pło. Bru­tus mówi, że to lato. Gdy pytam czy to coś do je­dze­nia, pod­ha­lan kręci głową i widzę, jak się cały trzę­sie. Po­zna­ję, że znów się ze mnie śmie­je. Wszyst­ko jest takie nowe, a zro­zu­mie­nie przy­cho­dzi z tru­dem.

W pro­mie­niach po­po­łu­dnio­we­go słoń­ca pra­wie każ­de­go dnia kąpię się w ogro­do­wej sa­dzaw­ce. Przy­jem­nie chło­dzi roz­grza­ny kark, a pły­wa­nie to czy­sta przy­jem­ność. Przy­ja­ciel nie po­dzie­la mo­je­go za­chwy­tu. Stęka, że to nie­bez­piecz­ne dla ta­kie­go brzdą­ca, jak ja. Mimo to nie pró­bu­je mnie po­wstrzy­my­wać, duzi też mi nie za­bra­nia­ją, a ja cie­szę się każdą chwi­lą. 

 

***

 

Prze­sta­łem sikać w domu! Wiel­ki suk­ces. Je­stem z sie­bie dumny, sta­łem się dużym, grzecz­nym chłop­cem. Tak przy­naj­mniej mówi pan-ta­ta. Wy­trzy­mu­ję, bo wtedy moi pań­stwo się cie­szą. A ja lubię spra­wiać im przy­jem­ność. Pa­ni-ma­ma to nawet po­tra­fi za­tań­czyć z ra­do­ści. Cza­sem też trosz­kę pła­cze. W sumie to nie wiem czemu. Za­wsze wtedy, gdy idę ją po­cie­szyć, głasz­cze mnie po brzusz­ku i mówi:

– Je­steś moim dzie­ciacz­kiem, Skili.

A ja, żeby nie było jej smut­no liżę ją po łap­kach. Mają lekko słod­ka­wy smak. Ma takie dłu­gie, śmiesz­ne pa­zur­ki na koń­cach, które ła­sko­czą mój język. Lubię te nasze krót­kie chwi­le.

Po­go­da nieco się zmie­nia. Po­ran­ki już są chłod­niej­sze i nawet nie mam ocho­ty wcho­dzić do wody. Zwłasz­cza, że wiatr pod­wie­wa mnie mię­dzy ła­pa­mi. Bru­tus mówi, że nad­cho­dzi je­sień. Gdy do­py­tu­ję, co to zna­czy, igno­ru­je mnie.

Nie męczę go, mam swoje spra­wy. Ktoś musi po­ga­niać za piłką, wą­chać, co się da i kopać dziu­ry w ogród­ku. Samo się w końcu nie zrobi. Choć za­uwa­ży­łem, że mo­je­go przy­ja­cie­la coś trapi i z dnia na dzień mar­kot­nie­je. Pa­ni-ma­ma stwier­dzi­ła, że to zi­mo­we prze­si­le­nie. Nie mam po­ję­cia, o co cho­dzi, ale przy­pusz­czam, że to nie to.

Bru­tus coraz wię­cej czasu spę­dza pod pło­tem z na­chmu­rzo­ną miną. Znika od czasu do czasu, a w oko­li­cy cią­gle kręcą się psy są­sia­dów. Chyba nie­szcze­gól­nie mnie lubią, bo gdy zbyt bli­sko pod­cho­dzę, czę­sto war­czą ostrze­gaw­czo w nie­za­do­wo­le­niu.

– Idź stąd, Skilo. Nie prze­szka­dzaj nam – mówi Bru­tus, a jego sierść fa­lu­je, widać jak jest spię­ty.

Igno­ru­ję jego słowa i udaję, że nic nie sły­sza­łem, przy­sia­dam w bez­piecz­nej od­le­gło­ści od ob­cych psów na ogo­nie pod­ha­la­na, ale on od­trą­ca mnie łapą, a jego wzrok mówi: nie prze­gi­naj.

– Dla­cze­go? – ­pisz­czę w od­po­wie­dzi, tak ża­ło­śnie, jak tylko się da, li­cząc, że za­dzia­ła, tak samo sku­tecz­nie jak na du­żych. 

– Do-o-oro-o-ośli ro-o-oz-zma­wia­ją – wtrą­ca pies są­sia­dów. Wy­sta­wia na mnie zęby i warczy ostrze­gaw­czo. Nigdy go nie lu­bi­łem, ale tym razem prze­ra­zi­łem się nie na żarty. Serce biło mi jak sza­lo­ne. Ucie­kam, ale nim od­bie­gam zu­peł­nie,słyszę jesz­cze:

– Mógł­byś być de­li­kat­niej­szy, Dingo. Jesz­cze nie zna praw­dy.

– Kiedy mu po-o-o-wiesz? – pada py­ta­nie.

 

***

 

Wy­cho­dzę na coraz krót­sze spa­ce­ry. Robi się zim­niej. Nie­chęt­nie wy­ściu­biam nos z wiel­kiej budy, bo gdy tylko mijam próg, za­czy­nam cały dy­go­tać z zimna. Moja sierść nie na­le­ży do naj­dłuż­szych w prze­ci­wień­stwie do futra Bru­tu­sa. Stary pod­ha­lan zro­bił się jesz­cze bar­dziej pu­cha­ty, a ja przy każ­dej oka­zji szu­kam jego cie­pła. Dzień się skró­cił i słoń­ce nie grze­je tak, jak wcze­śniej. Na całe szczę­ście dużo się ru­szam i za­ba­wa od­ry­wa mnie od po­nu­rych myśli. 

– Muszę ci o czymś po­wie­dzieć, Skilo. To ważne – po­wie­dział do mnie Bru­tus, gdy le­żę wtu­lo­ny w jego bok, ko­rzy­sta­jąc z ostat­nich pro­mie­ni sło­necz­nych. – Mu­sisz do­ro­snąć, mój przy­ja­cie­lu, i to szyb­ko. Nie ma czasu na głu­po­ty. Je­sień się zbli­ża, a z nią pro­ble­my.

Pod­no­szę jedno ucho do góry zu­peł­nie za­spa­ny. Tak mi do­brze, słoń­ce ogrze­wa zie­mię i nic wię­cej nie chcę wie­dzieć. Słowa pod­ha­la­na jakby nie do końca do mnie do­cie­ra­ją.

– My­ślisz, że nasze życie to bajka. Nie­ste­ty nią nie jest. – Opa­no­wa­ny głos Bru­tu­sa ko­ły­sze mnie na gra­ni­cy snu.

W końcu po przeciągającej się w nieskończoność ciszy pytam:

– Ale czego mam się bać? – Zie­wam prze­cią­gle, ale po­wo­li za­czy­nam wra­cać do życia.  – Czy coś nam grozi?

 

***

 

Do­pa­dła mnie praw­dzi­wa pa­ni­ka. Trzę­sę się ze stra­chu po roz­mo­wie z Brutusem. Zu­peł­nie zmie­ni­ła moje spoj­rze­nie na psi świat. Życie prze­sta­ło być lek­kie i przy­jem­ne. Je­stem sam, za­mknię­ty w wiel­kiej bu­dzie. Pisz­czę, zu­peł­nie nie wie­dząc, co mam ze sobą zro­bić. Z braku lep­szych po­my­słów bie­gam od okna do drzwi. Na­słu­chu­ję i ob­ser­wu­ję. Czas leci jak sza­lo­ny. Mar­twię się o du­żych, tak długo ich nie ma. Boję się, że może im się stać krzyw­da.

Wiele wie­ków póź­niej trzeszczy zamek. Pod­bie­gam do drzwi. Witam moich du­żych, mer­da­jąc ogo­nem i szcze­ka­jąc. Plą­tam się pod no­ga­mi i krzy­czę, za­po­mi­na­jąc, że oni nie są w sta­nie mnie zro­zu­mieć:

– Jeeee! Już je­ste­ście, już je­ste­ście, już je­ste­ście… Tę­sk­ni­łem, tę­sk­ni­łem, tę­sk­ni­łem!

Do­pie­ro po chwi­li za­uwa­żam po­chmur­ną minę pa­na-ta­ty. 

– Skilo! – woła w gnie­wie, a ja kulę się pod jego ostrym tonem. – Zja­dłeś mi ko­lej­ne kap­cie!

Do­pie­ro teraz do­strze­gam strzęp­ki skóry na pod­ło­dze. Prze­cież to nie mo­głem być ja. Je­stem grzecz­nym chłop­cem! Tak za­wsze po­wta­rza pa­ni-ma­ma. Tym razem jed­nak ona też oka­zu­je ozna­ki nie­za­do­wo­le­nia. 

– Mó­wi­łam ci, żebyś nie zo­sta­wiał ich na pod­ło­dze, wy­cho­dzą mu zęby, co się dzi­wisz, to szcze­niak.

– Głupi, pies! Nie wolno! – Duży ma­cha mi strzęp­ka­mi kap­cia przed nosem. Kulę się z prze­ra­że­nia. Prze­cież to nie moja wina!

Już wiem, co się wy­da­rzy, ale nie je­stem w sta­nie temu za­po­biec, nim zdążę uciec, ob­ry­wam pan­to­flem po tyłku. Bie­gnę ile sił w no­gach i chowam się pod sto­łem. Jest mi strasz­nie przy­kro, ale cie­szę się, że wró­ci­li cali i zdro­wi. Dla­te­go ogon lekko mi drga w za­do­wo­le­niu. Do­dat­ko­wo od­czu­wam ogrom­ną ulgę. Tym razem mgła się nie po­ja­wi­ła.

 

***

 

Bru­tus mówi, że w każ­dej chwi­li może na­stą­pić atak. Czuję w ko­ściach, że ma rację. Cho­dzę cały czas na­stro­szo­ny i draż­li­wy na wszel­kie ota­cza­ją­ce dźwię­ki. Do­dat­ko­wo w domu za­czę­ły się dziać dziw­ne rze­czy. Coraz czę­ściej pod nie­obec­ność moich du­żych, dom jest nisz­czo­ny. Nie mam po­ję­cia, kiedy to się dzie­je. W trak­cie gdy śpię roz­ło­żo­ny na fo­te­lu pana? Albo gdy leżę pod łóż­kiem w sy­pial­ni? Kom­plet­nie nie ro­zu­miem, jak to jest moż­li­we. Mar­twię się, że moim dużym w końcu sta­nie się krzyw­da.

Pod­ha­lan mówi, że to nic ta­kie­go. Opo­wie­dział mi parę za­baw­nych hi­sto­rii, jak mu się obe­rwa­ło za wy­rwa­ne, nowo po­sa­dzo­ne drzew­ka w ogród­ku. Mi­mo­wol­nie się uśmiech­am i za­uwa­żam, że teraz nic ta­kie­go nie ma miej­sca. Wiem, że pró­bu­je w ten spo­sób zła­go­dzić mój strach, a ja nawet oba­wiam się za­py­tać o wię­cej. Ponoć naj­gor­sze ma do­pie­ro na­dejść. Bru­tus twier­dzi, że mu­si­my za­cho­wać czuj­ność. Mgła może na­dejść w każ­dej chwi­li. Naj­bar­dziej nie­bez­piecz­ne są gwał­tow­ne zmia­ny po­go­dy. Jak w dzień bę­dzie cie­pło, a w nocy zna­czą­co spad­nie tem­pe­ra­tu­ra, to bę­dzie ten mo­ment, gdy nas za­ata­ku­ją.

– Nie martw się, pierw­szy raz jest naj­gor­szy, ko­lej­ne nie są łatwe, ale można sobie dać jakoś z nimi radę. Gdy wiesz, co cię czeka, ła­twiej to prze­łknąć – po­wta­rza mi.

– Mam prze­czu­cie, że to bę­dzie dzi­siaj – od­po­wia­dam mu za każ­dym razem, jakby chcąc być w każ­dej chwi­li przy­go­to­wa­nym na naj­gor­sze.

Za­zwy­czaj kręci z po­li­to­wa­niem głową, ale nie dziś. Dziś nawet nie ko­men­tu­je, wie, że mam rację. Na dwo­rze jest pięk­nie, li­ście ozło­ci­ły trawę, a słoń­ce prze­bi­ja się przez chmu­ry i ogrze­wa przy­jem­nie moją sierść.

– Nad­cho­dzi je­sień. Praw­dzi­wa. – A ja mogę je­dy­nie przy­pusz­czać, co te słowa dla niego zna­czą.

 

***

 

Za­cho­wu­ję czuj­ność. Choć moim dużym się to nie po­do­ba. Żeby do­brze speł­nić obo­wią­zek, wy­pa­tru­ję za­gro­że­nia. Co chwi­lę je­stem wy­ga­nia­ny z miej­sca po­ste­run­ku. A to prze­cież nie moja wina, że po­sta­no­wi­li zro­bić okna tak wy­so­ko. Nie­ste­ty muszę ob­ser­wo­wać. Jeśli nie będę uwa­żać, wszyst­ko może pójść nie tak, jak po­win­no. W po­wie­trzu czuję na­pię­cie. 

Zmrok za­pa­da zde­cy­do­wa­nie zbyt szyb­ko. Ciemność jest do­me­ną złego, ale tylko we mgle ata­ku­je. Tak twier­dzi Bru­tus i chyba to praw­da, bo do tej pory było spo­koj­nie.

Uważ­nie ob­ser­wu­ję, co się dzie­je na ze­wnątrz. Serce bije mi tak, jakby miało zaraz wy­sko­czyć z pier­si i w tym mo­men­cie, coś do­strze­gam. Czai się w mroku, a biała, ni­czym mleko, mgła do­dat­ko­wo uwy­pu­kla ciem­ną po­stać. Jest roz­my­ta, wy­glą­da jak czło­wiek, ale nie może nim być. Wiem, że nim nie jest. Cała sierść na karku staje dęba. To coś ma zde­cy­do­wa­nie za dłu­gie łapy, za­koń­czo­ne ostro pa­zu­rami, które gdzie­nie­gdzie roz­pły­wa­ją się w po­wie­trzu. Po chwi­li do­cie­ra do mnie lekko mdlą­cy i ostry za­pach. Oglą­dam się na pa­nią-ma­mę, ale ona nawet się nie krzywi, a pan-ta­ta nie od­wró­ca wzro­ku od małego pudła z guzikami. War­czę mimo woli, aż moi pań­stwo zwra­ca­ją na mnie uwagę.

– Ci­chut­ko, Skili, nic się nie dzie­je. – Duża pod­nio­si się z miej­sca obok męża.

– Gówno praw­da! – szczekam, ale nic nie zro­zu­mia­ła. 

Cały się na­je­ży­łem i nadal war­cza­łem, a ona uspo­ka­ja­ją­co po­gła­ska­ła mnie po gło­wie. Bałem się, jak cho­le­ra, ale co in­ne­go mo­głem zro­bić, by od­stra­szyć Cie­nie za oknem. Nie­dłu­go póź­niej do­łą­czy­ło ujadanie Bru­tu­sa i in­nych psów z oko­li­cy. Taka praca, jeśli chcesz być bo­ha­te­rem, we wła­snym domu.

– Osza­la­ły te psy… – sko­men­to­wał pan-ta­ta, ale nawet nie ru­szył się z ka­na­py.

Duża po­de­szła do okna, a moje serce na mo­ment za­mar­ło, bo po dru­giej stro­nie coś się cza­iło; czar­ne stwo­rze­nie, bez twa­rzy, nie miało rysów, tylko mrok. Gęsty, nie­prze­nik­nio­ny, który przy­pra­wiał mnie o zawał. Cze­ka­łem. Tylko szyba dzie­li­ła moją panią od za­gro­że­nia.

– Nic się nie dzie­je. Pew­nie jakiś kot lub pies są­sia­dów roz­ra­bia, jak zwy­kle. Sama nie wiem – po­wie­dzia­ła i ziew­nę­ła. – Idę spać, ko­cha­nie. Pad­nię­ta je­stem. Ta po­go­da mnie wy­koń­czy.

Zmę­cze­nie to ich pierw­szy, zły znak.

 

***

 

Pan spał na ka­na­pie. Za­snął, przy gra­ją­cym gło­śno wielkim kolorowym ekranie. Pani po­ło­ży­ła się w sy­pial­ni, skąd do­cho­dził spo­koj­ny mia­ro­wy od­dech. Oba­wia­łem się tego. Roz­dzie­li­li się, trud­niej bę­dzie ich upil­no­wać.

W gło­wie nadal dźwię­cza­ły mi in­struk­cje Bru­tu­sa:

– Mu­sisz zro­bić wszyst­ko, by spali w jed­nym po­miesz­cze­niu. W innym przy­pad­ku mo­że­my mieć pro­blem. Te stwo­rze­nia tylko cze­ka­ją na taką oka­zję. Jeśli moja obro­na za­wie­dzie, mu­sisz być w go­to­wo­ści by pomóc. Choć mam na­dzie­ję, że do tego nie doj­dzie. Nie chcę nawet sobie wy­obra­żać, jak cięż­ko muszą mieć ci bez­p­so­wi. Im też sta­ra­my się pomóc, po to ist­nie­je Po­dwór­ko­we Obron­ne Psie Sto­wa­rzy­sze­nie. Cie­nie są nie­bez­piecz­ne w szcze­gól­no­ści dla ludzi, za­bie­ra­ją ich ży­cio­wą ener­gię, ale zwie­rzę­ta też mogą od nich po­rząd­nie obe­rwać. Nie chcesz wie­dzieć, co przy­da­rzy­ło się Din­go­ w ze­szłym roku. – Miał rację nie chcia­łem. Wy­star­cza­ją­co mocno się bałem. – Przy­kro mi mały, ale le­piej jak wiesz, co może się wy­da­rzyć. Po­sta­ra­my się za­blo­ko­wać im drogę, ale te skur­czy­by­ki mogą wejść nawet przez dziur­kę od klu­cza. Miej oczy do­oko­ła głowy.

Pró­bo­wa­łem szar­pać za no­gaw­kę pana i pod­gry­zać jego łydki, w smaku były ohyd­ne, ale za­padł w tak głę­bo­ki sen, że tylko mnie ode­pchnął. Dość bru­tal­nie, bo wy­lą­do­wa­łem na ławie, która nie­bez­piecz­nie za­trzesz­cza­ła. Coraz mniej mi się to wszyst­ko po­do­ba­ło, a w do­dat­ku teraz bo­la­ły mnie jesz­cze plecy. Nor­mal­nie w ta­kiej sy­tu­acji za­wsze krzy­czy, a tym razem pra­wie nie za­re­ago­wał. Czu­łem w ko­ściach, że są coraz bli­żej. Sierść stała mi dęba, jakby każdy włos zo­stał na­że­lo­wa­ny. Wi­dzia­łem, jak pan-ta­ta tak śmiesz­nie ukła­dał sobie włosy. To chyba taka ludz­ka moda.

 Bie­ga­łem, jak sza­lo­ny, mię­dzy po­ko­ja­mi. Na całe szczę­ście moja pani zo­sta­wi­ła otwar­te drzwi. Tego by jesz­cze bra­ko­wa­ło, że mu­siał­bym pod nimi wyć. Umarł­bym wtedy ze stra­chu i ze zmar­twień. Ponoć psy są od­waż­ne, ale co w przy­pad­ku, gdy pies boi się bar­dziej od wła­ści­cie­la? Bru­tus wie­dział, że po­ko­na­nie wła­snych lęków może mi pomóc.

Długo nie mu­sia­łem cze­kać. Sły­sza­łem, jak roz­go­rza­ła walka na ze­wnątrz, a psy uja­da­ły nie­moż­li­wie. Do­cho­dzi­ły do mnie wy­raź­ne okrzy­ki i roz­ka­zy. Mo­głem je­dy­nie sobie wy­obra­zić, jak wiele Cieni gra­su­je po oko­li­cy.

Należałem teraz do Podwórkowego Obronnego Psiego Stowarzyszenia, czy mi się to podobało, czy nie. Nie mia­łem wyj­ścia i nie spo­dzie­wa­łem się ta­kie­go ob­ro­tu spra­wy, ale gdy nad­cho­dzi je­sień, nawet taki szcze­niak, jak ja, musi do­ro­snąć. Do nie­daw­na my­śla­łem, że pies jest nie­odzow­nym człon­kiem ro­dzin­ny, jej naj­lep­szym ogni­wem – przy­ja­cie­lem czło­wie­ka, któ­re­go trak­tu­je się nie­mal z czcią. Jed­nak rze­czy­wi­stość zwe­ry­fi­ko­wa­ła wszyst­ko. Oka­za­ło się, że to my mu­si­my się opie­ko­wać du­ży­mi. Nie­waż­ne czy są nasi, czy obcy. Bru­tus zde­cy­do­wa­nie wie­dział, jak być praw­dzi­wym bo­ha­te­rem we wła­snym domu lub po­dwór­ku. Tylko, że ja byłem mały i na­praw­dę się bałem. Po­two­ry, gdyby nie pod­ha­lan, pew­nie zja­dły­by mnie na śnia­da­nie.

Mimo wszyst­ko w pew­nym mo­men­cie znużenie dopadło i mnie. Nie wiem, ile czasu upły­nę­ło, jak dużo razy spo­glą­da­łem to na pana, to znów na panią. Prze­sta­łem wi­sieć w oknie, bo to tylko po­gar­sza­ło moje sa­mo­po­czu­cie. W końcu zamknąłem oczy i obu­dzi­łem się do­pie­ro rano z wiel­kim i wyrzutami sumienia.

Głos du­że­go wy­rwał mnie z za­my­śle­nia:

– Cho­le­ra, Ela, nie mo­głaś cho­ciaż mnie obu­dzić? Kark mnie boli, jak nie wiem. – Prze­cią­gnął się, aż coś mu strzyk­nę­ło, a ja wzdry­gną­łem się z obrzy­dze­niem.

– Ja też pa­dłam, chyba ta po­go­da zro­bi­ła swoje – po­wie­dzia­ła moja pani, wy­glą­da­jąc przez okno. – Cały czas jest pa­skud­nie. Uwa­żaj, jak bę­dziesz je­chać do pracy.

– Mhm.

– Okrop­na mgła. – W duchu mu­sia­łem się z nią zgo­dzić. Naj­gor­sze zja­wi­sko po­go­do­we na świe­cie. Do nie­daw­na nie wie­dzia­łem nawet, czym jest.

Stała tak jesz­cze chwi­lę, a ja ma­rzy­łem by wyjść na dwór. Cie­ka­wość po­że­ra­ła mnie od środ­ka. Ko­niecz­nie chcia­łem wie­dzieć, co się dziś wy­da­rzy­ło. W końcu duża wzię­ła do ręki ob­ro­żę. Po chwi­li mia­łem ją na sobie i moja pani otwie­ra­ła drzwi wej­ścio­we. Gdy przez nie prze­szła, chcia­łem wy­sko­czyć za nią, ale usły­sza­łem tylko jej pod­nie­sio­ny głos:

– Bru­tus!

 

***

 

Bru­tus był w cięż­kim sta­nie. Atak Cieni zde­wa­sto­wał część po­dwór­ka i nie­źle po­ha­ra­tał mo­je­go przy­ja­cie­la. Nie mia­łem oka­zji ro­ze­znać się w sy­tu­acji, bo do­strze­głem jedynie kilka ran i po­krwa­wio­ny bok. Na bia­łej, no dobra, sza­rej od brudu sier­ści, czer­wień pre­zen­to­wa­ła się prze­ra­ża­ją­co. Pa­ni-ma­ma krzy­cza­ła i bie­ga­ła, prze­kli­na­jąc są­siedz­kie psy. Darła się, że Dar­ni­kow­ski jesz­cze ją po­pa­mię­ta. On i jego stara, wred­na suka Astra. Jakby ob­wi­nia­jąc o wszyst­ko in­ne­go psa.

 Nim zdo­ła­łem zbli­żyć się choć tro­chę do pod­ha­la­na, który leżał na boku i cięż­ko od­dy­chał, duża bez­ce­re­mo­nial­nie wzię­ła mnie na ręce i we­pchnę­ła do domu, wo­ła­jąc męża, który wy­le­ciał na dwór jak opa­rzo­ny. Ja zo­sta­łem znowu sam. Tym razem od­czu­wa­łem nie tylko strach o przy­ja­cie­la, ale i iry­ta­cję. Strasz­nie ci­snął mnie pę­cherz.

 

***

 

No i stało się. Po­si­ka­łem się. Było mi strasz­nie wstyd, ale za­po­mnie­li o mnie. Po­je­cha­li. Sły­sza­łem tylko, jak krzy­czą w ogro­dzie, a gdy wró­ci­li, miny mieli za­smu­co­ne. Wy­pu­ści­li mnie w końcu na dwór, ale Bru­tu­sa ni­g­dzie nie było. Pisz­cza­łem pod jego budą i żadne na­wo­ły­wa­nia ze stro­ny dużej nie mogły mnie ode­rwać od jego kojca. Mar­twi­łem się o mo­je­go przy­ja­cie­la. Nikt mi nic nie mówił, a jego nie było.

– Chodź, Skili. – Za­gwiz­da­ła. – No, chodź, ma­lusz­ku. Wszyst­ko w po­rząd­ku. 

W końcu wzię­ła mnie na ręce, a ja nie prze­sta­wa­łem wyć. Gdy za­bra­ła mnie do domu, chcia­łem z po­wro­tem wró­cić na dwór.

– Chyba trze­ba go wy­pu­ścić. On wie i mar­twi się – po­wie­dzia­ła.

– Wi­docz­nie psy to czują. Po­win­no być wszyst­ko do­brze. – Duży objął ją ra­mie­niem, a ona wes­tchnę­ła cicho. Sa­mot­na łza po­to­czy­ła się po jej po­licz­ku.

– Tak wiem i ty też, ale on chyba tego nie ro­zu­mie.

Chciał­bym po­wie­dzieć, że ro­zu­miem, że wiem wię­cej niż oni, ale czy fak­tycz­nie to do mnie do­cie­ra­ło? W końcu z bez­sil­no­ści i dla świę­te­go spo­ko­ju po­zwo­li­li mi wyjść na ze­wnątrz. Chłód wdzie­rał się pod moją cien­ką sierść, a mokra trawa wy­zię­bia­ła jesz­cze bar­dziej zmar­z­nię­te łapy. Nie ob­cho­dzi­ło mnie to. Po­sze­dłem do kojca i po­ło­ży­łem się na ulu­bio­nym miej­scu Bru­tu­sa. W budzie wszystko miało jego za­pach. Głowa bez­wład­nie zwi­sa­ła mi przez dziu­rę. Cały czas po­pi­ski­wa­łem ci­chut­ko. W końcu zmę­cze­nie wy­gra­ło i za­sną­łem.

– Pssst. Ej, ej, młody – usły­sza­łem głos, do­bie­ga­ją­cy z dru­giej stro­ny płotu. – Jest tro­chę późno. Ru­szył­byś te swoje ko-o-ości­ste, kró-ó-ó-tkie łapy.

Za­spa­ny, ro­zej­rza­łem się do­oko­ła. Zo­ba­czy­łem Dingo tego sa­me­go ni­skie­go mie­szań­ca o nie­przy­jem­nym uspo­so­bie­niu.

– No, rusz się, gó-ó-ów­nia­rzu! Nie mamy ca­łe­go dnia. Mu­sisz Ob­ro-o-onić swoją ro­dzi­nę, nie ma na co cze­kać. Sta­re­go nie ma, mu­sisz jakoś so-o-obie dać radę sam. – Do­pie­ro słowa “ro­dzi­na” i “obro­na” uświa­do­mi­ły mi, jak wiel­kim pro­ble­mem jest nie­obec­ność Bru­tu­sa.

Ru­szy­łem nie­mra­wo w stro­nę Dingo, ale nim nawet zdo­ła­łem się do niego zbli­żyć, wy­war­czał na mnie ob­ra­żo­ny:

– Nie tędy, głup­ku! Psu­jesz mi re­no­mę! Czy ten Bru­tus ni­cze­go cię nie na­uczył? Co za idio­ta!

Zro­bi­łem za­sko­czo­ną minę. Za­mu­ro­wa­ło mnie.

– Z tyłu jest dziu­ra – wy­sy­czał ura­żo­ny. – Kie­ruj się za krza­ka­mi one wska­żą ci dro-o-ogę. O-o-od­cze­kaj chwi­lę, aż znik­nę. Nikt nie może nas razem zo­ba­czyć! Twoi lu­dzie muszą my­śleć, że je­stem złym psem. Nie mogą się do­my­ślić, co się dzie­je, nie wia­do-o-omo, czy ich małe móżdż­ki prze­ży­ły­by taki wiel­ki cio-o-os. W sto-o-odo­le na prawo znaj­dziesz ukry­te przej­ście. Wszy­scy już cze­ka­ją. – Mu­sia­łem mieć nie­źle zdzi­wio­ną minę, ale nim zdą­ży­łem, o co­kol­wiek jesz­cze za­py­tać, Dingo po­krę­cił py­skiem z nie­za­do­wo­le­niem – Szu­kaj dziu­ry, mło-o-ody! Wi­dzi­my się za chwi­lę. Nie każ nam na sie­bie cze­kać. Nie mamy czasu!

Nim zdą­ży­łem się ode­zwać znik­nął, a ja sta­łem bez­rad­nie nie bar­dzo wie­dząc, co dalej. Obej­rza­łem się na dom i po­dwór­ko, ale nie do­strze­głem moich pań­stwa. To chyba wła­ści­wy mo­ment. Ru­szy­łem w po­szu­ki­wa­niu przej­ścia.

 

***

 

Do sto­do­ły do­tar­łem szyb­ciej niż mógł­bym przy­pusz­czać. Choć pra­wie zo­sta­łem przy­ła­pa­ny. Na całe szczę­ście je­stem mały i chyba tylko to ura­to­wa­ło mnie przed wy­kry­ciem. Gdy wie­dzia­łem, czego mam szu­kać, zna­le­zie­nie przej­ścia oka­za­ło się łatwe. Na pierw­szy rzut oka nie było go widać. Zdzi­wi­łem się, że do tej pory jesz­cze z niego nie sko­rzy­sta­łem. Za­wsze w ta­kich chwi­lach, gdy od­kry­wa­łem coś no­we­go, to­wa­rzy­szy­ła mi cie­ka­wość. Dzi­siej­sze­go dnia gdzieś ule­cia­ła.

Za­sta­na­wia­łem się, czy Bru­tus ko­rzy­stał z przej­ścia. Na­le­ża­ło do wą­skich. Ide­al­ne dla ma­łe­go psa, ale dla du­że­go, mu­sia­ło być nie­złą próbą sa­mo­za­par­cia. Choć pod­ha­lan mógł sko­rzy­stać ze swo­je­go wzro­stu i wagi, prze­ska­ku­jąc ogro­dze­nie. 

W sto­do­le utwo­rzył się okrąg wokół psa, który mu­siał prze­ma­wiać już od kilku minut. Wszy­scy uważ­nie się w niego wpa­try­wa­li. Pod­sze­dłem bli­żej, sia­da­jąc gdzieś z tyłu. Przez szpa­ry mię­dzy de­ska­mi wla­ty­wa­ły de­li­kat­ne stru­mie­nie świa­tła.

– …za­gro­że­nie jest dla ludzi. Do­sko­na­le o tym wie­cie. – To był do­ro­sły dal­ma­tyń­czyk. Sie­dział wy­pro­sto­wa­ny, obserwując z uwagą w każdą psią mordę w za­się­gu jego wzro­ku.

Wy­da­wa­ło się, że wsze­dłem zu­peł­nie nie­zau­wa­żo­ny, ale się my­li­łem, bo chwi­lę póź­niej padło moje imię.

– W oko­li­cy po­ja­wił się nowy pies. Więk­szość z was go nie zna, bo nasz przy­ja­ciel… – za­wie­sił głos na chwi­lę. – Bru­tus do­brze go strzegł. Ale czas ochro­ny się skoń­czył. Naj­wyż­sza pora, aby­śmy się po­zna­li. Skilo, chodź tutaj.

Jeśli wcze­śniej czu­łem się mały, a przy oka­zji nie­po­trzeb­ny do­ro­słym psom, to teraz od­czu­łem to znacz­nie moc­niej. Wszy­scy się na mnie ga­pi­li, a ja wzrok mia­łem skie­ro­wa­ny w kle­pi­sko. Cóż in­ne­go mo­głem zro­bić. Nie po­do­ba­ło mi się bycie w cen­trum uwagi. Usły­sza­łem ciche po­iry­to­wa­ne war­cze­nie. Do­my­śli­łem się do kogo na­le­ży. Do­pie­ro wtedy zmu­si­łem się do wsta­nia. Prze­sze­dłem mię­dzy psami. To był jeden z naj­dłuż­szych spa­ce­rów w moim życiu. Każdy mie­rzył mnie wzro­kiem.

– Nie bój się. Twój przy­ja­ciel za­pew­ne po­wie­dział ci, czym je­ste­śmy i co na­le­ży do na­szych zadań. Teraz ofi­cjal­nie sta­jesz się człon­kiem Po­dwór­ko­we­go Obron­ne­go Psie­go Sto­wa­rzy­sze­nia. Ochra­nia­my ludzi. Nie tylko przed nimi sa­my­mi, ale i przed Cie­nia­mi. Z tego co wiem, a wiem cał­kiem dużo. – Mru­gnął zna­czą­co. – Po­wiedz nam, czego do­wie­dzia­łeś się od Bru­tu­sa.

Po­krę­ci­łem głową, a z głębi gar­dła wy­darł mi się cichy pisk.

– Pra­wie nic.

– Nie martw się. Twój przy­ja­ciel jest ule­pio­ny z twar­dej gliny – po­wie­dział do­my­śla­jąc się, czym w rze­czy­wi­sto­ści się mar­twię, a inne psy za­czę­ły przy­ta­ki­wać.

Zro­bi­ło się gło­śno. Wszyst­kie małe, duże, śred­nie, ra­so­we i takie, które wy­da­wa­ło­by się, że koło ro­do­wo­du nawet nigdy nie stały,  teraz trzy­ma­ły się razem. Wy­mru­cza­łem coś po­ta­ku­ją­ce­go pod nosem.

Dzi­wacz­nie było zda­wać sobie spra­wę, że zo­sta­nę zmu­szo­ny sta­wić czoło cze­muś nie­bez­piecz­ne­mu, co za­gra­ża­ło, jak się oka­za­ło, nie tylko lu­dziom, ale i wszyst­kim psom.

– Za­sta­na­wiasz się pew­nie, czym są Cie­nie – po­wie­dział dal­ma­tyń­czyk, jakby czy­ta­jąc mi w my­ślach.

Gdy zo­ba­czył moją zdu­mio­ną minę, do­strze­głem w jego spoj­rze­niu błysk sa­tys­fak­cji. On zde­cy­do­wa­nie prze­pa­dał za byciem w centrum uwagi. Praw­dzi­wy lider.

– Te stwo­rze­nia są ni­czym innym, jak cho­ro­bą. Cho­ro­bą tych cza­sów. Nikt z nas nie wie skąd się wzię­ły i dla­cze­go tak cze­pia­ją się ludzi. Ponoć po­ja­wi­ły się przed wie­ka­mi i ewo­lu­owa­ły. Kie­dyś mę­czy­ły je­dy­nie zwie­rzę­ta go­spo­dar­cze, a może to one tak sku­tecz­nie bro­ni­ły czło­wie­ka. Nasi przod­ko­wie nam tego nie prze­ka­za­li. Gdy­byś zo­ba­czył Cie­nie, zro­zu­miał­byś, że to nic do­bre­go. Są jak od­bi­cie ludzi. Po­dob­ne a za­ra­zem tak różne. Bez ma­te­rial­ne­go ciała, roz­pły­wa­ją się jak dym. Ata­ku­ją ich we śnie, a przy­cho­dzą głów­nie we mgle. My­ślisz, że dla­cze­go czło­wiek tak upodo­bał sobie psa? To nie była mi­łość od pierw­sze­go wej­rze­nia… – po­wie­dział i po­krę­cił z żalem głową.

Po sto­do­le prze­szedł pełen na­pię­cia po­mruk, jakby nikt z obec­nych nie chciał w to wie­rzyć. Nie­wie­le z tego zro­zu­mia­łem.

– Ci-i-icho – odezwał się Dingo, groź­nie war­cząc.

Wrza­wa się nieco uspo­ko­iła.

– Takie już nasze podłe, pie­skie życie. By­li­śmy za­wsze do ochro­ny. Mo­gli­by­śmy stać się przy­ja­ciół­mi czło­wie­ka, ale nie za­wsze jest to takie pro­ste. Czyż nie, Figi? – skie­ro­wał wzrok na sku­lo­ną w kącie burą sucz­kę nie­okre­ślo­nej rasy. Pod pre­sją spoj­rze­nia po­ki­wa­ła smęt­nie py­skiem, a jej gruba ob­ro­ża z ka­wał­kiem łań­cu­cha zwi­sa­ła smęt­nie i za­brzę­cza­ła ci­chut­ko.

– Nie każdy ma tak do­brze, jak ty, Maks – sta­nął w jej obro­nie, pod­pa­la­ny duży sznau­cer.

Tłu­ma­cze­nie dal­ma­tyń­czy­ka o psich pra­wach i obo­wiąz­kach trwa­ło jesz­cze długo. Wzbu­dzi­ło wiele sprze­ci­wów.

– Ej, mło-o-ody – usły­sza­łem zna­jo­my głos Dingo. – Życie to-o-o nie bajka. Mu­sisz po­do­łać dla Bru­tu­sa, bo my mu­si­my chro-o-onić wszyst­kich, ale luki się zda­rza­ją. Ostat­nio było cięż­ko, ale da­li­śmy radę. Czy tym razem po­do­ła­my? To-o-o się okaże. Z każ­dym ro­kiem jest trud­niej…Wra­caj już do-o-o sie­bie.

 

***

 

Duzi nie zo­rien­to­wa­li się, że mnie nie było. Maks, dal­ma­tyń­czyk, do­ra­dził mi, abym wró­cił i za­cho­wy­wał się jak zwy­kle. Tak więc zro­bi­łem, co in­ne­go mógł­bym uczy­nić, prze­cież nie po­wie­dział­bym im praw­dy, nawet gdy­bym chciał. W końcu i tak by mnie nie zro­zu­mie­li. Po­ło­ży­łem się w bu­dzie i cze­ka­łem. Tym razem in­ten­syw­nie za­sta­na­wia­łem się, co robić.  Wi­dzia­łem jak po­go­da znów się zmie­nia. Dingo miał rację. Czas do­ro­snąć. Mgła po­wo­li ota­cza­ła oko­li­cę. Za dnia jesz­cze by­li­śmy bez­piecz­ni, ale w nocy… W nocy znów zrobi się nie­przy­jem­nie. 

Za­sko­wy­cza­łem cicho. Jed­nak nie ze wzglę­du na Bru­tu­sa, ale na mój los. Na los wszyst­kich psów. Co ja mo­głem? Byłem tyko kil­ku­mie­sięcz­nym szcze­nia­kiem i nie chcia­łem do­ra­stać. Do nie­daw­na nic nie wie­dzia­łem o żad­nych pro­ble­mach i gdy­bym mógł, wró­cił­bym do tych cza­sów.  Maks cią­gle mówił o Cie­niach, o tym w co lu­dzie wie­rzą i o tym co może ich cze­kać. Ta wie­dza mą­ci­ła mi w gło­wie.

– Są ni­czym wam­pi­ry. Za­bie­ra­ją lu­dziom całą ener­gię, mogą nawet zabić – po­wta­rzał raz po raz, a wszyst­kie psy go słu­cha­ły. Był sze­fem w oko­li­cy, choć z wy­glą­du wy­da­wał się być ła­god­ny i opa­no­wa­ny, ale to mogło być prze­pi­sem na suk­ces. Wspo­mi­nał jesz­cze o ja­kimś pa­ra­li­żu na­sien­nym, ale nie bar­dzo ro­zu­mia­łem, co to jest. My­śla­łem tylko o za­gro­że­niu, jakie niosą Cie­nie dla moich pań­stwa. Jak bar­dzo jest re­al­ne, a obro­na w dużej mie­rze może za­le­żeć ode mnie.

Słoń­ce chy­li­ło się ku za­cho­do­wi. W końcu ktoś po mnie przy­szedł. 

– Chodź, Skili, nie mo­żesz zo­stać tu na noc. Robi się mgła i cały prze­mok­niesz. Wiem, że chciał­byś być z Brut­kiem, ale nie martw się, wróci do nas nie­dłu­go. Jest nieco po­ra­nio­ny, ale bę­dzie do­brze – po­wie­dział duży. Wziął mnie na ręce. Tym razem się nie opie­ra­łem. Nim się zo­rien­to­wa­łem, le­ża­łem już na po­sła­niu w domu. Było mi w nim przy­jem­nie i cie­pło. Znów za­sną­łem. Kom­plet­nie za­po­mnia­łem, że mam być czuj­ny.

 

***

 

Roz­bu­dzi­ło mnie uja­da­nie na po­dwór­ku. Otrzą­sną­łem się ze snu przerażony. Bałem się tego, co za­sta­nę. Dla­te­go naj­pierw pod­bie­głem do okna, wskoczyłem na siedzenie, a potem na za­głó­wek ka­na­py, i zo­ba­czy­łem naj­gor­szy moż­li­wy widok: mgłę białą, jak mleko i niknące w niej, wal­czą­ce po­sta­cie. Wiel­kie, czar­ne Cie­nie i ota­cza­ją­ce je psy. Ob­ser­wo­wa­łem z bi­ją­cym ser­cem wydarzenia. Gdzieś w środku byłem zadowolony, że wszyst­ko dzie­je się na ze­wnątrz. Przy­naj­mniej na razie.

W pew­nym mo­men­cie w szy­bie od­bi­ła się ciem­na plama. Wiel­ka ni­czym duzi, ale roz­ma­za­na, z dziw­nie wy­dłu­żo­ny­mi chu­dy­mi koń­czy­na­mi. My­śla­łem, że to już ten mo­ment, że to już ta chwi­la, gdy będę mu­siał sta­wić czoło mo­je­mu prze­zna­cze­niu. Już czu­łem, jak roz­py­cha szpa­rę w oknie, by w po­sta­ci czar­ne­go dymu do­stać się do środ­ka. Ze­sztyw­nia­łem od łapek po głowę. Mia­łem gryźć i dra­pać! Ale sta­łem i nie byłem w sta­nie nic zro­bić, gdy pierw­sze ciem­ne opary wpa­da­ły do miesz­ka­nia. Chwi­lę póź­niej mo­głem mówić o praw­dzi­wym szczę­ściu. Nasz lider prze­sko­czył przez ogro­dze­nie i do­padł go. Praw­dzi­wy przy­wód­ca. Za­rów­no mówca, jak i wal­czą­cy. To mnie tro­chę po­krze­pi­ło i po­zwo­li­ło wy­rwać się z odrę­twie­nia. Czym prę­dzej ru­szy­łem do sy­pial­ni du­żych. Kom­plet­nie za­po­mnia­łem spraw­dzić, czy u nich wszyst­ko w po­rząd­ku, oglą­da­jąc to­czą­cą się walkę przez sa­lo­no­we okno.  Wpa­dłem do środ­ka, a tam już coś na mnie cze­ka­ło.

Nad pa­nią-ma­mą, le­żą­cą bli­żej okna, wi­sia­ła ciem­na roz­ma­za­na po­stać. Mimo im­pe­tu z jakim wle­cia­łem do sy­pial­ni, kom­plet­nie mnie zi­gno­ro­wa­ło. Sku­pio­ne było na ko­bie­cie, która przez sen ci­chut­ko ję­cza­ła. Mo­głem sobie je­dy­nie wy­obra­zić, jak jej twarz jest wy­krzy­wio­na w bólu. Nie za­mie­rza­łem dłu­żej cze­kać i tym razem nie za­wa­ha­łem się ani chwi­li.

Ru­szy­łem na stwo­ra. Sko­czy­łem i ugry­złem. Tam gdzie po­win­no znaj­do­wać się sie­dze­nie. Usły­sza­łem prze­cią­gły wizg. Tak gło­śny, że zdzi­wi­łem się, że moi pań­stwo nawet się nie po­ru­szy­li.

Cień pró­bo­wał mnie od­cze­pić. Rzu­cał się na wszyst­kie stro­ny. W końcu ude­rzył mnie, a ja prze­le­cia­łem ka­wa­łek w po­wie­trzu. Lą­do­wa­nie było twar­de i bo­la­ło. Jak cho­le­ra. Nie było czasu by się nad sobą roz­czu­lać, bo Cień chciał do­koń­czyć dzie­ła. Ru­szy­łem na niego raz jesz­cze, tym razem gry­złem i szar­pa­łem z każ­dej moż­li­wej stro­ny. Byłem dla niego ni­czym na­tręt­na mucha, któ­rej nie jest wsta­nie od­go­nić.

Siły mu nie bra­ko­wa­ło, ale moja de­ter­mi­na­cja go po­ko­na­ła.

– Jesz­cze tu wrócę – usły­sza­łem w mojej gło­wie.

Stwór po­gnał do drzwi i znikł nim znów zdą­ży­łem go za­ata­ko­wać. Strach gdzieś uleciał. Po­czu­łem in­stynkt, a on mówił: zabij. Tyle że teraz nie było już kogo.

Noc za­po­wia­da­ła się na długą i nie­bez­piecz­ną. Wró­ci­łem do du­żych i wsko­czy­łem na łóżko. Mu­sia­łem być bli­sko. Uło­ży­łem się po­mię­dzy nimi. Było mi cho­ler­nie nie­wy­god­nie.

 

***

 

– Skilo, nie wolno, ucie­kaj, sio! – wy­krzy­cza­ła duża, wy­bu­dza­jąc mnie ze snu. – Masz swoje spa­nie. Idź do sie­bie.

– Mhm? – usły­sza­łem głos pa­na-ta­ty.

– No, zo­bacz. Nie chce nawet zejść. Na­tych­miast do sie­bie! – teraz już kom­plet­nie wy­bu­dzo­ny, uni­ka­jąc ostat­nie­go szturch­nię­cia, ze­sko­czy­łem. Udało się. Wszyst­ko było w po­rząd­ku. Z tej ra­do­ści pod­le­cia­łem jesz­cze do du­że­go i po­li­za­łem go po pysku. Wzdry­gnął się, ale nie na­krzy­czał, po­gła­skał za to po grzbie­cie, a ja za­mru­cza­łem jak kot w za­do­wo­le­niu.

– Boże, ale się nie wy­spa­łem. Nie­na­wi­dzę ta­kiej po­go­dy.

– Nic mi nie mów, głowa mi pęka – po­wie­dzia­ła duża. – Ci­śnie­nie pew­nie jest kiep­skie. Wsta­wię wody na kawę. Chcesz?

– Chęt­nie. Póź­niej mu­si­my je­chać do lecz­ni­cy, do­brze, że dziś so­bo­ta.

– Mam na­dzie­ję, że pusz­czą go do domu.

– Ja też.

I ja.

 

***

 

Bru­tus wró­cił. Był w opła­ka­nym sta­nie. Nie mógł się zbyt­nio ru­szać, bo rany się nie po­go­iły i był mocno osła­bio­ny. Na mój widok jed­nak się ucie­szył. I chyba wzru­szył. Wie­ści szyb­ko się ro­ze­szły, że dałem radę.

Re­kon­wa­le­scen­cja pod­ha­la­na tro­chę trwa­ła i na ten czas za­miesz­kał w domu razem ze mną. Do­sta­wał kro­plów­ki, a raz na kilka dni jeź­dzi­li do lecz­ni­cy na zmia­ny opa­trun­ków. Pan za­zwy­czaj klął wtedy na cały świat, a zwłasz­cza na bogu ducha win­ne­go psa są­sia­dów.

Jeśli cho­dzi o ataki i mgłę, nieco się po­pra­wi­ło. Po­go­da się zmie­ni­ła i cią­gle padał deszcz. Na całe szczę­ście! Tylko raz sy­tu­acja się po­wtó­rzy­ła, ale chyba sta­ną­łem po­now­nie na wy­so­ko­ści za­da­nia. Pod­nio­sło to moją wiarę w sie­bie. Bru­tus był ze mnie dumny, choć obaj tak na­praw­dę wie­dzie­li­śmy, że za­słu­ga przy­pa­da Po­dwór­ko­we­mu Obron­ne­mu Psie­mu Sto­wa­rzy­sze­niu.

Nie­ste­ty jeden z są­sia­dów zmarł. Nie miał swo­je­go psa i za­bra­kło pra­wi­dło­wej obro­ny. Wszyst­kie psy przy­ję­ły to jako praw­dzi­wy cios, mimo że ten czło­wiek nie lubił zwie­rząt. Bied­ny, stary głu­piec. 

– Prze­pra­szam – po­wie­dział Bru­tus pew­ne­go dnia, gdy wy­do­brzał na tyle by wró­cić do swo­jej budy.

– Ale za co? – za­py­ta­łem.

– Za to, że mnie nie było i że to nie ja ci o wszyst­kim opo­wie­dzia­łem. Przy­kro mi, że tak szyb­ko mu­sia­łeś do­ro­snąć i po­znać smak praw­dzi­we­go pie­skie­go życia. Chcia­łem cię jesz­cze przed tym uchro­nić – po­wie­dział i za­sę­pił się.

– Nic się nie stało. Taki już nasz los – po­wie­dzia­łem i wtu­li­łem się w jego bok.

Wie­dzia­łem, że Bru­tus jest moim przy­ja­cie­lem. Teraz mia­łem pew­ność, że nie tylko. Byłem dla niego synem, a on dla mnie stał się ojcem.

 

Koniec

Komentarze

Bardzo zacny pomysł!

Ogromnie podoba mi się Twój nietypowy bohater, jego świetnie opisane dzieciństwo i dorastanie. Aż nabieram wątpliwości, Morgiano, czy ty na pewno jesteś duża… Zdecydowanie byt wiele wiesz o Podwórkowym Stowarzyszeniu. ;-)

Być może w opowiadaniu jest więcej usterek, ale pochłonięta fascynującą historią pewnie przestałam zwracać na nie uwagę. Mam nadzieję, że dokonasz poprawek, bo chciałbym móc kliknąć Bibliotekę. ;-)

 

 

Nie przy­pusz­cza­łem, że nawet naj­gor­szych snach… – Nie przy­pusz­cza­łem, że nawet w naj­gor­szych snach

 

Duży stał się panem–tatą… – Duży stał się panem-tatą

 

Nawet nie wiem, co dzia­ło się w około mnie.Nawet nie wiem, co dzia­ło się wokoło mnie.

 

Po­zna­je, że znów się ze mnie śmie­je. – Literówka.

 

Przy­jem­nie chło­dzi mój roz­grza­ny kark, a pły­wa­nie to czy­sta przy­jem­ność. Mój przy­ja­ciel nie po­dzie­la mo­je­go za­chwy­tu. Stęka mi cały czas nad uchem, że to nie­bez­piecz­ne dla ta­kie­go brzdą­ca, jak ja. Mimo to nie pró­bu­je mnie po­wstrzy­my­wać, duzi, też mi nie za­bra­nia­ją, a ja cie­szę się każdą chwi­lą. – Czy wszystkie zaimki są niezbędne?

 

Gdy do­py­tu­ję, co to zna­czy, on igno­ru­je mnie.Gdy do­py­tu­ję, co to zna­czy, on igno­ru­je mnie.

 

– Głupi, pies! Nie wolno! – duży ma­chał mi strzęp­ka­mi kap­cia przed nosem.– Głupi, pies! Nie wolno! – Duży ma­chał

 

ale co w przy­pad­ku, gdy pies boi się go­rzej od wła­ści­cie­la? – …ale co w przy­pad­ku, gdy pies boi się bardziej od wła­ści­cie­la?

 

Nie ważne czy są nasi, czy obcy.Nieważne czy są nasi, czy obcy.

 

W końcu i mi oczy się za­mknę­ły.W końcu i mnie oczy się za­mknę­ły.

 

Z każ­dym ro­kiem jest cię­żej… – Z każ­dym ro­kiem jest trudniej

 

Bru­tus był ze mnie dumny, choć oboje tak na­praw­dę wie­dzie­li­śmy… – Piszesz o dwóch psach, więc: …choć obaj tak na­praw­dę wie­dzie­li­śmy

Oboje to pies i suczka. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nawet na czworo oczu jakieś błędy się prześlizną. Opowiadanie od samego początku bardzo klimatyczne i wciągające, pochłania (i może przez to trochę zaślepia ;). Wyjątkowy pomysł pokazania świata z perspektywy szczeniaczka – niezła wyobraźnia. No ale, już w becie pisałem, że mi się podoba, więc teraz tylko dodam: Powodzenia w konkursie! 

 

B.

– Cześć, dzieciaku. – głos miał zadziwiająco spokojny i miękki.

Nidy go nie lubiłem

Zmęczenie,[-] to ich pierwszy, zły znak.

Mimo wszystko,[-] w pewnym momencie dopadło i mnie znużenie.

Tyle,[-] że teraz nie było już kogo.

miałem pewność, że nie tylko,[-] byłem dla niego synem, a on dla mnie stał się ojcem.

 

Pewnie część poprawek pokrywa się z tym, co napisała już reg. Tekst bardzo przyjemnie napisany, choć jak dla mnie bohater nieco zbyt ludzki. Chciałoby się, żeby jednak różnice były większe. Natomiast ciekawy pomysł na samo dzieciństwo i umiejscowienie zdarzeń. Nie mi doceniać, bo do jury się nie pchałam, więc tak tylko mówię ;) 

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Wasze słowa to miód na moje serce! Dziękuję, już poprawiłam! :)

Cieszę się, że mój, mały bohater przypadł Wam do gustu!

 

Dziękuję, Tenszo za klik. 

Biblioteka od Reg? Wow! Super!

 

Edit: Blackburnie, jeszcze raz dziękuję za pomoc! 

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Też mi się podobało, bardzo ciepły tekst :)

Miałam wrażenie, że jest trochę nierówny, momentami trzymał w napięciu, a momentami trochę mi się dłużył (jak mały się bał i bał i bał, i nic się nie działo). Ale pomysł fajny. Brakuje mi własnego psa, brakuje…

Interpunkcja jest jeszcze trochę do dopracowania i drobne usterki:

 

Jeśli moja obrona zawiedzie, musisz być w gotowości by pomóc. Choć mam nadzieję, że do tego nie dojdzie. Nie chcę nawet sobie wyobrażać, jak ciężko muszą mieć ci bezpsowi. Choć im też staramy się pomóc, po to istnieje Podwórkowe Obronne Psie Stowarzyszenie – zamierzone powtórzenie?

 

Choć, Skili. – Zagwizdała. – No, chodź, maluszku.

– Chodź, Skili. – Zagwizdała. – No, chodź, maluszku.

 

Odkrywam, że to nie wszytko. – literówka

jak przeraźliwe wył. – literówka

której nie jest wstanie odgonić. – literówka

Dzięki, Lolu, ale to wszystko przez to, że Zygfryd sobie zażyczył, że ma być bez wielkich traum i dramatów. Pisanie lekkich tekstów wcale nie jest łatwe. :P

Cieszę się, że mimo zgrzytów się podobało. Poprawiłam. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Na początku rozczarowanie, nie lubię historii, w których mam obserwować świat oczami zwierząt… ale ta historyjka, która miała okazać się słodko-infantylnie-rozczulająca okazała się być czymś więcej. Ładnie, przeczytałam z przyjemnością. A te cienie… Brrr, przerażające.

... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)

Fleur, cieszę się, że jednak nie porzuciłaś tekstu, mimo że nie był w Twoim stylu. I cieszę się, że uznałaś go za wart przeczytania. Też nie chciałabym mieć do czynienia z Cieniami, dlatego mam własnego obrońcę z awatara. ;)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

A gdy się obudziłem(+,) strach powrócił ze zdwojoną siłą.

 

Po kilku dniach zacząłem zapominać. Ponoć wszystkie szczeniaki tak mają. ← skąd mały piesek wie, jak mają wszystkie szczeniaki?

 

W końcu wielka buda, o dużych ścianach stała się moim domem.

 

Ściana przy wejściu była bardzo smaczna, a ja tak bardzo za nimi tęskniłem. ← podmiot zdania to ściana, więc za jakimi nimi?

 

To poruszyło jakąś strunę w moim sercu. Zrobiło mi się bezpieczniej. Ta barwa głosu zadziała na mnie ← jak może zrobić się komuś bezpieczniej? ;>

 

Podobno to inna rasa, ale brzmi tak dziwnie i obco, że nie chcę się nad tym dłużej zastanawiać. ← dziwne zdanie, co brzmi tak dziwnie i obco?

 

duzi, też mi nie zabraniają, a ja cieszę się każdą chwilą. 

 

A ja, żeby nie było jej smutno(+,) liżę ją po łapkach,. mMają lekko słodkawy smak. Ma takie długie

 

Ktoś musi  poganiać za piłką ← dwa razy spacja pomiędzy musi a poganiać

 

– Mógłbyś być delikatniejszy, Dingo. Jeszcze nie zna prawdy(+.)

 

Opanowany głos Brutusa, kołysze mnie na granicy snu.

 

 

Niestety nie mam czasu wyłuskać wszystkiego. Oprócz wielu drobnych błędów, sporo tu niezręczności, ale usprawiedliwia je (psia) osoba narratora. Ciekawy pomysł, sam początek bardzo ładny, potem całkiem nieźle rozwinięta akcja. Mam dwa psy, oba po traumie schroniskowej albo dziwnych chorobach i miło było postawić się w ich sytuacji ;)

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Sam nie jestem fanem psów, ale twój tekst przeczytałem z przyjemnością. Szczególnie początkowe, wprowadzające fragmenty przypadły mi do gustu. Ciekawy pomysł na dzieciństwo, powodzenia w konkursie :)

Edit: Jedno z lepszych opowiadań jakie czytałem w kwietniu, dlatego nominowałem również do piórka.

Morgiano, jeśli zniknęłyby błędy, też podbiłabym cię do piórka ;) Ktoś jeszcze powinien przejrzeć treść. Zobacz, jakie masz fragmenty:

 

Otrząsnąłem się (z czego?) w przerażeniu. Bałem się tego, co zastanę. Dlatego najpierw podbiegłem do okna, wskakując na zagłówek kanapy, i zobaczyłem najgorszy możliwy widok:. Mmgłę białą, jak mleko. I i rozmywające się w niej(+,) walczące postacie. Wielkie, czarne Cienie i otaczające je psy. Obserwowałem z bijącym sercem, co dalej się wydarzy (co wydarzy się dalej brzmiałoby chyba lepiej). W duchu cieszyłem się, że wszystko dzieje się na zewnątrz.

 

Edit: Należałoby też odchudzić myślenie psa z ludzkich określeń, bo to zgrzytało.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Eh, co za słaba Beta betowała.

 

Na złość Naz, napiszę tak: Morgiano, daj spokój z tymi fragmentami, bo podczas czytania i tak są niezauważalne – tak wciągająca opowieść. ;P

Mam też poważne wątpliwości co do możliwości podbiegnięcia do okna poprzez wskoczenie na zagłówek kanapy…

 

Blackburn, nie smutaj, uczysz się. Ja też się nadal uczę i dzielę wiedzą, jak tylko znajdę czas. Ostatnio Mirabell udało się zaszczepić we mnie umiejętność zwracania uwagi na przynudzanie i ględzenie przy scenach akcji, co rujnuje całe napięcie ;) Potrafię tak zepsuć każdy tekst.

Nie przekomarzaj się tu ze mną, tylko przeczytaj sobie mój podpis ;) I kiedyś wytknąłeś mi taki szereg “się”, nauczyłeś zwracać uwagę, a tu co? :P Stała czujność, jak mówił Moody!

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Przeczytałem. Chyba muszę sobie kupić psa. Pozdrowienia.

Jestem w szoku. Bardzo miłym. Poprawiłam, Naz, wszystko, co mi wypisałaś. Tekst przejrzę dopiero jutro. Spróbuje jeszcze coś wyłapać, ale nie jestem w tym taka dobra. Chyba nie umiem się zdystansować do tekstu. Nie sądziłam, że się skusisz na przeczytanie, w końcu podobno lekkie teksty nie są w Twoim stylu. :P

Cieszę się, że tak ciepło przyjęliście moje opowiadanie i Wam się podobało, mimo błędów.

Blackburnie, nie masz sobie nic do zarzucenia, jesteś wspaniałą betą. Naprawdę bardzo mi pomogłeś!

Belhaju, jestem zaskoczona nominacją, dziękuję. :) Poprawiłeś mi humor na cały dzień! :)

Ryszardzie, koniecznie! Chyba nie chcesz skończyć, jak sąsiad? ;) Dziękuję, za bibliotekę.

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Mnie też się spodobało. I też uważam, że to świetny pomysł na konkurs.

Ja sam jestem jajnikiem, jamnikiem, czy jakoś tak. Kto by to rozróżnił i spamiętał?

A przed chwilą molosa rozpoznał bez problemu. Chociaż ja w ogóle nie znałam takiego słowa. ;-)

Babska logika rządzi!

Ja niestety nie znam się na psich rasach. Wiem z grubsza, że są jakieś jajniki, bulgoty, łyżewy, swetery, dupelki, bokserki, poczwarki niemieckie, masturbanty, hoddogi, i pindyczerki. Więcej ras nie znam w ogóle. Muszę się dokształcić podobnie jak Finkla. Pozdrawiam uśmiechnięty.

Dzięki, Finklo, za dobre słowo. Trochę mnie poniosło z tym jajnikiem. ;P Bardzo mi miło, że Ci się podobało, ale decyzja należy do guru Zygfryda i jego świty.  ;)

 

Naz, zapomniałam Ci napisać, że jamnik moich teściów właśnie tak robił. Wskakiwał na fotel lub kanapę, a później na oparcie i wyglądał przez okno. Tak lubił sobie obserwować świat. Teraz bidny ma czternaście lat, ale nadal jest najszczęśliwszy, jak ktoś go posadzi na oparciu i podtrzyma, aż ogonkiem merda. :)

 

Ryszardzie, faktycznie nic nie wiesz o psach. ;)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Zabrano mi cały świat; braci, siostry i matkę. Nie przypuszczałem, że nawet w najgorszych snach coś takiego może się wydarzyć. W końcu byłem pierwszy. Pierwszy, który został zabrany.

może warto uniknąć powtórzenia zabrania

 

z dnia na dzień markotnienie.

markotnieje

 

się coś czaiło

coś się czaiło lepiej

 

dingowi

dingo niby nieodmienny ;-) ale mnie w oczy nie kłuje, choć swoją drogą jesteś trochę niekonsekwentna, bo potem piszesz "zobaczyłem dingo", zamiast zobaczyłem "dinga”

 

jak wiele Cieni grasuje po okolicy. Z braku lepszego określenia tak zostały nazywane przez Podwórkowe Obronne Psie Stowarzyszenie.

to powinno się chyba pojawić zanim wprowadziłaś Cienie we wcześniejszym fragmencie?

 

Potwory, [-które] gdyby nie podhalan, pewnie zjadłyby mnie na śniadanie.

 

Mimo wszystko w pewnym momencie dopadło i mnie znużenie.

lepiej i mnie dopadło znużenie lub znużenie dopadło i mnie.

 

W końcu i mnie oczy się zamknęły.

powtórzenie "i mnie"

 

bo jedynie dostrzegłem kilka ran i pokrwawiony jeden bok.

dostrzegłem jedynie kilka ran

 

Teraz miałem pewność, że nie tylko,byłem dla niego synem, a on dla mnie stał się ojcem.

zjadłaś spację, najlepiej zamień ją na kropkę.

 

cdn.

 

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Dlatego najpierw podbiegłem do okna, wskakując na zagłówek kanapy ← chodzi mi tylko o konstrukcję. Podbiegłem do okna – jak to zrobiłem? – wskakując na zagłówek kanapy. Czyli biegłem do okna po zagłówku. Wystarczyłoby zamienić to na wskoczyłem, a zlikwidować czynność niedokonaną, i nie miałabym zgrzytu. ;)

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Przyłączam się do zadowolonych z lektury :)

Naprawdę bardzo, bardzo fajny pomysł i oryginalne ujęcie tematu. Bohater do pokochania, i to nie tylko dlatego, że jest szczeniaczkiem ;) A największy plus masz u mnie za pokazanie psich emocji – świetnie Ci to wyszło na początku (określenie “duże ciepło” bardzo mnie ujęło), potem też strach psiaka był doskonale wyczuwalny.

Wydaje mi się, że ostatnie zdanie lepiej by spełniło swoją rolę, gdyby podzielić je na dwa. Dałabym kropkę po”tylko”.

 

Usterek jeszcze trochę się przemknęło, spróbuję zaraz odszukać te, które zapamiętałam (bo niestety musiałam czytać na raty i na różnych urządzeniach, więc nie zaznaczałam na bieżąco). Ale to, co najbardziej rzuciło mi się w oczy to niekonsekwencja w zastosowanym czasie – na początku psiak opowiada wszystko w teraźniejszym, ze dwa razy wkrada się nieoczekiwanie przeszły, znika po dwóch zdaniach, a potem nagle cała narracja przechodzi na przeszły, no i dalej już tak leci. Sprawdź, czy tak to miało być ;)

 

 

Chyba nieszczególnie mnie lubią, bo gdy zbyt blisko podchodzę, często warczą ostrzegawczo w niezadowoleniu.

– Idź stąd, Skilo. Nie przeszkadzaj nam – mówi Brutus, a jego sierść faluje, widać jak jest spięty i niezadowolony.

 

Poszedłem do kojca i położyłem się na ulubionym miejscu Brutusa. Każde miejsce w budzie miało jego zapach.

 

No nie pamiętam już co tam jeszcze było prócz tych powtórzeń… Ale to tez znak, że opowieść wciąga ;)

 

PS Cieszę się, że pomogłam, choć motywowanie się było wzajemne i nawet wydaje mi się, że częściej ja go potrzebowałam ;) 

 

 

 

Jej, jestem w bibliotece. ;P

 

Dzięki! Ale fajnie.

 

Wczoraj byłam bez dostępu do komputera, dzisiaj też mam dostęp dosyć ograniczony. Zaraz popoprawiam, to co mi wypisaliście. Dzięki, Nevazie i Werweno. :)

 

Naz, dopiero teraz zauważyłam, o co chodzi. Ale ze mnie ciemnota. Dzięki!

 

Dzisiaj spróbuję jeszcze raz sprawdzić te czasy i wyłapać samemu jakieś błędy. Ale mi dużo pomogliście! :)

 

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Lubię jak zabierasz się za psychikę postaci, jak się okazuje również tych psich. Próba wejścia w głowę psa jest głównym atutem opowiadania. Najbardziej podobało mi się to, na co zwróciła uwagę również Werwena – duże ciepło, strach. W tym aspekcie najlepiej wyszło Ci na początku, choć potem też wybierałaś dobre punkty zaczepienia (ale nie było już tak przekonująco jak na początku – podejrzewam, że to dlatego, że próbowałaś pokazać rozwój zdolności poznawczych dorastającego Skilo, chcąc nie chcąc potem myślał już trochę mniej jak pies, a bardziej jak człowiek). Nie spodobało mi się tylko zdanie “zdecydowanie przepadał za staniem w świetle reflektorów“ – to takie mało psie, lepiej byłoby napisać coś o samcach alfa ;-). No i długa nazwa stowarzyszenia. Wyobrażam sobie, że to miał być taki uśmiech do czytelnika, ale wolałbym coś bardziej pierwotnego, typu “straż”, “warta” albo “czuwacze” ;). W opisach mgły mogłabyś dodać szczyptę mroku. Wiem, że teksty na ten konkurs miały nie traumatyzować czytelników, ale myślę, że można było troszkę bardziej postraszyć. Najlepiej nawiązując do czasów prehistorycznych.

Całokształt przyjemny. Czytało się lekko, a niektóre zdania wywoływały spodziewany uśmiech. Opis relacji młodego psa ze starym był nawet trochę poruszający : ). W mojej ocenie poziom jak najbardziej biblioteczny.  

 

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Dzięki, Nevazie. Jak później znajdę chwilę, to jeszcze raz przejrzę te opisy. I tak teraz wywaliłam sporo ludzkich elementów i zastąpiłam je psimi. Poprawiłam też ten czas, bo faktycznie trochę kiepsko mi miejscami poszło oraz wypunktowane błędy. Wyrzuciłam wszystkie komputery, molosy, telewizory i inne takie. Uznałam, że początek na dłuższy tekst mógłby okazać się męczący. Ja sama nie przepadam za taką narracją i nie chciałam nią zamęczać innych.

Wbrew pozorom wydaje mi się, że nasze psy, są bardziej ludzkie niż myślimy.  Dlatego, tak wygląda mój bohater, a nie inaczej. ;)

Dzięki, za kilk do biblioteki, bardzo się cieszę, że się w miarę spodobało. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Melduję, że przeczytałam :)

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Bardzo mnie to cieszy. Czekam na rozstrzygnięcie konkursu, bo chciałabym zobaczyć Wasze opinie. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Przeczytałam z przyjemnością. Jestem wielbicielką psów (kotów zresztą też), spodobał mi się przedstawiony przez  Ciebie świat i jego młody obywatel, dzielny obrońca ludzi. 

Mam nadzieję, że moje dwa też mnie tak oddanie będą broniły przed Cieniami.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Dziękuję za przeczytanie i cieszę się, że Ci się spodobało. Wierzę, Bemik, że Twoje psy staną na wysokości zadania. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Oj, przed Cieniem ciężko się bronić… ;) 

Podbiłam do piórka, życzę przychylności Loży i jury!

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Ja też podbiłem do piórka. :)

Najlepszy prezent urodzinowy ever! Sama nominacja jest czymś super, bo to znaczy, że komuś się podobało. Cieszę się jak dziecko. Dzięki! :))))

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

A, to wszystkiego najlepszego, Mogiano! Żeby ciocia Wena często zaglądała i dziadek Czas sypnął wolnymi godzinkami. Ależ się złożyło. :)

Od paru dni, znaczy, od kiedy przeczytałam, coś mnie gryzie. Chodzi o tytuł.

We mgle coś czai się – czy to “się” na końcu to nie jest jakieś uchybienie wobec prawideł? 

Tak tylko pytam, bo sama mam problemy z “się”, moi beta-czytacze często mi przestawiają ten zaimek. A kiedyś, zdaje się, że Sethrael, zwrócił mi uwagę, że “się” nie powinno stać na końcu zdania.

Ktoś coś wie na ten temat?

Chyba wrzucę to zapytanie do shoutboxa.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Nie wiem, czy jest poprawnie, ale fajnie brzmi : ). Tak młodzieżowo-zabawowo.

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Morgiano, najlepszego! :)

bemik, w tytułach można przestawiać szyk. Według mojej wiedzy. Mnie korektor też pouczał, że “się” na końcu zdania się nie stawia.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Dzięki, enazet. Ale chyba jednak tu nie pasuje. 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Była taka chwila w trakcie bety, że też się nad tym zastanawiałem, ale o tym nie pisałem. Przestawiłem “się” i zastanawiałem czy tytuł będzie lepiej czy gorzej brzmiał. No i postanowiłem, że jest okej, jak jest, i nie zgłaszałem tego Morgianie. Może powinienem, ale tego nie zrobiłem z tego względu, że mi się podobał, a potem zapomniałem. :P

Bardziej poprawnie byłoby zapewne "Coś czai się we mgle", jednak celowo wybrałam taki a nie inny tytuł, by bardziej zwracał uwagę. Trochę tak jak napisał Nevaz. Dzięki, Naz. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Miałam zjechać, a tu kiszka, nie bardzo mam co. Naprawdę dobre opowiadanie. Zaciekawia już od pierwszych zdań, interesująca perspektywa pieska i ładna, ciepła jej realizacja. Podobało mi się zmienione miejscami słownictwo i ukazanie uczuć szczeniaka podczas przeżyć, które z punktu widzenia człowieka zwykle są drobnostką. Pomysł z niewidocznymi dla ludzi Cieniami też fajny (i tak wiem, że chciałaś się podlizać jurorowi), lubię takie delikatne wplatanie elementów fantastycznych w rzeczywistość. Jedyne, co mi mniej zagrało, to wrażenie zbyt szybkiego przejścia od kulminacji do zakończenia, ale trudno to nawet nazwać konkretnym zarzutem. Po prostu zaskoczyło mnie, że to już koniec opowiadania, ale widocznie walka musi trwać dalej poza oczami czytelników. Kurczę, i chyba muszę kupić sobie psa :) A tytuł w tej formie nasuwał mi na myśl jakąś piosenkę lub mroczną wyliczankę i zgadzam się z Tobą, że jest bardziej intrygujący niż byłby po zamienieniu słów.

Pomysł z niewidocznymi dla ludzi Cieniami też fajny (i tak wiem, że chciałaś się podlizać jurorowi)

Pomówienia! To wszystko pomówienia! :P

 

Dziękuję, Teyami za przeczytanie. Bardzo się cieszę, że Ci się spodobało. :) I że tytuł przyciąga… Trochę miał być, jak taka mroczna wyliczanka. Kiedyś koncepcja wyliczanki bardzo mi się spodobała w horrorze z 2007 roku, “Martwej ciszy”, mimo że to trochę nowsza wersja “Laleczki Chucky”, a przynajmniej film na niej bazujący. 

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Przeczytałem, najwyższy więc czas poznęcać się nad Tobą, Morgianello ;)

 

 

Tyle, jeśli chodzi o większe uchybienia i słabości, pora na pozytywy!

Do opowiadanka podchodziłem sceptycznie, gdyż muszę Ci się przyznać… nie lubię psów. (kaboom!)

Nie lubię, bo strasznie na mnie szczekają i cóż – odpowiedziałaś mi dlaczego XD Widać jestem Cieniem :O

Niemniej, jest szansa, bym wkrótce odzyskał człowieczeństwo, bo tekst przeczytałem z zapartym tchem, nie odrywając się choćby na chwilę (a tak się składa, że planowałem to zrobić w celach tak prozaicznych jak zjedzenie śniadania ;) ) i nawet troszkę te psy polubiłem – skóra Skila okazała się całkiem wygodna.

Początek zdecydowanie najlepszy – narodziny, chwile spędzone z rodzeństwem i matką sprawiają wrażenie przymglonych, nie do końca rzeczywistych, co dobrze podkreśla kształtowanie się świadomości psa. Od razu stanął mi przed oczami Fallout 3 ;D

Później historia trzymała w napięciu, pojawiały się pytania, wreszcie odkryłaś karty i opisałaś całkiem fajną walkę z Cieniem. Bardzo podobał mi się element opisywania zachowań psa i tłumaczenie go – jak w przypadku szczekania na wchodzących do domu właścicieli czy wyglądania przez okno. W sumie mogło być tego więcej, zmarnowałaś potencjał chłeptania wody z toalety i wąchania tyłków innych psów ;D

Duże plusy za tempo, balans, immersję i tytuł, który również mnie przekonuje – taka kolejność wyrazów zwiększyła nastrojowość.

Problematyka ciekawa – od razu stanęły mi przed oczami psy dziadków (również jamniki), które jakby w zgodzie z Twoją opowieścią, podzieliły się obowiązkami – jeden był dużo bardziej przywiązany do babci i to z nią spędzał najwięcej czasu, a drugi do dziadka. Czyżby ich broniły?

Historia miała co prawda smutny epilog, niemniej przez dłuuugi czas pieski skutecznie odpierały siły zła ;)

 

To jeszcze na koniec, coby nie przedłużać za bardzo ten jakże chwalebny komentarz, garstka błędów:

Zmrok zapada zdecydowanie zbyt szybko. Mrok jest domeną złego

Powtórzenie MROKUUU ;)

Gdy pytam czy to coś do jedzenia, Podhalan kręci głową

Tutaj mamy “podhalan” z dużej litery, później pisałaś już małą

obserwując z uwagą w każdą psią mordę w zasięgu

Niepotrzebne W jak warchlak ;D

 Dziwacznie było zdawać sobie sprawę

Zbędna spacja na początku akapitu

Cień próbował mnie odczepić. Trzepał się

A z tego się pośmiałem po prostu ;D Pewnie senpai nie chciał, by mu przeszkadzano w “trzepaniu się” ;D

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Count, co ja Ci mogę rzec? Chyba tylko tyle, że okropnie mi przykro, że nie lubisz psów. Nie wiem, jaką traumą jest to spowodowane, bo te czworonogi są cudowne! ;P A i żeby nie było moja sunia nie pije wody z WC.;P Cieszę się jednak, że nie porzuciłeś mojego tekstu, choć tematyka zupełnie nie w Twoim guście. A cieszę się tym bardziej, że w miarę się podobało. Dzięki po stokroć za opinię! I wyłapanie baboli… ;)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Bardzo mi  się podobało, szczególnie, że jest to powiew nowości – wcześniej tego typu opowiadania nie czytałem!

A nie lubię psów nie z powodu jakiejś traumy, tylko dlatego, że ujadają na mnie bez powodu… No i jeden zbój obsikał mi kiedyś parawan na plaży ;D

Gdy jednak pies jest miły, a taki właśnie był Skilo, to żyję z nim w zgodzie. Przez całe opowiadanie nie szczeknął na mnie ani razu, teraz trzymam z nim sztamę ;)

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Przeczytałam i ja. Przyjemne jako bajka, ale ja nie zostałam kupiona. Cały czas miałam wrażenie pewnej nadmiernej naiwności, mimo wszystko nie zdołałam polubić głównego bohatera. Pewnie już za stara i/lub za cyniczna jestem. Ogólnie też mimo wszystko nie przemówił do mnie pomysł z Cieniami – być może dlatego, że już kiedyś spotkałam się z pomysłem, że zwierzę domowe broni ludźmi przed złem przychodzącym nocą. Niemniej przeczytałam całość prędko i gładko, pomimo tego, że raz po raz potykałam się na interpunkcji (miejscami przecinków brakuje, a miejscami są tam, gdzie ich być nie powinno).

 

“– Cześć, dzieciaku[+.]gGłos miał zadziwiająco spokojny i miękki.”

 

“…powiedział do mnie Brutus, gdy leżę wtulony w jego bok” – w pierwszej części zdania czas przeszły, w drugiej teraźniejszy?

 

“Podnoszę jedno ucho do góry zupełnie zaspany.” – Podnoszenie do góry jest fuj!

 

“Do niedawna myślałem, że pies jest nieodzownym członkiem rodzinny, jej najlepszym ogniwem – przyjacielem człowieka, którego traktuje się niemal z czcią.“ – Doprawdy? Bo dotychczasowe zachowanie psiaka wyraźnie wskazywało, że to jemu zależy na ludziach i to on tęskni za nimi (i zdaje sobie z tego sprawę), a nie odwrotnie. Wcześniej nic nie wskazywało na to, by ktokolwiek traktował go “niemal z czcią” czy aby on sam czuł się w ten sposób traktowany.

 

“obudziłem się dopiero rano z wielkim i wyrzutami sumienia.“ – zbędna spacja (wielkimi)

 

“Musisz Obro-o-onić swoją rodzinę“ – obronić wielką literą?

 

“Kieruj się za krzakami“ – raczej: za krzaki?

 

“– No, zobacz. Nie chce nawet zejść. Natychmiast do siebie! – tTeraz już kompletnie wybudzony, unikając ostatniego szturchnięcia, zeskoczyłem.“

 

Pozdrawiam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Dzięki, Jose za przeczytanie i komentarz  wraz z wyłapaniem błędów. Poprawię po zakończeniu konkursu. Zdziwiłabym się, jakby wszystkim się spodobał mój tekst. ;)

Cały czas miałam wrażenie pewnej nadmiernej naiwności, mimo wszystko nie zdołałam polubić głównego bohatera

 

Zastanawia mnie tylko, jaki szczeniak nie jest naiwny? Mój własny pies pokazał mi, jak głupiutki potrafi być, jeśli wprowadzi się go w błąd. ;) 

Co do oryginalności pomysłu, nie mnie oceniać. Ja nie spotkałam się z podobnym, ale myślę, że wiele osób myśli podobnie i dlatego pewne rzeczy zawsze się powielą.

Jeszcze raz wielkie dzięki za odwiedziny. :)

 

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Wiem, masz rację, każdy szczeniak, kociak, dzieciak itp. jest naiwny ;) Co nie zmienia faktu, że w tym opowiadaniu jakoś przez cały czas mnie to lekko drażniło. Hm, jakby to… nie chcę wyjść na malkontenta, tylko spróbować wyjaśnić, jak to odbieram: żaden czytelnik nie ma ochoty czytać o bohaterze głupim, prawda? Ale ta głupota może być różna – jeśli bohater będzie przy tym np. sympatyczny czy zabawny, jego głupota jest przyjmowana z całym dobrodziejstwem inwentarza. Ale jeśli coś nie zagra, ta głupota będzie tylko irytować. I tak niestety było ze mną i ze Skilo – nie zagrało.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Początek świetny, kupił mnie niespodziewaną perspektywą, potem to trochę uciekło. Cienie i obrona ludzi przed nimi wywołaly odległe skojarzenie z jednym z opowiadań Sapkowskiego ( zdaje się, że “Muzykanci”). Ale ogólnie przeczytałam z dużą przyjemnością.

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Okej, Jose, zrozumiałam Twoje przesłanie. ;)

 

Alex, dzięki za odwiedziny i cieszę się, że się spodobało. Początek jest specyficzny i taki miał być, ale sądzę, że na dłuższą metę mógłby zmęczyć. Dlatego zdecydowałam się na bardziej normalną narrację.

Nie czytałam tego tekstu Sapkowskiego, ale przynajmniej wiem, co należy nadrobić. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Morgiano, to, że robisz ogromne postępy, jest niepodważalne. 

Przeczytałam Twoje opowiadanie z zainteresowaniem, raz trochę większym, raz nieco mniejszym. Wydaje mi się, że najbliżej mi jednak do opinii Joseheim. Wiem, że szczeniak ma prawo być naiwny, ale ta jego szczeniaczkowata naiwność dla mnie niestety zabiła grozę, która gdzieś tam powinna się czaić. Jestem też rozczarowana Cieniami – cały czas miałam nadzieję, że do czegoś prowadzą, do jakiegoś rozwiązania, są czymś konkretnym. Na to czekałam i nie doczekałam się (chyba że przegapiłam, to by był wstyd;)).

Nie ukrywam też, że cały czas miałam przed oczami psy sąsiadów. Jeden duży, drugi mały, a oba głupie jak buty (chociaż do tej pory uważałam, że głupie są tylko małe psy). Oczywiście, nie uważam, że Twoi bohaterowie byli niemądrzy, ale jak już sobie ich powiązałam z psami sąsiadów, to mi ten obrazek nie mógł wyjść z głowy. ;)

Na bibliotekę kliknęłabym bez wahania. Na piórko – niestety, jeszcze nie tym razem.

Dzięki, Ocho za uwagi. Biorę sobie do serca. Co do wyobrażenia psów, z którymi miałaś do czynienia się nie wypowiem, bo nie mam na to wpływu. ;)

Cieszę się, że widać u mnie jakiś progres.

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

. Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Przeczytane.

O proszę, to już wiemy co robi Cień Burzy mglistymi nocami… zakrada się do sypialni z atrakcyjnymi żonami! ;-D

 

Skojarzenia z “Muzykantami” Sapkowskiego (czy też jeszcze jednym ze zbioru “Trzynaście Kotów”) dużo mniej odległe, niż twierdzi Alex. Ta wtórnośc pomysłu uwierała mnie cały tekst, mimo, że miłośnikiem psów jestem ogromnym…

 

CountPrimagenie, obserwuje cię. Człek nie lubiący psów często nie rozumie, że zły pies to tak naprawde pies źle poprowadzony przez człowieka… I budzi moje rybie podejrzenia! ;-)

 

Podoba mi się perspektywka małego jajnika, Podwórkowi Psi Obrońcy (jak z Niziurskiego) i konstrukcja fabuły oparta na wejściu w dorosłość i próbie męskości, przeprąciem, psowatości. Nie trzeba komplikować, żeby stworzyć przyjemne opowiadanie, wystarczy dobrzze poprowadzić gawędę – i to zrobiłaś.

Nie podoba owa wtórność, charakterystyczna klisza obrońców ludzi, którzy są nieświadomi paranienormalnego świata – ten element można rozegrać dużo ciekawiej, niż np. walką cieniami-chorobami. Prześlizgujesz się obok tematu, dlaczego psy właściwie to robią, jaki jest cel tych cieni – tu odczuwam znajome, czytelnicze niedorżnięcie fabularne i to mimo, że perspektywa szczeniaka teoretycznie usprawiedliwia dużo z tych przemilczeń. Ponadto jamniki to myśliwi, działający samotnie, w norach, w zagrożeniu starcia z silniejszym przeciwnikiem – te instynkty nie są widoczne u szczeniaczka-protagonisty, a rozwijają się u jamników dość wcześnie (kilka setek lat rasowej selekcji robi swoje). Twój to jakaś ciapa, zupełnie niejamnicza ;-)

 

Tym niemniej przyjemnie spędziłem czas, bo opowiadanie jest szalenie sympatyczne. W kwestii Biblioteki popieram w całej rozciągłości, w kwestii piórka muszę się jednak zastanowić.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Cóż to – Ryba staje po stronie psa?! Niedorzeczność! ;P

Tak to widzisz jest, że gdy odśnieżasz własny podjazd, a pies sąsiadów szczeka na ciebie przez cały czas, to nie budzi pozytywnych skojarzeń… Dlatego wolę koty ;)

Obserwuj, obserwuj, nie obrażę się ;)

 

Ech, a co do tego skojarzenia z Muzykantami, to macie słuszność (Psycho i Alex) – czytałem w zbiorze Maladie i inne opowiadania, wstyd, że sam na to nie wpadłem… Choć z drugiej strony może dlatego, że do gustu specjalnie mi nie przypadło (pomimo kotów) ;D

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Zygfrydzie, Cieniu, czekam na opinię i zakończenie konkursu. ;)

 

Fishu, dzięki za rozłożenie mojego tekstu na pierwiastki. ;) 

Dowiedziałam się, co było okej, a co spaprałam. Na swoją obronę, mogę jedynie powiedzieć, że to wszystko przez to, że to tylko kilkumiesięczne szczenię. I mimo, że ze swojej wiedzy wyciągasz, że jamnik powinien być taki i taki. To jest to błędne spojrzenie, bo każdy pies jest inny, jak każdy człowiek. A uwierz mi, obracam się w kręgu osób uwielbiających psy i otaczają mnie praktycznie sami znajomi z pupilami. Między innymi znalazły się tam też jamniki. Bardziej bym się doczepiła do podhalana, bo ta rasa po prostu przypadła mi do gustu. ;) Przez całe życie również miałam z psami do czynienia. Z małą przerwą, gdy zamieszkałam poza rodzinnym domem.  No, ale cóż odbiór, to odbiór i jako autor tekstu mogę jedynie przyjąć kubeł zimnej wody na głowę. Choć uważam, że i tak nie jet źle w końcu dostałam czwórkę od Ryby. ;P

To samo w sobie niczym sukces. ;)

 

Ps. Muszę przeczytać tych Muzykantów, bo zaczyna mnie drażnić to porównanie, kompletnie nie wiem, o co chodzi.

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Morgiano, obawiam się, że moje spojrzenie nie jest błędne – no chyba, że po kolejnym kieliszku i w okolicy nagle wyrasta wiatrak, na szczycie którego jest jakaś królewna do uratowania, a wierny przyjaciel u boku sączy pączy ;-)

 

Ja doskonale wiem, że każdy pies ma swoją niepowtarzalną osobowość. Ale wiem też, że wspólne cechy charakteru, rasowe, są tak silne właśnie dlatego, że daną odmianę psa hodowano przez wiele lat właśnie poprzez dobór osobników wykazujących cechy fizyczne i psychiczne jak najpełniej odpowiadające tzw. wzorcowi rasy. Z psami od dziecka, sam swoje tresowałem, a gdy wiedzy zabrakło (bo jednak trafił się szczególnie agresywny przypadek), to po nią poszedłem. Tak jak się spodziewałem, to była bardziej tresura człowieka, niż psa – by lepiej obserwować psie zachowania, by umiejętniej wykorzystywać psie nawyki i instynkty. Jamniki też znam (właściwie znałem, bo teraz ta rasa jest dużo mniej popularna niż jakieś piętnaście-dwadzieścia lat temu) – i dlatego zwróciłem uwagę na kontrast międy “jamnikowatością” a tym, co opisujesz w opowiadaniu. Kilkumiesięczne szczenięta np. owczarków niemieckich uwielbiają np. porywać różne przedmioty właścicieli i uciekać – zwracanie na siebie uwagi, ćwiczenie polowania i zaganiania przez zabawę itp. Mają to wmontowane w geny. Podobnie jamniki: są diabelnie ruchliwe, uwielbiają kopać nory, odważnie wciskają się w nieznane, ciasne zakamarki – od maleńkości, w trakcie zabawy. Taki instynkt, tak ukształtowana rasa. Kolega miał jamnika o tak silnej potrzebie ruchowej i instynkcie polowania, że nawet gdy staruszek był już kompletnie ślepy, to wystarczyło go puścić na trawnik i parł przed siebie jak żywa kiełbasotorpeda. Trzeba było tylko dbać o to, by go w odpowiednim momencie przekierować na inny kurs, nie kolidujący z żadną ścianą, drzewem czy większym psem (bo parł do przodu, a resztki zębów same się jakoś odsłaniały w akompaniamencie warkotu ;– )  Kiler był, to fakt ).

 

Większość psich ras ma słabszy lub silniejszy instynkt polowania, który jest ustawicznie wykorzystywany na różne sposoby w ich tresurze (bo metoda pracy z psem zależy też od rasy; a zależy od rasy – bo różne rasy mają różne główne cechy wspólne charakteru). Zabawy szczeniąt często są właśnie ćwiczeniem walki o dominację, polowania, umykania z łupem-zwierzyną… 

 

I tak, oczywiście, od każdej reguły sa wyjątki – ale to są wyjątki. W przypadku twojego tekstu nietrudno wybrnąć z takiego zarzutu właśnie, podkreślając gdzieś w tekście tę niejamnikowatość jamnika, że “inny jakiś jesteś, a znałem kiedyś podobnego tobie… Che Guevarę… To był pioruńsko odważny szelma!”.

 

EDIT:

…lub z bohatera uczynić wyjątkowo bojaźliwego/niepewnego kundelka ;-) Też samo się obroni ;-)

/EDIT

 

A piszesz dużo lepiej niz kiedyś – i gdyby nie ta gryząca wręcz wtórność rozegranej kliszy obrońcy ludzi, to dawałbym ze spokojem pięć ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Przyjemne opowiadanie. Generalnie rzecz biorąc, można powiedzieć, że jestem niewymagającym czytelnikiem w tym sensie, że lubię proste historie bez nadmiernej metaforyzacji, psychologizacji i drugich den. Czytając opowiadanie oczekuję ciekawej historii i przyzwoitego warsztatu. A tu właśnie to dostałem. Miło.

Co do wyobrażenia psów, z którymi miałaś do czynienia się nie wypowiem, bo nie mam na to wpływu. ;)

Fakt. To taki bezsensowny osobisty wtręt. Staram się ich unikać, ale jak widać, czasem mnie pokonują. Na usprawiedliwienie napiszę tylko, że nie wpływają na ocenę. ;)

Psycho, przyjęłam Twoją opinię do wiadomości. Może coś z tego wyciągnę, może nie. Człowiek czasem jest uparty jak osioł, ale ja staram się uczyć na błędach. ;P

 

Vyzarcie, dzięki, cieszę się, że w miarę się spodobało.

 

Ocho, no cóż, w końcu nasze upodobania wynikają z tego jacy jesteśmy i jak postrzegamy świat. Zły odbiór, czy zła ocena, często wynika po prostu z naszych preferencji. Rozumiem to doskonale, bo ja np. średnio lubię sf i gdy jest napisane w stylu hard, praktycznie nie czytam. Wiem, że obowiązki loży mało mają wspólnego z własnymi zainteresowaniami. Może od czasu do czasu trafi się coś, co wpada w gust czytelniczy. ;)

 

Edit: Jestem na tyle zdeterminowana, że i tak będę pisać. Najwyżej z marnym skutkiem. ;)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Morgiano – absolutnie tak, jak piszesz, wymiana opinii. Jako psiarz zwracam na takie elementy uwagę, co nie znaczy, że reszcie świata w czymkolwiek to przeszkadza ;-) 

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

W dyskusji o „się” w tytule udziału nie brałam, ale trzymałam kciuki, żebyś przypadkiem nie zmieniła :) Dzięki takiemu szykowi tytuł intryguje, staje się ważnym elementem tekstu.

A samo opowiadanie mnie zadziwiło. Podejściem do tematu. Psiara jestem pełnokrwista (psa za niańkę miałam od urodzenia), więc dzieciństwo z punktu widzenia szczeniaka bardzo mi przypadło do gustu.  Pierwsze fragmenty dotyczące ślepego stworzonka, które dopiero zaczyna cokolwiek czuć, potem powoli otwierać oczy – po prostu piękne.

Tylko tak jakoś to beztroskie dzieciństwo szybko minęło…

Ze strony formalnej – dzieciństwo jest, fantastyka jest, zbędnych traum brak, czyli jest wszystko jak być powinno. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Cieszę się, że tytuł przypadł Ci do gustu i że ma jakieś oddziaływanie na czytelnika.

 

Pierwsze fragmenty dotyczące ślepego stworzonka, które dopiero zaczyna cokolwiek czuć, potem powoli otwierać oczy – po prostu piękne.

Twe słowa radują me serce. ;P

Choć niestety muszę się zgodzić, że pieskie dzieciństwo, jak i życie psiaków szybko przemija. :(

 

Czekam teraz na rozstrzygnięcie i lecę po podglądać inne komentarze pod pozostałymi tekstami. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Opowiadanie zajęło w konkursie 2. miejsce.

 

Opowiadanie z porządną dawką fabuły. I to całkiem niezłej, wciągającej. Ładnie skomponowane. Bohaterowie archetypowi, ale barwni. Językowo nieźle, choć zdarzają się usterki. Duży plus za to, że opowiadanie naprawdę mocno skupiało się na dzieciństwie, pokazując jego duży okres. To, że bohaterem jest pies, oryginalne, choć nie jestem aż tak wielkim miłośnikiem zwierząt, żeby przyznawać za to jakieś dodatkowe punkty :)

 

Dziękuję, Zygfrydzie, za opinię i za taką wysoką ocenę. Wziąść udział w Twoim konkursie był dla mnie przyjemnością. Cieszę się baaardzo za moje drugie miejsce. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Ciekawy bohater. Sprawnie piszesz. Początek znakomity. Potem zaczyna robić się tak sielankowo i słodko, że… I w najostatniejszej chwili pojawia się napięcie. Masz wyczucie. Jednak pomysł z Cieniami nie przypadł mi do gustu. Wolałbym, żeby to były na przykład psie gangi (tak się przez chwilę zapowiadało i już czułem dreszczyk emocji). Myślę, że zaprzepaściłaś okazję na stworzenie świetnego thrillera, zamiast bajeczki dla maluszków.

Jest trochę błędów interpunkcyjnych, ale na to chyba już zwracano ci uwagę.

Zapomniałem już, że istnieje świat poza wielką budą i moimi dużymi – w przypadku takiej amnezji zadziwia fakt, że Skilo tak dobrze pamięta czasy od chwili narodzin do momentu opuszczenia rodziny.

Usłyszałem ciche poirytowane warczenie – czy warczenie może się zdenerwować?

Interpunkcja to moja zmora…

Sielanka wynika z założeń konkursu. Nie chcieli zbyt wiele dramatu, a tekst był pod konkurs pisany. Przez to sam może nie obronić się idealnie. Rozumiem, że pomysł z Cieniami nie przypadł do gustu, cieszę się, że chociaż sam bohater się spodobał.

 

Zapomniałem już, że istnieje świat poza wielką budą i moimi dużymi – w przypadku takiej amnezji zadziwia fakt, że Skilo tak dobrze pamięta czasy od chwili narodzin do momentu opuszczenia rodziny.

To akurat wynika z psiej natury. Pies może pamiętać pewne rzeczy przez jakiś czas, ale z czasem one blakną i czworonóg zapomina.

 

Dziękuję za przeczytanie. :)

 

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Przeczytane i bardzo mi się podobało. Prosta historia, było mi miło i ciepło i miło, no. Szczególnie początek mnie kupił.

Podobała mi się też stylizacja mowy Dingo, te o-o-o. Niby niewielki szczegół, ale… wzbogacił tekst?  Choć w jednym miejscu rozciągał nie o, a “i” i poczułam się wtedy, jakby mnie oszukał ;)

www.facebook.com/mika.modrzynska

Ojej, dziękuję, za tak miły komentarz. Cieszę się bardzo, że przypadło Ci do gustu. Miło mi, że zajrzałaś do dość już starego tekstu. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

 

We mgle coś czai się

 

Morgianko, zdecydowanie najlepszy z Twoich tekstów. Technicznie jeszcze kulał, ale nie na tyle, by jakoś szczególnie – o ile w ogóle – mi to przeszkadzało. Pomysł i atmosfera z nawiązką nadrabiają wszelkie braki warsztatowe. Bo wizję miałaś naprawdę świetną, a i wycisnęłaś z niej bardzo wiele. Jako Cień uzależniony od psiej miłości, „wpadłem” w opowiadanie od razu, w całości i na dłuuugo.

Zrobienie z piesków obrońców ludzkości… trochę bardziej, niż są nimi na co dzień, to zacna koncepcja. Pewnie nieoryginalna (gdzieś, coś…), ale kąsał to giez. Tak więc za sam pomysł na psiego (super)bohatera spory plus, za wykoncypowanie z tego zacnej, ciekawej, klimatycznej i naprawdę wciągającej historii plus jeszcze większy. Trzeci, za świetne prowadzenie szczeniaczkowego narratora; był dokładnie tak słodki i głupiutki, jak być powinien. Chyba ostatni, ale też nie mniejszy, plus, za oryginalne podejście do tematu konkursu.

Naprawdę szczere gratulacje, i to nawet bardziej świetnego tekstu niż samego podium.

 

Peace!

 

P.S.

A, i nawet nie gniewam się za to, że ten tekst to jedna wielka potwarz dla Cieni.

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Cieniu, czyżby przedwczesny gwiazdkowy prezent?

 

Cieszę się, że doczekałam się Twojego komentarza, nie sądziłam, że zbierzesz się, by napisać nam jeszcze jakieś opinię, a każda (zwłaszcza ta pochlebna) jest niezwykle miła. :)

Dzięki, że mnie nie skreśliłeś za te Cienie i za to, że uznałeś mój tekst za dobry sam w sobie niezależnie od konkursu. :)

Niemniej miejsce numer dwa jest miłą niespodzianką. W końcu jestem tuż za Werweną, nawet jeśli od jej świetnego tekstu dzielą mnie lata ciężkiej pracy przy klawiaturze… ;)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Raczej spóźniony prezent na dzień dziecka.^^

 

Miło, że we mnie wątpiłaś, ale – na szczęście nielicznych i nieszczęście wielu – jestem raczej słownym facetem. Trzeba czegoś więcej niż żarłoczny hipogryf, żebym nie dotrzymał raz danego słowa.

A tekst zaiste bardzo dobry. I zasłużenie wyróżniony.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Urocze, wręcz wzruszające opowiadanie :) Ciekawe wytłumaczenie niesforności psów i oryginalny pomysł na pokazanie ich wierności i przywiązania. Główny bohater ( jak i większość tutejszych postaci ) z łatwością zaskarbił moją sympatię :)

Ani razu nie oderwałam się od tekstu, a kiedy skończyłam, aż ciężko było uwierzyć, że to już 36k znaków. 

Lenah, dziękuję również tutaj za odwiedziny. To niezwykle miła niespodzianka. Bardzo się cieszę, że i tu zajrzałaś, a tym bardziej, że tekst tym razem przypadł Ci do gustu. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Przeczytane i spodobane. :)

Komentarz będzie trochę na skróty, ale co tam. Jak to mówią: “Czas nie guma, budzik nie sanki”. XD

Spodobał mi się pomysł na prezentację całego opowiadania z perspektywy psa, choć nie powiem, żebym kupił to w ciemno. Jak przystało na osobę wredną, podłą i podstępną zacierałem ręce, czekając, na czym się wyłożysz. ;-)

Bo wyłożyć się było wbrew pozorom łatwo. Pierwsza myśl była taka, że pójdziesz w jakąś wersję takiej napisanej słowem, absolutnie przesłodzonej historii familijnej o superpsie albo superpsach. Takiej, które często widzi się w telewizji w niedzielne przedpołudnia. Albo kiedyś się widziało, bo dawno tv nie oglądałem. W każdym razie typowej do bólu zębów. I koszmarnie odrzucającej dla mnie jako czytelnika.

Później sobie pomyślałem, że może porwiesz się na zupełną brawurę. To jest: spróbujesz napisać w pełni poważną (z założenia) historię o psie/psach walczących z jesiennymi potworami. I to byłby chyba ruch w stylu japońskiego Kamikaze, bo psia krucjata przeciw jesiennym zmorom i pełna powagą jakoś za diabła nie idą mi w parze.

Miałaś więc parę okazji by się wyłożyć, ale z nich nie skorzystałaś. ;-)

Tekst jest prosty, ciepły, ale nie przesłodzony. Nie przerysowany. Nie dający poczucia, że może trafić tylko do dziecka. Sympatyczna lektura z dobrze dobranymi do bohatera problematyką i konceptem. :)

Słowem, przyjemna lektura.

Wizyta w ramach akcji: Jak oni “pisajom”/ Zajrzyjmy w głąb biblioteki/ Poznaj twórczość jurora swego

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Oj, połechtałeś moje ego. <3

Dzięki serdeczne za odwiedziny i przemiły komentarz, który mam nadzieję nie był powodowany “Świątecznym konkursem”, jako chęć pochlebstwa. :P

Niezwykle mi miło, że po takim czasie ktoś chciał do tego wrócić. Chyba to jeden z moich ulubionych tekstów, zwłaszcza, że ostatnio mam problem cokolwiek skończyć i jeszcze żeby się podobało. To sztuka, której chyba nigdy się nie nauczę. ;)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

mam nadzieję nie był powodowany “Świątecznym konkursem”, jako chęć pochlebstwa. :P

Ej, no przecież specjalnie czekałem z tym komentarzem do końca konkursu, żeby nie zostać posądzonym o jakieś próby “przymilania się”. :-)

Poza tym biorąc pod uwagę, że w tym konkursie furory nie zrobiłem, to powinienem się raczej mścić, odgrywać i zaciekle krytykować. XD

I nie ważne, że moje opowiadanie na konkurs nie miało fabuły. Kochamy je jak normalne. ;-)

Dobra. To może teraz trochę poważniej.

Widzisz, ja na takie niespodziewane odwiedziny pozwalam sobie całkiem często. Twórczość portalowa nie kończy się na pierwszej stronie poczekalni. Głębiej też można znaleźć ciekawe teksty. 

Nie będę pisał, że konkurs nie miał przy tym żadnego znaczenia, bo generalnie, jak tylko znajduję czas, staram się poznawać twórczość kolejnych użytkowników Portalu, a tą organizacją konkursu niejako wysunęłaś się przed szereg. Powód wizyty jest prosty. Chciałem zobaczyć jak piszesz, a że nie jestem sabotażystą, to wybrałem tekst, który dobrze oceniano, bo to w sumie pewna forma obietnicy frajdy z lektury. A tego w czytaniu szukamy, nie? :-)

P.S. Ciesz się połechtanym ego, bo zrzędzić i wypominać też potrafię. XD

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Misiowi bardzo się podobało i uważa, że Wykopalisko to dobry pomysł.

 

Miś poleca to opowiadanie do biblioteki( jeżeli go tam nie ma). Jako uzasadnienie proponuje komentarze przedpiśców, bo sam tak nie potrafi.

 

Jeszcze miś powtórzy za Krokusem

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

 

Dziękuję za poświęcony czas na lekturę i komentarz. :) Bardzo mi miło, że chciałeś polecić tekst dalej. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Nowa Fantastyka