- Opowiadanie: Bernierdh - Gdybym miała rewolwer, nie potrzebowałabym smoka

Gdybym miała rewolwer, nie potrzebowałabym smoka

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Gdybym miała rewolwer, nie potrzebowałabym smoka

– Witaj, smoku.

– Witaj, dziewczyno.

– Nie powinieneś być przypadkiem odrobinę większy?

– Chyba nie. A czy ty nie powinnaś być przypadkiem odrobinę ładniejsza?

– Punkt dla ciebie.

***

Leżę w łóżku, patrzę na ścianę mojego pokoju i myślę o eonach, o eonach, o eonach.

Na szafce leży nietknięty Harlan Coben, tuż obok stoi od dawna już chłodna herbata, skórki od mandarynek walają się niedaleko, a niedokończone wypracowanie z polskiego spadło z biurka i rozłożyło wesoło na brudnej podłodze.

Mam to wszystko gdzieś. Przez krótką chwilę jestem wolna.

A potem słyszę domofon.

Instynkt przetrwania każe mi go zignorować, odruchowo podkręcam muzykę, a gitara Slasha miesza się z jękami jakiejś dziewczyny w starej, dobrej „Rocket Queen”. Domofon znika, przestaje istnieć, a ja wygrywam, wsparta cylindrem mojego wymarzonego kochasia.

Nie ma nic. Nie ma nic. Nie ma nic.

Walenie do drzwi pokoju. Zignoruj. Ciesz się wolnością.

Drzwi się otwierają. Zdejmuję słuchawki.

– Tak trudno ci wstać i otworzyć drzwi? – pyta matka, wściekła i czerwona.

– Sorry. Nie słyszałam. – Wskazuję na słuchawki. Wciąż słychać przebijającą się muzykę.

Niewinne kłamstewka dnia codziennego nigdy nie uczynią nas złymi ludźmi.

– Chodź tu i wypakuj zakupy.

– Wolałabym nie.

– To nie była prośba.

Wstaję, przetaczam się do drzwi i jestem kulą goniącą najgorętszego archeologa w historii archeologów. Wpadam do kuchni, mijając wrednego kocura, sięgam po siatki. Mleko do lodówki, mięso do zamrażarki, szynka do lodówki, makaron i płatki do szafki. Coli sobie nalewam.

Piję, jestem wolna, choć zaraz rzucą się do mnie o lekcje.

Przecież odrobię. Przecież i tak to wszystko nie ma sensu.

Przecież i tak nikogo nie obchodzą wierszyki, a wszyscy wiemy, że Słowacki wielkim poetą był.

Wieczorem powkuwam rzeczy, które mnie nie interesują, wbijane mi do łba przez osoby, które mają to wszystko gdzieś, by nigdy już z tej wiedzy nie skorzystać.

– Nie chodź jak słoń, bo Olek właśnie zasnął – słyszę.

Nie oddychaj zbyt głośno, bo Olek właśnie zasnął. Nie myśl zbyt intensywnie, bo Olek właśnie zasnął. Nieś brzemię wrzucone ci na plecy przez kogoś innego, bo tak ma być i już.

Zakupy rozpakowane, pozwólcie mi utonąć.

– Tylko nie siedź godzinami na Facebooku. Odrób najpierw lekcje – słyszę.

Nie, nie będę siedzieć na Facebooku. Przecież o wiele ciekawszym zajęciem jest siedzenie cicho, bo Olek właśnie zasnął. Później odrobię lekcje.

– Dobra – mówię tylko, ponieważ mój mózg błaga o chwilę spokoju.

Potykam się o pampersa wypełnionego sensem życia każdego człowieka, a przede wszystkim nastolatków. I produktem ubocznym istnienia Olka.

– Wyrzuć to, jak już nadepnęłaś – słyszę.

– Dobra – mówię tylko, ponieważ mój mózg błaga o chwilę spokoju.

Pokój. Wreszcie pokój. Przez sekundę.

Słyszę domofon. Siostra wróciła. Wszystko przepadło, a od dybów drętwieją mi ręce.

***

– A nie pomyślałaś kiedykolwiek, że zwyczajnie wymagasz zbyt wiele?

– Nie wydaje mi się, smoku. Proszę tylko o gigantyczny drogowskaz z neonami i brokatową farbą, wskazujący na powołanie i sens życia. To wiele?

– Jeśli mam być szczery, to tak. Raczej tak.

– To sorry. Bo jak się spada w przepaść, to wypadałoby, żeby któryś bliski podał ci rękę. Bez płynu do mycia naczyń i dziecięcej butelki do napełnienia.

– Ja zazwyczaj nie spadam w przepaść, ponieważ mam skrzydła.

– No jasne. To była metafora, gadzino. Chodziło mi o to, że nikt ci nie pomaga, każdy odwala swoje i byle do jutra. A ty odwalasz i czekasz na zbawienie, bo jutro wygląda identycznie jak dzisiaj i nie widać szans, żeby miało się to zmienić.

– Życie to nie bajka.

– No właśnie. Ale ty jesteś jak z bajki.

– I jestem twoim najlepszym przyjacielem.

***

Kuchenny stół jest gigantyczną pustą przestrzenią, wypełnioną niezręcznością, powietrzem i raz na jakiś czas zapachem jedzenia. Zupki. Dostajemy zupkę.

Odzywa się moja rodzicielka, czyli Całkiem Obca Osoba Numer Jeden:

– Gdzie byłaś?

Skierowane nie do mnie, a do mojej siostry, czyli Całkiem Obcej Osoby Numer Dwa. Przecież wiadomo gdzie ja bywam, a nawet gdyby nie było wiadomo, to żaden problem. Mogłabym nawet brać udział w wielodniowych orgiach organizowanych przez Anonimową Ligę Zarażonych Wirusem HIV, a i tak największą zagadką tego domu jest „z kim pieprzyła się cholerna dorosła kobieta”.

Zapytajmy Herculesa Poirot i udawajmy, że nazwisko właściciela penisa ma jakiekolwiek znaczenie.

– U Pauliny – odpowiada Anka.

Paulina ma ciemne włosy ścięte na dwie długości, dużo mięśni i mercedesa. Z pewnością nie posiada macicy, ale możemy podpiąć czepianie się tego faktu pod dyskryminację gender.

– Jasne. U Pauliny. – Mama jest lepszym detektywem niż Rutkowski i ma od niego fajniejszą fryzurę. – Chodzisz i pieprzysz się z jakimiś staruchami, a ja siedzę z dzieckiem.

Wypowiedziane tonem: „kurde, znów pada”.

Swoją drogą, Paulina ma trzydzieści parę lat i w żadnym wypadku nie wygląda na starucha.

– Byłam tylko u Pauliny. Przecież się zgodziłaś.

Anka brała ostatnimi czasy lekcje medytacji od samego Buddy i nauczyła się ignorować podobne uwagi.

A może to nie był Budda, tylko Johnny Walker? Jakoś nie zwróciłam uwagi.

– Nie zgodziłam się, żebyś łaziła się ruchać po jakichś hotelach.

Mama nawet nie wyjrzała przez okno, jak siostrzyczka wychodziła, ale swoje wie, ponieważ ma siatkę mafijną szpiegowskich cyganów, która informuje ją o każdym ruchu córki.

Albo po prostu założyła tak i już. Za nią nigdy nie nadążysz.

– Byłam tylko u Pauliny – kłamie Anka. Skończyła już jeść. – Zmywasz? – zwraca się do mnie.

– Nie – odpowiadam. – Dziś twoja kolej.

– Aha. No spoko. Nigdy nie chce ci się nic robić w tym domu.

Milczę, ponieważ milczenie jest złotem, a życie w tej rodzinie nauczyło mnie, że nie tylko dla duszy, ale również dla ciała. Idę do pokoju.

Słuchawki. Muzyka. Axl Rose.

Nagle Anka wchodzi i prosi, czy może przewinąć Olka na moim łóżku, ponieważ na jej jest straszny bałagan. No i owszem, bo wywaliła na nie wszystkie ciuchy z szafki.

– Cześć – mówi przyniesiony na rękach Olek.

Kot miauczy, że mnie nie lubi.

***

– Hmm… Nie należę do najgłupszych smoków. Rzekłbym nawet, że jestem członkiem dość ścisłej elity, jeśli chodzi o inteligencję, to jest zresztą powodem, dla którego mam złote łuski. Jednak nie potrafię chyba znaleźć powodu twojego narzekania.

– Jak to?

– Znam wiele istot, które potrafią stać się niewidzialne. Chochliki, ogniki leśne, wróżki, duchy i zjawy, jak również skrzaty oraz różnego rodzaju stwory natury magicznej. One wydają się bardzo zadowolone z tej umiejętności. Tobie się jednak nie podoba.

– Już ci tłumaczę, stary. Problem polega na tym, że bzdurą jest, jakobym „potrafiła” być niewidzialna. Znacznie poprawniej byłoby powiedzieć, że „jestem”. To niekoniecznie pożądana właściwość.

– Dlaczego?

– Bo czasem człowiek pragnie być zauważony. Chce istnieć, chce coś powiedzieć i chce, żeby inni go usłyszeli. Chce stać się częścią świata, a nie jego tłem.

– Po co?

– Żeby nie czuć się skrajnie samotnym i żeby po coś istnieć.

– Wybacz, przyjaciółko, ale nie rozumiem. Ostatecznie, jestem tylko zwykłym smokiem.

– I to właśnie w tobie lubię. Ponieważ, mój drogi, ty nie jesteś „tylko smokiem”. Z całą pewnością jesteś „aż”. „Tylko” to można być człowiekiem.

***

Ta ławka należy do mnie. Jest długa, szeroka oraz tylko i wyłącznie moja.

Wszyscy inni mijają ją i udają, że nie istnieje. Tej ławki nie ma. Jest tylko goły kaloryfer i okno, na oknie pusta butelka, za oknem winkiel, za którym wszyscy palą.

Mnie nie ma.

I dobrze. Przerwa obiadowa, dwudziestominutowa, zdążę poczytać książkę, zjeść w spokoju kanapkę, spędzając czas z najinteligentniejszą osobą w okolicy. Sobą.

Lubię być najmądrzejsza. Lubię być jedyna.

Nie ma tych wszystkich mijających mnie ludzi, nie ma ich spojrzeń, nie ma samotności, ponieważ coś takiego nie istnieje. Nie ma głosów, nie ma komentarzy.

Jest Harlan Coben oraz kanapka z szynką i ogórkiem.

Nie ma tego dzwonka, ponieważ nie pozwalam mu być, a jestem najważniejsza.

Nie ma następnej lekcji, niemieckiego, na którym nauczycielka szprecha sobie wesoło, ignorując fakt, że absolutnie nikt jej nie rozumie. Nie ma kartkówki z matmy. Nie ma niczego. Jestem tylko ja.

I całkiem mi z tym dobrze.

***

– Chciałabym być tobą, smoku. Odlecieć sobie i mieć wszystko gdzieś.

– Przyznaję, że całkiem przyjemnie jest być mną. Choć niektórzy mogliby uznać, że samotne istnienie i samotne podróżowanie sprzyja przygnębieniu. Ale ja nie jestem samotny, wbrew podejrzeniom całego świata i wszystkich krain. Mam ciebie.

– A ja mam ciebie. Tylko i wyłącznie.

– I siebie.

– I siebie. Całkiem fajną, dopóki nie spoglądam w lustro.

– Nie bój się, moja droga. Już całkiem niedługo.

***

Wracam żwawo do domu, przemierzając pustynię nierówności w chodniku. Mijam sklepy, jak oazy i chętnie zjadłabym coś słodkiego, gdybym miała jakieś pieniądze.

Ignoruję zaczepki i pędzę przez świat skryta za najbezpieczniejszą, prócz kołdry, osłoną: szalikiem w brązową kratę. Odcinam się od rzeczywistości.

Ta jednak uderza mnie w czerwony od zimna nos, gdy tylko wchodzę w bramę.

Jestem w domu. Dom jest wesoły. A nie, jednak nie.

Dzwonię domofonem i nagle JEB! Ktoś otworzył drzwi waląc w przycisk buzdyganem, sądząc po dźwięku. No trudno, wchodzę na klatkę i popycham bramę do mojego więzienia. Jest otwarta. Serce łomocze ze zdenerwowania, a żołądek postanawia je poprzeć.

Słyszę krzyki. Gula w gardle. Cholernie mi gorąco.

– Won stąd, z tym twoim pieprzonym dzieckiem! – To matka i jej standardowa śpiewka.

– To jest też moje mieszkanie i mogę w nim mieszkać ile zapragnę! – Anka próbuje się bronić, ale do najlotniejszych to ona nigdy nie należała.

Na mamę nigdy nie zadziała podobny argument.

– Niech przyjmie cię ten kutas, który zmajstrował ci bachora! Gdzie on jest, co?! Zauważył jaką jesteś szmatą i kopnął cię w dupę, póki miał okazję!

Wchodzę. Wstrzymuję oddech.

– Co się stało? – pytam, a mój głos odbija się od Etny i Wezuwiusza, na kilka sekund przed wyczekiwaną erupcją.

– Twoja matka zafarbowała mi bluzkę! – wrzeszczy Anka, tym swoim piskliwym głosikiem, który wyćwiczyła tak bardzo, że wsiąknął w nią na dobre. – Mówiłam jej, żeby prała ją, do jasnej cholery, osobno!

– To trzeba było samej prać, a nie pieprzyć się gdzieś po kątach! Myśli sobie, kurwa, że znalazła sobie służącą, opiekunkę do dziecka, a sama chlać i się ruchać, bo to takie przyjemne, nie? I szmat sobie nakupować, kiedy w domu nie ma co jeść!

– Ja, wyobraź sobie, mam co jeść! I moje dziecko też!

– No jasne, więc kupuj sobie szmatki i patrz jak głodujemy, bo przecież TY masz pieniądze!

I tak dalej, i tak dalej.

Coś mnie wypełnia i coś sprawia, że jestem pusta.

***

– Już czas.

***

Nagle łatana styropianem ściana kamienicy wybucha, oblewając wszystko pyłem i niemal przewracając nas na ziemię impetem eksplozji. Tynk lata wokół, niczym śnieg. Słychać obsuwający się gruz. Patrzę na przerażone twarze mojej rodziny.

W powstałej właśnie dziurze znajduje się smok. Piękny, złoty, z kocimi oczami i niezwykłą mądrością, kryjącą się w spojrzeniu. Majestatyczny, choć dość mały. Wielkości konia.

Patrzy wprost na mnie, a mi nie jest już gorąco, tylko ciepło. Przyjemnie.

– Co do…? – słyszę głos Anki, jakby z daleka, z innej rzeczywistości.

Mama milczy. Jej oczy urosły do rozmiarów talerzy.

A ja podchodzę do mojego przyjaciela i klepię go po grzbiecie.

– Dziękuję – mówię.

– Córeczko… – słyszę.

Zauważyłaś mnie, ale odrobinę zbyt późno. Zdarza się. Życie to nie bajka.

Wsiadam na smoczy grzbiet, a jego łuski drapią mnie odrobinę w tyłek.

A potem odlatujemy. Ku linii horyzontu, z dala od wszystkiego i jak najdalej od świata.

Jestem wreszcie wolna.

15.12.2014

Koniec

Komentarze

Oj, przygnębiający tekst. Ale ładny. Ciekawa, chociaż trochę niedopowiedziana, rola smoka.

Jeśli chodzi o język – nie zauważyłam żadnych usterek.

Babska logika rządzi!

Świetnie napisane. Natomiast fabuła jakoś mi nie podeszła. Niemniej czytało się jak rasowe opowiadanie.

Nie mam z tym nic wspólnego. Sprawy same się komplikują.

Całkiem całkiem, fajny styl pisania.

 

Mijam sklepy, jak oazy i chętnie zjadłabym coś słodkiego, gdybym miała jakieś pieniądze.

Ten pierwszy przecinek jest jakiś dziwny, może ktoś bardziej ogarnięty w tych tematach się wypowie?

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Powtórzę za Wicked G, fajny styl pisania.

Ależ angst :) Bohaterka co prawda zupełnie mnie nie przekonuje (podpadła mi od razu w drugim akapicie, udając, że nie słyszy dzwonka i kłamiąc do tego), więc jakoś niespecjalnie wzruszył mnie jej ‘och-jakże-trudny-los’, niemniej ludzkie postawy opisane są dość realistycznie. Czyta się gładko, choć przewrotnie stwierdzę iż smok nie wydaje się być ważną postacią – równie dobrze mógłby być pegazem/aniołem/ogarem piekielnym/dowolną-inną-fantastyczną postacią. Całościowo jednak, opowiadanie wyróżnia się in +.

Ładne, smutne :) Podoba mi się Twój styl. I ładny początek, zachęcający do dalszego czytania.

Pisz tylko rtęcią, to gwarantuje płynność narracji.

@Finkla

Dzięki wielkie :)

Wgl to nie było mnie tu chyba z rok i… Bogowie, ile się zmieniło!

Pozdrawiam serdecznie :)

 

@Miętus

Dzięki :)

 

@Wicked G

Thanks :) Bardzo możliwe, bo z przecinków jestem noga.

 

@gwidon

Więc również dziękuję :)

 

@Bellatrix

Bo bohaterka jest wcielonym złem i celem jej żywota jest nie otwieranie drzwi. Swoją drogą każdy, kto pracowal kiedyś na ulotkach (ja pracowałem) wie, że ignorowanie domofonu jest czystym okrucieństwem.

A tak na serio, to jest pewnie trochę egoistyczna, jak każdy zbuntowany nastolatek. Nie żebym jej bronił (choć płaczę, że nie wzbudziłem współczucia) :)

Opowiadanie napisalem specjalnie na konkurs i dlatego smok.Zgadzam się z tobą niestety :( Mówiąc szczerze, gdyby nie konkurs, nie byłoby smoka tylko Cthulhu. I z kamienicy zostałby jeno piach.

Teraz myślę, ze bohaterka powinna czytać jakieś fantasy, a nie Cobena. Obecność smoka byłaby wtedy nieco bardziej uzasadniona. Ale zmienianie teraz byłoby chyba oszustwem.

Generalnie bardzo dziękuję i serdecznie pozdrawiam :)

 

@Mela

Ogromnie dziękuję :) Jestem dumny z początku ^^

Ja też myślę, że opowiadanie jest napisane naprawdę świetnie. Chętnie przeczytałbym coś dłuższego w tym stylu, żeby faktycznie opisywało jakieś ludzkie perypetie, bo w tej chwili są tylko myśli bohaterki i zarysowane tło, nie ma wydarzeń. To zdecydowanie niemało, ale po prostu sygnalizuję, że jeśli napiszesz coś większego, to się ucieszę.

Tekst dla mnie na pewno na bibliotekę, dziwię się, że jeszcze nie ma głosów.

W sumie racja, zaglądam tu po raz kolejny a to znak, że opowiadanie zasługuje na +bib :)

Rzeczywiście świetne pióro i nieco przygnębiający tekst. Aż pobiegłam do pokoju córki… Jest, nie odleciała.

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

@Klapaucjusz

Ogromnie dziękuję :)

Napisałem już coś (dużo) dłuższego w podobnym stylu i jeśli nie zwojuje swiata to pewnie opublikuję gdzieś w odcinkach. Ale liczę, że zwojuje :)

Pozdrawiam.

 

@Bellatrix

Dzięki :)

 

@Emelkali

Dziękuję i szczerze się cieszę :) Zdecydowanie zbyt dużo odlatujących dzieci.

Smoka faktycznie trochę mało. Mi się niestety ta urywana, agresywna narracja niezbyt podobała. Ale bardzo dobrze zobrazowałeś patologię rodzinki. Tylko jakoś tak nie umiem polubić głównej bohaterki… Ja tam wiem, jak to jest w życiu, gdy się nie układa zbyt kolorowo, ale nie rozumiem tych, którzy nie walczą i nie próbują ;) a dla mnie bohaterka zwyczajnie ucieka od wszystkiego. I na swój ironiczny (akurat za to plus) sposób użala się nad sobą (a tu minus). 

Ale powiedzmy, że spróbuję być obiektywna, na ile potrafię, więc kolejny punkt leci ;)

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

@Tensza

Nie będę ukrywał, że opowiadanie nie jest jednym wielkim narzekaniem bohaterki. Jest. Chciałem napisać o kimś, kto stracił już wolę walki lub nigdy nie wiedział jak się do niej zabrać. Kimś, kto sam uważa się za przegranego.

Dziękuję slicznie :)

Bernierdh – tak tylko rzucę, zanim przeczytam – świetny, zanęcający tytuł. Gratuluję pomysłu: tytuł intrygujący – to sztuka. ;-)

 

Do kolejki…

 

EDIT: No dobra, krótkie, to wczytałem.

 

Fajny, plastyczny i nieźle oddający nastolatkę styl pisania.

Główna bohaterka to właściwie, dla mnie, antybohaterka. Bałem się “college shit”, ale na szczęście to tylko taka twoja gra z czytelnikiem… :-) Postawa roszczeniowo-zbuntowana, przy jednoczesnym braku własnej inwencji, oddana świetnie. Pewna, no może nie patologia, ale znieczulica w “trudnej” rodzinie bardzo obrazowo przedstawiona. Zgodzę się, że zamiast smoka to mógłby być nawet, np. jak u Fasolettiego, tęczowy fallus mówiący czymkolwiek. Natomiast rola elementu fantastycznego jako przewodnika do ucieczki “stąd” – absolutnie nie do podważenia. Udany, trochę przygnębiający szorcik, ale reakcję mam – i proszę z góry o wybaczenie – “no, sama chciała, baba z wozu, koniom lżej…”. Nie lubię protagonistki, uważam ją za bierną i antypatyczną, a to oznacza, że udało ci się ten typ sportretować bardzo wiernie. 

Tym niemniej, po tak interesującym tytule miałem chrapkę na coś oryginalniejszego. Tytuł – miód.

 

Tekst oceniam na 7.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

@PsychoFish

Dziękuję za pochwałę i wartościowy komentarz. Jestem bardzo zadowolony z oceny :)

Przykładam dużą wagę do tytułów. Wierzę, że są równie ważne, co sam tekst.

Ja i wartościowe komentarze – to pewne novum… :-D Prąciem uprzejmie! :-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Daleki jestem od darzenia przychylnością postaci takich, jak Twoja bohaterka, ale, ponieważ dużo zależy od sposobu ich przedstawienia, przyznaję, że ta durnawa i pustawa dziewoja odmalowana jest jak należy. reszta rodzinki też.

Bardziej obyczajówka, niż “Dragoneza”.

Mnie również przypadł do gustu styl – jest dość przewrotny, zadziorny, przy tym realistyczny i – mimo wszystko – lekki. Treść niesie niełatwą, smutną, ale sposób pisania pomimo tego pozostaje swobodny. Przypadł mi do gustu.

W sumie nie wiem, jak interpretować końcówkę, ale tak czy siak to naprawdę interesujący kawałek opowiadania.

Jestem tym bardziej zdumiona całością, że autor jest mężczyzną ; P

 

Pozdrawiam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

@AdamKB

Dzięki.

 

@joseheim

Dziękuję :) Zależało mi na tym, by każdy mógł interpretować końcówkę wedle własnego uznania.

Hej, przecież mamy równouprawnienie! :)

Również pozdrawiam.

Niby tak, ale jakoś jeszcze nie słyszałam, żeby facetom zarzucano, że nie potrafią oddać realistycznie kobiecych bohaterek ;P

Pisz tylko rtęcią, to gwarantuje płynność narracji.

Świetnie napisane, porządnie sportretowana bohaterka(miałam ochotę ją kopnąć) i tytuł rewelka. Ale fabuła coś mało widoczna.

A tęczowy fallus zamiast smoka to rzeczywiście byłoby coś;)

Tekst oceniam na 7

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

@Mela

Hmm… Wydaje mi się, że słabo przedstawiony bohater jest wadą, niezależnie od płci autora czy postaci. Pewnie dlatego większość mężczyzn pisze jednak o podobnych sobie.

Mi, z niejasnych powodow, damskie postaci wychodzą naturalniej od męskich.

 

@AlexFagus

Dzięki :)

Ale tak btw, bohaterka jest nieletnia. Nie kopie się nieletnich bohaterek :p

Bo tak szczerze mówiąc, to fabuły nie ma. Jest tylko nastroj, a potem pointa. Ot, tak :)

Kiedyś opublikowałem na fantastyce opowiadanie w którym rosnące przy jezdni drzewa zmieniają się w ogromne sterczące penisy, ale elementy fantastyczne były w nim podobno wprowadzone na siłę :)

Hej, to już druga siódemka! Jeszcze trzecia i będę miał szczęście w życiu! :)

Dzięki ponownie i pozdrawiam.

Ciekawe opowiadanie, przeczytałam z przyjemnością. Świetnie scharakteryzowana pasywno-agresywna postawa nastolatki, szczególnie w obliczu “wesołej” rodzinki (matka wyraźnie niewyżyta seksualnie, skoro krąży tylko wokół jednego tematu:-) I gdzie jest ojciec, ja się pytam? Gdzie ojciec?! :-)). Jej (bohaterki) wycofanie i chęć zniknięcia przy jednoczesnym egocentryzmie brzmi bardzo prawdopodobnie pod kątem psychologicznym (nie żebym była jakimś specem…). Znam takie nastolatki, czasem wyrastają z tej postawy, a czasem nie :-) I może dlatego wcale mnie do siebie nie zniechęciła, w jakiś pokrętny sposób rozumiem jej tumiwisizm i zagubienie (i co to o mnie mówi?;-)), rozpaczliwe szukanie sensu. Sposób narracji i konstrukcja tekstu – dla mnie bardzo w porządku, odpowiada przyjętej konwencji (i było nawiązanie do Indiana Jonesa!). Język pasuje do bohaterki i jej wewnętrznych przeżyć, jest świeży i zabawny. Pachnie obyczajówką, ale ja akurat należę do tych czytelników, którzy przedkładają ją nad fantastyczne fajerwerki.

Wieczorem powkuwam rzeczy, które mnie nie interesują, wbijane mi do łba przez osoby, które mają to wszystko gdzieś, by nigdy już z tej wiedzy nie skorzystać.

Nie pasuje mi umiejscowienie ostatniego zdania podrzędnego (”by nigdy..”), bo wynika z niego, że to nauczyciele nigdy z wiedzy nie będą korzystać.

Kuchenny stół jest gigantyczną pustą przestrzenią, wypełnioną niezręcznością, powietrzem i raz na jakiś czas zapachem jedzenia.

To pustą przestrzenią czy wypełnioną? :-)

Serce łomocze ze zdenerwowania, a żołądek postanawia je poprzeć.

poprzeć czyli… załomotać? :-)

 

Gdzieś mi mignął niepotrzebny przecinek (bodajże “wystawy jak oazy”) i brak przecinka w okolicach imiesłowu, poszukasz – to znajdziesz.

Zdania, przy których parsknęłam śmiechem (celne, oj, celne):

Nie oddychaj zbyt głośno, bo Olek właśnie zasnął. Nie myśl zbyt intensywnie, bo Olek właśnie zasnął.

Nie, nie będę siedzieć na Facebooku. Przecież o wiele ciekawszym zajęciem jest siedzenie cicho, bo Olek właśnie zasnął.

Passus o ławce bardzo mi się podobał (pachnie Witkacym i “Któż może być bardziej szalony? Prócz nas nic nie istnieje, jesteśmy jedyni sami…”).

I niestety nie będzie trzeciej siódemki, bo:

Tekst oceniam na 8.

@Rooms

Bardzo dziękuję :)

Ojca… Nie ma. I już. Celowo nie dopowiedziałem tej kwestii.

Cieszę się, że nie wszyscy chcą wypatroszyć bohaterkę. Ludzie dość łatwo zapominają o trudach bycia nastolatkiem, a może nigdy nie odczuli podobnej wewnętrznej frustracji. Nie chcę nikogo oceniać, ani rozliczać, jestem od tego daleki, ale po prostu fajnie, ze ktoś ją rozumie :)

Jeśli chodzi o błędy to najprawdopodobniej masz rację. Więc znowu dziękuję.

I pozdrawiam :)

Fiu, fiu, nieźle

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

@dj Jajko

Dzięki :) (bo to był komplement, prawda?)

I to najwyższego sortu. Widziales kiedyś, żeby jajko gwizdalo? :-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

@PsychoFish

Och, rzeczywiście! Czuję się zaszczycony :)

Był komplement.

Podobało się, nie powiem, choć finał dość ponury, bo dj zinterpretował zakończenie bardzo, bardzo smutno.

A co tam, podzielę się interpretacją.

 

Tekst to klasyczny realizm magiczny, gdzie element fantastyczny jest jedynie wizją, tłem dla rozgrywającego się dramatu.

Bohaterka, nieumiejąca dostosować się do warunków życia w skrajnie patologicznym środowisku rodzinnym, popełnia samobójstwo, skacząc z okna, popadając w międzyczasie w lekką psychozę, wyobrażając sobie odwiedzającego ją smoka.

Przygnębiające podwójnie.

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

O.o

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

@dj Jajko

Więc dziękuję podwójnie :)

Nie będę zdradzał, co chodziło mi po glowie (uważam, że to zbrodnia, godna ścigania z urzędu) ale nie będę udawał, że napisałem opowiadanie z happy endem. W zamierzeniu go tam nie ma.

Świetna interpretacja.

Pozdrawiam.

Choć oczywiście, jeśli ktoś widzi tam happy end, ja nie widzę przeszkód :) Zakończenie jest wolne do interpretacji.

Dam tytuł jest doskonała wskazówka jak to się kończy :D 

Bohaterka sympatii  nie wzbudza. Nie wiem czy to zamierzone, bo przecież to środowisko w jakim przyszło jej przebywać jest toksyczne. A tu do momentu powrotu siostry miałam ją za zwykła zbuntowaną nastolatkę. Taką niewdzięczną i przemądrzałą. 

wszystko jest trucizną i nic nie jest trucizną

@kotktóryprzenikaściany

Dziękuję ślicznie za wizytę :)

Tytuł ma kilka potencjalnych znaczeń, może być też wskazówką co do braku happy endu.

Czy zamierzone? I dunno, chciałem pokazać taką nastkę jak najbardziej realistycznie, ze wszystkimi jej wadami, miast robić z niej biedną ofiarę. Więc poniekąd zamierzone.

Pozdrawiam :)

 

PS: Masz najzajebistszy nick w historii nicków.

Paulina ma ciemne włosy ścięte na dwie długości, dużo mięśni i mercedesa. Z pewnością nie posiada macicy, ale możemy podpiąć czepianie się tego faktu pod dyskryminację gender. – świetne zdanie. 

 

Ogólnie interpretuję tekst podobnie do Dj’a, tyle że nie uważam, aby ta rodzina była skrajną patologią. Obawiam się, że tak właśnie wygląda coraz więcej rodzin. Rodzice tylko wymagają od dzieci i nawet nie zastanawiają się nad potrzebami swoich pociech. To przykre. Cóż, ja z pewnością nigdy nie potraktuję mojej córki w taki sposób – nawet wtedy, kiedy jej problemem będzie zdarte kolano :) A co do samego zakończenia – cóż. Równie dobrze mógł to być skok z okna, jak i strzał z tytułowego rewolweru w głowę. Tak, czy siak bohaterka umiera i na swój sposób zakończenie jest szczęśliwe. Dziewczyna w końcu znalazła wymarzony spokój. No i zniknęła. Na stałe.

 

Opowiadanie jest świetne. Bardzo brakuje mi tekstów, które mogłabym czytać z przyjemnością. A w tym przypadku pasuje mi zarówno styl pisania, jak i ironiczny humor. Właściwie wydaje mi się, że nie jest istotne co zawiera tekst, bo i tak by mi się podobał. 

 

Co zaś tyczy się samego konkursu – akurat to opowiadanie nie pasuje mi do tematyki. Z tego co pamiętam jedną z zasad było to, że smok ma być w opowiadaniu jako czysto fizyczna postać. Tutaj istnieje natomiast tylko w głowie bohaterki (przynajmniej tak mi się wydaje). Niemniej tekst jest właśnie tym, co chciałabym widzieć na sklepowych półkach. 

@Winter

Mieszkam w gorszych rejonach warszawskiej Pragi i znam wiele rodzin, które naprawdę zasługują na łatkę patologicznej, choć ta również do idealnych raczej nie należy :) Myślę, że nazwałbym ją dysfunkcyjną – coś tu nie działa. W wielu rodzinach coś nie działa.

Niezależnie czy żyje, czy umarła, wciaz nie jest to klasyczny happy end :) Ale naprawdę podoba mi się wasze spojrzenie. Z jednym zastrzeżeniem – strzał z rewolweru jest niemożliwy, bo bohaterka go nie ma. Gdyby miała, nie potrzebowałaby smoka :)

Ojej, jestem ogromnie wdzięczny za tyle pochwał. Czerwienię się jak piwonia :)

Poważnie – dziękuję. Bardzo.

 

Jeśli chodzi o konkurs… Zdaje się, że smok miał być po prostu elementem fantastycznym, a jego obecna rola chyba mieści się w granicach realizmu magicznego. A jeśli koniecznie musi pojawiać się fizycznie to… to robi. Choć według większości możliwych interpretacji smok nie istnieje, tekst opowiadania nie potwierdza tego w żaden sposób, to zależne od czytelnika.

Mam nadzieję, że Loża przychyli sie do mojej obrony :)

 

Ponownie dziękuję i serdecznie pozdrawiam :)

Cóż, coś w tym jest. Równie dobrze smok mógł pojawić się naprawdę :D Czy opowiadanie jest zwycięskie to nie wiem, bo wszystkich nie czytałam. Ale z pewnością jest pretendentem do tronu, że tak powiem. 

Czytało się naprawdę przyjemnie. Bardzo dobrze napisany tekst. Idealnie oddałeś uczucia i humory nastolatki, której nikt nie dostrzega i stawia przed nią jedynie wymagania. Rola smoka niejednoznaczna i metaforyczna, choć wydaje mi się, że nieco odbiega od głównego punktu konkursu. Jednak, mimo tego małego ALE smok w tej formie był interesująca odmianą.

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

@Winter

Yeah! :D

 

@Morgiana89

Ślicznie dziękuję :)

Bardzo to smutne, ale dobrze napisane i oddające nastrój. 

Zgodzę się z niektórymi przedpiścami – opowiadanie bardzo dobre, ale to nie Dragoneza.

Gdyby można było nadal oceniać, ja dałabym 8.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Jak to nie Dragoneza? Nie zamykajmy się na dosłowność, tu smok jest bohaterem a czy jest, czy go nie ma? Nadal jest bohaterem.

Droga Autorko. Jak nie zakwalifikują Twojego tekstu do Dragonezy to ja ich zbanuję (no dobra, prawie zbanuję, w sumie to prawie w ogóle nie zbanuję ale postraszę), albowiem nigdy nie wiesz, co kryje skorupka, dopóki nie jest za późno!

 

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

DJ– u, malutka korekta – Autorze!

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Dj wie lepiej – po prostu chłopak nie odkrył jeszcze swojego żeńskiego pierwiastka

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

@bemik

Bardzo dziękuję :)

 

@dj Jajko

A DJ-owi dziękuję za tę wspaniałą obronę! Czuję sie zobowiązanY :)

Mimo że historia jest dość posępna, a kolejne sceny nie zapowiadają nic, co mogłoby wprowadzić odrobinę optymizmu, opowiadanie bardzo mi się podoba. Nie muszę darzyć bohaterki sympatią, by z uwagą śledzić jej poczynania, znakomicie zresztą opisane. Smoka, jak dla mnie, zupełnie wystarczająco.

Kiedyś, pod Twoim opowiadaniem, którego bohaterem był mały Domi, napisałam, że mam nadzieję, iż będzie mi dane przeczytać Twoje opowiadanie – dobre, ciekawe i porządnie napisane, lektura którego sprawi mi przyjemność. Nadzieja nie okazała się płonna. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

@regulatorzy

Och. Ogromnie ci dziekuję :)

Jestem zaskoczony, że wciąż mnie pamiętasz i rozpiera mnie teraz duma :)

Tak, mam pamięć jak słoń, choć nigdy nie maszerowałam po niebie. ;-)

Uważam, że powinieneś dać temu opowiadaniu drugą szansę. Zasługuje na więcej niż pokrywanie się kurzem w archiwum!

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hmm… Być może to zrobię :)

Dobre opowiadanko. Co prawda tego smoka rzeczywiście można by czymkolwiek zastąpić i nawet zasadnym by było przyjąć, że gad stanowi jedynie metaforę szeroko pojętego głośnego wyzwolenia. Bohaterka jest raczej antypatyczna, zresztą – wszyscy są. Interesująco natomiast wypadło natomiast wprowadzenie siostry i finalna kłótnia, tj. ja lubię takie klimaty. Ogólnie rzecz biorąc, warte przeczytania. 

I po co to było?

Bardzo dziekuję :)

Smok jest dobry na wszystko. Muszę się z jakimś zaprzyjaźnić

Nowa Fantastyka