- Hydepark: [DKNF] Książka na luty 2016 - Bernard Beckett - "Genezis"

Hydepark:

czasopisma

[DKNF] Książka na luty 2016 - Bernard Beckett - "Genezis"

Przyszedł luty, więc pora zabrać się za nową lekturę. Jak do Was przemówiła dystopijna wizja stworzona przez Bernarda Becketta? Jako ogólny temat do rozwinięcia proponuję właśnie dystopie – literackie i filmowe pospołu.

Komentarze

obserwuj

Wychodzi na to, że znów będę pierwsza. Nie wiem, czy do końca na temat, ale przeleję w komentarz część moich odczuć i wrażeń z lektury. Mam nadzieję, że rozbuja to dalszą dyskusję. 

 

Uwaga, poniższa wypowiedź może nieco SPOILEROWAĆ.

 

Najciekawsze, moim zdaniem, jest to, że stojąc ramię w ramię z główną bohaterką i śledząc jej życie z kilku początkowych wspomnień oraz wyciągając na bieżąco wnioski z przebiegu egzaminu, odnosimy wrażenie, że akcja rozgrywa się w świecie idealnym, prawdziwie utopijnym. Wręcz o tym wspominają oficjalne opisy książki. 

Co złe, to było, stało się historią, o której opowiada Anax. O dystopii można mówić jedynie w czasie przeszłym – apokalipsa, która zniszczyła świat, dawno minęła. Minęły też czasy rządów twardej ręki, które już ciężej mi zaklasyfikować. Sztywne, ostre zasady, które znacznie ograniczając wolność człowieka, pozwalają mu za to przeżyć. Każdy, praktycznie od urodzenia, ma wyznaczone miejsce w społeczeństwie – jak trybik w maszynie. Opis, stworzony przez mądre głowy, mówi -utopia. Gdzieś tam jednak w głowie czytelnika (a przynajmniej mojej) wątpliwości krzyczą – Halo! Jaki idealny świat? Cóż wspaniałego jest w mordowaniu rocznych dzieci nie posiadających odpowiedniego wzorca? Cóż pięknego w małżeństwach wedle przydziału, mieszkających osobno i spotykających się za pozwoleniem? A pilnowanie jeden drugiego, takie osobiste kapo na każdym kroku pod postacią każdego człowieka obok?   

Aż, dzięki rewolucji wywołanej przez Adama, uważanego przez Anax za wielkiego bohatera, nadchodzą czasy prawdziwej wolności, spokoju, bezpieczeństwa. Mamy wreszcie świat idealny. 

Czy aby na pewno? Najgłębsze sekrety historii, znane tylko ścisłemu gronu wtajemniczonych, wychodzą na jaw przed egzaminowaną i przed czytelnikiem. I nagle cały świat zostaje wywrócony do góry nogami. Przyznaję, że ten końcowy twist wcisnął mnie w fotel. Świat jest idealny, ale nie dla ludzi. Dla ich następców. Dla ludzi nie ma już w nim miejsca. 

I tu pojawia się oczywista prawda, zawarta w starym powiedzeniu – punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. A ten zmienia się diametralnie, gdy ostatecznie dowiadujemy się, kim jest Anaksymandra i jej – nazwę tak, by nie zdradzać jednak za dużo – gatunek. 

Sama wizja czarnej przyszłości świata i ludzkości nie zrobiłaby na mnie z pewnością takiego wrażenia. Jednak wspomniane odwrócenie spojrzeń przypomina, że nie ma jednoznacznej prawdy i wizji, bo wszystko zależy kim jesteśmy i z jakiej perspektywy patrzymy. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Racja, wszystkie recenzje warte przeczytania i skomentowania.  

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Sądzę, że jeśli wszyscy, którzy przeczytali książkę, zdecydują się na wzięcie udziału w dyskusji jej wynik może być ciekawy, bo jak widać w tych trzech recenzjach, pokazana jest dość różnorodna opinia. Tak samo jest w przypadku opinii, Śniącej, którą podała w tym wątku.

Co do odniesienia do samej dystopii, muszę się zastanowić, co przyrównać. Także jeszcze do tego wrócę. ;)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Uwaga: moja opinia może zawierać spoilery

 

Dystopia – pesymistyczna wersja przyszłości, z reguły polegająca na hiperbolizacji pewnej części aktualnie istniejącej rzeczywistości.

„Genezis” to właściwie dwie dystopijne wersje przyszłości. Jedna – mówi o enklawie ludzi próbujących przeżyć Wielką Zarazę. Aby nie dopuścić do zakażenia, staje się skrajnie ksenofobiczna. Władzę przejmują ludzie, którzy pod płaszczykiem „obrony” (życia, zdrowia, zasobów) modelują świat na swój idealistyczny sposób, mocno czerpiący z Platona. Ale jak wiadomo, życie rzadko daje się wtłoczyć w idealistyczne ramy. Stąd – ten porządek wali się w gruzy wskutek wspólnego działania Adama Forde’a i Arta.

Druga społeczność dystopijna – to społeczność Anax i Peryklesa. Zbudowana na „kłamstwie założycielskim”, likwidująca jednostki wyrastające ponad przeciętność. I ta prawdopodobnie runie, kiedy prawda zostanie odkryta – wskutek buntu czy nieostrożności.

U mnie „Genezis” zrodziła takie pytanie – czy każde państwo, zbudowane na kłamstwie i terrorze, musi upaść? Czy zawsze znajdzie się Adam F., który rozwali zmurszały porządek świata? Automatycznie ciśnie się na to pytanie odpowiedź „tak”, ale czy na pewno? Spójrzmy na Związek Sowiecki (który trwałby do dziś, gdyby Zachód nie zdusił go ekonomicznie „gwiezdnymi wojnami”)? Spójrzmy na Koreę Północną? Czy możliwa jest rewolucja „od wewnątrz” w państwach totalitarnych?

I w kwestiach formalnych – trochę przyczepić się muszę. ŻADNA totalitarna władza nie pozwoliłaby sobie na przekaz na żywo z procesu Adama. Tutaj wszystko byłoby przećwiczone, nagrane w stu wersjach i puszczone w wersji odpowiadającej władzy (dość powszechny błąd zachodnich twórców, bo to i King w „Uciekinierze”, i poniekąd „Igrzyska śmierci”).

Po drugie – jaki jest sens przybierania przez roboty postaci orangutanopodobnych? Ja nie widzę żadnego. To tak jakby człowiek opanował już manipulacje genetyczne i w przyszłości przybierał kształty np. triceratopsa. Bez sensu!

I po trzecie – Adam potrzebny był Artowi do taszczenia go po schodach? Superinteligentny robot a deski sobie na schody położyć nie może?

Ale to tyle wybrzydzania – książka zmusza do zastanowienia. I dla mnie największym szokiem nie było zakończenie – ale fakt, że aby stać się istotą prawdziwie rozumną, należy zabić inną istotę rozumną. Czy tak naprawdę może być?

 

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Wypowiedź może zawierać spoilery.

Czytałam tę książkę kilka lat temu, mętnie pamiętałam, że końcówka robi wrażenie, więc nie wbiła w fotel.

A dystopie? Hmmm. Obie, szczególnie – bo z premedytacją – ta późniejsza, niszczą najbardziej wartościowe elementy, przycinając je do poziomu trawy. Nie znoszę, nie potrafię zrozumieć takiego postępowania i mam nadzieję, że druga również szybko runie. Bo jeśli ma jakąś konkurencję, która tego nie robi...

Staruchu, ciekawe pytania stawiasz.

Babska logika rządzi!

O samej książce już się wypowiedziałam. Choć nie mogę się nie zgodzić, że ciekawe zagadnienie poruszył Staruch. Odnośnie “bohatera” niszczącego porządek ułożonego świata i jak to ma się do rzeczywistości. Chyba po prostu my sami chcielibyśmy, aby tak to wyglądało, aby uciskany lud, naród sam zwalczył problem, aby pojawił się ten ktoś, kto pociągnie za sobą rzeszę ludzi. Widać to dokładnie nie tylko na przykładzie “Genezis”, ale i wielu filmów i książek, które opierają się na identycznych założeniach. Przykładem mogą być “Igrzyska śmierci” i Katniss Everdeen, “Niezgodna” i tam podobny świat do wizji Platona (tu mogę się jedynie wypowiedzieć na temat filmu, bo książki nie czytałam) i chociażby “Traveler” tak bliski nam, bo znany świat z elementami fantastycznymi. Dodatkowo podobną wizję poruszają filmy “Elizjum”, “Księga ocalenia”, “Matrix”, czy “Planeta małp”. Dystopia w obecnych czasach jest niezwykle popularna zarówno w literaturze, jak i filmach.

 

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Dobrze zbudowane społeczeństwo totalitarne wydaje się konstrukcją niemożliwą do zburzenia “od wewnątrz”. Świetnie pokazuje to Orwell w “1984”, a także poniekąd Zajdel w “Limes inferior”. Ucieczkę z  zamkniętego świata Argolandu umożliwia tylko cud – Alicja (jakkolwiek by ją interpretować).

To tylko Amerykanom się wydaje, że hart ducha i wiara może zniszczyć system. Ale ich naiwność wynika po prostu z faktu, że z żadnym totalitaryzmem styczności  bliskiej nie mieli i w ich idealistycznych główkach nie może się pomieścić, do czego można człowieka zmusić, jak można go złamać i całkowicie pozbawić nadziei (tylko Dick zbliżał się do trafnych opisów takich światów, jak w “Człowieku z Wysokiego Zamku”).

 

EDIT: Przypomniałem sobie, że bardzo ciekawie problem społeczeństwa wprowadzonego w fazę stagnacji, które musi reagować na zmieniające się nagle warunki przedstawił A.C. Clarke w powieści “Miasto i gwiazdy”. Polecam!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Zgadzam się, u Amerykanów zawsze tak jest. Mam wrażenie, że to społeczeństwo nie dostrzega, że pewnych rzeczy nie da się zmienić. Jakby zawsze patrzyli przez różowe okulary.  

Dlatego podałam te pozycje, bo one są niestety najbliższe wizji w “Genezis”. Takie przygodówki.

“1984” Orwella zdecydowane przeciwieństwo. Książka, którą na pewno warto poznać. 

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Ja ostatnio omijam dystopie pisane przez ludzi z demokratycznych państw wysokorozwiniętych, bo raz że na ogół są one wtórne ( pytanie tylko czy bardziej kalkują Orwella czy Huxleya), dwa że traktują zawsze z grubsza o tym samym, z tej spamej z grubsza perspektywy – utracie wolności i indywidualizmu, co być może faktycznie jest największym społecznym koszmarem przeciętnego Amerykanina, Brytyjczyka czy Nowozelandczyka, ale moim już niekoniecznie.

Chętnie zapoznałbym się z dystopiami autorstwa pisarzy z innych kręgów kulturowych. Ciekaw jestem jak wyglądają pesymistyczne wizje kogoś, kto żyje w kraju gdzie dzieci szyją buty na eksport, są wcielane do wojska albo mają obcinane ręce, żeby kto inny ich nie wcielił do wojska. Ktoś mógłby polecić coś takiego?

na emeryturze

A ja muszę przyznać, że to interesujące, bo dla mnie podstawowym wątkiem w Genezis była kwestia (sztucznej?) inteligencji, a nie dystopii :)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

W dystopiach widać, że to zwycięscy piszą historię (nie dotyczy to tylko totalitaryzmów) i dlatego dla osób żyjących w danej dystopii trudno jest znaleźć elementy niepotrzebne, a te które utrudniają życie są uważane za niezbędne dla bezpieczeństwa danej społeczności. Dlatego w totalitaryzmach ważne jest też znalezienie wroga, który próbuje nasz porządek zakłócić. Wróg nie musi być prawdziwy. ważne żeby istniał w świadomości społeczeństwa. Dzięki niemu społeczeństwo nie będzie się buntowało przeciwko ograniczeniom na nie nakładanym, ponieważ bezpieczeństwo jest jednym z podstawowych potrzeb człowieka. Cytując klasyka “Wróg podsłuchuje, podpatruje, podkopuje, pod.., podkoszulek”.

SPOILERY!!!

Zastanawiam się jakie zachowanie jest bardziej moralne w świecie, w którym zaraza zagraża całej ludzkości. Adam działał pod wpływem emocji nie zabijając osoby, która nic złego nie zrobiła. Może nawet powodowały nim wzniosłe przesłanki, ale swoim zachowaniem ryzykował życie prawdopodobnie większej liczby ludzkości. Jeżeli by się okazało, że przez niego cała wyspa wymarła to jego zachowanie nazwane byłoby głupotą. Społeczeństw, które walczą o przetrwanie nie stać na altruizm. Naiwność Adama bezlitośnie wykorzystał Art, a Adam stał się wielkim przegranym. Pomagając artowi skopiować swoją osobowość przyczynił się do zagłady ludzkości. Oczywiście został on przez Arta zmanipulowany i miał dobre chęci, ale jak wiadomo dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane. Niepokoi mnie to, że gdyby nie Adam to inna osoba byłaby wyznaczona do badań rozmów ze sztuczną inteligencją i sądzę, że kogo by nie wyznaczono to art i tak by osiągnął swój cel. Prawdziwym ojcem sztucznej inteligencji była osoba, która ją stworzyła. Czy ktoś pamięta jak ta osoba miała na imię?

Kolejne ciekawe pytanie. Ja nie pamiętam. :-)

Ale wróćmy do dystopii, totalitaryzmów i wrogów. Ci ostatni są chyba najbardziej rozpowszechnieni; jak nie Żydzi, to kapitaliści, masoni, banki, imigranci, rodziny patologiczne, biurokraci... Cholernie łatwo jest znaleźć kogoś odpowiedzialnego za aktualną, paskudną sytuację... Czy tylko totalitaryzm potrzebuje dyżurnego wroga?

Zaczęłam się zastanawiać, czy możliwy jest system totalitarny albo podobny, w którym ludzie godzą się na wyrzeczenia bez agresora czyhającego na ich dobra. Stacja kosmiczna? ;-)

Babska logika rządzi!

Wydaje się, że każdy totalitaryzm potrzebuje wroga. Przecież sama jego istota polega na ograniczaniu wolności w zamian za oferowanie bezpieczeństwa. Pytaniem jest, czy wróg musi być “osobowy” – kapitaliści, innowiercy itp. czy też może być “bezosobowy” – zagrożone może być przecież bezpieczeństwo socjalne (trochę na wzór “Limes inferior”), religijne bądź też kulturowe (np. nachalne promowanie hm – “niestereotypowych zachowań seksualnych”).

To mogłaby być ciekawa powieść – wprowadzenie dyktatury na skutek narzucania małżeństw homoseksualnych wink

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Kilka luźnych, trochę haotycznych notatek po przeczytaniu Genezis:

 

     Myślę, że Genezis nie do końca można porównać do post-apokalips takich jak Igrzyska śmierci, Niezgodna, czy w ogóle tego typu ostatnio komercjalizowane powieści. Chodzi mi o to, że w tych książkach główni bohaterowie wybierają zmianę i wszystko, co za tym idzie. W Genezis nie wydaje mi się, że przewrót był w którymś momencie celem Adama. Owszem, zadziałał powodowany emocjami i niezgodą z panującym pożądkiem kiedy uratował Ewę. Ale nie kojarzę, żeby w którymś momencie chciał obalenia istniejącego systemu.Potem dał się wciągnąć w pułapkę Artowi, w rezultacie czego jego społeczeństwo faktycznie upadło. Ale nie ma tu żadnych fajerwerków. Wszystko odbywa się stopniowo i bez walki, mam wrażenie jakby bez wiedzy Adama. Ot, przypadek doprowadził do katastrofy.

Ale może się tylko czepiam...

 

     Ciekawym jest pytanie czy jedna osoba może faktycznie doprowadzić do updadku reżimu. No bo, czy to w książkach czy w filmach, tak to zawsze jest obrazowane. No i tak zastanawiając się nad tym, do głowy przyszedł mi Wałęsa i updadek komunizmu w Polsce. Ja własnie Wałęsę z tym upadkiem kojarzę dzisiaj najbardziej. Skłoniło mnie to do zastanowienia, czy moje skojarzenie jest w ogóle słuszne. W rezultacie doszłam do wniosku, że słuszne czy nie, nie o to tutaj tak naprawdę chodzi.

     Nie jest ważne co i jak dokładnie się odbyło. Chodzi o nadanie konkretnej twarzy idei. W ten sposób ludzie łatwiej mogą się z nią utożsamić. I tak książka/film potrzebuje głównego bohatera, oboby z ktorą możemy się utożsamić i się do niej przywiązać.

     Zmierzam do tego, że chyba nie powinniśmy brać tego głównego bohatera obalającego reżim tak dosłownie. Mam na myśli, że może ten główny bohater służy po porstu zobrazowaniu tendencji obywateli w danym momencie, stanu społeczeństwa. Nawet jeśli my oglądamy upadek jako spowodowany działaniami konkretnej osoby, to ona sama jest po prostu ideą.

     Bo w sumie do obalenia komunizmu w Polsce przyczyniły się przede wszystkim nastroje całego społeczeństwa, nie działania jednej osoby, czy choćby grupy osób. Gdyby ta grupa osób nie miała wsparcia od społeczeństwa, nic by się nie stało.

     Tyle że w "Genezie" upadek pierwszego reżimu jest z punktu widzenia Adama przypadkowy. W sensie że nie mamy żadnej informacji o zaawansowanym rozpadzie społeczeństwa. Owszem, jest wzmianka o relaksacji ludności, o tym, że może chcieliby zmiany itp, ale moim zdaniem nie jest to jeszcze ten etap, że ludzie wyjdą na ulice walczyć o swoje. Motywacja Adama do ucieczki nie miała nic wspólnego z tym, że społeczeństwo było uciskane. Myślę, że nie miała też nic wspólnego z Ewą i jej ratowaniem, czy z chęcią zmuszenia władz do przyjmowania uchodźców ze zniszczonego świata. Adam chciał po prostu uciec z więzienia, a Art to wykorzystał do swoich celów.

    

     W rezultacie zastanawiam się co tutaj tak naprawdę zwycieżyło: dobro czy zło? W standardowym układzie to sytuacja "po" jest tą lepszą. Ale tutaj? "Po" oznacza społeczeństwo sztucznej inteligencji, gdzie ludzie nie mają miejsca.

Jinxx, ciekawe przemyślenia.

Czy jedna osoba może doprowadzić do upadku jakiegoś społeczeństwa? A czy kropla może przepełnić czarę, słomka załamać wielbłąda? Jedna nie, ale któraś kolejna... IMO, to prawo wielkich liczb. I im dłużej lud czekał na zmiany, im bardziej narastało napięcie, tym bardziej wybuchowy proces. W Rumunii obalenie reżimu chyba zajęło godziny.

A historycy po fakcie sprzeczają się, która kropla była najważniejsza. :-)

Babska logika rządzi!

Generalnie zgadzam się z “teorią kropli”. Ja na społeczeństwo patrzę raczej jako na całość, a nie jak na zbiór jednostek. Jak na organizm.  I w tym sensie nie wydaje mi się, żeby jedna osoba mogła wiele. Bez poparcia jedna osoba może krzyczeć, ale jeśli nikt za nią nie pójdzie, to krzyki w końcu znikną w tle, albo zostaną brutalnie stłumione. Żeby jedna osoba mogła zmienić świat, potrzeba tej właśnie czary, tylko czekającej na ostatnią kroplę, kogoś charyzmatycznego za kim zarto pójść.

 

A tak jeszcze nawiązując do mojego własnego pytania co w Genewie tak naprawde zwyciężyło, to chyba nie ma na to pytanie odpowiedzi. Wszystko zależy z czyjej perspektywy patrzymy na wydażenia. Całkiem dobry sposób zmuszenia nas do postawienia się w pozycji tej drugiej strony.

Nowa Fantastyka