- Hydepark: Wakacje 2015

Hydepark:

inne

Wakacje 2015

 

Choć już przeszedłem do populacji, która musi wziąć urlop, by mieć wakacje, niemniej zostałem tak uwarunkowany, że w pierwszy dzień wolny od zajęć “edukacyjnych” wykwita na mej zakazanej gębie tzw. banan.

:) – coś w ten deseń. I chyba tak będzie do końca życia. No a dzisiaj ten banan ma rozmiar wręcz monstrualny, czyli taki: :D, bo właśnie zaczyna się ten szczęsny, wolny od usankcjonowanego wyzysku czas.

 

Może warto stworzyć wątek wymiany wakacyjnych wrażeń – gdzie się było, gdzie być było warto, a gdzie może mniej. Gdzie się zatrzymać, co odwiedzić, co i gdzie zjeść. Wyjazdy, koncerty, eventy rycerskie, niechby nawet dożynki, a co? ;) W Polsce i reszcie świata. Myślę, że temat może być inspirujący, choćby nawet na przyszły rok. 

Ciekawe zdjęcia z okolic, które odwiedziśmy/ście, selfie, czy nie, to też chyba niezły pomysł, może nawet najlepszy.

No, na mnie już czas – zakładam kask, wsiadam na swojego Harleya i ruszam w świat. 

No co, nie wolno pomarzyć? ;D

Komentarze

obserwuj

Może jednak powinienem zatytułować temat “Wakacje Corcorana”? ;)

Tak czy siak, poniżej wczoraj zdobyta i obfotografowana odrobina inspiracji do rycerskiego fantasy. Pozdrawiam.

 

Nie biegam, bo nie lubię

Ja w tym roku zapewne do Rumunii. A może do Albanii wreszcie? Ale chyba jednak Rumunia. Uwielbiam Rumunię, byłam już dwa razy, teraz chcemy dziecku pokazać, mamy też u niego bonus, że pokażemy mu, gdzie Dracula żył.

Pamiętam jak byliśmy pierwszy raz w Sighisoarze, z dziesięć lat temu, szukaliśmy prezentów z wakacji i zafiksowaliśmy się na tym, że koniecznie musimy znaleźć otwieracz do konserw w kształcie Draculi (otwiera zębami, oczywiście). Było to dla nas oczywiste, że takie coś znajdziemy, więc nie mogliśmy wyjść ze zdziwienia i oburzenia, że nikt na to nie wpadł. :)

 

W Rumunii byłem dwa lata temu. Pierwotnie plan obejmował, przegrzać autem na pełnej parze, wyrzucając co jakiś czas przez okno na zmianę landrynki i Biseptol, by utorować sobie drogę wśród stada dzikich, żądnych krwi autochtonów. Okazało się że: drogi zbyt dziurawe – do tego przeszkodziły wozy drabiniaste i raz stado bydła, kraj przeuroczy – choć nie dla każdego, kuchnia – znakomita, a Drakula czyha na każdym rogu – w tym menu transylwańskich restauracji. 

Dobry przykład jak krzywdzące mogą być stereotypy (“Rumun”).

Przecież dziesiątki tysięcy Włochów, będących grupą turystów najliczniej odwiedzających ten kraj, nie mogą się mylić ;)

Choć znaczenie pewne może mieć tu skąpstwo –  pięciogwiadkowy (tak serio pięciogwiazdkowy) hotel w Sighisoarze kosztuje 300-350 PLN . 

 

Nie biegam, bo nie lubię

Kurczę, myślałam, że to się zmieniło. 10 lat temu jechaliśmy w sumie do Bułgarii, ale w końcu zostaliśmy w Rumunii przez tydzień. I rzeczywiście – spotkani potem w Bułgarii rodacy byli zdumieni naszą odwagą. ;) Bo oni zamykali okna, włączali klimatyzację i grzali, ile wlezie na Dunaj. Hordy dzikusów musiały czaić się w krzakach. :) A Niemcy budowali na kempingach obozy warowne ze swoich kamperów. Chociaż rzeczywiście – na południu Rumunii (granica z Bułgarią na Dunaju) mieli wówczas problem ze zdziczałymi psami. Na północy tego nie było (podejrzewam, że Węgrzy musieli się zbuntować) więc też północ okazała się bardziej przyjazna.

Po dwóch latach pojechaliśmy już specjalnie do Rumunii. 

A drogi dalej dziurawe? Jak byliśmy ostatnio, to naprawdę dużo remontowali, przede wszystkim drogi. 

Albanii nie odpuszczaj, Ocho, bo jest przepiękna. Zwłaszcza Góry Przeklęte (ale nie tylko). I ludzie cudowni – jeszcze, zanim masowa turystyka ich zmieni. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Fantastyczny zamek! Gdzie to jest?

 

Ja niestety już tydzień temu zakończyłam mój urlop.  :( Tym razem odpoczywałam w  greckich klimatach. :)

Albania, ponoć piękny kraj i bardzo niedoceniany. Właśnie przez stereotypy. One tak naprawdę dotykają nas każdego dnia, bo o Polsce też krąży ich wiele. Ostatnio np. dowiedziałam się, że Niemcy, którzy mieszkają bliżej wschodniej  granicy (koło Francji) uważają, że mamy w Polsce drugą Syberię i nie posiadamy lodówek w domach. 

Jak byliśmy na wyjeździe ja, mój mąż i moja siostra ze swoim mężem, to stereotypy nas także dotknęły. Przyjechali do miejsca, gdzie wynajmowaliśmy pokoje, właśnie Niemcy. Przez kilka dni normalnie z nimi gadaliśmy, aż zapytali się skąd jesteśmy. Myśleli, że z Francji. Od razu dało się dostrzec zmianę. Najpierw otwarty pokój, na tarasie telefony zostawione, a jak dowiedzieli się, że z Polski na hasło wchodzili do pokoju. To było mega dziwne!  No cóż wyglądamy na złodziei... ;)

Ja pokażę Wam jedną z piękniejszych plaż Europy. Porto Katsiki. :)

 

I Meteory, czyli wiszące kościoły.

 

 

Mogłabym tak cały czas. ;)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Ja tegoroczne wakacje zamierzam spędzić w Rudzie Śląskiej, ale nie wykluczam krótkich wycieczek do Katowic, Gliwic, bądź Zabrza.

Śniąca – odpuścić pewnie nie odpuszczę, najwyżej nieco przesunę. :)

 

Morgiano – mogę mieć tylko nadzieję, że jednak miałaś po prostu pecha. Przyznam, że nie zdarzyło mi się do tej pory spotkać z jakimiś dziwnymi zachowaniami, gdy ujawniłam narodowość. Ale może w sumie miałam szczęście. ;)

 

Bravincjuszu – Zabrza nie polecam. Wynudziłam się ostatnio okrutnie. Natomiast Gliwice – jak najbardziej. ;) Ale może to dlatego, że mam tam fajną miejscówkę – nie dość, że darmową, to jeszcze przy wyjeździe wciskają mi do bagażnika mnóstwo pysznego jedzenia. :)

Albania, ponoć piękny kraj i bardzo niedoceniany. Właśnie przez stereotypy. One tak naprawdę dotykają nas każdego dnia, bo o Polsce też krąży ich wiele. 

Jak się wybieraliśmy do Albanii, to niektórzy znajomi się pukali w czoło, ale było cudnie. 

 

Jak byliśmy na wyjeździe ja, mój mąż i moja siostra ze swoim mężem, to stereotypy nas także dotknęły. Przyjechali do miejsca, gdzie wynajmowaliśmy pokoje, właśnie Niemcy. Przez kilka dni normalnie z nimi gadaliśmy, aż zapytali się skąd jesteśmy. Myśleli, że z Francji. Od razu dało się dostrzec zmianę. Najpierw otwarty pokój, na tarasie telefony zostawione, a jak dowiedzieli się, że z Polski na hasło wchodzili do pokoju. To było mega dziwne!  No cóż wyglądamy na złodziei... ;)

Albo my mamy jakieś szczęście do ludzi, albo nie wiem co – nigdy nas taka sytuacja nie spotkała, nikt nigdy nigdzie nie dał nam w żaden sposób odczuć, że coś z nami nie tak, skoro jesteśmy Polakami. Ani lokalesi, ani turyści z innych krajów. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Nie przejęliśmy się tym zbytnio, raczej patrzyliśmy z politowaniem. Zresztą ja dziwiłam się tym ludziom, co tam przyjeżdżali. Poza ten jeden port, który był niedaleko i plażę, która była pod nosem nigdzie nie byli. Jedynie liczył się bar i basen w ośrodku. My codziennie jeździliśmy po całej wyspie, aby zobaczyć, a to wodospady, a to plaże, czy zabytki.

 

A i żeby nie było nie jadę na wakacje po to aby kogoś okraść... :P

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Morgiano, przypomina mi się “Dojczland” Stasiuka. Zapytany na jednym ze spotkań autorskich w Niemczech, jak długo w Polsce będziemy dyskryminować gejów i kraść niemieckie samochody, Stasiuk odpowiedział, że na pierwsze pytanie trudno mu odpowiedzieć (czy jakoś tak). Natomiast co do tych samochodów, odparł, że zapewne jeszcze długo, bo przecież nie będziemy kraść białoruskich. ;)

A widzisz, to może być też kwestia typu turysty – ci którzy siedzą na zadzie w hotelu inaczej postrzegają świat i ludzi, niż ci, którzy są w ruchu i poznają nieco dokładniej odwiedzany kraj i jego mieszkańców. Ja się obracam głównie między tymi drugimi :) Oni są bardziej otwarci i nie przejmują się stereotypami.  

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

A ja niebawem zmykam autostopem do Tallina w Estonii. Miasto ponoć zachowane w świetnym stanie, gdyż nigdy nie zostało znacznie bombardowane (nie czuję, że rymuję). Po drodze chce zahaczyć o Wilno i Troki.

Był ktoś w tamtych okolicach? Jakieś opinie, rady, odradzenia? 

A ty z tej próżni czemu drwisz, kiedy ta próżnia nie drwi z ciebie?

Troki ciekawe i ładne, Wilno nie porywa (ale zależy co kto lubi). Ja w każdym razie nie wspominam szczególnie dobrze. Miasto jak miasto.

Za to Tallin – to najpiękniejsza starówka, jaką w życiu widziałam :) Byłam kilka lat temu, więc pewnie teraz będzie jeszcze piękniej, gdy więcej kamienic będzie odremontowanych.

Więcej nie jestem w stanie powiedzieć, bo byłam tylko tranzytem i sama więcej w okolicach nie zwiedzałam.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Bravincjuszu, do Tychów wpadnij. W Jeziorze Paprocańskim co prawda się nie pokąpiesz, ale spacer wokół polecam :) Widoki przepiękne, a jeśli już bardzo się chce pływać, można żaglówką albo rowerkiem wodnym :)

Innych, rzecz jasna, też zapraszam :D                                                                                

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

@Panhybryda – byłam na Litwie i Łotwie, jakiś czas temu, chyba między Rumuniami. Na Litwie były koszmarne, ale naprawdę koszmarne toalety publiczne (łącznie z tymi na przejściu granicznym), czegoś takiego nie doświadczyłam nigdy wcześniej ani potem. Pewnie się jednak to zmieniło. Do Tallina nie dotarliśmy, przekroczyliśmy tylko granicę z Estonią, żeby było, że zaliczyliśmy. ;)

W Trokach i w Wilnie byłam, fajnie, chociaż bez zachwytów jakichś specjalnych.

A Łotysze mieli wtedy chyba najgorsze drogi w Europie. Ale pamiętam Zatokę Ryską – ciepła, płytka, widno niemal do północy. :)

Wakacje były generalnie fajne, ale najfajniejszy był powrót, bo zrobiliśmy sobie trasę po zamkach krzyżackich, już w Polsce.

Machnąłem tu obszerny komentarz Albaniowo-Rumuniowy-Grecjowy, ale wifi zrywa i się stracił :(

Jutro w nowym miejscu może będzie lepiej.

 

Mam dobrego znajomego w Estonii :-) Generalnie, jak pisze Śniąca, miasto, a właściwie starówka, bardzo ładne. Niemniej w naszych realiach to raczej miasteczko – co nie jest  wadą, ale należy nastawić się na pewną kameralność ;). Natomiast co do samych Estończyków, to uważam, że jest to jeden z najbardziej sympatycznych i życzliwych turystom narodów.

 

No i Estońskim zwyczajem, jeśli znasz tam kogoś, polecam imprezę w saunie :D

Brzmi dziwnie, ale Oni też są dziwni (jak wszyscy). Tam nie zaprasza się gości na grilla, ale właśnie do sauny. 

 

Bravi, a zwiedziłeś już wszystkie dzielnice Rudy Śląskiej??? Niemożliwe... ;)

 

EDIT: Emelkali, jak załatwiłaś masową ewakuację przed fotą ;)

 

 

Nie biegam, bo nie lubię

Ósma rano ;) Chodzę tam na spacery z psem, odkąd nie muszę się martwić wstawaniem do pracy.

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Dzięki za opinie o Tallinie, tylko się upewniłem, że dobrą miejscówkę do zajechania wybrałem :D 

A ty z tej próżni czemu drwisz, kiedy ta próżnia nie drwi z ciebie?

Wracając do bałkańskich klimatów, zapamiętałam jeszcze Bośnię i Hercegowinę. Byłam przejazdem, zatrzymaliśmy się tylko w Mostarze i Sarajewie, ale pamiętam kontrast między państwami, które przeszły przez wspólną wojnę. Mostar – piękny, zabytki nawet w miarę odnowione, a na domach, ponad dziesięć lat po wojnie – ślady po seriach z automatu, nawet tego nikt nie zatynkował. Sarajewo – podobnie – centrum jako tako, obrzeża – jak po bombardowaniu, nawet całkiem świeżym. 

Zabrzmi to może nie za bardzo, ale jak ktoś będzie w okolicy – zajrzeć warto. Może się zresztą coś zmieniło. Jedzenie niezłe. ;)

Podbijam Bośnię, bo też ciekawym, jak tam aktualnie z wyjazdem

 

Emalkali, rano, ale patrząc po listowiu, początek listopada, czy raczej koniec marca? ;)

 

Nie biegam, bo nie lubię

Ja mogę od siebie dodać, że fajnym miejscem do odwiedzenia i wbrew pozorom za niezbyt duże pieniądze jest Hiszpania, a w szczególności Andaluzja. W zeszłym roku za można powiedzieć śmieszną kwotę udało nam się zarezerwować loty w jedną i drugą stronę. Jeśli np. jesteście w stanie sobie zaplanować wyjazd pół roku wcześniej i nie w pełni sezonu (np. maj-czerwiec), to jest to super rozwiązanie. Nie mówię tego do rodziców z dziećmi, bo tu wiadomo sytuacja będzie bardziej skomplikowana. 

Fajne jest też to, że u nich wszędzie dostać można się pociągiem lub komunikacją. Na wybrzeżu jest dosyć wysoko rozwinięta, w przypadku dalszych podróży zawsze wchodzi opcja wypożyczenia samochodu, choćby na trzy dni. :)

Zawsze staram się zamawiać wszystko na własną rękę wtedy jest taniej i cena nie różni się praktycznie od tego, jakby się chciało pojechać np. do Bułgarii, czy Chorwacji...

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

… czy do Polski, na przykład nad morze. ;) 

Są fajne strony bukingowe, gdzie zakwaterowanie można znaleźć naprawdę za grosze, sprawdziłam w zeszłym roku. :)

 A a propos Polski – jestem zauroczona Podlasiem. W okolicach studiów co rok jeździłam ze znajomymi na Czarną Hańczę i czasem za tym tęsknię. 

Ja się na porządny wakacyjny wyjazd nie wybiorę, przynajmniej do momentu, kiedy mój Mini-Me nie będzie zdolny do noszenia własnego plecaka ;-)

Ale doszedłem do wniosku, że mieszkam w miejscu, które sprzyja krótkim, relaksacyjnym wyjazdom.

(Sorki, że zdjęcia z internetu, ale ostatnio szlag trafił komputer z moimi własnymi)

 

Mam jakieś pół godziny jazdy do tego:

 

I do tego:

 

Do tego też, no, może czterdzieści pięć minut, zależnie od ruchu:

 

 

A jeśli ktoś chce do Mordoru, to jest nawet bliżej, góra dwadzieścia minut:

 

 

 

 

Do tego, to mam właściwie piechotką:

 

 

 

 

I tu również:

 

 

Niestety, to wszystko z reguły wygląda tak:

 

 

A czasem nawet tak:

 

 

 

 

Ale w końcu jest lato, nie?

 

 

 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Thargone, ja uważam, że pierwsze (poza widoczkiem przez jeziorko – jaki jest to widać) jest przereklamowane. To samo z numerem... e, nie chce mi się liczyć, ale chodzi mi o tę tłumną plażę. I ten biedny delfin...

Reszta – miodzio :) 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

He, Kylemore Abbey to istotnie – leży w fajnym miejscu, ale poza tym nadaje się co najwyżej na sesje ślubne. A plaża w Galway ma plusy – jest praktycznie w śśrodku miasta i można tam skoczyć w przerwie obiadowej ;-) Poza tym jest płytka, w czasie odpływu morze cofa się o dobre dwieście metrów, by potem, wracając, nagrzewać się od piasku (z przerażających szesnastu do znośnych osiemnastu ;-)) Delfina rzeczywiście szkoda, czasami dają się zaskoczyć przez sztorm.

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

To możesz sobie pogadać z koikiem80. On chyba też mieszka w tych okolicach.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Poza tym jest płytka, w czasie odpływu morze cofa się o dobre dwieście metrów,

Nie musisz mi mówić :) W Galway na plażę się nie dopchałam, w ogóle w całej okolicy była kicha, bo nie było gdzie samochodu zostawić, wszystko zapchane, a na piasku człowiek zaraz przy człowieku. Dopiero wiele kilometrów dalej znaleźliśmy coś jak na zdjęciu powyżej (nazwy teraz nie pamiętam) – czyli kawał cudnej plaży z raptem kilkoma osobami. Zresztą irlandzkie plaże są dla mnie (przynajmniej jak na razie) najpiękniejsze na świecie :)

 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Mnie najbardziej w Irlandii podobały się krajobrazowo okolice Donegalu, choć to podobno bardziej szkocki krajobraz – ale tam nie byłem. W Galway trafiłem na zakończenie roku akademickiego, czy coś takiego – oj działo się :D. 

Pamiętam, wracając nad ranem, masę porzuconych, bezpańskich butów. Co do plaż, z trzech tygodni objazdówki i podróżowania stopem, może dwa, trzy dni nadawały się według naszych standardów do kąpieli. 

Pętla Kerry nie wywarła na mnie takiego wrażenia, jak się spodziewałem, za to Cork – całkiem spoko. 

Zazdroszcząc tym, którzy mieszkają w piękniejszych miejscach, uknułem jakiś czas temu zawistną teorię “Przydomowego Kortu Tenisowego”. Jak już masz, to nie używasz :)

Jako mieszkaniec jednego z nich, jak to widzisz, Thargone? ;)

 

Z cyklu gotyckie zamki na dziś, kolejne dwa zameczki: 

 

 

Niestety foto drugiego, choć zamek zdobyty, ściągnięta z netu – padła bateria :/

Nie biegam, bo nie lubię

Lubicie zamki? Pobudzają wyobraźnię?

Wiem, że Niemcy to nie jest kierunek urlopowych wyjazdów, ale jeśli ktoś już przypadkiem znajdzie się w Bawarii, to polecam dwa w jednym:

Ten zamek nazywa się Hohenschwangau. Zbudował go (oczywiście nie własnymi rękoma) Król Bawarii Ludwik II Wittelsbach, zwany Ludwikiem Szalonym. A dlaczego poddani go tak nazywali?

Z pod tego zamku widać już drugi: 

 

Neuschwanstein

 

i jeszcze widok tego pierwszego spod drugiego :)

 

Na kolejnej górce (jeszcze wyższej) zaczęto budować kolejny (jeszcze bardziej odjechany), ale nie dokończono, bo król Ludwik utopił “się” (raczej nie dobrowolnie) w pobliskim jeziorze.

Ale żeby nie było, że budował tylko na górkach... nie tak daleko jest leszcze kolejny, w dolince, choć to już raczej pałac, nie zamek – Linderhof

 

 

Zdjęcia może nie są najlepsze, bo pogoda była taka, a nie inna, ale własne. Jeśli kogoś zainteresuje, w sieci znajdziecie bez trudu naprawdę piękne widoczki.

Miałem do Czarnobyla jechać w tym roku, ale z racji poświęcenia nakładów wszelakich na zdobycie nowej fury raczej sobie odpuszczę – jednak gdzieś tam udało się wyjechać. Służbowo/szkoleniowo, ale jakiś tam czas na parę zdjęć z ładnymi widoczkami był :)

 

 

 

 

 

 

 

 

A było to Blanes. Zdjęcia nawet w 1/8 nie oddają piękna tej mieściny i tego rozluźniającego klimatu siesty, jaki jest udziałem Hiszpanów. Zupełnie co innego niż w tym naszym zabieganym grajdołku ;) 

And one day, the dream shall lead the way

Unfallu, w Bawarii byłam kilka razy, bo – jak połowa osób pochodzących ze Śląska – mam w Niemczech rodzinę. Konkretnie w Norymberdze, której starówkę bardzo polecam. I w ogóle – Bawaria jest rzeczywiście urokliwa.

Corcoranowa teoria jest słuszna; o ile samo Galway właściwie nie posiada niczego godnego uwagi, to okolice urokliwe już są jak najbardziej. I co? Nic.  Dawno już z owej urokliwości korzystać przestałem. Jeśli gdzieś jeżdżę, to głównie po zakupy;-) 

Zakończenia roku akademickiego już się oficjalnie nie organizuje. Z uwagi na straty materialne i ofiary śmiertelne. Ale studenci radzą sobie nieoficjalnie.

A gdy już w końcu dam radę ruszyć gdzieś swój pokryty odleżynami tyłek, to pierwsze w kolejce jest południe Francji. A potem na wschód. Rumunia bardzo prawdopodobna.

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

A ja nad polskim morzem w malutkiej miejscowości, gdzie turystów za dużo nie ma i plaża prawie pusta. :) Ale do masówki też blisko, jakbyśmy zatęsknili za ludźmi (raczej nie;)).

Ocho, zaintrygowałaś mnie tą Rumunią, ciekawa jetem jak się sprawdza z małymi dziećmi, jeśli możesz polecić konkretną trasę – chętnie przemyślę na przyszły rok. Mąż już się ucieszył, bo uwielbia serpentyny (ja mniej).:)

Przyznam szczerze, że ja po prostu lubię spędzać wolny czas w Polsce, odpowiada mi klimat i widoki – wiem, niemodne to strasznie... Pieję z zachwytu nad Podlasiem i Suwalszczyzną – pięknie tam jest! Od ponad dekady jeżdżę tam regularnie (się wżeniłam w miejscowych:)) i za każdym razem doceniam uroki. Innym ulubionym moim kierunkiem wypoczynkowym jest Beskid Żywiecki i Beskid Niski (od dziecka mnie tam wożono i teraz ja to samo robię moim dzieciom :)). Ogólnie czym mniej turystów, tym fajniej. :)

 

Oj, Beskid Niski jest piękny! Zresztą, tam spędził pierwsze wakacje mój syn, ale pewnie nie pamięta, bo miał dwa miesiące. Tylko że ja mam górki za oknem, na wakacje wolę jednak otwarte przestrzenie, bo wyrywam się z tej swojej codziennej górskiej (no, Beskid Makowski, to w sumie takie większe pagórki) klaustrofobii. :)

A jak małe są Twoje dzieci? Trasę będę Ci mogła polecić po powrocie, bo też wtedy będziemy ją znali. ;) Jedziemy samochodem, ustalamy na bieżąco. Na pewno polecam rumuńską Mołdawię.

 

EDIT: A gdzie ta pusta plaża nad Bałtykiem?  Uważam, że polskie plaże są piękne, ale ostatnio nad polskim morzem byłam sześć lat temu, w lutym. Fajnie było, ludzi nie było. ;)

 

Pierwszy raz po siedmiu latach jesteśmy nad morzem w okolicach Jantara i Stegny – w takiej malutkiej dziurze z jednym sklepem i dwoma kilometrami przez las do plaży – nikt normalny by się na to chyba nie zdecydował, ale dajemy radę.:D

A dzieci za rok będą miały 8 i 5, więc już takie całkiem małe nie będą... Wiesz, ja pochodzę z Krakowa i każde wolne spędzałam zazwyczaj w okolicach Zakopanego – strasznie mi się przejadło.:) Teraz zresztą to już inne miasto :( Od trzynastu lat mieszkam w Warszawie (i okolicach) – płaskie zdecydowanie mi odpowiada bardziej, ale na wakacje odmiana zawsze miła.:)

E, to duże. :) Mój ma 6 lat i nie widzę już problemu, by jechał z nami gdziekolwiek. Przynajmniej w takie miejsca, w które sami byśmy się wybrali. 

Z jednym łatwiej, serio :) szczególnie gdy jest przewaga dorosłych nad małoletnimi. Problemu też specjalnie nie widzę, bo jeździmy z nimi sporo, ale zawsze to milej, jak bardziej samodzielne i zainteresuje je coś więcej niż park linowy ;D

Rooms, myślę, że skoro większość wakacji spędzasz w Polsce, może zamiast skakać na głęboką, rumuńską wodę, rozważyłabyś na początek coś równie fajnego –  Węgry, Czechy, a skoro lubisz góry, myślę, że nie zawiedziesz się Słowacją (i to w najmniejszym stopniu).

 

 Teraz jadę na transmisji danych, ale jeśli się upierasz, po powrocie chętnie dodam do info Ochy, swoje co i jak.  Generalnie, przy odrobinie pozytywnego nastawienia, nie zawiedziesz się w żadnym kraju (prawie). Choć może chodzi o nastawienie negatywne i miłe rozczarowanie? ;) Sam nie wiem. Tu gdzie jestem nie zamierzałem zostać dłużej niż cztery-pięć dni, a teraz żałuję i łamię się, bo naprawdę rewelka. No chyba, że jutro znów  po raz drugi od początku tygodnia spanie deszcz ;) 

 

Nie biegam, bo nie lubię

Rooms – no na pewno, z jednym łatwiej. Nie będę polemizować. ;)

 

Corcoranie – a gdzie ta głęboka woda w Rumunii? Nie wiem, jak wygląda teraz sytuacja z psami na południu (jak byłam ostatnio, to zaczynały się plany sterylizacji) ale oprócz tego nie odniosłam wrażenia, żeby to był kraj, gdzie może cokolwiek grozić w stopniu większym niż gdzie indziej. Przestrzegam tylko przed zupą o nazwie ciorba de burta – ich tradycyjna potrawa, mnie prześladuje do dziś. ;)

Mnie się Rumunia podobała znacznie bardziej niż na przykład właśnie Węgry. Węgry mi się podobały, jak wpadaliśmy do winnic Tokaju i Egeru, ale teraz mamy dziecko, a to już insza inszość. ;(

O, wspaniały wątek :)

Ja właśnie wróciłam, niestety, z mojej bajki. Najlepiej odpoczywam w górach – dni na szlakach przeplatam takimi z książką na trawce w zupełnie nie turystycznej wiosce, gdzie wokół chodzą owce i brązowe krowy, a ludzi praktycznie wcale nie widać. Ten zapach siana i zwierzaków, a nocą niesamowicie rozgwieżdżone niebo, drewniany dom, który skrzypi i pachnie i kilkoro ulubionych ludzi -ehh, już mi tęskno...

 

Z dalszych wycieczek gorąco polecam Maderę – piękna wyspa, wcale nie bardzo podeptana przez turystów (byłam w październiku, co może mieć znaczenie), fantastyczny klimat i konwalie, które rozrastają się w drzewa, bo tam w zasadzie wciąż trwa wiosna – serio, to mnie zaskoczyło i ucieszyło strasznie, bo konwalie uwielbiam ;) Generalnie raczej dla łażących i zwiedzających, bo z plażami tam jest kiepsko. Ale widoki niezapomniane.

 

 

 

 

Co to znaczy, że konwalie rozrastają się w drzewa? Są takie ogromne? Coś jak paprocie drzewiaste? Czy ja czegoś nie zrozumiałam?

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Maderyjczycy wciskają nieco kitu, tłumacząc turystom, że to przez ich niezwykły klimat konwalie rosną jako drzewa (tak nam opowiadał przewodnik w trakcie wycieczki po lewadach), ale tak naprawdę to zupełnie inny rodzaj rośliny, mianowicie Clethra arborea. Ale są piękne:) Jak cała Madera zresztą – zwłaszcza lewady i półwysep świętego Wawrzyńca to pozycje obowiązkowe.

Ta wyspa to mój plan na starość (nie na emeryturę, bo jakoś w dostanie jej nie wierzę:D) – rewelacyjny klimat, owoce, mili ludzie i jak chodziłam po Funchal to czułam się taka wysoka!

Tak np. wygląda styczeń (w marcu było jeszcze ładniej)

 

 

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

A to zdjęcia z mojego ukochanego kraju:

 

 

Byłam tam tylko raz, ale chętnie pojechałabym jeszcze i jeszcze...

Zgadniecie gdzie to? ;)

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Islandia?

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Brawa dla tej Pani :) 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

rozważyłabyś na początek coś równie fajnego –  Węgry, Czechy, a skoro lubisz góry, myślę, że nie zawiedziesz się Słowacją (i to w najmniejszym stopniu).

Corcoranie, Węgry faktycznie są na liście (mój mąż spędził tam parę miesięcy, dzieckiem będąc, i zaraża sentymentem), a Słowację i Czechy miałam przez większość życia prawie za miedzą, więc siłą rzeczy zwiedziłam trochę.:) Ale dziękuję za polecanki, bo faktycznie zacne. Jeszcze sobie popodróżuję, nie powiedziałam ostatniego słowa :D Tylko ta Rumunia szczególnie przyciągnęła moje oko ;)

Ojj, to ja dałam sobie ten kit wcisnąć... :(

Ale tak czy inaczej, piękna jest Madera. Może się za starości spotkamy, Alex, bo mój mąż też już tam wybrał miejsce na naszą świetlaną przyszłość ;) Ja się jeszcze waham ;)

 

śniąca, ogromnie Ci zazdroszczę. Islandia to jedno z moich topowych marzeń planów. 

 

 

Madera ma chyba akcent polski? Nie, że wiem, ale coś mi świta,  a żal łącza. Islandia – znajomi tam byli i zachwalają bardzo.  Niemniej z krótkim rękawem raczej należy się pożegnać i  wysokie ceny raczej nie zachęcają, to prawda? 

A propos rosnących cen,  czy to nie prawda, że ile by nie kosztowała, najpiękniejsza jest Chorwacja? :) 

Ja należę do fanów.  I tylko wrodzone włóczęgostwo powstrzymuje mnie, by nie jechać tam co roku, czego później nie żałuję. 

 

Nie biegam, bo nie lubię

Chorwacja – może, poza sezonem. Ja byłam w lipcu, ewakuowaliśmy się w końcu na jakąś mniej obleganą wyspę, ale np. zwiedzanie Dubrownika było dla mnie traumatycznym przeżyciem. Takich tłumów nie doświadczyłam nigdy wcześniej ani później. Generalnie się wtedy trochę zraziłam, ale pewnie niesłusznie. Może wrócimy, jednak na pewno nie w sezonie.

To właśnie z Chorwacji wracaliśmy przez Bośnię i Hercegowinę, w końcu dało się odetchnąć. ;)

Piłsudski był fanem Madery, jeździł tam ponoć z każda nową kasztanką. W Funchal jest  jego pomnik i chyba willa. W sumie fajnie pić kawę w obcym kraju, gdy z cokołu spogląda na człowieka znajoma gęba:)

Ja byłam na Chorwacji w maju, jakoś w przeddzień ich wstąpienia do Unii i było świetnie – pogoda i kwiaty jak u nas w czerwcu, tłumów brak (poza Dubrownikiem, ale też nie było tragedii). Mieszkaliśmy na Hvarze, w Starym Gradzie – śliczna miejscowość, z małym portem jak z opowieści o piratach, uroczymi uliczkami i knajpką, w której podają obłędną ośmiornicę w warzywach i ciasto lawendowe. Ale największym skarbem, jaki znaleźliśmy w miasteczku był pewien przemiły starszy pan o aparycji wagabundy, który okazał się kopalnią informacji na temat historii miasteczka i wyspy oraz majętnym eks-posiadaczem włości w RPA z fascynującą przeszłością. Ot, pozory mylą:)

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Ja na Islandii byłam sześć lat temu, po kilku latach przymierzania się. I najdrożej wyszedł transport (płynęłam promem samochodem), a na miejscu było porównywalnie do nas – jak wszędzie. Podobno można polecieć tanimi liniami, ale trzeba by na miejscu albo wykupywać wycieczki (dwa minusy – zero niezależności i są jednak kosztowne) albo wypożyczyć samochód – to niestety, też nie najtańsze.  

Corcoranie, latem (my byliśmy w sierpniu), potrafiło na wybrzeżu być ponad 20 stopni i nawet trafiały się bezwietrzne dni, więc  krótki rękaw to nic nadzwyczajnego. Gorzej pod tym względem jest w Interiorze, ale za to boskim uczuciem jest wejście do parującego baseniku z gorącą wodą przy którymś termicznym źródle. Jak się człowiek w takim jednym nagrzeje do szpiku kości, to po wyjściu ma się wrażenie, że w samym stroju kąpielowym można pół kraju przejść.

Za tam miejsca pełne turystów, ale jest ogrom pustych przestrzeni – i to, wraz z przepięknymi krajobrazami, stanowi dla mnie największą zaletę (plus brak upałów – dziecię północy jestem :)). 

W Chorwacji byłam zaraz po wojnie, jak jeszcze było bardzo tanio, a połowa domów ze śladami po kulach. Przepiękna, ale drugi raz się nie wybieram – za dużo ludzi, za duże tłumy.   

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Z Chorwacją jest, mam wrażenie, tak, że jeśli ktoś nie toleruje bliźnich w postaci tłumu wystarczy  oddalić się kilka /kilkanaście kilometrów od wybrzeża i trafia się na urokliwe, ciut zniszczone woski i miasteczka. No i czasem trafi się jakaś winnica – tu trzeba z góry ustalić, kto dalej kieruje pojazdem :) Nie byłem na wyspach, ale chyba nigdy nic mnie tak miłe nie zaskoczyło jak Dalmacja. 

 

 

A to miejsce powyże wczoraj tez mnie zaskoczyło :).  Nie jestem pewien czy zameczek (ten u góry po lewej) jest w stylu gotyckim, niemniej to chyba najładniejsze miejsce w który dotychczas w te wakacje byłem. 

Nie biegam, bo nie lubię

A już myślałam, Corcoranie, że zamiast jechać, popłynąłeś, a tu proszę – jest cowieczorna relacja.

Zameczek jest tak zwarty i masywny, że wygląda zgoła całkiem nie gotycko. Ale nie znam się architekturze, więc mogę się mylić.

 

Wszystkim uczestnikom Twojej wakacyjnej eskapady życzę jeszcze wielu pięknych wrażeń. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Fotki zamieszczam w celach inspiracyjno-poznawczych. Łatwiej wtedy napisać: 

Nad miasteczkiem górowała kańciata bryła zamku, zbyt zwarta i masywna jak na gotyk”. :) 

Co do popłynięcia jeszcze nic nie wiadomo. Na wszelki wypadek na konto zajrzę dopiero po powrocie. 

;) 

Nie biegam, bo nie lubię

NIGDY nie jedźcie nad rumuńskie morze! :)

Czy to znaczy, że Romaniophilka stała się po kolejnej wycieczce Rumunofobem?

;)

Nie biegam, bo nie lubię

Nie, na pewno nie rumunofobką. Ale fakt, przemyślenia mam w tym roku trochę odmienne. A nad morzem po prostu śmierdzi, przemysłem z poprzedniej epoki. Na szczęście Bułgaria za miedzą.

Chyba nawet w Pascalu o tym pisali, że nad morzem głośno, tłoczno, syfno i nie warto, także ja jak byłem, to też prosto do Bułgarii. 

Nie biegam, bo nie lubię

Jakim cudem przegapiłem ten temat?

No, my z Jose w tym roku zwiedziliśmy trochę naszej pięknej Polski, ale może zacznę od autoreklamy swojego miasta i największego w Europie szoł lotniczego ; ) Tak wyglądało wczoraj i dzisiaj radomskie niebo:

 

 

A tak płyta lotniska (spokojnie, to też część pokazów):

 

Kto nie był, niech żałuje :) Następna okazja za dwa lata.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Piękne loty. Jeszcze piękniejsze eksplozje.

Czy ty, berylu, byłeś jednym z celów? To by tłumaczyło precyzję....

;)

Nie biegam, bo nie lubię

Ja stałem tam, gdzie robiłem zdjęcie, które możesz zobaczyć (kapitan logika, do usług ;p).

Niestety, zdjęcia telefonem, bez zooma i wiadomo – aparat w telefonie nie najlepszy, ale jak chcesz lepsze zdjęcia, to zapraszam tutaj. A tam takie perełki:

 

 

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Wróciłam wczoraj i powoli się ogarniam ze wszystkim. A w trakcie wyjazdu zawarłam taką znajomość – dość pobieżną, ale jednak :) :

 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

A cóż to za zwierzątka? :)

Tak na marginesie, Corcoranie – wybieraj odpowiednią kategorię, kiedy zakładasz temat :)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Piżmowoły, albo inaczej woły piżmowe :)

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

No dobra, wiem, że mogę wygooglować “piżmowoły”, ale gdzie to konkretne, sfotografowane coś tak bujnie wyrosło? (Jeśli można spytać)

Nie biegam, bo nie lubię

Wszystko Wam na tacy podawać trzeba :)

W Norwegii, w Parku Narodowym Dovrefjell, żyje odtworzone stadko. Byczek ma maksymalnie 1,4 m wzrostu (krowy są niższe), ok. 200 kg wagi, zapychają z prędkością 60 km/h i jak się wkurzą, to nie zawahają się zaatakować. Ta rodzinka (na tym zdjęciu jest matka z młodym, byk był kilka kroków dalej) czuła się jednak przy nas chyba bezpiecznie (wyczuły pokojowe nastawienie), bo pozwoliły podejść całkiem blisko i nie protestowały.

Jeśli ktoś się będzie chciał wybrać, to służę wskazówkami :) I polecam z całego serca.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Wróciłam, wykąpałam się wreszcie, więc mogę pisać.

Byłam w Rumunii i, chociaż dalej uważam, że to piękny kraj, to mam nieco odmienne przemyślenia niż ostatnio. Na północy byliśmy tym razem tylko w Maramuresz, potem chcieliśmy pojechać nad morze (tak, też czytałam, że niekoniecznie warto, ale stwierdziłam, że trzeba to sprawdzić), ale lało – więc Transylwania. I wszystko fajnie, tylko że jednak to specyficzny kraj. Północ jest bardzo folklorystyczna, panie chodzą w chustkach i ludowych strojach (nawet młode dziewczyny, jak jest jakieś święto, wesele itepe). Turystycznie to bardzo ładne, oczywiście. 

I jednak tam wygląda inaczej niż w Polsce. Większość wsi, przez które się przejeżdża, jest odrapana, zaniedbana. Nawet miasta odnowione są tak, że tynki odpadają całkiem na świeżo. Drogi dziurawe, na południu dalej kręcą się bezpańskie psy (chociaż mniej niż kiedyś). Malownicze to, w gruncie rzeczy, bieda jest malownicza, byle nie była nasza.

Nad morzem i wokół Bukaresztu – cuchnie. Cuchnie takim przemysłem z minionej epoki, zapachem, którego w Polsce już prawie nie ma, a który przecież jeszcze niedawno też się unosił. Więc uciekliśmy do Bułgarii, tuż za granicę. Bułgaria oczywiście ma swoje problemy, chyba jeszcze większe, ale plaże były piękne, tuż za granicą niemal puste!

Rumunia w czasach komunizmu przeszła swoje, przeszła znacznie więcej niż Polska. Kraj został praktycznie zdewastowany, zniszczony przemysłem, zniszczony paskudnymi fabrykami i blokowiskami. I widać, że Rumuni chcą coś z tym zrobić, są zresztą przesympatyczni (naprawdę, bardzo pomocni, mili, uśmiechnięci i prawie wszyscy mówią po angielsku). Ale to, co się stało z ich krajem za komuny to jest coś niewyobrażalnego. Wciąż za to niestety płacą.

 

To piękny kraj, to wspaniali ludzie. Północ (Maramuresz, Bukowina, Mołdawia) polecam z czystym sercem, jest krajobrazowo wspaniała, czysta, etnograficznie ciekawa. Transylwanię – częściowo, ale zobaczyć na pewno warto zamki chłopskie, warowne kościoły, saskie wsie. I góry, jeśli ktoś lubi.

Do morza się nie zbliżać. Ja, urodzona i wychowana na Górnym Śląsku, potem mieszkająca w Krakowie z jego smogiem – nie wytrzymałam jednego wieczoru.

 

Nowa Fantastyka