Recenzja:

Nowa Fantastyka 01/15

Styczeń. Dziennik pokładowy gwiazdolotu "Czytam"

Droga Załogo!

 

Piszę do Was ten list, żeby Was tak cholera, dziwki syfilityczne, tragedie wszelakie… Ja rozumiem, urżnąć się, wiochę zrobić… Ale żeby pierwszego pilota na bezludnej asteroidzie zostawić?! Wiem, bardzo wszyscy staraliśmy się nie pić podczas spacerów w przestrzeni, wiem, sam rzuciłem ten kretyński pomysł: “raz się żyje”, wszystko wiem, ale musieliście w tym nietrzeźwym widzie o mnie zapomnieć? O mnie?!

 

Dobra. Wciąż mam nadzieję, że się ockniecie. Lecę na minimalnym tlenie. Krótko będzie. Tylko o opowiadaniach. No prawie.

 

JeRzy otworzył puszkę Pandory projektem literackim “Nowe Perspektywy” – usiłuje znaleźć i odświeżyć formułę, w której treść i forma potrząśnie czytelnikiem. Ambitnie, ciekawie i… ogromnie ryzykownie. No tak, to ja powiedziałem przecież “Odkręcaj, raz się żyje…” – nie będę się więc wygłupiał. :-)

 

Pierwszą pozycją jest “Tasiemiec.S01.Complete. 480p.WEB–DL.x264–NIHIL” Roberta Mirskiego.  Nooo… Nie wiem. Nie lubię nie umieć zinterpretować tekstu. No co ja poradzę, czuję się głupi jak but. “Tasiemiec”, jak dla mnie,  balansuje na krawędzi nihilistycznego ekshibicjonizmu bez żadnej treści – i z trudem ucieka ze złej strony mocy, zwykłego zapisu zdarzeń z życia osób, które rozpaczliwie pragną być zauważone. Fakt, ma formę serialową, oryginalną. Fakt, w serialu trzeba kondensować silne bodźce w okolicach czterdziestu minut, by trzymać widza przy ekranie; przez to portret postaci – mimo, że teoretycznie głębszy i wolniej budowany niż w produkcji kinowej – nadal pozostaje mocno uproszczony, bo spoglądamy tylko przez pryzmat kluczowych zdarzeń, tempo przede wszystkim, krew, seks i rock and roll, żeby przyciągnąć widzów… I taki wyciąg z życia miałby zapewnić całą resztę “szarej reszty”, że jednak moje, twoje, jego serial jest ciekawy? Że widz czuje się dobrze, oglądając kogoś, komu jest gorzej lub od kogo może się poczuć lepszy?

Nie, za durny jestem na ten tekst. Nie lubię tekstów, na które jestem za durny. Zobaczymy, co będzie dalej.

 

Za to ”Dybuk” Piotra Nesterowicza zrozumiałem, paniałem, ba, zassałem jak świeżą maślaneczkę na kaca. Mówię wam, ciężko zdychać na kacu, na minimalnym tlenie, nie róbcie tego w domu… Sprytne sięgnięcie do polskiej historii, przefiltrowanie wielkiego powstania przez małe dusze, stare wierzenia i pokomplikowaną historię Kresów. Tylko to dziecko… No wiadomo, trzeba dzieckiem, żeby było mocniej, tak tylko sobie narzekam. Opowiadanie pokazuje szlachetków polskich tuż przed powstaniem, ich niemiłą relację z sąsiadującymi z nimi Żydami, a i Żydom nie oszczędza – na Tatarach sobie używają.  No i owi szlachetkowie postanawiają w dość niecodzienny sposób zapewnić sobie wojenną glorię, co doprowadza do, hmmm, kłopocików. A kłopociki są całkiem plastycznie oddane, o ludzkiej mentalności, szczególnie w tłumach, trochę opowiadają, więc chyba warto. W sam raz dla takiego prostaka jak ja ;-)

 

Cofamy się dalej, w czasie, z Piotrem Kencem i jego ”Sidlarzem”. Udane, dobrze napisane fantasy, w którym obok siebie żyją kolejne, quasi-słowiańsko (chyba) wystylizowane wariacje Morloków i Elojów. No dobrze, przesadziłem z porównaniem, raczej neandertalczyków i ludzi z Cro-Magnon. Autor wymieszał dramat osobisty z tłem nieco szerszym, społecznym, o wykorzystywaniu przewagi nad słabszym i o słabszego buncie przeciw niesprawiedliwości… Czyta się dobrze, ale wspomnienia w pamięci nie wypali.

 

Uch, gdzieście jesteście, gnoje nietrzeźwe…? Zamiast tu klątwę, recenzję wam pisze, żebyście czytali, żebyście nie zdebileli do reszty, a Mieczysław zwłaszcza, bo se ubzdurał, że jak taki stary, to już wszystko co było do czytania, przeczytał…

 

No, tlenu jeszcze trochę, na zagramanicę starczy…

 

“Lato Tongtong” Xia Jia. Pozytywistyczne science-social-fiction w Chinach. Na tym w sumie mógłbym zakończyć, ale… Nie chcę. Ten tekst porusza jeszcze jedną, bardzo ważną sprawę: starość. Bycie ciężarem, bycie nieprzydatnym, bycie kochanym, bycie sobą, wreszcie bycie – przez własne, starcze ułomności – samotnym w swoich ostatnich chwilach. Ten tekst, prawdopodobnie, nie spodoba się komuś, kto nie ma silnego, dobrego wspomnienia z własnymi dziadkami lub jeszcze ma to szczęście, że nestorzy żyją.

Ruszyło mnie, może dlatego, że nie zdążyłem odwiedzić niedawno dziadka, tuż przed jego śmiercią. Przesunąłem wizytę o tydzień i… Dwa dni się spoźniłem. 

 

Mam nadzieję, że wy się nie spóźnicie, patafiany jedne pijańskie… Że choć nieprzytomny, to żyw jeszcze będę…

 

Lektura ”Piątego Smoka” Iana McDonalda nieodparcie budzi u mnie skojarzenia z Ursulą K. Le Guin. Historia pionierki księżycowej, zdobywającej w pocie czoła bogactwo, przyjaźń, coś więcej… Nie wiem, co opisać, żeby nie zepsuć fanom hard sci-fi przyjemności z lektury. Moja – przyjemność w sensie – była ogromna, ba, olbrzymia. Świetne opowiadanie, kapitalnie przedstawiony nowotworzący się społeczny ład, inny język, inne zwyczaje… Kurczę, przypomniałem sobie, za co kocham ten gatunek. Za ludzką historię w historii niemniej fascynującej, większej, od której wyobraźnia szaleje. Jest moc. Tlenu tylko nie ma, kur*a… 

 

Ryszard z portalu NF napisał kiedyś podobny kawałek, księżycowy romans z ciekawym tłem, ale, z całym szacunkiem dla Ryśka (bo wszystkie Ryśki to fajne tro… chłopaki) – Ian McDonald zrobił to o niebo lepiej.

 

Na deserek bardzo plastyczny, pomysłowy, no, inny tekst pt. “Nienarodzony bóg” Stephena Case’a.  Obrazowa wizja tego, jak boska wszechobecność może się manifestować, co pod jej wpływem może się stać, jak może się zmieniać świat, istoty, a nawet… wspomnienia. Świetne, zmusza do ponownego przejrzenia tekstu, wyszukania śladów, ponownego połączenia kropek… No, proza zagraniczna wygrała w styczniu z polską, jak dla mnie, 2:1.

 

Wybaczcie felietoniści, recenzenci i publicyści, ale tlenu już niewiele. Musze przykręcić, by mieć szansę… A wy, gnidy, co to własnego pilota zapominają po libacji… Jak mnie nie odratujecie… To was znajdę w zaświatach… Będziecie mi stawiać… przez wieczność…

 

 

WARNING: Decreasing oxygen throughput to critical level!

 

 

 

 

--------------------------

Poprzednie przygody załogi gwiazdolotu “Czytam”:

Listopad ‘14 – zakręceni w czasie.

Październik ‘14 – przystanek na tankowanko.

Wrzesień ‘14 – wielki comeback załogi na szlak!

Czerwiec ‘14 – parszywa przygoda w kwadrancie 66…

Maj ‘14 – klawiszopis znaleziony w kosmosie.

Komentarze

obserwuj

Hop – bo ktoś był tak miły, że pytał o recenzję :-) 

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Recenzja przeczytana, wreszcie można zajrzeć do numeru. Dzięki, Szalony Filecie ;)

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Nowa Fantastyka