- Hydepark: Portalowe opowiadanie, dopisz kolejne zdanie! (By Mytrix) - II

Hydepark:

inne

Portalowe opowiadanie, dopisz kolejne zdanie! (By Mytrix) - II

Witajcie!

 

Zapraszam do zabawy we współtworzenie opowiadania... po jednym zdaniu!

 

Wszyscy użytkownicy (nowi i starzy), niech czują się zaproszeni i piszą śmiało co chcą, byle współgrało z już dotychczas wyskrobanym tekstem.

 

Zasady techniczne: kopiujemy cały ostatni post i do napisanego wcześniej tekstu dopisujemy swoje zdanie, pogrubieniem. Tylko jedno. Następny użytkownik dopisuje kolejne zdanie i tak dalej.

Wygląda to tak:

 

Post 1

Abcd.

Post 2

Abcd. Efgh.

Post 3

Abcd. Ef, gh. Ijkl!

Post 4

Abcd. Ef, gh. Ijkl! Mnop.

itd.

 

Gdy ktoś zechce zacząć nowy akapit pisze "ODCINAM" i pierwsze zdanie nowego akapitu (bez kopiowania poprzedniego tekstu. To po to, żeby posty nie nabrały monstrualnych rozmiarów), o tak:

 

Post 5843

ODCINAM

Vxyz.

 

Ja będę zbierać akapity i całość aktualizować w pierwszym komentarzu tego tematu.

Każdy użytkownik, może dodać jedno zdanie, raz dziennie.

Wszelki off-top w tym temacie zapisujcie dodając słowo ”OFF” tak:

 

Post 3452

OFF

Blablabla, chyba przesadziliście z tym, że nasz bohater zasiekł smoka patelnią. Użytkowniku Abcde, może zmienisz patelnię na wałek do ciasta?

“Tegodnia słońce” – zabrakło spacji.

 

Zasady fabularne: 

 

Koniecznie fantastyka.

Narracja w 3os.

Piszemy fantasy, a więc konwencja około średniowieczna.

 

I to tyle. Reszta dowolna (bez przegięć ;-) ). Zobaczymy co z tego wyjdzie. Jak się okaże, że trzeba ustalić inne reguły, lub doprecyzować temat pisania to zaczniemy zabawę od nowa.

 

Piszcie więc! Pozdrawiam!

Komentarze

obserwuj

AKTUALIZACJA (Wprowadzone przez Mytrixa)

 

0.2 Zasady techniczne: kopiujemy cały ostatni akapit i do napisanego wcześniej tekstu dopisujemy swoje zdanie, pogrubieniem. Tylko jedno. Następny użytkownik dopisuje kolejne zdanie i tak dalej.

*Zastrzegam, że nie jestem robotem i aktualizacji pierwszego postu nie dokonuję 24/7 ;) Tak więc polecam zapoznać się z treścią kilku ostatnich postów w temacie.

 

0.1 NOWA ZASADA: Zdania ograniczamy do maksymalnie 20 słów. (Względnie możemy czasem od tego odstąpić, w bardzo wyjątkowej sytuacji, przegłosowanej przez innych).

 

STRESZCZENIE (Wprowadzone przez Mytrixa)

 

Dla osób chcących się przyłączyć do zabawy:

Główny bohater – mag imieniem Garus, należy do Gildii Światłych (magowie zajmujący się wpływaniem na rzeczywistość), wydał sporą ilość złota na alchemiczną miksturę. Nie jest zadowolony z jej działania i z wydania złota (król ograniczył sponsorowanie Gildii). Po wypiciu specyfiku (dwukrotnym) doświadczył dziwnych wizji przeszłości i przyszłości.

Ostatnia scena: Garus wzmocnił działanie mikstury i jej siła sprawiła mu problemy. Walczy z otaczającą go ciemnością gdy do jego komnaty wchodzi przyjaciel.  Pomieszczenie wypełnione jest zapachem mikstury przyrządzanej przez uczennicę Garusa, a ta posiada szemraną opinię w gildii magów.  Przyjaciel w pierwszej chwili nie dostrzega co się dzieje...

Garus po podaniu mikstury budzi się, lecz jego świadomość nadal tkwi w ciele. Wszystkiemu z bezradnością przygląda się przyjaciel maga i uczennica, która przygotowała antidotum. W tajemniczym miejscu, w jakim znalazła się iluminacja czarodzieja, spotyka on swojego dawnego mentora Ma’Annem Tailu, z Gildii Podwójnego Światła, który ostrzega go przed spiskiem na jego życie...

 

__________________________________________________

 

Rozdział III

 

Piękna kobieta spacerowała w południowym słońcu, po łące pełnej aromatycznych ziół. W jednej ręce trzymała kosz wypełniony kwiatami rumianku i dziurawca, drugą zaś, bawiła się swoim długim, blond warkoczem. 

Dawniej była uznawana za najzdolniejszą uzdrowicielkę. Potrafiła pomóc nawet w przypadkach uznawanych za nieuleczalne, a po jej rady przybywali potrzebujący z najdalszych zakątków świata. Słynęła z magii, jaka była niedostępna dla czarnoksiężników. Uzdrawiała mocą miłości.

Przed jej oczami zaczęła się materializować postać leżącego, wielkiego wilka, otoczonego przez czterech magów.

– Witaj Jokasto! – zaczął najstarszy z nich.

– Witajcie – odpowiedziała – Widzę, że macie jakąś sprawę – odgadła, spoglądając na zwierza.

– Zgadza się. Musimy odczarować tą biedną dziewczynę. W przeciwnym wypadku pozostanie w tej postaci na zawsze – wyjaśnił Tael.

Jokasta bez zbędnych słów, podeszła do wilka i zagłębiła się w jego oczach. Spojrzenie czarodziejki budziło wielkie zaufanie i uspokajało nawet najdziksze zwierzęta. Wilk równie głęboko wpatrywał się nią, aż po pysku pociekła mu łza. Jokasta obtarła ją palcem i pogłaskała zwierzaka po nosie.  W tej chwili Amal’Nya zaczęła przybierać swoją dawną postać.

– To niesamowite – stwierdził podekscytowany Maymor – ta magia jest naprawdę potężna. My w kilku, nie byliśmy w stanie zrobić tego, co ty sama, praktycznie bez wysiłku.

– Jokasta uśmiechnęła się sympatycznie, uradowana pochlebstwem:

– Nic nie jest potężniejsze od miłości.

– W  ogóle, jak to możliwe, że ty żyjesz? – zapytał Garus.

Uzdrowicielka spojrzała na Taela, który wyręczył ją przy odpowiedzi:

– Wielu rzeczy nie wiecie, o możliwościach portali. Właściwie to czeka nas dzisiaj jeszcze jedno ciekawe spotkanie. Będziecie w szoku. Zaręczam.

W tej chwili Amal’Nya zaczęła się podnosić z ziemi, a kiedy zobaczyła, że jest naga, zakryła się rękami. 

– Nie martw się – uspokoiła czarodziejka. Zaraz znajdziemy jakąś ładną suknię dla ciebie.

Wokół naszej drużyny pojawił się znajomy krąg, przeszywający ciała wibrującą energią i po chwili wszyscy znaleźli się w bardzo gustownym domu, wydrążonym niczym jaskinia, w przybrzeżnej skarpie. Z okien rozciągał się piękny widok na wodospad wpadający do laguny. Podzwrotnikowy klimat i widok delfinów skaczących w toni wskazywał na to, że znajdują się daleko od łąki, gdzie Amal’Nya doznała przemiany.

– Zabieram koleżankę do garderoby. Babskie sprawy – uśmiechnęła się Jokasta – Za to na was czeka ktoś w salonie, wskazała na największe pomieszczenie, do którego prowadził korytarz ozdobiony płaskorzeźbami.

Garus i Maymor spojrzeli na siebie, zdziwieni. Zastanawiali się, kto mógł wiedzieć o ich przybyciu.  Tael, widząc to, z trudem powstrzymał śmiech. 

– Chodźcie – ponaglił towarzyszy ruchem ręki.

W eleganckim pokoju, na skórzanym fotelu, siedział mężczyzna w średnim wieku, zatopiony w lekturze jakiejś grubej księgi, którą odłożył, widząc przybyłych gości i wstał by ich przywitać. Uścisnął dłoń wszystkim, począwszy od najstarszego i nie puszczając ręki Garusa, zapytał:

– Poznajesz mnie?

– A powinienem? – odpowiedział wymijająco najmłodszy z magów.

– Na ich oczach, twarz czarodzieja pokryła się zmarszczkami i cała postać przybrała wygląd starca.

– Ma’annem Tailu! – Wykrzyknął uradowany Garus. 

– Mam ci tak wiele do powiedzenia... – westchnął wyraźnie wzruszony mentor, ściskając ucznia – Ale to później.

Następnie zwrócił się do pozostałych przyjaciół:

– Pewnie jesteście głodni? Co powiecie na coś smacznego? Musimy uczcić nasze spotkanie!

Wszyscy zgromadzeni jednogłośnie przystali na propozycję gospodarza, a do pomieszczenia weszły dwie urocze dziewczyny, niosące tace z mięsiwem i rozmaitymi przekąskami. Nie zabrakło też kilku rodzajów win, oraz piwa.

– Zapraszam na taras. Przy szumie wody łatwiej się zrelaksować – zaproponował gospodarz, ponownie przybierając młodszą postać.

Nim zdążyli zasiąść do stołu, dołączyły do nich Jokasta i Amal’Nya, która wyglądała pięknie w podarowanej sukni. Kto by przypuszczał, ze jeszcze przed chwilą miała sierść i kły?

Panowie spojrzeli z ożywieniem da obie niewiasty. Również dziewczyny, które przyniosły wiktuały, przyłączyły się do uczty.

– Poznajcie nasze córki!  Nela i Joni – Przedstawił Ma’annem Tailu.

– Jak to... Córki? – zdziwił się Garus – To wy...?

Rozweselony mentor spojrzał  na Jokastę, po czym stwierdził, wyraźnie rozmarzony:

– Są takie mądre... Nie wiem co bym bez nich zrobił. 

Nagle gospodyni wydała się czymś zaangażowana.

– Przepraszam was na chwilę – powiedziała, wstając od stołu i pospieszyła do swojej komnaty, gdzie w magicznym lustrze, widniała twarz królowej Visy.

– Co się stało, kochana? – zapytała czarodziejka.

– Niedobrze. Mój mąż jest umierający. Medycy rozkładają ręce. W tobie jedyna nadzieja.

Jokasta otoczyła się kręgiem energii i po chwili stała u wezgłowia łóżka, na którym leżał trupio blady król Valus. Roztarła dłonie i przyłożyła je do podeszew chorego. Na jego policzkach pojawił się nieznaczny rumieniec. Całe ciało wyglądało na coraz bardziej rozgrzane. Uzdrowicielka koncentrowała się usilnie na wyciągnięciu choroby przez stopy. Twarz władcy coraz wyraźniej się rozpalała, a podeszwy przybrały czarnego koloru, co wskazywało na pozytywny efekt kuracji.

– Co mu jest? – spytała Visa

– Choroba wychodzi z niego.

– Syna już straciłam – wyjąkała zrozpaczona królowa, chowając twarz w dłonie.

– Przysięgam, że odratuję twojego męża – zapewniła Jokasta.

– Ktoś chce zniszczyć nasz ród…

                                             

– Ech... Co znowu? – spytał wściekły Faered. Przez jego oczy przezierał ogień niczym z czeluści piekieł.

– Jesteś aresztowany, pod zarzutem podżegania do zabicia króla – poinformował kapitan Tadeus – Zabrać go! – polecił żołnierzom.

Na dziedzińcu czekała druga grupa zbrojnych z Siwuchem, zakutym w kajdany.

– Nie wywiniecie się z tego! Mamy świadka.

Nieoczekiwanie obaj czarnoksiężnicy przybrali formę węży. Zaskoczeni gwardziści, przerażeni ich widokiem, rozpierzchli, a w tym czasie na dziedziniec wkroczył Skirr Fangren, wraz ze swoja świtą elitarnych zabójców-trucicieli. Miał on worek pełen różnych specyfików.

– Masz to, czego potrzebujemy? – syknął Faered, który swym wyglądem przypominał żmiję zdradliwą. Czarno-brązowe łuski błysnęły w świetle.

– Ha! On dalej nie rozumie – wybuchnął zagadkowo w stronę Fangrena, kapitan Tadeus, który jako jedyny ze zbrojnych, nie przestraszył się widoku metamorfozy.

Obaj spojrzeli na siebie, wymieniając ironiczne uśmiechy. Skrytobójca wyjął z zawiniątka rurkę z zatrutymi strzałami, wziął wdech i wystrzelił po jednej w każdego z węży. Gadzie cielska momentalnie runęły na kamienną posadzkę. 

– Cholera!  – zaklął kapitan – Te kreatury ważą po dwieście kilo – Wołaj kabaryny na dziedziniec! – polecił jednemu z rycerzy, który przyglądał się akcji zza węgła.

Po chwili nadjechały dwa powozy, zaprzężone po dwa konie każdy.

 – No to ładujemy panowie!

Ludzie Fangrena wraz z kapitanem, zabrali się do pracy. W każdym z pojazdów umieścili po jednym nieprzytomnym wężołaku i zamknęli na klucz.

– Będą spać kilka godzin. Ruszamy? – zapytał przywódca trucicieli.

– Trochę się pokomplikowało – odparł Tadeus – pokażemy ich w tych wężowych ciałach?

– Faktycznie. Lepiej nie budzić sensacji. Masz jakiś pomysł?

– Hm... No trudno. Jedźmy! Może po drodze im się odmieni.

Powozy ruszyły w eskorcie ludzi Fangrena i Tadeusa, którzy czekali pod siedzibą gildii, w stronę królewskiego zamku. W połowie drogi, kiedy zrobiono przystanek nad rzeką, żeby napoić konie, stała się rzecz niesłychana. Po otwarciu wrót, okazało się, ze kabaryny są puste.

- TADEUS!!! – wrzasnął wściekły Fangren. – Ty, idioto! UCIEKLI!

– To niemożliwe... po prostu, psia mać, niemożliwe...

– Możesz sobie nie wierzyć, ale ci dwaj mogą nam pokrzyżować plany... Rail! Sangreal! Do mnie!

Dwójka asasynów z zakrytymi twarzami posłusznie pojawiła się przy swoim przywódcy. Obaj mieli kusze ze strzałkami wypełnionymi specjalną trucizną. Byli jednymi z najlepszych. 

– Mam dla was zadanie.

– Słuchamy, mistrzu – odparli chórem.

– Macie znaleźć Siwucha i Feared’a – rozkazał. – Daje wam wolną rękę, mogą być żywi albo martwi, ale mają zostać odnalezieni, rozumiecie?

– Tak jest! – odpowiedzieli. Po chwili znikli w gęstwinie traw. Skirr wpatrywał się w błękitne niebo, jakby oczekiwał na deszcz.

– Coś się stało?

– Idzie burza – rzucił enigmatycznie. – W drogę!

 

– Ci głupcy nie rozumieją z kim zadarli! Zniszczę ich! – Pomstował Siwuch.

Z latającej maszyny widać było, jak Tadeus z Fangrenem zachodzą w głowę, co się stało, a ich ludzie biegają po okolicznych krzakach, w nadziei, że natkną się na jakiś trop.

– Może poczekajmy na rozwój wydarzeń – zaproponował drugi z czarowników – Zobaczmy o co w tym wszystkim chodzi.

– Nie wiesz o co chodzi? To jasne! Ta kanalia wystawiła nas. Pewnie sami mają ambicje względem tronu.

Twarz Faereda zaczynała zdradzać chęć zemsty:

– Najchętniej rozwaliłbym ich od razu… ale poczekajmy. Zobaczymy jak to rozegrają.  

Statek unosił się wysoko nad głowami zbrojnych.

 

Ma’annem postanowił uciąć pogawędkę ze swoim dawnym uczniem. Sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie co kilka godzin, a on chciał poznać plany Garusa na zatrzymanie Święta Dwóch Księżyców. 

– Garusie – powiedział. – wiesz już jak zamierzasz powstrzymać skorumpowaną Radę?

– Zastanawiam się. Amal’Nya jest już sobą, ale... Skegdor...

– Indoktrynacja, rozumiem... A jeżeli mogę wiedzieć, co cię łączy z twoją uczennicą?

– Słucham? – rzekł zdziwiony.

– Słyszałem plotki Rady, nawet Maymor podejrzewa, że masz z nią romans.

– W imię Gafrena... NIE! – krzyknął stanowczo. – Owszem, traktuję ją... inaczej, ale to by było sprzeniewierzenie się pięciu zasadom. Poza tym to... moja córka.

Brwi dawnego mistrza uniosły się nieznacznie.

– Córka? Ona wie?

– Nie. Jej matka... cudowna kobieta zmarła kilka lat temu. Przed tym jednak urodziła dziecko. To ona właśnie nim jest. Potajemnie kazałem przeprowadzić wszelkie testy.

– I co?

– Potwierdziły moje przypuszczenia. – Mag skinął głową. – Ostatnią wolą matki Amal’Nyi było zaopiekowanie się nią. Prosiła jednak, aby nigdy nie władała magią. Postanowiłem zaakceptować warunki.

– Hmm... – zamyślił się Ma’annem. – A gdybym cię z nią skontaktował?

– Z jej matką?! To... Mógłbyś to zrobić?

– Tak. Dziewczyna ma potencjał. Szkoda by go zaprzepaścić. 

Do rozmowy przyłączyli się Tael i Maymor, zwiedzający piękny pałac, wykuty w skale:

– O czym rozmawiacie przyjaciele?

– O problemie Skegdora – wybrnął Garus, jakby nigdy nic, a Ma’annem Tailu spojrzał zdziwiony jego bystrością.

– Czasu zostało niewiele – zauważył Maymor.

– Co zamierzacie zrobić? – zapytał stary mentor.

– Musimy poznać inkantacje, które go odczarują z wężołactwa.

– Wężołactwo… Muszę was zmartwić. To nie takie proste – powiedział Ma’annem.

Wszyscy wpatrywali się w niego, a on kontynuował:

– Jedynie część tego jest zależna od magii. Pozostaje jeszcze coś w jego głowie. Węże mają wszczepione urządzenia, które kontrolują ich myśli i zachowanie. Początkowo nie działają w pełni i muszą być zintegrowane magicznie. Potem nie ma odwrotu. Taki czarnoksiężnik przestaje być sobą.

Wszyscy wyraźnie się zmartwili.

– Musi być jakiś sposób! – wybuchnął Garus.

– Właściwie to jest… ale… Szanse są zerowe.

Towarzysze wpatrywali się w niego, z coraz większym zniecierpliwieniem.  

– Trzeba by odzyskać jego pierwotne ciało – wyjaśnił.

Magowie stali zdumieni.

– Ale jak? – dopytywał Garus – gdzie je znajdziemy?

– Na to pytanie, musiałby nam odpowiedzieć sam zainteresowany. Ale… Możemy przypuszczać, ze znajduje się w świecie węży. Słyszałem już o takich podmieńcach i zwykle tam zostawało ciało.

– Po co im ono? – zaciekawił się Maymor.

– Król węży posługuje się nimi do własnych celów. Sztucznie podtrzymuje je przy życiu i wysysa z nich magiczną moc, której używa przeciw nam. Ma setki tysięcy takich ciał, może miliony. Wyobrażacie sobie jak wielka siła w nich drzemie? 

Zrobił chwilę przerwy spoglądając na zszokowanych towarzyszy.

– Ci durnie dali się nabrać! Myślą, że są na szczycie, tymczasem chytry król posłużył się nimi. W zamian za ciała obdarzone magiczną mocą, dał im bezwartościowe mięso i naszpikował je urządzeniami, kontrolującymi wolę. Ma z nich podwójną korzyść. Oni nawet nie rozumieją, jak bardzo ich oszukał.

– Jeśli tak jest, jak zdobędziemy to ciało? – pytał Maymor.

– Świat węży jest inny niż nasz – tłumaczył Ma’annem Tailu -  Moglibyśmy sobie  nie poradzić. Znają tam rzeczy, które dla nas są niedostępne. Kiedy tylko przeszlibyśmy przez portal, wykryliby nas.

– Mam pomysł – wtrącił Tael.

Wszyscy spojrzeli na niego wyczekująco.

– Poprośmy o pomoc w świecie Tails.

– Co to za świat? – zaciekawił się Garus.

– Żyją tam magowie, tacy jak my. Nie ma wstępu dla czarnoksiężników. Portal nie przepuszcza wszystkich. W tym świecie znają technikę nie mniej zaawansowaną od wężowej.

 

Ma’annem postanowił uciąć pogawędkę ze swoim dawnym uczniem. Sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie co kilka godzin, a on chciał poznać plany Garusa na zatrzymanie Święta Dwóch Księżyców. 

– Garusie – powiedział. – wiesz już jak zamierzasz powstrzymać skorumpowaną Radę?

– Zastanawiam się. Amal’Nya jest już sobą, ale... Skegdor...

– Indoktrynacja, rozumiem... A jeżeli mogę wiedzieć, co cię łączy z twoją uczennicą?

– Słucham? – rzekł zdziwiony.

– Słyszałem plotki Rady, nawet Maymor podejrzewa, że masz z nią romans.

– W imię Gafrena... NIE! – krzyknął stanowczo. – Owszem, traktuję ją... inaczej, ale to by było sprzeniewierzenie się pięciu zasadom. Poza tym to... moja córka.

Brwi dawnego mistrza uniosły się nieznacznie.

– Córka? Ona wie?

– Nie. Jej matka... cudowna kobieta zmarła kilka lat temu. Przed tym jednak urodziła dziecko. To ona właśnie nim jest. Potajemnie kazałem przeprowadzić wszelkie testy.

– I co?

– Potwierdziły moje przypuszczenia. – Mag skinął głową. – Ostatnią wolą matki Amal’Nyi było zaopiekowanie się nią. Prosiła jednak, aby nigdy nie władała magią. Postanowiłem zaakceptować warunki.

– Hmm... – zamyślił się Ma’annem. – A gdybym cię z nią skontaktował?

– Z jej matką?! To... Mógłbyś to zrobić?

– Tak. Dziewczyna ma potencjał. Szkoda by go zaprzepaścić. 

Do rozmowy przyłączyli się Tael i Maymor, zwiedzający piękny pałac, wykuty w skale:

– O czym rozmawiacie przyjaciele?

– O problemie Skegdora – wybrnął Garus, jakby nigdy nic, a Ma’annem Tailu spojrzał zdziwiony jego bystrością.

– Czasu zostało niewiele – zauważył Maymor.

– Co zamierzacie zrobić? – zapytał stary mentor.

– Musimy poznać inkantacje, które go odczarują z wężołactwa.

– Wężołactwo… Muszę was zmartwić. To nie takie proste – powiedział Ma’annem.

Wszyscy wpatrywali się w niego, a on kontynuował:

– Jedynie część tego jest zależna od magii. Pozostaje jeszcze coś w jego głowie. Węże mają wszczepione urządzenia, które kontrolują ich myśli i zachowanie. Początkowo nie działają w pełni i muszą być zintegrowane magicznie. Potem nie ma odwrotu. Taki czarnoksiężnik przestaje być sobą.

Wszyscy wyraźnie się zmartwili.

– Musi być jakiś sposób! – wybuchnął Garus.

– Właściwie to jest… ale… Szanse są zerowe.

Towarzysze wpatrywali się w niego, z coraz większym zniecierpliwieniem.  

– Trzeba by odzyskać jego pierwotne ciało – wyjaśnił.

Magowie stali zdumieni.

– Ale jak? – dopytywał Garus – gdzie je znajdziemy?

– Na to pytanie, musiałby nam odpowiedzieć sam zainteresowany. Ale… Możemy przypuszczać, ze znajduje się w świecie węży. Słyszałem już o takich podmieńcach i zwykle tam zostawało ciało.

– Po co im ono? – zaciekawił się Maymor.

– Król węży posługuje się nimi do własnych celów. Sztucznie podtrzymuje je przy życiu i wysysa z nich magiczną moc, której używa przeciw nam. Ma setki tysięcy takich ciał, może miliony. Wyobrażacie sobie jak wielka siła w nich drzemie? 

Zrobił chwilę przerwy spoglądając na zszokowanych towarzyszy.

– Ci durnie dali się nabrać! Myślą, że są na szczycie, tymczasem chytry król posłużył się nimi. W zamian za ciała obdarzone magiczną mocą, dał im bezwartościowe mięso i naszpikował je urządzeniami, kontrolującymi wolę. Ma z nich podwójną korzyść. Oni nawet nie rozumieją, jak bardzo ich oszukał.

– Jeśli tak jest, jak zdobędziemy to ciało? – pytał Maymor.

– Świat węży jest inny niż nasz – tłumaczył Ma’annem Tailu -  Moglibyśmy sobie  nie poradzić. Znają tam rzeczy, które dla nas są niedostępne. Kiedy tylko przeszlibyśmy przez portal, wykryliby nas.

– Mam pomysł – wtrącił Tael.

Wszyscy spojrzeli na niego wyczekująco.

– Poprośmy o pomoc w świecie Tails.

– Co to za świat? – zaciekawił się Garus.

– Żyją tam magowie, tacy jak my. Nie ma wstępu dla czarnoksiężników. Portal nie przepuszcza wszystkich. W tym świecie znają technikę nie mniej zaawansowaną od wężowej.

 

Wraz z tymi słowami otworzył się portal. Wyglądał jak tafla jeziora zawieszona pionowo. Na brzegach wirowały języki ognia, napawające trwogą.

- Co to? – zapytała Amal’Nya, zaskoczona dziwnym obrazem, ukazującym się przed jej oczyma.

– Oto... Nicość. Pustka. 

– Jezioro?

– Jego iluminacja – wyjaśnił Garus. – W tym świecie twoje myśli, najskrytsze marzenia, ukazywane są w postaci takich obrazów. Możesz zobaczyć przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. 

Nagle młoda uczennica spostrzegła Skegdora, klęczącego przed nią i składającego jej bukiet pięknych kwiatów. W stronach dziewczyny takie zachowanie uchodziło za zaręczyny. Widmo znikło bardzo szybko, ukazując dramatyczną przeszłość. Począwszy od ojca, przez którego przeklęta została jej rodzina. Wizja stawała się coraz bardziej zrozumiała. Amal’Nya zatopiła się w niej.

– Przestań! – krzyknęła kobieta. – Ja go kocham!

– Nie pozwolę, słyszysz? Nie pozwolę, aby ona poznała kim naprawdę jest jej ojciec. 

– Ma do tego prawo – syknęła.

– Psia mać... Nie ma prawa! 

– Obyś szczezł, Garus przynajmniej szanuje moje uczucia, a ty tylko pijesz i się nad nami znęcasz!

Doszło do szarpaniny. W mig do izby wbiegł z hukiem Tael i przeklął całą rodzinę. Prawdziwy pustelnik stał obok swojego ucznia i wstydził się za uczynki przeszłości.

Wizja rozmazała się. Oczy dziewczyny zaczynały tracić obraz.

– Garusie, ona... POMÓŻ JEJ! – wrzasnął Skegdor.

Mag podbiegł do swojej córki i zobaczył, że jej oczy stają się wypłowiałe, a twarz pergaminowo biała. W końcu przebudziła się, ale kompletnie oślepła.

– Tato, gdzie ja jestem? – wydukała z siebie.

– W-wzgórze wyboru – zawahał się Garus ze łzami w oczach.

Skegdor, Ma’Annem Tailu i Tael przyglądali się tej sytuacji. Wszystko wróciło jednak do normy po chwili. To była tylko wizja.

– NIE!

– Co się dzieje? – odparła uczennica, widząc dziwne zachowanie mistrza.

– Jeżeli zanurzysz się w... tej wizji, być może skażesz się ślepotę.

– Mistrzu Garusie... Ojcze... Jeżeli taka jest wola Gafrena, to gotowa jestem ponieść konsekwencje moich czynów.

Stało się to, czego wszyscy się spodziewali. Amal’Nya oślepła. Wiedza jakiej dostarczyła wizja była przygniatająca. Z końcówek  jej palców wystrzeliły srebrzyste promienie. Mag podbiegł do niej, pomagając prowadzić w odpowiednim kierunku.

– Zabawne – powiedziała. – Nigdy nie sądziłam, że zostanę Wyrocznią.

 

– Kto to? – zapytał stary kupiec, wskazując nieszczęśnika oczekującego na powieszenie.

– Nadworny medyk – wyjaśnił młodzieniec.

– Cóż takiego uczynił?

– Królowa Visa widziała w magicznym lustrze, jak podawał królowi truciznę. Ponoć działał dla gildii trucicieli.

Wtem zapadnia szubienicy otworzyła się, a łajdak poleciał z impetem. Rdzeń kręgowy został przerwany. Szemrany medyk wyzionął ducha, a widzowie bili brawo.

– Powiedz mi chłopcze, co z królem? – dopytywał starzec.

– Nic mu nie jest, ale nie obyłoby się bez pomocy magii. Królowa wezwała uzdrowicielkę Jokastę. To ona go odratowała.

– Całe szczęście.

– Medyk podobno strasznie się wygrażał przy zatrzymaniu. Przeklinał wszystkich  – wyjaśniał młodzieniec.

– Ha. A teraz chodzą w jego butach – skwitował kupiec.

I choć ciało było martwe, dusza pomocnika trucicieli uleciała do góry, manifestując swoją nową formę. Transparentny byt należał do jednego ze światów, w całości zamieszkanego przez podobne istoty. Głowa wygięła się nienaturalnie, podczas gdy korzenie wysysały energię życiową wszystkich, którzy go skazali. Wszystkich oprócz Króla, będącego pod ochroną Jokasty.

Dwóch strażników skryło się w murach zamku. Ciała pozostawione na wewnętrznym dziedzińcu zamku ożyły. Umarlaki wyciągały swoje rozczapierzone ręce w poszukiwaniu ofiar. Nie mogąc ich znaleźć, krążyły wówczas po komnatach, wydając z siebie pojedyncze stęknięcia.

– Co się stało? – zapytała Jokasta, widząc strażników przerażonych.

– D-d-duchy... – wyjąkał jeden z nich i skulił się w rogu.

– Rycerzu, widziałeś coś? 

– M-medyk, którego kazał stracić król... On... on...

– Tak?

– Duch! Nieumarli! – zaczął krzyczeć po chwili, niezrozumiale.

Widząc, że wartownicy byli zbyt przestraszeni, czarodziejka postanowiła się sama tym zająć.

– Co się tam wydarzyło? – powiedziała sama do siebie. 

 

– Jak to cudownie pachnie. Nigdy nie czułam czegoś tak pięknego.

– Spróbuj tego Amal'Nyo – zachęcał Ma'annem Tailu – nie dość, że ma ładny aromat, posiada też właściwości lecznicze.

– Wiele bym dał za takie laboratorium – zachwycał się Garus. 

– Tworzymy tu z dziewczynami, wspaniałe kompozycje. Wiedzieliście, że każda roślina pod słońcem, pomaga przy co najmniej jednej chorobie? Mamy remedia na wszystko. Rośliny mają swój charakter. Dopasowujemy go do dolegliwości. Tylko melisa jest uniwersalna – ma charakter słoneczny.

Do pomieszczenia weszła Jokasta

– Czemu jesteś taka strapiona – zapytał Ma'annem.

– Na dworze dzieją się straszne rzeczy. Próbowano otruć króla. Morderca został stracony, ale  miał jakieś opętanie, które przeszło na innych. Z resztą... Zaraz sami zobaczycie. A co jest z Amal'Nyą? Twoje oczy są jakieś...

Zgromadzeni w laboratorium alchemicznym opowiedzieli Jokaście o ostatnich wydarzeniach. Ta zamyśliła się na chwilę, jakby konsultując ze światem niewidzialnym i rzekła:

– Ślepota jest jej pisana. Żadne remedium, na ten czas, się dla niej nie znajdzie. Jej udziałem będą wielkie rzeczy. Jest wieszczką.

Towarzystwo zasmuciło się, jednak wszyscy rozumieli powagę sytuacji. To było dla Amal'Nyi, jednocześnie piętno, jak i wielki zaszczyt.

– Nie ma czasu. Chodźcie ze mną na dwór. Musimy coś zrobić z opętanymi – zarządziła Jokasta.

Całe zgromadzenie, z wyjątkiem nieszczęsnej córki Garusa, zostało otoczone energetycznym wirem i po chwili znalazło się na zamku, między umarlakami.

 

– Jak to cudownie pachnie. Nigdy nie czułam czegoś tak pięknego.

– Spróbuj tego Amal'Nyo – zachęcał Ma'annem Tailu – nie dość, że ma ładny aromat, posiada też właściwości lecznicze.

– Wiele bym dał za takie laboratorium – zachwycał się Garus. 

– Tworzymy tu z dziewczynami, wspaniałe kompozycje. Wiedzieliście, że każda roślina pod słońcem, pomaga przy co najmniej jednej chorobie? Mamy remedia na wszystko. Rośliny mają swój charakter. Dopasowujemy go do dolegliwości. Tylko melisa jest uniwersalna – ma charakter słoneczny.

Do pomieszczenia weszła Jokasta

– Czemu jesteś taka strapiona – zapytał Ma'annem.

– Na dworze dzieją się straszne rzeczy. Próbowano otruć króla. Morderca został stracony, ale  miał jakieś opętanie, które przeszło na innych. Z resztą... Zaraz sami zobaczycie. A co jest z Amal'Nyą? Twoje oczy są jakieś...

Zgromadzeni w laboratorium alchemicznym opowiedzieli Jokaście o ostatnich wydarzeniach. Ta zamyśliła się na chwilę, jakby konsultując ze światem niewidzialnym i rzekła:

– Ślepota jest jej pisana. Żadne remedium – na ten czas - się dla niej nie znajdzie. Jej udziałem będą wielkie rzeczy. Jest wieszczką.

Towarzystwo zasmuciło się, jednak wszyscy rozumieli powagę sytuacji. To było dla Amal'Nyi, jednocześnie piętno, jak i wielki zaszczyt.

– Nie ma czasu. Chodźcie ze mną na dwór. Musimy coś zrobić z opętanymi – zarządziła Jokasta.

Całe zgromadzenie, z wyjątkiem nieszczęsnej córki Garusa, zostało otoczone energetycznym wirem i po chwili znalazło się na zamku, między umarlakami.

Żywe zwłoki stękały z wysiłku, chodząc w poszukiwaniu ciał na których mogliby żerować. Magów ogarnął wstręt. Nad zamkiem unosiła się przeźroczysta emanacja straconego medyka. Zjawa spojrzała się w dół.

– Któż wy jesteście? – zapytał.

– Jestem Jokasta, a to...

– Milczeć! – ryknął. – Pytałem się tej grupki magów. Znam cię czarownico, jesteś tą przez którą zostałem stracony.

– Nazywam się Garus – odparł czarodziej.

– Garus? Ten Garus?

– Zgadza się.

– Cóż za niespodzianka. Twój wuj wiele mi o tobie opowiadał. Byłem jego wielkim przyjacielem.

– To czemuś został stracony? – wtrącił Skegdor.

– Zbieg okoliczności – odpowiedział. – W mojej torbie znaleziono truciznę, którą mi zwyczajnie podłożono. Nie miałem nic wsp&

"Kiedy mówią ci, że masz przestać - pisz, kiedy mówią, że popełniasz błędy - pisz. Po prostu pisz. Pisarz nie jest od zaspokojania cudzych pragnień, lecz od kreowania ich."

ODCINAM 

– Ech... Co znowu? – spytał wściekły Faered. Przez jego oczy przezierał ogień niczym z czeluści piekieł.

"Kiedy mówią ci, że masz przestać - pisz, kiedy mówią, że popełniasz błędy - pisz. Po prostu pisz. Pisarz nie jest od zaspokojania cudzych pragnień, lecz od kreowania ich."

– Ech... Co znowu? – spytał wściekły Faered. Przez jego oczy przezierał ogień niczym z czeluści piekieł.

– Jesteś aresztowany, pod zarzutem podżegania do zabicia króla – poinformował kapitan Tadeus – Zabrać go! – polecił żołnierzom.

Na dziedzińcu czekała druga grupa zbrojnych z Siwuchem, zakutym w kajdany.

– Nie wywiniecie się z tego! Mamy świadka.

– Ech... Co znowu? – spytał wściekły Faered. Przez jego oczy przezierał ogień niczym z czeluści piekieł.

– Jesteś aresztowany, pod zarzutem podżegania do zabicia króla – poinformował kapitan Tadeus – Zabrać go! – polecił żołnierzom.

Na dziedzińcu czekała druga grupa zbrojnych z Siwuchem, zakutym w kajdany.

– Nie wywiniecie się z tego! Mamy świadka.

Nieoczekiwanie obaj czarnoksiężnicy przybrali formę węży. Zaskoczeni gwardziści, przerażeni ich widokiem, rozpierzchli, a w tym czasie do sali wszedł Skirr Fangren wraz ze swoja świtą elitarnych zabójców-trucicieli. Miał on worek pełen różnych specyfików.

– Masz to, czego potrzebujemy? – syknął Faered, który swym wyglądem przypominał żmiję zdradliwą. Czarno-brązowe łuski błysnęły w świetle.

"Kiedy mówią ci, że masz przestać - pisz, kiedy mówią, że popełniasz błędy - pisz. Po prostu pisz. Pisarz nie jest od zaspokojania cudzych pragnień, lecz od kreowania ich."

– Ech... Co znowu? – spytał wściekły Faered. Przez jego oczy przezierał ogień niczym z czeluści piekieł.

– Jesteś aresztowany, pod zarzutem podżegania do zabicia króla – poinformował kapitan Tadeus – Zabrać go! – polecił żołnierzom.

Na dziedzińcu czekała druga grupa zbrojnych z Siwuchem, zakutym w kajdany.

– Nie wywiniecie się z tego! Mamy świadka.

Nieoczekiwanie obaj czarnoksiężnicy przybrali formę węży. Zaskoczeni gwardziści, przerażeni ich widokiem, rozpierzchli, a w tym czasie na dziedziniec wkroczył Skirr Fangren, wraz ze swoja świtą elitarnych zabójców-trucicieli. Miał on worek pełen różnych specyfików.

– Masz to, czego potrzebujemy? – syknął Faered, który swym wyglądem przypominał żmiję zdradliwą. Czarno-brązowe łuski błysnęły w świetle.

– Ha! On dalej nie rozumie – wybuchnął zagadkowo w stronę Fangrena, kapitan Tadeus, który jako jedyny ze zbrojnych, nie przestraszył się widoku metamorfozy.

Obaj spojrzeli na siebie, wymieniając ironiczne uśmiechy. Skrytobójca wyjął z zawiniątka rurkę z zatrutymi strzałami, wziął wdech i wystrzelił po jednej w każdego z węży. Gadzie cielska momentalnie runęły na kamienną posadzkę. 

– Cholera!  – zaklął kapitan – Te kreatury ważą po dwieście kilo – Wołaj kabaryny na dziedziniec! – polecił jednemu z rycerzy, który przyglądał się akcji zza węgła.

Po chwili nadjechały dwa powozy, zaprzężone po dwa konie każdy.

 – No to ładujemy panowie!

Ludzie Fangrena wraz z kapitanem, zabrali się do pracy. W każdym z pojazdów umieścili po jednym nieprzytomnym wężołaku i zamknęli na klucz.

– Będą spać kilka godzin. Ruszamy? – zapytał przywódca trucicieli.

– Trochę się pokomplikowało – odparł Tadeus – pokażemy ich w tych węzowych ciałach?

– Faktycznie. Lepiej nie budzić sensacji. Masz jakiś pomysł?

– Hm... No trudno. Jedźmy! Może po drodze im się odmieni.

Powozy ruszyły w eskorcie ludzi Fangrena i Tadeusa, którzy czekali pod siedzibą gildii, w stronę królewskiego zamku. W połowie drogi, kiedy zrobiono przystanek nad rzeką, żeby napoić konie, stała się rzecz niesłychana. Po otwarciu wrót, okazało się, ze kabaryny są puste.

 

 

OFF – W Twoim fragmencie zmieniłem wyraz “sala” na “dziedziniec”, bo wyobraziłem sobie to tak, że jeden z czarnoksiężników jest aresztowany w swojej komnacie i wychodzą z nim na dziedziniec gildii, a tam czeka drugi, tez w tej chwili aresztowany. Ale przyznaję – mój błąd – zbyt lakonicznie przedstawiłem swoją wizję. Już miałem zaplanowane, jak przyjeżdżają powozy, zęby ich zabrać i to by nie pasowało, jakby akcja działa się w sali. No ale... to szczegóły. Myślę, że teraz jest ok.

Może być taka zmiana?

 

W skrócie napiszę do czego zmierzam:

Tadeus i Fangren chcą wrobić Siwucha i Faereda w zamachy. Oni też chcą ubiegać się o “koryto”. Otruli księcia, tak żeby ten dostał ataku podczas kąpieli w rzece. Dla czytelnika, niech to będzie na razie zagadka.

Ten świadek, to Fangren. Specjalnie podpuścił “naszych” czarnoksiężników, żeby zrobić z nich kozły ofiarne. Jest skłonny zeznać, że oni zlecali mu morderstwo (ale się nie zgodził i widocznie poszukali kogoś innego). Jednak teraz okazuje się, że są za słabi żeby konkurować z magami, bo ci im zwiali. laugh

– Ech... Co znowu? – spytał wściekły Faered. Przez jego oczy przezierał ogień niczym z czeluści piekieł.

– Jesteś aresztowany, pod zarzutem podżegania do zabicia króla – poinformował kapitan Tadeus – Zabrać go! – polecił żołnierzom.

Na dziedzińcu czekała druga grupa zbrojnych z Siwuchem, zakutym w kajdany.

– Nie wywiniecie się z tego! Mamy świadka.

Nieoczekiwanie obaj czarnoksiężnicy przybrali formę węży. Zaskoczeni gwardziści, przerażeni ich widokiem, rozpierzchli, a w tym czasie na dziedziniec wkroczył Skirr Fangren, wraz ze swoja świtą elitarnych zabójców-trucicieli. Miał on worek pełen różnych specyfików.

– Masz to, czego potrzebujemy? – syknął Faered, który swym wyglądem przypominał żmiję zdradliwą. Czarno-brązowe łuski błysnęły w świetle.

– Ha! On dalej nie rozumie – wybuchnął zagadkowo w stronę Fangrena, kapitan Tadeus, który jako jedyny ze zbrojnych, nie przestraszył się widoku metamorfozy.

Obaj spojrzeli na siebie, wymieniając ironiczne uśmiechy. Skrytobójca wyjął z zawiniątka rurkę z zatrutymi strzałami, wziął wdech i wystrzelił po jednej w każdego z węży. Gadzie cielska momentalnie runęły na kamienną posadzkę. 

– Cholera!  – zaklął kapitan – Te kreatury ważą po dwieście kilo – Wołaj kabaryny na dziedziniec! – polecił jednemu z rycerzy, który przyglądał się akcji zza węgła.

Po chwili nadjechały dwa powozy, zaprzężone po dwa konie każdy.

 – No to ładujemy panowie!

Ludzie Fangrena wraz z kapitanem, zabrali się do pracy. W każdym z pojazdów umieścili po jednym nieprzytomnym wężołaku i zamknęli na klucz.

– Będą spać kilka godzin. Ruszamy? – zapytał przywódca trucicieli.

– Trochę się pokomplikowało – odparł Tadeus – pokażemy ich w tych wężowych ciałach?

– Faktycznie. Lepiej nie budzić sensacji. Masz jakiś pomysł?

– Hm... No trudno. Jedźmy! Może po drodze im się odmieni.

Powozy ruszyły w eskorcie ludzi Fangrena i Tadeusa, którzy czekali pod siedzibą gildii, w stronę królewskiego zamku. W połowie drogi, kiedy zrobiono przystanek nad rzeką, żeby napoić konie, stała się rzecz niesłychana. Po otwarciu wrót, okazało się, ze kabaryny są puste.

TADEUS!!! – wrzasnął wściekły Fangren. – Ty, idioto! UCIEKLI!

– To niemożliwe... po prostu, psia mać, niemożliwe...

– Możesz sobie nie wierzyć, ale ci dwaj mogą nam pokrzyżować plany... Rail! Sangreal! Do mnie!

Dwójka asasynów z zakrytymi twarzami posłusznie pojawiła się przy swoim przywódcy. Obaj mieli kusze ze strzałkami wypełnionymi specjalną trucizną. Byli jednymi z najlepszych. 

– Mam dla was zadanie.

– Słuchamy, mistrzu – odparli chórem.

– Macie znaleźć Siwucha i Feared’a – rozkazał. – Daje wam wolną rękę, mogą być żywi albo martwi, ale mają zostać odnalezieni, rozumiecie?

– Tak jest! – odpowiedzieli. Po chwili znikli w gęstwinie traw. Skirr wpatrywał się w błękitne niebo, jakby oczekiwał na deszcz.

– Coś się stało?

– Idzie burza – rzucił enigmatycznie. – W drogę!

 

OFF

Jasne. Odpowiada mi taka zmiana.

Aha, Okej. Zaczyna robić się coraz ciekawiej :)

"Kiedy mówią ci, że masz przestać - pisz, kiedy mówią, że popełniasz błędy - pisz. Po prostu pisz. Pisarz nie jest od zaspokojania cudzych pragnień, lecz od kreowania ich."

Odcinam

 

– Ci głupcy nie rozumieją z kim zadarli! Zniszczę ich! – Pomstował Siwuch.

Z latającej maszyny widać było, jak Tadeus z Fangrenem zachodzą w głowę, co się stało, a ich ludzie biegają po okolicznych krzakach, w nadziei, że natkną się na jakiś trop.

– Może poczekajmy na rozwój wydarzeń – zaproponował drugi z czarowników – Zobaczmy o co w tym wszystkim chodzi.

– Nie wiesz o co chodzi? To jasne! Ta kanalia wystawiła nas. Pewnie sami mają ambicje względem tronu.

Twarz Faereda zaczynała zdradzać chęć zemsty:

– Najchętniej rozwaliłbym ich od razu… ale poczekajmy. Zobaczymy jak to rozegrają.  

Statek unosił się wysoko nad głowami zbrojnych.

ODCINAM

 

Ma’annem postanowił uciąć pogawędkę ze swoim dawnym uczniem. Sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie co kilka godzin, a on chciał poznać plany Garusa na zatrzymanie Święta Dwóch Księżyców. 

– Garusie – powiedział. – wiesz już jak zamierzasz powstrzymać skorumpowaną Radę?

– Zastanawiam się. Amal’Nya jest już sobą, ale... Skegdor...

– Indoktrynacja, rozumiem... A jeżeli mogę wiedzieć, co cię łączy z twoją uczennicą?

– Słucham? – rzekł zdziwiony.

– Słyszałem plotki Rady, nawet Maymor podejrzewa, że masz z nią romans.

– W imię Gafrena... NIE! – krzyknął stanowczo. – Owszem, traktuję ją... inaczej, ale to by było sprzeniewierzenie się pięciu zasadom. Poza tym to... moja córka.

Brwi dawnego mistrza uniosły się nieznacznie.

– Córka? Ona wie?

– Nie. Jej matka... cudowna kobieta zmarła kilka lat temu. Przed tym jednak urodziła dziecko. To ona właśnie nim jest. Potajemnie kazałem przeprowadzić wszelkie testy.

– I co?

– Potwierdziły moje przypuszczenia. – Mag skinął głową. – Ostatnią wolą matki Amal’Nyi było zaopiekowanie się nią. Prosiła jednak, aby nigdy nie władała magią. Postanowiłem zaakceptować warunki.

– Hmm... – zamyślił się Ma’annem. – A gdybym cię z nią skontaktował?

– Z jej matką?! To... Mógłbyś to zrobić?

– Tak. Dziewczyna ma potencjał. Szkoda by go zaprzepaścić. 

"Kiedy mówią ci, że masz przestać - pisz, kiedy mówią, że popełniasz błędy - pisz. Po prostu pisz. Pisarz nie jest od zaspokojania cudzych pragnień, lecz od kreowania ich."

Ma’annem postanowił uciąć pogawędkę ze swoim dawnym uczniem. Sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie co kilka godzin, a on chciał poznać plany Garusa na zatrzymanie Święta Dwóch Księżyców. 

– Garusie – powiedział. – wiesz już jak zamierzasz powstrzymać skorumpowaną Radę?

– Zastanawiam się. Amal’Nya jest już sobą, ale... Skegdor...

– Indoktrynacja, rozumiem... A jeżeli mogę wiedzieć, co cię łączy z twoją uczennicą?

– Słucham? – rzekł zdziwiony.

– Słyszałem plotki Rady, nawet Maymor podejrzewa, że masz z nią romans.

– W imię Gafrena... NIE! – krzyknął stanowczo. – Owszem, traktuję ją... inaczej, ale to by było sprzeniewierzenie się pięciu zasadom. Poza tym to... moja córka.

Brwi dawnego mistrza uniosły się nieznacznie.

– Córka? Ona wie?

– Nie. Jej matka... cudowna kobieta zmarła kilka lat temu. Przed tym jednak urodziła dziecko. To ona właśnie nim jest. Potajemnie kazałem przeprowadzić wszelkie testy.

– I co?

– Potwierdziły moje przypuszczenia. – Mag skinął głową. – Ostatnią wolą matki Amal’Nyi było zaopiekowanie się nią. Prosiła jednak, aby nigdy nie władała magią. Postanowiłem zaakceptować warunki.

– Hmm... – zamyślił się Ma’annem. – A gdybym cię z nią skontaktował?

– Z jej matką?! To... Mógłbyś to zrobić?

– Tak. Dziewczyna ma potencjał. Szkoda by go zaprzepaścić. 

Do rozmowy przyłączyli się Tael i Maymor, zwiedzający piękny pałac, wykuty w skale:

– O czym rozmawiacie przyjaciele?

– O problemie Skegdora – wybrnął Garus, jakby nigdy nic, a Ma’annem Tailu spojrzał zdziwiony jego bystrością.

– Czasu zostało niewiele – zauważył Maymor.

– Co zamierzacie zrobić? – zapytał stary mentor.

– Musimy poznać inkantacje, które go odczarują z wężołactwa.

– Wężołactwo… Muszę was zmartwić. To nie takie proste – powiedział Ma’annem.

Wszyscy wpatrywali się w niego, a on kontynuował:

– Jedynie część tego jest zależna od magii. Pozostaje jeszcze coś w jego głowie. Węże mają wszczepione urządzenia, które kontrolują ich myśli i zachowanie. Początkowo nie działają w pełni i muszą być zintegrowane magicznie. Potem nie ma odwrotu. Taki czarnoksiężnik przestaje być sobą.

Wszyscy wyraźnie się zmartwili.

– Musi być jakiś sposób! – wybuchnął Garus.

– Właściwie to jest… ale… Szanse są zerowe.

Towarzysze wpatrywali się w niego, z coraz większym zniecierpliwieniem.  

– Trzeba by odzyskać jego pierwotne ciało – wyjaśnił.

Magowie stali zdumieni.

– Ale jak? – dopytywał Garus – gdzie je znajdziemy?

– Na to pytanie, musiałby nam odpowiedzieć sam zainteresowany. Ale… Możemy przypuszczać, ze znajduje się w świecie węży. Słyszałem już o takich podmieńcach i zwykle tam zostawało ciało.

– Po co im ono? – zaciekawił się Maymor.

– Król węży posługuje się nimi do własnych celów. Sztucznie podtrzymuje je przy życiu i wysysa z nich magiczną moc, której używa przeciw nam. Ma setki tysięcy takich ciał, może miliony. Wyobrażacie sobie jak wielka siła w nich drzemie? 

Zrobił chwilę przerwy spoglądając na zszokowanych towarzyszy.

– Ci durnie dali się nabrać! Myślą, że są na szczycie, tymczasem chytry król posłużył się nimi. W zamian za ciała obdarzone magiczną mocą, dał im bezwartościowe mięso i naszpikował je urządzeniami, kontrolującymi wolę. Ma z nich podwójną korzyść. Oni nawet nie rozumieją, jak bardzo ich oszukał.

– Jeśli tak jest, jak zdobędziemy to ciało? – pytał Maymor.

– Świat węży jest inny niż nasz – tłumaczył Ma’annem Tailu -  Moglibyśmy sobie  nie poradzić. Znają tam rzeczy, które dla nas są niedostępne. Kiedy tylko przeszlibyśmy przez portal, wykryliby nas.

– Mam pomysł – wtrącił Tael.

Wszyscy spojrzeli na niego wyczekująco.

­– Poprośmy o pomoc w świecie Tails.

– Co to za świat? – zaciekawił się Garus.

– Żyją tam magowie, tacy jak my. Nie ma wstępu dla czarnoksiężników. Portal nie przepuszcza wszystkich. W tym świecie znają technikę nie mniej zaawansowaną od wężowej.

ODCINAM

 

– Amal’Nyo – zaczął Skegdor. – znasz jakieś zaklęcia?

– Hmm... Czemu pytasz, mistrzu? 

– Proszę, nie tytułuj mnie tak. Jestem tylko skromnym magiem.

– Ale jednak... Większość tak cię tytułuje – odparła. – Byłam na większości zebrań u boku mistrza Garusa.

– A ty... I Garus... Jesteście razem?

– CO?! – powiedziała zaskoczona. – Skąd! Jestem jego córką. 

– Powiedział ci?

– Oczywiście. – Skinęła głową. – Tak cię to dziwi?

– Nic nie wspomniał, że ma córkę. 

– Czy coś cię trapi, Skegdorze?

– Powinnaś znać jakieś zaklęcia, przynajmniej podstawy. Garus nie uczy cię zaklęć?

– Mówi, że nie powinnam studiować tak trudnych kwestii. Uważa, że nie przyniesie mi to nic dobrego.

"Kiedy mówią ci, że masz przestać - pisz, kiedy mówią, że popełniasz błędy - pisz. Po prostu pisz. Pisarz nie jest od zaspokojania cudzych pragnień, lecz od kreowania ich."

– Amal’Nyo – zaczął Skegdor. – znasz jakieś zaklęcia?

– Hmm... Czemu pytasz, mistrzu? 

– Proszę, nie tytułuj mnie tak. Jestem tylko skromnym magiem.

– Ale jednak... Większość tak cię tytułuje – odparła. – Byłam na większości zebrań u boku mistrza Garusa.

– A ty... I Garus... Jesteście razem?

– CO?! – powiedziała zaskoczona. – Skąd! Jestem jego córką. 

– Powiedział ci?

– Oczywiście. – Skinęła głową. – Tak cię to dziwi?

– Nic nie wspomniał, że ma córkę. 

– Czy coś cię trapi, Skegdorze?

– Powinnaś znać jakieś zaklęcia, przynajmniej podstawy. Garus nie uczy cię zaklęć?

– Mówi, że nie powinnam studiować tak trudnych kwestii. Uważa, że nie przyniesie mi to nic dobrego.

– Magia to najlepsze, czego można się nauczyć – wtrąciła Nela, siedząca z siostrą nieopodal – To najwyższa wiedza.

– Amal’Nyo – zaczął Skegdor. – znasz jakieś zaklęcia?

– Hmm... Czemu pytasz, mistrzu? 

– Proszę, nie tytułuj mnie tak. Jestem tylko skromnym magiem.

– Ale jednak... Większość tak cię tytułuje – odparła. – Byłam na większości zebrań u boku mistrza Garusa.

– A ty... I Garus... Jesteście razem?

– CO?! – powiedziała zaskoczona. – Skąd! Jestem jego córką. 

– Powiedział ci?

– Oczywiście. – Skinęła głową. – Tak cię to dziwi?

– Nic nie wspomniał, że ma córkę. 

– Czy coś cię trapi, Skegdorze?

– Powinnaś znać jakieś zaklęcia, przynajmniej podstawy. Garus nie uczy cię zaklęć?

– Mówi, że nie powinnam studiować tak trudnych kwestii. Uważa, że nie przyniesie mi to nic dobrego.

– Magia to najlepsze, czego można się nauczyć – wtrąciła Nela, siedząca z siostrą nieopodal – To najwyższa wiedza.

– Chciałabym... Nauczyć się Magii Pustki – rzuciła Amal’Nya. – Tak bardzo... Moje ręce jednak jak dotąd nigdy nie zanurzyły się w Jeziorze Łez – dodała.

Nagle do izby wkroczył Garus. Był przejęty. Czuł w kościach, że coś się szykuje. Spojrzał na swoją córkę. Wziął głęboki oddech:

– Córeczko... – rzekł niezwykle troskliwie. – Przyszedł twój czas na naukę magii.

Oczy wszystkich wyraziły zdziwienie. Uczennica i córka maga ucieszyła się. Niczego tak bardzo nie pragnęła jak nauczyć się zaklęć. Choćby kilku inkantacji. 

– Co... Co mam zrobić?

– Jedziemy na Wzgórze Wyboru. Tam dokonasz swojej decyzji. Po wszystkim zostaniesz przeniesiona w odpowiednie miejsce jak ja.

– A gdzie to jest?

– W świecie Ogona. 

– Tails – przeliterował Maymor.

"Kiedy mówią ci, że masz przestać - pisz, kiedy mówią, że popełniasz błędy - pisz. Po prostu pisz. Pisarz nie jest od zaspokojania cudzych pragnień, lecz od kreowania ich."

OFF

 

– Córka? Ona wie?

– Nie. Jej matka... cudowna kobieta zmarła kilka lat temu. Przed tym jednak urodziła dziecko. To ona właśnie nim jest. Potajemnie kazałem przeprowadzić wszelkie testy.

 

Powyżej Amal’Nya nie wie, że jest córką Garusa, a poniżej wie:

 

A ty... I Garus... Jesteście razem?

– CO?! – powiedziała zaskoczona. – Skąd! Jestem jego córką. 

– Powiedział ci?

– Oczywiście. – Skinęła głową. – Tak cię to dziwi?

– Nic nie wspomniał, że ma córkę. 

– Czy coś cię trapi, Skegdorze?

 

 

Jak to w końcu jest?

 

Może lepiej będzie bez wątku z córką?

OFF

Faktycznie. Moje niedopatrzenie. Hm... Postaram się rozwiązać jakoś inaczej.

"Kiedy mówią ci, że masz przestać - pisz, kiedy mówią, że popełniasz błędy - pisz. Po prostu pisz. Pisarz nie jest od zaspokojania cudzych pragnień, lecz od kreowania ich."

OFF 

 

Może zeswatamy Garusa i Amal’Nyę? Oczywiście nie od razu. Wszyscy wiedzą, że oni się lubią ;) 

 

Założę się, że jeśli jakaś dziewczyna to czyta, na wieść, że Garus miałby być ojcem uczennicy, poczuła się niepocieszona.

 

Tam zanosi się na coś wink

Przecież praktycznie nic się nie zmieniło. 

 

I ona się nie pyta o co mu chodzi? Czemu nazwał ją córką?

 

Pamiętajmy, że wśród czytelników są też kobiety i one liczą na jakiś romans czy coś ;) Teraz to uciekła nam taka możliwość, chyba że romans kazirodczy ;] Założę się, że dziewczyny chciałyby, żeby zrobić parę z Garusa i Amal’Nyi.

Jak się okazuje po latach, że ktoś jest czyimś dzieckiem i się znali, ale o tym nie wiedzieli, to trochę zalatuje Latynoamerykańską telenowelą. Hm... ja nie wiem.  Coś mi taki motyw nie pasuje. Jeśli opowieść będzie toczyła się wg. tego schematu, mam wrażenie, że utwór na tym ucierpi. Ten jeden wątek blokuje możliwość implikacji kilku nie mniej ciekawych.

Nie chce nic narzucać za wszelką cenę, ale myślę, ze lepiej byłoby usunąć motyw z córką.

Jeśli nie swatać ich, to chociaż potrzymać czytelników w niepewności, co ich łączy. Jak wszystko zostało powiedziane tak prosto z mostu, całe emocje opadły. Ja, jak przeczytałem, że Garus jest jej ojcem, poczułem się jakbym dostał obuchem w głowę ;]

 

P.S. Możesz edytować jeden i drugi fragment o córce. Z mojej strony nie ma problemu. Mogę dostosować moje teksty, jeśli zaistnieje taka potrzeba.

Hm... W takim razie jeszcze pokombinuję z tym. Może rzeczywiście motyw z córką można by odrzucić.

"Kiedy mówią ci, że masz przestać - pisz, kiedy mówią, że popełniasz błędy - pisz. Po prostu pisz. Pisarz nie jest od zaspokojania cudzych pragnień, lecz od kreowania ich."

OFF – No ok. Jedziemy dalej ;)

 

– Amal’Nyo – zaczął Skegdor. – znasz jakieś zaklęcia?

– Hmm... Czemu mnie pytasz, mistrzu? 

– Proszę, nie tytułuj mnie tak. Jestem tylko skromnym magiem.

– Ale jednak... Większość tak cię tytułuje – odparła. – Byłam na większości zebrań u boku mistrza Garusa.

– A ty... I Garus... Jesteście razem?

– CO?! – powiedziała zaskoczona. – Skąd! W żadnym razie! – zaprotestowała

– Oboje wyglądacie jak para, myślałem więc…

– Tak?

– A zresztą nieważne. Zapomnij, co chciałem powiedzieć. – Machnął ręką od niechcenia.

– Czy coś cię trapi, Skegdorze?

– Powinnaś znać jakieś zaklęcia, przynajmniej podstawy. Garus nie uczy cię zaklęć?

– Mówi, że nie powinnam studiować tak trudnych kwestii. Uważa, że nie przyniesie mi to nic dobrego.

– Magia to najlepsze, czego można się nauczyć – wtrąciła Nela, siedząca z siostrą nieopodal – To najwyższa wiedza.

– Chciałabym... Nauczyć się Magii Pustki – rzuciła Amal’Nya. – Tak bardzo... Moje ręce jednak jak dotąd nigdy nie zanurzyły się w Jeziorze Łez – dodała.

Nagle do izby wkroczył Garus. Był przejęty. Czuł w kościach, że coś się szykuje. Spojrzał na swoją córkę i uczennicę. Wziął głęboki oddech:

– Córeczko... – rzekł niezwykle troskliwie. – Przyszedł twój czas na naukę magii.

Oczy wszystkich wyraziły zdziwienie. Amal’Nya poczuła się zaskoczona. Nie wiedziała, co miały znaczyć te słowa. Jednak niczego tak bardzo nie pragnęła jak nauczyć się zaklęć. Choćby kilku inkantacji. 

– Co... Co mam zrobić?

– Jedziemy na Wzgórze Wyboru. Tam dokonasz swojej decyzji. Po wszystkim zostaniesz przeniesiona w odpowiednie miejsce jak ja.

– A gdzie to jest?

– W świecie Ogona. 

– Tails – przeliterował Maymor.

Wraz z tymi słowami otworzył się portal. Wyglądał jak tafla jeziora zawieszona pionowo. Na brzegach wirowały języki ognia, napawające trwogą.

OFF 2

Próbowałem zmienić fragmenty wczoraj, Tricksterze, ale jakoś nie pasuje mi ich związek. Jak to przeczytać to brzmi to raczej dość... wiarygodnie. Być może dalej na coś wpadnę.

 

– Amal’Nyo – zaczął Skegdor. – znasz jakieś zaklęcia?

– Hmm... Czemu mnie pytasz, mistrzu? 

– Proszę, nie tytułuj mnie tak. Jestem tylko skromnym magiem.

– Ale jednak... Większość tak cię tytułuje – odparła. – Byłam na większości zebrań u boku mistrza Garusa.

– A ty... I Garus... Jesteście razem?

– CO?! – powiedziała zaskoczona. – Skąd! W żadnym razie! – zaprotestowała

– Oboje wyglądacie jak para, myślałem więc…

– Tak?

– A zresztą nieważne. Zapomnij, co chciałem powiedzieć. – Machnął ręką od niechcenia.

– Czy coś cię trapi, Skegdorze?

– Powinnaś znać jakieś zaklęcia, przynajmniej podstawy. Garus nie uczy cię zaklęć?

– Mówi, że nie powinnam studiować tak trudnych kwestii. Uważa, że nie przyniesie mi to nic dobrego.

– Magia to najlepsze, czego można się nauczyć – wtrąciła Nela, siedząca z siostrą nieopodal – To najwyższa wiedza.

– Chciałabym... Nauczyć się Magii Pustki – rzuciła Amal’Nya. – Tak bardzo... Moje ręce jednak jak dotąd nigdy nie zanurzyły się w Jeziorze Łez – dodała.

Nagle do izby wkroczył Garus. Był przejęty. Czuł w kościach, że coś się szykuje. Spojrzał na swoją córkę i uczennicę. Wziął głęboki oddech:

– Córeczko... – rzekł niezwykle troskliwie. – Przyszedł twój czas na naukę magii.

Oczy wszystkich wyraziły zdziwienie. Amal’Nya poczuła się zaskoczona. Nie wiedziała, co miały znaczyć te słowa. Jednak niczego tak bardzo nie pragnęła jak nauczyć się zaklęć. Choćby kilku inkantacji. 

– Co... Co mam zrobić?

– Jedziemy na Wzgórze Wyboru. Tam dokonasz swojej decyzji. Po wszystkim zostaniesz przeniesiona w odpowiednie miejsce jak ja.

– A gdzie to jest?

– W świecie Ogona. 

– Tails – przeliterował Maymor.

Wraz z tymi słowami otworzył się portal. Wyglądał jak tafla jeziora zawieszona pionowo. Na brzegach wirowały języki ognia, napawające trwogą.

Co to? – zapytała Amal’Nya, zaskoczona dziwnym obrazem, ukazującym się przed jej oczyma.

– Oto... Nicość. Pustka. 

– Jezioro?

– Jego iluminacja – wyjaśnił Garus. – W tym świecie twoje myśli, najskrytsze marzenia, ukazywane są w postaci takich obrazów. Możesz zobaczyć przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. 

Nagle młoda uczennica spostrzegła Skegdora, klęczącego przed nią i składającego jej bukiet pięknych kwiatów. W stronach dziewczyny takie zachowanie uchodziło za zaręczyny. Widmo znikło bardzo szybko, ukazując dramatyczną przeszłość. Począwszy od ojca, przez którego przeklęta została jej rodzina. Wizja stawała się coraz bardziej zrozumiała. Amal’Nya zatopiła się w niej.

– Przestań! – krzyknęła kobieta. – Ja go kocham!

– Nie pozwolę, słyszysz? Nie pozwolę, aby ona poznała kim naprawdę jest jej ojciec. 

– Ma do tego prawo – syknęła.

– Psia mać... Nie ma prawa! 

– Obyś szczezł, Garus przynajmniej szanuje moje uczucia, a ty tylko pijesz i się nad nami znęcasz!

Doszło do szarpaniny. W mig do izby wbiegł z hukiem Tael i przeklął całą rodzinę. Prawdziwy pustelnik stał obok swojego ucznia i wstydził się za uczynki przeszłości.

Wizja rozmazała się. Oczy dziewczyny zaczynały tracić obraz.

– Garusie, ona... POMÓŻ JEJ! – wrzasnął Skegdor.

Mag podbiegł do swojej córki i zobaczył, że jej oczy stają się wypłowiałe, a twarz pergaminowo biała. W końcu przebudziła się, ale kompletnie oślepła.

– Tato, gdzie ja jestem? – wydukała z siebie.

– W-wzgórze wyboru – zawahał się Garus ze łzami w oczach.

Skegdor, Ma’Annem Tailu i Tael przyglądali się tej sytuacji. Wszystko wróciło jednak do normy po chwili. To była tylko wizja.

– NIE!

– Co się dzieje? – odparła uczennica, widząc dziwne zachowanie mistrza.

– Jeżeli zanurzysz się w... tej wizji, być może skażesz się ślepotę.

– Mistrzu Garusie... Ojcze... Jeżeli taka jest wola Gafrena, to gotowa jestem ponieść konsekwencje moich czynów.

Stało się to, czego wszyscy się spodziewali. Amal’Nya oślepła. Wiedza jakiej dostarczyła wizja była przygniatająca. Z końcówek  jej palców wystrzeliły srebrzyste promienie. Mag podbiegł do niej, pomagając prowadzić w odpowiednim kierunku.

– Zabawne – powiedziała. – Nigdy nie sądziłam, że zostanę Wyrocznią.

"Kiedy mówią ci, że masz przestać - pisz, kiedy mówią, że popełniasz błędy - pisz. Po prostu pisz. Pisarz nie jest od zaspokojania cudzych pragnień, lecz od kreowania ich."

– Amal’Nyo – zaczął Skegdor. – Znasz jakieś zaklęcia?

– Hmm... Czemu mnie pytasz, mistrzu?

– Proszę, nie nazywaj mnie tak – poprosił. – Jestem tylko skromnym magiem – dodał.

– Ale... Większość Rady tak cię tytułowała. Słyszałam, gdy mistrz Garus brał mnie ze sobą na posiedzenia. 

– A ty... i Garus... Jesteście razem? – zapytał nagle.

– CO?! – wykrzyczała prawie, kompletnie zaskoczona. – Nie. Mistrz... traktuje mnie bardzo ostrożnie – odparła, po chwili.

– Sądziłem, że jesteście razem... Myślałem...

– Tak?

– Nie, nic takiego. Nieważne. – Machnął od niechcenia.

– Czy coś cię trapi, Skegdorze? 

– Uważam, że powinnaś znać jakieś zaklęcia, przynajmniej podstawy. Garus nie uczy cię inkantacji?

– Twierdzi, że nie powinnam studiować tak trudnych kwestii. Mówi, że nie przyniesie mi to niczego dobrego. 

– Magia to najlepsze, czego można się nauczyć – wtrąciła Nela, siedząca z siostrą nieopodal – To najwyższa wiedza.

– Chciałabym... Nauczyć się Magii Pustki – rzuciła Amal’Nya. – Tak bardzo... Moje ręce jednak jak dotąd nigdy nie zanurzyły się w Jeziorze Łez – dodała.

Nagle do izby wkroczył Garus. Był wyraźnie czymś przejęty. Wyczuwał w kościach, że coś się szykuje. Spojrzał na swoją córkę i uczennicę. Wziął głęboki oddech:

– Córeczko... – rzekł niezwykle troskliwie i opiekuńczo. – Przyszedł czas, abyś nauczyła się władać magią.

Na słowa maga wszyscy wyrazili powszechne zdziwienie włącznie z Amal’Nyą. Nie wiedziała czy dobrze zrozumiała jego słowa. Tak bardzo pragnęła nauczyć się kilku zaklęć. Chociażby paru inkantacji. 

– Co... Co mam zrobić?

– Jedziemy na Wzgórze Wyboru. Tam dokonasz swojej decyzji. Po wszystkim zostaniesz przeniesiona w odpowiednie miejsce jak ja.

– A gdzie to jest?

– W świecie Ogona. 

– Tails – przeliterował Maymor.

 

OFF

@Trickster – Poprawiłem wątek o córce, Tricksterze. Wiem, że z jednej strony to trochę pewne rozczarowanie, bo wszyscy oczekiwaliby czegoś pomiędzy nią a Garusem. Ale wydaje mi się, że fajnie byłoby zeswatać ją ze Skegdorem. Co ty na to, Tricksterze? 

"Kiedy mówią ci, że masz przestać - pisz, kiedy mówią, że popełniasz błędy - pisz. Po prostu pisz. Pisarz nie jest od zaspokojania cudzych pragnień, lecz od kreowania ich."

OFF – Myślę, że Skegdor to dla niej odpowiedni absztyfikant ;) Faktycznie coś tam iskrzy. 

Odcinam

 

– Kto to? – zapytał stary kupiec, wskazując nieszczęśnika oczekującego na powieszenie.

– Nadworny medyk – wyjaśnił młodzieniec.

– Cóż takiego uczynił?

– Królowa Visa widziała w magicznym lustrze, jak podawał królowi truciznę. Ponoć działał dla gildii trucicieli.

Wtem zapadnia szubienicy otworzyła się, a łajdak poleciał z impetem. Rdzeń kręgowy został przerwany. Szemrany medyk wyzionął ducha, a widzowie bili brawo.

– Powiedz mi chłopcze, co z królem? – dopytywał starzec.

– Nic mu nie jest, ale nie obyłoby się bez pomocy magii. Królowa wezwała uzdrowicielkę Jokastę. To ona go odratowała.

– Całe szczęście.

– Medyk podobno strasznie się wygrażał przy zatrzymaniu. Przeklinał wszystkich  – wyjaśniał młodzieniec.

– Ha. A teraz chodzą w jego butach – skwitował kupiec.

– Kto to? – zapytał stary kupiec, wskazując nieszczęśnika oczekującego na powieszenie.

– Nadworny medyk – wyjaśnił młodzieniec.

– Cóż takiego uczynił?

– Królowa Visa widziała w magicznym lustrze, jak podawał królowi truciznę. Ponoć działał dla gildii trucicieli.

Wtem zapadnia szubienicy otworzyła się, a łajdak poleciał z impetem. Rdzeń kręgowy został przerwany. Szemrany medyk wyzionął ducha, a widzowie bili brawo.

– Powiedz mi chłopcze, co z królem? – dopytywał starzec.

– Nic mu nie jest, ale nie obyłoby się bez pomocy magii. Królowa wezwała uzdrowicielkę Jokastę. To ona go odratowała.

– Całe szczęście.

– Medyk podobno strasznie się wygrażał przy zatrzymaniu. Przeklinał wszystkich  – wyjaśniał młodzieniec.

– Ha. A teraz chodzą w jego butach – skwitował kupiec.

I choć ciało było martwe, dusza pomocnika trucicieli uleciała do góry, manifestując swoją nową formę. Transparentny byt należał do jednego ze światów, w całości zamieszkanego przez podobne istoty. Głowa wygięła się nienaturalnie, podczas gdy korzenie wysysały energię życiową wszystkich, którzy go skazali. Wszystkich oprócz Króla, będącego pod ochroną Jokasty.

Dwóch strażników skryło się w murach zamku. Ciała pozostawione na wewnętrznym dziedzińcu zamku ożyły. Umarlaki wyciągały swoje rozczapierzone ręce w poszukiwaniu ofiar. Nie mogąc ich znaleźć, krążyły wówczas po komnatach, wydając z siebie pojedyncze stęknięcia.

– Co się stało? – zapytała Jokasta, widząc strażników przerażonych.

– D-d-duchy... – wyjąkał jeden z nich i skulił się w rogu.

– Rycerzu, widziałeś coś? 

– M-medyk, którego kazał stracić król... On... on...

– Tak?

– Duch! Nieumarli! – zaczął krzyczeć po chwili, niezrozumiale.

Widząc, że wartownicy byli zbyt przestraszeni, czarodziejka postanowiła się sama tym zająć.

– Co się tam wydarzyło? – powiedziała sama do siebie. 

"Kiedy mówią ci, że masz przestać - pisz, kiedy mówią, że popełniasz błędy - pisz. Po prostu pisz. Pisarz nie jest od zaspokojania cudzych pragnień, lecz od kreowania ich."

OFF

 

Najpierw ustaliliśmy, że Jokasta jest święta, a teraz wyskakuje do gościa z tekstem "TY!". Albo: "Wyduś to z siebie!" Moim zdaniem to brzmi pysznie i autorytarnie  i nie pasuje do świętej, a prędzej do jakiejś czarownicy. Święci ludzie są skromni. Bohaterowie muszą być konsystentni, bo inaczej, czytelnikom będzie trudno się z nimi zsolidaryzować.

 

Musimy pamiętać, że inne cechy pasują, przykładowo do Siwucha i Faereda, a inne do Jokasty, Taela, Ma’annem  Tailu czy ich przyjaciół. Oni są mądrzejsi i mają lepsze maniery. 

 

Nie ma co pisać na łapu capu. Lepiej dwa razy przemyśleć, tak żeby nie pojawiało się ani jedno niepotrzebne zdanie, czy słowo. Wtedy tekst będzie miał wartość. Kiedy ma się jeden pomysł, warto poczekać na drugi, czy trzeci i wybrać najbardziej obiecujący.

 

"Dwójka strażników" – Jeśli obaj są mężczyznami, powinno być “dwóch”

 

Myślę, że potrzebne są drobne poprawki.

 

Pozdrawiam ;)

OFF

 

Jokasta-bogini i Jokasta-czarodziejka to dwie różne osoby. Fakt, przyznaję, że powiedzenie do strażnika: “TY” albo “Wyduś to z siebie!” nie brzmi zbyt dobrze, ale w niektórych sytuacjach w ludziach budzą się inne, groźniejsze cechy, nadające im zupełnie nowego brzmienia. Jokasta zapytała najpierw: 

– Co się stało? – zapytała Jokasta, widząc strażników przerażonych.

Wiedząc, że po zamkowych komnatach chodzą ożywione zwłoki, trudno by bohaterce mówić łagodnie. Skoro z jednym ze strażników nie dało się porozmawiać, to drugi tym bardziej zachowywałby się podobnie. Taka sytuacja wymaga od Jokasty innego toku rozumowania. Jeżeli ma pokonać niebezpieczeństwo, musi być stanowcza i konsekwentna. Poza tym w późniejszym fragmencie Król może poprosić czarodziejkę, aby nie traktowała w ten sposób jego podwładnych. 

 

OFF 2

Błędy poprawione.

"Kiedy mówią ci, że masz przestać - pisz, kiedy mówią, że popełniasz błędy - pisz. Po prostu pisz. Pisarz nie jest od zaspokojania cudzych pragnień, lecz od kreowania ich."

OFF

 

Kiedy wprowadzałem Jokastę, to z myślą, że to Święta Jokasta, na którą powoływał się jeden z bohaterów w Twoim fragmencie. Jakby to miała być inna osoba ,wymyśliłbym jej inne imię.

OFF

Przepraszam, Tricksterze. Całkiem o tym zapomniałem. Jeszcze raz, przepraszam, nie dostosowałem tego do fragmentu. W takim razie jeszcze raz to zmienię.

 

OFF 2

Poprawione.

"Kiedy mówią ci, że masz przestać - pisz, kiedy mówią, że popełniasz błędy - pisz. Po prostu pisz. Pisarz nie jest od zaspokojania cudzych pragnień, lecz od kreowania ich."

OFF

 

Nie ma co przepraszać ;)

 

 

Głowa wesoło dyndała na kręgosłupie

 

Takie trochę głupie ;)

 

OFF 2

 

Nie wiem czy wisielcowi może dyndać głowa.

Dobrze jest sobie wyobrazić scenę, jakby się było reżyserem.

Mnie trudno wyobrazić sobie, że dynda.

OFF

Hmm... Rzeczywiście. Już poprawiam.

 

OFF 2

Poprawione.

"Kiedy mówią ci, że masz przestać - pisz, kiedy mówią, że popełniasz błędy - pisz. Po prostu pisz. Pisarz nie jest od zaspokojania cudzych pragnień, lecz od kreowania ich."

Odcinam

 

– Jak to cudownie pachnie. Nigdy nie czułam czegoś tak pięknego.

– Spróbuj tego Amal'Nyo – zachęcał Ma'annem Tailu – nie dość, że ma ładny aromat, posiada też właściwości lecznicze.

– Wiele bym dał za takie laboratorium – zachwycał się Garus. 

– Tworzymy tu z dziewczynami, wspaniałe kompozycje. Wiedzieliście, że każda roślina pod słońcem, pomaga przy co najmniej jednej chorobie? Mamy remedia na wszystko. Rośliny mają swój charakter. Dopasowujemy go do dolegliwości. Tylko melisa jest uniwersalna – ma charakter słoneczny.

Do pomieszczenia weszła Jokasta

– Czemu jesteś taka strapiona – zapytał Ma'annem.

– Na dworze dzieją się straszne rzeczy. Próbowano otruć króla. Morderca został stracony, ale  miał jakieś opętanie, które przeszło na innych. Z resztą... Zaraz sami zobaczycie. A co jest z Amal'Nyą? Twoje oczy są jakieś...

Zgromadzeni w laboratorium alchemicznym opowiedzieli Jokaście o ostatnich wydarzeniach. Ta zamyśliła się na chwilę, jakby konsultując ze światem niewidzialnym i rzekła:

– Ślepota jest jej pisana. Żadne remedium, na ten czas, się dla niej nie znajdzie. Jej udziałem będą wielkie rzeczy. Jest wieszczką.

Towarzystwo zasmuciło się, jednak wszyscy rozumieli powagę sytuacji. To było dla Amal'Nyi, jednocześnie piętno, jak i wielki zaszczyt.

– Nie ma czasu. Chodźcie ze mną na dwór. Musimy coś zrobić z opętanymi – zarządziła Jokasta.

Całe zgromadzenie, z wyjątkiem nieszczęsnej córki Garusa, zostało otoczone energetycznym wirem i po chwili znalazło się na zamku, między umarlakami.

– Jak to cudownie pachnie. Nigdy nie czułam czegoś tak pięknego.

– Spróbuj tego Amal'Nyo – zachęcał Ma'annem Tailu – nie dość, że ma ładny aromat, posiada też właściwości lecznicze.

– Wiele bym dał za takie laboratorium – zachwycał się Garus. 

– Tworzymy tu z dziewczynami, wspaniałe kompozycje. Wiedzieliście, że każda roślina pod słońcem, pomaga przy co najmniej jednej chorobie? Mamy remedia na wszystko. Rośliny mają swój charakter. Dopasowujemy go do dolegliwości. Tylko melisa jest uniwersalna – ma charakter słoneczny.

Do pomieszczenia weszła Jokasta

– Czemu jesteś taka strapiona – zapytał Ma'annem.

– Na dworze dzieją się straszne rzeczy. Próbowano otruć króla. Morderca został stracony, ale  miał jakieś opętanie, które przeszło na innych. Z resztą... Zaraz sami zobaczycie. A co jest z Amal'Nyą? Twoje oczy są jakieś...

Zgromadzeni w laboratorium alchemicznym opowiedzieli Jokaście o ostatnich wydarzeniach. Ta zamyśliła się na chwilę, jakby konsultując ze światem niewidzialnym i rzekła:

– Ślepota jest jej pisana. Żadne remedium – na ten czas - się dla niej nie znajdzie. Jej udziałem będą wielkie rzeczy. Jest wieszczką.

Towarzystwo zasmuciło się, jednak wszyscy rozumieli powagę sytuacji. To było dla Amal'Nyi, jednocześnie piętno, jak i wielki zaszczyt.

– Nie ma czasu. Chodźcie ze mną na dwór. Musimy coś zrobić z opętanymi – zarządziła Jokasta.

Całe zgromadzenie, z wyjątkiem nieszczęsnej córki Garusa, zostało otoczone energetycznym wirem i po chwili znalazło się na zamku, między umarlakami.

Żywe zwłoki stękały z wysiłku, chodząc w poszukiwaniu ciał na których mogliby żerować. Magów ogarnął wstręt. Nad zamkiem unosiła się przeźroczysta emanacja straconego medyka. Zjawa spojrzała się w dół.

– Któż wy jesteście? – zapytał.

– Jestem Jokasta, a to...

– Milczeć! – ryknął. – Pytałem się tej grupki magów. Znam cię czarownico, jesteś tą przez którą zostałem stracony.

– Nazywam się Garus – odparł czarodziej.

– Garus? Ten Garus?

– Zgadza się.

– Cóż za niespodzianka. Twój wuj wiele mi o tobie opowiadał. Byłem jego wielkim przyjacielem.

– To czemuś został stracony? – wtrącił Skegdor.

– Zbieg okoliczności – odpowiedział. – W mojej torbie znaleziono truciznę, którą mi zwyczajnie podłożono. Nie miałem nic wspólnego z otruciem Króla.

– Kłamstwo! – krzyknęła Jokasta.

– MILCZEĆ! – zawył przeraźliwie Medyk. – Nie udzieliłem ci głosu, wiedźmo. To przez twoje podejrzenia mnie rozkazano stracić. 

– Nie zrobiłam nic, przez co mógłbyś mnie winić.

– Doprawdy? – zasępiło się Widmo. – Mam pewien test.

– Jaki? – zapytał Ma’Annem.

– Te żywe trupy to skutek uboczny mego ożywienia. Nie słuchają mnie – zaczął. – W jednej z komnat ukryłem dowody na to, że nie jestem członkiem tych parszywych trucicieli. Przynieście mi je, a moja dusza uleci z powrotem w czeluść, do Gafrena. 

Nie mając wyjścia niewielka grupka rozdzieliła się w poszukiwaniu owych dokumentów. Po korytarzach – jakby tego było mało – krążyły też wampiry. Wyróżniające się sporym wyglądem.

Z daleka, w ciemnościach świeciły się czerwone ślepia, a pomiędzy ramionami posiadały ogromne błony, ułatwiające latanie. Potrafiły przerazić. Nie znały umiaru i zazwyczaj zabijały swe ofiary, zamiast je przemieniając. 

 

OFF

 

Żadne remedium na ten czas, się dla niej nie znajdzie. → Wydaje mi się, że lepsze będzie wtrącenie: Żadne remedium na ten czas się dla niej nie znajdzie.

"Kiedy mówią ci, że masz przestać - pisz, kiedy mówią, że popełniasz błędy - pisz. Po prostu pisz. Pisarz nie jest od zaspokojania cudzych pragnień, lecz od kreowania ich."

OFF –  Faktycznie połknąłem jeden przecinek.

 

– Jak to cudownie pachnie. Nigdy nie czułam czegoś tak pięknego.

– Spróbuj tego Amal'Nyo – zachęcał Ma'annem Tailu – nie dość, że ma ładny aromat, posiada też właściwości lecznicze.

– Wiele bym dał za takie laboratorium – zachwycał się Garus. 

– Tworzymy tu z dziewczynami, wspaniałe kompozycje. Wiedzieliście, że każda roślina pod słońcem, pomaga przy co najmniej jednej chorobie? Mamy remedia na wszystko. Rośliny mają swój charakter. Dopasowujemy go do dolegliwości. Tylko melisa jest uniwersalna – ma charakter słoneczny.

Do pomieszczenia weszła Jokasta

– Czemu jesteś taka strapiona – zapytał Ma'annem.

– Na dworze dzieją się straszne rzeczy. Próbowano otruć króla. Morderca został stracony, ale  miał jakieś opętanie, które przeszło na innych. Z resztą... Zaraz sami zobaczycie. A co jest z Amal'Nyą? Twoje oczy są jakieś...

Zgromadzeni w laboratorium alchemicznym opowiedzieli Jokaście o ostatnich wydarzeniach. Ta zamyśliła się na chwilę, jakby konsultując ze światem niewidzialnym i rzekła:

– Ślepota jest jej pisana. Żadne remedium – na ten czas - się dla niej nie znajdzie. Jej udziałem będą wielkie rzeczy. Jest wieszczką.

Towarzystwo zasmuciło się, jednak wszyscy rozumieli powagę sytuacji. To było dla Amal'Nyi, jednocześnie piętno, jak i wielki zaszczyt.

– Nie ma czasu. Chodźcie ze mną na dwór. Musimy coś zrobić z opętanymi – zarządziła Jokasta.

Całe zgromadzenie, z wyjątkiem nieszczęsnej córki Garusa, zostało otoczone energetycznym wirem i po chwili znalazło się na zamku, między umarlakami.

Żywe zwłoki stękały z wysiłku, chodząc w poszukiwaniu ciał na których mogliby żerować. Magów ogarnął wstręt. Nad zamkiem unosiła się przeźroczysta emanacja straconego medyka. Zjawa spojrzała w dół.

– Któż wy jesteście? – zapytał.

– Jestem Jokasta, a to...

– Milczeć! – ryknął. – Pytałem się tej grupki magów. Znam cię czarownico, jesteś tą przez którą zostałem stracony.

– Nazywam się Garus – odparł czarodziej.

– Garus? Ten Garus?

– Zgadza się.

– Cóż za niespodzianka. Twój wuj wiele mi o tobie opowiadał. Byłem jego wielkim przyjacielem.

– To czemuś został stracony? – wtrącił Skegdor.

– Zbieg okoliczności – odpowiedział. – W mojej torbie znaleziono truciznę, którą mi zwyczajnie podłożono. Nie miałem nic wspólnego z otruciem Króla.

– Kłamstwo! – krzyknęła Jokasta.

– MILCZEĆ! – zawył przeraźliwie Medyk. – Nie udzieliłem ci głosu, wiedźmo. To przez twoje podejrzenia rozkazano mnie stracić. 

– Nie zrobiłam nic, przez co mógłbyś mnie winić.

– Doprawdy? – zasępiło się Widmo. – Mam pewien test.

– Jaki? – zapytał Ma’Annem.

– Te żywe trupy to skutek uboczny mego ożywienia. Nie słuchają mnie – zaczął. – W jednej z komnat ukryłem dowody na to, że nie jestem członkiem tych parszywych trucicieli. Przynieście mi je, a moja dusza uleci z powrotem w czeluść, do Gafrena. 

Nie mając wyjścia niewielka grupka rozdzieliła się w poszukiwaniu owych dokumentów. Po korytarzach – jakby tego było mało – krążyły też wampiry, wyróżniające się sporym wyglądem.

Z daleka, w ciemnościach świeciły się czerwone ślepia, a pomiędzy ramionami posiadały ogromne błony, ułatwiające latanie. Potrafiły przerazić. Nie znały umiaru i zazwyczaj zabijały swe ofiary, zamiast je przemieniać. 

– Co on mówi o jakichś dowodach? – rzekł Garus do Maymora – Lustro nie kłamie. Królowa widziała.

– Chyba próbuje nas zwabić w pułapkę – zauważył starszy z magów – chciał żebyśmy się rozdzielili, bo teraz jesteśmy słabsi.

– Jeśli tak, możemy użyć środka ostatecznego – stwierdziła Jokasta.

– Jakiego – zapytał Garus.

– Nie nadużywamy tej możliwości, żeby dać każdemu okazję do poprawy, ale jeśli koniecznie trzeba, jesteśmy w stanie rozpuścić jego duszę w nicość. Również  te nieszczęsne wampiry i inne jego emanacje.

– Dopiero teraz nam o tym mówisz? – zdziwił sie Maymor.

– To bardzo ważne, żeby nie szastać tymi czarami. Możemy to zrobić tylko z wyraźną zgodą kreacji.

Oczy czarodziejki stały się nieobecne, a świadomość skupiła się na świecie duchowym. Jej towarzyszom ukazała się wizja, w której medyk dolewa czarnego, śmierdzącego płynu do kieliszka z nalewką, wchodzi do komnaty króla i rzecze: “To postawi cię na nogi. Reumatyzm przejdzie jak ręką odjął”. W wizji widać jak trucizna atakuje ciało monarchy, lecz skutek będzie widoczny w pełni, dopiero po kilku dniach. Medyk wychodzi z komnaty wyraźnie zadowolony, a w jego oczach widać najgorsze intencje.

– Mamy pozwolenie – stwierdziła Jokasta – Ten łotr również nas chce zabić. Musimy działać!

Skupiła się na chwilę, po czym rzekła:

– Gotowe!

– Jak to? Już po wszystkim? – zdziwili się Garus z Maymorem.

Jokasta uśmiechnęła się wymownie:

– Mówiłam, że to potężna magia.

 

 

Na całym zamku zalegały truchła, lecz nie były już groźne. Przez kolejne dni, rycerze palili je na stosie, żeby nie dopuścić do zarazy. Kiedy tylko uporano się z tym, wszyscy zajęli się organizacją uczty na cześć wybawicieli. Tak wystawnej imprezy, w królestwie, jeszcze nie widziano. Na zamek przybyli lokalni magowie i wróżbici, by uszczknąć choć odrobinę wiedzy od naszych bohaterów. Szczególnym zainteresowaniem cieszyła się piękna Jokasta.

– Jak działa ta magia? – dopytywał jeden ze starców zebranych wokół niej.

– Czyste serce – odpowiedziała, wiele się nie zastanawiając –  to jedyny klucz do jej drzwi.

Zebrani spojrzeli po sobie.

– Powiedz coś więcej – prosił.

– Dojrzałość tam prowadzi. Nie ma drogi na skróty.

– Załóżmy szkołę magii! – rzucił inny ze zgromadzonych – Jokasto! Zgodzisz się ją poprowadzić?

– Z przyjemnością. To dla mnie zaszczyt.

Wszyscy się ucieszyli.

– Niech najwyższa magia triumfuje, a dzisiejszy dzień, uczyńmy dniem Jokasty! – proponował pomysłodawca szkoły.

Jokasta się zarumieniła:

– To zbyteczne, moi drodzy. Nie pragnę zaszczytów, ale szkołę poprowadzę, bo to dobry pomysł.

 

 

Ma’annem Tailu, Tael, Maymor, Garus i Skegdor zostali zaproszeni na audiencję u króla Valusa i królowej Visy.

– Moi ludzie od lat donoszą o sytuacji w gildiach – zaczął król - Sami widzicie do czego to doprowadziło. Początkowo gildie miały nieść oświatę, ale z czasem zaczęły tworzyć państwo w państwie. Ich dostęp do tajemnic i możliwość swobodnego prowadzenia interesów, doprowadziły wielu z członków do chęci wyjścia na piedestał. Pycha i chciwość potęgowały się w tych towarzystwach. Kiedy zorientowałem się, z czym mamy do czynienia, odciąłem im finansowanie. To jest jedna z przyczyn zamachu. Jak myślicie, co jeszcze można zrobić?

– Istnieje tylko jedno wyjście. Trzeba zdelegalizować wszystkie gildie – stwierdził Tael.

– Również nad tym myślimy – poparła go Visa.

– Najzdrowiej będzie, kiedy nauka magii będzie kontrolowana przez państwo, żeby nie doszło do kolejnego puczu. Ta dziedzina wiedzy jest zbyt potężna, by kłaść ją w ręce profanów  – powiedział Ma’annem Tailu.

Wszyscy okazali milczącą zgodę.

– Mam sporo wiedzy o gildiach i ich przestępstwach. Chętnie służę radą, przy naprawie wszelkich nieprawidłowości – wtrącił młody mag.

– Jak ci na imię? Opowiedz o sobie młodzieńcze – poprosił Król.

– Nazywam Się Skegdor Tailu. Jestem potomkiem obecnego tu mistrza Ma’annem Tailu.

– Zatem zamieniam się w słuch. Jaką to ważną wiedzę posiadasz?

– W strukturach gildii zasiadają czarnoksiężnicy. Daleko im do oświecenia. Oni są przyczyną zepsucia. Nakłaniają młodych adeptów do ich demonicznej drogi, twierdząc że to wysoka magia. Tymczasem ci nie wiedza, że ta wiedzie na zatracenie. Sam padłem ich ofiarą, na szczęście w porę się opamiętałem.

– Potrafisz wskazać winowajców?

– Szczególnie niegodziwi są Siwuch i Faered. Przybyli do nas przez portale, z bardzo mrocznego świata. Nie jest, w niczym, podobny do naszego. Kto jest najbardziej okrutny, odnosi tam największe sukcesy.

Wszyscy się obruszyli.

– Faktycznie jest inny. U nas promuje się mądrość – zauważyła Visa.

Ci czarownicy nie mają takich ciał jak my – kontynuował Skegdor – ale posiadają możliwości, częściowo magiczne, po części techniczne, by oszukiwać nas i przybierać dowolną postać.

– Już dawno miałem wrażenie, że w innych gildiach znajdują się osoby łudząco podobne do Siwucha i Faereda. Miały to samo spojrzenie. Wiesz coś o tym Skegdorze – zapytał król.

– Nie znam wszystkich ich tajemnic i nie wiem do końca jakie mają możliwości, jednak po tym co widziałem, myślę że to  mogą być te same osoby. Jeszcze wiele o nich nie wiemy.  

Młody mag nagle zasmucił się.

– Co się stało? – spytała Visa.

Towarzysze Skegdora domyślili się o co chodzi.

– Ci łajdacy podmienili jego ciało, na takie jakie mają oni – wyjaśnił Tael –  Teraz to ciało zaczyna przejmować kontrolę nad nim. Po nadchodzącej koniunkcji wszystko ma się dopełnić.

– Na Boga! To za dwa dni – zmartwiła się królowa.

– Może warto poprosić o pomoc w świecie Tails? – pytał Skegdor.

Nagle do Sali wszedł Nitzer – królewski doradca:

– Kapitan Tadeus prosi o spotkanie – zakomunikował.

– Wpuśćcie go! – zdecydował król.

Olbrzymi mężczyzna wszedł i zaczął się kajać:

– Proszę wybaczyć królu…

– Do rzeczy! O co chodzi? – pytał zniecierpliwiony Valus.

Ustaliliśmy, że za zamachem stali członkowie Gildii Oświeconych – Siwuch i Faered.

Wszyscy zgromadzeni spojrzeli po sobie.

– Tego można było się spodziewać – stwierdził król.

– Pojmaliśmy ich, ale oni… Uciekli.

– Jak to?

– Skuliśmy ich w kajdany i  wsadziliśmy do wozów, ale kiedy zrobiliśmy przystanek, żeby napoić konie, kabaryny okazały się puste – tłumaczył kapitan, z poczuciem winy – proszę mi wybaczyć. Nie wiem jak to się stało.

– To magowie. Wasze metody nie stanowią dla nich zagrożenia – powiedział Ma’annem Tailu – Królu! Pozwól nam się nimi zająć.

– Dobrze. Tadeus i jego ludzie są do waszej dyspozycji. Kapitanie! Może pan odmaszerować.

– Jak chcecie ich złapać! – pytał Valus.

– Macie tu magiczne lustro? – zainteresował się świeżo upieczony dowódca.

– Chodźcie do mojej komnaty – zaproponowała Visa.

Kiedy wszyscy zebrali się przy zwierciadle, ujrzeli zadziwiający widok. Dwa jaszczury wpatrywały się we własne lustro, które pokazywało naszych bohaterów, również patrzących w lustro.

– Niezłe jaja – skwitował Garus – Oni znają wszystkie nasze poczynania.

 

 

Rozdział IV

 

 

– Daj rękę – zaproponowała Joni.

Amal’Nya chciała być jak zwykle samodzielna, ale wędrówka po skalistym urwisku przekraczała jej możliwości.

– Jeszcze chwila i będziemy na miejscu – uspokajała Nela.

Wszędzie słychać było śpiewy rajskich ptaków.

– Szkoda, że nie mogę ich widzieć – martwiła się dziewczyna.

– Nasi rodzice na pewno coś wymyślą. Słońce, plaża. Za chwilę zapomnisz o kłopotach – pocieszyła Joni.– Już jesteśmy

– Jaka przyjemna woda, nie to co w moich stronach – rozradowała się Amal’Nya dotykając stopą spienionych fal.

Siostry ucieszyły się na widok błyskawicznie wypełnionej przepowiedni. Zaczęły się rozbierać:

– Kto pierwszy w wodzie ten lepszy!

– Jesteście pewne, że nikt nas tu nie podejrzy? – zapytała niepewnie Amal’nya – Trzy młode dziewczyny na plaży. Same wiecie... To niebezpieczne.

– Po pierwsze to my nie jesteśmy już takie młode – zaczęła wyjaśniać Nela, a Joni zachichotała:

– Tutaj nie ma takich niebezpieczeństw. Złamany paznokieć… 

– ...Rozdwojone końcówki – wyliczała druga siostra – Tego typu problemy się tu zdarzają…

Obie się śmiały.

– Nikt niepowołany nie ma tu wstępu. To prywatna plaża – wyjaśniła Nela.

– Wszystko jest chronione magicznie. Też cię nauczymy. W końcu zostałaś wyróżniona. Wieszczka to nie byle co – powiedziała Joni – Masz jakiegoś adoratora? – zmieniła temat.

– Sama nie wiem. Chyba nie.

– Widziałam jak Skegdor na ciebie patrzy – zauważyła druga z sióstr.

– Skegdor? Poważnie?

– Tak. On bardzo cię lubi – zapewniła Nela.

– Też go lubię. Jest taki…

Siestry zaczęły śmiać się serdecznie.

– Martwię się o niego – powiedziała Amal’Nya

Nagle nad ich głowami przeleciały dwie piękne papugi, a Joni stwierdziła

– To znak. Jesteście sobie pisani.

 

 

OFF 2 – U Ciebie też zmieniłem pewne detale:

 

 Zjawa spojrzała się w dół. – chyba lepiej będzie bez “się”

 

To przez twoje podejrzenia mnie rozkazano stracić.  – lepszy szyk będzie “rozkazano mnie” niż “mnie rozkazano” bo to brzmi jakby on był wykonawcą kary, a nie ofiarą.

 

krążyły też wampiry. Wyróżniające się sporym wyglądem. – wstawiłem przecinek i zrobiłem z tego jedno zdanie – krążyły też wampiry, wyróżniające się sporym wyglądem.

 

Nie znały umiaru i zazwyczaj zabijały swe ofiary, zamiast je przemieniając.  –  “przemieniając” zmieniłem na “przemieniać

 

– Cóż za niespodzianka. Twój wuj wiele mi o tobie opowiadał. Byłem jego wielkim przyjacielem.

– To czemuś został stracony? – wtrącił Skegdor.

 

Ten wuj to przecież król, a stracony został medyk. Może lepiej Skegdor powinien powiedzieć: “Więc dlaczego próbowałeś go zabić?”

 

P.S. Myślę, że jak będziesz aktualizował zbiorczy tekst na bieżąco, potem będzie mniej roboty i się nie pogubimy.

 

P.S. 2 Może dobrze byłoby założyć kolejny post z opowiadaniem, ale ten byłby ostateczny.

Przydałoby się żeby były w nim wszystkie rozdziały, bo takie czytanie od trzeciej części jest dla czytelnika kłopotliwe, kiedy musi szukać poprzednich rozdziałów. Limit treści w poście ominęlibyśmy w ten sposób, że w każdym poście byłby jeden rozdział i na początku zrobilibyśmy kilka pustych postów, tak żeby można potem je zagospodarować gotowymi rozdziałami. Co do rozdziału pierwszego – najlepiej wkleić go w poprawionej wersji, jaka jest na końcu tamtego tematu. 

Jeśli chcesz, mogę się tym zająć.

 

Pozdrawiam

OFF

 

Dzięki, Tricksterze. Rzeczywiście raczej się nie pogubię :)

 

Przez kolejne dni, rycerze palili je na stosie, żeby nie dopuścić do zarazy. → Niepotrzebny przecinek: Przez kolejne dni (-,) rycerze palili je na stosie, żeby nie dopuścić do zarazy.

 

Tak wystawnej imprezy, w królestwie, jeszcze nie widziano. → Wydaje mi się, że przecinek też raczej tutaj jest niepotrzebny: Tak wystawnej imprezy (-,) w królestwie, jeszcze nie widziano.

 

Ustaliliśmy, że za zamachem stali członkowie Gildii Oświeconych – Siwuch i Faered. → Brakuje pauzy odnośnie wypowiedzi kapitana Tadeusa:  Ustaliliśmy, że za zamachem stali członkowie Gildii Oświeconych – Siwuch i Faered.

 

P.S: Dzięki za poprawki. 

P.S 2: Hmm... Ale fragmenty? Czy całe rozdziały? 

To ciekawy pomysł i jestem za... ale co z Rozdziałem IV? Jeżeli to ostateczny rozdział, to wypadałoby zostawić trochę miejsca na posty go dotyczące. Myślę, że można podziałać w tym kierunku. Dałbyś rady zająć się tym Tricksterze? Jestem ciekaw jakby to wyglądało.

P.S 3: Postaram się dziś złożyć w całości Rozdział 3 i wkleić do nowego postu. Aha... Jeżelibyś Tricksterze tworzył nowy wątek w HP, to musisz uważać, bo po stworzeniu go, nie można edytować. 

 

"Kiedy mówią ci, że masz przestać - pisz, kiedy mówią, że popełniasz błędy - pisz. Po prostu pisz. Pisarz nie jest od zaspokojania cudzych pragnień, lecz od kreowania ich."

OFF

 

Również dziękuję za poprawki. Zaraz naniosę.

Co do rozdziału IV to nie mówię, że jest ostateczny. Nie stawiajmy sobie ograniczeń ;) Mam dużo pomysłów i widzę, że Ty też. Takich pustych postów możemy zrobić przykładowo 10. Jak będzie za mało to się założy kolejny temat. Chodziło mi o to żeby nie zakładać ciągle nowych tematów, ale żeby jakoś to wszystko było w jednym i kiedy ktoś tam trafi to może czytać wszystkie rozdziały jako spójną całość.

Właśnie ostatnio zakładałem temat i widziałem, że są ograniczone możliwości edycji pierwszego postu, więc postaram się  nie pisać za dużo w początkowym, tylko w dalszych.

W takim razie, jeśli jesteś na tak, fajnie jakbyś złożył rozdział III do kupy i ewentualnie co dopiszesz do najnowszego rozdziału, wkleił w tym temacie – standardowo. Następnie ja zajmę się resztą.

 

Pozdrawiam

OFF

 

Okej. Zaraz się tym zajmę.

Mam jeszcze kilka pomysłów na dodatkowe wątki :)

 

OFF 2

 

Zaktualizowałem streszczenie opowiadania, jutro poprawię ewentualne błędy i dodam coś do R4. Przepraszam, że tak długo :) 

"Kiedy mówią ci, że masz przestać - pisz, kiedy mówią, że popełniasz błędy - pisz. Po prostu pisz. Pisarz nie jest od zaspokojania cudzych pragnień, lecz od kreowania ich."

OFF

Hej, Tricksterze. Chciałem przekazać, że przenoszę Rozdział 3 do innego wątku, ponieważ limit zostaje przekroczony.

"Kiedy mówią ci, że masz przestać - pisz, kiedy mówią, że popełniasz błędy - pisz. Po prostu pisz. Pisarz nie jest od zaspokojania cudzych pragnień, lecz od kreowania ich."

OFF

 

Hej!

Już myślałem, że spasowałeś.

Założyłem nowy wątek, tak jak uzgadnialiśmy. Zrobiłem tam kilka pustych postów na dokładanie nowych fragmentów. Co do rozdziału III to był taki długi, że nie mieścił się w jednym poście.

Oto link do tego tematu:

 

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/18118

 

 

OFF

 

Wybacz, Tricksterze. Ostatnio miałem coś ważnego do zrobienia. Zaraz coś dopiszę do Rozdziału 4. Fajnie pomyślany wątek :)

"Kiedy mówią ci, że masz przestać - pisz, kiedy mówią, że popełniasz błędy - pisz. Po prostu pisz. Pisarz nie jest od zaspokojania cudzych pragnień, lecz od kreowania ich."

Nowa Fantastyka