- Opowiadanie: Agroeling - Boże, Chroń Królową

Boże, Chroń Królową

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Boże, Chroń Królową

DEPARTAMENT OBRONY, LIVERPOOL 30 KWIETNIA 2040 r.

 

Sekretarz Generalny przystanął przed nieoznaczonymi, masywnymi drzwiami z drewna, wyglądającego jak lite, choć w rzeczywistości było jedynie pięknie zabejcowane. Nadszedł przełomowy moment, pomyślał i wszedł do środka. W obszernym, gustownie urządzonym gabinecie, za potężnym biurkiem z czarnego mahoniu siedział szef służb specjalnych, Mark Everett, który na widok oczekiwanego gościa natychmiast wstał. Nieco z tyłu za nim podnieśli się z foteli dwaj młodzi mężczyźni.

 

Everett odezwał się pierwszy, oznajmiając:

 

– Wszystko jest gotowe.

 

– A co, jeśli plan weźmie w łeb? – zapytał Sekretarz Generalny.

 

– Niemożliwe. Każdy szczegół został bardzo starannie opracowany.

 

– A jeśli do naszych kalkulacji wkradł się błąd? Przecież to niezwykle delikatna materia – przewidzieć następstwa wojny, która już się rozpętała.

 

Szef służb specjalnych pokręcił głową.

 

– Wedle opini naszych najtęższych głów data 30 kwietnia 1940 roku, tuż po zakończeniu inwazji na Norwegię, jest najodpowiedniejsza. Zabicie Hitlera w tym czasie jednocześnie zneutralizuje komunizm, a zarazem zastopuje dalszy zwycięski marsz faszystowskich armii. W rezultacie silne, potężne, acz pokojowe Niemcy doprowadzą Europę do gospodarczego rozkwitu i przy okazji staną się buforem zarówno przed komunizmem, jak i przed późniejszym zalewem imigrantów z państw muzułmańskich. Sowieci zostaną odizolowani od reszty świata, natomiast Unia Europejska, ten nasz dzisiejszy koszmar, który doprowadził nieomal wszystkie państwa do bankructwa, kompletnej ruiny i utraty autonomii, straci rację bytu. Ale co najważniejsze, Anglia nie musiałaby pożegnać pozycji światowego mocarstwa.

 

– No dobrze, ale czy nie byłoby i prościej, i bezpieczniej załatwić Hitlera nieco wcześniej? Wtenczas uniknęlibyśmy jakiegokolwiek ryzyka, w przeciwieństwie do roku 1940., kiedy to Hitler był u szczytu potęgi.

 

– Sęk w tym, że każda inna data niosłaby właśnie znacznie większe ryzyko fiaska naszego przedsięwzięcia. Albowiem wiele wskazuje na to, że Stalin miał zakusy na opanowanie całego globu i oczywiście zarażenia go komunizmem. Ani słaba Polska, ani słabe Niemcy nie okazałyby się dla niego godnym przeciwnikiem. Wprawdzie w rzeczywistości jego imperialne ambicje mocno ostudziła kompromitująca Wojna Zimowa z Finlandią, ale według prostych obliczeń już w roku 1943 Stalin dysponowałby dwunastoma milionami żołnierzy i czterdziestoma tysiącami czołgów, w tym prawie ośmioma tysiącami rewelacyjnych typów KW-1 i T-34, które nasze Crusadery i Cromwelle oraz francuskie Renaulty roztrzelałyby jak kurczaki. Nie, takiej potędze nic by się nie oparło. Gdybyśmy, powiedzmy, zamach przeprowadzili w roku 1932, zanim Hitler doszedł do władzy, to dziś byśmy mieli świat opanowany przez czerwoną zarazę. A my chcemy uniknąć obydwu koszmarów, Unii i komuny.

 

– W porządku – Sekretarz skinął głową. – Mam nadzieję, że operacja pozostaje ściśle tajna?

 

– To się rozumie – Everett wskazał ręką dwóch agentów. – Oprócz nas wiedzą o tym tylko oni i bardzo wąski sztab naukowców, nie znających zresztą szczegółów, oraz profesor Agroeling, który był konsultantem przy opracowywaniu planu.

 

– Zatem możemy zaczynać? – ni to spytał, ni stwierdził Sekretarz.

 

– Nie ma na co czekać. Maszyna jest gotowa. Agenci Beck i Allington również – odparł szef tajnych służb i podszedł do dość nietypowych, białych drzwi z desek z litego drewna, łączonych na wpust, bardzo mocnych, z mosiężną klamką.Takie drzwi można było niegdyś napotkać w dawnych szpitalach psychiatrycznych. Everett otworzył je staroświeckim kluczem, po czym zaprosił do obszernego wnętrza wpierw Sekretarza, a potem dwóch agentów. W zadziwiająco rozległym pomieszczeniu, na jego środku stała maszyna czasu w kształcie cylindra. Obok niej krzątało się trzech techników w białych kitlach.

 

Everett stanął przy wehikule i powiedział:

 

– Oto efekt piętnastu lat pracy. Maszyna czasu jest naszą jedyną drogą ku przywróceniu dawnej chwały i świetności Imperium Brytyjskiemu.

 

– Jak zabijemy Hitlera? – Sekretarz znów zadał rzeczowe pytanie.

 

Evetett wskazał ręką broń, trzymaną przez Allingtona.

 

– Mauser??? – Sekretarz z niedowierzaniem rozpoznał stary niemiecki karabin.

 

Szef wywiadu uśmiechnął się lekko.

 

– On tylko do niepoznaki wygląda jak Mauser. Tak naprawdę to pod jego powłoką kryje się specjalnie zaprojektowana na tę akcję miniaturowa wyrzutnia z samonaprowadzającymi się pociskami, które można wystrzeliwać na odległość dwudziestu kilometrów.

 

– Yyy… Ale na co są naprowadzane?

 

– Skonstruowaliśmy także trzy specjalnego przeznaczenia pociski, w które cyfrowo wkomponowaliśmy wszystkie dane cech charakterologicznych i osobistych Hitlera. Można powiedzieć, że w pewien szczególny sposób są one na węch. Po prostu wytropią dyktatora, gdziekolwiek ten by się znajdował.

 

– No dobrze, teraz kolejna ważna sprawa. Jaki jest margines błędu? Czy wehikuł czasu na pewno trafi do roku 1940?

 

– No cóż, to tylko teoretyczne wyliczenia – Everett zawahał się przez chwilę, ale wnet dodał pewniejszym tonem. – Maszyna cofnie się w czasie o równe sto lat, co znacznie ułatwiło obliczenia. A nasi uczeni twierdzą, że nie ma mowy o jakiejkolwiek pomyłce.

 

– No cóż, pozostaje mi już tylko życzyć panom powodzenia. Boże, Chroń Królową! – rzekł na koniec Sekretarz.

 

– Boże, Chroń Królową! – odpowiedzieli chórem szef wywiadu i agenci.

 

Allington jako pierwszy wsiadł do ciasnej kabiny wehikułu, a za nim wgramolił się Beck, który usiadł za pulpitem sterowniczym. Obsługa maszyny była bardzo prosta, trzeba było jedynie przesunąć maksymalnie do siebie drążek sterowniczy. Podróż trwała kilkanascie minut. Gdy obroty cylindra ustały, dwaj agenci wyszli z maszyny. Znaleźli się na wrzosowisku, tak jak zresztą się tego spodziewali.

 

– Bardzo ciepło, jak na tę porę roku – zauważył ze zdziwieniem Allington, gładząc palcami lufę "Mausera".

 

– O ile oczywiście mamy trzydziestego kwietnia 1940 roku – odparł Beck.

 

– Musimy to jak najprędzej sprawdzić – rzekł Allington i wraz z kolegą przykrył wehikuł czasu siatką maskującą.

 

Byli nieopodal Liverpoolu, toteż niezwłocznie ruszyli w stronę doskonale widocznych stąd dymiących kominów miasta, by zdobyć najświeższe wydanie jakiejś gazety. Gdy dotarli do huczącego gwarem śródmieścia, bez problemów znaleźli porzucony egzemplarz "Liverpool Times". I zaszokowani spojrzeli na datę. Był 29 lipiec 1941 rok.

 

– I co teraz? – zapytał Beck.

 

– Nic – flegmatycznie odparł Allington. – Wykonujemy zadanie. Z drobnym przesunięciem czasowym.

 

– Ależ Hitler zaatakował już Rosję! Trwa operacja "Barbarossa"! – wykrzyknął Beck.

 

– I co z tego? To daleko od nas. Pamiętaj, że naszym priorytetem jest, aby Anglia wyszła z wojny niepoharatana. Niemcy i Rosja wykrwawią się, a my wzrośniemy w potęgę. Więc wszystko w porządku, plan się nie zmienia.

 

– Może i tak. A więc do dzieła! – odparł przekonany Beck.

 

– Pojechali pociągiem do Plymouth, z krótką przesiadką w Londynie. W porcie bez problemów skontaktowali się ze Strażą Przybrzeżną, której okazali autentyczne legitymacje Wywiadu. Otrzymali łódź dalekomorską wraz z załogą i przepłynęli nią Kanał La Manche. W okupowanej Francji oczywiście zaczynały się schody, ale i na to byli doskonale przygotowani. Wyciągnęli z plecaków niemieckie mundury SS w kolorze feldgrau, na których naszyte były monogramy dywizji Leibstandarte Adolf Hitler. To miał być taki ironiczny akcent całej operacji, jednocześnie bezczelnie zdradzający intencje zamachowców, a zarazem doskonale je maskujący. A czekała ich trudna i ciężka droga w głąb Francji, a potem przez Rzeszę do niewielkiej mazurskiej miejscowości, niedaleko której ukryty był Wilczy Szaniec.

 

Przejście przez Francję odbyło się łatwo i bez przygód, gdyż nikt nie ośmielał się zaczepiać gwardii Fuehrera, jeśli już, to raczej niebezpieczeństwo groziło im ze strony francuskiego ruchu oporu. Dopiero po przekroczeniu granicy niemieckiej musieli uważać na żandarmerię. Ale szczęśliwie udało im się uniknąć patroli policji wojskowej. W końcu dotarli do Kętrzyna w Prusach Wschodnich. Uznali, że wystarczy, jeśli podejdą na odległość piętnastu kilometrów od Wilczego Szańca. Inteligentny pocisk powinien bez trudu odnaleźć dyktatora, który najprawdopodobniej będzie przebywal w baraku, pochylony nad mapami sztabowymi i śledzący przebieg operacji "Barbarossa".

 

Dwaj agenci weszli w lasy mazurskie, klucząc miedzy jeziorami i posterunkami żandarmerii. W razie wpadki nie pomogłyby im mundury LSSAH, tym bardziej, że dywizja ta walczyła już na Froncie Wschodnim.. Według kompasu doszli na wymaganą odległość dwudziestu kilometrów. Aby maksymalnie zwiększyć dla pocisku margines błędu w tych niekorzystnych warunkach terenowych, postanowili przebyć jeszcze pięć kilometrów.

 

Allington przystanął na otwartej przestrzeni, gdzie ściana najbliższego lasu ledwie majaczyła na horyzoncie.

 

– Idealne miejsce – rzekł Beck. – Możemy zaczynać.

 

Allington zdjął "Mausera" z pleców, uklęknął i ułożył go sobie na ramieniu. Nie musiał celować. Pocisk typu "wystrzel i zapomnij" miał wykonać całą robotę, uwalniając zamachowców od wszelkich trosk.

 

Allington nacisnął spust. Pocisk pomknął w głąb mazurskich lasów ku swemu przeznaczeniu. Na maleńkim monitorze agenci obserwowali trajektorię mknącej i lawirującej między drzewami Nemezis Hitlera. W końcu usłyszeli głośne piknięcie, a na monitorze zobaczyli, jak puncik zatrzymał się i eksplodował czerwienią. Oznaczało to, że zadanie zostało wykonane. Głowa dyktatora rozprysła się na kawałki.

 

– Zrobione – oznajmił ze stoickim spokojem Allington, jakby nie zdając sobie sprawy, że w sposób diametralny zmienił bieg historii. Beck równie niedbale odrzekł:

 

– Spadamy stąd.

 

Droga powrotna, jak to zawswze bywa, okazała się znacznie łatwiejsza. Obaj agenci pociągami z transportami wojska wnet dotarli do Francji. Gwardzistów Fuehrera nikt nie śmiał zatrzymywać, a już na pewno nie przeszukiwać, zwłaszcza po tym, co się wydarzyło. Na wybrzeżu Normandii zrzucili mundury SS i, tym razem skontaktowawszy się z francuskim ruchem oporu, skorzystali z ich pomocy, by przedostać się do Anglii. Z brzegu Kornwalii szybko i sprawnie dotarli do Liverpoolu. Ważne było, aby jak najkrócej przebywali w przeszłym czasie, więc niezwłocznie podążyli na wrzosowisko, gdzie zostawili wehikuł. Tam dobrą chwilę go szukali, aż w końcu znaleźli – doskonale zamaskowany, nienaruszony. Wsiedli do maszyny i ruszyli do swego czasu. Wiedzieli, że w wyniku zabicia Adolfa Hitlera nastąpią nieuniknione zmiany, aczkolwiek kościec pewnych rzeczy pozostaje zawsze taki sam. Dlatego nie obawiali się, że niczego nie rozpoznają w alternatywnej rzeczywistości. A priorytetem w ich kalkulacjach było przywrócenie chwały i potęgi Imperium Brytyjskiego i tylko to się liczyło.

 

*************

 

Podróż w czasie trwała dokładnie tyle samo, ile w odwrotnym kierunku. Agenci wysiedli, rozglądając się wokół niepewnie. Pomieszczenie tonęło w mroku, ale dało się rozpoznać, iż różniło się od tego, z którego wyruszyli ze swoją misją. Allington podszedł do ściany i dotknął jej ręką. Beck zapalił elektryczną żarówkę, zwisającą z sufitu. Wtedy agenci mogli stwierdzić, że znajdują się w baraku, zbudowanym z nie heblowanych desek z litego drewna.

 

 

– Coś to mi nie wygląda… – powiedział z wahaniem Allington. – Drewniana buda?

 

– Mogło coś nie wypalić – odparł Beck. – Ale ten barak jeszcze o niczym nie świadczy. Po prostu nastąpiły fluktuacje czasowe. Chodźmy na zewnątrz, sprawdzić co i jak.

 

Zaciekawieni wyszli z baraku. Wokół nie było nic. Praktycznie takie samo wrzosowisko, jak sto lat temu.

 

– Dupa blada. Gdzie jest Departament Obrony? – zdezorientowany Allington obracał się dookoła własnej osi.

 

– Zwyczajnie jest gdzie indziej – odparł Beck.

 

– Jedziemy więc do Londynu. Musimy zrealizować plan awaryjny.

 

– Tak, co jak co, ale nasza komórka wywiadowcza powinna być na swoim miejscu – odrzekł Beck.

 

Wpierw jednak doszli do Liverpoolu, którego dymiące kominy widzieli z daleka. To było miasto przemysłowe w każdym przedziale czasowym. Dopiero będąc w centrum, obydwaj zauważyli zmiany. Zaniedbane domy, odłupane tynki, brak nowoczesnych wieżowców, które znali ze swojej "wersji" czasowej.

 

– Co się stało? – zapytał Allington, ze zdumieniem obserwując stare, obskurne budynki.

 

– Diabli wiedzą – Beck wydawał się równie zdezorientowany.

 

Ale najbardziej zaskoczył ich widok aut. Były dziwnie małe, o obłym kształcie, jakby dawne angielskie Morrisy wyewoluowały na przestrzeni lat w zgrabny, futurystyczny samochodzik. Jednakże Allingtonowi coś w tym nie pasowało. Zwłaszcza że wśród nich widział niekiedy majestatycznie przejeżdżającą wypasioną furę, w których bez trudu rozpoznawał Mercedesa lub BMW. Nie, coś było nie tak i Allingtonowi mocniej zabiło serce, gdy w końcu zobaczył z bliska logo małych samochodzików. Wszystkie miały znak Volkswagena. To nie Morrisy, a najnowszy model słynnych "garbusów", samochodów, ktorych produkcję zainicjował sam Hitler jeszcze w latach trzydziestych XX wieku.

 

– Coś mi to źle wróży – powiedział Beck i zamilkł, przygnębiony i zaniepokojony. Także Allington milczał.

 

Wsiedli do pociągu, jadącego do stolicy. Pełni złych przeczuć przechodzili wagonami, poszukując jakiejś informacji. W ich czasach wszyscy posiadali juz tablety, ale tutaj agenci ze zdumieniem zauważyli, iż wielu ludzi czyta papierowe książki i gazety.

 

– Cholera, możeśmy się przenieśli w przód tylko o pięćdziesiąt lat? – odezwał się Allington.

 

– Niemożliwe, ale sprawdźmy – Beck rozejrzał się i zobaczył pozostawioną przez kogoś gazetę.

 

– Jest 2 maj 2040 roku. A wiąc wszystko gra. Wypełniliśmy misję.

 

– Ale plan wziął w łeb. Ciekawe, dlaczego? – zastanowił się Allington.

 

– Mieliśmy drobną zmianę planu, pamiętasz? Lepiej sprawdźmy, co poszło nie tak. Bo gdzieś mi mignęła jakaś swastyka – rzekł Beck. Allington skinął tylko głową. Po niedługim czasie udało im się zwędzić nieuważnym podróżnym kilka książek. Zwłaszcza jedną z nich, wyglądającą na samizdat, oprawioną w papier pakowy, uznali za dość interesującą. Nosiła tytuł "Strategia klęski". W ciągu dwóch godzin dowiedzieli się z grubsza, jaki był przebieg wydarzeń, począwszy od zamachu na Hitlera, a skończywszy na dniu 2 maja 2040 roku.

 

Po nieoczekiwanej śmierci Fuehrera Niemcy pospiesznie obwołali nowego przywódcę, albowiem trwala wojna o kluczowym znaczeniu z Rosją Sowiecką. Następcą Hitlera został feldmarszałek Walter von Reichenau, doskonały dowódca, nie pozbawiony ambicji politycznych, zarazem wierny ideałom narodowo-socjalistycznym. A miesiąc później na Froncie Wschodnim nastąpił przełomowy moment, gdy Grupa Armii Środek zatrzymała się dwieście kilometrów przed Moskwą. I Reichenau wydał dyrektywę, jakże odmienną od tej znanej z historii, teraz alternatywnej historii – 2 Grupa Pancerna Guderiana idzie prosto na stolicę Rosji. Zdobyła ją w miesiąc później. Chociaż w wyniku nadmiernie wydłużonych dróg zaopatrzenia oraz odsłoniętej południowej flanki nastąpił kryzys, spowodowany kontratakiem Budionnego na Mińsk, Niemcy zdołali opanować sytuację. W następnym roku dowódcą Ostfront mianowano Mansteina, który śmiałymi uderzeniami zajął Leningrad, Stalingrad i Kujbyszew, rozkładając Rosjan na łopatki. Najdalej w głąb imperium Sowieckiego zapuściły się pancerne zagony Hoeppnera, które siały popłoch wśród będących w rozsypce oddziałów wroga, ale zabłądziły gdzieś za Uralem. Ostatecznie niedobitki wojsk Stalina odrzucono aż na Syberię i tam pozostawiono własnemu losowi. Tymczasem najszybszym rajdem w dziejach wojen popisała sie 1 Armia pancerna von Kleista, która zdobyła z marszu Astrachań , a potem przeszła przez Kaukaz i wtargnęła do Iraku i Palestyny. W Egipcie pod El-Alemain szykował się do ataku Rommel, gromadząc siły. Anglicy zostali wzięci w dwa ognie. Na domiar złego dla nich generał Franco przebudził się z letargu i Hiszpania przystąpiła do wojny po stronie państw Osi. Basen Morza Śródziemnego został tym sposobem zamkniety dla aliantów. Był to cios, po jakim się juz nie podnieśli, otoczeni przez Niemców, Włochów i Hiszpanów, znaleźli się w potrzasku, i słynny "Monty", który jeszcze niczym nie zdążył zasłynąć, skapitulował wraz ze swoją 8 Armią. Osamotnionej Anglii nie mogło nawet pomóc wsparcie USA. Imperium znalazło się w impasie, przez dwa lata stojąc u progu klęski. Niemcy i ich sojusznicy mieli pod kontrolą cały kontynent europejski wraz z pólnocną Afryką i Bliskim Wschodem. O lądowaniu aliantów w Normandii nie było mowy, wojska Osi miały pietnaście milionów żołnierzy. W roku 1946 Niemcy doprowadzili wreszcie technologię rakiet kierowanych do wysokiej efektywności i ostatecznie wymietli własne niebo z alianckich bombowców. Nowe, niewykrywalne U-booty, wyposażone w kierowane rakiety wystrzeliwane spod wody zrealizowały marzenie Doenitza – odcięły Anglię od niezbędnych zamorskich dostaw. Wyspa stala się samotnym, odizolowanym bastionem. Jej upadek był tylko kwestią czasu.

 

W Europie nastał nowy, nie kwestionowany przez nikogo ład. Zapanował dobrobyt, przynajmniej wśród uprzewilijowanych warstw społecznych. Ukraina stała się kontynentalnym spichlerzem, Rosja – poligonem doświadczalnym, Północna Afryka – wielkim kurortem wypoczynkowym, a za wszystko zapłacili Żydzi. W latach powojennych fala entuzjazmu ogarnęła narody Europy, której wiodące państwa doświadczyły wyraźnego wzrostu gospodarczego, wykonując znaczący skok cywilizacyjny. Wprawdzie w głównej mierze przyczyniła sie do tego Organizacja Todta, ale nikt na to nie zważał. Wszyscy święcili nieodwołalne zdeskrydytowanie i obalenie komunizmu. Grossdeutchsland uber alles. Chociaż wciąż miał się całkiem dobrze jeden potężny przeciwnik III Rzeszy. Północna Ameryka. Między mocarstwami trwał kilkuletni status quo, jednakże nikt nie miał wątpliwości, że do wojny będzie musiało dojść. Wolna, silna Ameryka niby cierń tkwiła między Azjatycką Strefą Dobrobytu a przewodzoną przez Niemców Europą. Sytuacja okazała się nieznośną dla wszystkich stron. W roku 1954 wybuchla nieunikniona wojna. Ameryka przez ten czas znacznie rozbudowała flotę, w niej upatrując główną siłę, zdolną do odparcia inwazji państw Osi. Na obu oceanach miała prawie setkę szybkich lotniskowców, ale przede wszystkim zdołala w latach pokoju wybudować kilkanaście pancerników klasy "Montana", wielkością dorównujących legendarnym japońskim gigantom "Yamato" i "Musashi". Doszło do kilku wielkich bitew na Północnym Atlantyku. Niemcy wprowadzili do walki zupełnie nowe jednostki, powietrzne schlachtkroezery, Haunebu 13 Gigan o napędzie Vril, uzbrojone w kilkaset kierowanych rakiet, w tym V-10 o zasięgu dwóch tysięcy kilometrów. Osłaniane były przez Horteny, myśliwce nowej generacji. Okręty USA , rażone z daleka, eksplodowały niby fajerwerki w święto Guya Fawkesa, i szły na dno. Wobec Haunebu lotniskowce, pancerniki i krążowniki okazały się bronią jakby z epoki kamienia łupanego, a w miarę nowoczesne mysliwce F-8 nawet nie mogły się zbliżyć do niemieckiej Flugflotte.

 

Ameryka została rzucona na kolana.

 

Niemcy obwołały się światowym hegemonem. Pokój nie trwał jednak zbyt długo, albowiem zakłóciły go Chiny, które w międzyczasie wyrosły na światowe mocarstwo. W roku 1956 zaanektowały Tybet, czym wydały na siebie wyrok, ponieważ królestwo lamów od lat cieszyło się protekcją Niemców, którym zwyczajnie został wymierzony policzek. Ostatnia wielka wojna wybuchła w roku 1962, gdy Chiny zostały wzięte w kleszcze przez armię niemiecką w centralnej Azji, a z drugiej strony, od południa przez Japończyków. Po dwóch latach zaciętych walk opór Chińczyków złamano, a ich armia doznala niewyobrażalnych strat. Wyzwolony Tybet znów został proklamowany Królestwem, a uszczęśliwieni Niemcy, którzy widzieli w nim swój Vaterland, kolebkę aryjskiej rasy, ponownie zaczęli wysyłać w głąb Wyżyny Tybetańskiej ekspedycje organizowane przez Ahnennerbe, nadaremnie poszukujące mitycznej Agharti. Chińczycy tymczasem stali się narodem niewolników, darmową siłą roboczą. W fabrykach wybudowanych przez niemieckie i japońskie koncerny zaczęli wytwarzać na masową skalę tanie produkty, które wnet zalały rynki europejskie i Azjatyckiej Strefy Dobrobytu.

 

W sferze technologii kosmicznych niemieccy uczeni zdystansowali swych rosyjskich i amerykańskich kolegów ze znanej, alternatywnej rzeczywistości. Lot na Księżyc odbył się wprawdzie w tym samym roku, co w naszej wersji historii, czyli w 1969, lecz nie poprzestano na zaledwie kilku misjach. W połowie lat siedemdziesiątych nie bawiono się też w łączenie stacji orbitalnych, a założono pierwsze bazy na Srebrnym Globie. Parę lat później odbył się lot załogowy na Marsa, a następnie na satelity Jowisza i Saturna. Statki o napędzie Vril mogły pokonywać wielki odległości w bardzo krótkim czasie. W roku 2020 jednoosobowy statek poleciał na Plutona i kontakt się z nim urwał. Wówczas, w ośrodku kontroli lotów w Peenemunde odebrano niepokojace sygnały z odległych peryferii Układu Słonecznego, Pasa Cuppera i orbity Urana, gdzie wysłano sondy, zanim te umilkły. Z trudem zdołano uzyskać nieliczne zdjęcia, które ukazywały dziwne obiekty, niewątpliwie sztucznego, pozaziemskiego pochodzenia. Co odważniejsi uczeni przebrząkiwali o Wielkich Dawnych Istotach, rozsławionych przez amerykańskiego pisarza H.P.Lovecrafta, hołubionego w Niemczech, który, za osobistym wstawiennictwem kanclerza Eryka Rosenberga, syna Adolfa, jako jedyny otrzymał pośmiertnie Literacką Nagrodę Nobla.

 

Przywódcy państw Osi uznali zagrożenie ze strony wysoko rozwiniętych istot z kosmosu za poważne, obawiając się inwazji na Ziemię, jak tej, która miała miejsce przed milionami lat na Antarktydzie. Postanowili przeciwdziałać. Prominentni generałowie i admirałowie nawet ucieszyli się na wieść o nowym przeciwniku dla dotąd niezwyciężonej tysiącletniej III Rzeszy. Na orbicie Księżyca rozpoczęto budowę olbrzymiego statku międzygwiezdnego o połączonych napędach Vril i fuzji jądrowej. Nadanu mu nazwę "Adolf Hitler". Nastał rok 2040, czas, jak wszyscy sądzili, wielkich przemian. Budowa statku dobiegała końca. Miał on zbadać nieznane rubieże Układu Słonecznego, przede wszystkim Pasa Cuppera, gdzie ponoć w wiecznych ciemnościach miala krążyć tajemnicza planeta X, wedłuch innych spekulacji – Nubiru, a zdaniem wyznawców mitologii Lovecrafta – groźna Yaddith. Zamierzano odkryć domniemaną macierz Wielkich Dawnych Istot…

 

– Chyba nieźle spieprzyliśmy sprawę – odezwał się pierwszy Beck po skrótowym zapoznaniu się z konsekwencjami zabicia dyktatora.

 

– Fucking – zaklął tylko Allington, z zaciętym wyrazem twarzy wpatrując się przez brudną szybę w ponury krajobraz przemysłowy Protektoratu Anglii.

 

– Zobaczymy, co na to szef powie. Pewnie nie będzie zadowolony. Choć myślę, że w tej wersji rzeczywistości musiał się już przyzwyczaić do sytuacji… – Beck, czując znużenie, potarł ręką czoło.

 

– Jeśli Everett będzie miał jakieś pretensje, powiemy mu, że zawiniła maszyna, nie my. Jakby nie bylo, wykonaliśmy zadanie bez zarzutu – odparł Allington.

 

Tak rozmawiając, dotarli do Londynu. Stolica Albionu wydała im się przytłaczająco szara i brzydka, na dodatek nie mogli odnaleźć Big Benu. Nie widzieli też nowoczesnych, szklanych drapaczy chmur ani wypasionych apartamentowców. Jedynym elementem, zakłócającym monotonię szarości, były liczne "garbusy". Na szczęście dla nich rozkład miasta nie uległ znaczącym zmianom. Pojechali metrem do Chelsea, gdzie według tajnych instrukcji miała znajdować się komórka wywiadu. Dotarli pod adres, który zapamiętali ze szkolenia. Ostrożnie otworzyli nieoznaczone drzwi i weszli do ciasnego wnętrza. Rozejrzeli się po ciemnym pomieszczeniu. Musiano ich usłyszeć, gdyż przez boczne drzwi weszli czterej mężczyźni. Sekretarz wyglądał jak dawniej, tylko zamiast szykownego garnituru z tweedu miał na sobie spłowiały pulower. Ewerett sprawiał wrażenie cienia dawnego siebie, był nieco szczuplejszy i wymizerowany na twarzy. Widać konspiracja w świecie wszechwładnego NSDAP i wcibskiego Gestapo nie była łatwa.

 

– Rozumiem, że misja nie powiodła się – rzekł sekretarz, patrząc na nich zmęczonymi oczyma.

 

– Cóż… – Allington zerknął niepewnie na szefa wywiadu. – Nastąpiła drobna komplikacja. Nie z naszej winy. Wylądowaliśmy w czasie o rok bliżej.

 

– No tak. Wyszło jak wyszło. – Everett westchnął ciężko i zerknął na stojących za nim dwóch młodych, dziarskich agentów. – Mamy tylko jedno wyjście… – zawahał się, znów oglądając się na dwóch mężczyzn z tyłu, potem zaś spojrzał na sekretarza.

 

– Musimy tym razem uratować Hitlera, aby przywrócić normalny bieg historii – rzekł wreszcie.

 

Allington i Beck wymownie milczeli.

 

– Wyślemy za wami dwóch innych naszych agentów, którzy was powstrzymają przed próbą wykonania zadania – Everett otwarcie spojrzał na swoich najlepszych ludzi z alternatywnej rzeczywistości , ale widząc ich miny, dodał pośpiesznie:

 

– Podjęliście się tej misji, nie zważając na ryzyko. A ryzyko było wielkie. Cóż, teraz będą tego konsekwencje – szef wywiadu rozłożył ręce. – A wszystko to dla Królowej i Imperium, sami rozumiecie.

 

– Chcecie nas zabić? – wolno zapytał Allington.

 

– Nie was przecież – Everett pokręcił głową, jakby zdumiony tępotą swoich podwładnych. – Tamtych was. W wyniku czego wy tutaj tylko znikniecie. Bezboleśnie.

 

Allington spojrzał na Becka.

 

Beck spojrzał na Allingtona.

 

– Przyznam, że jakoś niezbyt podoba mi się wasz plan. Aż tak nie kocham Hitlera, by go ratować – powiedział oschle ten ostatni.

 

– Hitler jest kaputt i niech tak zostanie – poparł go Beck. Po czym błyskawicznie wyciągnął pistolet Parabellum i strzelił do Everetta. Następnie skierował lufę w stronę dwójki agentów. Ale tamci byli również dobrze wyszkoleni. Wyciągnęli broń i otworzyli ogień. Tymczasem Allington wyjął z pokrowca swojego "Mausera". Zobaczył jeszcze, jak Beck osuwa się na podłogę, a równocześnie ostatnim strzałem trafia jednego z agentów. Pozostało jeszcze dwóch przeciwników. Akurat mam tyle nabojów, pomyślał Allington i wykorzystał je. Sekretarz i drugi z agentów padli martwi, rozsadzeni rezerwowymi pociskami przeznaczonymi dla Hitlera.

 

Teraz czas stawić czoło nowemu, wspaniałemu światu – rzekł do siebie Allington, rozglądając się po pobojowisku. Niepewnie wyszedł przez drzwi. Z litego drewna.

Koniec

Komentarze

No to mamy czwarty tekst konkursowy.

pozdrawiam

I po co to było?

Przecinek zjadło w tytule.

pozdrawiam

I po co to było?

Melduję, że jestem. Na razie przeczytałam pierwsze zdanie i zaczęłam się śmiać. Autor zapewne zrozumie, że nie oznacza to negatywnej opinii na temat tego właśnie zdania;).

Resztę przeczytam w wolniejszej chwili.

Pozdrawiam.

 

Trochę błędów się rzuciło w oczy. Wszechobecne "deski z drewna", "Big Benu" zamiast "Big Bena". Największym błędem jest jednak rozwój zdarzeń w końcówce - agenci trafiają do alternatywnej rzeczywistości, która przez 99 lat rozwijała się inaczej, i trafiają na swojego szefa, który jak gdyby nigdy nic pyta "co, nie poszło?". Je ne comprends pas. Nie klei mi się to nijak.

Ale ześ pan popłynął z tą alternatywną historią, ma się rozmach nie ma co. Dzwi też wymiatają. ;)

Jeszcze tu wrócę, jak tylko przetrawię te rewalacje o II wojnie światowej.

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

"Allington nacisnął spust. Pocisk pomknął w głąb mazurskich lasów ku swemu przeznaczeniu. Czyli ku głowie Adolfa Hitlera. Na maleńkim monitorze agenci obserwowali trajektorię mknącej i lawirującej między drzewami Nemezis Hitlera. " - Czyli ku głowie AH jest według mnie zbędne.
"...zbudowanym z nie heblowanych desek z litego drewna."
"...nie mogli odnaleźć Big Benu" -- Bena raczej; nazwa pochodzi od imienia sir Benjamina Halla.

No no no, profesorze Agroeling! :) Dawno nie czytałem na naszym portalu opowiadania, które by mnie aż tak wciągnęło, tym bardziej, że nawet nie lubię tego typu opowiadań. :)
Skąd Everett wiedział o misji z alternatywnej rzeczywistości? To mi nie pasi, chyba że weźmiemy wszystko z przymrużeniem oka.
Świetny tekst według mnie. Polecam.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Wykazałeś się Autorze sporą wiedzą i zapewne kosztowało Cię to opowiadanie wiele pracy. Za to szacunek. Czytało się dobrze, choć nawiązania do dyskusji o litych drzwiach z drewna mnie osobiście nieco przeszkadzają. Powody wysłania agentów w przeszłość, jak i wizję świata po ich powrocie kupuję bez większych obiekcji.

Nie przekonuje sam opis akcji dokonanej w przeszłości. Hitlerowskie Niemcy były państwem policyjnym. Bezproblemowy przejazd przez pół Europy (w obie strony), nawet (a może szczególnie) osobników w niemieckich mundurach, wydaje mi się naciągany. Jak sam napisałeś, formacja z której mieli mundury, walczyła na wschodzie. Czego więc szukali we Francji? Gestapo pewnie bardzo chciałoby się dowiedzieć, a niemieckie służby tego okresu były dość bezwzględne w łapaniu wszelkiej maści dezerterów.

Sam sposób zabicia Hitlera też wydał mi się pójściem na skróty. Wystarczyłoby, aby Hitler przebywał w momencie strzału w zamkniętym pomieszczeniu, choćby w ubikacji (o bunkrach nie wspominając), a taki pocisk by go nie zabił.

Nie przekonuje mnie też ostatnia scena, z powodów wyłożonych przez przedmówców. Przeszkadza cudowna pamięć szefa agencji. Poza tym, po co wysyłać nowych agentów, aby zabili poprzednich, skoro można wysłać tych samych, ale o rok wcześniej, aby jeszcze raz zabili Hitlera, ale tym razem w zaplanowanym czasie.
Same perypetie przebijających się przez okupowaną Europę agentów mogłyby być tematem powieści. Rozumiem, że teksty konkursowe muszą zmieścić się w limicie znaków. Moim zdaniem jednak, potraktowałeś tę część trochę po macoszemu, za bardzo skupiając się na samym opisie alternatywnego świata.

Całość - na plus :)

Pozdrawiam

O nie! Nie podoba mi się taki scenariusz :D Już z dwojga złego wolę tę cholerną UE :D

Wciągający tekst, napisany sprawnie, dobrym językiem (może poza tym Big Benu, rzeczywiście, ale wydaje mi się, że to jakaś literówka czy cosw tym rodzaju), a jednak trochę mnie znudziły te bloki tekstu z opisami, jak potoczyła się historia świata. Moim zdaniem należało opisać, w tak krótkim tekście, jakim jest opowiadanie, jedynie fragment historii Europy, istotny z punktu widzenia UK np.. A to "Chiny to, Związek Radziecki tamto, Tybet tamto, a Ameryka siamto" brzmi jak wykład.

Mimo wszystko - brawo!

Dziękuję bardzo za komentarze. Tytuł jeszcze poprawię, coś przy edycji się chyba pochrzaniło.

Co do zarzutów - tak, Big Bena, nie wiedziałem, skąd się wzięła nazwa tego cholernego dzwona.

"Czyli ku głowie Adolfa Hitlera" - racja, zbędne zdanie, może uda mi się je ściąć.

No a to, że skąd szef wiedział o misji na końcu. Będę musiał jeszcze nad tym pomyśleć. To jest to, że sam nigdy nie lubiłem opowieści o podróżach w czasie, bo od tych paradoksów boli mnie głowa.

Jeszcze co do zarzutu Unfalla, że dwaj przebrani agenci zostaliby wykryci jako dezerterzy. Przecież żołnierzy wysyłano na przepustki. No i z dywizji LSSAH na pewno nikt nie zdezerterował, tego można byż niemal pewien. Dlatego tak to widzę, że w mundurach najbardziej elitarnej dywizji agenci mieliby najwieksze szanse na wykonanie zadania bez wzbudzania niczyich podejrzeń.

A co do pocisku, to tak myślałem, że mi się głównie za niego dostanie. Ale zobaczymy, co, jeśli, napiszą inni.

Zabicie Hitlera w tym czasie jednocześnie zneutralizuje komunizm - a własciwie skąd taki wniosek?

     Bejcowane drzwi? No nie... Ledwie  niższa  klasy średnia. Politurowane --- tak. Ale opis drzwi w tekście i uzyte przymiotniki --- bez wątpienia prawdłowe. Skąd my to znamy? Autorze, skąd wziąłeś te "bejcowane drzwi ? Tu bym stanowczo oponował.

     Fajne opowoadanie. Jest  nieco za dużo opisu historii świata po zamachu, no,  ale trzeba bylo wszystko wyjaśnić. A historia jest logiczna. Ten zarzut o tym, że Adolfa nie można było zabić z tej broni jest chybiony: po prostu pocisk mógl krążyć. Warto jednak dodać gdzieś  w tekście przy "pocisku" imiesłów "krążacy" --- i będzie wszystko jasne. Przy przedzieraniu się do Prus Wschodnich --- można dopisać do zdania po "mundury" ---  i perfekcyjnie wykonane przepustki i rozkazy wyjazdu. 

     Dobrze wykorzystana formuła thrillera., co cieszy. 

    Pozdrawiam.    

Rogerze --- a jak tam Twoje opowiadanie. Już je puściłeś w świat, czy może jednak dałoby radę je nieco przyciąć i skondensować?

pozdrawiam

I po co to było?

    Powędrowalo w świat.

Melduję posłusznie: czytałem.

Roger - dzięki za komentarz. Fajnie, że się podobało. Przyznaję, że nie wiem, czy w tamtych czasach się bejcowało drzwi. Ale w dyskusję o drzwiach wciągnąć już się nie dam...

tfurco -- Założenie miałem takie, że w roku 1940 Niemcy były nie do ruszenia, zwłaszcza po opanowaniu Skandynawii, która dostarczała fabrykom zbrojeniowym Rzeszy niezbędnych i rzadkich surowców, np manganu. Dyskusyjna jest tylko sprawa, czy Stalin zdecydowałby się napaśc pierwszy na Niemcy. Zdaje się, że do tej pory historycy nie mogą dojść do porozumienia w tej kwestii. Gdyby jednak Stalin napadł, to absolutnie nie wiadomo, jak by się to skończyło. A jesli nie, to jednak Rosja zostałaby trochę odsunięta od świata i wielkiej polityki. W takim to kontekscie pisałem, że "zneutralizuje".

     Agroelingu, przemyśl jeszcze na spokojnie zapis tytułu. W tytule po "Boże" na pewno potrzebny jest przecinek, na co zwrócil uwagę syf. Ale nie wiem, czy jednak na końcu tytułu nie jest potrzebny wykrzyknk, vo to jest chyba jednak okrzyk. Ale --- jeacze masz czas na zastanowienie. 

Na miejscu ludzi z Departamentu Stanu wysłałbym 2 ekipy - jedną do zabicia Hitlera, drugą do zabicia Stalina (albo Lenina, jeśli wyliczenia wskazałyby, że to bardziej się opłaca). Moim zdaniem departament wysuwał zbyt daleko idące wnioski z zabicia Hitlera. Poza tym zrozumiałem na początku, że Departamentowi chodziło nie tyle o zabicie Hitlera, co o "posterowanie" historią, zatem zabicie go w innym czasie niż oznaczony, było sprzeczne z założeniami na tyle, że egzekutorzy powinny mieć konkretne instrukcje na wypadek poślizgu. A skoro nie mieli, dokonali samowolki - to nieodpowiedzialne i nie wierzę, że profesjonaliści tak by postąpili.

Krążąca amunicja, oprócz systemu czujników i elektroniki mających odnaleźć i zidentyfikować cel, kamery i nadajnika, układów sterowania lotem,i własnego napędu, musiałaby mieć jeszcze znaczny zapas paliwa, na to krążenie. Ale ok. Niech będzie, że w 2040 roku udało się to wszystko tak zminiaturyzować. Tylko jak na końcu opowiadania agent zabił dwie osoby taką samą amunicją? Powinna ona krążyć po pomieszczeniu i szukać Adolfa.

Ale nie chcę być upierdliwy. Po prostu w moim odczuciu, autor wiele uwagi poświęcił przemyśleniom dotyczącym losów świata po zamachu, a nieproporcjonalnie mało samemu zamachowi. Tym byłem lekko zawiedziony, co nie zmienia faktu, że opowiadanie mi się podobało.

Jako fan alternatywnych historii z przyjemnościa przeczytałem powyższe opowiowiadnie. Niektóre kwestie zwiazne z przejazdem przez okupuowaną Europę i niesomowitej "pamięci" szefa są rzeczywiscie dopracowania, ale jest do tzw ogranięcia.

Natomiast moje wapliwości wzbudza sposób rozwinęcia konfliktu pomiedzy USA i III Rzeszą, a w szczególnosci problem broni atomowej lub całkowity jego brak. Wg. szanownego Autora wojna pomiedzy stronami zaczyna się w 1954 i opiera się na anarchronicznej (przynajmniej wg naszej linni czasowej) rozbudowy cięzkiej floty przez Stany i niemieckich sił powietrznych. Jak wiemy, wojna na pacyfiku skonczyła się użyciem broni masowej zagłady, która stanowiła też przez pwwien czas swojego rodzaju straszak dla ZSRR. Czy w tym przypadku nie było by tak samo w stosunku do III Rzeszy? Chyba że oczywscie w tej wersji historii obie strony rezygnują z uzycia takiej broni.

Pozdrawiam.

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Roger -- wiem, wiem, z początku tytuł był poprawny, z przecinkiem i dużymi literami, ale coś przy edycji się stało. A wklejała mi siostra, więc nie wiem. A co do wykrzyknika , ta faktycznie się zastanawiałem, czy nie powinien być. Uznałem jednak, że w tytule nie musi być, bo go tu nikt nie wykrzykuje, inaczej niż w opowiadaniu, gdzie dałem.

tfurco -- dużo racji masz, tylko jednak samowolki się zdarzają. Choć w samym tekscie tego nie ma, to przyjąłem, że maszyna czasu może być jedynie raz użyta - tam i z powrotem. W takim wypadku agenci chcieli po prostu koniecznie wykonać zadanie.

Unfall -- to mi zadałes ćwieka z tymi dwoma ostatnimi pociskami. Po prostu wydawało mi się, że z tak bliskiej odległości to jednak muszą trafić, może nie zdążyłyby się zaprogramować na Hitlera. Bo podobno w locie się dopiero programują, ale przyznaję, nie znam się... Cieszę się jednak, że opowiadanie podobalo się.

Zaith  --  fakt, o atomówkach zupełnie zapomniałem. Ale myślę, że nie miałoby to większego znaczenia. Trzeba pamietać, że USA w roku 1945 wykorzystala limit swoich bomb, bo mieli tylko dwie. Nie wiem wprawdzie, jak później przebiegała produkcja, ale chyba nie była zbyt szybka. Poza tym mogli je zrzucać tylko z ciężkich bombowców, co było dość niepraktyczne. A co do pancerników MONTANA, to już zaczęli je prawie budować. Tyle że skończyła się wojna z Japonią, więc wszystkie plany anulowano.

     Wejdź sobie w swój profil. Masz funkcje "edytuj" przy tym opowiadaniu. Klikasz.Pojawia Ci sie  tekst w oknie. Stawiasz przecinek po " Boże" w tytule. U dołlu jest okienko 'zapisz". Klikasz. Załatwione.

To znaczy wiem. Tylko boję się tego edytora... Ale spróbuję...

Drogi autorze, a skąd wiesz, że w 2041 r. w Wielkiej Brytanii będzie królowa?. Fajne opowiadanie. Pozdrawiam.

Jak ma jej nie być, skoro Bóg ją chroni?! :)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

 

..A te drzwi z litego drewna przetrwały do starości i autora i Rogera...

Ryszarszie, dzięki za przeczytanie i komentarz. A Boże, Croń Królową nie jest przypadkiem w hymnie angielskim? Albo że tam ciągle panowała jakaś królowa, to się tak już utarło.

A, Ryszardzie, sorry za literówkę.

Z tego, co kojarzę, to w hymnie się zmieni, w zależności od tego, czy akurat jest król czy królowa. God save the Queen albo God save the King

Na 100% pewna nie jestem, ale na 99,99% tak;). No więc już dość długo śpiewają pierwszą wersję.

 Ocha ma rację, są dwie wersje hymnu. A z tego, co kojarzę, księżna Walii zdradziła jakiś czas temu, że urodzi córeczkę, więc jest to prawdopodobne, że będzie królowa w 2040.

Podoba mi się wizja alternatywnego świata. Trochę kojarzy mi się z jakimś starym filmem/serialem, w którym w USA rządzili hitlerowcy (i chyba też na całym świecie), ale ogólnie ciekawa. A dodatek z kosmitami rozbawił mnie - w pozytywnym znaczeniu. Natomiast cała reszta to radosna twórczość, mocno niedopracowana.

Po pierwsze, jakby wystarczyło mieć legitymację wywiadu, by zostać zrzuconym na terytorium Francji - to pewnie większość Polaków z SOE zrobiłoby sobie taką samowolkę. O zrzutach powiadamiano zawsze francuski ruch oporu i jego członkowie pomagali później w misjach wywiadowcom. Za bardzo poszedłeś z tym wszystkim na łatwiznę.

Co do mundurów też niefortunnie wybrane. Jasne, Niemcy to nie Ruscy, komuniści podejrzewali się o wszystko wzajemnie, ale za to w okupowanym kraju Niemcy na pewno chcieliby pogadać, napić się razem, dowiedzieć czegoś. Każde wpadki rejestrowałoby i gestapo, i Abwehra. O wiele lepsze byłyby mundury oficerskie Wehrmachtu, legitymacje Abwehry plus rozkazy ogólne do wszystkich czytających, że wzmiankowani są w trakcie tajnej misji i należy im się wszelka pomoc. 

Końcówka niezrozumiała zarówno jeśli chodzi o pociski, jak i szefa wywiadu.

Czemu w tytule Chroń Królową wielkimi? Po angielsku tytuły pisze się w taki sposób, ale nie po polsku. 

Dzięki za pozytywną [w sumie] opinię. Opowiadanie pisalem [jak na mnie] szybko i bez sprawdzania faktów, więc oczywiście są niedoróbki. Ale gdybym miał je dopracować, musiałoby być pewnie znacznie dłuższe, by wszystkie kwestie uwiarygodnić.

Mundury LSSAH wybrałem, bo żołnierze tej dywizji napradwę budzili i respekt, i szacunek.Ale możliwe, że mundury Wehrmachtu byłyby lepsze.

A Boże, Croń Królową, to też taki patriotyczny okrzyk poddanych przed majestatem Królowej. Sądzę, że w jakimkolwiek języku, powinno być jednak dużą.

BOŻE, CHROŃ KRÓLOWĄ — AGROELING

Przeczytałem — czas na komentarz:

1. pomysł — pomysł klasyczny, sens wyprawy wyraźnie zaznaczony i uargumentowany. Przydałoby się kilka słów wyjaśnienia co do dowódcy, występującego w finale. 4.0

2. wizja rzeczywistości — No, to naturalnie najmocniejszy element opowieści. Wydaje mi się, że nieco za dużo miejsca poświęciłeś sprzętowi bojowemu, a za mało pewnym komplikacjom natury — powiedzmy — społecznej, wynikającymi z takiego przebiegu wojny. 4.0

3. jakość wykonania — daty są źle zapisane. Co do przekazania wizji świata będę miał podobny zarzut jak u Tryfida — szkoda, że zrobiłeś to odnarratorsko, a nie za pomocą dialogu. Podobnie, jeżeli chodzi o podróż przez Rzeszę — przydałoby się wpleść coś podkręcającego napięcie. Te drzwi, jak rozumiem, to aluzja do jakiegoś tekstu ze stronki, wydaje mi się jednak, że zbyt toporna. Zakończenie — jak zauważono — jest nieco niezrozumiałe. Językowo nieźle. 3.0

4. motywacja bohatera — Szkoda, że nie został nieco rozwinięty wątek poświęcony za/przeciw konsekwencjom śmierci Hitlera — tj. losowi Polaków, Żydów i pozostałych grup skazanych na zagładę i ewentualnym działaniom skierowanym przeciwko takiej polityce Rzeszy. Zresztą — Twoi bohaterowie są niestety najsłabszym elementem opowiadania, co zapewne wynika z przyjętej formy — przewagi treści odarratorskiej. 2.5.

Podsumowując — bardzo przyjemne opowiadanie, wyraźnie dopasowane do kryteriów konkursu. Szkoda, że nie rozbudowałeś bohaterów. Moja ocena wychodzi: 13.5.

I po co to było?

Ha, a mnie się właśnie bohaterowie podobali. Byli jakby ze starych, wojennych filmów, w których więcej przygody niż tragedii. Takiego w miarę młodego (był on w ogóle kiedyś młody?) Aleca Guinessa w mundurze miałam cały czas przed oczami :).

Przeczytałem. Komentarz napiszę jutro.

Komentarz przesłany wraz z wynikami do przewodniczącego jury:

Najpierw plusy. Sprawnie napisane, ciekawe, wciągające opowiadanie. Podobali mi się bohaterowie – jak ze starych filmów wojennych, z przygodą w tle. Tacy flegmatyczni Anglicy, którzy do wszystkiego podchodzą z dystansem, kulom się oczywiście nie kłaniają i są święcie przekonani o wielkości i wyjątkowości swojego kraju.

Podobał mi się opis alternatywnej rzeczywistości.

Jednak… Opis podróży do Wilczego Szańca – po łebkach. I znowu – limit znaków i te sprawy. Ale wydaje mi się, że już lepiej byłoby go załatwić jednym zdaniem (mieli jakieś trudności, ale się udało), niż stosować taki zabieg. Podobnie sprawa się ma z opisem powrotu.

Jest w tym tekście trochę nielogiczności, które psują jego odbiór.  Mnie najbardziej zastanowił ten pocisk, który grzecznie trafił Everetta, zamiast ogłupiały szukać Hitlera. I – nie będę udawać – nieco przeszkadzały mi też literówki i inne tego typu drobne błędy.


Dzięki i za te komentarze. Fajnie, że mój tekst miał ogólnie taki pozytywny odbiór. A z Anglików własnie chciałem tak trochę zakpić.

Przypominam ponadto, że DJ Jajko zorganizował konkursik na NAJBARDZIEJ POMOCNEGO JURORA. Wobec tego proszę Autorów, aby w komentarzach do wątku z wynikami, w miarę możliwości jak najszybciej, a bezwzględnie do 20 maja, zagłosowali. Autorowi przysługuje jeden głos.

 

pozdrawiam

I po co to było?

Nowa Fantastyka