- Hydepark: Fantastyka Słowiańska

Hydepark:

książki

Fantastyka Słowiańska

W ciągu ostatniego miesiąca, czy dwóch, natknęłam się już na cztery kampanie reklamowe powieści fantastycznych, mocno inspirowanych Słowianami. Nawet teraz, w tle, widzimy taką właśnie reklamę :)

Z końcem marca pojawi się na rynku również moje “Idź i czekaj mrozów”, powieść gwidona chyba też jakoś w tej okolicy. No i tak sobie myślę – co się dzieje? :D

Kiedy siedem lat temu zaczynałam się interesować rekonstrukcją historyczną, internet był niemalże pusty jak idzie o tematykę krajek, strojów itp. Teraz na YT można znaleźć filmiki “Jak utkać krajkę”! WOW! Łał! OMG! Gdybym wtedy miała dostęp do takich rzeczy!

 

Co się dzieje? :D Widzicie też to poruszenie naszej narodowej dumy w temacie Słowian?

Chętnie czytacie podobne rzeczy?

 

Komentarze

obserwuj

Powieść napisałam w 2010 więc już pomijam mój osobisty ścisk czterech liter, że nikt nie dostrzegł potencjału wcześniej :p

Ale to nie temat tego postu.

https://www.martakrajewska.eu

Myślę, że dobrą robotę growy “Wiedźmin” zrobił. Nagle szerszej publice się objawiło, że nasze wierzenia to poligon możliwości.

I bardzo lubię tego typu rzeczy czytać, a jeśli skręcają w tematykę horrorową to tym lepiej, vide “Miasteczko” panów Radeckiego/Cichowlasa.

And one day, the dream shall lead the way

Łukasz Radecki, przystojniak :)

 

Napisałam to na głos?

Chyba tak.

https://www.martakrajewska.eu

To nie jest nowe zjawisko. W 1993 Sapkowski opublikował Piroga, gdzie wytykał twórcom nadmiar słowiańskości :)

Łukasz Radecki, ten ginekolog z  Wrocławia?

 

(Sorry, nie mogłam się powstrzymać, chciałam sobie wyguglać “przystojniaka” i pierwszy wynik był z ginekologiem z Wrocławia) ;)

Nie widzę powodów do radości. Osobiście uważam, że dla Ciebie, krajemarto, lepiej było wydać powieść w 2010 roku, gdy taką tematykę, choć trochę, można było określić jako świeżą. Zalew konkurencyjnych tytułów powinien budzić raczej niepokój. 

Takie trendy w literaturze uważam za coś bardzo szkodliwego. Podobnie sprawa miała się z klasycznym fantasy. Boom, a potem wieczna niełaska. Kto dziś publikuje klasyczne fantasy? Tylko znane nazwiska, bo nikt inny tego nie sprzeda. Cykle zainteresowań literackich trwają raczej krótko, po czym nadchodzą żniwiarze, niszczą wszystko, a świat rodzi się na nowo.

Podobnie sprawa się ma z seriami postapo od Fabryki Słów. To wydawnictwo robi wielką krzywdę gatunkowi. Działa tutaj proste prawo popytu i podaży: gdy podaż rośnie, popyt maleje.

 

Ot, i krótka charakterystyka rynku literatury fantastycznej w naszym kraju by Nazgul. ;)

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Powiało optymizmem ^^ Chociaż nie można się nie zgodzić.

Wiedźmin – to powód całej zadymy i trzeba to żelazo kuć, bo – zgadzam się z Nazgulem – wiecznie gorące nie będzie. Do wygaśnięcia jednak jeszcze trochę czasu minie, bo przecież chłopaki z CD Projeckt Red na trzeciej części nie poprzestaną...

 

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Zawsze lepsze będą klimaty słowiańskie niż elfy i krasnoludy.

Oczywiście wszystko powinno być z umiarem ;)

 

Kto dziś publikuje klasyczne fantasy? Tylko znane nazwiska, bo nikt inny tego nie sprzeda.

Pytanie powinno brzmieć: kto dziś pisze i kto czyta klasyczne fantasy? ;) Moda to nie tylko wydawcy, ale, przede wszystkim, autorzy oraz czytelnicy.

Zapraszam: www.jacek-lukawski.pl

To Rosjanie tworzą grunt pod zabory :)

Najlepiej pisałoby się wczoraj, a i to tylko dlatego, że jutra może nie być.

Nazgulu, ja się zgadzam, napisałam w pierwszym komentarzu, że mam ścisk dupy. Dokładnie tak, jak piszesz. Ja to już napisałam wtedy, tylko jakoś nikt nie dostrzegł, że to chwytliwy temat. Teraz będę KOLEJNĄ po prostu i to w dodatku wydaną w jednym roku z wieloma. Wierzę, że tekst się obroni, ale jednak trochę ręce opadają. Staram się reagować z klasą :p No i ciekawa jestem, jak tematykę przerobili inni.

 

Moja radość dotyczy jedynie tego, że sama tematyka, rekonstrukcja historyczna itp staje się coraz popularniejsza.

 

https://www.martakrajewska.eu

Przyznam, że ja wcale nie zauważam wielu powieści w klimatach słowiańskich. Może nie jestem najlepiej poinformowanym czytelnikiem, ale mimo wszystko wątpię, by rzeczywiście można było mówić o jakimś “bumie”.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Mi zawsze brakowało tego typu powieści. Jedynie Sapkowski no i wczesny Kołodziejczak kojarzą mi się z tą konwencją. 

Krajemar jeśli książka którą wydasz będzie w podobnym klimacie co zajdlowe opowiadanie to nie masz się co martwić o pozytywny odbiór :)

Ze słowiańskimi mitami spotkałem się (może nie po raz pierwszy, ale pierwszy raz w takim ujęciu) w książce Pawła Rochali “Bogumił Wiślanin”. Ciekawe spojrzenie na upadek pogańskich wierzeń pod naporem chrześcijaństwa.

Poza tym jest sporo powieści quasihistorycznych nawiązujących do Słowian, a do początków państwa polskiego w szczególności: Bunsch, Grabski, Cepik, a ostatnio Cherezińska i reklamowana w “F” Saramonowicz. 

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Prasłowianie – tak.

Celci i inne takie – om om om om (zbiorowy fap).

Polski folklor – passe, fuj, błe, powieść osadzona na Mazowszu? Wstyd :)

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Obecnie panuje moda na wszystko co przedchrześcijańskie w Polsce.  Mamy bardzo mało informacji na temat tamtych czasów, więc jest spore pole do popisu. Wystarczy sobie zerknąć co niektórzy ludzie wygadują w Internecie, a zwłaszcza na YouTube.  Nie zrozumcie mnie źle, jeżeli chodzi o samą fantastykę, to jestem na tak, ale jeżeli niektórzy traktują to jako prawdę historyczną, to robi się śmiesznie.

Why would you want to save the galaxy?

Oj, prawda. Wystarczy spojrzeć na fenomen Białczyńskiego.

Jeśli próbuje się pisać zgodnie ze stanem naszej wiedzy w którymś momencie można odnieść wrażenie zapętlenia. Od panteonu bóstw zaczynając, a na długości rękawa sukni wierzchniej kończąc, wszędzie ludzie sie kłócą a źródła milczą. To sprawia, że pisanie o tej kulturze jest bardzo trudne.

I był to również jeden z moich lęków przed wydaniem “Idź i czekaj mrozów”. Że przyjdą historycy/rekonstruktorzy/rodzimowiecy (wstaw dowolne) i rozpęta się burza :)

A przecież pisze tylko fantastykę. Strach pomyśleć co by było, gdybym sie pokusiła o powieść historyczną ;)

https://www.martakrajewska.eu

Pomijając, żenujący nieco, kolejny wątek autopromocyjny, Krajemar, to, co poruszasz, to chyba środek zastępczy dla naturalnej, znaczy zakodowanej potrzeby. Tożsamość ta niestety ma dotąd głównie korzenie "wydumane". Ale to być może lepiej, przynajmniej w zakresie komercji :D

Prim "Corcoran" Chum

Czy ktoś pamięta trylogię Dagome Iudex Z. Nienackiego? Tak nieśmiało przypominam. ;)

"Białka były czerwone, a źrenice większe niż całe oczodoły"

Dzikowy, to moja ulubiona trylogia. Po przeczytaniu już nic nie jest takie samo.

Hmm, obawiam się, że Prim może mieć rację – nie dość że wątek “Fantastyka Słowiańska” wychodzi z błędnego założenia, że tematyka słowiańska nie była poruszana wcześniej w literaturze (tu, abstrahując od pozycji wymienionych wcześniej, kłania się chociażby “Stara Baśń” Kraszewskiego), to na dodatek wydaje się, że Autorka wątku, choć zdaje się uważać siebie za autorytet, tak naprawdę ma bardzo niewielkie pojęcie o rekonstrukcji historycznej.

Kiedy siedem lat temu zaczynałam się interesować rekonstrukcją historyczną, internet był niemalże pusty jak idzie o tematykę krajek, strojów itp.

Widać Autorka nie interesowała się zbyt dogłębnie – instrukcje dotyczące tkania krajek czy szycia strojów słowiańskich dostępne były w internecie od przynajmniej 2004 roku (wtedy ja się na nie natknęłam). Instrukcje takie były poszukiwane i ściągane z internetu przez tysiące ludzi uczestniczących  w imprezach takich jak Woliński Festiwal Słowian i Wikingów (który odbywa się corocznie od bodajże 1994 roku), inscenizacja bitwy pod Grunwaldem (pierwsza miała miejsce w 1998 roku) czy też inne cykliczne imprezy organizowane w Biskupinie, Ogrodzieńcu, Liwie i wielu innych skansenach/muzeach.

Zdaję sobie sprawę, że życie pisarza czy pisarki łatwe nie jest, że wymaga poświęcenia czasu (i tym samym ograniczenia kontaktów z innymi ludźmi), ale przecież, Krajemar,  nie można dać się zwariować! Trzeba wyjść do ludzi, pogadać, poczytać, dowiedzieć się faktów, zanim zacznie się wypisywać wyssane z palca  opinie. Mnóstwo ludzi od dziesięcioleci zajmowało się odtwórstwem historycznym czy też pisaniem o Słowiańszczyźnie. Wypadałoby docenić ich wysiłki, zamiast przypisywać wszystkie zasługi sobie. 

Hmm... Dlaczego?

Jak dla mnie, Prim i Drew, krzywdzicie Martę niesłusznymi oskarżeniami.

Po pierwsze, Krajka w wątku wyszła z tematem fantastyki słowiańskiej, a nie literatury w ogóle. I tu w pełni się zgadzam, że ostatnio jest tego więcej... Albo nawet i nie tak – ostatnio określenie to pojawiło się w ogóle. Może nie można (jeszcze?) mówić o jakimś bumie, ale wcześniej nie spotykałem się z tematem praktycznie wcale (Sapkowski). A już z reklamowaniem powieści sloganami typu “słowiańskie klimaty” nie spotykałem się zupełnie. Współczesna fantastyka nie szła w tym kierunku. Jeśli fantastyka czasów wcześniejszych szła, to teraz mówimy o powracającej, a nie rodzącej się modzie, niemniej jednak modzie właśnie (moda – słowo klucz). Niemniej wciąż jest to na rynku zjawisko ostatnio mocno eksploatowane, tak jak jeszcze niedawno świecące wampiry, zboczeńce jakieś biurowe, etc.

Po drugie, nie odniosłem wrażenia, że ktoś coś tu sobie próbuje przywłaszczać. Jakoś nie zauważyłm wypowiedzi w stylu “Urga wynaleźć koło, wy teraz całować Urga w dupa”. Jest tylko pewien żal – nie pretensje, a żal – z którym osobiście potrafię się w pełni utożsamić.

Co do samej słowiańszczyzny natomiast, to... sam nie wiem. Z jednej strony mam ciężki, antychrześcijański i antyedukacyjny wkurw, że w szkole braliśmy na tapetę praktycznie wszystkie religie i mitologie świata, a naszą własną zamieciono głęboko pod dywan i – przynajmniej częściowo – unicestwiono. Często zastanawiam się też, jak to jest, że mitologia grecka czy nordycka przetrwały chrześcijaństwo w doskonałym stanie, a ze słowiańskiej nie zostało praktycznie nic. Po części to na pewno kwestia tego, że tamte kultury zostawiały trwalsze ślady zarówno na papierze jak i w kamieniu, ale czy chodziło tylko o to?

Z drugiej jednak strony kultura i mitologia słowiańska w jakiś sposób wydaje mi się o wiele mniej barwna i ciekawa od tych konkurencyjnych, zwłaszcza greckiej. Po pierwsze, brakuje jej pewnej egzotyki i atrakcyjności – nasi obrzucali się patykami i kamieniami jeszcze na długo po tym, jak na południu wymądrzały się hordy filozofów i etyków, spartańska falanga wlazła drzazgą w tyłek Xsersesowi, wybudowano kolosa z Rodos i tak dalej –  po drugie wydaje się o wiele bardziej “historyczna” niż “fantastyczna”, co samo w sobie złe nie jest, ale też nie przysparza jej atrakcyjności po piętnastu latach nieustannego wałkowania Chrztu Polski i Grunwaldu. Mi to zlewa się już w jedno w sumie (choć uwielbiam historię, zwłaszcza starożytną). Po trzecie, tępienie rodzimej mitologii i perfidna separacja od niej doprowadziły do tego, że – stereotypowo – traktuję temat jako niezwykle ubogi, więc i mało atrakcyjny. No bo o ile greckich mitów z marszu mógłbym wymienić pewnie z kilkadziesiąt – a praktycznie każdy bardzo bardzo – nordyckich i germańskich też z kilka, o tyle słowiańskiego nie znam żadnego. A jeśli znam, to nie wiem, że jest stricte słowiański. Panteon bogów owszem, w miarę kojarzę, o kulturze coś tam wiem, ale na tym w sumie koniec.

I żebyśmy się dobrze zrozumieli – nie próbuję dowieść, że nasze było gorsze, nic z tych rzeczy. Po prostu ciężko mi się odnaleźć w takich klimatach, a że w czytaniu szukam przede wszystkim przyjemności…

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

To ja się wtrącę, bo całkiem niepotrzebnie obryłem demonologię na ziemiach (obecnie) polskich, a skoro już czas poświęciłem, to wrzuciłem to i owo do powieści. Problem miałem jedynie z konwencją, bo mi nijak lokalne wierzenia nie pasowały do postapo.

Czyżby?

U Kolberga, Pełki, Wańkowicza i Jerzego Łapo, ale też w opowieściach staruszek z okolic Limanowej zauważyłem denerwującą prawidłowość, mianowicie każdy głaz narzutowy upuścił diabeł (jest ślad pazura), każde urwisko to zawalony diabelski most, każdy samotny szczyt zajmował kiedyś zamek, który się zawalił, bo coś. To samo dotyczy rzek, bagien, pól itd.

Mitologia, demonologia i myślenie magiczne jest bardzo ograniczone. Mary wszędzie są bardzo podobne, również strzygi, wampiry, krasnale, topielce, diabły itd. Twórcy opowieści ludowych żyli w określonym wyobrażeniu rzeczywistości i w określonej scenerii, i to elementy owej scenerii zdeterminowały lokalne demony. Dlatego rekonstrukcja historyczna ma sens, jeżeli się dokonuje rekonstrukcji historycznej (jakie źródła? jaka metodologia?). Jeżeli chce się napisać historię z elementami przecież niemożliwego do odtworzenia systemu wierzeń, to warto skupić się raczej na przyczynach zaistnienia pewnych postaci czy mitów – na mechanizmach. Inaczej będzie można pojechać każdego autora za brak riserczu czy za uwzględnienie złych źródeł.

 

Osobiście stworzyłem legendy po prostu jadąc na miejsce akcji  i szukając charakterystycznych elementów krajobrazu. A potem bezczelnie zerżnąłem z Łapo i Kolberga. ;)

 

P.S. Skarb w Konopielce to też pewien standard.

"Białka były czerwone, a źrenice większe niż całe oczodoły"

Obrzucanie się patykami?surprise http://www.sciencemag.org/news/2016/03/slaughter-bridge-uncovering-colossal-bronze-age-battle

 

About 3200 years ago, two armies clashed at a river crossing near the Baltic Sea. The confrontation can’t be found in any history books–the written word didn’t become common in these parts for another 2000 years–but this was no skirmish between local clans. Thousands of warriors came together in a brutal struggle, perhaps fought on a single day, using weapons crafted from wood, flint, and bronze, a metal that was then the height of military technology.

“As University of Aarhus’s Vandkilde puts it: “It’s an army like the one described in Homeric epics, made up of smaller war bands that gathered to sack Troy”–an event thought to have happened fewer than 100 years later, in 1184 B.C.E. That suggests an unexpectedly widespread social organization, Jantzen says. “To organize a battle like this over tremendous distances and gather all these people in one place was a tremendous accomplishment,” he says.”

“DNA from teeth suggests some warriors are related to modern southern Europeans and others to people living in modern-day Poland and Scandinavia. “This is not a bunch of local idiots,” says University of Mainz geneticist Joachim Burger. “It’s a highly diverse population.”

 

Ciekawy artykuł, choć przeczytawszy, stwierdzam, że nawiązanie do Polski jest raczej przypadkowe.

Zachowanie dawnych mitów (celtyckich, germańskich, greckich...) to w dużej mierze zasługa pogańskiego Rzymu. To oni przykładowo “rozpętali” mit o walecznych Spartanach i ich obyczajach (choć prawda jest taka, że ich militaryzacja była wynikiem oparcia gospodarki o wyjątkowo brutalne niewolnictwo, które trzeba było trzymać w ryzach – raczej przykład cywilizacyjnego absurdu).

Do Słowian niestety Rzym nie dotarł (z wyjątkiem prowincjonalnych szlaków handlowych i grona awanturników) i nas nie “utrwalił”.  To też obala (żartobliwą, wiem) tezę o walce patykami. Bić to się barbarzyńcy umieli, nie wnikając czy byli Słowianami, czy nie, tylko pisanie szło im średnio. Można by argumentować, że Rzymianom nie przypadły do gustu piękne bagniska Mazowsza, ale wiecie... ci goście próbowali też zająć Szkocję.

Zresztą w tamtych czasach ludów i mitów było bez liku i trudno by było je wszystkie spisać. A kto wie? Pewnie jakiś Septimus z Dacji napisał wnikliwą rozprawę na ten temat, którą potem jakiś chłop napalił sobie w piecu. Ponadto Goplanie i Lędzianie wcale nie musieli wierzyć w to samo (a zgadnę sobie, dowodów wszak nie ma). Po takich Prusach nie zostało prawie nic, a przecież wcale nie byli od nas gorsi. Za to dzięki temu możemy sobie wymyślać nowe wierzenia, a historyków od siedmiu boleści ignorować. Każdy poważny historyk starożytności dobrze wie, że nic nie wie (zna za to liczne hipotezy).

Zaznaczę dla jasności, że wyznaję napływową teorię pochodzenia plemion słowiańskich, jako logiczniejszą, nie wykluczam jednak innych, gdyż historia logiką kierować się nie musi.

Mhm, daliśmy popalić Rzymowi – nasi przodkowie po prostu byli od nich lepszymi i bardziej zdeterminowanymi wojownikami.

Co do kultury, to autentycznie z całym szacunkiem do współczesnych pisarzy fantasy, obok tych wymienionych był jeszcze i Mickiewicz, i Słowacki, Chopin z niesamowitymi odniesieniami muzycznymi, Stanisław Szukalski – przywódca Szczepu Rogate Serce – polski rzeźbiarz, malarz, projektant, zastępy naukowców grzebiących w ziemi i DNA, radiowcy z Polskiego Radia nagrywający projekt “Muzyka Źródeł” – dzięki czemu została ocalona od zapomnienia polska muzyka ludowa, a z którego często-gęsto korzystają... tadam współczesne zespoły ludowe oraz folkowe – tak, tak folk metal korzysta z nagrań babuszek z Muzyki Źródeł, a jego członkowie chodzą na warsztaty, gdzie panie nauczone z nagrań babuszek, przekazują wiedze dalej – stad mniej więcej każdy polski zespół folk-metalowy ma dość podobny zestaw piosenek. Są jeszcze zespoły tańców tradycyjnych. Bez pamiętających dawne czasy i pieśni pań ze wsi oraz muzykantów oczywiście by się nie obyło – cały polski folk nawiązujący do tradycji słowiańskiej by pewnie nie powstał. I nie chodzi o Donatana, który, chociaż go nie lubię, bo oszukał Persivala, to jednak przyczynił się do popularyzacji słowiańszczyzny. Ich troLe przekształcone w Żywiołaka, Trebunie-Tutki (całość od 1992, twórczośc z Voo Voo czy Twinkle Broders 2008), Dikanda, Tołhaje, Kapela ze Wsi Warszawa... czy choćby Ciechowski z granym wszędzie “Piejo kury piejo” chyba jeszcze z zeszłego stulecia?, festiwale muzyczne od Nowej Tradycji po tyci lokalne... festiwale etnograficzne, rodzimowiercy – czyli słowiańscy poganie – sama n-lat temu (nie pamiętam dokładnie, bo to było już dość dawno) pomagałam przy filmie przedstawiającym obrzęd Kupały i swaćbę – ten film był potem pokazywany na festiwalu w części etnograficznej. Współtworzyłam obrzęd Kupalny na placu po Farze w Lublinie jeszcze w zeszłym dziesięcioleciu (z ogniskiem z pochodni, bo prawdziwego nie pozwolili nam rozpalić) – tu nie chodzi o to by się chwalić, tylko by pokazać skalę i okres działalności. Przez wiele lat istniało Rodzimowiercze Radio Internetowe, magazyn Gniazdo wychodzi już z 10 lat, nieistniejący już portal i forum Rodzimowierczy Biuletyn Informacyjny, który swego czasu był doskonałym źródłem wiedzy o słowiańskim oraz pruskim rodzimowierstwie, 2 tomiki poezji rodzimowierczej... Są jeszcze wymienieni już odtwórcy historyczni, festiwale, skanseny... To, że “Słowiańszczyźnie” udaje się wreszcie przebić do kultury masowej to jest zasługa pokoleń i wytężonej pracy ogromnej ilości fascynatów. Cieszyć się trzeba, że ta ciężka praca od podstaw zaczyna wreszcie owocować. Nawet jeśli owoce zbierają nie ci co harowali czy pomimo wyśmiewania kontynuowali tradycję, ale taki Donatan z doskoku.

 

ps. Oraz nauczyciele, szczególnie języka polskiego, którym udało się zachęcić dzieciaki do poznawania korzeni dzięki fajnemu nauczaniu o twórcach epoki romantyzmu, czy zachęcaniu do tworzenia inscenizacji Dziadów.

 

ps2. I oczywiście także wszystkim nauczycielom i przedszkolankom przygotowującym oraz topiącym/palącym z dziećmi Marzannę.

Ha – tyle nazwisk i wydarzeń, dzięki którym pisarze fantastycznie mają teraz rynek przygotowany na “Słowiańszczyznę”, że aż trudno wszystko spisać, ale jednak nie może zabraknąć Oskara Kolberga, nieprawdopodobny pasjonat urodzony na początku XIX wieku, który chodząc od wsi do wsi spisywał pieśni, obrzędy, gusła, tańce i legendy ludowe. Poświęcił temu życie, wydał 86 tomów poświęconej naszemu dziedzictwu. Jego wkład był/jest tak ogromny, że rok 2014 był rokiem Oskara Kolberga.

Mam nadzieję, że to pokrótce wyjaśnia skąd aktualnie bum na Słowiańszczyznę? Po prostu, jak pisałam wyżej, ciężka praca niezliczonej ilości ludzi wreszcie przynosi efekty.

 

Kolberg spisał, babcie i muzykanci pamiętali, Polskie radio nagrało, Mazowsze zatańczyło, zespoły folk metalowe i inne spopularyzowały tłumacząc muzykę ludową na język bardziej dostępny, nauczyciele przekazywali w interesujący sposób, wcześniej Kochanowski stworzył pieśń świętojańską o Sobótce, Mickiewicz stworzył mit, rozpropagował na świecie wampira, potem Kraszewski, historycy i badacze odkręcają historię, że przed chrztem nie siedzieliśmy na drzewach ale np. łoiliśmy Rzymian i Wikingów, buntowaliśmy się przeciw chrzesciaństwu, odtwórcy budowali skanseny i organizowali warsztaty klejenia garnków, plecenia czy strzelania z łuku itd... itd... aż wreszcie ta nasza kultura uznawana wcześniej za coś wstydliwego, zaściankowego, stała się tym z czego ludzie stają się dumni. I oby tak zostało.

Varg – Rzym do Słowian nie dortał? Chłopie, gdzieś Ty się uczył histori?!

No, chyba, że chodzi Ci o to, że Cesarstwu Rzymskiemu nie udało się Słowian podbić. Jeśli tak,  dla zachowania prawdy historycznej, powinieneś był napisać “Rzym do Słowian nie dotarł (bo armia rzymska była za cienka, żeby Słowian podbić), ale Słowianie do Rzymu już jak najbardziej” (np. ofensywa plemion Słowiańskich na Tessaloniki czy też oblężenie Konstantynopola).

Hmm... Dlaczego?

Oj, Drewian, ależ agresywnie, ależ niepotrzebnie :)

Jeszcze raz – wspomniałem o “pogańskim” Rzymie, właśnie po to, żeby nie wchodzić w kwestię Bizancjum (wiem zresztą, że sami historycy nie mogą się zgodzić, czy należy je nadal nazywać Rzymem, czy nie, mniejsza więc o to) i generalnie wszystkiego co działo się mniej więcej od IVw. Od czasu rozkwitu chrześcijaństwa było więcej powodów, by nie interesować się wierzeniami pogan, przyjąłem to za jasne dla wszystkich – wypowiedziałem się w odpowiedzi na Cieniowe pytanie, dlaczego słowiańską kulturę “zamieciono pod dywan”, a innych nie.

Wzmianka o rzymskich awanturnikach miała z kolei pokryć kwestię podróżników (wiemy, że takowi byli od głębokiej starożytności) oraz pomniejszych wypraw zwiadowczych (w żadnym razie nie kampanii, ja bym nawet nie ryzykował twierdzenia, że to właśnie na Słowian Rzymianie byli “za ciency”), jak i najzwyklejszych słowiańskich niewolników. Muszę pisać ogólnikami, ze względu na budzący niepotrzebne emocje problem umiejscowienia siedzib Słowian na przełomie er, którego nie chcę tutaj wywoływać. Jasne jest, i o tym właśnie napisałem, że kontakty były, Cesarstwo starało się orientować, co się wokół niego dzieje. To jednak, przyznasz chyba, za mało, by poznać głębiej i “w kamieniu” utrwalić, przez akceptację, jakąś kulturę.

Pisanie o ruchach południowych Słowian w VII w. jest już cholernie nie na temat (również wątku), choć nie ma wątpliwości, że byli już wówczas ważnym pionem śródziemnomorskich szachów.

varg – nie znajduję w wypowiedzi Drewian agresji. Natomiast sam temat ruchów militarnych Słowian wcale nie jest aż tak “cholernie” nie na temat. Odkrywanie historii na nowo – wyjaśnianie, iż Słowianie nie byli potulnymi barankami lub nierozgarniętymi małpami na drzewach, bardzo pomogło zainteresowaniu Słowiańszczyzną. Mam najlepszy przykład w rodzinie. Pan Witolda Jabłońskiego, w związku z ukazaniem się napisanej przez niego fantastyki słowiańskiej “Słowem i Mieczem”, miał w 2013 roku wykład na Polconie o Reakcji pogańskiej. Po tym wykładzie mój brat był pod na tyle silnym wrażeniem, że po dodatkowej rozmowie ze mną, sam napisał krótkie opowiadanie fantastyczne nawiązujące do religii słowiańskiej (opublikowane później). Piszę o tym dlatego, iż przez lata delikatnie podśmiewał się z mojej aktywności. Zresztą w 2015 pan Jabłoński popełnił kolejną książkę w realiach fantastyki słowiańskiej. W 2012 ukazała się “Strzygonia” pana Sławomira Mrugowskiego. W 2014 czy 2015 ukazała się “Przysięga Barda” Piotra Gulaka (ebook), “Witia” p. Lewandowskie (ebook), już nie wspominając o kilku pozycjach wydawnictwa Triglav, założonego w 2007 r. przez jednego z najbardziej znanych wczesnośredniowiecznych odtwórców historycznych, a które jest poświęcone książkom o tematyce średniowiecznej ze szczególnym naciskiem na Słowiańszczyznę, w tym młodzieżową fantastykę słowiańską... jeśli się komuś chce to może przeczytać krótki artykuł z 2009 roku “Bolesne narodziny słowiańskiej fantastyki” – zestawienie zrobione na jednej ze starszych stron rodzimowierczych.  http://gniazdo.rodzimowiercy.pl/tekst.php?tekstid=745

 

Edit.

Czekajta, to zbój Twardokęsek i jego kompania nie byli naszpikowani elementami słowiańskich i skandynawskich mitologii, obyczajów i nazewnictwa? ;-D

 

A to lata ‘90 były...

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Psychofish – yes

Czaga –  yesyesyes

Hmm... Dlaczego?

Chętnie czytam i chętnie wgłębię się jeszcze bardziej w fantastykę słowiańską, nie tylko polską ale i zagraniczną. 

Nowa Fantastyka